piątek, 31 października 2014

Rozdział 28

WITAM W KOLEJNYM ROZDZIALE OPOWIADANIE PT. "COMPLETELY DIFFERENT BUT THE SAME"

Łał, takie oficjalne powitanie xD

Przybyłam do was z kolejnym świeżutkim postem o mam nadzieję, że wam się spodoba :)

Super, ze czytacie i odwiedzacie mojego bloga. Jestem Wam ogroooomnie wdzieczna :**

Miłego czytania.
Kocham! xx

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

*Jessy*

Obudził mnie ból głowy. Znowu... Cóż, po dwóch latach imprez powinnam się do tego przyzwyczaić, ale jakoś nie potrafię. Usiadłam na łóżku i zdałam sobie sprawę, że jestem we wczorajszym ubraniu i pełnym makijażu, bo moja poduszka jest cała w tuszu i kredce.
Zajebiście.
Będę musiała to posprzątać i zrobić pranie. Eh... Teraz nie mam do tego głowy. Wiecie starałam się wstać i nie zwymiotować. Wbrew pozorom, to nie było takie proste.
W końcu dotarłam do kuchni i ociężale klapnęłam na krzesło. Nie zdążyłam się dobrze rozejrzeć za
wodą, kiedy do pomieszczenia weszła rudowłosa piękność w bluzce i dresach mojego brata.
- O, wstałaś. - uniosła brwi zaskoczona. - Nie sądziłam, że zerwiesz się po takim melanżu, tak wcześnie.
Sprawdziłam godzinę i okazało się, że jest minuta po południu.
- Zabawne. - skacowana potarłam czoło. - Dałabyś mi jakieś tabletki i wodę?
- Jasne. - poczłapała do blatu na przeciwko mnie i sięgnęła szkło z górnej szafki. - W ogóle nie uwierzysz, kogo wczoraj spotkałam. Po tylu latach... Nie spodziewałam się, że go zobaczę.
- Serio? Przepraszam, ale nie mam ochoty na pogaduchy, bo z każdym słowem mam wrażenie jakby
moją głowę coś rozrywało od środka. Wybacz.
- Wybaczam, ale nie na długo. Koniecznie musimy porozmawiać.
- Udana noc z Niallem, że taka szczęśliwa? - zapytałam z wielkim trudem siląc się na uśmiech, który i tak wyszedł jak grymas bólu.
No co zrobisz? Nic nie zrobisz.
- To nie twój interes. - wystawiła język, stawiając obok moje wcześniejsze zamówienie.
Jej rumieńce mówiły wszystko.
- Kocham cię. - wymamrotałam z ustami przy krawędzi szklanki.
- Wiem, wiem. - poczochrała moje włosy. - Idź się ogarnij, bo słyszałam, że twoje małpki gdzieś cię
wieczorem porywają. - powiedziała i wyszła.
Westchnęłam jak staruszek z astmą. Niezbyt estetyczny dźwięk, ale na szczęście jestem u siebie. Nie wiedziałam, co oni kombinują, ale nie miałam ochoty na wygłupy. Słabo pamiętałam, co wczoraj robiłam. Wiem, że z kimś tańczyłam, a później naszła mnie ogromna ochota na trawkę. Reszta to pustka.
Ciemność.
Czarna dziura. Nie pamiętam...
Trudno.
Doprowadziłam się do stanu "można pokazać się ludziom" i zasiadłam w salonie przed telewizorem. Dołączyli do mnie Mel z Niallem i wspólnie oglądaliśmy kreskówki.
Tak, mimo to ciągle mam dwadzieścia lat i tak, wszyscy jesteśmy dorośli.

***

- Popierdoliło was do reszty? - postukałam się palcem wskazującym w czoło.
Szłam z chłopakami w stronę parku.
- Kochanie, jedno spotkanie. - Tony zarzucił rękę na moje ramiona.
- Ja się nie umawiałam, więc nie wiem co tutaj robię. - dalej marudziłam.
Kac mi przeszedł, jest niedzielne popołudnie, a ja chciałam trochę poleniuchować z przyjaciółką.
Zabrali mi to!
- Bez ciebie, to nie to samo. - Alex zrobił minę szczeniaczka i zatrzepotał rzęsami. - Jesteśmy drużyną.
- Nie rób z siebie cipy, Alex. - rzuciłam.
Chłopak fuknął, udając obrażonego. Tony cmoknął moją skroń i zaśmiał się krótko. Nim się obejrzałam byliśmy już w parku i usiedliśmy na ławce. Max zajął jeszcze jedną, stojącą przed nami.
- Na kogo czekamy? - podciągnęłam kolana pod brodę i skubałam materiał spodni.
- Na znajomych z klubu. - odpowiedział Austin.
- Jakich znajomych? Ja nic nie pamiętam. - wzruszyłam ramionami, niezainteresowana tematem imprezy.
- Zaszalałaś tygrysico! - rzucił ze śmiechem Tony. - Pierwszy raz od dłuższego czasu.
- Zamknij twarz. - warknęłam.
- Ty, ona zachowuje się jak podczas okresu. - wyszeptał Austin do Alexa.
Hey! Usłyszałam to!
Nie potwierdziłam ani nie zaprzeczyłam. Niestety mieli racje. Rano dostałam okresu.
- Idą. - rzucił Max, wskazując głową w kierunku grupki ludzi.
- Miłej zabawy. - zamknęłam oczy i oparłam głowę na kolanach.
Okropnie chciało mi się spać. Zjadłabym lody z płatkami kukurydzianymi. Albo wypiłabym kawę mrożoną z lodami i bitą śmietaną. Najchętniej, to leżałabym teraz na leżaku w ogrodzie i opalała nogi, ale nie! Oni jak zwykle musieli coś wykombinować i wplątać w to mnie. Co ja się z nimi mam... ehh.
- Siema ziom!
Poczułam, że Tony poderwał się z ławki.
- Joł! Miło cię znowu widzieć. - powiedział drugi. - Co słychać?
- Po staremu. - zaśmiali się.
- Może nas przedstawisz.
Uwaga - bezpośredni Max.
- Chłopaki, to jest Josh, Mark i Sam. - powiedział ten sam koleś. - Mamy jeszcze jednego, ale jakaś laska go zatrzymała. Wiecie... Nocna przygoda i te sprawy. Podobno chciał się wyluzować, a robi to dosyć często. Po drodze kupi szlugi i browary, więc powinien zjawić się za jakiś kwadrans.
- Spoko. To jest moja ekipa - Austin, Max i Alex. Na ławce przysypia nasza kochana tygrysica Jessy.
Znowu śmiech.
Ja, kurwa nie wiem, co w tym takiego zabawnego.
- Nie przeszkadzajmy jej. Koleżanka pewnie zabalowała jak nasz wariat, którego w tej chwili brak. - już przestałam zwracać uwagę na głos, ale ten wydawał mi się dziwnie znajomy.
Jakbym już gdzieś go słyszała...
- Jak wam idzie? - zapytał Austin.
- Z przygotowaniami do pojedynku? Całkiem nieźle.
- Nam też. - stwierdził Tony, chociaż od przyjazdu tutaj jeszcze nic nie zrobiliśmy. - Tylko szkoda, że będziemy konkurować.
- Tak, szkoda. - zaśmiał się inny członek dyskusji. - Znacie już dokładne zasady i o co gramy?
- Um, nie. Jeszcze nie, a wy?
- Niestety...
- Niedługo powinni podesłać nowe info. - stwierdził Tony.
Ni cholery, przy nich nie usnę! Ciągle nie rozumiem mojej obecności tutaj, skoro i tak się mną nie przejmują. Eh... Faceci.
- O! Jest nasza zguba! - zawołał ten, co wszystkich przedstawiał.
- Zapraszamy, zapraszamy - rzucił Alex ze śmiechem.
- Wybaczcie, małe problemy z laską i do tego ta kolejka w sklepie... ale mam wszystko. - oznajmił nowo przybyły.
Jego głos... Znajomy. Jeszcze bardziej niż ten poprzedni. Co tu się, do cholerki, dzieje?
Odchrząknęłam, ale nie podniosłam głowy.
- Proszę, proszę nasza księżniczka się budzi. - Tony pogładził mnie po plecach.
- A my możemy oficjalnie przedstawić naszego ostatniego i najlepszego członka "Wolfs"... - zaczął
któryś chłopak. - Panowie i szanowna pani, mam zaszczyt przedstawić zajebistego człowiek i wabika na foczki, oto...
W tym czasie uniosłam głowę i po przetarciu oczu zeskanowałam nowe twarze. Mój wzrok zatrzymał się na jednym osobniku.
Ja pierdole.
Z szoku wytrzeszczyłam oczy. To nie może być prawda. Nie po tak długim czasie...
- Zayn?

***

Minuta.
Tyle trwało zanim mój mózg przyjął do wiadomości obraz wysłany przez oczy. Ja sama dalej nie wierzyłam i starałam się sobie wmówić, że tylko śnię.
To musi być, kurwa, pieprzony sen!
- Jessy?
- Tak kurwa, a kto?
- Nie bluzgaj na mnie, kurwa.
- Robię to, co chcę.
- Gówno mnie to interesuje.
- Fajnie widzieć.
- Zajebiście. Pyskata laska się z ciebie zrobiła.
- Spierdalaj.
- Wzajemnie, kocie.
Naszą "milutką" kłótnię przerwał Tony.
- Zamknąć się! - krzyknął, patrząc to na mnie, to na Malika. - Dopiero się poznaliście i już taka gadka?! Jessy, nie poznaję cię!
- Poznaliśmy się już wcześniej. - wymamrotałam, opuszczając nogi na ziemię.
- Niestety. - dodał mulat. - Jakieś dwa lata temu, prawda Josh?
Spojrzałam na wymienioną osobę. Josh! Wiedziałam, że poznaję skądś ten głos! On też jest z nimi? Po prostu zajebiście. Ciekawe czy dalej ćpie...
- Ta, jakoś tak. - przyznał jego przyjaciel.
- Jak się żegnaliśmy, to nie narzekałeś. - wypaliłam zanim pomyślałam.
Kurwa.
- Ho ho ho! - zaśmiał się Austin. - Jak się żegnaliście? - poruszył brwiami w jednoznaczny sposób.
Czułam jak moje poliki stają się czerwone.
- Nie twój interes. - bąknęłam.
- To po co o tym wspomniałaś? - Malik uniósł jedną brew w rozbawieniu. - Powiedz im, kochanie. No dalej.
Serio? Tak cię to śmieszy? Bo mnie wcale.
- Nieważne.
- Dobra, ale i tak to z ciebie wyciągnę. - Austin puścił mi oczko i wrócił wzrokiem na Zayna.
- Masz szluga?
- Łap! - tamten rzucił w niego paczką i zapalniczką.
- Dzięki.
- Ej, Jessy. - ktoś zaczepił, a ja odwróciłam się do jednego z chłopaków z grupy Zayna. - Pamiętasz mnie?
Zmarszczyłam czoło i starałam się skojarzyć jego twarz, ale szło mi to bardzo opornie. Zrezygnowana pokręciłam głową. Dopiero teraz zauważyłam, że utworzyliśmy całkiem zgrabny krąg, a ja stałam dokładnie na przeciwko chłopaka, którego sobie nie przypominałam. Po mojej prawej stał Tony, a po lewej Max.
- Jestem Steve. To ze mną wczoraj tańczyłaś i wyszłaś na trawkę, ale nam przerwano.
- Aaa... Teraz pamiętam. - przymknęłam oczy na to wspomnienie. - Nie zapaliłam przez Nialla.
- Nialla? - zapytał chyba Sam.
- Jej brat. - mruknął Zayn, biorąc kolejnego bucha.
Przyglądał mi się w skupieniu, przez co czułam się okropnie niekomfortowo i starałam się na niego
nie patrzeć.
- Szkoda, może innym razem. - Steve uśmiechnął się ciepło, co odwzajemniłam.
Mark, jeśli dobrze zapamiętałam imiona, wyciągnął komórkę i szybko zlustrował ekran.
- Ej, słuchajcie! - podniósł głos, więc zwrócił na siebie uwagę wszystkich zebranych.
Nawet moją.
- Co jest? - zainteresował się Sam.
- Dostałem cynk, że potyczki, w których chcieliśmy wziąć udział rozgrywają się o 100 tys. dolarów. Będą się składać z dwóch rund kwalifikacyjnych, półfinału i finału, a na końcu zwycięska drużyna
zmierzy się z drużyną "Yamakasi". - mówił śledząc wzrokiem tekst wiadomości na telefonie.
Zwróciłam twarz w kierunku Tony'ego.
- Yamakasi?
- To jest najlepsza drużyna w Stanach, która organizuje całe wydarzenie i stawia nagrodę. Drużyny do półfinału będą wybierać jej członkowie, a w półfinale i finale zrobi to lider.
- Och. - na tyle mnie było stać.
Wiedziałam, że gdzieś nas Tony zgłosił, ale nie znałam szczegółów. Zaskakujące, nie powiem.
- I ty tu odegrasz dużą rolę, tygrysico. - Alex poklepał mnie po ramieniu.
- Ja? Dlaczego? - wskazałam na siebie palcem i posłałam zdezorientowane spojrzenie Tony'emu.
- Jesteś najlepsza w grupie i o wiele zwinniejsza od nas. Jak się rozkręcisz, to nic nie jest w stanie cię zatrzymać. - przytulił mnie i pocałował w skroń.
- Chyba, że będę to ja.
Mulat zdeptał niedopałek czubkiem buta i wepchnął dłonie do kieszeni spodni.
- Nie zrobisz tego. - przywołałam wzrok drapieżcy.
- Założymy się?
- Możemy się ścigać.
- Teraz?
- Za godzinę. Na najbliższym moście jest start.
- Meta pod moim domem.
- Dobra. O co gramy?
- Jeśli wygram zrobisz co zechcę i przyznasz, że jestem najlepszy przed obydwoma drużynami.
- Jeżeli ja wygram, to stawiasz wódkę i przyznajesz, że ja jestem najlepsza przed wszystkimi tutaj zebranymi.
- A co jeśli będzie remis? - zapytał Max.
Klepnęłam go w tył głowy.
- No co?? Tylko gdybam.
- To przestań. - syknęłam.
Przewróciłam oczami na jego słowa. Wszyscy obserwowali mnie i Malika. Muszę mu pokazać, kto tutaj rządzi i gdzie jest jego miejsce. Nie dam sobą pomiatać, a poza tym przyda się mały trening przed zawodami.
- Do zobaczenia za godzinę, kocie. - z zamyślenia wyrwał mnie głos Zayna.
- Pa, kochanie. - przygryzłam wargę i odwróciłam się na pięcie.
Śmiałym krokiem oddaliłam się od oniemiałych chłopaków.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

WOW WOW WOW!
Co to się dzieje!?
W końcu się spotkali!
Juuupiiiii! :)

Kto ciekawy kolejnego rozdziału?
Myślicie, że ich relacje się ułożą czy jednak nie?

xxx

poniedziałek, 27 października 2014

Rozdział 27

HELOŁ!

Nie wiedziałam, czy dodawać post w weekend ponieważ niedawno był ten nowy, ale jednak stwierdziłam, że nie będę taka okrutna i dam kolejny.

TAM TA DA DAM!
Oto jest rozdział 27!!!!

Póki co, akcja się rozkręca. Już niedługo dowiecie się, co będzie dalej z Jeyn (Jessy + Zayn) :)

Życzę miłego czytania, przepraszam że późno i dziękuję za każde wejście i każdy komentarz.
Jest mi strasznie miło, że doceniacie moje marne wypociny.

Kocham! xx

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

*Jessy*

- Tony i Max załatwcie taksówki, a ja odbiorę nasze walizki z Austinem. Alex idź po coś do picia, bo
moje wypiliście, a jestem bardzo spragniona. - zarządziłam z poważną miną.
- Tak jest, kapitanie! - zasalutowali zgodnie.
Zaśmiałam się. Przy nich nie można się nudzić, przynajmniej ja nie potrafię. Zgarnęłam wózek na torby i skierowałam się do odbioru, a Austin zaraz za mną.
- Trochę tego będzie. - marudził.
Szturchnęłam go w żebro.
- Nie bądź baba.
Prychnął tylko. Moje słowa zadziałały jak magiczne zaklęcie, bo po jakichś trzech minutach wszystkie bagaże były na moim wózku, którego za cholerę nie dałam rady popchnąć.
- Austiśśś... - przeciągnęłam słodko i z perfidnym zamiarem.
Popatrzył na mnie, ocierając czoło z kropli potu.
- No?
- Pomożesz mi pchać, prawda? - zatrzepotałam zalotnie rzęsami.
- Gdyby nie to, że jesteś dziewczyną, to... - zaczął. - Ehh... nieważne.
- Ja też cię kocham, tygrysku. - zaświergotałam i przesunęłam się na bok, żeby też mógł chwycić rączkę wózka.
Jednocześnie pchnęliśmy go, wprawiając kółka w ruch. Moment później staliśmy na dworze pijąc zimną wodę kupioną przez Alexa. Tony i Max męczyli się z ładowaniem bagażów do taksówek.
Miałam jechać jedną, a oni drugą. Niestety mieszkali dość daleko ode mnie, więc nie mamy po drodze. Ustaliliśmy, ze spotkania będziemy organizowali w parku, który jest w połowie naszej drogi do siebie.
- To ja spadam, małpki.
Na pożegnanie cmoknęłam każdego w policzek.
Do Tony'ego podeszłam do niego na końcu. Przytrzymał mnie przy sobie dłużej. Złapał mnie za biodra i przysunął jeszcze bliżej siebie. Uniosłam brwi pytająco, a on złożył słodki pocałunek na moich wargach. Tak, to dziwne jak na przyjaciół, ale my mamy takie swoje pieszczoty. Uśmiechnęłam się zadziornie i pstryknęłam go w nos. Puścił mnie i wsiadłam do auta, podając adres.

***

Przemiły kierowca pomógł mi z wyładowaniem toreb przed domem, co wynagrodziłam mu dodatkowym dolarem i bardzo ładnym podziękowaniem. W zamian usłyszałam "Nie ma sprawy" i "Polecam się na przyszłość".
Fajny gość.
Taszcząc walizki cudem dotarłam pod drzwi i zapukałam. Zza drzwi słyszałam znudzone "Idę, idę" i szuranie kapciami. Mój kochany Niall, nic się nie zmienił. Jedyne, co zdążyłam zarejestrować, to mocny uścisk blondasa wokół mnie.
- Jess! Co ty tu robisz?!
- Przyjechałam do mojego głupiego brata. Tak jak obiecałam. - odparłam, a on odsunął mnie na długość swojego ramienia... UMIĘŚNIONEGO RAMIENIA!
Pakował, kuźwa.
- Dlaczego nic nie powiedziałaś?? I dlaczego dopiero po dwóch latach??
Skanował moją twarz, jakby chciał zapamiętać każdy jej szczegół.
- Niespodzianka. - uśmiechnęłam się najsłodziej jak umiałam. - Nie miałam kasy na wcześniejszy bilet...
- Melanie też nie powiedziałaś, że przyjeżdżasz? - zapytał.
- Nope.
- Jak ty wyrosłaś i tak jakby... No... Nareszcie wyglądasz jak kobieta.
- Dzięki, Niall. - bąknęłam.
- Oj, w pozytywnym sensie! - zaśmiał się i ponownie mnie objął. - Laska się z ciebie zrobiła.
- Będziemy się tak obściskiwać na progu, czy mnie wpuścisz?
- A, tak. - odsunął się, złapał moje walizki, a ja weszłam do doskonale znanego mi domu.
- Tęskniłam za tym. - westchnęłam rozglądając się.
Nic się nie zmieniło.
- Za domem? - Niall pojawił się przy moim boku. - Myślałem, że za mną najbardziej.
Skrzyżowałam ręce na klatce.
- Pff! Chciałbyś.
- Spadaj młoda. - poczochrał moje włosy. - Twój pokój pozostał nietknięty.
- Dziękuję. - odwróciłam się do niego. - Tęskniłam! - zapiszczałam i rzuciłam się w ramiona zaskoczonemu chłopakowi.
Chwile się przytulaliśmy, po czym zasiedliśmy do posiłku. Ściślej mówiąc zamówiliśmy sobie pizze.
- Gdzie te twoje przydupasy? - wyseplenił z pełną buzią.
Opowiedziałam mu o chłopakach, jak tylko ich poznałam i systematycznie informowałam na temat naszej znajomości.
- Zatrzymali się u wujka jednego z nich. - wyjaśniłam przełykając kęs. - I nie nazywaj ich tak!
- Okey, okey. - bąknął. - Jak wam idą treningi?
- W porządku. Na początku było trochę ciężko, ale daliśmy radę.
Niall zaczął wypytywać o rodziców, okolice w której mieszkałam, znajomych, nowa pasję. Gadaliśmy o wszystkim. Podstępem wyciągnął ze mnie wiadomość o wymykaniu się na imprezy i piciu. Zapewniłam go, że nie jesteśmy żadnym gangiem, a chłopcy są całkowicie niewinni i w miarę sprawni umysłowo. Nie robią nic złego. Może oprócz popalania trawki, ale to robi każdy.
Chyba każdy...
Dowiedziałam się, że on i Melanie ciągle są razem i póki co, nie zamierzają się rozstawać. Chce zrobić przyjaciółce niespodziankę, dlatego Niall ją dzisiaj zaprosił jakby nigdy nic, a ja wyskoczę wtedy zza rogu i krzyknę wesołe "Niespodzianka!". Mam nadzieję, że nie zejdzie na zawał serca i mnie nie zabije.

***

- Niespodzianka! - krzyknęłam, wyskakując na środek korytarza z rozłożonymi ramionami.
Ruda stała z kamienną twarzą, natomiast Niall nie mógł pozbierać się ze śmiechu.
- C-c-c-co ty tu robisz? - wydusiła ledwo.
Oczy jej prawie z orbit wyleciały, kiedy sobie uświadomiła co się właściwie dzieje.
- O mój Boże! Kochana Matko! Przenajświętszy Jezu! - wydarła się i rzuciła na mnie.
Przytuliła mnie jeszcze mocniej niż blondas. Myślałam, że się uduszę.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - zapytała z wyrzutem, jak już mnie puściła i znajdowałam się w bezpiecznej odległości.
Na mojej twarzy pojawił się niewinny uśmiech.
- Nikomu nie powiedziałam.
- Jesteś głupia! - tupnęła zdenerwowana nogą.
Na jej ustach pojawiła się szczera radość.
- Też cię kocham. - cmoknęłam w jej kierunku.
- Wiesz jak bardzo tęskniłam?
- Ja bardziej.
- Musimy to jakoś uczcić.
- Impreza? - zasugerowałam.
- Impreza? - Mel spojrzała na blondyna.
On zastanowił się chwilę. Niby chciał wyjść na dorosłego i odpowiedzialnego... Ta, akurat!
- Impreza! - uniósł zaciśniętą pieść, a ja i ruda zaczęłyśmy skakać jak opętane.
Tak dawno z nimi nie imprezowałam.... Dwa lata temu. Zaproszę też moje małpki. Melanie nic o nich nie wie i o tym, co robię też nie. Może nie będzie zła...
Zgarnęłam wszystkie bagaże do pokoju, wyciągnęłam najlepsze ciuchy i rozpoczęłam akcję "Impreza z okazji powrotu - trzeba powalić wszystkich na kolana".

***

Jesteśmy w klubie i bawimy się w najlepsze. Nie jestem opita, ale trzeźwa też nie. No dobra, może ten jeden drink, to było już za dużo. Tańczę sobie na środku parkietu, wokół pełno spoconych i ocierających się o siebie ludzi, ale bawią się tak samo dobrze jak ja.
Zgubiłam gdzieś Nialla i Melanie. Może poszli na szybki numerek do łazienki... Nieważne!
Jak się bawić, to się bawić!
Mel poznała moje małpki i zareagowała lepiej niż myślałam. Chyba ich polubiła, bo oni ją bardzo. Tony, Austin, Max i Alex gdzieś się włóczą i wyrywają laski.
Typowi "Tigers".
Zarejestrowałam mały ruch obok mnie, a później czyjeś dłonie chwyciły mnie w talii. Ktoś poruszał się ze mną w rytm muzyki. Nie przeszkadzało mi to. Dosunęłam się do owego gościa i po umięśnionej klacie wywnioskowałam, że to musi być mężczyzna, a nie chłopiec szukający wrażeń. Odwróciłam się, żeby zobaczyć twarz. Nie powiem, ale całkiem przystojny był ten mój towarzysz.
Uśmiechnęliśmy się do siebie, a mi zaczęło być naprawdę duszno.
- Przepraszam, muszę wyjść. - krzyknęłam, żeby usłyszał przez dudniącą muzykę.
- Spoko, pójdę z tobą. - mrugnął do mnie.
Razem wyszliśmy przed klub. Oparłam się tyłkiem o niewysoki murek i wzięłam głęboki oddech.
- Wszystko w porządku, piękna? - zapytał.
Przyjrzałam mu się i powoli stwierdziłam, że jest pijany tak samo jak ja. Może nawet o drobinę bardziej.
- Tak. - wyszczerzyłam się. - Mam ochotę zapalić. - powiedziałam pod nosem.
- Zapalić? A może być coś lepszego niż papieros? - uniósł kusząco jedną brew.
- Nie znamy się. - wybełkotałam i czknęłam. - Sorki.
- To co, przecież cię nie otruję i nie zgwałcę.
Wywrócił oczami, a przynajmniej próbował.
- Ja tam nie wiem.
- Obiecuję. - położył dłoń na sercu.
- Dobra, ale ja zostaję tutaj.
Wokół kręciło się dużo ludzi, więc jakby coś, to mam szansę na ratunek. Może i byłam pijana, ale myślałam dosyć trzeźwo. Nie chciałam mieć traumy do końca życia.
W Kalifornii nauczyłam się nie ufać nawet tym niewinnie wyglądającym ludziom. Ci są najgorsi. Zawahał się chwilę, ale skinął głową.
- Ok. Pójdę po towar. Zaczekaj tu, piękna. - oznajmił i zniknął w środku.
Czekałam, czekałam i czekałam. Okazało się, że jego wyprawa trwała dokładnie dwie minuty, bo po tym czasie w moim kierunku zmierzała już grupka ludzi. Zatrzymali się kilka kroków przede mną, w cieniu, a podszedł tylko ten co ze mną tańczył.
- Miałeś iść po towar, a nie po kumpli. - spojrzałam niespokojnie na pozostałe... raz, dwa, trzy... pozostałe trzy osoby.
- Oni go mają i bardzo chcą cię poznać.
- Nawet ty mnie nie znasz. - rzuciłam z sarkazmem. - Nie podoba mi się to...
- Spokojnie. - zaśmiał się. - Jestem Steve. - wyciągnął do mnie dłoń.
- Jessy. - uścisnęłam ją.
- Idziesz? - wskazał głową w kierunku pozostałych.
Zastanowiłam się dokładnie jedną sekundę i pokiwałam ochoczo głową. Miałam chęć się zabawić,więc dlaczego miałabym z tym zwlekać. Podniosłam się chwiejnie i kiedy zrobiłam jeden pieprzony krok usłyszałam, że ktoś mnie woła.
- Kurwa. - mruknęłam.
- Coś się stało, piękna? - popatrzył na mnie podejrzliwie.
Och te jego bajeranckie słówka. A weź se je w dupę wsadź! Jestem miła, bo masz towar! Jeszcze to tandetne "piękna". Pff!
- Nie, nic takie... - urwałam, bo za plecami nowego kolegi pojawił się Tony.
- Jessy, co ty robisz? - podszedł szybko, lustrując mnie wzrokiem.
Pewnie sprawdzał czy nic mi nie jest.
- Śmierdzisz wódką. - powiedziałam, kiedy zamierzał mnie pocałować.
Odsunął się zmieszany. Stary, przecież ja pachnę nie lepiej!
- Z kim roz...Steve! Kopę lat! - zrobił braterski uścisk z moim nowym towarzyszem.
- Co? Wy się znacie? - wytrzeszczyłam oczy. - Skąd?
- Kiedyś byliśmy w jednej grupie, ale się rozpadła i więcej się nie widzieliśmy. - wyjaśnił Steve.
- Fajnie. - bąknęłam słabo zainteresowana.
JA.CHCĘ.TRAWKI!
- Własnie mieliśmy zapalić. - chłopak spojrzał znacząco na Tony'ego.
- Ach tak? To idę z wami.
Na jego słowa aż podskoczyłam i chwytając go za rękę pociągnęłam w kierunku czekającej grupki. Niestety z tłumu po naszej lewej wyłonił się TRZEŹWY Niall razem z Melanie.
No to po paleniu...
- Tony. - szarpnęłam jego rękaw, kiedy nie chciał się zatrzymać.
- No? - spojrzał na mnie przez ramię.
Minę miałam raczej nietęgą, więc od razu skapnął, co się święci. Podążył za moim wzrokiem.
- Cholercia. - mruknął. - Widzimy się jutro w parku. - zawołał do oddalającego się Steve'a, a tamten
pokazał nam kciuk do góry na znak zgody.
- Wracamy do domu, siostrzyczko. - blondas chwycił mnie za ramię. - Twoje małpiszony siedzą już
w samochodzie.
Nawet nie wiem, jakim cudem tak szybko znalazł się obok nas. Posłuchaliśmy go i wszyscy razem
dołączyliśmy do Alexa, Max'a i Austina drzemiących w taksówce, którą Mel im zamówiła. Pożegnałam się z Tony'm krótkim całusem i wsiadłam do samochodu brata. No to sobie nie popaliłam...
Bardzo mocno starałam się nie usnąć, ale powieki nie chciały mnie słuchać i ciągle się zamykały. Melanie siedziała ze mną na tylnym siedzeniu, więc postanowiłam skorzystać z jej bliskości.
- Mel? - zaczęłam cichutko. - Słyszysz?
Przechyliła lekko głowę w moja stronę, patrząc przed siebie.
- Co chcesz? - odszeptała.
- Miałam dzisiaj dziwne wrażenie... - zmarszczyłam czoło skonsternowana.
- Jakie wrażenie?
- Zdawało mi się, że w tłumie widziałam znajomą sylwetkę.
Ruda spojrzała na mnie, chociaż pewnie i tak nie widziała dobrze moich oczu zamglonych procentami.
- Kogo widziałaś?
- Wiesz... Siedziałam tak sobie na murku i oddychałam świeżym powietrzem. Nudziło mi się, kiedy
czekałam na kolegę, więc bezwiednie rozglądałam się dookoła siebie. Wtedy jakieś kilka metrów przede mną mignął mi przed oczami pewien chłopak. W miejscu, gdzie stał, było okropnie ciemno,
dlatego nie widziałam jego twarzy. O dziwo sylwetka wydała mi się znajoma. Jeszcze ten sposób
poruszania się...
- Jessy? Majaczysz, kochanie. - mój sen na jawie ucięła Mel. - Za chwilę będziemy w domu.
Westchnęłam zrezygnowana. Nie uwierzyła mi...
Oparłam policzek o jej ramię i przymknęłam oczy. Dalej już nic nie pamiętam.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

KOLEJNY POST POJAWI SIĘ W PIĄTEK/SOBOTĘ :)

środa, 22 października 2014

Rozdział 26

Jeeejku!
Ogromnie dziękuję Wam za te wszystkie komentarze pod ostatnim postem :)
Nie wiem jak mam dziękować, więc po prostu będę kontynuowała opowiadanie ;)

Przez Was się POPŁAKAŁAM! xD

Nie sądziłam, ze moje bazgroły są nawet dobre, w wy mi tu wyjeżdżacie, że książkę powinnam napisać.

Jesteście wspaniali! :***

Już nie przedłużam, tylko jeszcze powiem, że obowiązuje ten sam system: ROZDZIAŁY DODAJĘ W PIĄTEK WIECZÓR LUB SOBOTĘ RANO.

Miłego czytania i mam nadzieję, że Was nie zawiodę.

Kocham! xx

P.S Prosiłabym o głos w ankiecie ;)

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
***

Jessy ma już 20 lat. i chodzi na studia.
Zayn ma 21 lat i pracuje.
Jest początek czerwca 2015 roku.

*Jessy; 2 lata później*

Dzisiaj oficjalnie zaczęły się moje wakacje, które potrwają do października. Takie uroki studiów. Uczysz się maksymalnie dużo, ale za to wakacje są dłuższe. Poza tym ja studiuję pedagogikę.
Dumna z siebie i swoich wyników, wróciłam do domu własnym samochodem. Tak, mam swój samochód. Dostałam go kiedy w trzeciej klasie liceum zdawałam na prawko. Jak ten czas szybko leci... Już mam rok studiowania za sobą.
Piękne czasy, a imprezy studentów jeszcze lepsze. Będzie mi ich brakowało przez te trzy miesiące.

***

- Tonnnnnyyyy! - wydarłam się.
- Czego znowu?! - odkrzyknął zza drzwi.
- W sumie to już nic. - powiedziałam wyciągając paczkę ciastek z szafki, które postawiłam obok mojego piwa.
Nasza grupa siedziała sobie i odpoczywała w naszej miejscówce. Mamy tu kanapę, stolik, kilka szafek, bujany fotel i zwyczajny fotel, kilka krzeseł, stary telewizor tylko do ozdoby i małą lodówkę.
Całkiem nieźle, jak na stary magazyn za miastem.
Znam się z nimi już półtora roku i strasznie się zżyliśmy. Nie, nie zapomniałam o "Cramps", ale teraz moje życie kręci się wokół "Tigers" i tego co robimy. Kochamy to. Poznaliśmy się przez przypadek.
Zobaczyłam ich kiedy wracałam z nowej szkoły do domu. Zaczepili mnie i tak to się zaczęło. Na początku uważałam ich za zadufanych w sobie kolesi, ale dali mi powód do zmiany zdania. Dołączyłam do nich i jestem jedyną laską w grupie. Jeśli chodzi o koleżanki, to mam kilka na uczelni i moim kierunku, ale takiej bliższej nie mam.
Wystarczy mi Melanie, z którą cały czas utrzymywałam kontakt.
Sami znaleźliśmy i urządziliśmy kryjówkę. Nikt o niej nie wie i nie powinien się dowiedzieć. Po tych dwóch latach mogę stwierdzić, że Kalifornia jest piękna.
I ta pogoda!
Z rodzicami się dogaduję, ale trochę z nimi nudno. Wymykam się czasem na imprezki, ale pomińmy ten szczególik. Tęsknię za Niallem. Widzieliśmy się zaraz jak przyjechałam do Stanów, a później on wrócił do Bradford i kontaktowaliśmy się tylko i wyłącznie telefonicznie bądź przez internet. Wiem, że zajął się grą na gitarze na poważnie i ma stały etat w szkole muzycznej, gdzie jest nauczycielem. Pisze też piosenki dla różnych zespołów i solistów.
Za Mel też tęsknię i nie urwał nam się kontakt, z czego jestem bardzo zadowolona. Już nie mogę się doczekać kiedy znowu ją zobaczę. Zainteresowała się fotografią i malowaniem. Wygrała wiele konkursów, z tego co pamiętam. Dostała się na wybrane studia i ma praktyki jako asystentka bardzo
dobrego fotografa. Mam wrażenie, że tylko ja nie ruszyłam w kierunku o którym zawsze marzyłam...
Taniec.
Przecież to było moje życie, mój tlen. Nie wiem dlaczego zrezygnowałam, ale mogło mieć na to wpływ zerwanie z moją grupą taneczną. Teraz mam drugą, równie piękną i fascynującą pasję. Po kryjomu, kiedy nikt nie widzi, tańczę tak jakby miał się skończyć świat. Bez tego bym nie przeżyła. Moje rozmyślania brutalnie przerwała znajoma postać, która usiadła tuż obok na kanapie.
- Hej, tygrysico! - to był Max.
- Hej, lwie. - zaśmiałam się. - Co słychać?
- Właśnie skończyliśmy opanowywać z chłopakami nową sztuczkę.
- Udało wam się?
Prychnął sarkastycznie.
- Nam by się nie udało? Proszę cię.
- Tak, tak. Przecież wy jesteście najlepsi. - machnęłam lekceważąco ręką. - Zaraz po mnie.
- Ciesz się, że cię lubię, bo inaczej już bym cię pokonał. - poczochrał moje włosy. - Gdzie zgubiłaś Tony'ego?
- Umm... jest w warsztacie.
- Znowu majstruje przy swojej ślicznotce?
- Uwielbia to. - westchnęłam.
- Chyba do niego dołączę. - podniósł się i skierował w stronę metalowych drzwi.
Tony... lubię go. Jesteśmy przyjaciółmi. Bardzo bliskimi przyjaciółmi. Zdarzało się kilka intymniejszych sytuacji między nami i czasami się całujemy, ale to nic nie znaczy. Raz się przespaliśmy, nic wielkiego. Zapewniliśmy się o swoich uczuciach na początku naszej znajomości, bo pomyliliśmy fascynacje i pożądanie z miłością, przez co wyszedł bardzo, ale to bardzo nieudany związek. Takie relacje, jakie mamy teraz w zupełności mi wystarczają.
Posiedziałam jeszcze chwilę i dopiłam piwo, ale stwierdziłam, że to nie ma sensu i postanowiłam wrócić do domu.
- Chłopaki! Ja wychodzę! - oznajmiłam tak głośno, żeby każdy z nich mnie usłyszał.
Drzwi od amatorskiego warsztatu uchyliły się i zobaczyłam głowę Tony'ego, a zaraz potem jego rozbudowaną i bardzo gorącą sylwetkę.
- Już? - stanął w drzwiach i wytarł ręce o spodnie.
- Nudzi mi się - wzruszyła ramionami.
Strzelił mi popisowy uśmiech.
- Buziak?
Och, on jest taki uroczy.
- Jasne.
Z uśmiechem na ustach podeszłam do chłopaka i pocałowałam go. Odsunęłam się i wsunęłam głowę za jego plecy, żeby zobaczyć klęczącego na podłodze Max'a.
- Buziaczki.
Cmoknęłam w jego kierunku.
- Tak, tak. Spadaj już. - mruknął, zbyt zajęty maszyną Tony'ego.
Wyszłam i na zewnątrz spotkałam Austina i Alexa. Siedzieli na murku i odpoczywali po treningu, popijając piwko.
- Lecę do domu, chłopaki. - oznajmiłam i przytuliłam każdego. - Boże, jak tu gorąco!
Nie nadążyłam z wachlowaniem się. Pot zaczął lać się ze mnie strumieniami. W magazynie było zdecydowanie chłodniej.
- Trzymaj się, tygrysico. - powiedzieli jednocześnie.
Mało nie mdlejąc, podążyłam w drogę powrotną do domu. W ten upał zajmie mi to jakieś dziesięć minut dłużej niż zwykle, więc na miejsce dotrę za jakieś dwadzieścia minut.

***

- Gdzie ty byłaś?! - pierwsze, co usłyszałam, kiedy weszłam do domu.
Pretensje mojej mamy. Jak zwykle...
Przewróciłam oczami.
- Przecież wróciłam przed zmierzchem.
- Jess wiesz, że się o ciebie martwimy. Jeszcze się nie przyzwyczaiłam, że mieszkasz z nami po tak
długiej rozłące. - podeszła do mnie i przytuliła.
- Wiem mamo, ale to już dwa lata. Ja też nie wierzę, że tu jestem. - westchnęłam i cmoknęłam policzek rodzicielki.
Odkleiłyśmy się od siebie. Dosłownie. Każda z nas była oblana potem z powodu panującej dzisiaj temperatury. Jest już koniec czerwca, czyli oficjalnie mam wakacje.
- Co będziesz robiła? - zapytała, wracając do ścierania kurzu z mebli w salonie.
Ja, mama i tata zajmowaliśmy mały, jednorodzinny, parterowy domek. Bardzo uroczy i taki amerykański. W zupełności nam wystarczał. Mam własny pokój, rodzice sypialnie i jest jeszcze łazienka, salon, kuchnia i spiżarnia. Nie liczę garażu.
- Pójdę zadzwonić do Mel, a później do Nialla. Chyba, że będą razem, to oszczędzę trochę czasu.
Mama przytaknęła głową z uśmiechem i kazała oboje pozdrowić. Za chwilę siedziałam już na moim łóżku i uruchamiałam laptopa. Nie zdążyłam włączyć przeglądarki, gdy w drzwiach pojawiła się głowa rodzicielki.
- Nie zapomnij powiedzieć im o niespodziance. - szepnęła tak, jakby mieli to usłyszeć.
- Jakiej niespodziance? - zmarszczyłam czoło w zastanowieniu.
- Jessy... - mama zrobiła minę typu "Are you fucking kidding me?"
Tak, zrobiła to.
- A! Już wiem! - aż podskoczyłam na łóżku. - Mam im powiedzieć, że przyjeżdżam do Bradford?
- Jeśli chcesz.
- Zrobię im niespodziankę.
- A co z tą twoją zgrają skaczących małp?
Chodziło jej o Tony'ego, Max'a, Alexa i Austina. Zawsze mówi na nich "małpy", ale i tak wiem, że darzy ich sympatią. Jadą ze mną, bo zgłosili nas do jakiegoś pojedynku drużyn czy coś w tym stylu. Rzadko wyjawiają mi szczegóły.
- Zatrzymają się u wujka Alexa. Jest starym kawalerem, a ma duży dom więc...
- Aha, okey. Nie wnikam. - zaśmiała się dźwięcznie i nadstawiła ucha w kierunku korytarza. - Idę, bo tata przyjechał. Odgrzeję mu obiad.
- Mhm. - mruknęłam.
Zajęłam się tym, co mi bezczelnie przerwano. Mało nie wyskoczyłam z radości przez okno, kiedy zobaczyłam przed kamerką od Skype'a Nialla i Mel razem.
Rozmowom nie było końca. Nie potrafiliśmy się rozłączyć. Śmiałam się jak nigdy i dowiedziałam się
wielu ciekawych rzeczy. Przepełniona emocjami, odłożyłam rozładowanego laptopa i położyłam się
na plecach, patrząc w sufit. Nawet nie wiem kiedy usnęłam.

*2 dni później*

- Ja tu stałem!
- Gdzie moje MP3, do cholery?!
- Ups, to twoje?
- Oddawaj i spierdalaj!
- Ałć, to bolało!
- Oddaj moja cole!
- Kup sobie, sknero! Byłem pierwszy!
Stałam tam, paląc się ze wstydu i masując skronie. Za chwile ja wybuchnę, a wtedy już nie będzie tak miło. Policzyłam do trzech. Raz... dwa... trzy...
- Zamknąć się kurwa, bo wam kijem po łbach przyjebię i gęby pozaklejam! - krzyknęłam.
Zrobiło się cicho, jak makiem zasiał. Niestety zrobiło się tak na CAŁYM lotnisku.
- Przez was debile, ludzie uważają mnie za wariatkę. - syknęłam dużo ciszej.
Chłopcy nagle stwierdzili, że podłoga jest bardzo interesująca.
- Mówię do was.
Podnieśli powoli wzrok, a każdy z nich miał minę szczeniaczka. Już miałam zmięknąć, ale pozwoliłam wyjść na zewnątrz mojej wewnętrznej zdzirze.
- Żadne miny tutaj nie pomogą. - oznajmiłam stanowczo. - Przegięliście i jestem na was zła.
Odwróciłam się do nich tyłem i czekałam na swoją kolej w bramce. Tak, staliśmy już przy bramkach,
w kolejce, a oni ciągle zachowywali się jak idioci. Nagle poczułam ciepło na plecach i ramiona oplatające moja talię.
- Jesteś zła. - Tony wyszeptał tuż przy moim uchu.
Nie odezwałam się, co sprawiło mi wiele wysiłku. Uwielbiałam tego faceta!
- Oj tygrysku... - wymruczał. - Już nie będziemy ci robić wiochy. No może czasami... Tak w drodze
wyjątku, żeby nie było nudno.
Westchnęłam głośno i skrzyżowałam ręce na piersi.
- Chodź tu. - odwrócił mnie przodem do siebie, ciągle trzymając w objęciach.
Uśmiechnął się uśmiechem numer 5 i puścił oczko. Kąciki moich ust drgnęły niezauważalnie, bo miałam ogromną ochotę się uśmiechnąć. Od zawsze tak na mnie działał.
- Pokaż ząbki, tygrysico. - wyszeptał. - Albo chociaż się odezwij. Proszę...
Pokręciłam przecząco głową.
- Już nie kochasz swoich małpek? - zrobił minę smutnego dziecka.
Zabił mnie. Nie mogłam się dłużej gniewać.
- Odezwę się, ale tylko do ciebie. - bąknęłam z nikłym uśmiechem. - Kocham moje małpki.
Uszczypnęłam go w policzki, a on w zamian cmoknął jeden z moich. Oderwał się ode mnie, ustawił resztę zgrai.
Pokonując bramki i mijając przystojnego strażnika, który obczaił mój tyłek, przez ci zachichotałam, a Tony posłał mu ostrzegawcze spojrzenie, udaliśmy się do naszego samolotu. Tak naprawdę, to co strażnik miał sobie robić z głupiego zachowania jakiegoś dwudziesto-jedno latka. Pff!
Tony jest starszy ode mnie o rok, Alex i Austin są w moim wieku a Max młodszy o rok.
Usiadłam z Austinem. Max, Alex i Tony siedzieli obok nas na potrójnych fotelach. Podczas gdy oni kłócili się o to, kto szybciej uśnie ja włączyłam sobie muzykę na słuchawkach i odpłynęłam we własną krainę marzeń. Tam gdzie nikt i nic mnie nie powstrzymywało.
Tam gdzie nie miałam granic.

Byłam bardzo szczęśliwa, że wracam do Bradford. Zbierałam pieniądze na bilety bardzo długo. Rodzice się dołożyli, inaczej nie wyjechałabym jeszcze przez jakiś miesiąc.
Pamiętacie Zayna? Bo ja tak.
Taki zbuntowany, mega przystojny chłopak, który teraz jest już prawdziwym mężczyzną. Czasami nachodzą mnie myśli, że chciałabym się z nim spotkać i trochę pokłócić, ale szybko je od siebie odtrącam. Po co mam się zadręczać, skoro zakończyłam z nim znajomość tak dawno temu?
On ma swoje życie, a ja swoje. Niech tak zostanie.

***

(Moja pierwsza i BYĆ MOŻE ostatnia perspektywa ze strony Zayna. Ta jest tylko dla wyjaśnienia kilku rzeczy.)

*Zayn; 2 lata później*

- Dawaj następny! - zawołałem do współpracownika.
- Już jedzie! - odkrzyknął.
Co robię? Po skończeniu szkoły znalazłem sobie pracę. Pieniądze po mamie zaczęły się kończyć, a ja musiałem sobie jakoś radzić. Sprzedałem nasz do i wynająłem sobie kawalerkę w mieście. Mam bliżej do roboty i do klubów, w których dość często bywam. Wiecie, ma się już te dwadzieścia jeden lat. Zapomniałem wspomnieć, że pracuję teraz jako mechanik i naprawiam zajebiste fury bogatych ludzi. Od motorów bo samochody. Czasami mam okazję przejechać się na takiej maszynie, a własną cały czas reperuję i doprowadzam do stanu użytkowania.
Jest z tego trochę kasy.
Poznałem super kumpli. Oprócz Josha, w naszej paczce jest też Sam, Mark i Steve. Wszyscy jesteśmy w jednym wieku. Trzymamy się ze sobą jakieś dwa lata. Poznaliśmy się przypadkiem w jednym z klubów. Znaleźliśmy wspólny temat i o! Tak powstało "Wolfs". Kochamy to, co robimy i jesteśmy z tego dumni. Czasami musimy wyjechać poza granice Bradford, żeby dobrze poćwiczyć, ale dajemy radę. Wracając do rodziny... Najbliżsi, którzy mi zostali, czyli jakieś ciotki i wujkowie, stwierdzili że jestem dużym chłopcem i umiem sam o siebie zadbać. Przez pierwszy rok od śmierci mamy odwiedzali jej grób. Teraz nic. Sam go pielęgnuję i zanoszę świeże kwiaty. Była jedyną osobą, którą naprawdę kochałem...
- Kolejne cacko. - cmoknął Steve, czym wyrwał mnie z zamyślenia.
Tak, wszyscy pracujemy w jednym miejscu. Lubimy to, wręcz uwielbiamy.
- Mmm... Niezła maszynka. - obejrzałem czterokołowy pojazd dookoła. - Ile dają?
- Ile sobie zażyczymy, pod warunkiem, że będzie chodziła bezbłędnie.
- No to na co czekamy?! - klasnąłem w dłonie. - Josh, Sam, Mark!
Jak za sprawą czarodziejskiej różdżki pojawili się wspomniani chłopcy i wytrzeszczyli oczy na furę, która stała na środku warsztatu.
- Ja pitole! - rzucił Sam, niedowierzając.
- Ja też. - przyznał Josh prawie bez tchu.
Mark się nie odezwał. Prawdopodobnie zaniemówił.
- Do roboty, panowie. - kiwnąłem głową i zabraliśmy się za sprawdzanie każdej, nawet najmniejszej części.




***

Nie wiecie jaką czułem ulgę, kiedy przekręcałem klucze w drzwiach mojej kawalerki. Ciągnęłam stopy za sobą, mechanicznie pozbywając się butów. Może to dziwne, ale jak na mój imprezowy tryb
życia, mam tu całkiem czysto. No, może nie do końca, ale nie ma tragedii. Może dlatego, że rzadko tu bywam?
Ściągnąłem robocze ciuchy i rzuciłem się na łóżko. Byłem tak zmęczony, że aż nie miałem siły myśleć o kasie, którą dostaniemy jutro. Z uśmiechem na twarzy, albo skurczem (jak kto woli, bo sam
nie odróżniam) niespodziewanie zasnąłem.

W moim śnie pojawiła się dziewczyna, którą poznałem dawno temu. Teraz pewnie jest piękną, pyskatą kobietą...
Kojarzycie Jessy? Tak, to ta śliczna szatynka z niebieskimi oczami.
Nie mogę przysiąc, że kiedy wyjechała, nigdy o niej nie myślałem. Czasami wkradała się do moich myśli i robiła bałagan. Cóż... Pożegnaliśmy się dwa lata temu i rozeszliśmy w swoje strony. Teraz ja mam swoje życie, a ona swoje.
Nie zamierzam nic z tym robić.
Tak mi dobrze.

------------------------------------------------------------------------------------------------------

Lol, znowu dwie notki xD

I jak się podoba? :)
Ciekawi, co będzie dalej?
Już niedługo będzie kolejny rozdział. To raczej takie wprowadzenie do kontynuacji.

sobota, 11 października 2014

KONTYNUACJA

20 KOMENTARZY = KONTYNUACJA OPOWIADANIA


Teraz mówię (piszę xD) już na poważnie.
Jeśli chcecie żebym kontynuowała opowiadanie, proszę o komentarz o obojętnej treści.
Może to być nawet ":)" albo "fajny" czy nawet "ok".
Po prostu chcę widzieć, że będzie miał kto czytać moje marne wypociny.

Także PROSZĘ...
Każdy kto zagląda na mojego bloga niech doda nawet malutki komentarzyk, a ja będę wiedziała, że mam udostępnić kolejny rozdział z przygodami Jessy i Zayna :)

Chciałabym też, żebyście oddali głos w ankiecie.

Dziękuję za uwagę :)

Kocham! xx


20 KOMENTARZY = KONTYNUACJA OPOWIADANIA

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
PRZEDSMAK KONTYNUACJI:

"Mam wrażenie, że tylko ja nie ruszyłam w kierunku o którym zawsze marzyłam."

"Zamknąc się kurwa, bo wam kijem po łbach przyjebię i gęby pozaklejam!"

"Jak ty wyrosłaś i tak jakby... No... Nareszcie wyglądasz jak kobieta."

"Tak, mimo to ciągle mam dwadzieścia lat i tak, wszyscy jesteśmy dorośli."

"Ja pierdole.
Z szoku wytrzeszczyłam oczy."

"Dostałem cynk, że potyczki, w których chcieliśmy wziąć udział rozgrywają się o 100 tys. dolarów."

"Nie chciałam, żeby mnie całował. Nie mogłam mu na to pozwolić."

"Po pierwsze, mam ochotę cię pieprzyć, tu i teraz."

"Ja mam dożywotni karnet, prawda słońce?"


Myślę, że wam wystarczy :)

Proszę, dajcie mi powód do dalszego pisania i publikowania.

P.S. Błaaagam odezwijcie się w komentarzach! :) Będę mega wdzięczna!

sobota, 4 października 2014

Rozdział 25

!PRZECZYTAJ NOTKĘ POD POSTEM!

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

*Jessy*

Tyle picia pod rząd nie wychodzi mi najlepiej. Wczoraj chorowałam za trzech. Już jutro wyjeżdżam i na moje szczęście jestem spakowana, bo chyba bym się dzisiaj nie wyrobiła. Jeszcze te moje wczorajsze ruchy upośledzonej i ślepej kozy. Dzięki Bogu, dzisiaj jest już lepiej.
Naszykowałam się na zakupy z Melanie. Idziemy do centrum handlowego. Właśnie kończyłam malować rzęsy, kiedy mój telefon zadzwonił.
- No? - rzuciłam, starając się nie wsadzić sobie szczoteczki do oka.
- Hej kochanie! - krzyknęła uradowana ruda.
- Au! - syknęłam.
Wiedziałam, że tak będzie...
- Dzięki Mel. - fuknęłam do słuchawki.
- Co ci zrobiłam?
- Przez ciebie wpierdoliła sobie szczoteczkę od tuszu do oka.
Dziewczyna zaczęła się śmiać.
- O Matko! - rzuciła przez śmiech. - Przepraszam!
- Spadaj. - ucięłam.
- Żyjesz?
Pewnie szczerzyła się jak głupia.
Jak ja teraz na miasto wyjdę z czerwonym i załzawionym okiem?!
- Żyję, ale ty za chwilę nie będziesz, jak nie przestaniesz rechotać. - powiedziałam ostrzegawczo.
- Niall by cię zabił. - odparła zadowolona.
- Nieważne... - uśmiechnęłam się do siebie.
- Będę czekała przy wejściu, okey? - zapytała, a ja usłyszałam po jej stronie trzask drzwiami.
- Jasne. Niedługo będę, tylko ogarnę oczko. - prychnęłam żartobliwie.
Znowu zaczęła się śmiać i przerwała połączenie. Zeszłam na dół gdzie spotkałam brata. Brzdąkał w salonie na gitarze.
- Niall, ja wychodzę. - oznajmiłam wciągając buty.
- Gdzie? - zapytał jakby go to interesowało.
- To moje życie. - fuknęłam zła - Idę z twoją łanią na zakupy. - dodałam.
Odwrócił wzrok od strun i wyszczerzył się.
- Pozdrów ją. - mrugnął do mnie.
- Spoko. - pokazałam mu jeden palec...
Kciuk oczywiście.
Wyszłam.

***

- W końcu jesteś. - westchnęłam znudzona przyjaciółka. - Czekam całe 5 minut!
Tak, mogę stwierdzić, że się przyjaźnimy. Może to nie to samo co z Amy, ale ona jest przy mnie, szanuje moje decyzje, a i opierdzieli jak trzeba. Nawet nie wiecie jaki mi wykład zrobiła, po ostatniej imprezie! Ma gadane.
- Jestem, jestem. Chodźmy już. - wciągnęłam ją do środka.
Wchodziłyśmy do każdego sklepu po kolei. Przymierzałyśmy wszystkie ciuchy, śmiałyśmy się i robiłyśmy zdjęcia na pamiątkę. To co, że ludzie uznali nas za wariatki. Oj, może zdarzyło się, raz czy dwa, że obsługa sklepu nas wyprowadziła, ale ogólnie nie było źle. Mamy też małe wideo z naszego wypadu i z tego jak flirtuję z całkiem przystojnym kasjerem. Przeze mnie przerwał paragon na pół.
Tak się biedaczek zapatrzył.
- Jestem wykończona. - zawyłam rudej do ucha. - Chodź usiądziemy. Proooszeeeeeee!
- Cicho. - ucięła. - Muszę do toalety. Przez te twoje wygłupy o mały włos nie popuściłam w majtki.
- No dobra. Ja tu zaczekam. - popchnęłam ją w stronę łazienek, a sama przystanęłam przy jakiejś
witrynie sklepowej.
Rozglądałam się znudzona, aż mój wzrok zatrzymał się na wystawie, obok której stałam. Miałam przed sobą sklep z odzieżą męską. Zobaczyłam zajebiste męskie koszulki w niezłej cenie. Musiałam tam wejść, chociaż żeby obejrzeć. Przeglądałam pierwszy wieszak i coś mi się przypomniało... Przecież zniszczyłam koszulkę Malikowi.
Odruchowo spojrzałam na moją bliznę po rozcięciu. Była słabo widoczna, ale była i ja to wiedziałam.
Ani Niall ani Mel jej nie ogarnęli, bo umiejętnie się chowałam.
Sprytna ja!
Wystarczyło nosić bluzki z długim rękawem, albo bluzy i nikt się nie zorientował. Postanowiłam, że odkupię mu bluzkę i dostarczę jeszcze dzisiaj. Jeśli będzie chciał mnie widzieć...
Wzięłam tą, która pierwsza rzuciła mi się w oczy. Myślę, że trafiłam z rozmiarem. Sama bym chętnie
taką nosiła. Zapłaciłam i wróciłam na wcześniejsze miejsce oczekiwania. Zdążyłam stanąć, a z toalety wyłoniła się uśmiechnięta przyjaciółka.
- A ty co się tak cieszysz? - szturchnęłam ją w żebro.
Powoli szłyśmy w stronę wyjścia.
- Niall dzwonił. - zarumieniła się. - Chciał powiedzieć, że mnie kocha.
Uniosłam brwi w zdziwieniu.
- Musiał akurat wtedy jak sikałaś?
- Już byłam po, kiedy zadzwonił. - zgromiła mnie wzrokiem, który po chwili przeniosła na torebkę z
moim nieplanowanym zakupem.
- Co tam masz?
Chciała sięgnąć, ale skutecznie ominęłam jej chude łapska.
- Yyy... Kupiłam sobie koszulkę do ćwiczeń. - wymyśliłam na poczekaniu.
- Okey. - rzuciła, wzruszając ramionami. - Pokażesz później.
Złapała mnie za rękę i przyspieszyłyśmy. Cztery godziny zakupów, to wcale nie jest mało. Umieram z głodu!
Zatrzymałam nas gwałtownie.
- Wstąpmy na zapiekankę.
- Jess, ja muszę już wracać. - powiedziała z pretensją.
- Serio?
Próbowałam przekonać ją miną kota ze Shreka
Nie najlepiej mi to wychodziło.
- Słodko wyglądasz, ale przyjeżdża moja ciocia z dzieckiem i muszę go niańczyć. - wytłumaczyła.
Chyba nie była z tego zadowolona, co wyczytałam z jej kwaśnej miny.
- To leć, jakoś sobie poradzę i z pewnością trafię do domu.
- Od razu jak zjesz, to wracasz do domu, zrozumiano? - pogroziła mi palcem, ale na jej twarzy
majaczył uśmieszek.
- Tak, mamo. - stanęłam jak małe dziecko, spuszczając wzrok na swoje buty.
Chwile potem parsknęłam śmiechem. Ruda też. Rozstałyśmy się w śmiechu. Kiedy dziewczyna zniknęła z pola mojego widzenia, szybko zamówiłam zapiekankę i ruszyłam w drogę powrotną.
Tyle, że zanim dotarłam do domu, musiałam jeszcze coś załatwić.

***

Znowu tutaj jestem. Widok tego domu i tych drzwi wcale mnie nie cieszy. Wydarzyło się tu wiele przyjemnie złych, ale i tylko złych rzeczy.
Tak, dobrze myślicie.
Stoję właśnie przed domem Zayna. Zastanawiam się czy nie podrzucić reklamówki, zapukać do drzwi i spierdolić jak najdalej. "Jessy! Przestań tchórzyć! Dasz koszulkę, dziękując za pomoc i spokojnie odejdziesz i wyjedziesz stąd na długi, długi czas." Dzięki głosiku w mojej głowie.
Zapukałam.
Szybko ogarnęłam ubranie, odchrząknęłam, poprawiłam włosy i czekałam. Po kilku minutach usłyszałam hałas po drugiej stronie. Chwilę później drzwi się uchyliły, a ja mogłam dostrzec wysokiego, czarnowłosego chłopaka, ubranego w garnitur.
No to mnie zgasił.
Niby był u mnie na osiemnastce w koszuli, ale teraz wygląda tak formalnie i dorośle. Ma granatowy krawat, białą koszulę i zapiętą marynarkę. Włosy ułożył grzecznie, a nie jakieś roztrzepane kosmyki,
jak zazwyczaj. Jednak delikatnego zarostu się nie pozbył.
Boże! Wygląda tak seksownie!
- Um, cześć. - powiedziałam nieśmiało.
Po prostu było mi głupio.
- Co ty tu robisz?
Oparł się o futrynę ze skrzyżowanymi na klatce rękoma.
- Ja chciałam coś z tobą załatwić. - zmarszczyłam czoło na własne słowa.
Chłopak się nie odezwał, tylko szerzej otworzył drzwi i wpuścił mnie do środka. Znałam to pomieszczenie całkiem dobrze, z czego nie byłam zadowolona. Odkąd dowiedziałam się o śmierci mamy Zayna, zrobiło się tu jakoś ponuro. Wcześniej tego nie zauważyłam.
- To o co chodzi? - usłyszałam za sobą.
Odwróciłam się w jego stronę. W ręku cały czas trzymałam torebkę z koszulką.
- Pamiętasz jak mi pomogłeś na tej imprezie, gdzie policja przyjechała? - zaczęłam.
Kiwnął potwierdzająco głową.
- Wtedy owinąłeś mi krwawiącą rękę kawałkiem swojej koszulki, więc pomyślałam... pomyślałam, że może powinnam się zrekompensować i... no i proszę. - wyciągnęłam rękę z kupioną rzeczą w jego kierunku.
Przypatrywał się najpierw mi, a później torebce. Chwycił ją niepewnie, dosłownie przez sekundę mając kontakt z czubkami moich palców. Nabrałam gwałtownie powietrza. Miałam nadzieję, że tego nie zauważył.
- Co to jest? - zmarszczył czoło obracając przedmiot w dłoniach.
- Koszulka. - bąknęłam.
Czemu czuję się taka onieśmielona?!
Skierował prezent w moją stronę, ale zrobiłam krok w tył.
- Nie musiałaś.
- Chcę żebyś to przyjął i tyle. - wzruszyłam ramionami. - Nie bój się, nie kosztowała majątek.
- Może kiedyś ją założysz. - na jego ustach pojawił się cwaniacki uśmiech. - Na przykład po naszym kolejnym udanym seksie.
No, teraz przynajmniej zachowuje się normalnie.
- Pierdol się. - rzuciłam z fałszywym uśmiechem. - Widzę, że poważny Malik zniknął.
- Nareszcie. - westchnął. - Musiałem poudawać grzecznego syneczka, żeby przyznali mi spadek po mamie, który zapisała w testamencie. Mieli co do mnie pewne wątpliwości.
- Och. - zaskoczył mnie.
- Bywa. - bąknął. - Dzięki za koszulkę.
- Mam nadzieję, że trafiłam z rozmiarem. - powiedziałam niepewnie.
Malik zerknął do środka.
- Tak, idealnie. - puścił mi oczko. - Wzór i kolor również.
Znowu zaczyna mnie denerwować.
- Kiedyś ci się odwdzięczę. - odparł rzucając koszulkę na kanapę w głównym pomieszczeniu w domu.
Staliśmy w wejściu do salonu, dlatego to zrobił. O dziwno trafił.
- Chyba nie będziesz miał możliwości. - spojrzałam mu w oczy.
Jej, ten brąz będzie mnie prześladował do końca życia. Są takie przyciągające i szybko oraz trwale zapadają w pamięć.
- Dlaczego? - uniósł brew, delikatnie przechylając głowę w bok.
- Wyjeżdżam. - ściszyłam głos, sama nie wiem czemu.
- Wyjeżdżasz?
- Mhm. - kiwnęłam twierdząco głową.
- Na długo?
- Sama nie wiem... Na pewno na rok.
- Szkołę skończysz tam, gdzie jedziesz?
- Tak. Jadę do rodziców.
- Ta, fajnie. Pozdrów ich. - rzucił obojętnie. - Powinnaś już iść. Mam kilka spraw do ogarnięcia.
- Yyy... Też tak myślę. - podrapałam się po ramieniu.
Przepuścił mnie w przejściu. Gdy już miałam otworzyć drzwi zaskoczyłam samą siebie. W końcu prawdopodobnie się z nim więcej nie zobaczę. Poza tym, robiłam z nim gorsze rzeczy.
Odwróciłam się na pięcie.
- Może i się nie trawimy, ale wypadałoby się pożegnać jak cywilizowani ludzie, prawda? - powiedziała już pewniejsza siebie.
- No dobra... To um, cześć. - powiedział drapiąc się po karku.
Stał jakieś dwa kroki ode mnie. Zniwelowałam ten dystans i zrobiłam coś czego z pewnością będę żałowała. Wspięłam się na palce, przytrzymując się jego ramiona i wpiłam się w usta zaskoczonego chłopaka. Odwzajemnił gest, na co liczyłam. Nie ma nic gorszego, jak odrzucenie ze strony chłopaka. Trwało to jakieś kilka sekund, może minutę. Nie wiem, straciłam poczucie czasu zaraz po tym, jak złączyłam nasze wargi.



Co się ze mną, kurwa dzieje?
Oderwaliśmy się od siebie, a on ciągle obejmował moją talię. Odchrząknęłam znacząco i wtedy puścił. Zrobiłam krok w tył, poprawiając włosy. Zayn zrobił to samo. Oboje oddychaliśmy ciężko i niezdarnie.
Patrzcie jak taka przyjemność może być męcząca!
Panowała niezręczna cisza, którą przerwał Malik.
- Miłe pożegnanie, nie powiem. Nie spodziewałem się tego po tobie.
"Też się nie spodziewałam' - pomyślałam.
- Już kiedyś ci mówiłam, ze jestem inna. - rzuciłam obojętnie.
Wyszczerzył się jak mysz do sera.
- Wiedziałem, że na mnie lecisz.
- W twoich snach, Malik. - otworzyłam drzwi, a ciepłe powietrze owiało moją skórę.
Odwróciłam się do niego tyłem.
- Zawsze, kocie. - rzucił jeszcze, kiedy zmierzałam w stronę ulicy.
Zrobiłam obrót o sto osiemdziesiąt stopni, żeby ostatni raz zobaczyć jego postać. Zeskanowałam go
od góry do dołu. Wyglądał tak zajebiście, że aż byłam zła na siebie, że mi się ten widok spodobał. Chciała go takiego zapamiętać. Nie powiem, ale zrobiło mi się troszeczkę smutno, że nie będę oglądała jego perfekcyjnego ciała połączonego niestety z gównianym charakterem.
- Chyba wyjeżdżasz, księżniczko! - krzyknął, tym samym budząc mnie z rozmyślań. - Nie zgub pantofelka, bo będę musiał cię znaleźć, a jestem cholernym leniem!
- To nie ta bajka, mój książę! - odkrzyknęłam z uśmiechem. - Księżniczka opuszcza swoje królestwo
na długi, długi czas!
- Co z poddanymi?!
- Jeden z nich wyjeżdża ze mną! - mówiąc to, miałam na myśli Nialla.
W dramatycznym geście złapał się za serce.
- Księżniczko, a co z twoim księciem?!
- Jest już dużym chłopcem! Poradzi sobie! - zaśmiałam się.
- A jeśli on mówi, że będzie tęsknił za księżniczką?!
- Księżniczka też będzie tęskniła za księciem!
- Więc żegnaj, księżniczko! - ukłonił się. - Zobaczymy się w innym świecie!
- Żegnaj księciu! - drygnęłam jak panienka z dobrego domu.
Wydzieraliśmy się na pół miasta jak jakieś debile, ale to mnie teraz nie obchodziło. Wracając do domu, myślałam czy mówił serio o tęsknocie... I te słowa "Zobaczymy się w innym
świecie".
Zamyślona naszykowałam się na wylot do Kalifornii. Nie obyło się bez płaczu przy pożegnaniach. Niall nie chciał wypuścić mnie z objęć, a Melanie wycałowała mnie za wszystkie moje przyszłe nieobecne dni w Bradford. Po drodze wpadłam jeszcze do kawiarni pana Jons'a, żeby również się pożegnać. Wtedy łzy znowu zaznaczyły ślad na moich polikach. Kto by pomyślał, że tak emocjonalnie będę opuszczała to miasto.
Badford bezczelnie mnie w sobie rozkochało, a ja zdążyłam je zbyt mocno pokochać.

***

Siedząc już na swoim miejscu w samolocie, ostatni raz przywołałam wszystkie znajome mi twarze. Nie chciałam ich tak szybko zapomnieć. Niektórzy odegrali wielką rolę w moim życiu, dlatego nie mogłam ich tak po prostu odrzucić.
Właśnie wtedy pomyślałam o Zaynie - co teraz robi, czy o mnie myśli, czy przejął się moim wyjazdem, jakie będzie moje życie bez niego, kiedy pilot kazał zapiąć pasy i ogłosił start samolotu. Mocno ścisnęłam podłokietniki i uroniłam małą, samotną łezkę.
Co mnie tam czeka?
Czy wszystko się ułoży?
Odnajdę się w nowym mieście?
Ehh...Masa pytań i żadnej odpowiedzi...

***

Czy istnieje ten "inny świat"?
Czy jeszcze kiedyś się spotkają?
Jeszcze wtedy nie wiedziała, co ją czeka...
Zdarzą się rzeczy, których żadne z nich nie potrafiło przewidzieć.

Los lubi płatać figle...

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Teraz ważne pytanie do was...

Czy chcecie, żebym kontynuowała bloga?

Mam napisane rozdziały na najbliższe kilkadziesiąt postów, ale nie wiem czy ktokolwiek (oprócz kilku osób, które komentują) będzie chciał czytać to opowiadanie.
Jeśli nie, to nie ma sensu, żebym się męczy na darmo.

Lubię pisać, ale jeśli nikt nie docenia, to traci się wszelką chęć do tworzenia, a ja NAPRAWDĘ CHCIAŁABYM, żebyście poznali dalsze losy Zayna i Jessy :)

Proszę, niech każdy kto czyta moje opowiadanie, zostawi po sobie JEDEN KOMENTARZ Z ODPOWIEDZIĄ NA PYTANIE.


P.S. Oddajcie głos w ankiecie (na górze po prawej stronie bloga).

Kocham! xx