środa, 29 kwietnia 2015

Rozdział 71

Kilka słów na początek:
- nie rozumiem dlaczego tak bardzo spadła frekwencja na blogu,
- historia toczy się swoim tokiem i skoro tak sobie wymyśliłam od początku, to tak będzie,
- raz są wzloty, raz upadki w opowiadaniu,
- napisałam coś źle? Poproszę o słowo konstruktywnej krytyki,
- przedsięwzięłam sobie, że napiszę opowiadanie, w którym będzie się coś działo. Z pełną premedytacją wprowadziłam ten wątek z Katy i nie zamierzam go zmieniać. Nie chcę, żeby moje opowiadanie było przepełnione słodyczą, bo takich opowiadań jest wiele i chcę, żeby moje choć trochę się różniło.

Myślę, że to wszystko, co miałam do napisania na dzisiaj, a teraz mam przyjemność opublikować kolejny rozdział :)

Ostrzegam, że rozdział jest dość emocjonalny i jest jednym z kluczowych w tej historii.

(Wciąż) Kocham! xxx

------------------------------------------------------------------------------------------------------

*Zayn* 

Telefon Jessy wybudził mnie z drzemki, którą uciąłem między pracą a zajmowaniem się Katy. Tak, zajmowałem się nią. Sumienie nie pozwalało mi zostawić jej samej, tym bardziej, że mieszkała sama. Nie miała tutaj nikogo, kto mógłby jej pomóc. Jako dawny przyjaciel podjąłem się tego wyzwania. Kiedy rozłączyłem się z moją dziewczyną, dostałem wiadomość od Katy. Chciała, żebym przyjechał bo się nudzi... 
Zgodziłem się.
Tak naprawdę nie do końca byłem świadomy, że zaczynam budować z nią więź, która mogła okazać się niszcząca. Dopiero czas miał mi to uświadomić.

***
*maj*

*Jessy*

- Myślisz że to prawda, Max? - zapytałam, leżąc na brzuchu na łóżku przyjaciela.
- Wydaje mi się, że to bardzo prawdopodobne. 
- Ale... 
- Nie ma żadnego "ale". - przerwał mi. - Zachował się jak dupek. Znowu. Wysłał ci jedną pieprzoną wiadomość, że musi wszystko przemyśleć. Widać, ze odechciało mu się zabawy w związek. To było do przewidzenia. Zdobył swój cel i mu się znudziło. Byłaś dla niego wyzwaniem i tyle.
- Przestań! - zaprotestowałam. - Nie masz prawa tak sądzić! On mnie kocha, a ja jego!
- To prawda, co właśnie powiedziałem! - uniósł się. - Czemu ty tego nie widzisz?! Nie zadzwonił do ciebie od dwóch tygodni, a wczoraj przysłał ci tego idiotycznego SMS-a! Mieliście iść razem na ślub, a on co wyprawia?!
- Pójdziemy razem. Przemyśli wszystko i pójdziemy.
W tej chwili nie byłam pewna własnych słów... Gdzieś głęboko w sercu zakorzeniła mi się niepewność i myśl, że Max mógł mieć rację.
- Nie byłbym tego taki pewny. - wymamrotał pod nosem.
- Co masz na myśli? - zmrużyłam oczy, uważnie mu się przyglądając.
Gdyby to było możliwe, pewnie ciskałabym w niego piorunami.
- Myślę, że... - zaczął, ale urwał.
- No?
- Nieważne. - westchnął ciężko.
- Ważne, Max! - zdenerwowałam się. - Nie możesz nic przede mną ukrywać! Powiedz mi!
- Już niedługo sama się przekonasz, że miałem rację, co do niego. Jest cholernym sukinsynem i ty dobrze to wiesz.

***

*Zayn*

Od miesiąca zżerało mnie poczucie winy. 
Dlaczego? 
Nie wiem, czy jest o czym mówić. Zachowałem się jak dupek i robiłem to przez cały ten czas. Wkręciłem się w sprawę z Katy i nie potrafiłem się od niej oderwać. Cały czas opiekowałem się nią i jej nienarodzonym dzieckiem, a ona cały czas twierdziła, że ono jest moje i że będę wspaniałym ojcem. Schlebiało mi to, ale tam, w San Diego była Jessy... 
Kochałem ją i nigdy bym jej nie zdradził, ale... No własnie. Do tego wysłałem jej tą idiotyczną wiadomość Nie wiedziałem, co robić... Nie miałem nic na swoją obronę. Nie kochałem Katy tak, jak Jessy. Nic do niej nie czułem. Zacząłem przejmować się losem dzieciaka, który wkrótce miał się narodzić i chciałem być obecny w jego życiu. Czy to była właściwa decyzja? Nie byłem do końca pewien...
- Chodź tu, Zayn. - Katy zawołała mnie z salonu. - Chodź szybko.
Dołączyłem do niej na kanapie, a ona położyła moją dłoń na jej brzuchu.
- Czujesz? - zapytała, patrząc na mnie podnieconym wzrokiem.
- Co?
- Rusza się.
- Nic nie czuję. - wymamrotałem. - To nie za wcześnie? 
- Nie, skup się. - nakazała i pokryła moją dłoń swoją.
Zamknąłem oczy i rzeczywiście poczułem coś, jakby ruch pod palcami. Nie wiedziałem, czy to prawda czy moje urojenie. Mimo tego, uśmiechnąłem się szeroko, zabrałem rękę i popatrzyłem na dziewczynę.
- Nie mogę się doczekać, żeby już trzymać je w ramionach. - powiedziała, gładząc brzuch.
Skinąłem głową, nic nie mówiąc. Nie wiedziałem, w co się pakuję. 
Poprawka - w co się wpakowałem.

***
*czerwiec - dzień ślubu*

*Jessy*

Stanęłam przed lustrem w pełnym stroju, makijażu i fryzurze. Na zewnątrz byłam zwarta i gotowa, ale w środku rozsypywałam się na kawałki. Podskoczyłam, bo ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę. - rzuciłam, przygładzając długą do ziemi, zwiewną, kremową sukienkę.
Włosy miałam ułożone w loki, a na głowie miałam wianek z drobnych, białych kawiatuszków. Ja byłam główną druhną, ale oprócz mnie było jeszcze cztery koleżanki Melanie. Wszystkie byłyśmy ubrane tak samo.
- Gotowa? - zapytał Max, wchodząc do środka. 
- Chyba tak. - westchnęłam. - Trochę się stresuję.
- Nie masz czego. To oni biorą ślub, nie ty.
- Nie ma Zayna. - wyszeptałam, zachmurzając się.
- Nie zaczynaj.  - ostrzegł mnie. - Nie dawaj mi powodu, żebym mówił "a nie mówiłem". Dzisiaj ja jestem twoją osobą towarzyszącą, co powinno być twoim powodem do skakania pod sam sufit.
- Nie daję ci powodu. - obróciłam się przodem do niego. - Cholernie się boję, że masz rację i bardzo ci dziękuję, że się zgodziłeś.
- Nie ma sprawy. - mrugnął do mnie. - Nie skontaktował się z tobą?
- Nie.
- Dzwoniłaś do niego?
- Tak, kilka razy. Nie odbiera.
- Skurwysyn. - syknął Max. - Jak go tylko spotkam to zabiję na miejscu, a Niall mi pomoże.
- Nie waż się mu powiedzieć. - spanikowałam. - Nie chcę psuć mu tego dnia.
- Nie ma twojego chłopaka i myślisz, ze się nie zorientuje, ze coś jest nie tak? - zironizował.
- Wystarczy, że ja mam ochotę płakać i uciec stąd jak najdalej, a najlepiej zapaść się pod ziemię. - jęknęłam żałośnie. - Coś wymyślę.
W kącikach oczu zebrały mi się niechciane łzy. Obiecałam sobie, ze kolejny raz nie będę przez niego płakała.
- Masz mnie, kochanie. - podszedł do mnie i mocno przytulił. - Pamiętaj o tym.
- Pamiętam, Max. Jeszcze raz dziękuję.
Wzięłam głęboki oddech, chcąc się uspokoić. Pomogło, ale nie wiedziałam na jak długo. Chłopak mnie puścił, a ja przywołałam na twarz uśmiech.
- Idziemy? - Max wystawił łokieć, a ja go chwyciłam.
W głowie miałam czarną rozpacz. Bo co miałam myśleć, kiedy mój chłopak, który za każdym razem zapewniał mnie o swoim uczuciu, nie odzywał się do mnie od kilku tygodni. Kochałam go i będę kochała, ale jak tylko się z nim zobaczę zakończę to, co miało trwać wiecznie. Wystarczająco dużo miałam przepłakanych nocy.

*Zayn*

Od kilku tygodni nie kontaktowałem się z Jessy. Nie dzwoniłem i nie odbierałem od niej połączeń. Dlaczego? 
To proste - dokonałem wyboru. Poświęciłem ten czas Katy. Zrobiłem to, czego Jessy obawiała się najbardziej. Dzisiaj był dzień ślubu, który teraz trwał w najlepsze. Nie poszedłem tam. Wiedziałem, że ona na mnie czeka. Nie dałem znaku życia, nie napisałem, że jednak nie przyjdę. W ostatniej chwili zmieniłem numer telefonu. Stchórzyłem wiedząc, ze będzie pytała o powód. Miałem jej powiedzieć, że teraz byłem z Katy, żeby pomóc jej wychowywać dziecko? Nigdy. Załamałby się, co pewnie i tak się stanie. Moje serce należało do niej i zawsze będzie należało, ale niestety nie potrafiłem przerwać tego, co zapoczątkowałem kilka miesięcy temu. Pozbyłem się uczuć, które należały tylko do Jessy. Nie miałem już serca dla nikogo, oprócz niej.
Miesiąc temu poznałem rodziców Katy, którzy uznali nas za parę, a ja nie zaprzeczyłem. Potem wszystko potoczyło się samo... Jej ojciec dał mi pierścionek po jego babci, który następnie wręczyłem Katy. Zaplanowaliśmy ślub na początek lipca. Dlaczego? Bo Katy nie chciała mieć nieślubnego dziecka. Nie kierowały mną żadne uczucia. Byłem pusty w środku. Skazałem się na uczuciową śmierć. Zacząłem proces autodestrukcji odkąd zerwałem kontakt z Jessy. Zrobiłem to na własne życzenie. Zrobiłem to wiedząc, ze niszczę nie jedno, ale dwa serca. 
Byłem potworem.

*Jessy*

Nie przyszedł. Nie dał żadnego znaku. Nie odezwał się. Straciłam jakąkolwiek nadzieję. Kiedy tylko przyjęcie weselne się skończyło, zamknęłam się w swoim dawnym pokoju i płakałam. Wylewałam łzy strumieniami. Wszystko prze niego, przez idiotę, który postanowił zerwać ze mną w najgorszy z możliwych sposobów. Odciął się ode mnie nagle, bez uprzedzenia. Łudziłam się, ze słowa "Muszę wszystko przemyśleć i odetchnąć. Przepraszam. Kocham cię." będą jego ostatnimi, które do mnie skieruje. Wiedziałam, ze to była jego ostateczna decyzja. Może bolałoby mniej, gdyby nie zapewniał, ze nasz związek jest tym, który przetrwa taką odległość i czas. 
Nie udało się...
Moje serce przestało bić w momencie, kiedy zadzwoniłam do niego chwilę przed ślubem i usłyszałam "nie ma takiego numeru". Zrobił to. Opanował całe moje serce, a potem świadomie je zdeptał, zgniótł i rozerwał na kawałki. Wierzyłam, ze był tym jedynym. Teraz już nie miałam ochoty żyć. Na moment zabrakło mi powietrza, ale nawet się tym nie przejęłam. Nie chciałam żyć bez serca, ale on mnie na to skazał. Kochałam go i będę kochała wiecznie. Nie potrafiłam wyobrazić sobie, że wrócę do normalnego funkcjonowania ze świadomością, ze on nie jest częścią mnie i mojego życia.

*****

Love story, które miało zakończyć się happy endem?
Może jeszcze wszystko dało się odkręcić?
Może to była tylko pomyłka?
Może to tylko głupie igraszki losu?
Czy to wszystko dało się jeszcze naprawić?
Co będzie teraz?

Tyle pytań, ale żadnej odpowiedzi...


---------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Kolejny rozdział już niebawem (możliwe, że jutro), bo ten jest krótki :)

P.S Nie miejcie pretensji o to historii, bo akurat teraz zaczęły się problemy. Wszystko wyjaśni się już niedługo. Wytrwajcie kochani! xxx

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Rozdział 70

*Zayn*

Wmurowało mnie w ziemię. Nie potrafiłem wydobyć z siebie głosu. Czy ona śmiała robić sobie ze mnie żarty?
- Co ty powiedziałaś? -  wydusiłem.
Zacisnąłem pięści po bokach i czekałem jak na ścięcie. Starałem się trzymać emocje na wodzy, co graniczyło z cudem.
- Jestem w ciąży. - powtórzyła z większym spokojem.
Prychnąłem, przymykając na chwilę oczy.
- I masz czelność sugerować, ze to moje dziecko?
- Nie powiedziałam tego. - oburzyła się.
- Inaczej byś tu nie przyszła.
Wywróciła oczami, co uznałem za przyznanie mi racji.
- To nie jest moje dziecko. - powiedziałem wyraźnie, lekko pochylając w jej stronę. - Teraz możesz już stad wyjść.
Popatrzyła na mnie z otwartą buzią zszokowana.
- Śmiesz twierdzić, ze cię wkręcam? - wstała gwałtownie.
- Wyjdź.
- Jesteś skurwysynem! - zrobiła krok w moim kierunku.
- To nie jest moje dziecko. - wysyczałem przez zęby.
- Po imprezie, miesiąc temu. Nie pamiętasz? - przypomniała, posyłając mi wyzywające spojrzenie.
- To, że nie pamiętam, dlaczego spałaś w moim łóżku nie znaczy, że ze sobą spaliśmy! - uniosłem się. Powoli traciłem cierpliwość.
- Sugerujesz, ze kłamię tak? - pisnęła ze łzami w oczach.
- Zdarzało ci się to już wcześniej. - zironizowałem. - Wyjdź stąd, natychmiast. - wskazałem ręką na drzwi.
Unikałem jej przenikliwego wzroku. Nie chciałem dać się nabrać na tę szopkę. Nie możliwym było, żebym był aż tak pijany. Nie ja i nie na tym etapie życia.
- Jeszcze się zobaczymy, Zayn. Obiecuję ci to. - rzuciła złowrogo, mijając mnie. - Zapamiętaj moje słowa, bo będziesz miło je wspominał po tym, jak cię zniszczę.
Trzasnęła za sobą drzwiami. Dopiero wtedy poczułem ciężar, który spadł na moje barki. Byłem świadomy realności jej zarzutów, ale modliłem się żeby tak nie było. Chciałem cofnąć się do dnia imprezy i na nią nie iść. Mogłem wtedy zostać w mieszkaniu i spędzić ten czas na rozmowie z Jessy przez telefon. Byłem idiotą.
Skończonym idiotą.

***
*kwiecień*

*Jessy*

Podbiegłam do telefonu i odebrałam go zanim ten ktoś się rozłączył.
- Słucham? - wydyszałam.
Właśnie zdążyłam wejść do mieszkania po pracy.
- Cześć, córeczko. - przywitała się mama. - Mogłabyś wpaść do nas wieczorem?
- Mogę przyjść z Max'em?
Planowałam spędzić z nim wieczór, więc nie mogłam go teraz wystawić.
- Tak, jasne.
- W porządku. Na pewno będziemy.
- Super. Do zobaczenia.
Odrzuciła telefon na blat w kuchni i nalałam sobie wody do szklanki. Popijając ją przeszłam do mojego małego pokoiku, w którym sypiałam. Resztę mieszkania stanowił niewielki salon, kuchnia, łazienka i mały korytarz. Zrzuciłam przepocone ubrania, owinęłam się ręcznikiem i poszłam pod prysznic. Ukoiłam nerwy, odprężyłam zmęczone mięśnie i od razu poczułam się lepiej. Gorące prysznice były moim uzależnieniem. Po wtarciu w ciało balsamu, założyłam szlafrok i wysuszyłam włosy. Poczłapałam do szafy w pokoju, żeby wyjąć rurki, koszulkę i bluzę. Gotowa wzięłam kluczyki od samochodu wraz z torebką i wyszłam z mieszkania. Dotarłam pod dom przyjaciela po piętnastu minutach. Niestety, ale o tej godzinie w San Diego panowały niesamowite korki. Automatycznie pomyślałam o Zaynie u którego była teraz dziesiąta w nocy.
- Hej, tygrysico. - przywitał się całusem w policzek. - Co słuchać?
- Rozmawialiśmy pół godziny temu. - westchnęłam.
Zaśmiał się krótko i bardzo chłopięco. Lubiłam to, bo sprawiał że mój humor wskakiwał na wyższy poziom.
- Droczę się. Wiem, że nie lubisz jak ktoś powtarza to pytanie wiele razy.
Wywróciłam oczami i mocno wcisnęłam pedał gazu. Opony zapiszczały  w styczności z nawierzchnią.
- Nie tak ostro, lala! - chłopak udał oburzenie.
Pokręciłam litościwie głową i ruszyłam. Kiedy dotarłam do rodziców, zaparkowałam auto na podjeździe i weszliśmy do środka bez pukania.
- Już jesteśmy! - krzyknęłam w głąb.
Minęliśmy salon, w którym nikogo nie było. Zajrzeliśmy do kuchni. Bingo.
- Cześć, mamo. - przytuliłam rodzicielkę. Max zrobił to samo.
Traktowała go jak swojego syna. Ja traktowałam go jak młodszego brata, o którego niestety Zayn był niemożliwie zazdrosny, ale oczywiście nie miał zamiaru tego zbytnio okazywać.
- Cieszę się, że jesteś. - uśmiechnęła się promiennie, a ja zmarszczyłam czoło.
Widziałam, ze jest czymś mocno podniecona. Normalnie nie miałaby takich wypieków na twarzy.
- Coś się stało? - zapytałam niepewnie.
Max skrzyżował ramiona na klatce piersiowej i czekał na rozwój wydarzeń.
- Mam coś dla ciebie. - powiedziała i zniknęła nam na chwilę z oczu. Wróciła z białą kopertą w dłoni. - Proszę.
- Co to jest?
- Otwórz.
Wzruszyłam ramionami i naderwałam koniec, dzięki czemu miałam dostęp do wnętrza. Wyciągnęłam sztywną kartkę, która okazała się być zaproszeniem.
- Przeczytaj na głos. - poprosił Max.
- Mam zaszczyt zaprosić Jessice Horan na... O mój Boże! Niemożliwe!
Zakryłam usta dłonią i wytrzeszczyłam oczy. Mama zaczęła się śmiać, a chłopak wyrwał mi zaproszenie. Przeczytał treść i gwałtownie wciągnął powietrze.
- Nie wierzę. - wymamrotał pod nosem.
- Naprawdę Niall i Melanie biorą ślub?! - nie dowierzałam w dalszym ciągu.
Mama energicznie przytaknęła głową. Rzuciłam się na nią i mocno uścisnęłam. Czekałam na to wydarzenie odkąd się poznali. Byłam przekonana, że tak to się skończy.
- Jestem taka szczęśliwa. - jęknęłam bliska płaczu.
- Ja też, kochanie, ja też. - wyszeptała mama, głaskając mnie po głowie.

***
*kolejny dzień*

*Zayn*

Pan Wilson zdążył wysiąść pod swoim domem, kiedy moja komórka zadzwoniła. Skrzywiłem się, widząc imię na wyświetlaczu. Męczyła mnie codziennie informacjami o stanie jej i dziecka, którego miałem być ojcem.
Niedorzeczność.
- Co tym razem? - zapytałem na przywitanie.
- Cześć, Zayn. - zaświergotała. - Jak ci mija dzień?
- Dobrze cię czujesz? - zmarszczyłem czoło. - Naćpałaś się czegoś? Przecież jesteś w ciąży.
- Teraz zepsułeś mi humor. - westchnęła. - Przyjedź po mnie i zawieź mnie do szpitala na wizytę u ginekologa.
- Co? - wydusiłem zaskoczony. - Dobrze usłyszałem?
- Tak, Zayn, dobrze usłyszałeś. - wymamrotała zirytowana. - Czekam.
Rozłączyła się, zostawiając mnie zdumionego z telefonem przy uchu. Zawsze dzwoniła, ale jeszcze ani razu nie prosiła mnie o coś takiego. Mogłem zawieźć jej zakupy czy skoczyć do apteki, w końcu kiedyś byliśmy bliskimi przyjaciółmi, ale żeby od razu jechać z nią do lekarza? To nie był dobry pomysł. Jednak postanowiłem się zlitować i pokierowałem auto we właściwym kierunku. Droga zajęła mi czterdzieści minut. Stanąłem na poboczu i wysłałem jej wiadomość. Minutę później zobaczyłem ją wychodzącą z klatki schodowej. Z daleka nikt by nie zauważył, że jest w ciąży, dopiero gdyby podeszła bliżej. Bez ceregieli wgramoliła się na siedzenie pasażera i wbiła we mnie wzrok.
- Podaj adres. - powiedziałem chłodno.
Wyrecytowała nazwę szpitala i ulicę, a ja ponownie włączyłem się do ruchu.
- Cieszysz się? - zapytała radośnie.
- Z czego?
- To nasza pierwsza wspólna wizyta. - klasnęła w dłonie. - Stresuje się.
Zacisnąłem mocno palce na kierownicy, chcąc powstrzymać wybuch złości.
- Czy ty siebie słyszysz? - zapytałem szorstko. - Wygadujesz takie bzdury, że nawet nie mam ochoty cię słuchać.
- Nie sprzeciwiaj się przeznaczeniu, Zayn. Pogódź się z tym. - wzruszyła ramionami.
- Oszalałaś. - pokręciłem głową z niedowierzaniem. - Nie wiem, co ci się stało odkąd powiedziałem ci o związku z Jessy, który sama ratowałaś. Co ci się stało?
- Nic.
- To czemu chcesz zniszczyć to, na czym najbardziej mi zależy?
- Próbuję to naprawić. - tłumaczyła. - Zaniedbałeś naszą relację przez Jessy, więc ja ją teraz ratuję.
- Wmawiając mi dziecko?! - ryknąłem.
Moje hamulce puściły. Miałem tego dość. Nie odpowiedziała. Usłyszałem szloch, przez który poczułem uścisk w sercu.
- Co ty robisz? - spojrzałem na nią na sekundę. - Nie wygłupiaj się, nie płacz.
Szlochała coraz mocniej, a ja zaczynałem panikować. Ona jest w ciąży, idioto!
- Dobrze, przepraszam. - zmiękłem. - Nie powinienem krzyczeć.
Momentalnie przestała płakać i uśmiechnęła się lekko. Byłem świadomy, że udawała, chcąc mnie zmanipulować, ale spanikowałem. Co jeśli zaczęłaby mi tu rodzić? Zawiozłem ją pod placówkę i zamierzałem zostać w samochodzie, póki nie wróci.
- Idziesz? - zapytała. - Chodź ze mną.
Spiąłem się i znieruchomiałem.
- Żartujesz? - prychnąłem. - Nigdzie nie idę.
- Zayn, proszę.
Zrobiła taką minę, że zastanowiłem się głębiej nad jej prośbą. Skapitulowałem i wyciągnąłem kluczyki ze stacyjki..
- Dobrze. - wymamrotałem pod nosem, wysiadając. - Ale nie myśl, że wejdę do gabinetu.
Katy klasnęła z radości, a kiedy zamknąłem samochód, złapała mnie za dłoń i pociągnęła do wejścia. Naszykowałem się na prawdziwe chwile grozy.

***

- Ale widziałeś tą główkę! - zapiszczała Katy. - Taka malutka!
- Tak, Katy, widziałem.
Od wyjścia z gabinetu, do którego zostałem poproszony jako "tatuś", nie mogłem przestać się uśmiechać. Dziwnym uczuciem było zajrzeć do brzucha Katy. Wprawdzie dziecko nie było jeszcze do końca rozwinięte i było malutkie, ale... Sam nie wiem. Czułem się nieswojo, ale miło i póki co, nie wiem do czego to prowadziło...

***

*Jessy*

Dzwoniłam do Zayna wielokrotnie, ale nie odbierał. Sądziłam, że dobrze wyliczyłam, odkąd powiedział mi, żebym zadzwoniła za godzinę. Bardzo chciałam mu przekazać wiadomość o ślubie Nialla i o tym, że zabieram go jako moją osobę towarzyszącą. Od jakichś dwóch miesięcy Zayn brzmiał dziwnie, kiedy ze sobą rozmawialiśmy. Był małomówny jak na jego osobę. Nie chciałam za wcześnie panikować, ale nie podobało mi się to.
Czyżby wydarzyło się coś, o czym mi nie powiedział?

***

Kolejnego dnia wstałam wcześnie rano, żeby złapać Zayna pod telefonem. Zanim zdążyłam się dobrze wybudzić, sięgnęłam po telefon z szafki nocnej i znalazłam numer mulata. Odebrał dopiero po kilku sygnałach.
- Słucham? - odezwał się zaspanym głosem.
O drugiej po południu nie był jeszcze na nogach? Jak to możliwe?
- Obudziłam cię? - zapytałam zdziwiona.
- Jessy? Hej, skarbie. - wymamrotał, starając się brzmieć normalnie. - Co słychać?
- Zadałam ci pytanie.
- Zdrzemnąłem się. - westchnął.
- Och, okey.  - zrobiło mi się niezręcznie.
- Więc co u ciebie?
Usłyszałam w tle odgłos kroków, a później dźwięk podpalanego palnika.
- W porządku. Mam dla ciebie wspaniałą wiadomość. - na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech z podniecenia. - Słuchasz mnie? Słuchaj uważnie.
- Mów.
- Zarezerwuj sobie drugi weekend czerwca.
- Po co? Przyjeżdżasz do mnie?
- Nie, znaczy tak. W pewnym sensie...
- Nie rozumiem. - bąknął. - Możesz jaśniej?
- Niall i Melanie się pobierają! Dostałam zaproszenie na ich ślub! Będę druhną! - podskoczyłam ze szczęścia kilka razy.
- Co? - zapytał zszokowany. - Mówisz poważnie?
- Całkowicie poważnie. - zapewniłam.
- O Matko. - westchnął.
- Co się stało?
- Nie, nic. Cieszę się. - odpowiedział szybko.
- Chciałam, żebyś był moja osobą towarzyszącą.
- Myślałem, że to oczywiste. - prychnął.
Zaśmiałam się i zarumieniłam.
- Jasne że tak, ale chciałam się upewnić.
- Dobrze, w takim razie na pewno będę, ale teraz muszę już kończyć.
- W porządku. - zgodziłam się, ale posmutniałam.
Nie chciałam kończyć rozmowy. Ostatnio mieliśmy coraz mniej czasu dla siebie.
- Kocham cię, skarbie.
- Kocham cię, Zayn.
Rozłączyłam się z rosnącą miłością w sercu. Nie mogłam się doczekać, aż zobaczę go na ślubie mojego kochanego brata i przyjaciółki. Kto by pomyślał, że to wszystko się tak ułoży? Ja i Zayn, Niall i Melanie...

Jak ten los lubi płatać figle.

-----------------------------------------------------------------------------------------------

Kolejny rozdział w środę ;)

środa, 22 kwietnia 2015

Rozdział 69

*Zayn*

Tępy ból głowy wyrwał mnie ze snu. Jęknąłem przeciągle, czując z osobna każdy obolały mięsień. Pamiętałem z wczoraj praktycznie całą imprezę, ale urywkami. Na końcu ktoś wyprowadził mnie na zewnątrz i wepchnął do samochodu. Potem kompletnie urwał mi się film.
Przeciągnąłem się, zaciskając powieki i... Zamarłem. Na mojej klatce piersiowej czułem delikatny ciężar i muskanie na brzuchu. Gwałtownie otworzyłem oczy i popatrzyłem w dół.
Katy.
Co ona robiła w moim mieszkaniu, do cholery!? Nie pamiętałem, żebym... W sumie, to nie pamiętałem jak tu dotarłem. Dziewczyna się poruszyła, a ja skamieniałem.
- O, już wstałeś. - podniosła na mnie wzrok i uśmiechnęła się leniwie. - Dzień dobry.
- Nie taki dobry. - lekko zepchnąłem ją z siebie.
Położyła się na poduszce obok i westchnęła przesadnie, wyrażając swoją irytację.
- Co tu robisz? - zapytałem chłodno.
- Śpię?
- Ale dlaczego w moim mieszkaniu?
- Nie pamiętasz? - zdziwiła się.
Nie odpowiedziałem.
- Niemożliwe! - zaśmiała się. - Zayn Malik nie pamięta jak trafił do domu!
- Przestań. - warknąłem. - Mówię poważnie.
- Ja też.
Wiedziałem, że się ze mną droczyła. Nie wiedziałem tylko dlaczego.
- O co ci chodzi?
- Mi? O nic. - musnęła palcem mój tors, robiąc niewinną minę. - Przecież mogłeś mnie przenocować jako przyjaciółkę, prawda?
- Wyjdź stąd. - zażądałem ostro.
Dopiero teraz zorientowałem się, że miałem na sobie tylko bokserki. Nie byłem pewny, co do stroju dziewczyny.
- Co? - wytrzeszczyła oczy. - Chyba sobie żartujesz!
- Nie.
- Po tym. wszystkim? - zająknęła się. - Nie możesz tego zrobić!
- Po czym?! - wkurzyłem się.
Katy zawinęła się w koc, który leżał na podłodze obok biurka i bez słowa wyszła do łazienki. Musiałem się dowiedzieć, co zaszło poprzedniej nocy. Czekałem, aż pojawi się ponownie. W tym czasie ubrałem się w spodnie i koszulkę, które znalazłem leżące na oparciu krzesła. Na szczęście były wyprane. Przeszedłem do kuchni. Katy dołączyła do mnie w pełnym ubraniu i makijażu.
- Powiesz mi co się wydarzyło, czy nie? - zapytałem zniecierpliwiony.
Milczała jak grób.
- Kurwa! - krzyknąłem, uderzając pięścią w blat.
- Do zobaczenia. - mruknęła pod nosem i wyszła, trzaskając drzwiami.
Zacisnąłem mocno szczękę i policzyłem do dziesięciu. Jessy stwierdziła, że to powinno zadziałać, ale coraz bardziej mnie irytowało. Przestałem i wziąłem kilka głębszych wdechów. Krew przestała buzować, a serce zwolniło bieg. Mogłem chwilowo odsapnąć. Postanowiłem zadzwonić do Josha, który trzymał się ze mną całą imprezę. Odebrał po drugim sygnale.
- Hej, stary. Co słychać? - odezwał się zachrypniętym głosem.
Mogłem się domyśleć, że dopiero co wstał z łóżka.
- Chciałbym cię o coś zapytać.
- Pytaj.
Usiadłem na krześle i oparłem łokieć na stole.
- Jak dostałem się do domu?
- Zamówiliśmy ci taksówkę. - odpowiedział bez zawahania. - Czemu pytasz?
- Bo tego nie pamiętam. - przyznałem cicho.
Na linia nastąpiła krótka cisza.
- Niemożliwe! - zarechotał.
- Daj spokój. - westchnąłem. - Ktoś ze mną pojechał?
- Powiem ci tak... Cały wieczór kręciła się koło ciebie ta mała umm... Katy. Bardzo prawdopodobne, że wskoczyła z tobą do auta.
Nabrałem gwałtownie powietrza. Czyli, że spędziłem z nią noc?
- Dzięki, stary.
- Nie ma za co.
- Do usłyszenia. - rzuciłem i przerwałem połączenie.
Odrzuciłem telefon na stół i złapałem się za głowę obiema rękami. Musiałem pomyśleć, jak to rozegrać, a przede wszystkim dowiedzieć się więcej.

***

Wieczorem, kiedy już czułem się lepiej, zadzwoniłem do Jessy. Ze względu na strefy czasowe stwierdziłem, że pewnie niedawno się obudziła. U niej było około dziesiątej rano.
- Hej. - przywitała się radośnie.
- Cześć, kocie. Co słychać?
Jej głos ukoił moje nerwy. Działała jak lek na całe zło.
- W porządku. - ziewnęła.
- Nie w pracy? - zapytałem zaciekawiony.
- Właśnie, że w pracy. - bąknęła. - Umieram.
- Co się dzieje? - zmartwiłem się.
- Tęsknię. Zepsułeś mnie.
Zaśmiałem się krótko i przetarłem oczy.
- Wciąż jesteś moja. - zapewniłem z powagą w głosie.
- Wiem.
Przez chwilę żadne z nas się nie odzywało.
- Zayn, czy coś się stało? - w jej głosie wyczułem nutę zmartwienia.
Umiała mnie rozszyfrować nawet z takiej odległości.
- Wszystko dobrze. - wyszło mało przekonująco, ale się starałem.
- Na pewno?
- Tak, skarbie.
- Czyli nic z ciebie nie wyciągnę? - westchnęła zrezygnowana.
- Nie ma co wyciągać.
Nie chciałem jej martwić moimi podejrzeniami. Nie byłem pewny, co do mojej nocy z Katy, ale modliłem się żeby to nie była prawda. Nie mogłem narazić naszego związku kolejny raz.
- Niech będzie, że ci wierzę. - zachichotała. - Przepraszam, ale muszę kończyć. Za dwie minuty zaczynam zajęcia.
- Do usłyszenia?
- Do usłyszenia, kochanie.
Cmoknęła w słuchawkę i rozłączyła się. Patrzyłem przez chwilę na telefon i zastanawiałem się dlaczego to ja mam takiego pecha. Nie zdażyłem odłożyć urządzenia, kiedy zaczęło dzwonić.
- Tak, szefie? - odebrałem, nabierając formalnego tonu.
- Za dziesięć minut pod moim domem.
Tyle. Koniec rozmowy. Wilson zawsze tak robił, żądał i wiedział, że będzie wysłuchany. Niestety praca jak praca, więc nie mogłem narzekać. Ubrałem się w odpowiedni strój i zszedłem do luksusowego auta.

***

Właśnie skończył się drugi tydzień lutego. Minęło cztery tygodnie od mojego powrotu do Londynu. Już miesiąc bez niej.
Wyprany z jakichkolwiek chęci opadłem na kanapę. Widok małego mieszkania przytłaczał mnie z każdym dniem coraz bardziej, niestety nic nie mogłem na to poradzić. Właśnie wróciłem z porannego treningu z chłopakami. Póki co, nie mieliśmy w planach zawodów, ale chcieliśmy utrzymać dobrą formę. Pan Wilson jeszcze nie dzwonił, a dochodziła dwunasta. Miałem nadzieję na wolny dzień, ale z nim wszystko było możliwe. Równie dobrze mogłem teraz otrzymać telefon od niego i pięć minut później być pod jego willą. Poszedłem się wykąpać, a kiedy skończyłem i ubrałem się w czyste ciuchy, zjadłem obiad. Co prawda to nie było coś szalonego, ale coś jeść musiałem. Po prostu zrobiłem sobie tosty i jajecznicę. W momencie odstawiania brudnych naczyń do zlewu po skończonym posiłku, usłyszałem pukanie do drzwi. Wytarłem ręce w ścierkę kuchenną i luźnym krokiem wyszedłem na mały korytarz. Z ociąganiem chwyciłem za klamkę i ją nacisnąłem. Moim oczom ukazała się najmniej oczekiwana przeze mnie osoba.
- Co ty tu robisz? - zapytałem chłodno.
Starałem się nie wybuchnąć.
- Mi też cię miło widzieć. - Katy zironizowała. - Musimy pogadać.
Przyglądając się jej twarzy zauważyłem, że ma lekko zaczerwienione i podkrążone oczy. Ogólnie wyglądała dość blado i miałem wrażenie, że była chudsza niż zazwyczaj.
- Coś się stało?
Chciałem być obojętny, ale mi nie wyszło.
- Mogę wejść? - zapytała, unikając mojego wzroku.
Nagle z zadziornej suki stała się niepewną dziewczynką. Przepuściłem ją przez próg. Przeszliśmy do salonu, gdzie ja stałem a ona usiadła na fotelu.
- Lepiej usiądź. - wymamrotała.
- Do rzeczy. - zażądałem.
Przez chwilę nie odzywała się, co uznałem za szukanie odpowiednich słów. Miałem wrażenie, że to co za chwilę powie, przewróci moim światem. Głupie uczucie, co?
- Katy. - ponagliłem.
- Pamiętasz imprezę miesiąc temu?
- Tak i co z tego?
- Bo ja... My...
Spiąłem się, uważnie słuchając jej słów. Zawahała się na moment, po czym spojrzała mi prosto w oczy.
- Jestem w ciąży, Zayn.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Tak, wiem. Rozdział krótki, ale pamiętajcie że wstawiłam dwa pod rząd. Teraz nie potrafię powiedzieć kiedy będzie następny, bo muszę dobrze przemyśleć jak rozwinąć akcję i zaplanować zakończenie opowiadania, które niestety, ale kiedy nastąpi. Rozdział NA PEWNO w przyszłym tygodniu, ale może pojawić się też wczesniej ;)

Mam nadzieję, że skoro wytrwaliście do teraz to i dłużej wytrzymacie ;)

Kocham! xxx

wtorek, 21 kwietnia 2015

Rozdział 68

NIESPODZIANKA!!!
Rozdział publikuję wcześniej, bo... bo tak mi się podoba xD

Życzę miłego czytania ;)

Kocham! xxx

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dwa tygodnie przerwy zimowej minęły jak z bicza strzelił. Już za kilka minut miałam pożegnać się z Zaynem i zobaczyć go dopiero za pięć i pół miesiąca. W ciągu tych czternastu dni zdążyliśmy pomieszkać w moim mieszkaniu, które należycie ochrzciliśmy, jeśli wiecie co mam na myśli. Teraz stałam jak zagubiona owieczka, patrząc jak mulat pakuje swoją torbę i sprawdza czy na pewno wszytko zabrał.
- Musisz jechać? - zapytałam przygnębiona.
Zarzucił torbę na ramię i odwrócił się w moją stronę. Jego wyraz twarzy był taki sam jak mój.
- Niestety.
Objął mnie w pasie, a ja splotłam dłonie na jego karku. Delikatnie, opuszkami palców, muskałam skórę mulata. Wtuliłam nos w jego szyję.
- Będę tęsknić, wiesz? - wymamrotałam cicho.
- Ja też i to cholernie mocno.
- Zostań ze mną w San Diego.
- Mam pracę tak samo, jak ty.
- Wiem, ale...
- Jessy... - zaczął spokojnie. - Po prostu cieszmy się ostatnią chwilą jaka nam pozostała.
Podniosłam głowę, żeby zagłębić się w jego oczach.
- Nie przestaniesz mnie kochać przez te kilka miesięcy?
Wywrócił oczami.
- Już o tym dyskutowaliśmy.
- No wiem. - jęknęłam żałośnie. - Chcę cię mieć na co dzień, chcę budzić się przy tobie i tak samo zasypiać. Będzie mi brakowało tych wszystkich wspólnych kąpieli czy wygłupów. Nienawidzę cię.
- Co? - zdziwiony uniósł wysoko brwi. - Jak to?
- Nienawidzę cię za to, że mnie od siebie uzależniłeś. - wyjaśniłam.
Zaśmiał się cicho i przytulił policzek do mojej skroni.
- Nawet nie wiesz jak bardzo ja jestem uzależniony od ciebie, skarbie. - wyszeptał.
Moje serce nie mogło przyzwyczaić się do wyznawania uczuć przez Malika. Nigdy nie wierzyłam w to, że ktokolwiek mógłby obdarzyć mnie uczuciem. Zawsze miałam niskie mniemanie o sobie. Z zewnątrz był twardym, poważnym i konsekwentnym facetem, ale wewnątrz... Był delikatny
i wrażliwy na swój wspaniały sposób. Kochałam go za to. Kochałam go za wszystko.
Ze splecionymi dłońmi przeszliśmy na korytarz, czekali tam na nas rodzice.
- Chciałabym cię odprowadzić chociaż na lotnisko. - rzuciłam szybko, zanim mama podeszła.
- Na nieszczęście mam zajebisty samochód, który musi wrócić do Londynu razem ze mną. - wyszeptał mi do ucha.
Uszczypnęłam go w tyłek, za co spiorunował mnie wzrokiem.
- Miło było cię gościć, Zayn. - odezwała się moja rodzicielka. - Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś do nas wpadniesz.
- Też mam taką nadzieję. - odpowiedział grzecznie.
- Trzymaj się, chłopaku. - tata uścisnął mu dłoń i kiwnął z uznaniem, jakby pomyśleli o tym samym.
- Naprawdę dziękuję państwu za gościnę. Ogromną przyjemnością było mieszkanie tutaj przez te trzy tygodnie. Chyba się zadomowiłem.
Wszyscy razem się zaśmialiśmy.
- Nie będziemy cie zatrzymywać. - rzuciła z ciepłym uśmiechem mama. - Do zobaczenia.
Mulat ucałował jej rękę na pożegnanie, po czym wyszłam z nim na zewnątrz. Już przyzwyczaiłam się do widoku tego wspaniałego auta na naszym pojeździe.
- Cóż... - zaczęłam. - Pora się pożegnać.
- Tylko na kilka miesięcy.
- Aż na kilka miesięcy. - poprawiłam go.
- Chodź do mnie.
Przyciągnął mnie do siebie i mocno pocałował. Nie mogłam sobie wyobrazić, że będę musiała wytrwać bez niego tyle czasu. Rozłączyliśmy nasze usta z cichym cmoknięciem. Wtuliłam się w Malika ostatni raz, a on mocno objął mnie ramionami.
- Kocham cię, Zayn. Tak bardzo cię kocham. - powiedziałam ze łzami w oczach. - Nie zepsuj tego.
Podniósł palcem mój podbródek i popatrzył mi głęboko w oczy.
- Kocham cię. Pamiętaj o tym.
Zachłysnęłam się powietrzem, a on starł nieproszone łzy z moich policzków. Wsiadł do samochodu zanim na dobre się rozpłakałam. Wiedziałam, że okres bez Zayna zniosę beznadziejnie. Ze ściśniętym żołądkiem patrzyłam jak auto znika za zakrętem.
Czy wszystko pozostanie takie samo?
Czy powinnam się martwić?

***

*Zayn*

Wyleciałem z Kalifornii z bólem serca. Nie chciałem jej zostawiać na tak długo, ale nie miałem wyboru. Musiałem wrócić do Londynu, żeby zatrzymać prace i samochód. Wierzyłem, że przetrwamy tą rozłąkę, tak samo jak poprzednią.
Po długim locie, który przespałem, zadowolony wróciłem do swojego mieszkania. Od razu położyłem się do łóżka. Na zegarku widniała dziesiąta wieczorem. Zanim zasnąłem usłyszałem dźwięk wiadomości.

NADAWCA: Jessy
Mam nadzieję, że już doleciałeś cały i zdrowy. Pamiętaj, że cię kocham. Odzywaj się często!

Postanowiłem odpisać. W Kalifornii, a dokładnie w San Diego gdzie obecnie przebywała Jessy, była druga po południu.

NADAWCA: Zayn
Doleciałem, jestem w mieszkaniu i padam na twarz. Będę o tobie śnił, księżniczko.

Wiedziałem, że na jej twarzy pojawi się uśmiech jak tylko odczyta SMS-a. Uwielbiałem jej uśmiech, śmiech, oczy i podekscytowanie, kiedy nakręcała się na jakiś temat. Uwielbiałem ją w całości i w duchu dziękowałem Bogu, że postawił ją na mojej wyboistej drodze.

*Jessy*

Po odczytaniu wiadomości zwrotnej od Zayna nie mogłam przestać się uśmiechać. Wiedziałam, że on zawładnie moimi snami. Zawsze tak było ilekroć się rozstawaliśmy na dłuższy okres czasu. Zamyślona siedziałam przy stole z głową wspartą na dłoniach. Różniło mnie od niego osiem godzin.
- Żyjesz? - tata pomachał mi dłonią przed twarzą.
- Tak, tato. - westchnęłam.
- Jak kocha, to poczeka.
- Na co ma czekać? - zdziwiłam się.
- Na ciebie, kochanie, na ciebie. - zaśmiał się.
Zasępiłam się jeszcze bardziej. Mnie nie było do śmiechu. Mój chłopak wyjechał, zostawiając mnie na pięć miesięcy. Jak mogłam znaleźć w tym cokolwiek pozytywnego? Może nie reagowałabym tak gwałtownie, ale po tych wspólnych trzech tygodniach, które tyle wniosły do naszego związku, nie mogło być inaczej. Nie mogłam temu zapobiec...

***
*tydzień później*

*Zayn*

Wytrwałem tydzień, ale to był dopiero początek.
- Stary! - zawołał z kuchni Mark.
- Co?! - odkrzyknąłem, zbyt zajęty naprawą.
- Gdzie masz piwo?!
- W lodówce, idioto!
Reszta chłopaków wybuchnęła śmiechem. Siedzieliśmy w warsztacie Steve'a i naprawialiśmy jego wiekowe auto. Wydał zbyt dużo pieniędzy na nowy dom, żeby móc sobie sprawić nowy samochód. On i Stacy już zamieszkali razem, a niedługo wezmą ślub.  Stacy była dziewczyną Steve'a od roku.
- Zrobimy ci takie kawalerskie, że będziesz tydzień kaca leczył. - zapewnił Josh.
- Uważaj, bo jesteś następny w kolejce. - odpysknął Steve.
- Nie spieszy mi się.
Wybuchła nowa fala śmiechu. Wywróciłem na nich oczami i zająłem się wymianą oleju.
- Zayn, stary. - zaczepił mnie Sam. - Dzisiaj jest impreza u naszego starego przyjaciela.
Nie zaprzestałem wykonywanej czynności, ale dałem znak, że słucham.
- Freaka?
- Dokładnie. Piszesz się?
- Sam nie wiem.
W sumie dawno nie byłem na żadnej luźnej, szalonej imprezie.
- No dawaj! Nie zachowuj się jakbyś był uwiązany na smyczy. - drażnił mnie.
- Nie jestem. - syknąłem.
- W taki razie widzimy się na imprezie.
Klepnął mnie w plecy i wrócił do zmieniania opony. Zapowiadała się ciekawa noc.

***

Grupką przekroczyliśmy próg dużego mieszkania naszego odwiecznego przyjaciela, który dzisiaj obchodził swoje dwudzieste czwarte urodziny.
- Kogo moje oczy widzą?! - najpierw go usłyszeliśmy, dopiero zobaczyliśmy.
Wyłonił się z tłumu ludzi stłoczonych w głównym pomieszczeniu , czyli przestronnym salonie. To tutaj zabrałem Jessy na imprezę po raz pierwszy.
- Co słychać? - zapytał, przytulając mnie po przyjacielsku. - Jak zdrowie?
- W porządku, stary. Jakoś leci. - odpowiedziałem z uśmiechem.
Cieszyłem się, że go widzę. Kiedyś spędzałem z nim większość mojego czasu, co było naprawdę przyjemne. Freak zaczął rozmawiać z resztą chłopaków, więc poszedłem po alkohol. Przy blacie w kuchni krążyło kilku imprezowiczów, ale nikogo nie rozpoznałem. Miałem wrażenie, że wszyscy są ode mnie młodsi. Uśmiechnąłem się pod nosem i nalałem piwa do plastikowego kubka.
- Szukałem cię. - usłyszałem za plecami.
Odwróciłem się i napotkałem uradowany wzrok Freaka.
- Już się za mną stęskniłeś? - zażartowałem.
Zaśmiał się i skinął głową, żebym poszedł za nim. Wiedziałem, że miał za sobą więcej niż jednego skręta, ale to była jego codzienność.
- Gdzie idziemy? - zapytałem zaciekawiony. Wprowadził mnie na schody i piął się ku górze. - Impreza jest na dole.
- Idziemy do pokoju dla szlachty. - wyjaśnił z tajemniczym błyskiem w oku.
Zatrzymaliśmy się przed białymi drzwiami, które zamaszyście otworzył. Moim oczom ukazała się grupa ludzi. Rozpoznałem w nich Steve'a, Marka, Sama, Josha i Katy, a resztę stanowiły jeszcze trzy małoletnie dziewczyny w dość skąpych strojach.
- Przywitajcie szanownego pana Malika! - ogłosił Freak poważnym, operowym głosem.
Wywróciłem na niego oczami i usiadłem na podłodze obok Josha. Ten szturchnął mnie łokciem w żebro i wskazał brodą na Katy, która bacznie mi się przyglądała.
- Więc... - solenizant dosiadł się do koła. - Doszły mnie słuchy, że zostałeś usidlony przez niejaką panienkę Jessy Ślicznotkę Horan.
Milczałem przez chwilę, zastanawiając się czy mam coś do ukrycia. Nie miałem.
- Tak, to prawda. Jesteśmy razem. - potwierdziłem pewny siebie.
- Gdzie ją schowałeś? - zapytała Katy. - Czemu nie ma jej z tobą?
Uniosłem jedną brew zaintrygowany jej nadmierną ciekawością.
- Jest w Kalifornii, pracuje.
- Och. - uśmiechnęła się półgębkiem.
Starałem się właściwie zinterpretować ten gest, ale nie do końca ogarniałem skomplikowane myślenie kobiet.
- Dobra, koniec pierdolenia! - Freak podniósł głos, żeby każdy zwrócił na niego uwagę. - Zdrowie wszystkich tu zebranych!
Uniósł butelkę wódki do ust i pociągnął duży łyk. Alkohol powędrował dookoła tak samo, jak później skręt. Nie hamowałem się. Wiedziałem, że popłynę.
Jak już wszyscy opuściliśmy "pokój dla szlachty", Josh odciągnął mnie na stronę, chcąc porozmawiać.
- Ty tak na serio? - zapytał, marszcząc brwi.
- Ale co?
- No z Jessy. - westchnął i wziął łyk piwa.
Nasze jeżyki odrobinę się plątały, ale na szczęście alkohol i trawka nie zaczęły jeszcze dobrze działać, co umożliwiło nam jakąkolwiek rozmowę.
- Tak. - odpowiedziałem bez chwili zastanowienia. - Masz z tym problem?
- Ja nie. - bąknął wymijająco.
- A kto? - zmrużyłem oczy, przyglądając mu się uważnie.
- Myślę, że ona ma na ciebie ochotę. - wskazał brodą tłum ludzi w salonie.
Powędrowałem za jego wzrokiem, ale nie zobaczyłem nikogo konkretnego.
- O kogo ci chodzi? - zapytałem zdezorientowany.
- No o nią. - kiwnął mocniej. - Nie widzisz jak się do ciebie ślini?
Jeszcze raz omiotłem wzrokiem pomieszczenie i dopiero teraz zauważyłem to, co powinienem. Po przeciwnej stronie stała Katy i usilnie wbijała we mnie wzrok. Nie spuściła go nawet, kiedy skrzyżowałem nasze spojrzenia. O co jej chodziło?
- Mówiła ci coś? - z niby obojętnością upiłem łyk drinka.
- O tobie? Coś bąknęła zanim Freak przyprowadził cię do pokoju, ale to chyba nie było nic konkretnego. - wzruszył ramionami. - Na pewno usłyszałem słowa "mam na niego ochotę".
- Pewnie się przesłyszałeś. - wywróciłem oczami. - Jesteśmy przyjaciółmi, a ona wie, że teraz jestem z Jessy.
- Jestem pewien w stu procentach i nie wydaje mi się, żeby obchodziło ją to, że teraz jesteś zajęty. Przeszła jakąś metamorfozę, sam jej nie poznaję.
- Metamorfozę?
- Ta. - wymamrotał, dopijając alkohol. - Idziesz po więcej?
- Co miałeś na myśli, mówiąc "metamorfoza"?
- Stary, jesteśmy na imprezie. - zaśmiał się już lekko pijany. - Nie mam ochoty dyskutować o laskach i ich chorym myśleniu.
Poklepał mnie po ramieniu i odszedł w stronę kuchni, czyli dzisiejszego baru alkoholowego. Odetchnąłem głęboko i postanowiłem usunąć się z oczu przyjaciółki, której spojrzenie napawało mnie dużymi obawami.
Czyżby Josh miał rację?

----------------------------------------------------------------------------------------------------

Kolejny rozdział JUŻ JUTRO!!!!!!!!

niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział 67

Termin kolejnego posta to niespodzianka ;)

--------------------------------------------------------------------------------------------------

*Jessy*

To był pierwszy sylwester, który spędzałam z Zaynem. Oficjalnie byliśmy parą, a ja tak bardzo byłam w nim zakochana.
- Ziemia do Jess. - wyszeptał mi do ucha.
Lubiłam, kiedy tak mnie nazywał.
- Jestem, jestem. - zaśmiałam się.
Chłopak objął mnie od tyłu, opierając policzek o bok mojej głowy. Obsługa lokalu uwijała się przy rozkładaniu fajerwerk. Nie mogłam doczekać się odliczania.
- Gotowi?! - powiedział do mikrofonu kierownik imprezy. Podniósł się zbiorowy okrzyk. - Tak myślałem! Zaczynamy!
- Dziesięć! - krzyknął tłum.
Wzięłam głęboki oddech.
- Dziewięć!
Rozluźniłam mięśnie i uspokoiłam przyspieszone bicie serca.
- Osiem!
Niepewnie zerknęłam na Zayna.
- Siedem!
Nie mogłam oderwać wzroku od jego pięknego, chłopięcego uśmiechu.
- Sześć!
Odwróciłam się przodem do mulata, splatając nasze palce.
- Pięć!
Zayn przeniósł brązowe oczy na mnie, dzięki czemu bez problemu mogłam się w nich zatopić.
- Cztery!
Rozumieliśmy się bez słów. Jak to było możliwe? Przeznaczenie?
- Trzy!
Wspięłam się na palce i zarzuciłam ręce na jego szyję.
- Dwa!
Pocałowałam mocno jego miękkie wargi, wkładając w to całą pasję. Ku mojemu zadowoleniu, wydał pomruk uznania i oddał pieszczotę z takim samym zaangażowaniem.
- Jeden! Szczęśliwego Nowego Roku!
Ludzie wokół nas wiwatowali, przytulali się i krzyczeli, ale dla mnie istniała tylko ta chwila. Nic więcej się nie liczyło. Miałam przy sobie wspaniałego mężczyznę, z którym chciałam spędzić resztę życia. Zayn objął mnie mocno i poderwał do góry. Zaśmiałam się, odrzucając głowę do tyłu. Okręcił się kilka razy i odstawił mnie na ziemię. Nic nie mówiąc, weszliśmy ponownie do środka. Odmarzł mi nos, więc schowałam go w ramieniu Malika.
- Co ty wyprawiasz? - zapytał zdziwiony. - Dobrze się czujesz?
- Nos mi zamarzł.
Wywrócił oczami i przepchnął nas przez ludzi. Przy stoliku zastaliśmy już brata i Mel.
- Jessy, pozwolisz? - zapytał Niall, wstając.
- O co chodzi? Coś się stało? - zaniepokoiłam się, widząc wyraz jego twarzy.
- Po prostu chciałem z tobą zatańczyć. To coś złego? - wymamrotał.
- Och, w porządku. - uśmiechnęłam się. - Chodźmy.
Zaciągnęłam go na środek parkietu. Położył dłonie na moich bokach, a ja swoje na jego ramionach.
- Mam pytanie... - zaczął.
- Hm?
- Co ty w nim widzisz?
- Nie zaczynaj. - ostrzegłam.
- Odpowiedz.
- Po prostu go kocham i nic tego nie zmieni.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale, Niall. - oburzyłam się. - Zaakceptuj to w końcu.
- Nie potrafię.
- Przecież go lubiłeś. - jęknęłam. - Nie pamiętasz?
- Pamiętam. - bąknął. - To było zanim złamał ci serce.
- Ile razy mam ci powtarzać, że to było głupie nieporozumienie?
Miałam ochotę opuścić go w tańcu i zatopić się w rozmowie z własnym chłopakiem. Niall zaczynał mnie denerwować.
- Jeśli nie przestaniesz tak się zachowywać względem Zayna, to więcej się do ciebie nie odezwę.
- Przesadzasz. - prychnął.
- A gdybym to ja kazała ci przestań spotykać się z Melanie? Co byś powiedział? Co byś zrobił, gdybym jej nie trawiła i mówiła na nią same złe rzeczy.
- Ona nic mi nie zrobiła.
- Jesteśmy tylko ludźmi. Każdy popełnia błędy. Dobrze wiesz, że nie byłeś święty przed Melanie. Nie rozumiem twojego toku myślenia. Oceniasz Zayna po jednym incydencie i nie potrafisz zrozumieć, że go nie zostawię.
Nie odezwał się. W ciszy dokończyliśmy taniec i zeszliśmy z parkietu. W trakcie drogi do stolika zostałam ponownie uderzona w tyłek, ale tym razem widział to Niall.
- Spierdalaj! - krzyknął, mocno popychając sprawcę. - Życie ci nie miłe?!
- Spokojnie, kolego. - zaśmiał się tamten.
Przypatrzyłam się mężczyźnie i dopiero teraz skojarzyłam jego twarz. To był ten sam, który uderzył mnie za pierwszym razem. Spuściłam niezręcznie wzrok.
- Ona ma chłopaka, debilu!
Nieznajomy prychnął sarkastycznie.
- Ciebie?
- Nie jego, ale mnie. - usłyszałam za plecami. - Jakiś problem?
Zayn objął mnie opiekuńczo i pocałował w skroń.
- Nie, skądże. Do zobaczenia, słońce - mrugnął do mnie.
Wtuliłam się w Malika, a on rzucił groźne spojrzenie napastnikowi.
- Uważaj, kurwa, na słowa.
Tamten uniósł ręce w geście poddania i się oddalił.
- Drink? - wyszeptał mi do ucha.
- Myślę, że ja już spasuje. - zmarszczyłam nos.
- Ja bym się napił.
- Jeśli chcesz. - wzruszyłam ramionami.
- Przeszkadza ci to? - ściągnął brwi, oczekując odpowiedzi.
- Nie. Jest sylwester, a my jesteśmy na imprezie. Masz prawo się bawić, nie zamierzam ci tego zabraniać przez to, że jesteśmy razem.
- Gdzie ty byłaś całe moje życie? - zapytał mocno zdziwiony.
Zachichotałam i klepnęłam go w ramię.
- Tuż pod nosem, głupolu.
Klepnął mnie w tyłek i popchnął w stronę baru.
- Chce iść do Mel! - zaprotestowałam.
Posadził mnie na wysokim stołku barowym, a sam stanął obok.
- Uciekasz mi?
- W pewnym sensie.
- Słucham? - uniósł z zaciekawieniem brew. - Mogłabyś powtórzyć, bo chyba się przesłyszałem.
Schyliłam się do ucha mulata, opierając się dłonią o jego ramię, żeby nie spaść z krzesła.
- Kocham cię, skarbie.
Odchylił głowę, obdarzając mnie zaskoczonym spojrzeniem. Oboje wiedzieliśmy, że zbierało mi się na czułości bardziej kiedy byłam pijana. Pstryknął mnie w nos i odwrócił głowę do barmana.
- Tequila z lodem.
- A ja?
- Tobie wystarczy.
- Ej! - oburzyłam się. - Chcę Sex On The Beach.
- Nie tym razem, kochanie.
Odebrał swoje zamówienie i wziął łyk. Przysunął swoje usta do moich, co zrozumiałam jako prośbę pocałunku. Złączyłam nasz wargi, a on wpuścił chłodny napój do mojej buzi. Zaskoczona otworzyłam szeroko oczy.
- Nie dziękuj. - rzucił.
Chwycił moja dłoń i poprowadził za sobą do stolika. Przez resztę imprezy bawiłam się znakomicie.

***

Obudziłam się z wyschniętym gardłem, rozczochranymi włosami, podpuchniętymi oczami i bólem głowy. Z ledwością otworzyłam oczy, z których jak na ironię nie chciało mi się zmyć makijażu. Odwróciłam twarz do śpiącego mulata. Jęknęłam i dźwignęłam się na łokcie.
- O kurwa. - wychrypiał. - Umieram.
Przełknęłam ciężko ślinę i odkryłam kołdrę. Okazało się, że spałam w samej bieliźnie, co nie było najgorsze. Bałam się, że obudzę się nago. Z zaciśniętymi z bólu zębami wstałam na nogi i zarzuciłam na siebie pierwsze lepsze ubrania. Poczłapałam do łazienki, żeby doprowadzić się do ładu. Starałam się jak najmniej patrzeć w lustro. Kiedy skończyłam, zeszłam do kuchni. W domu panowała całkowita cisza. Na zegarku wybiła dziewiąta rano. Znalazłam banany, zrobiłam dwa koktajle i wróciłam do swojego pokoju.
- Księżniczko. - westchnął, widząc co dla niego mam. - Jesteś najlepsza.
Leżał na plecach z rękami pod głową i skrzyżowanymi stopami.
- Jednak żyjesz? Już myślałam...
- A tobie już lepiej, że masz ochotę się droczyć?
- Odrobinę lepiej. - puściłam mu oczko. - Masz, napij się.
Podałam mu napój i usiadłam na skraju łóżka, podwijając jedną nogę pod siebie.
- Możemy cały dzień spędzić tutaj? - Zayn poklepał łóżko.
Zastanawiałam się, a on zrobił proszące oczy.
- Dobrze. - uległam. - Może najpierw wspólny prysznic?
- Słucham? - wytrzeszczył oczy. - Czy ty właśnie dałaś mi propozycję wspólnej kąpieli?
Zaśmiałam się krótko i klepnęłam go w udo.
- Tak, dobrze słyszałeś. Decyduj się szybciej, bo zrezygnuję.
- Tylko dopiję koktajl i możemy iść, dobrze?
Skinęłam głową w zgodzie. Jednocześnie skończyliśmy napoje i przeszliśmy do łazienki. Pospiesznie się rozebraliśmy i wskoczyliśmy do kabiny prysznicowej. Po dwudziestu minutach intymnych dotyków, pachnący i ubrani w wygodne ubrania, wróciliśmy do mojego pokoju.
Zayn położył się tak jak wcześniej i skinął na mnie palcem.
- Chodź tutaj, skarbie. - powiedział zachęcająco.
Wyszczerzyłam się i rzuciłam na łóżko. Położyłam głowę na jego piersi. Pogrążyliśmy się w swobodnej rozmowie.
- Wiesz, że nie pokazałaś mi swojego mieszkania, prawda? - zapytał, zmieniając dotychczasowy temat.
- Tak, wiem.
- Więc?
- Co?
- Chcę je zobaczyć. Jak najszybciej.
- Jeszcze będzie na to okazja. - bąknęłam.
Podwinęłam delikatnie dół jego koszulki i gładziłam opuszkami palców odkrytą skórę.
- W porządku, tym razem ci odpuszczę.
Uniosłam głowę i odwróciłam ją tak, żeby móc pocałować mulata. W tym momencie nie pragnęłam niczego więcej. Wpatrywałam się w niego, jak w obrazek. Chciałam zatrzymać tą chwilę. Uwiecznić na obrazku. Chciałam mieć pamiątkę z tak niewinnego spędzania czasu i poznawania się krok po kroku. Pielęgnowaliśmy nasze uczucie najlepiej jak umieliśmy.
Wygrzebałam mój telefon spod poduszki i włączyłam aparat.
- Co ty robisz? - wymamrotał Malik, zasypiając.
- Robię nam zdjęcie.
Włączyłam przednią kamerkę i uśmiechnęłam się szeroko, szturchając mulata, żeby współpracował. Zayn wystawił język, robiąc duże oczy. Zrobiłam jedno zdjęcie, potem drugie i trzecie. Bawiliśmy się przy tym wyśmienicie, a ja wreszcie miałam co ustawić na tapetę. Odłożyłam telefon i znowu wtuliłam się w pierś chłopaka.
- Dziękuję. - powiedziałam cicho.
- Za co? - zdziwił się.
Jedną rękę miał złączoną z moją a drugą podłożył sobie pod głowę.
- Za to, że jesteś.

środa, 15 kwietnia 2015

Rozdział 66

*Jessy*

- Pospiesz się! - krzyknął Zayn zza drzwi.
Zajmowałam łazienkę od dwudziestu minut. To wcale nie było dużo czasu. Nie dla mnie.
- Już wychodzę! - odkrzyknęłam, zakręcając ostatniego loka.
Skontrolowałam makijaż, jeszcze raz przyjrzałam się całości stroju i odetchnęłam głęboko. Złapałam za klamkę i zawahałam się.
Co, jeśli mu się nie spodoba?
Otworzyłam drzwi, ale nikogo nie zastałam. Powoli przeszłam do pokoju. Miałam bose stopy, więc nawet nie było słychać jak idę. Weszłam akurat w momencie, kiedy Zayn zapinał spodnie. Miał na sobie rozpiętą, ciemną koszulę, która idealnie pasowała do jego ciemnej skóry. Gęsia skórka opanowała moje ciało, a serce podskoczyło. Ciągle zadziwiał mnie fakt, że pomimo naszej długiej znajomości, tak bardzo mnie fascynował.
- Łał. - wydusiłam, czym zwróciłam na siebie jego uwagę.
Zatrzymał się, patrząc na mnie wilczym wzrokiem. Poczułam ciepło na polikach, kiedy skanował moje ciało od góry do dołu.
Nie wierzyłam, że działałam na niego tak, jak on na mnie.
Chłopak chciał coś powiedzieć, ale tylko otworzył usta, żeby
je zamknąć. Zachichotałam nerwowo.
- Podoba ci się? - zapytałam cicho.
Szybko założyłam szpilki, które stały tuż obok mnie. Jego szczęka opadła aż na podłogę. Milcząc, podszedł do mnie zwinnym krokiem. Przez chwile wpatrywał się w moje oczy, a potem złączył nasze czoła i przymknął powieki. Uniosłam kącik ust w nikłym uśmiechu i uspokoiłam oddech. Staliśmy w kompletnej ciszy.
- Jest idealnie. - wyszeptał. - Ty jesteś idealna i nie waż się myśleć inaczej.
Wstrzymałam oddech, a w moim brzuchu obudziło się stado motyli. Pogładziłam dłonią jego policzek, kierując jego oczy na moje.
- To ty sprawiasz, że tak się czuję i tylko ty możesz to zmienić. - powiedziałam cicho.
Mulat pochylił się i delikatnie musnął moje wargi swoimi. Ten gest był przepełniony bardzo silnym uczuciem, którego nie umiałam nazwać. Za każdym razem, kiedy odkrywał przede mną swoją uczuciową stronę, zadziwiał mnie. Sprawiał, że ziemia przestawała się kręcić. Przytulił policzek do mojej skroni. Nawet w szpilkach byłam od niego odrobinę niższa, minimalna różnica. Objęłam jego szyję i wtuliłam się w niego całym ciałem.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że jesteś. - wyznałam.
Zacisnął palce na moich bokach i przełknął ciężko ślinę. Czas mijał, a my staliśmy. W ten sposób, choć trochę dziwny, dzieliliśmy się sobą.
- Musimy się pospieszyć, bo się spóźnimy. - wymamrotał tuż przy moim uchu.
Z uśmiechem zrobiłam krok w tył. Bez słowa zaczęłam zapinać jego koszulę. Uważnie przypatrywał się moim dłoniom. Kiedy skończyłam, obdarzył mnie radosnym spojrzeniem.
- Dziękuję.
Uszczypnął mój policzek i wrócił po marynarkę. Upewniłam się, że w torebce mam wszystko, co potrzebuję  i czekałam na mojego chłopaka. Chwilę później stanął obok mnie.
- Masz świadomość, że mnie dekoncentrujesz? - zapytał niby od niechcenia.
- Naprawdę? - uniosłam wysoko brwi.
- Tak.
- Spokojnie. Na miejscu będziesz jeszcze bardziej zdezorientowany.
- Co? Czemu? - zdziwił się.
- Obiecuję ci, że będzie tam wiele dziewczyn, na których będziesz miał okazję zawiesić oko.
Zayn zacisnął szczękę i nie odpowiedział. Przygryzłam wargę, kiedy położył dłoń na dole moich pleców. Razem zeszliśmy na dół, gdzie czekał Niall i Melanie.
- Nareszcie. - bąknął blondyn, przewracając oczami.
- Nie zaczynaj, Niall. - ostrzegłam. - Nie chcę, żebyś popsuł ten wieczór.
- Nie zepsuję. Ja umiem trzymać ręce przy sobie.
- Sugerujesz coś? - Malik uniósł brew.
Brat obdarzył go litościwym spojrzeniem.
- Jakbyś nie wiedział.
- Powiedz to. - zażądał mulat. - Powiedz zanim wyjdziemy.
- Po prostu dajcie spokój na ten jeden wieczór. - jęknęła Melanie.
Swoją drogą wyglądała bardzo ładnie. Tak samo jak Niall. Razem prezentowali się wyśmienicie.
Obaj patrzyli na siebie zacięcie. Żaden nie miał zamiaru odpuścić pierwszy.
- Powiedz to, co miałeś na myśli. - powtórzył zniecierpliwiony Zayn.
- Przecież wiesz, o czym mówię. Wszyscy tutaj zebrani doskonale wiemy, że masz zamiłowanie do pięknych kobiet. Nie tak pięknych jak moja siostra, ale dość ładnych.
- Jesteśmy razem. Jeszcze to do ciebie nie dotarło? - warknął mulat.
Objęłam jego ramię i czekałam, żeby zainterweniować w razie rękoczynów. Wiedziałam, że ta rozmowa musiała się kiedyś odbyć.
- Tak samo było zanim ją zraniłeś. Nadal nie pojmuję, dlaczego ci wybaczyła. Na jej miejscu wyrzucił bym cię za próg, jak psa.
- Ciekawe, że wypowiadasz się nie znając szczegółów naszej znajomości.
- Wiem wystarczająco.
- Lepiej zajmij się swoim związkiem, bo w końcu staniesz się kimś, kto nie będzie zasługiwał na taką wspaniała dziewczynę jak Melanie.
- Odszczekaj to. - syknął Niall. - Nie masz prawa tak mówić.
Malik prychnął sarkastycznie i ostentacyjnie przewrócił oczami.
- Widzisz? Ty możesz wtrącać się w nasz związek, a ja nie mogę nic powiedzieć na temat twojego?
Brat nie odpowiedział, ciskał gromami z oczu.
- Tak myślałem. - zaśmiał się Zayn. - Sądzę, ze wszystko sobie wyjaśniliśmy.
- To moja siostra i mam prawo o nią dbać.
- Zadbam o nią wystarczająco dobrze. Zajmij się sobą.
- Nie pozwolę ci jej skrzywdzić kolejny raz.
- Kocham ją i nic tego nie zmieni. Nikt nie jest idealny, Niall. Nikt, nawet ty.
Zdziwiło mnie, ze Zayn powiedział to w obecności innych osób. Już mi mówił to rzadko, a skoro zrobił to przy kimś, to musiało coś znaczyć. Blondyn zacisnął usta w wąską linię, a dłonie w pięści. Czekałam na wybuch, ale nie nastąpił.
- Jeden fałszywy ruch względem niej i urwę ci jaja. - rzucił, łapiąc Mel za rękę. - Chodźmy.
Malik uśmiechnął się zwycięsko i również splótł nasze palce. Szybko cmoknęłam go w policzek, dając znak uznania. W dość napiętej, ale już mniej wrogiej atmosferze pojechaliśmy na miejsce imprezy sylwestrowej wynajętą taksówką.

***

- Poproszę jeszcze jedno Mojito! - krzyknęłam do kelnera.
Wśród tego hałasu nie dało się normalnie rozmawiać. Bawiłam się znakomicie od samego początku, czyli od  jakichś trzech godzin. Już niedługo będziemy odliczali północ.
- Tu jesteś! - krzyknęła mi do ucha Melanie. - Zamówiłaś też dla mnie?
- Nie. - zaśmiałam się.
Zrobiła oburzoną minę i uderzyła mnie w ramię. Skinęłam na kelnera, pokazując mu dwa palce. Zrozumiał i wziął się za robienie drugiego drinka.
- Dziękuję! - pisnęła rudowłosa.
Odebrałyśmy nasze napoje i chwiejnym krokiem wróciłyśmy do naszego stolika. Zayna nie był, a Niall niecierpliwie czekał na swoją narzeczoną.
- To wy sobie pogruchajcie gołąbeczki, a ja znajdę mojego księcia. - oznajmiłam.
Koncentrowałam się na tym, żeby nie rozlać alkoholu, co nie było prostym zadaniem w tym stanie, a buty na obcasie wcale nie pomagały. Nawet nie zwróciłam uwagi na zdziwiony wyraz twarzy brata.
Przeciskałam się między tańczącymi ludźmi w kierunku toalety. Wszyscy dookoła mnie byli ubrani elegancko i naprawdę dobrze się bawili. Ogólnie impreza była trafiona, nie mogłam narzekać. Nawet Zayn się rozluźnił, czym byłam pozytywnie zaskoczona. Stanęłam w długiej kolejce do damskiej toalety, ale po dwóch minutach stwierdziłam, że nie mama ochoty na siku, a z drinkiem nie wejdę. Chwilę poczekałam niedaleko drzwi męskiego kibla, ale nie doczekałam się swojego chłopaka. Lekko zirytowana odepchnęłam się od filara i skierowałam do wyjścia. Za progiem przywitało mnie bardzo zimne powietrze. Zadrżałam. Nie zabrałam ze sobą okrycia, które zostało na oparciu krzesła razem z moją torebką. Rozglądałam się uważnie dookoła, kiedy poczułam uderzenie w pośladek. Odwróciłam się gwałtownie i skrzyżowałam spojrzenie w przystojnym mężczyzną, który właśnie wchodził do środka. Puścił mi oczko, a ja uśmiechnęłam się słodko.
Byłam pijana, okey?!
Ostrożnie zeszłam ze schodków i poszłam za najbliższy róg budynku. To był dobry wybór. Malik stał w kurtce oparty o ścianę i... Palił papierosa.
- Szukałam cię. - powiedziałam, podchodząc. - Dlaczego palisz?
- Musiałem.
Westchnęłam.
- Zayn.
- Co?
- Który to papieros?
Popatrzył na mnie kątem oka.
- Pierwszy. Jakiś koleś mnie częstował, więc to skorzystałem.
- Przecież rzuciłeś.
Na szczęście zdążył się zaciągnąć jakieś dwa razy, bo papieros był praktycznie cały.
- Wiem, Jessy. - westchnął. - Jestem pijany, to tak działa.
- Ja też. - zachichotałam. - Chodź do mnie.
Odwrócił twarz w moją stronę i zmarszczył czoło.
- Słucham? - zapytał zadziornie.
- Ale najpierw zgaś papierosa. - zażądałam.
- Potrzebuję tego. - jęknął. - Tylko ten jeden...
- Nie. - uparłam się. - Wolisz papierosa ode mnie?
Stanęłam przed nim, powoli wyciągając fajkę z jego palców. Odrzuciłam ją na ziemię i zręcznie zdeptałam.
- Co zrobiłaś? - oburzył się.
Przystawiłam mu palec wskazujący do ust, żeby go uciszyć.
- Za każdym razem, jak będziesz miał ochotę zapalić, nie rób tego. Możesz mnie wtedy pocałować lub cokolwiek, dosłownie za każdym razem, tylko proszę... Nie pal więcej.
Zgarnął mnie w ramiona i mocno przytulił.
- Kochanie. - wyszeptał w moje włosy. - Nie będę. Nie wierzę, że aż tak się o mnie troszczysz.
- Kocham cię, Zayn.
- Ja ciebie też, ale za chwilę dostaniesz po tyłku.
- Co? Za co? - wystraszyłam się.
Zadarłam głowę, patrząc na jego przystojną, poważną twarz.
- Nie jesteś ubrana.
- Jestem.
Przewrócił oczami.
- Wiesz o co mi chodzi.
- Szukałam cię. - bąknęłam. - Nie złość się.
Westchnął ciężko. Stanęłam na palcach, żeby mieć bliżej jego usta.
- Po prostu mnie ogrzej. - zamruczałam.
Przygryzłam jego dolną wargę i pocałowałam żuchwę. Palcem wskazującym pokierował moją brodą tak, że złączył nasze usta w miękkim pocałunku. Wtuliłam się bardziej w jego rozgrzane ciało i zatraciłam się w pięknym uczuciu.
- Chodźmy. - wydyszał, kiedy skończyliśmy. - Jeszcze mi zamarzniesz.
Przytaknęłam potulnie, a on zdjął z siebie kurtkę i zarzucił na moje ramiona. Objął mnie w talii i poprowadził do środka. Nagle zatrzymałam się gwałtownie.
- Zostawiłam mojego drinka na ziemi.
Zaśmiał się krótko i pocałował moją skroń.
- Kupię ci nowego.
Zadowolona pociągnęłam go za rękę, żeby szybciej znaleźć się w środku.

***

*Melanie*

Jessy wyszła, a ja zostałam z Niallem. Siedzieliśmy przy stoliku, a chłopak miał ramię zarzucone na oparcie mojego siedzenia.
- Jak się bawisz? - zapytałam z szerokim uśmiechem.
Powoli sączyłam moje Mojito.
- Wspaniale. Jak zwykle, kiedy jestem z tobą. - odpowiedział prosto
- Och. - zmieszałam się. - Ja też się dobrze bawię.
Puścił mi oczko i popatrzył w głąb pomieszczenia pełnego ludzi. Powędrowałam wzrokiem za nim.
- Tylko nie zaczynaj, dobrze? - poprosiłam, widząc z jaką miną przygląda się Jessy i Zaynowi, którzy zbliżali się do stolika.
Niall zacisnął zęby i nie spuszczał oczu ze swojej siostry. Para podeszła i zajęła swoje miejsca. Malik zdawał się nie zauważać morderczego grymasu blondyna.
- Gdzie twój drink? - zapytałam zaciekawiona.
- Nie wiem. - zachichotała przyjaciółka. - Został na zewnątrz.
Zsunęła z siebie kurtkę mulata i wygodnie usadowiła się na krześle. Zayn pochylił się do jej ucha i coś powiedział. Ja widziałam w nich idealną parę, w przeciwieństwie do Horana. Wiele razem przeszli i niemożliwym było, żeby żyli osobno. Ich losy były powiązane od początku. Przecież te wszystkie spotkania nie zdarzały się czystym przypadkiem. To wszystko zostało zaplanowane tam na górze.
- Zapraszam wszystkich na zewnątrz! - zabrzmiał głos z głośników. - Za chwilę zaczniemy odliczanie!
Zaklaskałam podekscytowana i zerwałam się na nogi. Pociągnęłam za sobą blondyna, który objął mnie ramieniem w talii. Wszyscy zabraliśmy okrycia wierzchnie i wyszliśmy przed lokal.
Zawsze uwielbiałam sztuczne ognie!

-----------------------------------------------------------------------------------------------------

Kolejny rozdział w niedzielę wieczorem! ;)

sobota, 11 kwietnia 2015

Rozdział 65

*Dzień Sylwestra*


*Jessy*

- Wstawaj. - wydusiłam, usiłując zepchnąć z siebie Zayna. - Duszę się.
Oplótł mnie swoimi ramionami i nogami. Jego głowa obciążała mi klatkę piersiową. Połową ciała leżał na mnie. Poruszyłam się, żeby zmusić go do otworzenia oczu.
Nic.
- Malik, do cholery. - jęknęłam. - Jest dziesiąta rano. Musze jechać na zakupy.
- Jeszcze sekundę. - wychrypiał.
Przymrużyłam powieki na dźwięk jego porannej chrypki. Odetchnęłam i odczekałam sekundę.
- Czas minął. - ostrzegłam.
Zebrałam wszystkie siły i zepchnęłam chłopaka na drugą stronę łóżka. Wymamrotał coś pod nosem i przytulił się do poduszki. Zaśmiałam się cicho na ten widok i wyszłam z pokoju. W łazience przebrałam się z piżamy i zeszłam na dół. Na kuchennym blacie stał dzbanek ze świeżo zaparzoną kawą. Rozejrzałam się, ale nie było śladu życia. Nawet zlew był pusty. Kątem oka dostrzegłam małą karteczkę przypiętą na lodówce.

"Kawa parzona z miłością. Tata :)"

Tata parzył wyśmienitą kawę, którą uwielbiałam. Mieliśmy ten sam gust. Pomyślał o mnie zanim wyszedł do pracy. Dziwił mnie fakt, że musiał pracować w dzień przed nowym rokiem, ale obiecał, że wróci zanim ja wyjdę na imprezę. Nalałam napoju do dwóch kubków i wróciłam do siebie. Malik nawet się nie ruszył.
- Kochanie. - zawołałam słodko. - Zayn, obudź się.
- Mhm. - mruknął w poduszkę.
Przewróciłam oczami. Wdrapałam się na łóżko i zawisłam nad jego plecami. Leżał na brzuchu, więc miałam łatwy dostęp do jego szyi. Zniżyłam się i polizałam płatek jego ucha. Poruszył głową, ale nie otworzył oczu. Próbując dalej, przygryzłam ucho, a potem krótkimi całusami schodziłam wzdłuż jego karku i pleców. Paznokciami znaczyłam ślady na bokach mulata.
- Zaraz stracę cierpliwość, a wtedy będziesz żałowała tego, co właśnie robisz. - zagroził.
- Wstań. - zażądałam. - Teraz.
- Nie.
- Przyniosłam ci kawę. - próbowałam go zachęcić.
- Smacznego.
- Jestem w samej bieliźnie. - wyszeptałam uwodzicielsko, zaczepiając palcami o gumkę jego spodni od piżamy.
Zadziałało.
Poderwał się do góry, przez co zakręciło mu się w głowie. Szybko wlepił we mnie zaspany wzrok i ocenił sytuację. Zacisnął szczękę i zmrużył gniewnie oczy.
- Oszukałaś mnie.
- Ups. - wzruszyłam ramionami. - Przedsięwzięłam najwyższe środki.
- Pożałujesz tego.
- Jasne, jasne. - zlekceważyłam jego groźby.
W głębi duszy wiedziałam, że nie puszczał słów na wiatr, ale bardzo lubiłam się z nim droczyć.
- Kawa ci wystygnie. - rzuciłam, stając na podłodze. - Pospiesz się.
- O co ci chodzi? - jęknął. - Najpierw męczysz mnie przez pół nocy i doprowadzasz do szaleństwa, a teraz oczekujesz, że będę biegał z tobą po sklepach.
Zarumieniłam się nieznacznie na wspomnienie nocnych igraszek.
- W sumie to... Tak, właśnie tego oczekuję.
- Szalona. - prychnął.
Zaśmiałam się i rzuciłam w niego koszulką. Spał w samych spodniach, co wcale mi nie wadziło, a wręcz umilało sen.
- Chodź, zjemy śniadanie, a potem...
- Potem co? - przerwał mi zanim skończyłam.
- Zobaczymy, głuptasie. - puściłam mu oczko i wyszłam.

***

- Dziękuję, było pyszne. - powiedział, przełykając ostatni kęs. - Gdzie reszta rodziny?
- Podejrzewam, że jeszcze nie wstali. Mama jest śpiochem, a Niall i Melanie... Sam możesz się domyśleć. - poruszyłam zabawnie brwiami.
- Mam nadzieje, że macie grube ściany.
- Co? Dlaczego? - zdziwiłam się.
- Tak jęczałaś w nocy, że pewnie cała okolica cie słyszała.
Walnęłam go w ramię z grymasem na twarzy.
- W taki razie, to się więcej nie powtórzy. - oznajmiłam poważnie.
Malik popatrzył na mnie jak na kosmitę.
- Chyba sobie żartujesz. - zaprotestował. - Żartujesz, prawda?
- Nie.
- Jessy. - westchnął. - Nie drocz się ze mną. Oboje wiemy, że nie potrafisz wytrzymać bez dotykania mnie.
- Kiedy ja uwielbiam ci dokuczać. - powiedziałam słodko.
- Ja uwielbiam robić ci inne rzeczy, ale nie wiem czy chcesz o nich słuchać przy jedzeniu.
- Czemu nie?
- Jeśli zacznę o tym mówić, to skończymy w twoim pokoju i nie wyjdziesz na zakupy. - ostrzegł.
- Och. - zawahałam się.
- Przemyśl to dobrze. - przywołał na twarz zadziorny uśmiech.
- Wybieram zakupy.
Chłopak uniósł wysoko brwi i ostentacyjnie wstał od stołu.
- Życzę miłego dnia. - bąknął, odwracając się do mnie tyłem.
- Ty głuptasie. - zachichotałam, podbiegając do niego.
Wtuliłam się w plecy mulata, dłonie wsuwając pod koszulkę.
- Pójdziesz na zakupy, a w nagrodę zrobisz ze mną co chcesz. - zaproponowałam ze ściśniętym żołądkiem.
Na samą myśl robiło mi się gorąco.
- Naprawdę? - zapytał ostrożnie. - Nie kłamiesz?
- Nie.
- Gdzie jest haczyk?
- Dopiero po imprezie.
Odwrócił się gwałtownie i zamknął mnie w potrzasku ze swoich ramion.
- Przyćmiło cię dzisiaj?
- Nasz związek nie może opierać się wyłącznie na kontakcie fizycznym, Zayn. - westchnęłam.
Mulat wzruszył ramionami.
- Mi to nie przeszkadza.
- Ale...
- I to nie zmienia moich uczuć względem ciebie. - dokończył. - Uwielbiam spędzać z tobą czas, jakkolwiek to robimy. Przecież znasz mnie na wylot.
Motylki zatrzepotały w moim brzuchu, powodując przyjemne skurcze. Pogłaskałam jego policzek.
- I ty twierdzisz, że nie jesteś romantyczny.
- Bo nie jestem.
Przewróciłam oczami.
- Jasne.
Wspięłam się na palce, żeby dosięgnąć jego ust. Smakował kawą, którą zdążył wypić kilka sekund temu.
- Mmm... - zamruczałam, odsuwając się. - Jesteś pyszny.
Obdarzył mnie zaskoczonym, ale zadziornym spojrzeniem brązowych oczu.
- Może jednak zmienisz zdanie, co do zakupów? - poruszył zabawnie brwiami.
- Nie.
Odepchnęłam go od siebie i wróciłam, żeby posprzątać po śniadaniu. Godzinę później byliśmy w drodze do najbliższego centrum handlowego. Na szczęście większość sklepów była jeszcze otwarta. Musiałam znaleźć coś na imprezę sylwestrową. Chciałam zrobić wrażenie na Zaynie tak, żeby starczyło mu na kolejną półroczną przerwę.
- Zaczynamy. - zarechotałam złowrogo, a mulat jęknął przeciągle.
Był typowym facetem. Nie lubił zakupów jeśli nie chodziło o niego.
- Pójdzie szybciej, jak będziesz współpracował. - skarciłam go.
Splótł nasze palce i pociągnął mnie do pierwszego sklepu.

***

Chodziliśmy po centrum od dwóch godzin, a ja nie mogłam znaleźć tego, czego chciałam. Wszystko wydawało się być nieodpowiednie. Zostawiłam Zayna na ławce i weszłam do sklepu, który był moją ostatnią nadzieją. Przeglądałam wszystkie wieszaki, modląc się w duchu. Wtedy zobaczyłam to:


Powstrzymałam się od biegu do swojej zdobyczy, ale kiedy już znalazłam odpowiedni rozmiar, popędziłam do przymierzalni. Sukienka okazała się być idealna. Nawet miałam w domu pasujące do niej buty. Zadowolona z zakupu wróciłam do chłopaka.
- Jestem. - zaświergotałam.
- Co kupiłaś? - zapytał, próbując zajrzeć mi do torby.
Odtrąciłam jego ręce z grymasem na twarzy.
- Zobaczysz wieczorem.
Uniósł dłonie w geście poddania i podniósł się. Owinął ramię wokół mojej talii i skierowaliśmy się do wyjścia.
- A co z tobą? - przypomniałam sobie. - Masz co założyć na imprezę?
- Tak.
- Ale... jak to? - zmarszczyłam czoło, myśląc intensywnie.
Nie przypominałam sobie, żebym szła z nim do jakiegokolwiek sklepu męskiego.
- Przywiozłem ubranie ze sobą.
- Byłeś sam na zakupach? - wytrzeszczyłam oczy.
- Dokładnie. - uśmiechnął się triumfalnie.
- Kłamiesz! - pisnęłam. - Kto ci pomógł? Katy?
Puls mi przyspieszył na sam dźwięk jej imienia.
- Nie.
- Więc?
- Daj spokój.  -westchnął i pocałował mnie w skroń.
- Nie odwracaj mojej uwagi. - upomniałam. - Próbuję się skupić.
Odrzuciłam jego rękę z mojego ciała i nie pozwoliłam się dotknąć. Rozpraszał mnie za każdym razem, kiedy był blisko, nie mówiąc o dotykaniu.
- Jessy, nie wygłupiaj się. - syknął. - Chodź tutaj.
- Nie. - uparłam się.
Chciałam, żeby powiedział mi skąd wziął ubranie. Wiem, że ta sprzeczka była nieistotna, ale tak już jest w związkach.
- Na pewno?
- Tak.
- Jessy. - warknął cicho. - Ogarnij swoje hormony i podejdź bliżej.
- Aż tak nie możesz beze mnie wytrzymać? - zachichotałam.
- Nie chichocz mi tu, okey? - bąknął. - W porządku. Nie, to nie. Żeby nie było, że nie ostrzegałem.
- Grozisz mi? - uniosłam jedną brew do góry.
Przystanęłam i czekałam na odpowiedz.
- Być może, a teraz chodź, bo nie będziesz miała wystarczająco czasu, żeby się wyszykować.
- Spędzam mniej czasu w łazience niż ty. - odgryzłam się.
Zachmurzyłam się i skrzyżowałam ramiona na piersi. W milczeniu wsiedliśmy do auta mulata i tak samo odbyliśmy drogę powrotną do domu. Weszłam do domu jako pierwsza.
- O. - zderzyłam się w progu z zaskoczoną mamą. - Już jesteście?
- Mhm. - mruknęłam. - Umieram z głodu.
- Jedzenie jest na kuchence, a ja wychodzę na chwilkę do sąsiadki.
Minęła się w progu z Zaynem i zamknęła za sobą drzwi, machając na pożegnanie. Tak naprawdę to było tuż za płotem. Spojrzałam na zegarek, wybiła piętnasta. Tata miał wrócić za godzinę, a Niall i Melanie za pół. Pojechali do swoich znajomych odebrać nasze bilety. Tak, idziemy czwórką na imprezę sylwestrową. Wiedziałam, że Zayn i Niall nie byli w najlepszych stosunkach, ale zamierzałam spędzić ten wieczór z przyjaciółką, więc musiały paść ofiary. Niestety wypadło na nich.
Wbiegłam po schodach, ignorując Malika. Moje zdenerwowanie nie miało sensu, ale już za tydzień miałam dostać okresu, więc byłam usprawiedliwiona. Wiecie... Hormony  i te sprawy. Chłopak wszedł za mną i zakluczył drzwi. Przewróciłam oczami na jego minę. Autentycznie wyglądał jakby chciał mnie udusić.
- Przestań wreszcie. - powiedział stanowczo.
- O co ci chodzi? - zapytałam z miną niewiniątka.
- Ty już doskonale wiesz, o co mi chodzi.
Wolnym krokiem skierował się w moim kierunku. Odłożyłam torbę na podłogę obok łóżka.
- Przepraszam, ale muszę iść się szykować.  - wyminęłam go zanim zdążył mnie złapać.
Przeklął pod nosem i ruszył za mną. Dopadł mnie przy lustrze w łazience.
- Możesz mi wytłumaczyć, dlaczego jesteś zła? - opuścił bezsilnie ramiona.
Patrzyliśmy na swoje odbicia w lustrze. Stał dwa kroki za mną. Moje ciało wołało o jego dotyk, ale skutecznie stłumiłam denerwujące uczucie.
- Nie jestem. - uśmiechnęłam się sztucznie.
Przewrócił oczami.
- Nie przewracaj na mnie oczami! - zdenerwowałam się.
Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Zdezorientowana przypatrywałam się jego czynom. Zniwelował dystans między nami i przylgnął do moich pleców.
- Już wiem, o co chodzi. - zaśmiał się. - Będzie miała okres, prawda?
Przytaknęłam głową i zaczerwieniłam się jak burak. On wtulił twarz w moją szyję, muskając ją delikatnie ciepłymi wargami.
- Wybaczam ci. - wyszeptał. - Zawsze ci wybaczam.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Kolejny rozdział w środę wieczorem :)

Kocham! xxx

środa, 8 kwietnia 2015

Rozdział 64

*Zayn*

Biorąc prysznic myślałem tylko o jednym. Jessy znowu coś przede mną zataiła. Nie dość, że widywaliśmy się rzadko, ona tą relację jeszcze utrudniała. Przecież w związku nie powinno być tajemnic, prawda?
Kolacja skończyła się dwadzieścia minut temu, a chłopaki z "Tigers" odjechali. Został Niall z Melanie. Znajomość moja i brata Jessy zaczęła się dobrze, ale po tych wszystkich przejściach mocno się popsuła. Niall nie był zadowolony, że jestem z jego siostrą.
Cóż... Miałem to gdzieś.

*Jessy*

Zayn od piętnastu minut siedział w łazience. Przez ten czas przebrałam się w wygodne spodnie i normalną bluzkę z nadrukiem. Chciałam z nim porozmawiać o moim mieszkaniu, ale nie miałam pewności czy on też tego chciał. Mama, tata, Mel i Niall zasiedli po kolacji w salonie i zaczęli rozmawiać. Długo się nie widzieli i mieli dużo do nadrobienia. Z zamyślenia wyrwał mnie odgłos zamykanych drzwi. Przeniosłam na nie swój wzrok i natrafiłam na mulata. Obdarzył mnie krótkim, obojętnym spojrzeniem i podszedł do szafki, gdzie tymczasowo przetrzymywał ubrania.
- Będziesz mnie ignorował? - zapytał z wyrzutem. - Przecież nic takiego się nie stało.
Ubrał się w wygodne ubranie i powoli odwrócił w moją stronę. Zmierzył mnie od stóp do głowy z kamienną twarzą.
- Tak uważasz? - uniósł jedną brew.
Skrzyżował ramiona na piersi i czekał. Zawahałam się.
- To tylko mieszkanie. - westchnęłam.
- Tylko mieszkanie?
- Tak.
- W porządku. - rzucił i położył się do łóżka.
Ze zdezorientowaniem widniejącym na twarzy, starałam się przyswoić nasza prostą wymianę zdań. Gniewał się jeszcze czy nie?
Ugh!
- Jesteś zły? - próbowałam dalej, odwracając się do niego twarzą.
Siedziałam u stóp łóżka, więc miałam na niego doskonały widok.
- Coś ty. - prychnął. - Mam o co?
- Chyba nie...
- Sama widzisz.
Zajął się komórką. Siedziałam cicho przez kilka minut, ale coś nie dawało mi spokoju.
- Jesteś zły. - stwierdziłam.
Popatrzył na mnie z uniesionymi wysoko brwiami.
- O co ci znowu chodzi? - jęknęłam.
- Jessy, ty chyba czegoś nie łapiesz. - rzucił z sarkazmem. - Jesteśmy w związku, tak? Więc dlaczego nie mówisz mi o najprostszych rzeczach? Może to jest głupie mieszkanie i nic ważnego, ale jednak nie powiedziałaś mi o tym. Zmierzałaś w ogóle to zrobić? Zgaduję, że Max ci pomagał z przeprowadzką.
- Mhm. - mruknęłam.
- Sama widzisz! - uniósł się. - Nie powiedziałaś o naszym związku swoim przyjaciołom, ale to puściłem bokiem bo zrozumiałem, że mogłaś mieć obawy i to odwlekać. Jessy jeśli tak będzie, wtedy to... - pokazała na przestrzeń między nami. - Na dłuższą metę nie wypali.
- Nie chcesz, żeby wypaliło?
Wywrócił na mnie oczami.
- Powiedziałem coś takiego?
- Nie.
- Właśnie.
Milczeliśmy, ale między nami było pełno niezręcznego napięcia. Mogłam je kroić nożem.
- Przepraszam. Powinnam była ci powiedzieć, ale nie chciałam, żebyś uważał to za coś mega ważnego. Im bardziej odwlekałam, tym bardziej bałam się twojej reakcji, więc wszystko zataczało błędne koło.
 Przemilczał to, patrząc na mnie z wyczekiwaniem.
- Zayn, przepraszam. - powiedziałam cicho. - Nie chcę się kłócić, kiedy mamy tak mało czasu dla siebie.
Wdrapałam się wyżej i nachyliłam nad jego twarzą. Delikatnie musnęłam ustami jego wargi i czekałam na reakcję. Nie doczekałam się, co zbiło mnie z tropu.
- Pocałuj mnie wreszcie. - zażądałam i wpiłam się mocno w usta mulata.
Poczułam się jak za dawnych lat. Chłopak obrócił nas tak, że teraz ja leżałam plecami na łóżku. Jedną rękę wsunął pod moją koszulkę, gładząc moje biodro, drugą użył do podparcia się.
- Kocham cię. - wydusiłam między pocałunkami. - Tak bardzo cię kocham.
Chłopak jęknął gardłowo i mocniej przycisnął swoje ciało do mojego. Przygryzłam jego dolną wargę i pociągnęłam lekko. Oderwał się ode mnie i odsunął. Patrzył na mnie podnieconym wzrokiem. Mogłam z czystym sumieniem powiedzieć, że mnie podziwiał, co do tej pory wprawiało mnie w zakłopotanie.
- Chodź tutaj. - zamruczałam, chcąc złapać go za kołnierzyk koszulki, ale odepchnął moje chciwe dłonie.
Zmarszczyłam czoło zdezorientowana.
- Jessy... - zaczął niskim głosem.
Przełknęłam ciężko ślinę. Wyczułam, że ogarnęła go niepewność.
- Coś się stało? - zapytałam cicho.
Nie odzywał się, co wpędzało mnie w szaleństwo. Zlękłam się słysząc pukanie do drzwi. Zrzuciłam z siebie mulata i wstałam w pośpiechu.
- Proszę. - rzuciłam.
Usiadłam na brzegu łóżka, a drzwi się otworzyły.
- Słucham, tato? - zapytałam uprzejmie choć czułam złość. - Co cię do nas sprowadza?
Zaśmiał się krótko i popatrzył za mnie. Wiedziałam, że Zayn leżał tuż za moimi plecami.
- Widzę, że się zadomowiłeś. - powiedział do mojego chłopaka.
- Tak, proszę pana. - przyznał Malik. - Dziękuję za gościnę.
- Nie dziękuj. - tata machnął dłonią. - Córeczko?
- Tak?
- Zostawiłaś telefon na dole i dzwonił, więc pomyślałem, że ci go przyniosę. - wyjaśnił.
Uśmiechnęłam się szeroko i wstałam, żeby odebrać moją własność.
- Dziękuję. - cmoknęłam ojca w policzek i czekałam, aż zdecyduje się wyjść.
- Nie będę wam przeszkadzał. - powiedział, zamykając za sobą drzwi.
Odetchnęłam z ulgą i przekręciłam kluczyk w zamku. Teraz nikt nam nie przeszkodzi. Odwróciłam się do mulata i znieruchomiałam. Leżał na boku wtulony w poduszkę. Jego telefon leżał tuż obok jego otwartej dłoni.
- Zayn?
Nie odpowiedział. Czyżby tak szybko zasnął?
- Jesteś idiotą, Zayn. - westchnęłam.
Wyciągnęłam spod niego kołdrę, co było nie lada wyzwaniem i wgramoliłam się na miejsce obok. Byliśmy zwróceni do siebie plecami. Nim zdążyłam zamknąć oczy i przygotować się do snu, poczułam ruch materaca. Długie ramiona oplotły mój pas, a twarda klatka piersiowa przylgnęła do moich pleców. Momentalnie ogarnęło mnie uczucie ulgi. Czyli jednak nie spał.
- Nie gniewaj się na mnie, dobrze? - powiedziałam ostrożnie.
Westchnął ciężko.
- Wiem, że nie śpisz. Odpowiedz mi.
- Nie potrafię się na ciebie złościć. Po prostu nie umiem.
Serce podskoczyło mi w piersi. Na szczęście nie widział mojej twarzy, na której pojawił się wielki uśmiech.
- To dobrze.
- No nie wiem. - jęknął. - Przez ciebie poprzestawiało mi się w głowie.
- Jesteś głupkiem. - bąknęłam.
Zaśmiał się dźwięcznie.
- Właśnie dlatego na mnie lecisz.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - jęknęłam bezradnie. - Uzależniłeś mnie od siebie.
Zapanowała komfortowa cisza. Wykonałam obrót o sto osiemdziesiąt stopni. Zayn miał otwarte oczy, które iskrzyły w nikłym świetle dochodzącym z okna. Położyłam dłoń na jego policzku, czując pod palcami szorstki zarost. Pogłaskałam kciukiem jego kość policzkową.
- Co ja takiego zrobiłam? - zapytałam cicho, jakby mówiąc do siebie. - Czym sprawiłam, że obdarzyłeś mnie swoim uczuciem?
- Jesteś sobą. - odpowiedział prosto.
- To nie może być takie oczywiste, Zayn.
- Nie doszukuj się czegoś, czego nie ma. - uciął szybko. - Przestań drążyć coś, co nie jest istotne. Jesteśmy tutaj, teraz, razem. Czego chcieć więcej?
- Czasami mam wrażenie, że to wszystko to pieprzony sen, z którego za cholerę nie chcę się obudzić.
- W takim razie nie rób tego. - wzruszył ramionami.
Zabrałam dłoń z jego twarzy, przenosząc ją niżej na tors.
- A jeśli ty się zbudzisz?
- Wtedy obudzę się w grobie.
Wstrzymałam oddech. Zayn tak rzadko się na mnie otwierał. Razem pracowaliśmy nad naszym nieidealnym związkiem. Mieliśmy wzloty i upadki. Lubiłam takie chwile jak ta. Wówczas dostrzegałam jego wnętrze. Stawał się prawdziwym Zaynem.
Moim Zaynem.
- Kocham cię. Wiesz o tym prawda? - spojrzałam głęboko w brązowe oczy.
Skinął głową ledwo zauważalnie.
- Powiedz, że wierzysz w moje uczucie do ciebie.
- Nie mogę.
Jego odpowiedz odcisnęła się na moim sercu.
- Dlaczego? Przecież...
Przerwał mi, kładąc palec na moich ustach.
- Poczekaj, posłuchaj. - odchrząknął, szukając właściwych słów. - Zdaje sobie sprawę z tego, że żywisz do mnie uczucie. Wiem,  że coś cię przy mnie trzyma. Niestety nie potrafię przysięgnąć ci, że wierzę w moc uczucia jakim jest miłość. Nie od ciebie.
- Zayn...
- Od początku traktowałem cię jak gówno. Miałem względem ciebie nieczyste intencje. Nawet nie pomyślałem, że mnie do siebie przyciągniesz. Nie rozumiem, co właściwie się wydarzyło. Przy tobie myślę i działam inaczej.
- To źle?
- Nie, chyba nie. Lubię to jaki jestem z tobą. Lubie to uczucie, które mam w środku trzymając cię w ramionach. Wystarczy, że obdarzysz mnie wesołym uśmiechem, a ja szaleję. Nie rozumiem samego siebie. Nie wiem dlaczego zakochałaś się we mnie, skoro nie zasłużyłem sobie na to. Byłem dupkiem.
Zamknęłam mu usta delikatnym pocałunkiem. Przez chwilę trzymał przymrużone powieki. Mogłam nie mieć nic, ale gdybym była z nim nie obchodziło by mnie to. Był jedyną rzeczą, której pragnęłam w swoim życiu na stałe.
- Nie myśl tak. Proszę. - wyszeptałam i wtuliłam twarz w zgięcie między jego szyją a obojczykiem.
Objął mnie mocniej i złożył całusa na czubku mojej głowy. Takie małe gesty sprawiały, że się roztapiałam. Tak bardzo nie pasowały do jego wizerunku, a jednak w moim towarzystwie robił to wszystko mechanicznie.
- Na pocieszenie powiem ci, że też nie wiem, co właściwie się między nami wydarzyło, że znaleźliśmy się na tym etapie. Jednak nie mam zamiaru tego zmieniać. Nie żałuję, że to wszystko się stało.
- Nie chciałabyś niczego cofnąć?
Zastanowiłam się chwilę. Było kilka sytuacji, w których czułam się przez niego okropnie.
- Nie. - odpowiedziałam pewna siebie. - Jest dobrze, tu i teraz.
Jęknął gardłowo, a ja poczułam jego galopujące serce.
- A ty?
- Co?
- Chciałbyś coś cofnąć?
- Właściwie tak. - powiedział cicho.
Zaczekałam, aż będzie kontynuował.
- Po śmierci mojej mamy... Po jej śmierci nie miałem do kogo się zwrócić. Rodzina mnie olała. Musiałem sam o siebie zadbać. Pamiętam moment twojego przyjścia. Wróciłem wtedy z odczytywania testamentu... - zatrzymał się na moment. - To było już jakiś czas od pogrzebu, więc nie wyglądałem najgorzej i potrafiłem jakoś o tym mówić. Powiedziałaś, że wyjeżdżasz, a ja... Nie wiem. Coś wewnątrz mnie się zacisnęło. Kiedy mnie pocałowałaś i odeszłaś męczyło mnie uczucie pustki. Potrzebowałem kogoś, kto będzie ze mną w tak trudnej chwili jak strata najbliższej osoby, ale nie potrafiłem cię zatrzymać. Chciałem, ale nie mogłem. Chore, co?
- Dziękuję, że mi o tym mówisz. W zamian mogę ci powiedzieć, że twój wygląd pociągał mnie od początku, mimo chujowego charakteru. Oczarowałeś mnie od pierwszego spotkania, chociaż starałam się tego wyprzeć. Rzuciłeś na mnie zaklęcie, a ja byłam zbyt słaba, żeby się przeciwstawić. Potem dorośliśmy i zaczęliśmy spędzać więcej czasu razem i stało się, wpadłam po uszy.
Odetchnął głęboko, jakby z ulgą, a ja pocałowałam go w szyję. Znowu zapanowała kojąca cisza.
- Kocham cię. - powiedział nagle. Zamarłam z szoku. - Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo.

niedziela, 5 kwietnia 2015

Rozdział 63

Wielkanocny zajączek podszepnął mi, że macie ochotę na kolejny rozdział ;)



Smaczne było jajko? Moje baaardzo!

Kocham! xxx

----------------------------------------------------------------------------------------------------------

*Jessy*

W tym czasie, w którym spojrzałam na zegarek, ktoś zapukał do drzwi. Wybiła szesnasta, a ja miałam wrażenie, że czas cięgnie się w nieskończoność, gdyż kolacja miała zacząć się o siedemnastej. Zayn wyszedł z moim ojcem do garażu, żeby dokładnie obejrzeć nowy samochód chłopaka. Mama krzątała się po domu, sprzątając coś, co było już posprzątane. Zwyczajnie zmieniała miejsce tej rzeczy, bo poprzednie wydawało jej się złe lub nieodpowiednie.
- Przestań mamo! - upomniałam zniecierpliwiona.
Przejęta kobieta obdarzyła mnie zdziwionym spojrzeniem.
- O co ci chodzi?
- Wszystko jest idealnie, więc możesz po prostu otworzyć te cholerne drzwi.
- Słowa, kochana, słowa. - pogroziła mi palcem i podeszła do wejścia.
Serce zaczęło mi galopować i miałam wrażenie, że za chwile zemdleję. Nawet przez sekundę zastanawiałam się, czy to nie było najlepsze wyjście z tej niezręcznej sytuacji. Wtedy do pomieszczenia wszedł Niall i Melanie.
- Niall! - pisnęłam.
Rzuciłam mu się na szyję, przez co upuścił swoją torbę podróżną na podłogę. Zaśmiał się i objął mnie ramionami.
- Tęskniłem. - powiedział w moje włosy i cmoknął mnie w czubek głowy.
- Ja też. - odsunęłam się, żeby na niego spojrzeć. - Wyprzystojniałeś?
- To tylko pół roku i... Bardzo zabawne. - fuknął.
Niestety nie mógł ukryć drgania kącików ust, które pragnęły rozciągnąć się w szerokim uśmiechu.
- Ze mną się nie przywitasz? - usłyszałam za sobą.
Natychmiast odwróciłam się na pięcie i zgniotłam w ramionach najlepszą przyjaciółkę.
- Witam cię pierwszy raz w domu szalonej rodziny Horanów! - krzyknęłam. - Jak się z tym czujesz?
- Umm... Sama nie wiem. - westchnęła. - Tęskniłam za tobą bardziej od Nialla.
- Przecież wiem.
Pocałował ją w policzek i jeszcze raz przytuliłam.
- Cóż, przyszła paro małżeńska... Rozgośćcie się. - rzuciłam z cwaniackim uśmiechem, na co oboje spiorunowali mnie wzrokiem.
Cmoknęłam do nich i upewniłam się, że mama poznała Melanie z jak najlepszej strony. Co prawda rozmawiały ze sobą wiele razy przez Skype, ale to nie to samo, co na żywo.
- Niedługo przyjdą chłopcy. Jessy, zawołaj...
- Tak, już idę. - przerwałam jej i wybiegłam z salonu.
Za rogiem domu odetchnęłam głęboko i uspokoiłam myśli, a przynajmniej część. Weszłam do garażu i odchrząknęłam głośno.
- Jessy? - tata zmarszczył czoło, patrząc na mnie, kiedy pochylał się nad silnikiem auta.
- To ja. Przyszłam was zawołać do domu.
Zayn podszedł do mnie i jedną ręka objął w talii.
- Hej. - szepnął.
Uśmiechnęłam się głupio.
- Hej.
- Czyli mówisz, że jesteś współwłaścicielem tego cacka, tak? - bąknął tata.
- Dokładnie. - przytaknął mulat.
- A...
- Tato. - jęknęłam. - Chodźmy już.
- Dobrze. - wymamrotał.
- Ja zamknę maskę. - Malik wyprzedził mojego ojca zanim sam by to zrobił.
Tamten uśmiechnął się tylko i wyszedł na zewnątrz. Zayn z namaszczeniem doprowadził samochód do właściwego stanu i przez chwilę patrzył na niego z dumą. Uśmiechnęłam się pod nosem i czekałam.
- Możemy już iść? - zapytałam po kilku minutach bezczynnego stania.
- Jasne, kocie. - mrugnął do mnie. - Chodźmy.
Razem przekroczyliśmy próg domu. W sumie zapomniałam o tym, że Niall nie wiedział, że jednak mu wybaczyłam, bo kiedy widział mnie ostatni raz płakałam przez Zayna.
Ups.
Mulat chciał mnie złapać za dłoń, ale odruchowo się cofnęłam. Wysłał mi zdezorientowane spojrzenie i wzruszył ramionami. Przewróciłam oczami.
Pewnie znowu będzie zły...
- O, już jesteście. Jak dobrze. - rzuciła mama, mijając nas w progu salonu.
Pędziła do kuchni, żeby zacząć znosić powoli całe jedzenie, które przygotowała rano. Ostrożnie weszłam do salonu przed Malikiem i zbadałam sytuację. Niall rozmawiał z tatą, a Mel uważnie ich słuchała. Chciałam pozostać niezauważona, ale niestety...
- Jessy? - brat wbił we mnie wkurzony wzrok. - O co tu chodzi?
- Um, cóż... - zaczęłam zmieszana. - Ja... Bo wiesz, tu chodzi o to, że...
- Co on tu robi? - uniósł głos i wstał z kanapy.
- Wszystko ci wyjaśnię. - rzuciłam nerwowo. - Nie złość się.
- Jak mam się nie złościć?! Co ten dupek tutaj robi?!
- Uważaj na słowa. - warknął Zayn.
Widziałam jak ustawił się w bojowej pozycji. Niall zrobił to samo.
- Chłopaki, stop. - stanęłam między nimi. - Wystarczy pogadać.
- Nie chcę go pod tym dachem. - syknął blondyn.
- Nie ty tutaj rządzisz, kolego. - odpysknął mulat.
Tata przyglądał się całej sytuacji z szokiem na twarzy. Posłałam przyjaciółce alarmujący znak, a ona od razu zareagowała.
- Może chciałby pan pomóc żonie? Pójdę z panem, bo zawsze przyda się dodatkowa para rąk do pomocy. - zaproponowała miło.
Ojciec przytaknął niechętnie i opuścił pomieszczenie. Wiedziałam, ze na chwilę Melanie zdoła zatrzymać oboje rodziców w kuchni. Miałam naprawdę mało czasu.
- Jessy! - niecierpliwił się Niall. - Będziesz łaskawa coś powiedzieć?
- Nie krzycz. - uciszyłam go. - Rodzice są w kuchni.
Zacisnął mocno szczękę, aż wydawało mi się, że słyszę zgrzytanie zębów.
- Ona nie ma, co wyjaśniać. - odezwał się Zayn. - Pogódź się z faktem, że jesteśmy razem.
W duchu modliłam się, żeby czas się zatrzymał, wtedy mogłabym na spokojnie coś wymyślić.
- Cicho. - syknęłam.
- Ten dupek złamał ci serce, zdradził cię z jakąś lafiryndą, a teraz widzę go u nas? Jak możesz? Czym cię przekupił? Coś drogiego? - wypytywał Horan. - Nie, przecież ty nie masz kasy.  - zakpił.
Malik zacisnął pięści i dosłownie rwał się, żeby uderzyć mojego brata. Broń Boże, nie chciałam żadnej bójki, żadnego rozlewu krwi.
- Uspokój się, Niall. - jęknęłam. - Wyjaśnię ci wszystko na osobności, dobrze?
- Nie, mów teraz. - zażądał, nie spuszczając oczu z mulata.
- Zayn wyjaśnił sytuację, która w istocie nie wyglądała tak, jak ja ją zrozumiałam. Rozmawialiśmy przed moim odlotem do Kalifornii i się pogodziliśmy. To wszystko, co mam ci do powiedzenie w tej chwili.
- Dobrze, niech będzie. - prychnął. - Co on tu robi?
- Z racji, że nie widzieliśmy się pół roku, a jesteśmy razem, postanowił mi zrobić niespodziankę i mnie odwiedził.
Twarz Niall złagodniała, ale ciągle ciskał piorunami w mojego chłopaka.
- Przestań być zły. Nic takiego się nie stało.
- Płakałaś przez niego. Byłaś w rozsypce, a teraz mówisz, że nic takiego się nie stało? Chyba żartujesz.
- Niall. - westchnęłam. - Zaufaj mi i odpuść.
- Nie ufam jemu.
- Niall. - nalegałam.
Zastanowił się chwilę.
- Dobrze. - bąknął. - Ale nie zapomnę tego, co jej zrobiłeś. Mimo, że to nie była prawda, powinieneś bardziej uważać z jej uczuciami. - zwrócił się do Malika.
- Staram się. - odpowiedział spokojnie Zayn.
- Ta, jasne. - zakpił blondyn.
Dziwiłam się, że Zayn pozostał cicho przez całą moją konwersacje z bratem.
- Myśl sobie, co chcesz, ale całej prawdy nie znasz, więc nie oceniaj mnie i nie skreślaj po jednym błędzie.
- Zrobiłeś jeden, zrobisz ich więcej.
Miałam ochotę rzucić się na Horana i go udusić.
- Ty też nie byłeś idealnym chłopakiem, Niall. Nie męcz go. - stanęłam w obronie Malika. - Nie możesz mówić takich rzeczy. Obrażając go, obrażasz mnie.
Zlustrował mnie wściekłym wzrokiem, mocno nad czymś myśląc.
- W takim razie jakoś to przeżyje, ale nie obiecuję, ze będę miły.
- Wzajemnie. - rzucił mulat.
Niall wyszedł do kuchni, a ja odetchnęłam z ulgą.
- Nie powiedziałaś mu? - zapytał cicho Zayn.
- Przepraszam, powinnam. - przyznałam własny błąd. - Jesteś zły?
- Powinienem i chyba trochę jestem, ale...
- Ale?
- Nieważne.
- Co?
- Nic.
- Zayn.
- Jest w porządku, kochanie.
Jak na zawołanie, przez moje wnętrzności przeleciało stado motyli. Uśmiechnęłam się lekko i wtuliłam nos w tors chłopaka.
- Teraz cię ostrzegę... - zaczęłam niepewnie. Nie patrzyłam mu w oczy. - Chłopaki z mojej drużyny nie wiedzą, że jesteśmy razem.
- Ale mnie lubią, prawda?
- Nie wiedzą o tym "malutkim" incydencie.
- Och, okey. W takim razie jestem bezpieczny. Przecież kiedyś mnie lubili.
- Myślę, że nic do ciebie nie mają.
Zaśmiał się krótko i pogłaskał mnie po plecach. Niestety musieliśmy przerwać pieszczoty bo Melanie z daleka ostrzegła mnie, że wszyscy wracają do salonu.
Za kilka minut mieli pojawić się moi przyjaciele...

***

- Spóźniają się. - zawodziła mama.
Przewróciłam oczami. Gorączkowała się jakby miała przyjmować królową Elżbietę, albo prezydenta Obame.
- Daj spokój, wiesz jacy są.
- No wiem, ale...
- Żadnego "ale". - ucięłam.
Wtedy usłyszeliśmy warkot silnika. Mama podskoczyła z kanapy i pobiegła otworzyć. Smucił mnie fakt, że Niall omijał mnie i Zayna wzrokiem tylko wtedy, gdy siedzieliśmy razem. Melanie powiedziałam o tym wszystkim od razu, więc jej reakcja była... neutralna.
- Jesteśmy! - zawołał Max. - Gdzie te słynne ciasteczka?
- Grubas! - zawołałam.
Wpadł do salonu niczym huragan, a za nim reszta. Mama śmiała się na cały głos. Jednak brakowało mi Tony'ego...
- Gdzie on jest? - zapytałam.
- Pojechał po Stelle.
Przytaknęłam głową i wstałam, żeby ich przywitać. Uścisnęłam się z każdym, a oni przeszli do reszty osób. Wówczas zauważyli Zayna.
- Zayn? - Austin wytrzeszczył oczy.
- Stary, co ty tu robisz? - zapytał ze śmiechem Max.
- Aż tu cię przywiało? - dodał Alex.
Malik podszedł do każdego i przywitał się męskim uściskiem dłoni. Na twarzy miał szeroki, pewny siebie uśmiech.
- Cóż... - zaczął i podszedł do mnie.
Przytulił mnie od tyłu, kładąc swoją brodę na moim ramieniu.
- Wy?! - wykrzyknął Max. - Wiedziałem, że tak będzie! Wiedziałem!
- Nie wiedziałeś. Nawet o tym nie pomyślałeś. - zgasiłam go.
Wystawił do mnie język, robiąc brzydką minę. Zachichotałam.
- Więc... Gratulacje. - powiedział Austin.
- Dzięki. - bąknęłam niezręcznie, zawstydzona faktem, że wszyscy na nas patrzyli.
Z drugiej strony ucieszyłam się faktem, ze przyjęli tę wiadomość dobrze i bez żadnych problemów. Został tylko Tony.
- To teraz opowiadaj, co tam u reszty wilków.
W ten sposób zabrali mi chłopaka na najbliższa godzinę.

***

Czekaliśmy na Tony'ego i Stellę już pół godziny. Chłopcy dalej byli pogrążeni w rozmowie. Ja plotkowałam z mamą i Melanie, a Niall dyskutował z tatą. Nagle usłyszałam śmiech w korytarzu. Gwałtownie wstałam i poprawiłam ubranie. Na bezdechu czekałam, kto pojawi się w wejściu.
- Tony! - pisnęłam i pobiegłam go uściskać.
Stella mogła poczuć się dziwnie w tej sytuacji, ale ja nie miałam złych intencji.
- Mała Jessy. - zaśmiał się chłopak. - Tęskniłem.
- Ja też. - cmoknęłam go w policzek i odwróciłam się do zawstydzonej dziewczyny.
- Cześć, Stella. - również dałam jej całusa, ale bez przytulenia. - I przepraszam za tamto.
Machnęła lekceważąco dłonią i uśmiechnęła się ciepło.
- Zapraszam do stołu. - zawołała mama.
Stella zajęła miejsce, a Tony został i pociągnął mnie za rękę w głąb korytarza.
- Więc ty i Zayn?
- Co? Skąd wiesz? - zdziwiłam się.
- Max. - westchnął, machając swoją komórką.
- Zabiję go. - warknęłam. - I?
- Co?
- Nie masz żadnych zastrzeżeń?
- Czemu miałbym?
- Bo wiesz...
- Jessy, byliśmy bardzo związanymi przyjaciółmi, ale teraz jesteśmy już na etapie normalniej przyjaźni damsko-męskiej, więc nie rozumiem twojej obawy. Skoro twierdzisz, że jest wart twojego uczucia, a on czuje to samo... Czemu miałbym ci tego zabraniać? Jestem szczęśliwy ze Stellą i życzę ci, żebyś była równie szczęśliwa z Malikiem.
- Dziękuje. - odetchnęłam z ulgą. - Chodźmy już.
Zajęłam miejsce obok mulata, a Tony obok swojej dziewczyny. Całą gromadą zabraliśmy się do kolacji. Czy ten dzień jest w stanie cokolwiek zepsuć?
Jednym uchem słuchałam Melanie, drugim chłopaków. Miałam podzielną uwagę, więc nie było z tym problemu. Jednak na chwilę straciłam świadomość, wyobrażając sobie przyjaciółkę w sukni ślubnej i...
- To prawda? - zapytał chłodno Zayn.
- Co?
- To, co mówi Max.
- Max?
- Tak, ja. - przewrócił oczami chłopak. - Nie powiedziałaś mu? Myślałem, że skoro jesteście parą to...
Zmroziłam go wzrokiem, dlatego urwał myśl. Znowu przeniosłam oczy na Malika.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi, że masz swoje mieszkanie?
- Um, nie wiem. - spojrzałam w dół na palce.
- Nie wiesz?
Coraz więcej osób przy stole zerkało w nasza stronę. Nawet mama wysłała mi pytające spojrzenie, które uspokoiłam ciepłym uśmiechem.
- Porozmawiamy o tym na osobności po kolacji. - wyszeptałam.
Mulat nie odezwał się więcej tego wieczoru. Żywo dyskutował z chłopakami, ale do mnie zwracał się poważnie i z niepokojącym spokojem. Próbowałam zagaić go, ale starannie mnie unikał. Max kopnął mnie pod stołem, żeby zwrócić na siebie moją uwagę. Wzruszyłam ramionami i zacisnęłam zęby ze złości.
Co ten cholerny Malik sobie myślał?!

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Nie zapowiadam kolejnego rozdziału :)

Całuski!