piątek, 29 maja 2015

Rozdział 79 'Nowy początek'

*Jessy*

Obiad u Nialla i Melanie przeciągnął się, więc byłam zmuszona zostać na noc. Ja i brat "trochę" wypiliśmy, więc nie mogłam wrócić samochodem, ani nie mogłam zostać odwieziona. Melanie zadzwoniła do Austina i poinformowała go o zaistniałej sytuacji w czasie, kiedy odbywałam z Niallem zawody "wypiję na raz więcej niż ty". Swoim zamglonym umysłem domyślałam się, że będzie za to zły.
Obudziłam się z ćmiącym bólem głowy i suchością w gardle. Wspaniałomyślna przyjaciółka zaopatrzyła mój stolik nocny w wodę, ale po tabletkę musiałam zwlec się na dół. Wygramoliłam się z wygodnego i cieplutkiego łózka, wsunęłam nogi w miękkie kapcie i poczłapałam do kuchni. Wiedziałam, że na pewno śmierdzi ode mnie alkoholem, ale starałam się o tym nie myślec. Ważniejsze było, żeby w końcu uciszyć skutki poprzedniej nocy. Przy stole zastałam Melanie, która czytała gazetę.
- Witam, śpiąca królewno. - uśmiechnęła się, odkładając czasopismo. - Jak głowa?
Jęknęłam w odpowiedzi i odstawiłam pustą szklankę na blat.
- Tabletki są w szafce nad tobą, po lewej stronie, w małym pudełeczku. - poinstruowała.
- Niall jeszcze nie wstał?
- Niall już dawno wyszedł po świeże pieczywo.
- W niedziele macie świeże pieczywo? - zdziwiłam się.
Zazwyczaj piekarnie nie pracowały w sobotnią noc i nie było świeżego chleba w niedzielę. No, przynajmniej w mojej okolicy.
- To od znajomej starszej pani, której pomagałam przez ostatnie kilka miesięcy. Uwielbia piec chleby i robi to codziennie, wiec w ramach wdzięczności zaproponowała, że będzie piekła dla nas chleb w weekendy.
- Wspaniała z niej starsza pani. - westchnęłam. - Że jeszcze takie są. Zazwyczaj spotykam się z takimi, które mają ochotę walnąć mnie torebką.
Połknęłam tabletkę, popijając ją całą szklanką wody. Udało mi się na chwilę ugasić okropne pragnienie, które nieustannie odczuwałam. Dosiadłam się do przyjaciółki, oparłam łokcie na stole i położyłam głowę na otwartych dłoniach.
- Jak to możliwe, że udało mu się wyjść z domu w takim stanie? - wymamrotałam. - Przecież wypił tyle, co ja...
- To przez ćwiczenia. - wyjaśniła krótko, ponownie zagłębiając się w artykuł. - Poza tym, ma mocniejszą głowę.
- Ćwiczenia? - wbiłam w nią zdziwiony wzrok. - O czym ty mówisz? Niall i ćwiczenia? Niemożliwe.
- Trochę się pozmieniało odkąd ostatni raz nas odwiedziłaś. - wzruszyła ramionami, nawet na mnie nie patrząc. - Niall wziął się za siebie i naprawdę jest zadowolony. Ja też.
Domyśliłam się, że miała do mnie o to żal. Sama miałam do siebie żal, ze tak bardzo ich zaniedbałam.
- Przepraszam, Mel. - powiedziałam cicho. - Ostatnio dużo działo się w moim życiu i nie potrafiłam znaleźć czasu na cokolwiek. Wiem, że to mnie nie usprawiedliwia, ale postaraj się mnie zrozumieć. Nienawidzę się za to, że tu nie przyjeżdżała, ale naprawdę nie mogłam, bo ja...
- W porządku, rozumiem. - przerwała mi. - Cieszmy się tym, co jest teraz. Nie musimy wracać do przeszłości. Wybaczyłam ci, w końcu jestem twoją najlepszą przyjaciółką.
Posłałam jej całusa i uśmiechnęłam się najsłodziej jak umiałam.
- To teraz opowiadaj o tych cudownych ćwiczeniach mojego kochanego braciszka. Może uda mi się to wykorzystać następnym razem - potarłam dłonie w chytrym geście, a ruda zachichotała.
Potrzebowałam jak najwięcej beztroskich momentów. To podbudowywało moją kondycję fizyczną, co w tym czasie było mi naprawdę niezbędne.

***

- Zaprowadziłaś w końcu ten samochód do mechanika? - zapytał blondyn, pochylając się nad talerzem z zupą.
- Tak. Oddałam go w piątek, a odebrałam go przed przyjazdem do was.
- Tak szybko? - zapytał zaskoczony. - Jak ci się to udało? Łapówka?
- Oszalałeś? - uniosłam wysoko brwi. - Czy ty dajesz ludziom łapówki?
Niall zmieszał się i nie odpowiedział. Melanie wkroczyła do akcji.
- Niall kochanie, odpowiedz na pytanie. - poprosiła z przerażającą słodyczą w głosie.
- Tylko kiedy potrzebuję szybkiego przeglądu w warsztacie, ale to nie zdarza się często. - wytłumaczył się z gorliwą miną. - Nie złość się, skarbie.
Ruda wywróciła na niego oczami i wróciła do zmywania naczyń.
- Wiecie co, będę się powoli zbierała. Powinnam być w domu już wczoraj. - westchnęłam, wstając od stołu.
- Austin będzie obrażony? - prychnął sarkastycznie Niall.
Posłałam mu spojrzenie typu "zamknij się, albo ci pomogę" i przeniosłam wzrok na przyjaciółkę.
- Dbaj o siebie, kochana. Za dziewięć miesięcy chcę zobaczyć waszego potomka zdrowego i uśmiechniętego, jasne? - pogroziłam obojgu palcem.
Melanie zachichotała, a brat pokiwał litościwie głową. Zabrałam się do wyjścia, sprawdzając czy wszystko zabrałam. Młode małżeństwo odprowadziło mnie do wyjścia, żeby jeszcze się pożegnać. Wyściskali mnie za wszystkie czasy.
- Zapomniałem zapytać. - zagadnął chłopak, sprawiając, że zatrzymałam się z dłonią na klamce. - W jakim warsztacie robiłaś przegląd?
- Jakimś nowym. Otworzyli go rok temu. - odpowiedziałam wymijająco.
Ta rozmowa wkraczała na niebezpieczny teren. Nie powiedziałam im, że spotkałam Malika po trzech latach od zerwania i nie miałam zamiaru tego zmieniać.
- No dobrze, ale chociaż powiedz jak się nazywa. - nalegał.
- Tak naprawdę nie zwróciłam uwagi na nazwę. - wymamrotałam.
- Och Jessy. - westchnął ciężko. - Czy ja się kiedykolwiek z tobą dogadam?
- Może kiedyś. - wzruszyłam niewinnie ramionami.
- To jaka jest na nazwa? - dopytywał, nie dając za wygraną.
- Nie wiem! - zirytowałam się. - Wiem tylko, że to warsztat Zayna i tyle, okey!?
Dopiero po chwili dotarło do mnie, co powiedziałam.
Ups.
- Zayna? - Niall wytrzeszczył oczy tak samo, jak Mel. - Tego Zayna?
- Tak. - bąknęłam i spuściłam wzrok na podłogę.
- Spotkałaś Malika po takim czasie i nic nam o tym nie wspomniałaś? - ruda zapytała z pretensją.
- Nie chciałam tego robić. Po co miałam wracać do przeszłości?
- Już to zrobiłaś i to przez głupi przegląd auta. - warknął blondyn. - Lubisz kłopoty, prawda? Zawsze tak było...
- Ej, nie wiedziałam, że to jego warsztat! - zaprotestowałam, wbijając w brata twarde spojrzenie. - Nie poszłam tam celowo. Po za tym, Austin był tam ze mną.
- I co z tego? - prychnął. - Czy uchronił cię przed dawnymi krzywdami? Nie.
- Niall, proszę... - jęknęłam i zamknęłam oczy. - Naprawdę muszę już jechać i nie chcę się rozstawać, będąc z wami w konflikcie.
- Chyba tylko z nim, bo jako kobieta i twoja przyjaciółka, doskonale cię rozumiem. - Melanie stanęła po mojej stronie. - Dogadajcie się.
Zniknęła w kuchni, a ja ostrożnie przeniosłam wzrok ponownie na brata. Nie był zadowolony, co wyraźnie wskazywał grymas na jego twarzy.
- Odpuść, dobrze? - wyszeptałam. - Nie chcę problemów. Nie chcę, żeby przypadek nas poróżnił. Już kiedyś musieliśmy przez to przechodzić. Nie pozwólmy, żeby Malik znowu wszedł między nas.
Blondyn wziął głęboki oddech, po czym przyciągnął mnie do uścisku.
- Czekałam na to. - wymamrotałam, tuląc się do jego torsu.
- Moja młodsza, kochana siostrzyczka. - pocałował mnie w czubek głowy. - Uważaj na siebie, dobrze?
- Obiecuję, że będę.

***

Dojechałam do pod blok po godzinie piętnastej. Zabrałam wszystkie swoje rzeczy z samochodu i ruszyłam na górę. Mocowałam się przez chwilę z drzwiami, mając wrażenie że Austin z kimś rozmawia. Pomyślałam, że to mógł być telewizor, albo rozmowa telefoniczna na głośniku.
Bo co innego to?
- Już jestem! - krzyknęłam i odłożyłam torby na podłogę w korytarzu. - Austin?
Z salonu wychylił się mój chłopak. Miał dziwny grymas na twarzy, którego nie potrafiłam odczytać. Podbiegłam do niego i mocno się przytuliłam.
- Coś się stało? - spojrzałam mu w oczy.
Zmartwiła mnie jego spięta postawa.
- Nie, kochanie. Nic się nie stało. - rzucił niespokojnie.
- Świetnie. - puściłam mu oczko. - Pójdę się odświeżyć.
Cmoknęłam go w usta i weszłam do salonu, żeby zabrać z komody czysty ręcznik. Nie wiecie jakie było moje zdziwienie, kiedy na kanapie w salonie zobaczyłam pięciu mężczyzn, którzy w spokoju rozkoszowali się piwem i oglądali telewizję. Odchrząknęła głośno, chcąc zwrócić na siebie uwagę. Udało się.
- Jessy? - poderwał się Steve. - Jak miło cię w końcu zobaczyć. Tyle czasu...
Rzucił się, żeby mnie uściskać, ale zrobiłam krok w tył, więc zatrzymał się speszony.
- Co wy tu robicie? - warknęłam.
- Zaprosiłem ich. - odpowiedział Austin.
Opierał się o futrynę drzwi i jakby nigdy nic obserwował sytuację.
- Zaprosiłeś sobie kolegów nawet mi o tym nie mówiąc? - zdenerwowałam się, ale nie chciałam krzyczeć przy świadkach. - Mogłeś mnie chociaż uprzedzić, to zostałabym dłużej u Nialla.
- Pomyślałem, że też będziesz chciała się z nimi zobaczyć. Przecież tak dawno nie piliśmy razem piwa. - uśmiechnął się szeroko. - Szkoda, że reszty naszej ekipy tutaj nie ma. Urządzilibyśmy niezłą imprezkę.
- Nie sądzę. - bąknęłam w złości.
- Myślę, że powinniśmy się zbierać. - Zayn doszedł do głosu, co mnie zaskoczyło. Na początku w ogóle nie zwróciłam na niego uwagi. Byłam zbyt zaślepiona oburzeniem. - Nie możemy im przeszkadzać. Gdzie wasze maniery, chłopcy?
Posłał mi obojętne spojrzenie, które odwzajemniłam tak samo obojętnie, a potem odwrócił się do mnie plecami i zwrócił się do swoich kolegów:
- Mam wam zaproszenia wysłać? - zironizował. - Spotkamy się innym razem.
Zaskoczyła mnie jego stanowczość i to z jaką łatwością przyjął fakt, że nie poimprezują. Naprawdę się zmienił. Oszołomiona wpatrywałam się w jego plecy.
- Austin? - Josh popatrzył na mojego chłopaka błagalnym wzrokiem. - Powiedz mu coś.
Wszyscy już stali i byli gotowi się wynieść. Czekałam na ten moment z niecierpliwością. Przyznanie mi racji przez Austin była tylko formalnością.
- Oczywiście, że zostajecie. - rzucił wesoło.
Wytrzeszczyłam na niego oczy i skrzyżowałam ramiona na piersi. Posłał mi niewinne spojrzenie, chcąc załagodzić sytuację.
- Ugh! - warknęłam i szybkim krokiem opuściłam pomieszczenie pełne męskiego testosteronu.
Jak on mógł nie wziąć pod uwagę mojego zdania? Oficjalnie byłam na niego obrażona. Nie chciałam oglądać jego twarzy przez najbliższe kilka godzin.

***

Przesiedziałam w swoim pokoju już dwie godziny, w ciągu których przeczytałam całą, dość grubą książkę. Zrobiłam się głodna, ale nie chciałam stąd wychodzić.
- Można? - usłyszałam niewyraźne pytanie zza drzwi.
- Kto tam? - uniosłam się do siadu i spuściłam nogi na podłogę.
- Josh.
- Wejdź.
Chłopak zwinnie się wślizgnął i zajął miejsce na fotelu przy biurku.
- W czym mogę ci pomóc? - zapytałam z nutką sarkazmu. - Zgubiłeś się?
- Nie bądź złośliwa. - wywrócił oczami, które miał mocno świecące od alkoholu.
- Po prostu powiedz co chcesz i zakończmy tą wizytę.
- Chciałem z tobą porozmawiać. - powiedział poważnie i wbił we mnie stanowcze, ale zamglone spojrzenie.
- O czym?
Prześledził wzrokiem pokój jakby zastanawiał się, co ma powiedzieć.
- Widzę, że nieźle sobie radzisz.
Zmarszczyłam czoło zdezorientowana.
- Co dokładnie masz na myśli?
- Masz ładne mieszkanie, fajnego chłopaka i niezłą pracę... - wyliczał na palcach.
- Dzięki.
- A to wszystko dlatego, że rzuciłaś Malika jak ostatnia suka. - dodał.
Zachłysnęłam się powietrzem, uświadamiając sobie, co właśnie powiedział.
- Słucham? - uniosłam wysoko brwi. - Jak śmiesz tak mówić?
Nie krzyczałam, bo nie chciałam się niepotrzebnie denerwować. Był pijany. Nie chciałam pokazać, że mnie tym zranił. Nasze rozstanie nie było z mojej winy, tylko Malika.
- Dobrze słyszałaś. - prychnął. - Zayn nie mógł się pozbierać po tym jak ty go odrzuciłaś, kiedy udało mu się uwolnić od Katy.
- Nie będę rozmawiała z tobą na ten temat. Nie jesteś odpowiednią osobą.
- Jak sobie chcesz. - wzruszył ramionami i wstał z fotela. - Wiedz, że mimo iż tego nie okazuje i stara się żyć dalej, on nadal cierpi. Tym bardziej, że widzi ciebie z innym facetem. Zabijasz go swoim szczęściem. Pomyśl o tym.
Wyszedł, zostawiając mnie z wirującymi myślami.
Może Josh nie znał szczegółów naszej rozłąki i teraz oskarżał o wszystko mnie? Przecież Zayn nie wygląda na cierpiącego po rozstaniu, od którego minęło trzy lata. To nie mogła być prawda. Poza tym, Josh mógł powiedzieć wszystko, żeby tylko wywołać u mnie wyrzuty sumienia. Wstawiał się za przyjacielem, co było oczywiste.
Odetchnęłam głęboko i zebrałam się w sobie. Wyszłam z pokoju i szybko podreptałam do łazienki. Nie zostałam zauważona, co bardzo mnie ucieszyło. Faceci w najlepsze śmiali się i popijali alkohol, co rozpoznałam po dźwięku uderzanego o siebie szkła. Pewnie wznosili toast. Zanim nacisnęłam klamkę, żeby wyjść, przymknęłam oczy i obmyśliłam plan dostania się do kuchni. Gwałtownie otworzyłam drzwi i zrobiłam duży krok w przód. Zderzyłam się z kimś, kto miał zamiar skorzystać z toalety. Zaskoczona podniosłam wzrok.
- Zayn.- rzuciłam speszona.
Nic nie mówiąc, odsunął się na bok, żeby umożliwić mi przejście.
- Przepraszam. - powiedziałam zanim wszedł do łazienki. - Za to, że na ciebie wpadłam.
Skinął tylko głową i zniknął za drzwiami. Ze spoconymi dłońmi i walącym sercem udałam się do kuchni, w której natknęłam się na Austina.
Pijanego Austina.
- Kochanie. - wymamrotał. - Jak dobrze, że jesteś. Tak się cieszę, że cię mam.
- Czemu nie siedzisz z chłopakami?
- Skończyło nam się piwo. - kiwnął głową na lodówkę, ale się nie ruszył.
- Czemu go nie weźmiesz i do nich nie wrócisz? - zmarszczyłam czoło, nie zmniejszając dystansu między nami.
- Trochę kręci mi się w głowie. - zachichotał. - Mogłabyś mi je podać? Nie mogę się schylić, po zwymiotuję.
- Dobrze. - mruknęłam i podeszłam do lodówki.
Pochyliłam się, chcąc sięgnąć dolnej póki. Poczułam ręce na pośladkach, więc szybko się wyprostowałam, prawie wypuszczając piwo na podłogę.
- Austin. - warknęłam groźnie i odskoczyłam od niego. - Weź to piwo i zjeżdżaj. Jutro sobie pogadamy.  - zagroziłam.
Odstawiłam butelki na blat i czekałam na ruch chłopaka.
- Nie mam ochoty na piwo. - zbliżył się ze złośliwym uśmieszkiem i oparł ręce na blacie po moich obu stronach. - Mam ochotę na ciebie.
- Jesteś pijany. - zaparłam dłonie o jego tors. - Idź sobie.
- Jessy... - wymamrotał, starając się założyć mi kosmyk włosów za ucho, ale mu się nie udało. - Oboje wiemy, że tego chcesz.
- Nie, nie chcę.
- Skarbie...
- Puść mnie.
- Nie kłóć się ze mną. - rzucił ostro.
Jego spojrzenie nagle się zmieniło. Z łagodnego i zamglonego na twarde i stanowcze. W pierwszej chwili się wystraszyłam. Jeszcze nigdy tak się nie zachowywał. Nawet po wypiciu alkoholu był łagodny jak baranek. Przynajmniej do teraz.
- O co ci chodzi? - oburzyłam się. - Zrobiłam ci coś?
- Josh mi o wszystkim opowiedział. - warknął. - Wiem jak było z zerwaniem twoim i Malika. Nie rozumiem tego, że byłaś taką suką, żeby go odrzucić. Wiedziałem, że ty też miałaś w tym swój udział, ale żeby odrzucić chłopaka, który naprawdę cię kochał? Nie spodziewałem się tego po tobie.
- Nie wiesz wszystkiego. - powiedziałam cicho, powstrzymując rosnącą gulę w moim gardle. - Josh nie zna całej prawdy i gada głupoty.
- Gówno mnie to obchodzi! - krzyknął i mocno odepchnął się od blatu.
Zacisnęłam pięści i szczękę. Nie chciałam dać się sprowokować, wiedząc ze w pokoju obok siedzi reszta chłopaków i prawdopodobnie słyszy naszą kłótnię.
- Ze mną też tak zrobisz?! - zdenerwował się. - Porzucisz mnie jak tylko będziesz pewna, ze cię kocham?! O to ci chodzi z byciem w związku?! Naprawdę jesteś taką suką?!
- Nie obrażaj mnie! - wrzasnęłam. - Jesteś pijany i nie wiesz, co mówisz!
- Nie krzycz na mnie!
- Ty zacząłeś! - wbiłam paznokcie w skórę dłoni. - Twoi goście na pewno mają niezłe przedstawienie, słysząc nas!
- Mam to w dupie! - złapał się za głowę i zacisnął dłoń.
Sapał jakby przebiegł kilometr sprintem.
- Nie pozwolę, żebyś mnie też tak potraktowała. - rzucił, nie mogąc się uspokoić.
- Jesteś ostatnim idiotą, jeśli wierzysz Joshowi. - powiedziałam łamiącym głosem. - Sprawiasz, że czuję się źle.
- Mogę sprawić, ze poczujesz się jeszcze gorzej. - warknął.
W tamtym momencie byłam naprawdę przerażona. Widok jego wściekłych oczu sprawił, że w środku trzęsłam się ze strachu.
Gdzie się podział mój kochany i słodki Austin?
- Myślę, że powinieneś odpuścić alkohol na dzisiaj. - usłyszałam głos po swojej prawej.
- Idź sobie, Malik. - prychnął Austin. - To nasza sprawa. Jessy już nie należy do ciebie.
Zabolało. Powiedział to tak, jakbym była jakąś zabawką.Wpatrywałam się w podłogę, czując wstyd, że Zayn musiał tego słuchać.
- Nie powinieneś tak traktować swojej dziewczyny. - kontynuował. - Kobiety trzeba szanować, nie wiesz o tym?
- Ona nie szanuje innych, to czemu ja miałbym to robić?
- Na jakiej podstawie tak sądzisz?
- Josh mi o was powiedział.
- I co w związku z tym?
- Nie chcę, żeby Jessy zachowała się tak wobec mnie.
- Nie znasz prawdy, Austin. Przestań się gorączkować.
O dziwo Zayn nie był pijany. Wprawdzie trzymał w dłoni butelkę piwa, ale jego oczy nawet się nie świeciły. Uspokoił mnie swoim wzrokiem, kiedy niepewnie na niego spojrzałam.
- To jest mała suka, która chce mnie wykorzystać! - wrzasnął, a ja nie wytrzymałam.
Wybuchłam płaczem i wybiegłam na korytarz. Zerwałam kurtkę z wieszaka i zabrałam buty. Biegnąc po schodach na dół, niezdarnie zakładałam tenisówki, przez co prawie się wywaliłam. Po przekroczeniu drzwi uderzyło we mnie mroźne powietrze, co było przyjemną odmianą.
Austin mnie skrzywdził bardzo mocno. Nie uderzył mnie, ale tak się własnie czułam po jego słowach. Czułam się jakby mnie spoliczkował.
Czy tak to miało teraz wyglądać?

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Kolejny rozdział pojawi się w okolicach kolejnego tygodnia :)

Wybaczcie, ale szkoła wzywa i nie dam rady często dodawać rozdziałów.

Kocham i dziękuję, że ciągle jesteście! xxx

niedziela, 24 maja 2015

Rozdział 78 'Nowy początek'

Kolejny post za tydzień :)

Kocham! xxx

------------------------------------------------------------------------------------------------------

*Jessy*

Cały weekend zapowiadał się wolny, więc w sobotni poranek planowałam listę rzeczy, które będę chciała zrobić. Pierwszym punktem na liście był odbiór auta, bo bez niego miałam ograniczone możliwości przy poruszaniu się po mieście. Drugą pozycję zajmowało wyjście do siłowni. Robiłam to raz w tygodniu dla utrzymania kondycji. Opieka nad dzieciakami wymagały ciągłego ruchu. Trzecim... Tutaj się zatrzymałam.
Po wczorajszej, upojnej nocy z Austinem nie miałam wątpliwości, że chciałabym spędzić z nim całą sobotę. Niestety zadzwonił do niego szef i kazał mu stawić się w pracy o ósmej rano. Ja zwlokłam się z łóżka dopiero po dziesiątej, a teraz zajmowałam wygodne kuchenne krzesło.
- Halo? - odebrałam, studiując marną listę.
- Mam nadzieję, że pamiętasz o obiedzie?
Oczywiście, że zapomniałam. Szybko wpisałam to jako pierwszy punkt, ważniejszy od odbioru samochodu. Wizyta u Nialla i Mel przewyższała wszystko.
- Jasne, że tak Melanie. - skłamałam. - Jak mogłabym zapomnieć?
- Jesteś kiepska w kłamaniu, ale niech będzie, że ci wierzę. - zironizowała.
- Jak samopoczucie w ten piękny, słoneczny dzień? - zmieniłam temat, chcąc uniknąć tłumaczenia.
- Wybacz, ale nie mam czasu urządzać sobie pogawędek, bo muszę wysprzątać dom. Zostało mi mało czasu do wspólnego obiadu.
- Dochodzi południe. Masz jeszcze pięć godzin. - westchnęłam i wywróciłam oczami.
- Nieważne. - wymamrotała. - Nie zrozumiesz, póki sama tego nie zaznasz.
- Czego? Bycia panią domu? - zaśmiałam się.
- Tak.
- Myślę, że po części już nią jestem.
- Austin aż tak daje ci popalić? - wyszeptała, jakby miał ją usłyszeć.
- Trochę tak, ale umie to wynagrodzić, jeśli wiesz o czym mówię.
Przyjaciółka zaczęła się śmiać, odczytując moje myśli. Oczywiście, że chodziło mi o zeszłą noc, w którą Austin naprawdę się wykazał. Byłam bardzo pozytywnie zaskoczona.
- Musze kończyć, kochana. - powiedziała, gdy już zdołała się uspokoić. - Czekamy na ciebie z niecierpliwością.
- Do zobaczenia.
Podłączyłam komórkę do ładowarki, bo bateria prawie się rozładowała. Pozmywałam po śniadaniu swoim i Austina, który nie raczył po sobie posprzątać. Jak zwykle. Kiedy skończyłam poszłam do pokoju, wybrałam wyjściowe ubrania i zamknęłam się w łazience. Po piętnastu minutach byłam gotowa na wyjście z domu. Planowałam zrobić małe zakupy, żeby Austin miał co jeść jak wróci z pracy.

***

- Myślę, że to już wszystko. - mruknęłam pod nosem.
Stanęłam w kolejce do kasy i wyjęłam produkty na taśmę, a po kilku minutach byłam w drodze do domu. Miałam szczęście, że sklep znajdował się tuz za rogiem, bo na ten moment nie miałam auta, więc nie mogłam wybrać się dalej niż najbliższa okolica. Nie lubiłam jeździć komunikacją. Stanęłam przed drzwiami mieszkania i nim zdążyłam przekręcić klucz w zamku, zadzwonił mój telefon.
- Słucham? - odebrałam i przytrzymałam go między uchem a ramieniem.
Szarpałam się z klamką, mając na ręce zawieszone siatki z zakupami. To musiało wyglądać komicznie.
- Jessy? - usłyszałam w słuchawce nieznajomy głos.
Dostałam się do mieszkania i odłożyłam torby na kuchenny blat.
- Kto mówi? - zmarszczyłam czoło, łapiąc komórkę w dłoń.
- Zayn Malik.
Przez chwilę nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Byłam zaskoczona, chociaż nie powinnam.
- Dzwonię w sprawię samochodu. - kontynuował. - Już możesz go odebrać.
- Już? Naprawdę? - zdziwiłam się. - Tak szybko?
Ostatnim razem, kiedy oddałam auto do przeglądu musiałam czekać cały tydzień. Teraz czekałam zaledwie dzień.
- Tak. Nie dzwoniłbym, gdyby było inaczej. - odpowiedział chłodno.
W dalszym ciągu ten ton wywoływał na mnie niemiłe wrażenie. Nawet po tych trzech latach bez jakiegokolwiek kontaktu.
- O której mam przyjść?
- Piętnasta ci pasuje?
O siedemnastej miałam umówiony obiad, więc powinnam zdążyć.
- W porządku. Będę punktualnie. - zgodziłam się. - Jeszcze raz dziękuję.
Nie odpowiedział. Usłyszałam dźwięk zerwanego połączenia, więc odłożyłam urządzenie i zajęłam się rozpakowywaniem zakupów.

***

Wzięłam głęboki oddech i zacisnęłam pięści, żeby poczuć ból wbijanych paznokci. Chciałam się przekonać, że to nie sen. Stałam przed warsztatem byłego chłopaka, który teraz stał się samodzielnym, poważnym i odpowiedzialnym mężczyzną.
To było w ogóle możliwe?
"Po prostu tam wejdź." - pomyślałam, żeby dodać sobie otuchy. Pchnęłam drzwi i weszłam do środka. Przywitał mnie szeroki uśmiech Matta.
- Witam ponownie. W czym mogę służyć?
- Przyszłam odebrać samochód. - uśmiechnęłam się lekko.
Onieśmielał mnie jego entuzjazm i radosna aura jaką emanował.
- Specjalne zamówienie. Rozumiem. - puścił mi oczko wszedł w dwuskrzydłowe drzwi.
Czekałam około pięciu minut, po których zobaczyłam i Matta i Zayna. Razem weszli do poczekalni, a młody chłopak ponownie zajął swoje miejsce za ladą. Zaczął ze skupieniem studiować jakieś kartki.
- Zapraszam do biura. Załatwimy formalności, a potem oddam ci samochód. - Malik gestem wskazał korytarz, którym miałam przyjemność iść wcześniej.
Otworzył dla mnie drzwi i przepuścił. Wyglądał śmiesznie w roboczym kombinezonie, siedząc w schludnym biurze.
- Wszystko w porządku? - zapytałam, rozglądając się dookoła.
- Pytasz o samochód?
Zajął swoje miejsce za biurkiem i wyciągnął z szuflady plik kartek.
- Tak. - bąknęłam lekko rozdrażniona jego głupim pytaniem.
Bo o co innego mogłam pytać?
- Jest w lepszej kondycji niż sądziłem, że będzie. - rzucił, składając kilka podpisów.
- To znaczy? - uniosłam brew, będąc ciekawa jego zdania. - Co masz na myśli?
- Sam fakt, że to nie jest najnowszy model budził zastrzeżenia. Do tego prowadzi go kobieta i...
- Słucham? - przerwałam mu. - Sugerujesz, że jako kobieta jestem gorszym kierowcą?
- Tego nie powiedziałem. Nie dałaś mi skończyć.
Zamilkłam, dając mu nieme pozwolenie na kontynuowanie wypowiedzi.
- Sądziłem, że skoro taki samochód prowadzi kobieta, to będzie w opłakanym stanie, ale się myliłem. Nie jestem typem, który dyskryminuje kobiety za kółkiem. Po prostu wiem z doświadczenia, że płeć piękna nie umie zając się techniczną stroną pojazdu.
Skinęłam głową na znak, że rozumiem i szanuję jego zdanie. Miał rację.
- Co mam podpisać? - odchrząknęłam, przerywając zbyt długą ciszę.
Zayn przysunął mi pod nos dokumenty i wskazał miejsca, w których złożyłam podpis.
- To wszystko?
Dokładnie przejrzał każdą stronę i przytaknął.
- Płacisz gotówką czy kartą? - zapytał, nie patrząc na mnie.
- Kartą.
- Przejdź do poczekalni. Matt odbierze od ciebie zapłatę i wystawi rachunek. W tym czasie pójdę zrobić dla ciebie kopię przeglądu.
- Kopię przeglądu? - zdziwiłam się i podniosłam z miejsca w tym samym czasie, co mulat. - Pierwsze słyszę.
- Domyślałem się, że w większości warsztatów nie chce im się tego robić. - prychnął, jakby mówiąc do siebie. - Spotkamy się w poczekalni.
Wyszłam z biura i żwawym krokiem dotarłam do Matta, który już na mnie czekał.
- Karta?
- Tak. - uśmiechnęłam się.
Podałam mu kawałek plastiku, po czym musiałam wpisać PIN. Po dokonaniu transakcji i otrzymaniu rachunku, usiadłam na jednym z krzeseł. Czekałam na Zayna, który zjawił się chwilę później.
- Zapisz, że trzeba oddać kopiarkę do serwisu. Strasznie się tnie. - polecił swojemu młodemu pracownikowi. - A to dla ciebie.
Podał mi dwie karki z listą rzeczy, które zostały sprawdzone, a te uszkodzone naprawione. Podeszłam do drzwi, ale odwróciłam się w ostatniej chwili. Zayn stał tuż za moimi plecami, więc teraz miałam jego sylwetkę tuż przed nosem.
- Naprawdę dziękuję. - powiedziałam na wdechu.
- Naprawdę przestań to robić.
- Czyli co? - zapytałam zdezorientowana.
- Być zestresowana w mojej obecności. - odpowiedział cicho ale poważnie.
Nie odpowiedziałam. Mężczyzna uważnie obserwował moją twarz. Przez moment dostrzegłam w jego oczach coś na kształt żalu i poczucia winy, ale to mogło być tylko moje wyobrażenie.
Przecież minęło trzy lata, prawda? Przecież to wszystko się wypaliło, a przynajmniej powinno...
- Niech ją pan zaprosi na kolację, bo inaczej ja to zrobię. - usłyszałam wesoły krzyk zza pleców mężczyzny.
Wytrzeszczyłam oczy zszokowana. Musiałam wyglądać zabawnie, bo mulat lekko się uśmiechnął. Pierwszy raz, po trzech latach, zobaczyłam u niego jakąkolwiek oznakę, ze potrafi czerpać radość z czegokolwiek. Myślałam, że wyparowało z niego to uczucie.
- Widzę, ze nie zależy ci na tej pracy. - rzucił do niego przez ramię.
- Daj spokój, szefie. - jęknął Matt. - To był niewinny żarcik.
- Wracaj do pracy. Zdaje się, że wołał cię ktoś z garażu.
Chłopak wyszedł, mamrocząc coś pod nosem. W ten sposób zostaliśmy sami.
- Ja już pójdę. - przygryzłam wargę, drapiąc się po szyi. - Spieszę się.
- Samochód czeka na ciebie na parkingu.
- Dziękuję.
Mężczyzna przechylił głowę na bok i nie spuszczał ze mnie wzroku, czekając aż się ruszę. Szybko opuściłam warsztat i dopiero po kilku metrach od niego udało mi się odetchnąć. Nienawidziłam się za to, że przez jego spojrzenie poczułam się naprawdę nieswojo. Jakby ktoś ściągnął mi część ciężaru z barków. Niestety na ten moment nie potrafiłam zinterpretować tego zjawiska. Pospiesznie wsiadłam do auta i włączyłam się do ruchu. Chciałam na moment zapomnieć o ostatnich wydarzeniach, a obiad u młodych Horanów był czymś, co mogło mi to zapewnić.

***

- Myślałem, że się zgubiłaś. - sapnął sarkastycznie blondyn, jak tylko otworzył mi drzwi.
- Trafiłabym z zamkniętymi oczami. - powiedziałam pewna siebie.
Wciągnął mnie do środka i mocno przytulił. Szczęśliwa, że znowu go widzę, oddałam gest ze zdwojoną siłą.
- Chodziłaś na siłownie, mała? - wymamrotał z ustami przy mojej głowie.
- Można tak powiedzieć.
- Moja mała siostrzyczka. - wyszeptał i pocałował mój policzek.
Odsunęłam się od niego na odległość ramienia i uważnie zeskanowałam jego twarz. Przybyło mu kilka zmarszczek, ale takich ledwo widocznych. W końcu miał już te dwadzieścia siedem lat.
- Tęskniłam, Niall.
- Ja też, Jessy. - puścił mi oczko. - Chodźmy do Melanie, bo się obrazi.
Śmiałam się, idąc za bratem do kuchni. Moja przyjaciółka stała przy blacie i układała ciasto na ozdobnym talerzu.
- Melanie! - krzyknęłam, biegnąc w jej stronę.
Odwróciła się gwałtownie. Miała szok wymalowany na twarzy. Chyba ją przestraszyłam.
- Jessy! - ucieszyła się i otworzyła ramiona.
Złączyłyśmy się w najbardziej tęsknym uścisku jaki istniał. Nie odwiedzałam ich przez rok. Nie miałam czasu, albo miałam zbyt podły nastrój. Byłam na siebie zła za to, ze zaniedbałam nasze stosunki o obiecałam sobie, że wszystko nadrobię.
- Tak bardzo tęskniłam. Nawet sobie nie wyobrażasz. - wymamrotałam, nie puszczając jej nawet na sekundę.
Wtuliłam twarz w zgięcie między jej szyją a ramieniem.
- Myślę, że wiem co czujesz. - zachichotała.
Po kilku minutach mogłyśmy spokojnie się rozdzielić. Niall z uśmiechem podszedł do rudej i owinął ramię wokół jej talii. Oparłam się biodrem o blat.
- To co u was słychać? Opowiadajcie.
- Właściwie, to chcielibyśmy ci przekazać bardzo radosną nowinę.
- Niall przestał być leniem? - zażartowałam.
- Zabawne. - prychnął. - I kto to mówi.
- Przestańcie. - zbeształa nas Mel. - To naprawdę ważne.
- Dobrze, zamieniam się w słuch.
- Więc... - zaczęła dziewczyna.
- Będę ojcem! - krzyk Nialla przerwał jej wypowiedź.
Szczęka opadła mi na podłogę, a oczy wyszły z orbit. Nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie usłyszałam.
- Jestem w ciąży, Jessy. - powtórzyła Melanie, upewniając się, ze zrozumiałam.
Zamrugałam kilka razy, chcąc upewnić się, ze to nie był sen.
- Ale... Jak to? - wydusiłam.
- Bo wiesz, kiedy mężczyzna i kobieta się kochają to... - zaczął Niall.
- Nie chodziło mi o stronę techniczną. - wymamrotałam, a on obdarował mnie szerokim uśmiechem.
- Stało się. Po prostu. - dziewczyna wzruszyła ramionami i przytuliła głowę do ramienia swojego męża.
- Nawet nie wiecie, jak się cieszę! - pisnęłam i podskoczyłam.
Cieszyłam się jak dziecko. Wiedziałam jak bardzo Niall chciał mieć potomka, z którym będzie mógł dzielić czas i pasje, a Melanie była materiałem na świetną mamę.
- Myślałam, że Niall zemdleje, jak mu powiedziałam. - zaśmiała się ruda.
Blondyn objął ją od tyłu i pocałował w skroń.
- Który miesiąc? - zapytałam podekscytowana.
- Trzeci tydzień.
- Ojejku. - zmartwiłam się. - Będę musiała czekać tak długo, aż ujrzę swojego bratanka albo bratanicę.
- Nie znamy jeszcze płci i chcemy, żeby to była niespodzianka. - dodała rudowłosa.
- No właśnie! - Niall przyznał mi rację. - Szmat czasu.
- Marudy. - westchnęła Melanie.
- Może to jakoś uczcimy? - zaproponowała drżącym od emocji głosem. - Ale zaraz... Obiad jest własnie z tej okazji?
- Tak, siostrzyczko. - chłopak puścił swoją żonę i przeszedł obok mnie.
Oczywiście musiał potargać mi włosy, bo inaczej jego dzień byłby stracony.
Wszyscy razem uporaliśmy się z przygotowywaniem posiłku, po czym mogliśmy w spokoju skonsumować wymyślnych dań przyjaciółki. Nie obyło się bez długiej, wyczerpujące i radosnej rozmowy.

Własnie tego potrzebowałam.
Chwili wytchnienia od trosk i problemów. Będąc tutaj miałam czysty umysł i świeże spojrzenie na świat. Nie było lepszego miejsca na przemyślenia jak rodzinny dom.

poniedziałek, 18 maja 2015

Rozdział 77 'Nowy początek'

*Jessy*

Piątek nastał szybciej niż się spodziewałam. Dzisiaj kończyłam pracę w południe, więc postanowiłam od razu jechać do warsztatu, żeby nie tracić czasu. Austin obiecał ugotować obiad zanim wrócę. Miał dzisiaj wolne zaraz po swoim porannym treningu na siłowni.
- Jessy. - zaczepiła mnie jedna z opiekunek. Miała na imię Ellen i była dużo starsza ode mnie. - Chodź ze mną na chwilkę.
- Coś się stało?
- Nic strasznego. - zaśmiała się. - Po prostu chodź.
W trakcie spaceru do pokoju socjalnego wyjaśniła mi, co jest na rzeczy. Jedna z nas pięciu, Monica, obchodziła dzisiaj urodziny i to trzydzieste.
Odchodząc od tematu, byłam w przedszkolu najmłodszą opiekunką.
- Dlatego chcemy zrobić jej niespodziankę. - zakończyła swoją przemowę i wprowadziła mnie do pomieszczenia, które zostało udekorowane mnóstwem kolorowych balonów i wstążek.
Na niewielkim stoliku stały smakowicie wyglądające babeczki i kawa. Rozczulił mnie fakt, że tak bardzo się postarały, żeby to wszystko przygotować. Musiały naprawdę ją lubić.
- No to zaczynajmy. - klasnęłam w dłonie i ustawiłam się w odpowiednim miejscu.

***

Udało mi się wyjść z pracy dopiero o godzinie drugiej po południu, bo koleżanki skutecznie zatrzymały mnie na urodzinową kawę i ciasto, którym poczęstowałyśmy również dzieci. Powinnam była skończyć swoją zmianę dwie godziny temu, ale wyszło inaczej.
Z wielkim uśmiechem na ustach wsiadłam do auta i skierowałam się w odpowiednią stronę. Dojechałam do warsztatu w jakieś dwadzieścia minut. Weszłam do środka, ale nikogo nie zastałam. Nie miałam pojęcia, gdzie zaparkować samochód.
- Jednak jesteś? - pisnęłam na dźwięk głosu po mojej lewej i gwałtownie się odwróciłam. - Wystraszyłem cię?
Zayn stał kilka kroków ode mnie w roboczym kombinezonie ze smugą smaru policzku. Wyglądał męsko i seksownie. Oceniłam go obiektywnie, bo każda kobieta by tak stwierdziła.
- Jest okey. - uspokoiłam walące serce głębokim oddechem.
- Myślałem, że zrezygnowałaś.
- Gdzie mam zaparkować wóz? - zmieniłam temat.
- Daj mi kluczyki. - wystawił rękę w moją stronę. - Sam nim przejadę.
Zawahałam się przez chwilę, ale w końcu wyjęłam kluczyki i mu je oddałam. Delikatnie musnął opuszkiem moją dłoń. Cofnęłam dłoń trochę za szybko, żeby się nie zorientował, że poczułam się niezręcznie.
- Tylko ostrożnie z nim. - ostrzegłam, uważnie wpatrując się jak chowa kluczyki do kieszeni.
- Nie masz się o co martwić. Jestem profesjonalistą.
Nie odezwałam się. Patrzyłam się tępo w twarz Malika, co musiał odebrać za naprawdę przytłaczające bo przeczesał włosy i odchrząknął.
- Więc udało się? - zaskoczył mnie pytaniem.
Twardo popatrzył w moje oczy.
- Słucham? - zamrugałam szybko, skupiając się bardziej na tym co mówi, a nie jak wygląda.
Miałam chłopaka, który czekał na ciebie w domu! Nie mogłam mieć takich myśli o swoim byłym.
- Każde z nas poszło w innym kierunku i udało się. Ułożyłaś sobie życie na nowo z kimś, z kim na pewno będziesz szczęśliwa.
Miałam wrażenie, że prowadził ze mną rozmowę biznesową. Żadnych uczuć. Żadnych słabości. Z obojętną maską na twarzy.
- Tak myślę. - wymamrotałam. - Wybacz, ale nie chcę o tym rozmawiać.
- Chciałbym usłyszeć od ciebie te słowa chociaż raz. - nalegał, ale ja nie do końca wiedziała na co.
- Jakie słowa? - zmarszczyłam czoło.
W momencie kiedy otworzył usta żeby coś powiedzieć, zadzwonił telefon. Zayn podszed do lady i odebrał. Nie chciałam mu przeszkadzać, więc ulotniłam się z warsztatu, czując na sobie jego spojrzenie. Wydawało mi się, że to było to samo spojrzenie, którym obdarował mnie trzy lata temu.

***

Wróciłam do domu w złym humorze, co od razu przykuło uwagę Austina.
- Co się stało, kochanie? - zapytał, obejmując mnie w pasie.
Schowałam twarz w jego klatce piersiowej i zamknęłam oczy. Nie miałam ochoty rozmawiać. Chciałam się położyć i postarać się nie myśleć o niczym, a najlepiej odprężyć się przy dobrej książce.
- Jessy? - dociekał, próbując zobaczyć moją twarz.
Nie płakałam. Byłam przybita. Przeszłość dopadła mnie w najmniej oczekiwanym momencie. Mój plan zaczynał wymykać się spod kontroli. Nie tam miało wyglądac moje nowe życie.
- Powiesz coś? - zirytował się. - Martwię się, a tym nic nie mówisz.
- Przepraszam, Austin. - wymamrotał, wyswobadzając się z jego ramion. - Muszę wykonać telefon.
- Ale zrobiłem obiad...
- Wybacz, nie jestem głodna.
Bez słowa poszłam do swojego pokoju. Po zamknięciu drzwi, oparłam się o nie, odchyliłam głowę i zacisnęłam powieki. Chciałam powstrzymać się od płaczu, który zbliżał się nieubłaganie. Byłam dorosła a rozpłakałam się jak dziecko. Szloch targał moim ciałem. Nie mogłam wziąć normalnego oddechu. Błagałam w duchu, żeby tylko Austin nie raczył przyjść sprawdzić, co się ze mną dzieje. Nie chciałam go martwić. Przeszłość odbiła na mnie piętno, które teraz wypalało we mnie dziurę. Po spotkaniu Malika w moim sercu odezwała się pustka, którą udało mi się zakrywać przez ostatnie trzy lata. W wieku dwudziestu pięciu lat nie potrafiłam poradzić sobie z dawną miłością. Chciałam do niego pójść i raz na zawsze odebrać serce, które kiedyś należało tylko do mnie.
Przetarłam twarz dłońmi i wzięłam głęboki, ale poszarpany oddech. Musiałam się trochę uspokoić, bo chciałam zadzwonić do przyjaciela. Usiadłam na łóżku i wybrałam numer w telefonie.
- Hej, tygrysico. - odebrał po trzecim sygnale. - Właśnie jestem w trakcie sprzątania i nie usłyszałem, że dzwonisz. Wybacz.
- Nic się nie stało. - odpowiedziałam, siląc się na wesoły ton. - Co słychać?
- Byłem wczoraj na randce.
- Co takiego? - szczęka opadła mi do podłogi. - Zgrywasz się.
- Nie zgrywam. - odpowiedział szczerze.
- Kim jest ta szczęściara?
- Poznałem ją kilka dni temu podczas biegania w parku.
- Proszę bardzo. - cmoknęłam z uznaniem. - Mój mały braciszek dorasta.
- Ej! - oburzył się. - Jestem tylko rok młodszy od ciebie.
- Dobra, dobra. - wywróciłam oczami. - Opowiadaj o niej.
- Jest wspaniała, ładna i słodka.
- Mam nadzieję, że nie jest bezmózgą laleczką? - spytałam już poważnie.
- Oczywiście, że nie! - zaprzeczył z zapałem. - Od czasu jej spotkania uważam, że inteligencja jest seksowna.
Zaśmiałam się głośno. Max zawsze potrafił poprawić mi humor.
- Lepiej opowiadaj, co u ciebie i Austina. Jak wam się żyje w Londynie? - zmienił temat.
- Wyjątkowo dobrze. - posmutniałam odrobinę.
Znowu wróciłam myslami do Malika.
- Co u Nialla i Melanie?
- Zaprosili mnie jutro na obiad.
- Fajnie. - ucieszył się. - Co więcej?
Zamilkłam. Zastanawiałam się, czy powiedzieć mu o Zaynie.
- Jessy? Jesteś tam? - zawołał do słuchawki.
- Tak, jestem. - bąknęłam.
- Co cię gryzie?
- Nic.
- Mnie nie oszukasz, nawet przez telefon. - oburzył się. - Mów natychmiast.
- Spotkałam się z Malikiem. - wyznałam na wdechu.
Na linii zapadła niepokojąca cisza. Trwała kilka sekund, ale dla mnie to była wieczność.
- Co takiego? - zapytał zadziwiająco spokojnie.
Opowiedziałam mu o warsztacie Zayna, jak tam trafiłam i o rozmowie, którą przeprowadziliśmy na osobności. Powiedziałam wszystko ze szczegółami.
- To wszystko, ale czeka mnie jeszcze odebranie samochodu. - westchnęłam zrezygnowana.
- Pewnie zadzwoni.
- Jasna cholera. - złapałam się za głowę, panikując. - Nie zostawiłam mu numeru.
- Niedobrze.
- Dzięki za słowa otuchy. - zironizowałam. - Muszę kończyć i doprowadzić się do porządku. Austin na mnie czeka.
- Ale zaraz... - zaczął. - Powiedziałaś, że Malik chciał usłyszeć od ciebie jakieś słowa, prawda?
- Tak.
- Jakie to są słowa?
- Nie wiem, Max. Nie mam pojęcia. Sama chciałabym je znać - jęknęłam i się rozłączyłam.
Przymknęłam oczy i zebrałam resztkę sił, żeby przetrwać dzisiejszy dzień. Przebrałam się w wygodniejsze ubrania, bo zamierzałam wyjść z mieszkania dopiero jutro rano. Przeszłam do kuchni, gdzie zastałam talerz z obiadem i małą kartkę.

"Wyszedłem do sklepu. Za chwilę wrócę. Kocham cię."

Uśmiechnęłam się pod nosem i wsunęłam kartkę do kieszeni spodni. Odgrzałam to, co mi przygotował i zjadłam. Po zmyciu naczyń usiadłam przed telewizorem, sadowiąc się wygodnie na kanapie. Skupiłam się na ciekawym filmie dokumentalnym, odwracając swoje myśli od tematu Malika.
- Raczyłaś się pojawić? - usłyszałam z korytarza. Austin stał w progu salonu z założonymi rękoma. - Zjadłaś obiad?
- Tak, dziękuję. - siliłam się na normalny ton.
Chłopak skinął głową i rozebrał się z kurtki. Zniknął na chwilę w kuchni, a kiedy dołączył do mnie nie odezwał się słowem.
- Austin... - zaczęłam cicho. - Odezwij się, proszę.
Spojrzał na mnie oczami pełnymi rozczarowania.
- Co mam powiedzieć? - westchnął, rozluźniając spięte ramiona. - Co chcesz usłyszeć?
Przysunęłam się bliżej niego, że aż stykaliśmy się ramionami. Kolana podciągnęłam pod brodę.
- Przepraszam za moje zachowanie. Ostatnio nie jestem sobą. Wybacz mi, ale nie czuję się najlepiej. Nie chciałam wyładowywać na tobie emocji.
- Zachowujesz się dziwnie odkąd byliśmy w warsztacie Malika. - rzucił chłodno.
- Dziwi cię to? - wytrzeszczyłam oczy.
- On jest twoim byłym, Jessy. Jesteś ze mną od roku, a od trzech lat nie miałaś z nim kontaktu, więc nie rozumiem w czym problem.
- To nie jest takie proste, Austin. - jęknęłam żałośnie.
To było proste, tylko to sobie utrudniałam.
- Nie? - zmrużył oczy.
Pokręciłam głową i spuściłam wzrok na splecione palce. Nie chciałam się z nim kłócić. Nie tego teraz potrzebowałam.
- Możemy o tym nie rozmawiać? - zapytałam cicho, prawie błagalnie. - Nie chcę wracać do przeszłości.
- W porządku. - zgodził się, nie patrząc na mnie. - Ale nie oczekuj, że będę tolerował twoje irracjonalne zachowanie spowodowane Zaynem.
- Jeśli chodzi o niego... Mam do ciebie prośbę.
- Jaką?
- Kiedy oddałam mu samochód do przeglądu, nie zostawiłam mu numeru, żeby mógł zadzwonić z informacja o odbiorze.
- Bałaś się? - prychnął.
- Co takiego? - zmarszczyłam czoło. - Oczywiście, że nie! Po prostu zapomniałam.
- Nie ma jego numeru. - wzruszył ramionami.
- Chciałam, żebyś tam pojechał i dowiedział się, kiedy będę mogła go odebrać.
- Dzisiaj?
- Mhm.
Podrapał się po czole i przeniósł na mnie karcące spojrzenie.
- Dobrze, zrobię to. - wymamrotał i podniósł się z kanapy.
- Dziękuję.
Posłałam mu przepraszający uśmiech, a on złożył pocałunek na moim czole i wyszedl.

***

- Podałem mu twój numer telefonu. Powiedział, że zadzwoni jak tylko skończy przegląd.
- Podałeś mu mój numer? - zmarszczyłam czoło. - Czemu nie twój?
- Bo to twój samochód? - zironizował.
- W porządku. - wywróciłam oczami i wróciłam do rozwiązywania krzyżówki.
Austin był w trakcie grania na Playstation, co pozwoliło mi na chwilę wytchnienia. Zazwyczaj męczył mnie, żebyśmy rozmawiali, albo oglądali durne teleturnieje. Często nie miałam z nim o czym rozmawiać. Lubiłam dyskutować o książkach, czy starych filmach, a on wolał cuda techniki. Najdłużej mogłam mówić o tańcu jako sztuce.
- Jesteś głodna? - zapytał i przygryzł wargę, bo własnie wyskoczył na niego mutant zombie.
- Nie. - mruknęłam, skubiąc ustami końcówkę długopisu.
- A chciałabyś zrobić mi kanapkę?
Westchnęłam i popatrzyłam na tył jego głowy. Siedział na podłodze plecami oparty o kanapę, dlatego nie widziałam jego twarzy.
- Nie możesz wstać i sam sobie zrobić? - poprawiłam się na kanapie.
Fuknął pod nosem i z niechęcią odłożył joystick, czy jak to się nazywało. Wychodząc do kuchni, posłał mi urażone spojrzenie. Znowu skupiłam się na krzyżówce, ale nie dane było mi pomyśleć nawet nad jednym hasłem.
Nagle Austin podbiegł, złapał mnie w pasie i przerzucił sobie przez ramię. Wymachiwałam rękami i nogami, ale to nic nie dało. Zaniósł mnie do swojego pokoju i położył na łóżku. Wczołgał się nade mnie i pocałował w nos.
- Coś nudny ten piątkowy wieczór. - mruknął.
- Mhm.
- Musimy to zmienić.
Pocałował mnie mocno, a ja złapałam go za kark, chcąc przysunąć nasze usta jak najbliżej. Przygryzłam jego wargę i zamruczałam seksownie. Dłonie Austina wędrowały po moim ciele, a po chwili pozbyły się bluzki. Postępowałam zgodnie z jego ruchami i po kilku minutach leżeliśmy nadzy, przykryci cienką kołdrą.
- Pora się zabawić, kochanie. - rzucił zadowolony.
Nie potrzebowałam większej zachęty, żeby móc zadowolić jego i siebie.
W takich chwilach zapominałam o wszystkim, co było złe. Co prawda, nie czułam tego tak jak kiedyś. Powodem mogło być złamane serce, które wiązało się również z takimi przeżyciami. Tracąc osobę, którą kochałam nad życie, traciłam wszelkie uciechy z tym związane. Musiałam zmienić myślenie i naprawdę starałam się to zrobić. Austin był kimś, kto był przy mnie od początku.
Zaczęło się od przyjaźni, ale nie byłam pewna na czym się skończy.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Nie dam rady dodawać rozdziału szybciej niż co tydzień, bo moja wena odrobinę osłabła, a do tego w szkole zaczął się zapierdol i pracowanie na dobre oceny (wiem, pracuje się na nie caaały rok xD ).

Mam nadzieję, że rozumiecie mój ból.

Kocham Was! xxx

P.S Czyli rozdział prawdopodobnie za tydzień :)

poniedziałek, 11 maja 2015

Rozdział 76 'Nowy początek'

Dobra, co mi szkodzi.
Dodaję nowy rozdział ze specjalną dedykacją dla wszystkich, którzy zdołali wytrwać ze mną do tego momentu i nie opuścili ze względu na denerwujący wątek z Katy.

Kocham Was caaałym serduszkiem!

Powinniście wiedzieć, że w tej części rozdziały mogą pojawiać się rzadziej niż do tej pory, bo muszę naprawdę myśleć nad tym, co piszę, żeby to wszystko miało sens. Poza tym moja wena troszeczkę ostatnio szwankuje, więc... :(

No nieważne! :)

Miłego czytania! xxx

------------------------------------------------------------------------------------------------------

3 LATA PÓŹNIEJ

*Jessy*

Zajmowaliśmy kanapę w moim nowym mieszkaniu w centrum Londynu. Przeprowadziliśmy się półtora roku temu, bo oboje dostaliśmy bardzo dobre oferty pracy własnie w tym mieście. Moja mama nie mogła przeżyć, że znowu będę  od niej tak daleko. Niestety  ja zaczęłam żyć pełnią życia i nic nie było w stanie mnie przekonać. No może jednak było...
Od trzech lat nie tańczyłam. Padłam ofiarą kontuzji kolana, która okazała się być decydująca dla mojej kariery instruktorki tańca. Musiałam odpuścić marzenia o sławie i zejść na ziemie. Z bólem serca opuszczałam moje maluchy i na szczęście szybko znalazłam inną pracę. Teraz byłam pełnoetatową opiekunką w najlepszym prywatnym przedszkolu w Londynie.
- Wiedziałam, że tak będzie. Mówiłam ci. - starałam się przekonać go do moich racji.
- Wcale nie. - gładził moje nogi, które przerzuciłam mu przez kolana. - Nikt nie mógł tego przewidzieć.
- Ale ja wiedziałam od początku, że coś się święci, a ty nie chciałeś mi uwierzyć.
- Dobra, nieważne. - westchnął zirytowany.
- Wygrałam? - pisnęłam, oczekując odpowiedzi.
Zastanowił się chwilę, spojrzał na mnie poważnym wzrokiem i odpowiedział:
- Tak.
Podskoczyłam ze szczęścia, a kanapa się zakołysała. To była głupota, ale uwielbiałam wygrywać przekomarzanki z Austinem.
- A teraz chodź tutaj. - przyciągnął mnie do siebie najbliżej jak się dało.
- Co teraz zamierzasz? - wyszeptałam, obserwując jego kuszące usta.
- Wydaje mi się, że dokładnie wiesz, co chcę zrobić. - puścił mi oczko i pochylił się.
Złączył nasze wargi w długim, słodkim pocałunku.
Czy coś mi się nie pomyliło? Nie. To był dokładnie ten Austin, który należał do mojej drużyny w bieganiu. Od roku byliśmy parą, co naprawdę nieźle nam wychodziło, pomimo wcześniejszego etapu przyjaźni. Co do "Tigers", to już dawno się rozeszliśmy. Każdy poszedł w swoją stronę, ale wciąż utrzymywaliśmy kontakt. Właśnie ostatnio imprezowaliśmy z okazji urodzin Max'a, co było tematem naszej dyskusji. Dosłownie wczoraj wróciliśmy z Kalifornii, bo niestety moi przyjaciele musieli tam zostać.
- Może wyjdziemy na miasto coś zjeść? - zaproponował, odsuwając swoją twarz na kilka centymetrów.
- Nie chcesz zostać w domu? - wydęłam wargi zawiedziona.
- Jest piękna pogoda, wiosna się zaczyna. - powiedział z zapałem. - Musimy to wykorzystać.
Podniósł się, zostawiając mnie na kanapie i wyszedł z salonu. Nasze mieszkanie miało dwa pokoje, salon, kuchnie i łazienkę. Utrzymywaliśmy je razem, co było świetnym rozwiązaniem, bo sama nie dałabym rady wszystkiego opłacić. Przeprowadziłam się z nim jako z przyjacielem, ale wyszło jak wyszło.
- Idź ubrać w coś cieplejszego! - krzyknął z łazienki.
- Mówiłeś, ze jest ciepło! - odkrzyknęłam. - I nie rób za moją mamę!
- Nie dyskutuj! To dopiero koniec marca, Jessy! Pogoda płata figle!
Przewróciłam oczami i poczłapałam do pokoju, który zajmowałam. Swoje rzeczy każdy rozlokował w innym pokoju, ale spaliśmy razem. Raz w jednym pokoju, raz w drugim. Naciągnęłam czarne rurki, przylegającą koszulkę na grubych ramiączkach, gruby czarno-biały sweter, a na to skórzaną kurtkę. W korytarzu znalazłam moje ulubione sportowe buty za kostkę.
- Gotowa. - oznajmiłam, gdy tylko przekroczył próg łazienki.
Austin założył na bluzę swoją kurtę, włożył buty i wyszliśmy. Kiedy zakluczyłam drzwi, chłopak złapał mnie za rękę. Ustaliliśmy trasę spaceru i co będziemy robić. Idąc równym, wolnym krokiem cieszyliśmy się sobą i piękną pogodą.

***

- Wiesz... - zaczął Austin. - Ostatnio tak się zastanawiałem i stwierdziłem, że nie do końca mi powiedziałaś dlaczego rozeszliście się z Zaynem.
- Musisz dokładnie wiedzieć? - bąknęłam, dłubiąc widelcem w spaghetti.
Postanowiliśmy zjeść obiad w jednej z małych, przytulnych restauracji.
- Nie lubię tego wspominać, to był dla mnie ciężki okres. - dodałam, pochmurniejąc.
- Przepraszam, nie chciałem popsuć ci humoru.
- Cóż, ale to zrobiłeś. - prychnęłam, odsuwając od siebie talerz. - Dziękuję.
- Nie zjesz więcej? - zdziwił się faktem, że na moim talerzu została połowa dania.
Miałam wielką ochotę na makaron z sosem, ale jak tylko wspomniał o niewygodnym dla mnie temacie, nie mogłam więcej przełknąć. Wzruszyłam ramionami w odpowiedzi i wyjrzałam przez okno, przy którym stał nasz stolik. Słonce świeciło niezwykle mocno jak na koniec marca.
- Co chcesz teraz robić? - zmienił temat.
Wróciłam na niego wzrokiem. Własnie kończył swojego kurczaka z gotowanymi warzywami i ryżem. Odżywiał się zdrowo, bo był w trakcie budowania sylwetki. Pracował jako instruktor wspinaczki skałkowej.
- Możemy po prostu powoli wrócić do domu? - zapytałam cicho i przygryzłam wargę.
- Jasne, co tylko chcesz.
Obdarzył mnie uśmiechem, którego niestety nie mogłam odwzajemnić. Nawet po takim czasie potrafiłam temat Malika wpływał na mnie negatywnie. Czy to miało się kiedyś skończyć? Często nachodził mnie w snach. Już od trzech lat nie mogłam wyrzucić go z głowy. Gdzieś głęboko ukrywałam pragnienie, żeby dowiedzieć się, co teraz robi, czym się zajmuje i jak ułożył sobie życie. Na samą myśl o tym , jak to wszystko mogło potoczyć się inaczej, zakuło mnie serce.
- Wszystko w porządku? - zmartwił się moją zbolałą miną. - Nie wyglądasz najlepiej.
Objął mnie w pasie i wyprowadził na zewnątrz, zostawiając pieniądze na stoliku.
- W porządku. - odchrząknęłam. - To pewnie przez ciśnienie na zewnątrz.
Nastąpiła pełna napięcia cisza.
- To przeze mnie, prawda? - odezwał się w końcu.
Wzięłam głęboki oddech, ale nie odpowiedziałam. Nie chciałam kłamać, ale też nie chciałam ranić go prawdą. Wolałam zatrzymać pewne rzeczy dla siebie. Jako, że wcześniej byliśmy przyjaciółmi, Austin znał mnie lepiej niż ktokolwiek inny, ale nie potrafiłam stworzyć z nim takiej relacji, jaka łączyła mnie z poprzednim chłopakiem. Bez słowa splotłam nasze palce i przypomniałam sobie o pewnej sprawie. Miałam zadzwonić do warsztatu samochodowego i zapytać o cenę ogólnego przeglądu mojego auta. Z racji, ze zauważyłam szyld oznajmiający że jesteśmy zaledwie kilka metrów od jakiegoś warsztatu, postanowiłam tam pójść i zapytać osobiście.
- Co ty robisz? - zapytał zdziwiony moim zachowaniem. - Gdzie ty mnie ciągniesz?
- Oj, zamknij się. - rzuciłam ze śmiechem.
Dał mi kuksańca w bok i zrównał ze mną krok. Po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu. Warsztat wyglądał na nowy i niedawno otwarty. Nie kojarzyłam, żeby był tutaj wcześniej.
- Dzień dobry. - przywitał nas młody chudzielec o czarnych włosach i bladej skórze. Miał ogromny uśmiech na twarzy. - Jestem Matt. W czym mogę pomóc?
- Dzień dobry. - puściłam rękę Austina i podeszłam do lady. - Interesuje mnie cena przeglądu samochodu.
- Hmm... - zamyślił się, przeszukując jakieś papiery, po czym wskazał mi tabelkę z ceną za usługę.
- Naprawdę tylko tyle? - wytrzeszczyłam oczy. - W ostatnim warsztacie płaciłam dwa razy więcej.
- Nasz szef postanowił grać uczciwie i oferuje takie ceny, jakie powinny być w rzeczywistości.
- Jak na tym wychodzicie? - zagadnął Austin tuż zza moich pleców. - Nie jesteście na skraju bankructwa czy coś?
- O dziwo nie. - zaśmiał się chłopak. - Działamy od roku i mamy całkiem niezły zysk. Szef jest naprawdę zadowolony i planuje rozbudować interes.
- W takim razie, miło mi będzie skorzystać z waszych usług. Kiedy mogę przyprowadzić moje auto?
Czarnowłosy chłopak był młodszy od mnie o jakieś dwa, może trzy lata. Zachowywał się bardzo profesjonalnie jak na młodego mężczyznę. Przekartkował kalendarz wypełniony zleceniami, zatrzymując się na prawie czystej stronie.
- Niestety dopiero za dwa miesiące mamy pierwszy wolny termin. - zrobił skruszoną minę. - Przykro mi jeśli potrzebuje pani zrobić to wcześniej, ale nie damy rady.
- Naprawdę nie ma innego możliwego terminu? - w moim głosie słyszalne było błaganie. - Bardzo zależy mi na tym przeglądzie. Powinnam go zrobić już dawno, ale nie miałam czasu.
- Myślę, że o tym musi pani  porozmawiać z szefem. Ja tylko obsługuję, nie mam tutaj nic do gadania. - wzruszył beztrosko ramionami i zamknął głośno gruby kalendarz.
Przygryzłam wargę i pomyślałam przez chwilę. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, które wyglądało na urządzane przez faceta. Wszystko do siebie pasowało, ale panował minimalizm. Kątem oka dostrzegłam znudzonego Austina.
- Czy szef jest teraz dostępny? - zapytałam z nadzieją, wpatrując się w oczy Matta.
- Tak. Zaprowadzę panią.
Wyszedł zza lady i przeszedł przez futrynę bez drzwi, która prowadziła do innych pomieszczeń w budynku. Grzecznie ruszyłam za nim.
- Idę z tobą. - Austin zerwał się z miejsca, dołączając do mnie w holu.
Podziękowałam mu śmiechem, a potem skupiłam się, żeby nie zgubić mojego przewodnika, który poruszał się naprawdę szybko. zatrzymał się dopiero przed masywnymi, ciemnobrązowymi drzwiami z napisem "Kierownik" i odwrócił się do mnie przodem.
- Teraz zajrzę do środka, czy aby szef jest wolny i dam pani znać. - puścił mi oczko, a ja się zawstydziłam.
No co? Nie codziennie nieznajomi puszczali do mnie oczko. Kiedy spojrzałam na chwilę na mojego chłopaka, miał grymas na twarzy mówiący "serio?". Wzruszyłam ramionami i czekałam. Matt połową ciała był z nami a drugą połową zanurzył się w gabinecie swojego pracodawcy. Zamyśliłam się nad tym, co zrobię na kolację i nie zauważyłam, ze młody chłopak już skończył gadać i patrzy na mnie z dziwnym wyrazem twarzy.
- I co? - ocknęłam się. - Da radę coś załatwić?
- Szef zaprasza do biura. - Matt odstąpił mi drogę, a ja niepewnie pchnęłam drzwi. Czułam obecność Austina tuż za plecami.
- Dzień dobry. - powiedziałam do mężczyzny pochylonego nad sterta papierów.
- Witam, proszę usiąść. - odpowiedział zachrypniętym głosem, przewracając kartki jedna po drugiej. - Muszę coś znaleźć i potem się panią zajmę.
Nie mogłam zobaczyć jego twarzy ze względu na jego postawę. Wygładziłam sweterek i zajęłam miejsce. Austin usiadł na krześle pod ścianą po mojej prawej, uważnie przyglądając się sytuacji. Odruchowo poprawiłam włosy, sprawdzając czy mój kucyk się nie popsuł. Mężczyzna odchrząknął i uniósł głowę, a ja zamarłam w szoku.
- Zayn? - wyszeptałam ledwo słyszalnie.
Twarz mulata pokrywał ciemny zarost, który dodawał mu lat. Miał na sobie czarny garnitur, a włosy, które miał o wiele dłuższe niż wcześniej, schludnie zaczesane do tyłu.
- Zayn! Kopę lat! - wtrącił się ucieszony Austin, zrywając się z siedzenia. - Gdzie ty się podziewałeś przez tyle czasu?
- Cześć, Austin. - odpowiedział.
Malik wstał, podszedł bliżej i uścisnął rękę mojego obecnego chłopaka. Fakt, że spotkali się akurat teraz widocznie nie przeszkadzał Austinowi. Przez chwilę siedziałam oszołomiona, z otwartą buzią wpatrując się w dwóch facetów. Jeden był bardzo profesjonalny i poważny, a drugi miał wielki uśmiech na ustach i ręce upchane w kieszeniach spodni. Stali, więc poszłam w ich ślady.
- Witaj, Jessy. - przywitał się ze mną, wyciągając rękę.
Zawahałam się, ale postanowiłam zachowywać się tak samo profesjonalnie jak on. Przecież przyszłam tu w interesach, a nie na pogawędkę. Poza tym, to co było między nami skończyło się dawno temu. Czemu miałabym rozdrapywać stare rany?
- Witaj, Zayn. - skinęłam głowa.
- Opowiadaj, co u ciebie? - Austin odwrócił uwagę mulata na siebie, za co byłam mu naprawdę wdzięczna.
- Przepraszam, ale jestem w pracy. - wywinął się i ponownie wszedł za biurko. - Co was do mnie sprowadza?
Wskazał ręką krzesło, dając mi do zrozumienia żebym usiadła. Zrobiłam to z gracją. Zauważyłam też, że unikał dłuższego kontaktu wzrokowego ze mną.
- Chciałam oddać auto do przeglądu, ale twój pracownik powiedział, że nie macie wolnych terminów szybciej niż za dwa miesiące, a mi naprawdę się spieszy.
Zayn przytaknął, nic nie mówiąc. Sprawdził swój kalendarz i wrócił na mnie wzrokiem.
- Przyprowadź go za dwa dni.
- W ten piątek? Ale przecież... - zaczęłam zdezorientowana, szukając wzrokiem Austina.
Tamten tylko wzruszył ramionami i ponownie zajął się oglądaniem materiału swoich spodni, co musiało być niesamowicie ciekawe. Wyczuliście sarkazm?
- Zajmę się nim osobiście, skoro to takie pilne. - przerwał mi. - W porządku?
- Tak. - odpowiedziałam niepewnie. - Naprawdę nie ma problemu?
- Nie, przecież się zgodziłem.
Był tak poważny i biznesowy, że aż poczułam ciarki na plecach. Gdzie się podział ten wesoły, beztroski, zbuntowany chłopak, z którym kiedyś byłam? Och, nieważne.
- Dobrze. - odchrząknęłam, ganiąc się mentalnie za własne myśli. Już dawno skreśliłam go z mojego życia i nie mogłam do tego wracać. - Przyprowadzę samochód w piątek.
Mulat wstał, oczekując na mój ruch, więc również się podniosłam. Podeszliśmy do drzwi, a mój chłopak dołączył do nas po minucie zagapienia.
- Wszystko ustalone? - zapytał, splatając nasze palce. - Chyba przegapiłem kawałek rozmowy. - zaśmiał się nerwowo.
Malik spojrzał w dół na nasze dłonie i zacisnął mocno szczękę, co dało się zauważyć na pierwszy rzut oka.
- Jesteście razem? - zapytał bez ceregieli.
- Tak. - odpowiedział Austin, nie przestając się uśmiechać. Czasem miałam tego dość.
- Gratuluję. - rzucił, otwierając nam drzwi. - Wybaczcie, ale naprawdę muszę wracać do pracy.
Popatrzyłam na niego odrobinę za długo, co zauważył, więc zmieszana odwróciłam szybko wzrok.
- Idziemy, kochanie? - odezwał się mój chłopak.
W tej chwili miałam ochotę go uderzyć. Nie wybrał najlepszego momentu na okazywanie uczuć. Byłam świadoma faktu, że Zayn cierpi, widząc mnie z innym mężczyzną. Albo... Może jednak nie? Może wyrzucił mnie ze swojego serca na zawsze? Może zaczął żyć na nowo, jak ja i teraz jest w trakcie układania sobie nowej, mniej wyboistej drogi? Chciałabym znać odpowiedź na te pytania, ale niestety to już nie było częścią mojego życia. Malik odprowadził nas pod same drzwi główne.
- Jeszcze skocze do łazienki. - wymamrotał Austin i potruchtał w głąb budynku.
Pokręciłam litościwie głową i z zamiarem zaczekania na niego na zewnątrz, chwyciłam za klamkę. Mulat zrobił to samo, prawie dotykając mojej dłoni. Popatrzyłam na niego zdezorientowana. Miała wrażenie, że wyprzystojniał, co w jego przypadku było chyba niemożliwe. Serce kuło mnie, kiedy znajdowałam się tak blisko niego. Może dlatego, że on to serce posiadał w całości i należało do niego już na zawsze. Co z tego, że minęły trzy lata? Był tego świadomy? Nie wiedziałam i być może miałam nigdy się nie dowiedzieć...
- Do piątku. - powtórzył, a ja poczułam aż w najdalszym zakątku mojego organizmu, że te dwa słowa zawierały w sobie obietnicę i coś, czego nie umiałam nazwać...
Coś jak ciemny sekret.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Kolejny rozdział za tydzień :)

piątek, 8 maja 2015

Rozdział 75

WAŻNA NOTKA POD ROZDZIAŁEM!!

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

*Zayn*

Oniemiały wracałem do chłopaków. Nie wierzyłem, że Jessy się ze mną skontaktowała tylko po to, żebym kupił jej wino. Zgodziłem się z głupoty. Gdzieś podświadomie bardzo chciałem ją zobaczyć. Miała prawo być na mnie wściekła, ale nie sądziłem, że potraktuje mnie jak ostatniego chuja. Nie spodziewałem się, że jest zdolna do tak śmiałego zachowania, ale byłem świadomy tego, że pomógł jej alkohol. Nie chciałem też, żeby tak wyglądało nasze spotkanie po rozstaniu. Ona była pijana, a ja schowałem się za pancerzem sukinsyna.
Tylko mi pogratulować.
- Gdzie się podziewałeś? - Josh dopadł mnie jak tylko wszedłem do mieszkania Steve'a.
Zdjąłem buty i przeszedłem do kuchni po coś do picia. Strasznie zaschło mi w gardle.
- Musiałem wpaść do Katy. - skłamałem.
Wiedziałem, że jeśli powiem mu prawdę, będzie drążył temat. Nie miałem ochoty na kolejne kazania, których musiałem wysłuchiwać dość często. Chłopakom nie podobało się to, w jaki sposób zostawiłem Jessy. Sam nie rozumiałem siebie do końca...
- Ona cię wykończy. - zaśmiał się. - Wspomnisz moje słowa, stary. Ty się dobrze zastanów nad jutrzejszym ślubem.
- Już postanowione, Josh. - westchnąłem. - Przestańcie mi tego odradzać. Zamęczacie mnie od tygodnia. Zmówiliście się, czy jak?
- Po prostu wiedz, że naszym zdaniem Katy nie dorasta Jessy do pięt. Sam się o tym przekonasz i to niebawem.
- Możemy skończyć ten temat? - spiąłem się. Odstawiłem pustą szklankę po wodzie na blat. - Nie mam ochoty rozmawiać o mojej przeszłości.
- Jakiej przeszłości? - zironizował Josh. - To było zaledwie kilka tygodniu temu. Te kilka tygodni wstecz byłeś naprawdę szczęśliwy. Nie mam pojęcia, co ci odbiło, że ją zostawiłeś.
Odwróciłem wzrok i zacisnąłem mocno szczękę. Trafił w samo sedno, jednak nikt nie mógł zmusić mnie do przyznania się do błędu, jaki zrobiłem rozstając się z Jessy. Moje serce przekonało się o tym najbardziej boleśnie.
- Dobrze, nie będę cię męczył. Jesteś dorosły. - wzruszył ramionami i wyciągnął sześciopak piwa z lodówki. - Chodźmy do chłopaków. Pewnie się niecierpliwią.
Postanowiłem zapomnieć o wszystkim i dobrze się bawić. Musiałem wykorzystać ostatnie godziny wolności, jakie mi pozostały.

***

*Jessy*

Wybiła północ.
Melanie dołączyła do Nialla w sypialni, a ja zajęłam łóżko w moim starym pokoju. Nawet nie miałam ochoty odbyć wieczornej toalety. Położyłam się na łóżku w pełnym ubraniu i przytuliłam się do poduszki. Alkohol wyparował, pozwalając depresji opanować mój umysł.
Tak dobrze się bawiłam przez te kilka godzin...
Przez chwilę nie myślałam o niczym, co powiększyłoby dziurę w moim zbolałym sercu. Chciałam zapomnieć o przeszłości i zacząć patrzeć z nadzieją w przyszłość, ale wtedy pojawiło się wino i naszła mnie ochota na zobaczenie Zayna. Tak, to był mój głupi pomysł. Podjudzona alkoholem i chęcią przekonania się, że może jednak jest mi obojętny, zrobiłam sobie krzywdę. Nie był mi obojętny i prawdopodobnie nigdy już nie będzie. Kiedy otworzyłam drzwi i znowu ujrzałam jego przystojną twarz, opadłam z jakiejkolwiek bojowości. Udawałam sukę, żeby nie dać się zranić kolejny raz. Odjechał, a ja zostałam z rozerwanym i krwawiącym sercem. Teraz dzieliłam się łzami z poduszką. Dałam upust emocjom, które codziennie rozwalały mnie od środka. Wyżerały mnie w boleśnie powolny sposób. Nie chciałam tego, ale nie miałam innego wyboru. Albo dam się pożreć, albo wezmę się w garść. Nie było innej opcji. Niestety słowa były tą łatwiejszą częścią...
- Śpisz? - szept Niall wytrącił mnie z zamyślenia.
- Co ty tu robisz? - dźwignęłam się do siadu.
Ciemność pomogła ukryć moje łzy, które starłam z policzków szybkim ruchem ręki. Dopiero wtedy mogłam zapalić lampkę nocną, dzięki czemu zobaczyłam twarz brata.
- Miałem dziwne przeczucie, żeby tu przyjść i sprawdzić jak się czujesz.
- Jest w porządku. - odpowiedziałam niepewnie. - Jak Melanie?
- Śpi jak suseł. - uśmiechnął się.
Odwzajemniłam gest, strzepując nieistniejące okruszki z kołdry.
- Przecież widzę, że coś jest nie tak. - dodał ze smutkiem w głosie.
Nie skomentowałam tego. Blondyn przysiadł na brzegu łózka i czekał.
- Powiesz coś? - drążył.
- Niall ja... To wszystko jest zbyt skomplikowane. - jęknęłam.
- Chodzi o Zayna, prawda? Pokłóciliście się?
- Nie, Niall. Tu nie chodzi o kłótnie. - potrząsnęłam głową, co sprawiło że włosy opadły mi na twarz.
Chociaż w ten sposób mogłam ukryć mój smutek.
- Więc o co? - dopytywał.
Wiedziałam, że nie odejdzie póki nie powiem, co mnie dręczy.
- Nie jesteśmy już razem. - wyznałam cicho. - Właściwie już od jakiegoś miesiąca.
- Dlatego nie był na naszym ślubie?
- Własnie wtedy definitywnie zerwaliśmy.
Nie chciałam zdradzać mu szczegółów, bo wywołałabym w nim chęć zabicia Malika. Niall taki był. Reagował bardzo gwałtownie.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - przysunął się bliżej i objął mnie ramieniem.
- Bałam się twojej reakcji.
- To był twój związek, ja nie miałem prawa się wtrącać. Wiem, że nie najlepiej poradziłem sobie z wieścią, że znowu jesteście razem, ale chciałem twojego szczęścia.
- Też go chciałam. - zaszlochałam.
Tylko nie to. Nie chciałam znowu płakać. Miałam dość.
- Widocznie to nie był właściwy facet. - bardzo starał się mnie pocieszysz. - On był tylko odskocznią.
- Ja go kocham, Niall.
- Wiem.
- Nie potrafię ruszyć do przodu, rozumiesz? - rozgorączkowałam się. - Chcę, ale nie mogę. On wziął moją duszę i serce, a potem to wszystko poszło się jeb... Znaczy wyparowało. Nagle mój świat się zawalił, zostawiając mnie z niczym. Nie umiem o nim zapomnieć. Nawet nie wiem, czy chcę o nim zapomnieć.
- Nie jesteście już razem, więc...
- Już zawsze będę go kochać. - przerwałam mu. - Jeśli nagle przestałabym go kochać, to znaczyłoby, że wcale go nie kochałam.
- Może nie kochałaś.
- On był i jest dla mnie najważniejszy. Nieważne, co się stanie, będę o nim myślała. Skazałam się na porażkę, wiążąc się z nim. To było nieuniknione, ale sądziłam że nie nadejdzie tak szybko.
- Może po prostu musisz wybaczyć sobie samej, dopiero potem jemu. Może właśnie tego potrzebujesz, żeby zacząć życie bez niego.
- Chciałabym, żeby to było tak proste. - załkałam.
- Wiesz, że masz we mnie wsparcie, prawda? - zapytał, unosząc mój podbródek, chcąc spojrzeć mi w oczy. - Reaguję gwałtownie i jestem jaki jestem, ale nigdy cię nie zostawię. Pamiętaj o tym, dobrze?
- Dziękuję, Niall. - mocno go przytuliłam. - Oboje jesteście najwspanialszymi osobami jakie mogłam mieć w moim żałosnym życiu.
- Nie mów tak. - skarcił mnie. - Jeszcze będziesz naprawdę szczęśliwa i będziemy się z tego śmiali.
Skinęłam lekko głową i wypuściłam brata z objęć. Podszedł do drzwi, ale zanim opuścił mój pokój, podarował mi spojrzenie typu "zasługujesz na dużo więcej niż otrzymałaś do tej pory, a ja postaram się, żeby tak było".
Czy miał rację?

*****

*Jessy*

W niedzielny poranek obudziłam się ze świadomością, że mój były chłopak bierze ślub. Cudownie, prawda? Z od początku popsutym humorem zwlokłam się z łóżka i doczłapałam leniwym krokiem do łazienki, która okazała się być zajęta. Przeklęłam pod nosem i wróciłam do siebie. Usiadłam przy biurku, przetarłam oczy i wzięłam długopis między palce. Początkowo bawiłam się nim bez większego celu, ale pod wpływem weny postanowiłam wylać swoje myśli i uczucia na papier.  Po około piętnastu minutach zatracenia w innej rzeczywistości, mogłam podziwiać moje dzieło. Złożyłam kartkę starannie i włożyłam do białej koperty, którą odłożyłam na półkę z książkami. Wiedziona instynktem, znowu spróbowałam dostać się do łazienki, co tym razem zakończyło się powodzeniem.
Schodząc na dół, całkowicie wyzbyłam się myśli o "liście", który zdążyłam naskrobać. Nie przypuszczałam, że jeszcze kiedyś do niego zajrzę. Nie chciałam tego robić.
- Cześć i czołem. - rzuciłam niemrawo w kierunku parzącej kawę przyjaciółki.
- Wyhamuj swój entuzjazm, koleżanko. - zironizowała, dobrze się bawiąc podczas dokuczania mi. - Wyspana?
- Niekoniecznie.
Podrapałam się po głowie i usiadłam przy stole.
- Co spowodowało twój jakże imprezowy nastrój? - zmarszczyła brwi, nalewając kawy do trzech kubków.
- Dzisiaj jest TEN dzień. - przypomniałam niechętnie.
- Och. - zmieszała się. - Przepraszam, nie powinnam była pytać.
- W porządku. - wzruszyłam ramionami obojętnie. - Mojego serca nie da się już bardziej dobić.
- Gdybym tylko mogła coś zrobić. - jęknęła przygnębiona.
- Poradzę sobie, Mel. Jak zawsze. Jestem z tych, którzy zawsze dają radę.
- Tak, wiem. - uśmiechnęła się słabo. - Dlatego jesteś moją przyjaciółką.
- Ból przemija, zostawiając po sobie wieczne blizny, ale do tego zdążyłam przywyknąć.
Ruda zacisnęła wargi, starając się ukryć chęć płaczu. Doprowadzał ją do ostateczności mój stan psychiczny, który naprawdę był w kiepskiej formie. Niestety nie mogłam nic na to poradzić. Musiałam zacząć  z tym żyć.
- Masz moje wsparcie, cokolwiek zrobisz. - powiedziała zanim wyszła z kuchni, zabierając trzeci kubek.
Zamyśliłam się, popijając napój przygotowany przez Melanie. Nie chciałam przez cały dzień siedzieć w domu i dołować się faktem, że Zayn układa sobie szczęśliwe życie. Będąc samolubną, chciałam żeby choć przez chwilę cierpiał tak samo jak ja.

***

*Zayn*

Stałem przed lustrem w łazience i poprawiałem krawat. Chciałem wypaść jak najlepiej, mimo że nie czułem tego co powinienem. Niby to miał być mój najważniejszy dzień w życiu, ale czułem się jakbym szedł na ogłoszenie wyroku skazującego na śmierć. Dlaczego tak do tego podchodziłem? Być może dlatego, że miałem wziąć za żonę niewłaściwą osobę. Wszystko się poplątało, a jak nie umiałem z tego wybrnąć.
- Gotowy? - Steve oparł się o framugę z małym uśmiechem na ustach.
Wziąłem głęboki oddech i przyjrzałem się sobie ostatni raz.
- Tak. - przeniosłem wzrok na przyjaciela. - A ty, mój drużbo?
- Robię to tylko i wyłącznie dla ciebie. - wzruszył ramionami. - Nie dla niej.
Zacisnąłem pięści, puszczając je wzdłuż ciała. Miałem ochotę przywalić w twarz i sobie i jemu.
- Dlaczego mi to robicie, co? - westchnąłem zrezygnowany.
- Nie rozumiem.
- Dobrze wiesz, co mam na myśli. Ty i Josh oraz reszta chłopaków uwzięliście się na mnie i nie chcecie przestać. Wczoraj dostałem burę od Josha, a dzisiaj od ciebie. - oparłem ramiona na umywalce i zwiesiłem głowę.
- Przecież nic nie powiedziałem.
- Wyduś to z siebie. - prychnąłem, szczerze zmęczony całym hałasem. - Wiem, że chcesz coś powiedzieć, ale się powstrzymujesz. Znam cię zbyt dobrze.
- Dobra. - nabrał powietrze w płuca. - Kiedy spytałem, czy jesteś gotowy, miałem na myśli twoje życie. Nie mam zamiaru cię pouczać, bo jesteś dorosłym człowiekiem, a ja jako twój przyjaciel powinienem cię wspierać. Chcę tylko, żebyś był świadomy, że tego nie odwrócisz. Zwiążesz się węzłami, które spowodują, że staniesz się innym człowiekiem. Będziesz musiał się nim stać. Zrobisz to przez swoje obawy. Nawet nie potrafiłeś zaczekać, aż będziesz miał możliwość zrobienia testów na ojcostwo. Po urodzeniu dziecka podjąłbyś właściwą decyzję.
- Już ją podjąłem i muszę ponieść za to odpowiedzialność. - syknąłem. - Nie chcę słuchać waszych głupich rad.
- Może gdybyś pomyślał za wcześniej, mógłbyś uratować związek Jessy.
- Słucham?
-Po tym wszystkim, co jej zrobiłeś nawet nie masz szans, żeby ci wybaczyła. Odetnie się od tego, co ją rani, czyli od ciebie. Ucieknie dokładnie tak samo, jak ty uciekłeś przed nią. Nie licz, że kiedykolwiek będziesz mógł z nią normalnie porozmawiać.
- Zamknij się do cholery!
Prawda uderzyła we mnie z siłą miliona ton. Steve powiedział to, do czego nie miałem odwagi przyznać się przed samym sobą. Zrujnowałem swoje życie, ale mimo tego dalej brnąłem w to bagno.
- Rób co chcesz, Zayn. To twoje życie i to ty wybierasz sposób w jaki je sobie zniszczysz.
Mój stary przyjaciel opuścił pomieszczenie, a ja poczułem się straszliwie samotny.
Czy już do końca życia miałem się tak czuć?

***

*Jessy*

Ubrałam się w najładniejszą sukienkę jaką znalazłam w szafie, umalowałam się bardziej profesjonalnie niż dotychczas i upięłam włosy, aby pasowały do całości. Kilku kosmykom pozwoliłam opaść delikatnie wokół mojej twarzy, co dawało niesamowity efekt. Po założeniu szpilek stanęłam przed łazienkowym lustrem.
Podjęłam decyzję.
Skorzystałam z okazji, ze Melanie i Niall pojechali na zakupy do odległego o pół godziny centrum handlowego i wyszłam z domu. Nogi same poniosły mnie w odpowiednim kierunku. Mimo, że czekał mnie długi spacer, nie zniechęciło mnie to. Co jakiś czas upewniałam się, że w mojej małej torebce ciągle znajduje się to, co zabrałam z domu. Bez tego moja wyprawa byłaby bez sensu. Przemyślałam to i owo i postanowiłam.
Nie było odwrotu.

***

Dotarłam na miejsce w chwili, kiedy zjawiła się przyszłe małżeństwo.
Tak, dobrze myślicie.
Przyszłam pod urząd, w którym mieli poślubić się Zayn i Katy. Szalone? Być może.
Stanęłam w bezpiecznej odległości, nie chcąc żeby którykolwiek z gości mnie zauważył, a tym bardziej rozpoznał. Zayn wysiadł ze swojego pięknego samochodu i podszedł do drzwi pasażera, z których wydobył swoją przyszłą żonę. Katy miała duży brzuch jak na piąty miesiąc ciąży. Chciałam poczekać do końca uroczystości i dopiero wtedy wręczyć mu mój podarunek. Co to było?
To była kartka, którą zapisałam dzisiaj rano. W większości treść dotyczyła Malika, więc uznałam to za dobry pomysł. Chciałam, żeby wiedział jak się czuję, kiedy nie ma go obok. Może chociaż tak miałam szanse poruszyć jego sumienie. Z racji, że wszyscy już weszli do budynku, podeszłam bliżej. Nie powinnam była podsłuchiwać. W ogóle nie powinno mnie tu być, ale co z tego? Między mną a Malikiem wszystko było stracone. Nie liczyłam na nic. Musiałby wydarzyć się cud.
Cierpliwie czekałam na rozwój wypadków.

***

*Zayn*

Stanęliśmy przed urzędnikiem, żeby zgodnie zalegalizować nasz związek  małżeński. Czy byłem podekscytowany?
Nie.
Mogłem powiedzieć to szczerze. Nie robiłem tego z miłości, ale z troski o drugą osobę. Ironia losu, co?
- Jesteście gotowi? - zapytał mężczyzna w podeszłym wieku ubrany w czarny garnitur.
Skinąłem twierdząco głową, a Katy posłała mu podekscytowany uśmiech. Na chwilę odwróciłem od niej wzrok, po czym poczułem, że dziewczyna osuwa się na ziemię. Szybko zareagowałem i w porę ją złapałem.
- Katy? Słyszysz mnie? - zapytałem przerażony.
Podbiegła do nas mama dziewczyny i zaczęła wachlować jej twarz.
- Wszystko w porządku, kochanie? - zapytała z troska, kiedy posadziłem ją na podstawionym krześle.
- Tak, mamo. - westchnęła, odzyskując świadomość. - To tylko mało istotne zasłabnięcie.
- Mówiłam ci, żebyś się nie przemęczała. - zrugała ją. - Tym bardziej, że to już prawie siódmy.
Na początku nie zwróciłem uwagi na słowa kobiety, ale potem...
- Co takiego? - uniosłem brwi, patrząc na moją narzeczoną wyczekująco. - Siódmy?
- Mamo! - zdenerwowała się, ciskając w kobietę piorunującym wzrokiem.
- Nie powiedziałaś mu, który to miesiąc?
Jej matka nie była świadoma, że uratowała mi życie. Miałem ochotę ją wycałować.
- Przestań gadać! - Katy krzyknęła i złapała się za głowę. - Wszystko zepsułaś!
Zrobiłem kilka kroków do tyłu i wszystko na spokojnie przeanalizowałem.
- To nie jest moje dziecko. - wydusiłem, dławiąc się ulgą. - To nie ja jestem ojcem.
Nie mogłem uwierzyć w szczęście, jakie spotkało mnie w tak okropnie zapowiadającym się dniu. Miałem ochotę skakać i śpiewać z radości.
- Zayn, to nie tak... - zaczęła Katy, ale nie chciałem jej słuchać.
- Nasłuchałem się ciebie wystarczająco długo. - warknąłem na nią. - Idź nabrać sobie kogoś innego. Odchodzę i nie chcę mieć z tobą kontaktu. Wynoś się z mojego mieszkania i nigdy więcej nie pokazuj mi się na oczy.
Mama dziewczyny zbierała szczękę z podłogi. Nie była świadoma, że jej kochana córeczka okłamywała mnie przez cały ten czas, twierdząc że jest w piątym miesiącu ciąży. Skoro jest w szósty, to nie mogłem być ojcem. Zaszła w ciążę miesiąc przed moim powrotem z Kalifornii.
- Jesteśmy dla siebie stworzeni, Zayn! Nie uciekniesz przed przeznaczeniem! - krzyczała, kiedy ja wychodziłem na zewnątrz.
- Przez ciebie odrzuciłem moje przeznaczenie. - rzuciłem przez ramię.
Wreszcie poczułem się wolny.

*Jessy*

Słyszałam zamieszanie, ale nie wiedziałam co się stało. W panice czekałam, aż oboje wyjdą z budynku i wtedy miałam wręczyć Malikowi kopertę z listem. Trzęsły mi się ręce, a nogi drżały z przerażenia. Odwaga z którą tutaj szłam nagle gdzieś wyparowała. Pierwszego zobaczyłam uśmiechniętego Steve'a.
- Jessy? - zamurowało go na mój widok. - Co ty tutaj robisz?
- Ja... Czekam.
Byłam zaskoczona jego obecnością w takim stopniu, jak on moją.
- Na Zayna?
Tak słabo się znaliśmy, a tak łatwo mnie rozczytał. Aż tak śmierdziało ode mnie desperacją?
- Co tam się stało? - zapytałam  z ciekawości.
- Wszystko się wyjaśniło. - rzucił rozbawiony. - Przepraszam, ale muszę już iść.
Wyminął mnie, zostawiając bez konkretnych informacji.
- Ale... - wzrokiem odprowadziłam jego sylwetkę do auta, którym po chwili odjechał.
Zacisnęłam mocno powieki i odetchnęłam, że uspokoić skołatane serce. Przysiadłam na pobliskim murku, chcąc mieć to już za sobą. Wtedy z urzędu wybiegł zadowolony Zayn. Wstałam gwałtownie i przygładziłam sukienkę. Nim mnie zauważył, zdążyłam podejść do niego na odległość kilku kroków. Odchrząknęłam, a on odwrócił się i oniemiał.
- J-Jessy? - wydukał zdezorientowany.
Jego spojrzenie prześwietliło mnie od góry do dołu. Przez chwilę poczułam się skrępowana, ale potem przypomniałam sobie, po co tu przyszłam.
- Nie ekscytuj się. - powiedziałam obojętnie. Wyjęłam kawałek papieru z torebki i wyciągnęłam w jego kierunku rękę. - To dla ciebie.
- Co to jest? - zdziwiony odebrał kopertę.
- To taki... Prezent ślubny. - wymyśliłam na poczekaniu. - Szczęścia na nowej drodze życia. - bąknęłam i odwróciłam się na pięcie.
- Nie wzięliśmy ślubu.
Zamarłam na te słowa. Ponownie zwróciłam się do niego twarzą. Już chciałam coś powiedzieć, ale z budynku zaczęli wychodzić ludzie. Malik odczytał moją myśl i pociągnął mnie w pobliską alejkę.
- Jak to możliwe? - zapytałam na bezdechu. - Przecież ty... To wszystko, co zrobiłeś... Co się stało?
- Okłamała mnie. - radość się z niego wylewała.
Posłałam mu pytające spojrzenie, chcąc żeby wyjaśnił mi to konkretniej.
- Oszukiwała mnie o jeden miesiąc. Zaszła w ciąże, kiedy ja byłem z tobą w Kalifornii. To nie jest moje dziecko. - mówił podekscytowany.
Serce zakuło mnie na samą myśl tego, co zamierzałam powiedzieć.
- To niczego nie zmienia, Zayn.
Zszokowany szukał czegoś w moich oczach, ale zrezygnowany spuścił wzrok. Był świadom tego, że popełnił niewybaczalny błąd.
- Ja...
- Nie. - przerwałam mu. - Nie mamy o czym rozmawiać. Zrobiłeś coś, co okropnie mnie zraniło. Nie rozumiesz tego, że to koniec? Tego nie da się naprawić. Sam tego chciałeś...
- Zadzwonię. - błagał zdesperowany.
- Nie masz mojego numeru.
- Przyjadę.
- Przestań. - zaprzeczyłam głową zrezygnowana. - Skazałeś nas na klęskę. Nie potrafię ci tego wybaczyć do takiego stopnia, żeby być z tobą kolejny raz.
- Ale ona kłamała. - powtórzył cicho, przewracając list w palcach.
Nie odezwałam się. Nie chciałam męczyć nas jeszcze bardziej. To spotkanie bolało mnie tak samo jak jego moje odtrącenie. Musiałam się z nim zmierzyć, aby móc ruszyć naprzód. Tłumiłam chęć rzucenia mu się na szyję i wybaczenia wszystkiego, co mi zrobił. Bardzo go kochałam, ale musiałam się uwolnić.
Podeszłam do mulata, stanęłam na palcach i złożyłam delikatny pocałunek na jego policzku.
- Żegnaj, Zayn. - stłumiłam płacz w zarodku, ale nie mogłam ukryć drżenia wargi. - Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwy. Mam nadzieję, że oboje kiedyś będziemy.
Odchodząc, czułam na sobie błagające spojrzenie chłopaka, który został w alejce. Dopiero kilkanaście metrów od miejsca nieprzyjemnego spotkania puściły mi wszelkie granice. Rozpłakałam się jak dziecko.
Od tego momentu zaczęło się moje nowe życie.


***

*Zayn*

Dotarłem do mieszkania w kompletnej rozsypce. Nie chciałem nikogo oglądać, więc jak najszybciej zmyłem się z miejsca, gdzie miała zajść kompletna pomyłka. Dopiero teraz uderzyła mnie świadomość, że to co było już nie wróci. Skazałem siebie na wieczne cierpienie przez jedną, głupią i nieprzemyślaną decyzję. Chciałbym cofnąć czas do świąt. Przypomniałem sobie o podarunku od Jessy, więc gwałtownie przetrząsałem kieszenie. Znalazłem go w wewnętrznej kieszeni marynarki i od razu otworzyłem. To był list.

"Drogi Zaynie,
piszę to siedząc w piżamie przy biurku. Piszę go pod wpływem chwili. Jaki mam w tym cel? Chcę, żebyś wiedział, że postąpiłeś jak ostatnia świnia, ale... To już nie chodzi o to. Podjąłeś taką decyzją, a nie inną. Postawiłeś mnie przed faktem dokonanym. Potrafisz mi powiedzieć, co miałam w takiej chwili zrobić? Nie? No własnie. Spędziliśmy ze sobą wspaniałe chwilę, które będę wspominała najlepiej jak się da. Pamiętasz jak mówiłeś, że to na zawsze? Pamiętasz jak mówiłeś, że mnie nie opuścisz? Pamiętasz to? Ja tak i mam żal, ze w ogóle to od ciebie usłyszałam. Nie martw się, nie zapomnę o tobie. Kiedyś opowiem moim wnukom o mężczyźnie, którego kochałam nad życie i który pokazał mi prawdziwą miłość. Pierwszą prawdziwą miłość. Chcę, żebyś wiedział, że po części cię zrozumiałam. Zostałeś postawiony w ciężkiej sytuacji i zapewne działałeś pod wpływem impulsu. Nie wiem, co zrobiłabym na twoim miejscu i nie chcę wiedzieć. Ale... Czy wybierając ją, myślałeś o mnie? Mogliśmy przejść przez to razem. Mimo świadomości, że darzę cię ogromnym uczuciem, ty postanowiłeś wybrać ją. Nawet nie spróbowałeś ze mną porozmawiać. Kiedy zrozumiałam, że to już koniec, miałam ochotę zapaść się pod ziemię i umrzeć. Wyrwałeś mi serce i bezczelnie je zdeptałeś. Ruszyło cię to? Nie? Dobrze, nie będę miała ci tego za złe. Teraz już wiem, że nadszedł ten czas. Przemyślałam wszystko i postanowiłam. Od dzisiaj zaczynam nowe życie. Bez ciebie. Możesz za to winić tylko siebie. Dałam nam szansę niezliczoną ilość razy, ale widocznie los chciał inaczej. Mam nadzieję, że ułożysz sobie życie i że znajdziesz kobietę, która pokocha cię tak mocno jak ja. Chociaż... Nie wiem, czy można kochać bardziej. Przeprowadzam się na stałe, nie szukaj mnie. Wiedz, że więcej się nie zobaczymy, co będzie najlepszym wyjściem. Za każdym razem gdy cię widzę moje serce zamienia się w pył na wspomnienie tego, co minęło. Patrząc na twoją twarz, widzę ciebie i ją... Widzę was szczęśliwych przez ten czas, kiedy ja bez ciebie umierałam psychicznie i fizycznie. Nie czuj się winny, bo to już za późno. Pogodziłam się z tym i postanowiłam ci wybaczyć, więc... Wybaczam. Uszanuj to i idź do przodu, tak jak ja. Tak będzie najlepiej. Nie będziemy ranić się wzajemnie. Dbaj o siebie. Kocham cię i będę kochać.
Na zawsze.
Jessy"

W tamtej chwili moje serce przestało bić.
Było w stanie bić tylko dla niej.
Uświadomiłem to sobie za późno...

*****

*Jessy*

Przepłakane noce stały się rutyną. Maskowanie opuchniętych oczu stało się nawykiem. Udawanie, że wszytko jest w porządku stało się codziennością. Nikt nie będzie mógł przebić się przez mur, który wybudowałam dla swojego serca. Musiałam pozwolić dojść mu do siebie. Nie byłam bestią, ale wiedziałam, że ranię samą siebie.

Co innego mogłam zrobić?
Moje serce mogło bić tylko dla niego.












----------------------------------------------------------------------------------------------------------

Cóż...
To jest tak jakby koniec części drugiej tego opowiadania. Podejrzewam, że nie tak wyobrażaliście sobie rozwiązanie sprawy z Katy, ale ja własnie tak to planowałam.
Nie, to jeszcze nie jest koniec, co w sumie zależy od was.

Chcecie, żebym kontynuowała historię Zayna i Jessy?

Jeśli nie, to mogę zostawić to tak, jak teraz, co jest dość smutnym zakończeniem.
Mam już przygotowane trzy rozdziały do przodu, które są kontynuacją i wcale nie chcę tak kończyć tego opowiadania. Już mam pomysł na skrzyżowanie dróg Zayna i Jessy ;)
Tak jak napisałam wcześniej - to zależy od was.

Chciałabym zakończyć tą historię inaczej, ale tylko wy możecie dać mi na to szanse. Co z tego że coś napiszę, skoro nikt nie będzie tego czytał?

Kocham pisać i kocham was. Nie chcę się z wami rozstawać w takim momencie :)

Cierpliwości! xxx

wtorek, 5 maja 2015

Rozdział 74

*Jessy*

Siedziałam osłupiała przed telewizorem w salonie. Dom był pusty i cichy jak nigdy dotąd. Wcześniej tego nie zauważałam. Teraz, kiedy dopadło mnie osamotnienie, nie potrafiłam się bronić. Zawsze starałam się być silna. Nigdy nie pozwalałam się złamać, ale teraz... Czułam się pusta, wyzuta z uczuć, niepotrzebna i niechciana. To wszystko przez jedną, głupią małolatę.
Melanie weszła raźnym krokiem do salonu.
- Już jestem.
- Hej. - przywitałam się niemrawo.
Ruda przystanęła na chwilę, wahając się czy podejść. Z daleka badała mój nastrój.
- Nie możesz przestać o tym myśleć, prawda? - usiadła obok mnie.
- Jak mogłabym zapomnieć? - zapytałam sarkastycznie. - O czymś takim się nie zapomina.
Milczała przez chwilę, jakby walczyła sama ze sobą.
- Rozmawiałam z nim. - odezwała się niepewnie.
Wbiłam w nią twarde i zranione spojrzenie.
- Słucham?
- Widziałam się z Zaynem kilka minut temu. - przyznała z bólem wypisanym na twarzy.
- Po co to zrobiłaś? Poprosił cię?
- Nie.
- Więc?
- To ja się z nim skontaktowałam. - spuściła wzrok na swoje splecione palce. - Wiedz, że zrobiłam to dla ciebie.
- Jak zdobyłaś jego nowy numer?
- Od Josha.
Próbowałam przetrawić jej nowinę, co po części mi się udało. Wiedziałam, że Mel przejmuję się moją sytuacją, jak na prawdziwą przyjaciółkę przystało. Mimo wszystko nie miałam jej tego za złe.
- O czym rozmawialiście? - wydusił mimo formującej się guli w moim gardle.
Z wysiłkiem wstrzymałam nadchodzące łzy.
- Kiedy zadzwoniłaś i powiedziałaś mi o Katy, postanowiłam spotkać się z Malikiem i go zapytać. Był zdziwiony, że wy dwie się spotkałyście.
Skinęłam głową, nie mogąc nic powiedzieć. Świadomość, że ona widziała Zayna, gdy mnie bolała sama myśl o nim, była wykańczająca.
- Mówił coś, o czym powinnam wiedzieć? - odchrząknęłam i zamrugałam kilka razy, żeby odgonić łzy.
Zastanowiła się przez chwilę, po czym popatrzyła mi prosto w oczy.
- Pora ruszyć do przodu, Jessy. On już to zrobił, więc nie masz na co czekać.
- To wcale nie jest takie proste, jak może się wydawać. - załkałam.
- Jessy. - westchnęła. - Oni jutro biorą ślub.
- Cywilny. - poprawiłam, jakby miało to jakieś znaczenie.
Nie miało.
- To nie zmienia stanu rzeczy.
- Wiem. - tym razem zaszlochałam, roniąc kilka łez.
Nawet nie spieszyłam się, żeby otrzeć policzki. Nie interesowało mnie jak wyglądałam w tym momencie. Zbyt długo udawałam, że wszystko jest dobrze.
- Musze powiedzieć Niallowi. - wyszeptałam.
Melanie zgarnęła mnie w ramiona i mocno przytuliła. Jedną dłonią gładziła moje włosy. Płakałam z twarzą na jej klatce piersiowej.
- Będę przy tobie. - powiedziała szczerze. - Nie ważne, co będzie się działo, jesteśmy przyjaciółkami i zawsze nimi będziemy. Nie powiem, że będzie dobrze, bo to najbardziej oklepany i żałosny tekst, ale wiem, że wszystko w końcu się ułoży. Musi się ułożyć, a ty sama będziesz tego świadkiem i przykładem jednocześnie.
- Myślisz, że powinnam mu wybaczyć?
- Wybaczyć? -  prychnęła z niedowierzaniem.
- Tak.
- To twoje decyzja, kochana. Serce powie ci, co powinnaś zrobić. Nikt nie może wpłynąć na twoją decyzję, nawet sam Zayn. Zrobisz to, co uznasz za słuszne.
- Przestańmy już o nim mówić.
- W porządku. Może jakiś film?
- Może być horror? - wyprostowałam się.
- Co tylko chcesz. - szturchnęła mnie w żebro i uśmiechnęła się szeroko.
Podświadomie wiedziałam, że najbliższy czas nie będzie mi sprzyjał.

***

*Zayn*

Wróciłem do mieszkania, gdzie zastałem drzemiącą Katy. Nie chcąc jej budzić, wszedłem cicho do kuchni i przejrzałem lodówkę. Niestety świeciła pustkami. Katy była okropną panią domu. Niczym się nie przejmowała, zazwyczaj to ja robiłem listę potrzebnych rzeczy i razem jechaliśmy na zakupy. Przyzwyczaiłem się do tego, ale czasami chciałem po prostu wrócić do domu i nie musieć nic gotować, tylko położyć się i odpocząć. Przerażała mnie myśl co będzie, jak już urodzi się dziecko...
Moje rozmyślania przerwał dźwięk wiadomości. Wyciągnąłem komórkę z kieszeni spodni i odczytałem SMS-a.

NADAWCA: Steve
Widzimy się wieczorem?

Przemyślałem propozycję i postanowiłem odpisać.

NADAWCA: Zayn
Przyda mi się mała odskocznia.

NADAWCA: Steve
Na taką odpowiedź liczyłem. O 19:00 u mnie. Przynieś piwo!

Odłożyłem telefon na stół i odchyliłem głowę do tyłu. Przymknąłem na chwilę oczy i jeszcze raz przemyślałem decyzję. Miałem nadzieję, że Katy nie zrobi mi wielkiej awantury o to, że spotkam się dzisiaj z kolegami. Chociaż...
Szczerze?
Teraz mnie to nie obchodziło. Miałem wystarczająco problemów na głowie i potrzebowałem się wyluzować.

***

*Jessy*

- Rzygam tymi filmami. - jęknęłam po dwu godzinnym seansie.
Tyłek bolał mnie od siedzenia na kanapie.
- Tak, ja też. - przyznała przyjaciółka.
- Dlaczego Nialla jeszcze nie ma? - zmarszczyłam czoło. - Dochodzi dwudziesta.
- Nie wiem. - wzruszyła ramionami. - Jak wróci, to będzie.
- Słucham? - zdziwiłam się. - Co zrobiłaś z zazdrosną Melanie?
- Staram się nad tym panować. - wywróciła oczami.
- Widzę postępy, pani Horan. - puściłam do niej oczko.
- Dziękuję, dziękuję. - zarumieniła się. - Wiem, że mnie kocha, a ja kocham jego. Poza tym, jestem jego żoną czy tego chce, czy nie.
Zaśmiałyśmy się głośno, a chwilę potem usłyszałyśmy dźwięk otwieranych drzwi wejściowych, więc zamilkłyśmy.
- Jestem. - westchnął wymęczony brat. - Co robicie?
Przysiadł na kanapie tuż obok swojej żony, wcześniej obdarowując mnie uściskiem.
- Właśnie skończyłyśmy maraton filmowy. - odpowiedziałam.
- Fajnie. - wymamrotał. - Padam na twarz.
- Kochanie idź się położyć. - Mel pogłaskała jego policzek. - Wymęczyli cię, co?
- Mam dość dzieciaków na najbliższy tydzień. Musiałem im grać moją nową piosenkę milion razy.
- Przepraszam bardzo. - przerwałam mu oburzona. - Napisałeś nowy hit i nawet się nie pochwaliłeś? Myślałam, że to ja zawsze będę pierwszą, która usłyszy twoje nowe piosenki.
Popatrzył na mnie przepraszającym wzrokiem.
- Chciałem, ale ostatnio mam tyle pracy, że nie wiem w co ręce włożyć.
- Żebyś czasem nie włożył ich w niewłaściwe miejsce. - bąknęła rudowłosa.
Zaśmiałam się, a Niall zgromił mnie wzrokiem.
- Idę spać. - oznajmił po głębszym zastanowieniu. - Dobranoc, drogie panie.
Pocałował Melanie w usta, potem mnie w policzek i wyszedł.
- Babski wieczór? - zapytała z chytrym uśmieszkiem.
Zmrużyła oczy podejrzliwie, ale przytaknęłam głową. Przyjaciółka podeszła do szafki i wyciągnęła dwie butelki wina.
Najbliższa noc zapowiadała się bardzo ciekawie.

***

- Wtedy poprosił mnie o numer, a ja go wyśmiałam! Po prostu odwróciłam się na pięcie i odeszłam! - tłumaczyłam i jednocześnie zanosiłam się śmiechem.
- Naprawdę? - wydusiła Mel, rechocząc. - Odrzuciłaś takiego przystojniaka?
- Niestety. - wzruszyłam ramionami, ciągle chichocząc. - To chyba byłoby na tyle z moich podbojów miłosnych w ostatnim miesiącu. - uniosłam bezradnie ręce i zrobiłam głupią minę.
Właśnie dzieliłam się z przyjaciółką wieściami z moich ostatnich nieudanych "randek". O czasu ich ślubu próbowałam ruszyć na przód, ale słabo mi to szło, więc zrezygnowałam. Stwierdziłam, że najpierw muszę przeboleć Malika, dopiero potem zając się układaniem życia na nowo.
- Skończyło nam się wino. - powiedziała smutno rudowłosa, bujając pustą butelką.
- Co my teraz zrobimy? - zapytałam przygnębiona.
- Będziemy się smucić. - wydęła wargę i spuściła wzrok.
Drgnęły mi kąciki ust, a po chwili ponownie zanosiłam się śmiechem. Obie miałyśmy nadzieję, że nie obudzimy Nialla przez nasze wygłupy w środku nocy.
- Może... - zaczęłam. - Skoro Malik stał się taki pomocny, to zadzwonimy do niego i poprosimy, żeby kupił nam wino i je tutaj dostarczył. - zaproponowałam podekscytowana.
Alkohol nie działam dobrze na moje myślenie. Zdecydowanie nie działał dobrze.
- Myślisz, że to wypali? - zastanowiła się, mrużąc oczy.
- Zawsze warto spróbować. - wzruszyłam ramionami z obojętną miną.
W tym momencie nie przejmowałam się swoim złamanym sercem, ani faktem, że chcę zobaczyć się z Malikiem.
- Ale ty dzwonisz.
- Nie mam numeru.
- Zadzwonisz z mojego telefonu. - uśmiechnęła się chytrze.
- Dobra. - klasnęłam w dłonie, podskakując na kanapie.
Melanie wyszukała odpowiedni numer i podała mi urządzenie.
- Tylko bądź poważna i mów wyraźnie, bo weźmie cię za idiotkę. - upomniała mnie, przez co prawie zsikałam się ze śmiechu.
Ach ten alkohol...
Pierwszy sygnał - nic, drugi sygnał - nic. Za trzecim ktoś się zlitował i odebrał.
- Słucham? - męski głos zabrzmiał po drugiej stronie.
To nie był Malik.
- Zastałam idiotę Malika? - zapytałam, powstrzymując śmiech.
- Umm, tak. Już wołam.
Sądziłam, że to był któryś chłopak z jego ekipy, ale najwyraźniej mnie nie poznał. Czekałam chyba minutę i w końcu się doczekałam.
- Tak? - zapytał mulat.
Był z chłopakami i był trzeźwy? Niemożliwe!
- Cześć. - pisnęłam, nie całkiem zdając sobie sprawy z kim własnie rozmawiałam.
- Melanie?
- N-nie. - czknęłam. - Z tej strony Jessica Horan. Miło mi, chyba się nie znamy.
Przez chwilę nie odpowiadał.
- Halo! - zawołałam do słuchawki. - Jesteś tam?!
- Tak, jestem. - rzucił obojętnie. - Po co dzwonisz?
- Mam do ciebie interes. - powiedziałam tajemniczo.
- Jesteś pijana. - stwierdził z ciężkim westchnięciem.
- No i co z tego! - oburzyłam się. - Nie jesteś moim ojcem!
- Uspokój się i powiedz, co chcesz. - zażądał twardo.
Ciarki przeszły mi po plecach na ton jego głosu.
- Chciałam, żebyś poszedł do sklepu, kupił nam butelkę dobrego wina i przywiózł do naszego domu. - wypaliłam, nawet nie czując się skrępowana.
- Jesteś w Bradford?
- Yep.
Rozmawiałam z BYŁYM chłopakiem, który rzucił mnie w bardzo perfidny sposób. Robiłam to tak,jakbym rozmawiała ze starym znajomym. Odwagi dodawał mi fakt, że nie patrzyłam na jego twarz.
- Czemu miałbym to zrobić? - zapytał zdziwiony.
- Bo jesteś chujem, który mnie wykorzystał, więc teraz ja wykorzystam ciebie dla własnej przyjemności. Wystarczy, czy mówić dalej?
Malik bąknął krótkie "do zobaczenia" i się rozłączył. Oddałam komórkę oniemiałej przyjaciółce, która patrzyła na mnie jakby zobaczyła istotę nadprzyrodzoną.
- Co? - zmarszczyłam czoło.
Dziewczyna poklepała mnie z uznaniem po ramieniu. Widziałam podziw w jej oczach.
- Własnie rozmawiałaś ze swoim byłym, któremu porządnie dokopałaś jednym zdaniem.
Uśmiechnęłam się szeroko, zapewne wyglądając jak nawalona małolata, którą się czułam. Teraz pozostało nam czekać na dostawcę.

***

Siedziałam na podłodze oparta plecami o kanapę i skubałam paznokcie. Czekałyśmy już pół godziny, a Malik się nie zjawiał. Zaczynałam tracić nadzieję, że w ogóle przyjedzie.
- Słyszałaś to? - wyszeptała gorączkowo przyjaciółka, pochylając się do mojego ucha.
- Co?
- Samochód na podjeździe.
Poderwałam się do pionu, co okazało się błędem, bo zatoczyłam małe kółko. Kiedy już wyrównałam krok i jako tako trzymałam się na nogach, podeszłam do drzwi. Zdążyłam otworzyć zanim Zayn zapukał.
- Cześć. - wbiłam spragniony wzrok w trunek, który trzymał w dłoni.
- Cześć. - podrapał się niezręcznie po karku.
Wyciągnęłam dłoń, a on wręczył mi butelkę.
- Ile jestem ci winna? - wybełkotałam, starając się stać prosto.
- Na mój koszt.
- Nie ma mowy. - zaprzeczyłam twardo. - Nie chce twoich pieniędzy.
- To tylko wino. - westchnął, unikając mojego wzroku.
- Nie mam siły  się kłócić, więc niech ci będzie. - machnęłam na niego ręką. - Dzięki, że się pofatygowałeś.
Chciałam zamknąć drzwi, ale Malik powstrzymał je stopą. Wbił we mnie wzrok, a ja wgapiałam się tępym, pijackim wzrokiem w jego twarz. Miałam mu tyle do wygarnięcia, ale byłam w takim stanie, że nawet na to nie chciało mi się marnować energii. Przez dwie minuty staliśmy w ciszy, przekazując sobie siedzące w nas emocje, za pomocą jednego, długiego spojrzenia. Postanowiłam przerwać czynność, która rozrywała moje ledwo posklejane serce.
- Pozdrów Katy i waszego dzieciaka. - rzuciłam z oczywistym obrzydzeniem i zatrzasnęłam drzwi.
Wróciłam do Mel i opadłam na kanapę. W oknie widziałam jak światła jego auta znikają za zakrętem. Niespodziewanie dopadła mnie melancholia.
- Dałaś radę, kochana. Jestem z ciebie dumna. - pocieszyła mnie ruda.
- Dzięki. - rzuciłam niedbale. - Właściwie, to nie było najgorzej.
Odkorkowałam wino i pociągnęłam pierwszy, kojący łyk. Ciepło rozlało się w moim wnętrzu, co przez chwilę ukoiło wewnętrzny ból, który głęboko chowałam. Nigdy więcej miał nie ujrzeć światła dziennego.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak bardzo się myliłam.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Kolejny hmm... Może w.... No nie wiem.
Niech będzie piątek :)

Kocham! xxx