poniedziałek, 29 września 2014

Rozdział 24

Dobra...
Spóźnienie lekkie jest, ale nie ma tragedii :)
Szkoła mnie przytłacza :/
RATUNKU!
Umieram... -.-

Myślę, że wam lepiej idzie.

Dawajcie znać, że czytacie moje opowiadanie. Nawet małym, krótkim komentarzykiem.
Cokolwiek.
Serio :)

Myślę, że jeszcze ktokolwiek czyta i komuś się to podoba, a jeśli nie to...
Ups.
I tak będę publikowała.
<wredota ze mnie xD>

Miłego czytanka i komentowanka :)
Kocham! xx

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

*Jessy*

Uchyliłam ociężale jedną powiekę. Błąd.
Wielki błąd.
Zamknęłam ją ponownie. Nie miałam pojęcia, która jest godzina i ile spałam, ale nie miałam ochoty podnosić się z łóżka. Po co żyć i wychodzić do ludzi, jak całe życie można spędzić w cieplutkim łóżeczku? Cenna błogość nie trwała długo, gdyż mojemu zacnemu braciszkowi zachciało się brzdąkać na gitarze.
Zajebię dziada.
Oczywiście jak tylko podniosę moje zeszmacone cztery litery.
- Pojebało cię do końca?! - wydarłam się do sufitu.
Na pewno mnie nie usłyszał. Sturlałam się na podłogę, dosyć zgrabnie lądując na stopach. Zarzuciłam pierwsze lepsze spodnie i wyszłam z mojego królestwa. Po drodzę do Nialla starałam się ogarnąć moje, żyjące własnym życiem, włosy. Odchrząknęłam i z impetem otworzyłam drzwi.
- Czy ciebie do końca powaliło? - rzuciłam nim go zobaczyłam.
Mnie na kacu się nie wkurza.
- Może trochę kultury. - upomniał ostro.
- Dlacz... - ucięłam, bo moje zaspane oczka zobaczyły zmieszaną Melanie w ramionach blondyna i z gitarą na kolanach.
- O, Mel! - uniosłam brwi. - Co ty tu robisz?
- Pobiera prywatne lekcje gry na gitarze. - odezwał się chłopak, cmokając ją czule w policzek.
- Ciebie pytałam? - zgromiłam go wzrokiem.
Pewnie wyglądałam jak jakieś niedorobione dziecko, które uciekło ze szpitala psychiatrycznego. Cóż... Trudno.
- Przyszłam do ciebie, ale jeszcze spałaś, więc Niall zaproponował, że pouczy mnie chwytów. - odpowiedziała zmieszana rudowłosa.
- Właściwie, to która jest godzina? - podrapałam si po karku, pomijając fakt, ze wolała spędzić czas z nim, nie budząc mnie.
Brat zerknął na wyświetlacz komórki.
- Dokładnie za minutę będzie czternasta.
- Co?? - wytrzeszczyła oczy. - Przegapiłam śniadanie?? Dlaczego mnie nie obudziliście?
- Przypominam, ze wróciłaś na śniadanie, ale nie chciałaś nic zjeść. - bąknął Niall.
Ruda szturchnęła go łokciem.
- Tak słodko wyglądałaś. - zachichotała Mel. - Nie miałam serca, ale on stał z wiadrem zimnej wody. Nie pozwoliłam mu obudzić cię w tak brutalny sposób, dlatego stwierdziliśmy, że wcale cię nie będziemy ruszać.
- Och, wybaczam. - ziewnęłam. - Idę się ogarnąć.
Oddałam im prywatność i zrobiłam to co zamierzałam. Po trzydziestu minutach siedzenia w łazience wreszcie wyglądam jak człowiek i jem pyszne śniadanie. Delikatny omlecik z ketchupem.
Mmm... Pychota!
- Musimy poważnie porozmawiać.
Melanie dosiadła się do stołu.
- O czym? - patrzyłam na posiłek, udając obojętność.
- O twoim wczorajszym wypadzie do klubu i porannym powrocie. - uniosła brew z wyczekiwaniem na jakiekolwiek wyjaśnienia.
- Zwykły wypad od klubu. - wzruszyłam ramionami przeżuwając kolejnego kęsa. - Musiałam odreagować.
- Co odreagować?
- Jak byś się czuła, gdyby twoja najlepsza przyjaciółka zrobiła cię w chuja, nie przychodząc na umówione spotkanie i przez telefon zerwała z tobą znajomość, stwierdzając, ze jest ona bez sensu?
Oczy szczypały mnie od blokowanych łez. Nie zamierzałam uronić po Amy ani jednej łzy. Nie zasługiwała na to.
- Jejku, kochanie. - zakryła dłonią usta. - Przykro mi.
- Niepotrzebnie. - mruknęłam.
- Pamiętaj, że nie ważne jaką głupotę zrobisz i co się między stanie, zawsze będziesz miała we mnie
wsparcie i pomoc. Pamiętaj o tym.
Popatrzyłam na nią z czułością. Nie mogłam poznać lepszej osoby.
- Dziękuję.
- Wróćmy do tematu. Po pierwsze, nie zabrałaś mnie na imprezę, a po drugie Niall powiedział, że wróciłaś w podłym nastroju. Martwił się o ciebie.
- Taa... - przytaknęłam ironicznie. - Po prostu chce, żebyś wyciągnęła ode mnie, co się wczoraj wydarzyło.
- Czyli jednak.
Wlepiła we mnie świdrujące spojrzenie.
- Przepraszam Mel, ale nie mam ochoty o tym rozmawiać. - podniosłam głowę znad talerza. - Przynajmniej jeszcze nie teraz. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę miała chęć poruszyć tą kwestię.
- Wszystko w porządku? - troska wstąpiła na jej oblicze.
- Tak, nie martw się. - posłałam jej wymuszony uśmiech, ale przyjęła go i odwzajemniła.
"Przecież jesteś tylko zwykłą dziwką. Pieprzyłaś się z gościem, którego nienawidzisz tylko i wyłącznie dla własnej przyjemności".
Ten głosik zaczyna mnie strasznie irytować.
Wmusiłam resztę omleta, a w tym czasie Melanie wróciła do Nialla, bo ja byłam za mało kontaktowa. Ehh... Ma wymagania.
Chcąc pobyć sam na sam z własnym ciałem udałam się do ogrodu razem z MP3 i słuchawkami. Włączyłam odpowiedni kawałek i zaczęła poruszać się w jego rytm. Czułam się jakbym wieki tego nie robiła. Nie wiem jak mogłam zapomnieć o tańcu, moim tlenie, dzięki któremu ta dobrze funkcjonowałam. Zatraciłam się w ruchu mojego ciała i nawet nie wiem kiedy, ale przetańczyłam pięć piosenek, każda oczywiście innego gatunku.
Tak, tego mi było trzeba.
Odetchnęłam zmęczona i ściągnęłam słuchawki.
- Wracasz do formy, siostra!
Z okna na górze wychylała się blond czupryna.
- Się wie! - odkrzyknęłam ucieszona, że chociaż on mnie docenił.
Humor mi się poprawił. Całkowicie zapomniałam, że mój wyjazd zbliża się nieubłaganie, a ja jestem w du... znaczy w proszku. Chyba zacznę nad wszystkim myśleć wieczorem, czyli właściwie za jakąś godzinę. Będę miała całą noc, bo tyle spałam, że prędko nie usnę.

*tydzień później*

- Jeszcze coś?? - wysapał Niall.
- Nope. - pokręciłam głową. - To koniec.
- Uff... Jak dobrze. - klapnął bezsilnie na moje łóżko. - Za to noszenie walizek i pudeł na dół jesteś mi coś winna.
- Wyluzuj. - usiadłam obok. - Dzisiaj wyrządzimy pożegnalną imprezkę. Co ty na to?
- Dobry pomysł. - poczochrał moje włosy. - Jedziemy na zakupy, co? Lodówka świeci pustkami.
- Jasne, tylko mam jedno małe pytanie... - popatrzyłam w jego piękne, niebieskie oczy. - Odwiedzisz
mnie w Stanach, prawda?
- Jessy, oczywiście! Nie ma innego wyjścia! - zaśmiał się. - Przecież przyjadę tydzień po tobie i prawdopodobnie zostanę do końca sierpnia.
Wyszczerzyłam się jak dziecko do darowanego mu lizaka.
- To chciałam usłyszeć.
- Wariatka. - prychnął. - Wiesz, że będę tęsknił?
- Ja też, Niall.
Popatrzyłam na swoje buty. Chciałam ukryć smutek, który mnie ogarnął.
- Wrócisz do mnie kiedyś? - zapytał z nadzieją w głosie.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Bardzo mnie to zdziwiło. Może to przez to wszystko, co do tej pory przeżyłam w Bradford nie mam ochoty tu wracać...
Zrobię to dla niego. Dla brata.
- Myślałeś, że tak łatwo się mnie pozbędziesz? - podniosłam głowę, ukazując cwaniacki uśmieszek.
- Wróciła moja siostra. - szturchnął mnie w ramię. - Zaczynało się robić dość ckliwie.
- Oj tak. - zaśmiałam się. - Chodź już do tego sklepu, bo zastanie nas noc i nici z imprezy.
- Aj, aj kapitanie! - wstał żwawo, salutując.
- Będę za tym tęskniła, głupku. - zmierzwiłam jego blond kosmyki i wyszłam, a on zaraz za mną.

***

Wróciliśmy jakieś czterdzieści minut później. Poszłoby nam szybciej, ale Niall nie mógł się zdecydować jakie ciastka lubi bardziej - wafelki w czekoladzie czy może kruche maślane. Wziął te i te. W sumie, to wydarłam się na niego i dlatego to zrobił. To co, że połowa ludzi w sklepie uznała mnie za wariatkę. Czasami sama się zastanawiam czy nią nie jestem.
Kto by nie zwariował przy problemach jakie ostatnio mam na głowie?
- Ziemia do Jessy. - brat pomachał mi dłonią przed nosem. - Jest tam ktoś?
- Um, tak. - ocknęłam się z zamyślenia. - Co chcesz?
- Może byś pomogła wszystko szykować, bo za jakąś niecałą godzinę zaczną się schodzić ludzie.
- Tak właściwie, to kogo zaprosiłeś? - zapytałam, wsypując chipsy do misek.
- Starych znajomych. - rzucił od niechcenia. - Twoich też.
- Moich? - zaprzestałam czynności. - Zaprosiłeś "Cramps"? - już chciałam się ucieszyć.
- Chciałem, ale Amy stwierdziła, że to nie jest najlepszy pomysł i się rozłączyła. - wzruszył ramionami.
Był zajęty przeszukiwaniem pudełka z płytami. Szukał jakichś ciekawych piosenek do potańczenia.
- Świnia. - rzuciłam pod nosem.
- Co się między wami dzieje? - zainteresował się.
Niepotrzebnie o to zapytał...
- Nic. Tylko Amy nagle się odwidziało i stwierdziła, że nie chce być już dłużej moją przyjaciółką.
- Serio? - wytrzeszczył oczy.
- Yep.
- Pojebało ją. - odparł. - Tak właściwie, to nigdy jej nie lubiłem.
- Szczególnie wtedy, jak się do ciebie śliniła. - zaśmiałam się.
- Wiedziałaś o tym??
- To było widać z daleka.
- Dlaczego mi nie pomogłaś?! - zapytał ze zbolałą miną. - Ona mnie przerażała.
- Przepraszam, ale to była wtedy moja przyjaciółka, więc twierdziłam, że nic ci nie będzie jeśli ona się trochę dowartościowuje.
- Dowartościowuje? - zmarszczył czoło.
- No... Wiesz... Bo ja jej wtedy mówiłam, że ona też ci się podoba tylko twój sposób okazywania uczuć jest dziwny i specjalnie ją odtrącasz i ignorujesz...
- Zatłukę cię. - zacisnął mocno szczękę. - Zabiję i zakopię w ogródku za domem.
- Oj, nie złość się już. - posłałam mu niewinny uśmiech. - To było dawno.
- Ona zarywała do mnie na twojej osiemnastce! - oburzył się.
- Ja pierdziele! O tym nie wiedziałam. - wybuchnęłam śmiechem. - Ale z niej tępa dzida!
- Na szczęście podeszła do nas Melanie i mnie pocałowało, więc tamta grzecznie się ulotniła i przez resztę jej pobytu tutaj omijała mnie szeroki łukiem. - wyszczerzył się na wspomnienie o pieszczocie Mel.
- Właśnie! Melanie też jest moją dobrą koleżanką i sama na ciebie poleciała. - powiedziałam pocieszająco. - Nawet starałam się ją zniechęcić, ale ten twój pieprzony urok osobisty ma zajebistą
moc.
- Dziękuję za komplement. - ucieszył się.
- Nie ma za co. - zaśmiałam się.
- Nie pierdol, tylko zacznij się szykować, bo wyglądasz jak pół dupy zza krzaka.
- Spadaj. - prychnęłam i teatralnie zarzucając włosami wyszłam z kuchni.

***












- Zdrowie Jessy! - krzyk Nialla rozniósł się po całym domu. - Pięć shotów dla niej na odjezdne! Wyszczerzyłam zęby do brata z wyzywającym spojrzeniem. Przechyliłam kieliszek ze śmierdząca cieczą i wypiłam do dna. Odstawiając go zatoczyłam się lekko. Wzięłam kolejny i następny, potem jeszcze jeden i na koniec piąty. Goście podnieśli głośny wiwat i aplauz w kierunku mojej osoby, a ja
byłam wdzięczna mojemu żołądkowi, który dzisiaj spisywał się znakomicie.
















Nagle ktoś wziął mnie w objęcia.
- Będę cholernie tęsknić! - Melanie starała się przekrzyczeć muzykę. - Jestem na siebie zła, bo ostatnio nie spędzałam z tobą tyle czasu, ile powinnam. - łza spłynęła po jej policzku.
Odchyliłam się i starłam kciukiem ślad wzruszenia rudowłosej.
- Melanie, ty mój kociaku... - zaczęłam, lekko bełkocząc. - Nie pozwolę, żeby z nami było tak, jak ze mną i Amy. Nie pozwolę!
Dziewczyna wyprostowała się gwałtownie.
- Ja też nie! Przyjedziesz tu do mnie i będziemy najlepsiejszymi przyjaciółkami jaki świat mógłby
zobaczyć!
- Kocham cię!
- Ja ciebie też!
Ponownie wpadłyśmy sobie w ramiona. Szlochałyśmy jak głupie, mocząc nawzajem nasze koszulki.
- Chyba jesteśmy pijane. - zachichotała Mel.
- Jesteśmy ostro naprutę, kurwa! - uniosłam ręce nad głowę w geście zwycięstwa. - Gratulacje dla nas!
Wybuchłyśmy niepohamowanym śmiechem i skierowałyśmy się do salonu, gdzie obecnie było centrum całego baletu.
- Są moje księżniczki! - przywitał nas Niall, obejmując Melanie ramieniem.
Potem wszyscy wpadliśmy w szał imprezy.







***

Impreza właśnie się skończyła. Jest godzina druga dwadzieścia osiem.
Trochę zaszaleliśmy...
Siedzę sobie właśnie w pokoju i zastanawiam, co miałam ze sobą zrobić. Póki co, to średnio ogarniam cokolwiek więc...
Niall chyba śpi. Sama nie wiem. Widziałam gdzieś jeszcze Mel, ale to mogło być tylko przewidzenie,
bo w mojej bani jest istna, jebana karuzela. Znowu.
Ja pierdole! Nie tknę wódki nigdy więcej!
Na szczęście jestem pełnoletnia, a poza tym to była impreza pożegnalna. Jestem usprawiedliwiona.
Pojutrze wyjeżdżam i wreszcie zobaczę się z rodzicami. Już nie mogę się doczekać!
Czy to... ugh...
Kurwa.
Kosz na śmieci do wymiany.
Nie wiem kto to wyniesie, ale...
Kurwa...
Chyba się nieźle zatrułam.
Zwymiotowałam kilka razy, przez co napełniłam kosz po brzegi. Z odruchem wymiotnym wyniosłam go do łazienki i wylałam do sedesu. Zmęczona oparłam się o umywalkę i odetchnęłam głęboko. Obmyłam twarz zimną wodą i opłukałam usta, bo już nie miałam siły myć zębów. Doczłapałam się do pokoju i w pełnym ubraniu upadłam twarzą na poduszkę.
Potem urwał mi się film.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------

WOW WOW WOW WOW ale imprezowicze WOW

niedziela, 21 września 2014

Rozdział 23

BUM!

Wiem, że spóźniony (ale przecież nie tragedia, tak?) i za to przepraszam.

Nie chcę się tłumaczyć, ale rzeczywiście mam mało czasu w weekendy :( Piątek ucieka mi przez powrót z Warszawy do domu, później sobota - sprzątanie, spędzanie czasu z braćmi, rodzicami, znajomymi, ogarnięcie lekcji... A w niedzielę już po południu muszę wracać.
Ehh...
Ciężkie mam życie...

LoL xD
Po co ja to piszę?

Nie trzymam was dłużej :)

Życzę miłego czytania i zapraszam do KOMENTOWANIA :) :)

Kocham! xx

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

*Jessy*

Przestrzeń między nami, a raczej jej brak, wypełniła się niewygodnym napięciem.
Malik skanował moją twarz w milczeniu. Moja dłoń spoczywała na jego ramieniu. Niezdarnie wdrapałam się na jego wyciągnięte nogi, ręce opierając na torsie. Nie protestował, co zachęciło mnie jeszcze bardziej. Przygryzłam wargę posyłając mu zalotne spojrzenie. Mulat objął mnie w talii i przysunął bliżej, tak że moje piersi naciskały na jego klatkę. Uśmiechnął się łobuzersko, oblizując dolną wargę. Złapałam za końce jego koszulki, która po chwili znalazła się gdzieś na podłodze za mną.
Zjechałam wzrokiem na pięknie wyrzeźbiony brzuch i zrobiło mi się gorąco. Miał liczne, bardzo ciekawe tatuaże. Nie wiem jakim cudem zwróciłam uwagę na takie szczegóły i to w takim stanie.
Jestem zdrowo popieprzona.
Malik się nie ociągał i z moją sukienką zrobił to samo. Potarł moje ramiona, po czym przytrzymując za kark, wpił się w moje usta. Tylko na to czekałam. Odwzajemniłam ten przemiły gest z wielką
przyjemnością.
Robiło się coraz bardziej namiętnie. Jego język badał mój, a nasze dłonie wzajemnie odkrywały każdy zakamarek naszych ciał. Żeby nie zrobiło się nudno, Zayn zszedł z pocałunkami niżej. Odchyliłam głowę do tyłu i jęknęłam kiedy przygryzł mój obojczyk. Nierówne oddechy mieszały się i zakłócały panującą ciszę. Chciałam podgrzać atmosferę, dlatego zaczęłam powoli ocierać się pupą o krok chłopaka. Zamruczał zadowolony nie odrywając ust od moich. Wplotłam palce w czarne, miękkie włosy i pociągnęłam delikatnie, ale stanowczo. Nie wiem ile mogła trwać ta nasza "gra wstępna", ale byliśmy już tak rozgrzani i podnieceni, że nie chcieliśmy dłużej zwlekać.
Zeszłam z Zayna, żebyśmy mogli się podnieść. Nie zdążyłam opanować mojej jebanej karuzeli, bo zostałam podniesiona i przeniesiona do innego pomieszczenia. Śmiałam się jak głupia. Malik uciszył
mnie bardzo przyjemnym sposobem, (czyt. pocałunkiem) i położył na wygodnym łóżku zawisając nade mną.
Szybko pozbyliśmy się reszty naszej garderoby i zaczęła się prawdziwa zabawa. Wycałował ścieżkę od mojego obojczyka do pępka po czym przygryzł skórę na biodrze. Dmuchnął delikatnie na moją kobiecość i wrócił do mojej twarzy tą samą drogą.
Wszedł we mnie mocno i niespodziewanie, na co odpowiedziałam głośnym krzykiem rozkoszy. Poruszał się zwinnie i zdecydowanie. Jęki wydobywały się z moich ust jeden za drugim, a paznokcie wbijały się w jego plecy.
- Tak! - krzyknęłam. - Och, jeszcze!
Wiedziałam, że długo nie pociągnę. Chłopak nie zmienił tempa.
- Jeszcze trochę, maleńka. - wysapał. - Jeszcze trochę...
Zacisnęłam zęby, czując jak nadchodzi spełnienie. Moje ciało napięło się pod wpływem rozlewającej się rozkoszy.
- Aaa!
- Ugh! - doszedł tuż po mnie.
Malik opadł na miejsce obok i odetchnął zmęczony.
- Kurwa, ale to było zajebiste. - wymamrotał niewyraźnie.
W naszym organizmie ciągle znajdowały się promile.
- Musze ci coś przyznać... - zaczęłam. - Twój sprzęt wcale nie jest taki mały.
- Mówiłem ci.
Wybuchliśmy donośnym śmiechem. Nie trwał jednak długo, bo byliśmy zmęczeni i dopiero co uprawialiśmy seks. Podsunęłam się wyżej na poduszkę i przykryłam kołdrą, którą przyniósł mulat. Odwróciłam się w swoja stronę, Malik w swoją i poszliśmy spać. Byłam tak zmęczona i nieświadoma tego, co się stało, że zapadłam w bardzo głęboki i błogi sen.

***

- O kurwa, ja pierdole. - to były moje pierwsze słowa po przebudzeniu.
Podniosłam się do siadu, rozejrzałam w panice i uderzyłam pięściami w kołdrę, którą byłam przykryta.
- O Boże, o Boże, o Boże... - mamrotałam pod nosem, zakrywając twarz.
Co ja tu kurwa robię?! Pamiętam, że z nim piłam, ale jakim cudem wylądowaliśmy w łóżku. Jessy myśl! Kurwa... No tak. Przecież sama go zachęciłam.
Idiotka!
- Ja pierdole. - usłyszałam obok siebie.
Odwróciłam głowę i spotkałam zdziwiony wzrok mulata.
- Tak, mi też cię miło widzieć. - prychnęłam.
- Co tu się, kurwa, stało?!
Usiadł gwałtownie i o mały włos, a ściągnąłby mi nakrycie z biustu.
- Też bym chciała wiedzieć. - mój niespokojny wzrok skanował jego klatkę, która teraz była odkryta aż do pasa. - Z tego co widzę, to się przespaliśmy.
- Amerykę odkryłaś! - prychnął z ironią.
- Przestań! - rzuciłam. - Ja też nie jestem z tego zadowolona!
- Ale z tego co pamiętam, wcale nie narzekałaś. - na jego usta wkradł się zadziorny uśmieszek.
- Spadaj. - zmroziłam go wzrokiem. - Sam nie byłeś lepszy.
- Nie mogę narzekać. - językiem zwilżył swoją dolną wargę.
- Proszę powiedz mi, że się zabezpieczyliśmy. - powiedziałam spanikowana.
Ja nie chcę zajść w ciąże w wieku osiemnastu lat, no!
Zayn naciągnął bokserki, wstał i obszedł łóżko. Schylił się i podniósł coś, co należało do niego. Zużytą prezerwatywę.
Odetchnęłam z ulgą.
- Chociaż tyle. - bąknęłam. - Teraz mi powiedz, gdzie jest łazienka?
- Jak wyjdziesz, to następne drzwi po lewo. - wytłumaczył, zbierając ciuchy. - Trafisz?
- Tak, tak. - bąknęłam i starałam się jak najszczelniej okręcić kołdrą. Niby jak inaczej miałam
wstać i gdziekolwiek iść?
Zrobiłam to dosyć niezdarnie, ale w końcu stanęłam na nogi upewniając się, że wszystko mam zakryte. "Ja pierdole! Wczoraj się z nim ruchałaś" - och, moja kochana podświadomość. Nie ważne... Chcę o tym zapomnieć, choć będzie trudno, bo mój organizm mówi "przeżyłaś zajebisty seks i z chęcią byś to powtórzyła".
W czasie kiedy chłopak starał się ogarnąć pokój, ja wzięłam prysznic i ubrałam się we wczorajszą bieliznę, którą w pośpiechu zabrałam z podłogi. Telefon ponownie umieściłam w podwiązce pod sukienką. Chwilę potem zeszłam na dół, ciągle owinięta w pościel i bez problemu odnalazłam sukienkę, a później kuchnię. Kołdrę zostawiłam na oparciu kanapy. Szklaneczka wody dobrze zrobiłaby na kaca.
Popijałam sobie kulturalnie ten przewyborny napój, kiedy do pomieszczenia wszedł Malik.
- Nie spodziewałem się, że damy radę tyle wypić. - powiedział, sięgając po szklankę dla siebie.
- Ile? - zmarszczyłam czoło.
- Zajrzyj do salonu, to się przekonasz. - wzruszył ramionami, robiąc łyk.
Już tam byłam, ale wtedy skupiłam się na ubraniu i jak najszybszym jego włożeniu. To, co zastałam obok kanapy wprawiło mnie w osłupienie. Leżała tam litrowa butelka wódki, resztka whisky na ławie i 6 butelek piwa. Kurwa! Żeśmy się zabawili! Z szoku klapnęłam na kanapę. Nie wiedziałam, że jestem zdolna tyle wypić...
- I jak? Robi wrażenie, co? - Zayn zaśmiał się, opierając ramię o futrynę.
- Co z tym fantem zrobimy? - powiedziałam prawie bezgłośnie, patrząc na bałagan.
- Posprzątam i po sprawie. - odparł.
Nie zrozumiał.
- Nie chodziło mi o to... - popatrzyłam na niego. - Co zrobimy z tym, co się wczoraj stało?
- Nie wiem. Chyba musimy zapomnieć. - jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. - Tak jak o tamtym pocałunku.
- Nie przypominaj. - westchnęłam. - Nie mam pojęcia dlaczego do ciebie przyszłam.
- Na początku się żaliłaś i dużo paplałaś, a później wepchnęłaś mi się do łóżka. - jego usta wykrzywiły się w kpiarskim uśmiechu. - Mówiłem, że tak będzie.
- Zamknij się, dobra?! - krzyknęłam. - Myślisz, że tego chciałam?! Była pijana i się nie kontrolowałam! Obiecuję ci, że to się więcej nie powtórzy! - oburzyłam się nie na żarty.
- Ty myślisz, że ja cię zaciągnąłem?! Ostrzegałem cię, że jesteśmy pijani, ale ty musiałaś się przykleić! Co ja poradzę, że jestem facetem!? Jebana cnotka się znalazła! - wybuchł.
- Spierdalaj. - syknęłam.
- Nic innego nie umiesz powiedzieć? - zaśmiał się.
Podeszłam do niego blisko.
- Szkoda mi słów na ciebie.
Zmierzyłam go nienawistnym spojrzeniem.
- Wczoraj się nie hamowałaś. - uniósł brew. - Jęczałaś, jak cholera.
- Jesteś chujem.
- A ty kim, w taki razie? - zapytał zaciekawiony.
Kim jestem? Przyszłam do niego i zaciągnęłam do łózka po pijanemu. Najgorsze jest to, że nie mogę
narzekać na to, co robiliśmy w nocy. Mam po prostu moralnego kaca... Zachowałam się jak dziwka. Na szczęście już niedługo wyjeżdżam i nie zobaczę tej jego fałszywej mordy.
Przewróciłam oczami dla niepoznaki. Musiałam uważać jakie emocje ujawniam, a tym uczuciem nie mogła być obawa i wstyd.
- Co cię to obchodzi?
- Dziwka. - powiedział. - Zachowałaś się jak dziwka, nie uważasz?
Nie wytrzymałam. Wystarczy, że moje sumienie mnie męczyło. Strzeliłam mu z otwartej dłoni w twarz, przez co odwrócił głowę w prawą stronę.
Powoli wrócił na mnie wzrokiem.
- Wypierdalaj stąd. - warknął. Znieruchomiałam na ton jego głosu. - Głucha jesteś?!
- Goń się. - szepnęłam pod nosem, kierując się do wyjścia.
- Ej! - zatrzymał mnie jeszcze. - Nie bój się, twoja reputacja cnotki niewydymki pozostanie nienaruszona.
- Wal się. - pozdrowiłam go środkowym palcem i wyszłam trzaskając drzwiami.
Co ja najlepszego zrobiłam!?

***

W domu byłam jakieś dwadzieścia minut później. Nie wiedziałam, że Malik mieszka na tej samej ulicy i to jeszcze dość niedaleko.
Za jaką cholerę ja tam trafiłam?
Szarpnęłam drzwi i weszłam z impetem. Nie wiem, co we mnie wstąpiło skoro to wszystko moja wina. Właśnie...
To moja wina.
Już myślałam, że przemknę się do pokoju niezauważona. Niestety...
- Gdzie ty, do cholery byłaś?! - wydarł się blondyn, a w mojej głowie odbiło się to tysiącem uderzeń wielkiego bębna.
- Ciszej. - bąknęłam, przymykając powieki.
Kac morderca nie ma serca.
- Najebałaś się, co? - zaśmiał się. - Moja dziewczynka!
Zagarnął mnie w ramiona i mocno przytulił. Myślałam, że na niego zwymiotuję, ale na szczęście dzisiaj jeszcze nic nie jadłam.
Nie odwzajemniłam jego gestu, a ręce zwisały przy moich bokach.
- Mógłbyś mnie puścić?
- Co ty taka zła? - odsunął mnie na odległość swoich rąk, ciągle trzymając mnie za ramiona. - Zawsze
lubiłaś "Horan Hug". - posmutniał lekko.
- Nie mam humoru i tyle. - rzuciłam, strącając jego dłonie. - Idę do siebie.
- Nie chcesz nic zjeść? - zapytał wskazując na kuchnie.
- Nie dziękuję. - pokręciłam głową. - Jedyne czego chcę, to iść spać.
"Pobyć w samotności i popłakać nad swoją głupotą" - pierdol się głosiku w mojej głowie!
Z racji, że wykąpałam się u Malika, zrzuciłam tylko wczorajsze ciuchy, wciągnęłam za dużą koszulkę i położyłam się do łóżka.
Wiecie, czasami jest tak, że nie chce nam się żyć, nie widzimy sensu w naszym istnieniu. Mamy ochotę zapaść się pod ziemię i uniknąć wszelkich problemów jaki sami sobie stworzyliśmy. Własnie tak się teraz czułam.
Samotna łza spłynęła po moim policzku.
Zrobiłam to... Poszłam z nim do łóżka.
Chuj, że po pijaku.
Zeszmaciłam się.
Jestem dziwką.
Pomimo upojenia alkoholowego pamiętam dotyk jego ust na moim ciele. Miał miękkie, gorące i chciwe wargi. Rękoma błądził po całym moim ciele, pozostawiając przyjemne mrowienie. Na wspomnienie nocnej rozkoszy przymknęłam powieki. Było lepiej niż mogłam się spodziewać. Problem w tym, że nie liczyło się nic, prócz przyjemności. Zrobiliśmy to każdy dla siebie. Żadne nie martwiło się jak odbierze to ta druga osoba. Zachowaliśmy się jak egoiści, ale inaczej się nie dało, skoro nic do siebie nie czujemy. Może pociągają nas nasze ciała, ale to tyle w tym temacie. Zwykłe cielesne pożądanie.
Brawo, Jessy. Mama byłaby z ciebie dumna.
Jestem na siebie wkurwiona.
Dlaczego? Um...
Właśnie... Jaki jest powód?
Chyba już wiem, o co chodzi...

Zajebiście podobał mi się seks z Malikiem.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Jestę zboczeńcę <huehuehuehue>  ^.^




CZYTASZ = KOMENTUJESZ :)

piątek, 12 września 2014

Rozdział 22

Patrzcie!
Dzisiaj udało mi się zdążyć jeszcze w piątek :)

Miłego czytania moi mili :*

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

*Jessy*

Jest początek lipca, a ja nudzę się jak mops. Leżę na kanapie i patrzę w sufit, bo nie znalazłam ciekawszego zajęcia. Melanie wyjechała na tydzień do swojej babci, więc się nie spotkamy. Niall ćwiczy nowe piosenki na gitarze, bo nagle nazbierało mu się chętnych do nauki. Serio ludzie nie mają co robić w wakacje, tylko uczyć się gry na instrumentach? Pff! Żenada. Gdzie imprezy po zgonowanie? W sumie sama nic nie robię...
Dobra, nic nie mówiłam.
Amy jest na mnie obrażona, a reszta grupy pewnie ćwiczy na kolejne zawody, które będą za tydzień. Z tego wszystkiego przestałam tańczyć, no może oprócz podrygiwania w pokoju. Ehhh...
Zadzwonić do Amy? Spróbuję, może jej przeszło...
Chwyciłam komórkę i wybrałam odpowiedni numer.
- Słucham? - odebrała po pierwszym sygnale.
- Hej Amy. - starałam się brzmieć radośnie w przeciwieństwie do niej.
- Cześć, co chcesz? - rzuciła obojętnie.
- Jesteś zła?
- Ja? Zła? Nie, co ty. - prychnęła. - Przecież nie mam, o co. To tylko sprawa, o której nie powiedziała mi moja najlepsza przyjaciółka. Pff, drobiazg.
- Amy, przepraszam. Ten temat nie był dla mnie łatwy. Możemy się spotkać? Pogadamy i w ogóle...
Zawahała się na chwilę.
- Ok. - westchnęła.
- Dzisiaj? Tam gdzie zawsze?
Miałyśmy naszą ulubioną kawiarenkę.
- Może być. O której?
- Za godzinę, czyli o trzynastej?
- Spoko. Muszę kończyć, pa.
- Do zobaczenia.
Rozłączyłam się.
Przynajmniej się zgodziła, normalnie sukces. Zwlekłam się z kanapy i zmusiłam zleniwiałe kluchy, które potocznie nazywam nogami, do ruchu. Ogarnęłam się, żeby wyglądać znośnie, spakowałam niezbędne rzeczy do torebki, po czym chwyciłam telefon i klucze. Zajrzałam do pokoju brata.
- Ej, ja wychodzę. - oznajmiłam.
- Gdzie? - zapytał, podnosząc głowę.
Na kolanach miał gitarę, a na biurku leżało pełno kartek i ołówek. Czyżby coś komponował.
- Umówiłam się z Amy. - odparłam przewracając oczami. - Niall, jestem pełnoletnia... Nie muszę ci się tłumaczyć.
- Mieszkamy razem. - uciął stanowczo. - Baw się dobrze.
- Dzięki! Kocham cię! - krzyknęłam do zamkniętych już drzwi, następnie podążając na dół.

***

Droga na miejsce umówionego spotkania zajęła mi trochę czasu, bo było bliżej starej szkoły, ale nie spóźniłam się. Zajęłam nasze ulubione miejsce i usadowiłam się wygodnie. Po chwili podeszła kelnerka, u której zamówiłam tylko wodę. Z kawą chciałam zaczekać na przyjaciółkę. Wyjęłam komórkę sprawdzając czas. Już dziesięć minut po trzynastej. Może się spóźni...
Kolejne 10 minut...
I następne...
I jeszcze...
Nie ma jej...
Niespodziewanie podszedł do mnie właściciel knajpki. Był to mężczyzna w średnim wieku z posiwiałą burzą włosów. Ze względu na wiek, jego twarz poorana była zmarszczkami, a skóra spalona słońcem. Bardzo go lubiłam. Znaliśmy się odkąd zaczęłam chodzić do szkoły, z której mnie wyrzucili. Często odwiedzałyśmy go z Amy, żeby poplotkować, a on zasypywał nas anegdotami. Spędziliśmy ze sobą wiele czasu, przez co traktowałam go jak mojego trzeciego dziadka. Miło było znowu zobaczyć jego serdeczny uśmiech, którym obdarzył mnie podchodząc do mojego stolika.
- Dzień dobry, panie Jons.
Nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu.
- Witaj, Jessico. - zawsze zwracał się do mnie pełnym imieniem. Wcale mi to nie przeszkadzało.
Przysiadł na chwilę na drugim krześle.
- Co u pana słychać? - podparłam bodę na dłoniach, a łokcie umieściłam na stole.
- Interes się kręci, nie narzekam. - mrugnął do mnie. - Jak w nowej szkole?
O mojej karze dowiedział się jako pierwszy. Wówczas zaparzył mi herbatę ziołową na uspokojenie, bo byłam nieźle podminowana. Wysłuchał to, co miałam do powiedzenia, nie oceniał mnie, a później obrócił wszystko tak, że umieraliśmy ze śmiechu.
- Wszystko dobrze, zaklimatyzowałam się i przeżyłam koniec roku. - powiedziałam obracając szklankę z wodą. - Niedługo wyjeżdżam do rodziców, do Stanów. Tam skończę liceum.
- To wspaniale. - szczerze się ucieszył. - Mam nadzieję, że wszystko ci się ułoży, bo widzę, że akurat masz ciężki kawałek chleba do przełknięcia. Nie będę cię dręczył. Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy. Drzwi mojej kawiarni stoją dla ciebie otworem. - sięgnął po moją dłoń i ścisnął ją w pocieszającym geście.
- Dziękuję, panie Jons. - odetchnęłam z ulgą.
Ten człowiek umiał podnieść mnie na duchu. Wiedziałam, że zawsze mogę na niego liczyć.
- Czekasz na kogoś? - zapytał i wstał poprawiając marynarkę.
- Na Amy.
- Dawno tu nie była... Odkąd zmieniłaś szkołę. - zasępił się na chwilę, ale zaraz wrócił jego niezastąpiony, zaraźliwy uśmiech. - Już nie przeszkadzam. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia. - powtórzyłam z wielką nadzieją, że tak będzie.
Kiedy mężczyzna odszedł, sprawdziłam godzinę na zegarze wiszącym nad ladą. Wybiła czternasta, a Amy się nie zjawiła. Mocno wkurzona wstałam i wyszłam, zostawiając pieniądze za wodę. Myślałam, że rozniosę każdego przechodnia, który na mnie spojrzał.
Kiedy już szłam z przystanku do domu, usłyszałam dzwonek telefonu. Odebrałam zła, widząc kto miał tupet, żeby zadzwonić.
- Dzięki, że uprzedziłaś. - wycedziłam.
- Przepraszam... - zaczęła, ale jej przerwałam.
- Przepraszasz, kurwa?! Umówiłyśmy się, do cholery! Czekałam na ciebie godzinę i dopiero teraz byłaś łaskawa zadzwonić, że nie przyjdziesz?! - krzyczałam.
- Nie Jess! - również podniosła głos. - Dzwonie w innej sprawie.
- W takim razie, słucham. - starałam się opanować.
- Przepraszam, że nie przyszłam, ale to nie miałoby sensu. - wiedziałam, że zaciska powieki. - Po prostu chcę ci powiedzieć, że nasza dalsza przyjaźń też nie ma sensu. Oddaliłyśmy się od siebie. Nie
mówisz mi o ważnych sprawach i widzę, że znalazłaś sobie lepszą koleżaneczkę. Nie wiem jak reszta
"Cramps", ale ja już nie mam ochoty się z tobą zadawać. Zawiodłaś mnie. Najlepiej usuń mój numer, ja zrobię to samo. Także... Rozmawiamy ostatni raz. Chciałabyś coś mi powiedzieć? - skończyła.
- Jesteś suką, Amy. Tyle razem przeszłyśmy i ty nagle mnie zostawiasz? Dziękuję ci bardzo. Zrobię jak chcesz, ale żeby później nie było, że nagle ci się odmieniło. Życzę powodzenia w wymyślaniu zwycięskich układów. - prychnęłam.
- To wszystko?
- Nie miałaś na tyle pierdolonej odwagi, żeby powiedzieć mi to w twarz?
- Amy ja...
- Spierdalaj! - krzyknęłam, nie chcąc słyszeć odpowiedzi. - Nie potrzebuję ciebie, ani twojej zasranej, fałszywej przyjaźni.
Nie dostałam żadnej odpowiedzi, nie pomijając sygnału przerwanego połączenia. Nie wiem, co jej się we łbie poprzestawiało, ale nie mam zamiaru się tym przejmować. Skoro taka jest jej decyzja...
Jak prosiła tak zrobiłam i usunęłam ją z listy kontaktów. Pozbyłam się jej z życia raz na zawsze.
Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie.
Jeszcze bardziej wkurwiona niż poprzednio, wparowałam do domu trzaskając drzwiami.
- Jessy! - upomniał mnie Niall, który pojawił się w korytarzu.
- Daj mi spokój. - bąknęłam, wymijając chłopaka.
Zamknęłam się w pokoju i położyłam na łóżku. Leżałam tak dłuższy czas, bo za oknem zaczęło się ściemniać. Wstałam, wyciągnęłam ładne ubrania i je założyłam. Poprawiłam makijaż na mocniejszy
i przeczesałam włosy. W stanik wsadziłam pieniądze, a w przepasce pod sukienką umieściłam telefon. Mijając salon, gdzie siedział blondyn, rzuciłam krótkie "wychodzę" i po założeniu szpilek
opuściłam budynek.

***

Stałam w kolejce do klubu już jakieś pół godziny. Miałam dosyć, ale to najlepszy lokal w mieście,
więc nie odpuszczę. Wreszcie stanęłam oko w oko z masywnym bramkarzem. Zlustrował mnie wzrokiem.
- Wchodzisz. - kiwnął głową na drzwi wejściowe.
Zadowolona wkroczyłam w progi zacnej miejscówki i od razu skierowałam się w stronę baru. Zatrzepotałam zalotnie rzęsami w kierunku barmana i odkryłam dekolt, a chwilę potem mój "powitalny drink" był gotowy. Nawet nie musiałam za niego płacić. Kto ma cycki, ten ma władze. Przykro mi, panowie.
Wypiłam napój alkoholowy i opanowałam parkiet razem z kilkoma innymi dziewczynami. Bawiłam się znakomicie, ale samej to nie to samo co z kimś, no nie? W łazience sprawdziłam, czy wyglądam w miarę przyzwoicie i po wypiciu kolejnego drinka wyszłam z zatłoczonego klubu. Nie wiem, czy to przez te drinki i moje wkurwienie, które o dziwo wyparowało, ale podjęłam dość głupią decyzję.
Idąc w stronę ulicy, na której mieszkałam, wstąpiłam do całodobowego sklepu monopolowego. Kupiłam litr wódki i piwo, które wysączyłam zanim doszłam do wyznaczonego sobie miejsca. Na szczęście, tam dokąd szłam, nie było daleko.
Już po jakichś dwudziestu minutach stałam przed domem. Nie moim domem. Przed domem Malika. Światło na dole się świeciło, więc wywnioskowałam, że nie śpi. Z karuzelą w głowie podeszłam do drzwi. Zapukałam dość mocno i czekałam. To, że jestem pijana, to nie znaczy, ze nic nie będę pamiętała. Po pijanemu przybywa mi odwagi, ale pamięć zostaje. Przynajmniej częściowa. Umykają mi niektóre momenty, ale da się żyć.
Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk przekręcanego klucza w zamku. Wyprostowałam się, schowałam "prezent" za plecami i próbowałam zachować równowagę. Słabo mi to wychodziło, ale wychodziło. Uśmiechnęłam się szeroko do mocno zdziwionego mulata.
- Heeej. - przywitałam się zbyt radośnie.
- Co ty tu robisz? - uniósł brwi wysoko.
Ha! Nie spodziewał się. Ale go zaskoczyłam!
- Przyszłam do ciebie. - odpowiedziałam najprościej jak się dało.
- Tyle, to ja widzę. - powiedział z ironią. - Nie powinnaś grzecznie spać o tej porze?
- Dzisiaj jestem niegrzeczna. - zachichotałam. - Wpuścisz mnie, czy będziemy pili tutaj? - zapytałam
pokazując mu butelkę.
Nic nie mówiąc, wpuścił mnie do środka. Zamknął drzwi, a ja rozgościłam się w salonie. Za chwilę dołączył do mnie.
- Całkiem ogłupiałaś. - bardziej stwierdził niż zapytał.
- Czuję się znakomicie. - czknęłam cicho. - Z butelki czy ze szkła?
- Powiesz mi, co ci odbiło? - dopytywał.
Dopiero teraz zauważyłam, że jest ubrany w spodnie dresowe i pogniecioną koszulkę. Włosy miał w nieładzie i nie powiem, ale wyglądał całkiem uroczo. Jestem pijana i bredzę, ale wygląda naprawdę
pociągająco. Mógłby robić za jakiegoś modela.
- A czy to ważne? - westchnęłam, zsuwając się tyłkiem na podłogę, plecy oparłam o kanapę.
- Zjawiasz się u mnie w środku nocy i tak, chciałbym wiedzieć jaki jest tego powód.
- Siadaj nie pierdol. - machnęłam lekceważąco dłonią.
- Jak usiądę, to mi powiesz?
Kurwa, chyba nie odpuści...
Już nie można się w spokoju napić. Myślałam, że chociaż on nie będzie mnie przesłuchiwał i robił
wyrzutów. Może się myliłam.
- Tylko pod warunkiem, że zaczniemy pić.
Uśmiechnęłam się cwaniacko.
Wywrócił oczami i prawie niezauważalnie skinął głową. Szybko odkręciłam korek i przechyliłam butelkę przy ustach. Bez przepoi, a co! Brałam jeden łyk za drugim.
- Spokojnie, maleńka. - Malik zabrał mi alkohol. - Ja też chcę.
- Na zdrowie. - czknęłam i zaczęłam się śmiać.
Alkohol palił mi przełyk i w pewnym momencie miałam ochotę wymiotować. Zlekceważyłam nieprzyjemne uczucie i z radością przyjęłam kolejną dawkę wódki. W międzyczasie bełkotałam głupoty i śmiałam się z samej siebie.

***

Przez godzinę zdążyliśmy wlać w siebie litr wódki, a do tego jeszcze jego zapas piwa, czyli po jakieś trzy na głowę. Wcale nie przeszkadzało mi to, że były mega gorzkie. Jak się bawić, to się bawić. W międzyczasie skróciłam mu powód mojej wizyty, a im więcej wypiliśmy, tym bardziej rozwiązywały nam się języki.
- Także widzisz... - popatrzyłam na niego nieprzytomnie. - Przyjaźń "na wieki" jest przereklamowana.
- Zgadzam się, ale jednak uważam inaczej. - zrobił minę myśliciela. - Ja mam najzajebistszejszego,
naj-kurwa-lepszego przyjaciela jaki stąpa po ziemi. Jest zdrowo pierdolnięty, ale własnie to nas łączy.
- Tak, Malik. - przyznałam. - Jesteś zdrowo pierdolnięty.
- Odezwała się. - prychnął. - Kto przychodzi w środku nocy do chłopaka, z którym się nienawidzi i chce z nim zapijać smutki? Plusy są takie, że miałem darmową wódkę.
- Czepiasz się. - zwiesiłam głowę, która była dziwnie ciężka. - Wracając od tematu, to miłość też jest niepotrzebna. Nie wiem, po co to komu. Trzeba się tylko męczyć, no nie?
- Dokładnie. Ja też nie wiem, po co.
Po głębszym namyśle stwierdziłam:
- Po co miłość, jak można się tylko ruchać. To o wiele przyjemniejsze, a mniej skomplikowane.
Mulat spojrzał na mnie z udawanym szokiem.
- Pierdolisz? - uniósł brew, co wyglądało przekomicznie.
Każdy gest czy mina w naszym wykonaniu wyglądała marnie, ze względu na nasz stan.
- Nie rozumiem, po co filozofofofujemy, skoro możemy iść się ruchać. - wzruszyłam ramionami.
- Tak na zawołanie, to trochę słabo. - marudził. - Poza tym, jesteśmy schlani w trzy dupy. Może nawet cztery... albo pięć... czy może sześć...
- Jak sobie chcesz. - bąknęłam niewyraźnie i bezwiednie oparłam głowę na jego lewym ramieniu.
Nie chciałam tak szybko odpuszczać. Skoro poruszyliśmy tą kwestię nie bez powodu. Alkohol w mojej krwi, którego było niebezpiecznie dużo, tak pobudził moją pewność siebie i dodał tyle odwagi, że nie zamierzałam się kontrolować.
Raz się żyje.
Powoli uniosłam lewą rękę i przejechałam nią wzdłuż ramienia chłopaka. Potem jeszcze raz i kolejny. Gładziłam jego skórę samymi opuszkami. Podniosłam głowę kierując spojrzenie na idealny profil Zayna. Pogładziłam go po żuchwie zjeżdżając ku obojczykowi. Zauważyłam, że zareagował gęsią skórką, co mnie niezmiernie ucieszyło. Odwrócił głowę w moją stronę, dzięki czemu nasze oczy się spotkały.
W brązowych tęczówkach migotało podniecenie.

Już wiedziałam, że ta noc będzie inna niż wszystkie...

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
OHOHOHOHOHOHOHO!

Ale się dzieje!
Wiem, że nie możecie się doczekać, co będzie dalej xD

<jestem głupia, bo pisze dwie notatki lol>

Idę oglądać mój najulubieńszy (jest takie słowo? O.o) serial pod słońcem ---> "Teen Wolf: Nastoletni Wilkołak" :)

Dobranoc! xx

sobota, 6 września 2014

Rozdział 21

Nie uwierzycie!
Byłam rano po książki, a tam MEEEGA kolejka! Myślałam, że się zatłukę :(
Na szczęście szła szybko i kupiłam moje podręczniki. Niestety nie było już używanych i musiałam wziąć nowe, które były droższe.

Źle się czuję, kiedy rodzice wydają na mnie dużo kasy. To takie przygnębiające...

A wy jak po rozpoczęciu, co? Jak wasze klasy? Fajni ludzie? Gdzie poszliście do szkoły?
Ja już druga klasa liceum, a już za rok MATURAAAAAA <której nie zdam, heh xD>

Przepraszam za te kilka godzin opóźnienia. Wiem, że miało być w sobotę rano, ale jak wiecie, na początku roku jest sporo spraw do załatwienia.
Poza tym, wczoraj byłam tak padnięta, bo wracałam autobusem do domu z Warszawy prawie 3 godziny :/
Ugh!
Były kilometrowe korki. Masakra!

Miłego czytania i zapraszam do komentowania :*

(jeśli możecie, to polećcie gdzieś moje ff :) Byłoby mi bardzo miło xx)

------------------------------------------------------------------------------------------------------

*Jessy*

Czerwiec zleciał jak z bicza strzelił. Jako pełnoprawna i DOROSŁA obywatelka postanowiłam, że będę zdawała na prawo jazdy, ale dopiero jak pojadę do rodziców. Póki co, męczę się w szkole. Na szczęście jutro jest zakończenie roku szkolnego, co niezmiernie mnie cieszy. Bilety do rodziców mam jakoś na początek lipca.
Już nie mogę się doczekać!
Jeśli chodzi o Malika, to po mojej osiemnastce nie zamieniłam z nim słowa. Widywałam go przelotnie na korytarzu, ale naszym jedynym kontaktem były obojętne spojrzenia. Nawet na lekcjach nie pyskował nauczycielom, co zdziwiło chyba każdego. Snuł się po korytarzach szkolnych, wychodził na papierosa bądź siedział w jakiś swoich zakamarkach, których nie znałam. Wiem, że jedyny i jakikolwiek kontakt miał z przyjacielem, z Joshem.
Nie dawały mi spokoju myśli na temat tego, co wydarzyło się na imprezie oraz tego, co zobaczyłam w jego brązowych oczach. Miałam wrażenie, że widzę ból, niemoc, ale i dystans. Coś musiało się stać... Coś poważnego. Przecież nie zareagowałby tak gwałtownie na głupie słowa pijanego człowieka bez powodu. W sumie nie powinno mnie to interesować, bo to Malik.
Już sama nie wiem, co o tym myśleć...

***

- Jessy wstawaj! Spóźnisz się! - obudził mnie wrzask.
Przetarłam zaspane oczy i coś sobie przypomniałam... Kurwa! Mam zakończenie roku! Wstałam gwałtownie, ale tak samo usiadłam, gdyż zderzyłam się z klatką Nialla.
- Co ty tu robisz?! - krzyknęłam. - Nie widzisz, że się spieszę!?
- Gdybym cię nie obudził, to byś zaspała! - podniósł głos.
- Och, spadaj! - machnęłam na niego dłonią i zręcznie wyminęłam.
Zbiegłam do kuchni i przelotnie spojrzałam na zegarek.
- Niall, ty idioto! - wydarłam się na cały dom.
W odpowiedzi usłyszałam tylko głupi śmiech blondasa. Wkurzyłam się na maksa. Brat wszedł do pomieszczenia uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Odbiło ci?? - postukałam się palcem w czoło. - Przecież zakończenie mam dopiero o wpół do dziesiątej.
- Masz mi za złe, że obudziłem cię godzinę przed wyjściem? - miał minę niewiniątka.
- Człowieku! Jest ósma! Mogłam pospać jeszcze calutkie pół godziny. Zmarnowałeś mi tyle snu. - marudziłam.
Chwycił mnie w ramiona i uścisnął.
- I tak mnie kochasz.
Pocałował moje czoło.
- Schlebiasz sobie. - westchnęłam, wtulając się w jego ciepłe ciało.
Kiedy mnie puścił udałam się do łazienki, a on do swojego pokoju. Niall ma zakończenie jakoś o 9.00. Wzięłam prysznic, ogarnęłam twarz i włosy i wróciłam do pokoju. Wyjęłam wcześniej naszykowany, galowy zestaw i ubrałam go. Nałożyłam makijaż. Zeszło mi z wszystkim pięćdziesiąt dwie minuty , więc mogę jeszcze na spokojnie zjeść śniadanie. Wyjęłam jogurt naturalny, płatki owsiane, żurawinę, pestki słonecznika i wszystko razem wymieszałam. W międzyczasie mojego szykowania, blondyn już wyszedł.
Gdy skończyłam, chwyciłam telefon, założyłam szpilki i wyszłam z domu zamykając go. Droga do szkoły potrwała jakieś piętnaście minut, więc byłam kwadrans przed rozpoczęciem uroczystości. Odnalazłam Melanie, która stała pod naszą klasą.
- Hej. Pięknie wyglądasz. - przywitała się.
- Hej. Ty również przepięknie.
- Nadchodzą wakacje! - pisnęła. - Już nie mogę się doczekać tych rzeczy, które będziemy robiły.
No nie, następna zaczyna ten temat.
- Mel... Bo jest coś... Jest coś, co powinnam ci powiedzieć. - wydusiłam z trudem.
Ugh! Jak ja nie lubię tego tematu.
- Tak?
- Wyjeżdżam w lipcu do Stanów, do rodziców. - rzuciłam szybko. - Tam skończę trzecią klasę i nie wiem kiedy wrócę. Nie obiecuję, że zaraz po skończeniu szkoły. Przepraszam, że nie powiedziałam ci tego wcześniej.
Patrzyła na mnie w milczeniu, a jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Zaczęłam się bać. Ruda wzięła głęboki wdech.
- Wiem. - uśmiechnęła się.
- Jak to?? - mocno się zdziwiłam.
- Niall się wygadał. - wywróciła na niego oczami. - Na twojej imprezie.
- Idiota. - burknęłam.
- Cieszę się, że spotkasz się z rodzicami. - powiedziała. - Wiem, ze nie będziemy się widziały, ale na pewno to nadrobimy. Będziemy w stałym kontakcie, prawda?
- Jasne, oczywiście. - odparłam entuzjastycznie. - Boże, jesteś taka wspaniała!
- Już kiedyś to słyszałam.
Zarzuciła włosami z miną zwycięzcy.
- Zareagowałaś lepiej niż moja najlepsza przyjaciółka. - zasmuciłam się na samo wspomnieni tamtej rozmowy.
- Naprawdę?
- Szkoda gadać. - ucięłam, a Melanie przytaknęła ze zrozumieniem. - Idziemy na główny korytarz? Trzeba zając sobie miejsca.
- Chodźmy.
Złapałyśmy się pod ręce i raźnym krokiem, zadowolone z dwóch miesięcy wolnego, podążyłyśmy we wspomnianym kierunku. Stanęłyśmy na tyle, żeby nie rzucać się w oczy nauczycielom. Dyrektorka zaczęła swoje przemówienie, a ja miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Zerknęłam przez ramię i wcale się nie myliłam. Zayn wzrokiem wypalał we mnie dziurę. Miał twarz jakby z kamienia. Żadnego ruchu, żadnej oznaki, że w ogóle żyje. Przeniósł spojrzenie na moje oczy. Przez chwilę, żadne z nie odwróciło wzroku, ale Melanie szturchnęła mnie w żebra, więc musiałam odpuścić pierwsza.
- Co się dzieje? - szepnęła.
- Malik. - rzuciłam niechętnie.
Dziewczyna uśmiechnęła się głupio i wróciła do "słuchania" dyrektorki. Cudem wytrzymałam całe przemówienie, ale palce u stóp mi odpadały. To przez te zajebiste szpilki. Tak to jest  jak się chodzi w wysokich butach raz na ruski rok.
Każda klasa powędrowała do swojej sali, więc my także. Mel i ja usiadłyśmy w środkowym rzędzie na końcu. Po lewej usadowił się Josh i Malik, a po prawej dwie koleżanki z klasy. Na szczęście ten drugi siedział koło okna, dzięki czemu nie miałam go na widoku. Nawet nie zorientowałam się, że wychowawczyni skończyła mówić i zaczęła rozdawać świadectwa. Poszłam po swoje. Było całkiem zadowalające, jak na drugą klasę liceum.
- Czego mogę wam życzyć? - pani uśmiechnęła się szeroko. - Bawcie się dobrze, wykorzystajcie wakacje jak najlepiej i przede wszystkim dbajcie o bezpieczeństwo.
- Gumki najważniejsze! - krzyknął któryś z kolegów.
Wszyscy się zaśmiali.
- Oj dzieci, dzieci... - westchnęła. - Będzie mi brakowało tych waszych wygłupów, ale chociaż trochę od siebie odpoczniemy.
- Dziękujemy! - krzyknęliśmy wspólnie.
Po małych pożegnaniach wszyscy wybiegli na zewnątrz. Ja i ruda szłyśmy pogrążone w rozmowie, kiedy przed nami wyłoniła się sylwetka Josha.
Musiałam to wykorzystać.
- Hej Josh! - zawołałam chłopaka, który skierował się w naszą stronę. - Melanie, poczekasz przy bramie? Muszę z nim pogadać.
- Nie ma problemu, tylko się pospiesz. - powiedziała wychodząc z budynku.
Chwile potem pojawił się przyjaciel mulata.
- Co? - burknął.
- Może grzeczniej? - uniosłam brew.
- Dobra. - sapnął. - Słucham szanowną panią?
Zlekceważyłam jego słowa. Musiałam odrzucić na bok nasze porachunki.
- Wiesz, że Malik był u mnie na imprezie urodzinowej, prawda?
- Coś wspominał.
- Mówił ci o tym, że pobił jednego z gości?
- Chyba tak, nie zwróciłem na to szczególnej uwagi, bo ostatnio często uczestniczy w bójkach, a jeszcze częściej je wywołuje. - odparł obojętnie.
- Naprawdę? - zmarszczyłam czoło. - Wcześniej się tak nie zachowywał?
- No nie do końca. - chłopak podrapał się po karku. - Zdarzały się bójki, ale przeważnie z jakiegoś ważnego powodu, ale teraz awanturuje się o każdą błahostkę. Ma mniejszą samokontrolę niż wcześniej.
- Tak myślałam, że to nie było normalne. - zamyśliłam się. - Coś się stało?
- U Zayna? Nie wiem, czy mogę ci o tym powiedzieć...
- Nikomu nie powiem. - obiecałam.
- Nawet tej swojej przyjaciółeczce i bratu? - popatrzył wyczekująco.
- Tak, nawet im. - przyznałam.
- Chodzi o to, że... - zawahał się. - Matka Zayna zmarła.
Zamurowało mnie. Nie potrafiłam nic powiedzieć.
- Miał tylko ją. - kontynuował. - Ojciec zginął w wypadku kiedy Zayn był mały, a ona chorowała na stwardnienie rozsiane. Wiedział, że kiedyś to nastąpi i starał się jej pomagać, ale kuracje były bardzo kosztowne. Pogorszenie zdrowia nastąpiło tak nagle. Siedział z nią w szpitalu całą noc, a nad ranem poinformowali go, że nie dała rady. Wtedy się załamał, ale przysiągł sobie jedno... - zatrzymał się. - Że już nigdy więcej nie pozwoli, aby go zraniono czy poniżono i że nie przyjmie pomocy od nikogo.
- Boże... - wydusiłam i zakryłam usta dłonią.
To takie okropne. Stracić jedyną bliską ci osobę w życiu.
- Musi mu być cholernie trudno. - powiedziałam zszokowana.
- Nawet nie wiesz jak kurewsko trudno. - przyznał Josh. - Niestety przez to przestał okazywać jakiekolwiek emocje i uczucia... Stracił osobę, którą kochał i która kochała jego. Nie chce, żeby ponownie tak się stało.
Pokręciłam zrezygnowana głową i mocno zacisnęłam powieki.
- W ogóle nie wiem, dlaczego ci o tym mówię. - złapał się za głowę. - Nie powinienem, a ty zapomnij, co powiedziałem, okey?
- Jasne. - zgodziłam się. - Dzięki.
- Nie ma za co. - odwrócił się i zaczął odchodzić.
Zatrzymał się i spojrzał przez ramię. Miałam wrażenie, że na jego obliczu widzę wstyd i skruchę. Jednak to mogło być tylko głupie przewidzenie.
- Przepraszam. - rzucił i zniknął za drzwiami jednej z sal.
Przeprosił mnie za swoje zachowanie tamtego dnia. Czy mu wybaczę? Nie wiem... Był pod wpływem narkotyków, a nie powinien, bo jest na odwyku. Bóg uczy, żeby nie trzymać urazy, ale on chciał mnie udusić z pełną premedytacją. Muszę wszystko przemyśleć.
Po słowach Josha nie mogłam się odnaleźć. Szłam z Melanie do mojego domu, ona coś mówiła, a ja udawałam, że słucham. Musiałam przyswoić sobie te straszne informację. Myślę, że teraz Malikowi najbardziej zbędne jest współczucie.
- Jess wiem, że nawet nie wiesz, co do ciebie mówię. - rzuciła z pretensją dziewczyna.
Ocknęłam się i spojrzałam na nią przepraszającym wzrokiem.
- Wybacz. - rzuciłam i ponownie patrzyłam przed siebie.
- Dam ci spokój, bo jesteś z głową w chmurach. Masz szczęście, że zobaczę się z Niallem, bo dzięki niemu mam dobry humor.
- Mhmm...
Więcej żadna z nas się nie odezwała.
Po dotarciu do domu mechanicznie przebrałam się w codzienne ciuchy i zrobiłam sobie kanapki. Mel od razu pognała z Niallem na pizze. Chcieli, żebym poszła z nimi, ale nie miałam ochoty. Powiedzieli, że wrócą wieczorem. Niech im będzie...
Uruchomiłam laptopa i przejrzałam podstawowe portale. Nic ciekawego się nie działo, więc włączyłam jakiś film. Komedia odrobinę poprawiła mi humor. Kiedy skończyłam oglądać i zdążyłam zamknąć
urządzenie, mój telefon zadzwonił.
Mama.
Pogadałyśmy chwilę o bzdurach i trochę o moim przyjeździe, a po długim pożegnaniu rozłączyłam się. Żeby rozładować emocje włączyłam muzykę i zaczęłam tańczyć. Zatraciłam się w swojej pasji... Tak jak za dawnych lat. Następnie wykąpałam moje spocone ciało i resztę dnia przeleżałam na łóżku chłonąc książkę. Nic nie odrywało mnie od rzeczywistości jak książki. Uwielbiałam to robić. Utożsamiać się z postacią i przeżywać akcje zawartą w tekście.
Na chwile moją uwagę odwróciła myśl, żeby napisać wiadomość do Malika. Zapytać jak się czuje i czy wszystko w porządku. Jednak szybko wyrzuciłam głupi pomysł z głowy, ale i tak nie mogłam skupić się na książce. Z jednej strony Zayn był strasznie wkurwiający, władczy, egoistyczny, samolubny, buntowniczy, mogłabym wymieniać jego wady bez końca. Z drugiej strony z nim się nudzić nie można, zawsze wymyśli coś głupiego, potrafi sobie w życiu radzić, dotrzymuje słowa, jest mega przystojny i ma tatuaże. Czy ja własnie wymieniłam jego zalety? Nie, nie prawda. Nic nie było. Może gdybyśmy spotkali się w innych okolicznościach, to mógłby mi się spodobać... Nie mówię, że jego wygląd mnie nie pociąga. Wręcz przeciwnie. A wspomniałam, że zajebiście całuje? Nie? No to mówię.
"Jessy! Czy ty się słyszysz?!" - zainterweniowała moja podświadomość.
Zatrzymałam swoje myśli, biegnące w nieodpowiednim kierunku. Wtedy usłyszałam hałas na dole. Śmiech Nialla rozpoznałabym wszędzie. Zbiegłam na dół i zastałam słodką parkę w salonie na kanapie. Po chamsku dosiadłam się do nich, wpychając się między nich. Popatrzyli na mnie bez zrozumienia i z lekkim szokiem.
- Jak tam było na pizzy? Smakowała? - zapytałam z uśmiechem.
Musiałam odwrócić swoją uwagę od Malika.
- Uderzyłaś się w głowę? - Niall przyłożył mi dłoń do czoła. - Bo gorączki nie masz.
- Wszystko jest w najlepszym porządku.
- Co się tu sprowadza? - zagadnęłam Mel podejrzliwym tonem.
Wzruszyłam niewinnie ramionami.
- Kompletnie nic.
- Na pewno? - dziewczyna uniosła brwi.
- Na sto procent. Chciałam pobyć trochę z wami.
Uśmiech nie schodził mi z twarzy, od czego zaczęła mnie boleć buzia. Chyba mam skurcz.
- Coś mi tu śmierdzi. - brat zmarszczył czoło.
- Mówiłam, żebyś się wykapał zanim gdziekolwiek wyjdziesz.
Zmroził mnie wzrokiem, a ja posłałam mu całusa. Tak naprawdę miałam cichą nadzieję, że może przywieźli mi kawałek pizzy z szynką i ananasem.
- Leży na blacie w kuchni. Podgrzej sobie. - braciszek chyba czytał mi w myślach.
Poderwałam się na równe nogi, wycałowałam oboje w policzki i uradowana pobiegłam po pizze. Po odgrzaniu już ledwo ciepłego kawałka, pożegnałam się z Melanie i wróciłam do swojego pokoju. Gdy już zjadłam, umyłam zęby, wykąpałam się, przebrałam w piżamę i rzuciłam na łóżko. Przed zamknięciem oczu sprawdziłam jeszcze komórkę, ale nic na mnie nie czekało. Wtuliłam głowę w poduszkę, wsuwając ręce pod głowę.
Nawet nie wiem, kiedy usnęłam.

Śnił mi się mulat o czekoladowych oczach. Był załamany, słaby, kruchy i bezsilny. Stałam kilka kroków przed nim. Tak bardzo chciałam go przytulić, ale nie mogłam się zbliżyć. Z każdym kolejnym krokiem on się oddalał. Zaczęłam uparcie biec przed siebie. Krzyczałam jego imię, aż zabolało mnie gardło. Chłopak nawet nie spojrzał w moją stronę. Opadłam z sił i popatrzyłam bezradnie na załamanego mulata. Jego przystojna twarz okryła się przygnębieniem, a mnie zakuło serce.
Nagle podniósł wzrok na mnie i wyszeptał słowa, które usłyszałam bardzo wyraźnie.
- Tylko ty możesz mnie uratować.
Ciemność.
Mój krzyk.
Niewiedza.
Koniec.

środa, 3 września 2014

INFO O O O O !

Z racji, że jestem już w drugiej klasie liceum i powoli przygotowuję się do egzaminu dojrzałości (czyt. maturaaa!), postanowiłam dodawać rozdziały raz w tygodniu.

Myślę, że jest to najrozsądniejsze rozwiązanie, gdyż od poniedziałku do piątku będę zajęta nauką, więc nawet nie potrafiłabym wrzucić posta w określonym terminie, a weekend mi to umożliwia.
Pewnie wy też niedługo będziecie zajęci swoją szkołą i nauką. Nie chcę was od tego odciągać :)

Przykro mi, jeśli komuś to nie pasuje i może być zły, ale ja CHCĘ ZDAĆ MATURĘ JAK NAJLEPIEJ, więc muszę się przyłożyć.

Mam nadzieje, że z powodu tej zmiany, nie zostawicie mnie ani mojego opowiadania :)

Dziękuję Wam za każde wejście i komentarz, który po sobie zostawiliście (ci co zostawiali lol xD )

Życzcie mi powodzenia z rozszerzoną historią, bo normalnie nie wyrobię :'(

Dziękuję za uwagę i do "usłyszenia" (raczej przeczytania xD )

xxx

< każde świeże info o rozdziałach będzie pojawiało się po lewej stronie bloga niebieską czcionką >


KOMENTUJCIE BO TO STRAAASZNIE MOTYWUJE DO PISANIA :)