środa, 31 grudnia 2014

Rozdział 39

Z racji, że dzisiaj Sylwester, ale nie każdy ma jakieś plany, bo woli na przykład spędzić ten czas z rodziną/ przy dobrym filmie pod kocem i z herbatką/ bądź zwyczajnie nie lubi imprez (xD), postanowiłam być tak wspaniała <skromna ja> i opublikować kolejny rozdział.

Czytałam wasze komentarze i dowiedziałam się, że Rozdział 38 nie był tym najlepszym, ale zrozumcie mnie - czasami pojawią się takie "gorsze/słabsze" rozdziały, gdyż historia jakoś musi się logicznie łączyć, prawda?

Dziękuję za wyrozumiałość i wszelkie wasze pochwały dla mnie :)

Sprawiacie, że na mojej mordce pojawia się wielki uśmiech!

Dziękuję!!!!

Udanego Sylwestra ;)

Kocham! xx

EDIT: Jeśli chcecie być informowani o nowych rozdziałach na TT, to podawajcie pod tym postem swoje nazwy :)

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------

*Jessy*

- Mógłbyś się odsunąć? Nie mogę oddychać. - położyłam dłonie na jego torsie i odepchnęłam.
Zrobił krok do tyłu, po czym wrócił na swoje poprzednie miejsce przy biurku i zapalił stojącą tam lampkę. Oparłam się o parapet okna po przeciwnej stronie pomieszczenia.
- Zaczynaj, słońce. - zachęcił.
Wzięłam głębszy wdech, potarłam czoło i zdecydowałam się mówić.
- Kiedy szliśmy do samochodu, wpadłam na jakiegoś kolesia. Przyglądał mi się z zarozumiałym wyrazem twarzy. Powiem ci, że był całkiem niezły. Umięśniony, seksowny i bardzo przystojny. Taki... męski. Normalnie prawdziwy samiec. Powiedział też, że skądś mnie kojarzy i chciałby się bliżej poznać.
Dobra, powiedziałam to, żeby dopiec Malikowi, ale tylko troszkę.
- Chcesz, żebym był zazdrosny? - uniósł jedną brew.
Wzruszyłam ramionami, udając obojętność. Tak naprawdę byłam ciekawa, czy rzeczywiście w jakiś stopniu jest o mnie zazdrosny. Nawet jeśli nie jesteśmy razem i w ogóle...
- Przedstawił się? - dodał, kiedy nic nie powiedziałam.
- Um, chyba coś bąknął. To był chyba De... Dre... Drake. Tak, Drake.
- Drake? - jego twarz stężała. - Jesteś pewna?
- Tak, Zayn. Jestem pewna.
- Nie powiedział nazwiska? - dopytywał.
- Mógłbyś skończyć to przesłuchanie? - syknęłam. - Powiedziałam ci, co mnie zatrzymało i na tym koniec. Nie rozumiem, dlaczego tak się spiąłeś.
- Jeśli myślimy o tym samym człowieku, to był nim przywódca najlepszej grupy na świecie.
Moje serce na chwilę przestało bić.
- Co? - wydusiłam cicho.
- Zatrzymał cię przywódca "Yamakasi" i podejrzewam, że nie zrobił tego bezinteresownie. - nerwowo potarł brodę.
- Żartujesz sobie? - wytrzeszczyłam oczy. - Sądziłam, że będzie starszy i nie aż taki gorący.
- Przestań. - uciął z poważną miną. - To nie są żarty.
- Jesteś zazdrosny, że spodobałam się innemu facetowi. - stwierdziłam z cwanym uśmiechem.
- Jest wiele lasek, które na mnie lecą. Nie jesteś jedyna, kochanie.
- To czemu bawisz się w to wszystko ze mną? - uniosłam brew w oczekiwaniu na odpowiedź. - I skąd ta pewność, że ciągle na ciebie lecę?
Zawahał się na chwilę.
- Możemy to zakończyć, jeśli chcesz. Każde pójdzie w swoją stronę.
W tak słabym świetle dojrzałam, że jego tęczówki zrobiły się o ton ciemniejsze.
- Tego nie powiedziałam.
Zapadła cisza.
Tak naprawdę nie chciałam kończyć tego, co było w jakimś sensie między nami do tej pory, bo nieźle się przy tym hmm... bawiłam? Tak na marginesie tylko wspomnę, że mam na niego ochotę. Właśnie tutaj, właśnie teraz.
- To na co jeszcze czekamy? - rzucił i wielkimi krokami znowu znalazł się tuż przede mną.
Porwał mnie w ramiona i przeniósł na łóżko. Nachylił się nade mną i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku.
Resztę zostawię waszej wyobraźni...

***

Rozgrywki półfinałowe przenieśli na sierpień. Przez ten czas ostro trenowaliśmy. Nie było łatwo ze względu na liczbę osób, ale się udało. Zwarci i gotowi czekaliśmy na ogłoszenie konkretnej daty zawodów i miejsca. Jeszcze nie wiemy, kto z nas będzie startował.
"Tigers" i "Wolfs" połączyło siły i zdawałoby się, że jesteśmy nie do pokonania. Miejmy nadzieję, że tak będzie.
Co ze mną i Zaynem? Hmm... Ciężko stwierdzić na jakim etapie jest nasza znajomość.
Czy sypiamy ze sobą?
Przez treningi nie mieliśmy wiele czasu, więc i TYCH momentów było malutko. Najczęściej kończyło się na całowaniu i obmacywaniu w ukryciu, bo oboje byliśmy zbyt wykończeni i zasypialiśmy po kilku minutach. Z drugiej strony spędzałam z Zaynem mnóstwo czasu. Trochę bardziej się poznaliśmy. Nasze grupy praktycznie się nie rozłączały. Razem chodziliśmy do barów, klubów czy żeby coś zjeść w ciągu dnia. Dzięki treningom zmieniły się nasze stosunki względem siebie i staliśmy się dobrymi kumplami.
Może jeszcze nie przyjaciółmi od serca, ale kumplami z tą samą pasją. Nawet ja i Josh całkiem nieźle się dogadujemy. Nasze grupy trenują razem już ponad miesiąc.

***

Właśnie się wykapałam i siedziałam z Melanie na kanapie w naszym salonie. Dzisiaj mamy dzień odpoczynku od ćwiczeń.
- Co oglądamy? - ziewnęłam.
Wstałam o szóstej rano, żeby zrobić rozgrzewkę i iść pobiegać. Mimo wszystko, musiałam utrzymać formę.
- Wolałabym pogadać. - ruda odwróciła się w moją stronę. - Przez te wasze zawody nie miałyśmy czasu pobyć razem. Przez Nialla utyję i mnie rzuci, jeśli dalej będzie mnie zabierał na miasto.
Zaśmiałam się głośno. Strasznie brakowało mi chwil z najlepsza przyjaciółką.
- Kochana, przepraszam. - cmoknęłam ją w policzek. - To dla nas bardzo ważne, bo nagrodą jest masa kasy. Jest mi okropnie przykro, że nasza przyjaźń na tym cierpi. Ja nie chciałam...
- Cicho bądź. - przerwała mi z uśmiechem. - Nie rozpamiętujmy, tylko cieszmy się tą chwilą. Mamy cały dzień dla siebie. Pamiętaj, że wspieram cię w tym co robisz i ogromnie wam kibicuję.
- Jeśli za chwilę nie usnę.
Obie wybuchłyśmy śmiechem.
Zaczęłyśmy rozmawiać od głupot, po poważne tematy. Języki rozwiązło nam kilka lampek czerwonego, słodkiego wina. Buzie nas bolały, ale nie umiałyśmy się zamknąć. Melanie korzystała z tego, że Niall wyszedł na piwo z kumplami. Gadałyśmy, gadałyśmy, gadałyśmy i gadałyśmy.
Podejrzewam, że nie skończymy, póki nie padniemy na twarz ze zmęczenia.

***

Kilka dni i treningów później mój telefon zadzwonił o ósmej rano. Zanim go odebrałam, obiecałam sobie, że zabiję tą osobę, która ważyła się przerwać mój sen.
- Halo? - rzuciłam niedbale, przecierając twarz dłonią.
- Jessy?
- Nie, Matka Teresa.
Sarkazm z rana jak śmietana.
- Też miło cię słyszeć.
- Czego chcesz? - Malik dzwonił do mnie bardzo rzadko.
Mimo wszystko nie staliśmy się przyjaciółmi od serca. Nie potrafiliśmy się nie sprzeczać i sobie docinać. Poza tym to co wisiało między nami nie można było zaliczyć do czystej przyjaźni damsko-męskiej.
- Mam bardzo ważną wiadomość...
- No?
- Ogłosili dokładny termin i miejsce. Mark ma SMS-a.
Na chwilę odebrało mi mowę.
- Mówisz serio?
- Nie, żartuję sobie. - prychnął. - Chyba nie dzwoniłbym tak rano, bo sam nie wstaję o takiej porze.
- Ja pierdole. - wydusiłam.
- Też się cieszę. Reszta już wie.
- Wiadomo kogo wytypowali?
- Mnie i Tony'ego.
- Co?! Chyba żartujesz!
- Zadzwoń do swojego kochasia i się zapytaj.
- Zayn, przestań. - ostrzegłam.
Wałkowaliśmy ten temat wiele razy, a on dalej swoje. Mimo to twierdzi, że nadal nie jest zazdrosny. Faceci...
- Musze kończyć, kocie.
- Jasne. - ziewnęłam. - Pa.
Potem usłyszałam już tylko sygnał zakończonej rozmowy. Kiedy dotarło do mnie, co tak naprawdę się stało, wyskoczyłam z łóżka i pobiegłam do Nialla.
- Niall! Obudź się! - wskoczyłam na jego łóżko i szarpałam go za ramiona dopóki nie odwrócił się na plecy i nie zepchnął mnie na podłogę.
Mimo to, pełna nowej energii, podniosłam się i dalej starałam się go obudzić.
- Niall! Wstawaj! Teraz! Szybko! - krzyczałam, skacząc po całym pokoju.
- Zamknij się! - w końcu stracił cierpliwość do ignorowania mnie. - Już wstaję...
Odrzucił ostentacyjnie kołdrę i usiadł. Przetarł leniwie zaspane oczy. Niewyspany Niall, to zły Niall.
- Co jest takiego ważnego, że budzisz mnie w pół do dziewiątej rano?
- Jedziemy na półfinał! Podali dokładną datę i miejsce!
Nie mogłam przestać się szczerzyć.
- Naprawdę? - uniósł brwi w zdziwieniu.
Momentalnie się wybudził. Jak z pomoca czarodziejskiej różdżki.
- Tak!
Z podekscytowania skakałam prawie pod sam sufit.
- Gratuluję. - uśmiechnął się, widząc moją reakcję. - Tylko proszę, przestań już wariować.
- Tak, już. Przestałam.
- Mogę już iść spać? - zapytał, patrząc na mnie z nadzieją, że odpowiedź będzie twierdząca.
- Miłych snów. - rzuciłam, zamykając zamykając za sobą drzwi.

***

Siedziałam jak na szpilkach u Tony'ego w domu. Byłam zwarta i gotowa, żeby żywo dopingować Tony'ego podczas jego biegu. Zawody są już dzisiaj, a ja nie mogłam się doczekać aż dojedziemy na miejsce. Tym razem droga zajmie nam godzinę, a nie trzy jak poprzednim razem.
- Już? - zapytałam z nadzieją, kiedy przed moim nosem pojawił się zadowolony Max. - Gotowi?
- Jeszcze Austin się grzebie. - wywrócił oczami i usiadł obok mnie. - Stresujesz się?
- Tak.
- Dlaczego? - zmarszczył czoło. - Przecież ty nie biegniesz.
- Z tego powodu jestem zła, ale to już inna sprawa. - zazgrzytałam zębami. - Wiesz, chodzi o to, że od rana mam dziwne przeczucie, że stanie się coś złego...
- Coś złego? - zdziwił się. - Kobieto, dzisiaj startujemy w półfinale przed samymi "Yamakasi"! Jak może być coś złego w tak wspaniałym dniu?
- A to już inna sprawa... - mruknęłam pod nosem z nadzieją, że Max nie usłyszy.
- Co jest?
- Nic. Wszystko w porządku. - posłałam zdenerwowany uśmiech. - To te emocje.
- Damy radę, mała. - poczochrał moje włosy i wyszedł na zewnątrz.
Odetchnęłam z ulgą, że mnie nie wypytywał. Nie miałam ochoty opowiadać o spotkaniu z tym całym Drake'iem i rozmowie z Malikiem. "Wolfs" jadą swoim samochodem, a my tak jak poprzednio, samochodem Austina, który znowu pożycza go od wujka. Nagle do salonu wparował Tony.
- Wszyscy gotowi?
- Gotowa. - uśmiechnęłam się, stając na równe nogi.
- Gdzie reszta? - rozejrzał się po pomieszczeniu, w którym mieliśmy się zebrać.
- Max wyszedł z domy, a o reszcie nie wiem.
Chłopak wypuścił zdenerwowane westchnięcie i szybkimi susami znalazł się na górze. Chwilę później Alex i Austin zbiegli ze schodów jak poparzeni. Wystarczyło tylko, żeby Tony po nich poszedł. Wypchnął ich razem z podręcznymi torbami w stronę wyjścia i wrócił do mnie. Moment kłótni podczas biegu Austina puściliśmy w niepamięć.
- Chodź, pomogę ci. - chwycił moją torbę i pomaszerował do drzwi.
Przepuścił mnie, a sam zakluczył za nami drzwi. Jego rodziców nie było w domu, więc musiał dopilnować, żeby wszystko było w porządku.
- Pakować się do środka! - krzyknął.
Zaśmiałam się na jego władcze zapędy i posłusznie zajęłam miejsce pasażera. Reszta ulokowała się na innych wolnych siedzeniach. Tony zasiadł za kierownicą, gdyż jako jedyny znał drogę na miejsce
mimo tego, że to Mark dostał wiadomość z adresem. W międzyczasie zatrzymaliśmy się na chwilę na stacji benzynowej, bo Max koniecznie musiał kupić sobie batonik. Ten głupol nie mógł wytrzymać, aż dojedziemy na miejsce.
Z drugą częścią grupy umówiliśmy się na miejscu zawodów, w naszym wspólnym namiocie. Kiedy ruszyliśmy w drogę, podziwiałam widoki za szybą. Na początku było kilka domów, gospodarstw, łąk, a później zaczęły się stare magazyny i opuszczone budynki z powybijanymi oknami. Wywnioskowałam, że to w którymś z tych miejsce będzie całe rozstrzygnięcie.
Zaparkowaliśmy samochód na wyznaczonym miejscu, przekonując się, że wilki już są. Zadowoleni, że się nie spóźniliśmy, zabraliśmy swoje rzeczy i skierowaliśmy się we właściwym kierunku. Wokół nas, na ziemi, było pełno śmieci, resztek jedzenia i szkła. Wszystko razem chrzęściło pod butami. Nagle usłyszałam stłumiony jęk. Odwróciłam się gwałtownie.
Zobaczyłam pochylonego Tony'ego, który trzymał się za stopę. Jego torba leżała porzucona tuż obok.
Podbiegłam do niego z przerażeniem w oczach.
- Tony? - położyłam dłoń na jego ramieniu. - Tony, co się stało?
- Stary! Co jest? - obok zjawił się Austin.
- Kurwa. - syknął poszkodowany.
W tym momencie zrobiło mi się słabo. Zawsze tak reaguję na widok większej ilości krwi, a świadomość, że należała do mojego przyjaciela i wyciekała z jego stopy, wcale w tym nie pomagała.
- Pomóżcie mu dojść pod namiot. Szybko! - zaleciłam po otrząśnięciu się z szoku.
Austin i Alex chwycili go pod pachami. Max zabrał torbę Tony'ego, a ja szłam przyspieszonym krokiem zaraz przed nimi. Tętno podniosło mi się kilkakrotnie, a oddech był jakimiś strzępkami. Dotarliśmy pod nasz namiot w ciągu kilku minut. Odepchnęłam zgromadzonych "Wolfs" na bok, warcząc niedbałe "z drogi" i podstawiłam rannemu pierwsze krzesło z brzegu.
- Lekarz! - krzyknął wspaniałomyślny Sam. - Lekarz, kurwa!
Kilka minut później stopa mojego przyjaciela była opatrzona. Wszyscy staliśmy nieco na boku z ciągłym przerażeniem na twarzach. Tony miał pobiec w wyścigu z Zaynem.
Co teraz?
Medyk podszedł do Steve'a, który stał przy moim lewym boku.
- Ma rozciętą stopę, która musimy zostać zszyta jak najszybciej, żeby nie wdało się zakażenie. Radzę odwieźć go do szpitala, póki nie jest za późno, albo zadzwonić po karetkę. - oznajmił i sobie poszedł.
Spojrzałam na poszkodowanego. Siedział odchylony na oparciu z widocznym bólem na twarzy. Wiedziałam, że był to ból nie tylko fizyczny, ale i psychiczny. Zdawał sobie sprawę z tego, że dzisiaj nie pobiegnie.
- Co teraz zrobimy? - powiedziałam głośno.
Chciałam, żeby każdy skupił się na mnie.
- Straciliśmy zawodnika. - kontynuowałam. - Nikt nie jest tak wyćwiczony jak Tony, ani tak przygotowany do tej trasy...
- Ty jesteś. - zza pleców Steve'a wyłonił się Malik. - Przecież trenowaliście razem.
Zawahałam się na chwilę, po czym stwierdziłam, że to jednak prawda.
- Jessy pobiegnie za mnie. - wymamrotał Tony, odurzony lekko środkami przeciwbólowymi. - Chcę tego. Chcę, żeby to była ona. Zasługuje na to jak nikt inny.
W tej chwili moja przyjacielska miłość do niego urosła kilkakrotnie.
- Co tylko powiesz, stary. - rzucił Max.
Rozejrzałam się po twarzach zebranych. Żaden z chłopaków nie wyrażał sprzeciwu. Czułam w powietrzu napięcie związane z oczekiwaniem na moją decyzję.
Musiałam ratować honor naszej drużyny.
- Pobiegnę.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------

PRZEPRASZAM

Znowu słaby rozdział :(

Niestety musiałam tak go napisać, bo nie łączyłoby mi się z resztą opowiadania.

Wybaczcie :)
xx

P.S. Proszę o wyrozumiałość :*

sobota, 27 grudnia 2014

Rozdział 38

Jesteście wspaniali!!!!

Te wszystkie wyświetlenia :)

Dziękuję za każdy komentarz jaki został napisany! <3

Przez Was ryczę ze szczęścia, jak to wszystko czytam.

Dziękuję, że jesteście :* :* :*

Przed wami kolejny rozdział wspaniałej historii Jessy i Zayna.

Kocham! xx

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

*Jessy*

Słońce świeciło mi w twarz, a pod głową nie miałam poduszki. Nie chciałam otwierać oczu, ale przypomniałam sobie, że dzisiaj wyjeżdżamy i muszę się naszykować. Złapałam rąbek kołdry i ją odrzuciłam.
- Mmm... - usłyszałam mruczenie po lewej.
Z wytrzeszczonymi oczami przypomniałam sobie wczorajszą noc. Byłam święcie przekonana, że to zwykły sen, a raczej marzenie, ale Malik w moim łóżku całkowicie to urealnił. Nie budziłam go tylko wstałam i poczłapałam do łazienki. Odbyłam poranną toaletę i wróciłam do pokoju, żeby się ubrać. Narzuciłam dżinsy i luźną koszulkę, a do tego rozsuwaną bluzę. Sięgając do torby podręcznej zobaczyłam, że na szafce nocnej leży mała kartka. Przeczytałam ją i nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Tony, Alex, Max i Austin wrócili do domu beze mnie. Każą mi wracać z grupą "Wolfs".
Zajebiście.
To pismo Tony'ego, czyli był tutaj i nas widział. O mój Boże! Musi być mega wkurwiony. Pewnie podejrzewa, że przespałam się z Zaynem. W sumie...
- Zayn. - szturchnęłam chłopaka. - Obudź się.
Chrapnął jedynie i przewrócił się na drugi bok. Miałam go zrzucić na podłogę? Hmm... Kuszące. Wdrapałam się obok niego jak najciszej umiałam i klęknęłam tuż za jego plecami. Już miałam go z całej siły pchnąć, kiedy odwrócił się gwałtownie i przycisnął mnie do materaca. Unieruchomił mi nadgarstki po obu stronach mojej głowy. Zmrużył oczy badawczo.
- Czy ty chciałaś zepchnąć mnie z łóżka?
- Właściwie... tak.
Uśmiechnęłam się niewinnie.
- Niegrzeczna. - mruknął, nachylając się do mojej szyi.
Złożył delikatny pocałunek. Najpierw jeden, potem drugi, trzeci, czwarty, a po piątym przestałam liczyć. Niestety byłam zmuszona to przerwać.
- Tony tu był. - mówiąc to zmarszczyłam nos, czekając na reakcje chłopaka.
Podniósł się szybko i zaczął chodzić po pomieszczeniu w jedną i drugą stronę. Ej, ja tez się denerwowałam. To ja się z nim przyjaźnię i nie wiem czego mam się spodziewać po powrocie do domu.
- Widział nas. - stwierdził po jakimś czasie.
- Serio Sherlocku? - popatrzyłam na niego z miną "Are You Fucking Kidding Me?"
Zmroził mnie wzrokiem i chodził dalej.
- Weź usiądź, bo zaczynasz mnie wkurzać. - rzuciłam, masując skronie. - Nie rozumiem dlaczego panikujesz?
- Nasze grupy się kolegują, a przez tą sytuację może powstać konflikt, który nie wyjdzie nam na dobre.
Zatrzymał na środku i włożył ręce do kieszeni. Wstałam.
- Co to ma znaczyć?
- Mieliśmy podjąć współpracę z wami jako grupą, która odpadła. Nie chcieliśmy żebyście odpadli z konkursu całkowicie przez jeden nieudany bieg. - oznajmił.
- Dawno się dogadaliście? - zapytałam podejrzliwie.
Mulat kiwnął głową na "tak".
- I nikt mi nie powiedział?
Teraz zaczynałam być zła.
- Nie jestem w waszej drużynie, więc dlaczego miałem cię o tym informować. To było w obowiązku twoich kolegów. - wzruszył ramionami. - Będę się zbierał.
- Um, tak w ogóle, to mam wrócić z wami. - podrapałam się po karku, kryjąc niezręczność.
- Co?
- Masz. - podałam mu zawiniątko, które ściskałam w dłoni. - Przeczytaj.
Zabrał je ode mnie i uważnie zeskanował. Jego mina nie wyrażała kompletnie nic. Może, że trochę coś jakby skupienie, ale nie byłam pewna.
- Jesteś gotowa? - zapytał, rzucając kartkę do kosza i ubierając bluzę.
Naciągnął buty i stanął w progu, patrząc na mnie wyczekująco. Wstałam, zarzuciłam torbę na ramię i chwyciłam walizkę.
- Daj. - zabrał ode mnie bagaż i ruszył do drzwi.
Zlokalizowałam klucz, upewniając się, że nic nie zostawiłam. Wyszliśmy na korytarz, a ja zamknęłam pokój. Przeszliśmy do pokoju "Wolfs".
- Zayn? - dobiegł nas głos z wnętrza pomieszczenia.
- To ja. - odstawił walizkę. - Kiedy wyjeżdżamy?
Szłam za nim do głównego pomieszczenia jak potulny piesek. Sama myśl, że spędziliśmy ze sobą noc na trzeźwo przyprawiała mnie o rumieńce. Spuściłam głowę, żeby nie zauważyli tego inni, siedzący na kanapie w salonie.
- Jeśli jesteś spakowany, to zaraz. W ogóle gdzie byłeś całą noc? - z łazienki wyszedł Steve. - O, cześć Jessy.
Mruknęłam ciche "hej" uśmiechając się nieśmiało. To przez Malika. Czułam się skrepowana w jego obecności i wydawało mi się, że reszta odczyta to, co się stało zeszłej nocy, z moich oczu.
Niefajnie.
- Ona wraca z nami. - oznajmił Zayn i zostawił mnie samą.
Dzięki, Malik.
- Dlaczego z nami? - wtrącił się Josh, który okupował telewizor.
- Sama nie wiem. - mruknęłam. - Zadecydowali o tym beze mnie.
- Może usiądziesz? - zaproponował Steve, zajmując fotel.
Przytaknęłam głową i klapnęłam na kanapę w bezpiecznej odległości od przyjaciela Malika. Założyłam nogę na nogę i oglądałam swoje paznokcie. Nie miałam ciekawszego zajęcia.
- Gdzie reszta? - rzuciłam pod nosem.
- Robią zakupy na drogę. Poszli kupić jakieś duperele, słodycze, chipsy, Bóg wie co jeszcze - wyjaśnił Josh. - Mam nadzieję, że kupią mi gumki tak jak prosiłem.
Wytrzeszczyłam oczy na jego ostatnie słowa. Zapadła cisza, bo chłopaki zapatrzyli się na wybory Miss Ameryki. Typowi faceci - pokazać im trochę biustu i tyłka i już się ślinią.
- Jesteśmy!
Dołączyli do nas Sam i Mark z pękającymi reklamówkami w obu dłoniach.
- Po co wam tyle tego wszystkiego? - uniosłam brwi. - Przecież droga trwa jakieś trzy godziny.
- Eh... Kobiety. - westchnął Sam.
- Nieważne. - machnęłam na nich ręka.
Na szczęście ze swojego pokoju wyszedł też Zayn i wszyscy byliśmy gotowi do powrotu. Razem zjechaliśmy windą do holu i oddaliśmy klucze w recepcji.
- Mam nadzieję, że pobyt był udany? - recepcjonista szczerzył się strasznie nienaturalnie.
Do tego taksował mnie wzrokiem od góry do dołu z chciwym uśmieszkiem.
- Tak, dziękujemy. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
Chociaż... jajecznica mogłaby być mniej słona.
- Zapraszam ponownie. - puścił do mnie oczko, uśmiechając się jednoznacznie.
- Chodź, kochanie. - Zayn położył dłoń w dole moich pleców i popchnął w stronę wyjścia.
Mina recepcjonisty zrzedła, co mnie ucieszyło. Nie chciałam nachalnych adoratorów, mimo iż wiedziałam, że prawdopodobnie więcej się tu nie pojawię. Odsunęłam się w bok, żeby zwiększyć dystans mój i Malika. Ten posłał mi zdezorientowane spojrzenie, ale szybko się poprawił i wrócił do maski bez emocji. Jak zwykle...
Wywróciłam oczami i poprawiłam torbę, która zsunęła mi się z ramienia. Kiedy podniosłam leniwie wzrok przed siebie, zatrzymałam się tuż przed czyjąś klatką piersiową i na sto procent nie była to kobieta.
- Przepraszam. - bąknęłam, próbując wyminąć przeszkodę.
Facet był dosyć wysoki, więc nie widziałam jego twarzy i nie miałam zamiaru tego zmieniać. Odchrząknęłam zniecierpliwiona, ale ten ktoś wcale nie ustępował.
- Przepraszam, chciałabym przejść. - powtórzyłam głośniej.
Kątem oka zobaczyłam, że chłopaki minęli próg i zaczęli pakować bagaże do samochodu. Bijąc się z myślami uniosłam głowę i na chwilę zaparło mi dech. Przede mną stał bardzo seksowny mężczyzna, z ciemną karnacją, czarnymi włosami, lekkim zarostem, zielonymi oczami i uśmiechem pewniaka. Posturę miał postawną i bardzo umięśnioną, tak na pierwszy rzut oka. Był starszy ode mnie o jakieś cztery może pięć lat.

- Jak masz na imię, piękna panienko? - zapytał lekko ochrypłym głosem, ale odchrząknął.
Ściągnęłam brwi.
- Znamy się?
Kto używa takich zwrotów w dzisiejszych czasach?!
- Nie, ale możemy poznać.
Głos miał łagodny i spokojny, ale strasznie arogancki. Tak jak Zayn. Zdecydowanie wolałam głos Zayna. Wolałam Zayna... Całego Zayna.
- Nie mam ochoty na zawieranie nowych znajomości. - spięłam się, ale starałam się wyglądać na pewną siebie. - Spieszę się.
- Chyba cię skądś kojarzę. Brałaś udział w zawodach, prawda? - zmrużył oczy i przyjrzał mi się badawczo. - Jestem Drake.
- Musze już iść. - ścisnęłam pasek torby i zrobiła szybki krok w bok.
Idąc do wyjścia nie patrzyłam za siebie, ale czułam wzrok faceta na sobie.
- Do zobaczenia, piękna. - usłyszałam, kiedy byłam przy drzwiach.
Potrząsnęłam głową i przywołałam na twarz uśmiech. Co prawda wymuszony, ale niezbędny, żeby uniknąć wszelkich pytań ze strony chłopaków.
Usadowiliśmy się w aucie. Musiałam niestety zając kolana jednego z wilków. Jak myślicie czyje? Oczywiście, że Zayna. Po jego oczach i minie widziałam, że nie mam co dyskutować. Zawsze przy chłopakach był bardzo władczy wobec mnie. Nie wiem, co w niego wstąpiło. Jeszcze dzisiaj rano był strasznie chętny do pieszczot.
- Jessy, co cię tak długo nie było? - zapytał Josh. - Romansowałaś z recepcjonistą?
Reszta zaśmiała się na te słowa. Oczywiście oprócz Malika. Dziwak.
- Nie, Josh. Szukałam w torebce telefonu i się zagapiłam.
Miałam wielką nadzieje, że to łyknął.
- Kobiety i te ich torebki. - skomentował Steve.
Zaśmiałam się dla niepoznaki. Poczułam jak mulat oplótł mnie ramionami w talii i nachylił się lekko.
- Wiem, że coś się stało i wyciągnę to z ciebie, nawet siłą. - wyszeptał mi do ucha tak, że tylko ja słyszałam.
Zwróciłam twarz ku niemu, zbliżając się do jego ucha. Nieznajomy obserwator mógłby pomyśleć, że szepczemy sobie miłosne słówka, zupełnie jak zakochani. Nic bardziej mylnego.
- Nie będziesz miał kiedy.
Być może zabrzmiało to trochę jak wyzwanie.
- Oj kocie... Nie doceniasz mnie. - uśmiechnął się cwaniacko.
Przewróciłam oczami. Wróciłam do poprzedniej pozycji, a Malik obdarował mnie całusem w kark. Przymknęłam na chwilę oczy, napawając się dotykiem jego ust. Nie wiedzieć czemu, moja dłoń pokryła jedną z dłoni Zayna, a drugą podtrzymywałam torebkę na moich kolanach. Ciepło bijące od chłopaka niesamowicie grzało moje plecy. Do głowy przyszła mi głupia myśl, że miażdżę mu uda. Poruszyłam się niespokojnie, a Malik syknął cicho.
- Nie kręć się, kocie. - mruknął i ścisnął mocniej moją talię.
Uszczypnęłam go w zewnętrzną stronę dłoni, żeby trochę zluzował, bo gniótł mi wnętrzności. Nie podziałało, więc złapałam jego rękę i odsunęłam na kilka centymetrów. Niestety to też okazało się złym rozwiązaniem, bo kończyna Zayna znalazła się niebezpiecznie blisko mojej strefy intymnej. Stłumiłam pisk, kiedy kciukiem otarł się o wzgórek łonowy i szybko przełożyłam jego ciekawską dłoń na poprzednie miejsce. Czułam jego uśmiech przy mojej szyi. Pacnęłam go w udo, na co zaśmiał się krótko.
- Bez obściskiwania, okey? - burknął Mark. - Nie musicie tego robić przy wszystkich.
O! A temu co??
- Wyluzuj stary. - rzucił leniwie Josh. - Niech robią, co chcą. To ich sprawa. Tylko, żeby nie przeszkadzali mi we śnie. - ułożył głowę na szybie i mlaszcząc zamknął oczy.
Tył dzieliliśmy własnie z Markiem, który siedział na środku i Joshem. Kierował Steve, a miejsce pasażera zajął Sam. Kilka minut później oglądanie widoków za oknem mi się znudziło. Chcąc nie chcą, oparłam głowę na prawym ramieniu mulata, na tym od okna. Czułam jego oddech w zagłębieniu między szyja a obojczykiem. Nie chciało mi się sprawdzać, ale byłam prawie pewna, że uciął komara. Oddychał miarowo i spokojnie. Nawet podczas snu nie zrezygnował z trzymania mnie blisko siebie. Jeśli miałam być szczera, to wcale mi to nie przeszkadzało. Lubiłam kiedy mnie dotykał. Jakoś tak wyszło...
Inaczej pewnie bym nie zniosła wspólnych "zabaw" i tym bardziej się na nie nie godziła.
Z myślami pełnymi obrazów nagiego Malika zapadłam w drzemkę.

***

Zacisnęłam mocno powieki i przeciągnęłam się leniwie. Dopiero, kiedy całkowicie się obudziłam, zrozumiałam, że nie jestem już w samochodzie z chłopakami, tylko na łóżku we własnym pokoju. Podniosłam się do siadu i jeszcze raz przeciągnęłam. Spuściłam nogi na podłogę z zamiarem udania się do łazienki. Byłam w całodniowych ciuchach i musiałam się wykapać. Sprawdziłam godzinę na komórce, której wyświetlacz wypalał mi oczy. Równa północ.
Rozejrzałam się po pokoju i zamarłam. Na fotelu przy biurku siedziała ciemna postać. Bawiła się moim długopisem, rysując bazgroły na najbliższej kartce. Wytężyłam wzrok i rozpoznałam go.
- Co ty tu robisz? - wychrypiałam.
W gardle miałam istną pustynię.
- W końcu się obudziłaś.
- Czekałeś aż wstanę? Jest środek nocy.
Chłopak podniósł się i oparł tyłkiem o blat. Ręce skrzyżował na piersi.
- Mamy do pogadania. - oznajmił niewzruszonym głosem.
Nieważne, że jest noc, a ja jestem jeszcze pomiędzy jawą a snem. Ledwo, co kojarzę fakty, a on chce ze mną o czymś rozmawiać. Okey?
- Widocznie to jest tak ważne, że musiałeś siedzieć jak psychol i obserwować mnie podczas snu. Bardzo ciekawe. - prychnęłam.
Potarłam oczy, ziewając. Malik westchnął ciężko i bez patrzenia wiedziałam, że wywrócił oczami.
- Po prostu powiedz, co cię zatrzymało wtedy w hotelu.
Uniosłam wysoko brwi i dotarło do mnie, że już w trakcie jazdy chciał coś ode mnie wyciągnąć, ale się nie dałam. Miałam mu powiedzieć o tym dziwnym, ale przystojnym kolesiu? Dlaczego to go tak interesowało?
- Po co ci to wiedzieć? - wstałam na równe nogi, bo w pozycji siedzącej czułam się słabsza i dużo mniejsza od niego.
- Po prostu powiedz. - warknął.
- Możesz już iść. - wskazałam ręką na drzwi. - Dzięki za przetransportowanie mnie do domu i w ogóle za podwózkę. Przekaż podziękowania reszcie.
- Jessy. - syknął. - Nie po to tyle czekałem, żebyś mnie teraz wyrzuciła za drzwi.
- Kazałam ci czekać? Kto powiedział, że coś ci powiem? - teraz ja skrzyżowałam ramiona.
Staliśmy w bardzo podobnej pozycji. Odetchnęłam głęboko, żeby się uspokoić. Nie mogłam się na noc denerwować.
- Jeśli tego nie zrobisz, sam to z ciebie wyciągnę. - zagroził. - Nawet siłą.
Zachłysnęłam się powietrzem, kiedy w ciągu sekundy znalazł się tuz przed moim nosem. Stał tak i wpatrywał się w moją twarz, jakby zapamiętując jej każdy szczegół. Uniósł dłoń, żeby mnie dotknąć ale nagle zrezygnował. W środku poczułam dziwne, palące uczucie.
Dlaczego pohamował się przed dotykaniem mnie?
Niespodziewanie wpił się w moje wargi tak, że o mały włos nie upadłam na podłogę. W porę chwycił mnie w talii i przysunął mocno do siebie. Wbił palce w moje biodro, a ja jęknęłam w jego usta. Zamruczał seksownie i przygryzł moją wargę. Musnęłam językiem jego usta, a on się uśmiechnął. Złapał mnie za tyłek, ścisnął i klepnął. Westchnęłam zaskoczona.
- Podoba ci się to, prawda? - wymruczał przy mojej szyi.
- Zayn, ty wiecznie niezaspokojony człowieku, przestań na chwilę. - wywróciłam oczami, wplątując palce w jego kruczoczarne włosy.
- Nie potrafię. - wyszeptał.
Jego oddech ogrzał moje ucho. Przymknęłam oczy na to doznanie.
- Przestań, to powiem ci, co mnie zatrzymało. - westchnęłam, bo zębami kąsał skórę na moim obojczyku.
Odsunął się z widocznym triumfem na twarzy.
- Mówiłem, że to z ciebie wyciągnę.
Jęknęłam na jego zuchwałość.
Ehh... irytujący z niego człowiek.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------

No to teraz nasuwają się pytania!
- Kim jest Drake?
- Czemu Zaynowi tak zależy na prawdzie?

TUM TUM DUUUUUM!

czwartek, 25 grudnia 2014

Liebster Award

Zostałam nominowana do Liebster Award :)

Dziękuję za nominację JuLiett HS z bloga one-fairy-and-so-pretty.blogspot.com.
Jest to dla mnie niezwykłe wyróżnienie.

Liebster Award to nagroda za dobrze wykonaną pracę na blogu. Każdy nominowany autor bloga dostaje 11 pytań, na które musi odpowiedzieć, po czym musi nominować 11 innych blogów (z wyjątkiem bloga przez którego został nominowany).

Pytania, które otrzymałam i moje odpowiedzi:

1. Jak wyobrażasz swojego przyszłego idealnego dla ciebie partnera?

Odp: Mój idealny partner? Musi być tolerancyjni, szczery ze mną, wyrozumiały, z poczuciem humoru no i przede wszystkim musi kochać moje wady.

2. Masz jakieś przezwisko?

Odp: Nie xD

3. Czytasz książki czy wolisz filmy?

Odp: Kocham książki! <3

4. Jak wyobrażasz swoje życie za 12 lat?

Odp: Chciałabym być szczęśliwa, kochana i spełniona zawodowo.

5. Co wyprowadza Cię z róznowagi?

Odp: Wiele rzeczy (ludzi xd). Zależy od dnia i nastroju.

6. Gdybyś miała okazję poprowadzić wywiad ze sławną osobą, kto by to był?

Odp: One Direction oczywiście ;)  i może Johnny Depp .

7. Jaka jest Twoja najgorsza wada?

Odp: Za bardzo się przejmuję. Czasami podchodzę do spraw zbyt emocjonalnie.

8. Najpiękniejsze miejsce na ziemi?

Odp: Wszędzie tam, gdzie są osoby, które kocham.

9. Gdybyś miała okazję aby cofnąć czas, zrobiłabyś to?

Odp: Czasami myślę, że chciałabym, ale z drugiej strony nie przeżyłabym ponownie pewnych sytuacji. Nie dałabym rady. Sądzę, że to, co przeżywamy po prostu jest wpisane w nasz los i nie powinniśmy tego zmieniać.

10. Co najbardziej podoba ci się w blogowaniu?

Odp: To, że mogę podzielić się z innymi moją pracą i to, że komuś się to podoba i to docenia. Robię to pierwszy raz w życiu xD

11. Co jest dla Ciebie najtrudniejsze w prowadzeniu bloga?

Odp: Nie lubię określać terminów dodawania postów, bo wiem, że różnie bywa i niekoniecznie zdążę na czas. Nie chcę przez moje opóźnienia zniechęcać moich czytelników. Niestety niektórych wydarzeń i przeszkód nie jestem w stanie przewidzieć :)

Nominowane blogi:

Przepraszam, ale nie jestem w stanie nominować tylu blogów. Poza tym nie potrafię wybrać tylko jedenastu :) A i na pytania nie mam pomysłów. 

Jeszcze raz SERDECZNIE DZIĘKUJĘ ZA NOMINACJĘ!
To bardzo wiele dla mnie znaczy :)
Czuję się zaszczycona.


Kocham! xx


P.S. Przy okazji dziękuję za tyle wyświetleń. Jesteście niesamowici!!! <3

niedziela, 21 grudnia 2014

Niespodzianka świąteczna - rozdział 37

A oto druga część NIESPODZIANKI :)

Drugi rozdział z otworzonego prezentu.

Miłego czytania i chętnego komentowania.

Kocham! xx

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------

*Jessy*

Stałam własnie na starcie razem z resztą "Tigers" i "Wolfs". Zacisnęłam mocno kciuki i starałam się wesprzeć duchowo Austina. Musiał doprowadzić nas do kolejnego etapu. Nie ma mowy, żeby było inaczej.
- Gotowi? - zapytał głośno facet, którego poznałam na poprzednim wyścigu.
Mówili do niego Szefie.
Austin czekał na swojego przeciwnika. Podobno za chwilę się zjawi, coś go zatrzymało. Pewnie zwyczajnie stchórzył.
- Biegnie! - ktoś z tłumu krzyknął.
No tego to się nie spodziewałam. Moim oczom ukazał się Zayn. Wiedziałam, że będzie dzisiaj biegł, ale nie miałam pojęcia, że z Austinem.
Niezręcznie.
- Co jest, kurwa? - usłyszałam za sobą zły głos Tony'ego. - Dlaczego nie powiedzieliście, że Zayn z nim konkuruje?
- Nie wiedzieliśmy. - zastrzegł Steve z wytrzeszczonymi oczami. - Przysięgam. Miał biec jakiś inny chłopak.
- Nie chcieli nam powiedzieć z kim będzie biegł. - dodał Josh. - Austin nic nie mówił?
- Nie. - rzucił Max.
Wszyscy zasznurowali usta, a ja ponownie zwróciłam się w kierunku zawodników. Spotkałam wzrok Malika. Posłał mi twarde spojrzenie i skupił się na unormowaniu oddechu. Zmarszczyłam czoło i uśmiechnęłam się pokrzepiająco do Austina, który odwzajemnił gest ale bardziej nerwowo. To nie był jego pierwszy bieg, ale obawiał się o trasę. Podobno jest trudniejsza od poprzedniej.
- Zgodnie z tradycją zapraszam dwie ślicznotki, które przez pocałunek przekażą szczęście naszym drogim biegaczom. - głęboki głos zabrzmiał w głośnikach.
Zapanowało poruszenie, ale żadna dziewczyna się nie wychyliła. Z racji, że stałam prawie na samym przodzie trochę się bałam. Udawałam, że szukam ochotniczki razem z chłopakami.
- Mamy jedną odważną piękność. - długonoga czarnula stanęłam obok Zayna. - I już znalazłem drugą ślicznotkę.
Nie miałabym nic przeciwko, gdybym tą "druga" nie była ja. Moi koledzy wypchnęli mnie przed szereg, a Szef złapał za nadgarstek i przyciągnął do Austina.
- Do dzieła dziewczynki! - krzyknął zachęcająco.
Zapanowała niesamowita cisza jak na takie miejsce. Zbliżyłam twarz do twarzy chłopaka, kładąc ręce na jego karku. Uśmiechnęliśmy się do siebie radośnie. Nie miałam żadnego problemu z pocałowaniem przyjaciela. Austin przyciągnął mnie za boki i się pocałowaliśmy. Przedłużyłam pieszczotę, tak dla pewności żeby Malik dobrze się przyjrzał, co właśnie traci. Na koniec przytuliłam mocno kolegę i wróciłam na swoje miejsce. Znowu spotkałam oczy Zayna wpatrzone w moja osobę. Odczytałam w nich irytację, coś jakby mówił "Jeszcze będziesz żałowała, że całowałaś go na moich oczach".
A kij mu w oko! Czy ja jestem jakąś jego własnością? Nie.
Tłum zaczął klaskać, to ja też. Pisnęłam, żeby dodać więcej otuchy naszemu tygrysowi, a po chwili zabrzmiał głos Szefa krzyczący "Start!". Zniknęli mi z oczu.

***

Kciuki bolały mnie od ciągłego ich ściskania. Miałam wrażenie jakby czas wlókł się nieubłaganie, a tak naprawdę biegł miał się kończyć. Tony przykleił swój tors do moich pleców i nie odstępował mnie na krok. Nie wiem, co mu się stało, ale zachowywał się dosyć dziwnie.
- Tony? - popatrzyłam na niego przez ramię.
- Tak, kochanie?
Był zbyt zainteresowany wypatrywaniem zawodników by zwrócić na mnie uwagę.
- Czemu się tak do mnie kleisz? - palnęłam najzwyczajniej w świecie.
- Kleję? - tym razem niechętnie na mnie spojrzał. - O co ci chodzi?
- Pilnujesz mnie jak jakieś dziecko. - przewróciłam oczami. - Coś się stało?
- Nie. - wzruszył ramionami. - Przeszkadza ci to?
Przez chwile nie wiedziałam co odpowiedzieć.
- Yyy... nie, ale czuję się trochę osaczona. - wyjaśniłam. - To przez ten pocałunek z Austinem?
- Co? - udał, że nie dosłyszał.
Odwróciłam się przodem do niego i zmroziłam go ostrzegającym wzrokiem.
- Chyba zrobiłem się zazdrosny. - przyznał niepewnie.
- Oszalałeś? - oburzyłam się. - Myślałeś, że obściskuję się z każdym przyjacielem jakiego mam? Pocałowałam go, bo takie są zasady i nie oznaczało to nic innego jak gest na szczęście! Dobrze wiesz, że nas łączyło coś więcej dlatego było tak, jak było. Nie rozumiem dlaczego jesteś zazdrosny o PRZYJACIELA, skoro wszystko sobie wyjaśniliśmy, tak? Czy ty traktujesz mnie jak swoją własność?! Na taki układ się nie umawialiśmy! Myślisz, że ja już nie mogę całować nikogo prócz ciebie?! Nie jesteśmy parą, do cholery!
Odepchnęłam go od siebie i złapałam się za głowę.
- Jessy... Ja nie miałem tego na myśli. - chciał się zbliżyć, ale zatrzymałam go stanowczym gestem.
- Nieważne, teraz nie ty jesteś najważniejszy. - pokręciłam głową w niedowierzaniu. - Austin ma swoją chwilę.
Zignorowałam jego przepraszający wzrok i przeszłam na drugą stronę toru. W tym momencie na horyzoncie pojawiła się niewyraźna sylwetka. Ścisnęłam kciuki jeszcze mocniej z nadzieją, że to członek "Tigers". Tłum zamarł w oczekiwaniu.
- Zwycięzca jest... - zaczął prowadzący. - Zayn Malik, proszę państwa!
Świat mi się zawalił. To miał być Austin. Najgorsze jest to, że nie przeszliśmy do kolejnego etapu i jednocześnie eliminuje nas to z dzisiejszej imprezy. Przepchnęłam się przez rozentuzjazmowany tłum. Nie chciałam czekać na przegranego, bo zwyczajnie jeszcze bardziej bym go zmartwiła. Przeszłam obok mulata, a ten złapał mnie za łokieć.
- Nie pogratulujesz mi? - uniósł brwi pytająco.
- Puść. - wyszarpnęłam się.
Moje nogi same skierowały się do hotelu, a później pokoju. Po wejściu do siebie upadłam na łóżko wpatrując się w sufit. Trzeba się pożegnać z jakąkolwiek wygraną. Nie zmawialiśmy się z żadnym zespołem, żeby nas do siebie przyłączył. Gdyby tak było, chłopcy z pewnością by mi powiedzieli. Westchnęłam zrezygnowana i zakryłam twarz dłońmi. Nawet nie wiem, kiedy zapadłam w sen.

***

Pakując się zauważyłam, że na zegarku widnieje godzina dwudziesta.. Impreza trwała od dobrych dwóch godzin, a ja nie miałam ochoty się ruszać. Sądziłam, że jednak się dostaniemy i będę mogła w niej uczestniczyć, ale jakoś nikt nie przybył ze wspaniałą wiadomością, że jednak któraś drużyna nas zechciała.
Usiadłam po turecku na środku pokoju. Nie myślałam o niczym, po prostu siedziałam. Rozbolał mnie
tyłek, więc automatycznie przeniosłam się na łóżko. Musiałam przysnąć, bo wyświetlacz mojej komórki wskazywał północ.
Cztery godzinki spania, nie ma co!
Usiadłam i przetarłam oczy. Rozejrzałam się po pokoju i kurwa! O mały włos nie spadłam na podłogę.
- Wiesz jak mnie wystraszyłeś?! - krzyknęłam.
Złapałam się za serce, które biło milion razy na minutę. Normalnie zdawało mi się, że Malik też je słyszy.
- Śpisz w dziwnych pozycjach. - stwierdził mulat po dłuższym namyśle.
Odruchowo poprawiłam włosy.
- Jak tutaj wszedłeś?
- Może nie wiesz, ale jest coś takiego jak drzwi, ewentualnie okno. - też wyczuliście ten sarkazm?
- Dlaczego nie jesteś na imprezie?
- Bo jestem tutaj.
Zachciało mu się być sarkastycznym chujem wobec mnie, tak?
- Odpowiadaj normalnie, albo od razu możesz stąd wyjść. - wskazałam ręką w stronę wyjścia.
- Wiem, że nie chcesz żebym wyszedł. - uśmiechnął się cwaniacko.
- Ty to powiedziałeś.
Skubnęłam z kołdry niewidzialny paproch.
- Pamiętasz, że mieliśmy coś dokończyć?
Oho!
Podniósł tyłek z krzesła, na którym do tej pory siedział.
- Yyy...nie? - uśmiechnęłam się niewinnie.
Myślałam, że może się nabierze, ale się myliłam. Szedł zgrabnym i powolnym krokiem w moją stronę. Wcale mu się nie spieszyło.
- O której jutro wyjeżdżacie? - zapytał, zdejmując buty.
- Nie wiem... hmm... pewnie po śniadaniu. - przygryzłam wargę. - A co?
- Mamy dużo czasu. - puścił mi oczko.
Zanim się obejrzałam Malik stał przede mną bez skarpet, bluzy i butów. Zostawił tylko spodnie i koszulkę, ale ta też za chwile leżała na podłodze. Uśmiechnęłam się zadziornie, poddając się swojemu ciału, które niesamowicie go pragnęło. Przeciągnęłam swoją bluzkę przez głowę, a za spodniami pomógł mi Zayn. Mało co ich nie zerwał, tak się spieszył. Wdrapał się nade mnie, po części blokując moje ciało swoim. Nie powiem, żeby mi się to nie podobało. To było całkiem przyjemne.
- Co teraz? - mruknął do mojego ucha.
- Sen? - zapytałam kokieteryjnie.
- O nie, moja droga. Mam inne plany wobec ciebie.
Scałował ścieżkę na mojej żuchwie zatrzymując się na brodzie. - Co chcesz żebym zrobił?
Tak się bawimy? Wchodzę w to.
- Pocałuj mnie w jeden i drugi kącik ust. - zażądałam.
Zrobił to z wielkim uśmiechem.
- Teraz kolejno szyja, obojczyk, dekolt, między cyckami, żebra i brzuch.
- Już się robi. - rzucił szybko i zabrał się do roboty.
Z każdym składanym przez niego pocałunkiem drżałam z rozkoszy. Miał takie miękkie usta. Jeden mały jęk wydobył się spomiędzy moich warg.
- Teraz ty.
Położył się obok dając znak, że mam usiąść na jego biodrach.
- Słucham cię, skarbie.
Skoro on się bawi w słodkie słówka, to ja też mogę.
- Podbrzusze, brzuch, przepona, między sutkami, dekolt, szyja, obojczyk i pod uchem. - oznajmił,
przymykając oczy.
Wykonałam życzenie, każdy całus zmysłowo przeciągałam, a obojczyk musnęłam koniuszkiem języka. Chyba mu się spodobało bo usłyszałam stłumione "ugh".
- To co teraz? - zapytałam, podnosząc się do siadu.
- Jesteś już rozgrzana? - uniósł zadziornie brew łapiąc moje biodra.
- Powiedzmy. - pokazałam dłonią "tak sobie".
Nim mulat zareagował, zaatakowałam jego usta. Oddał pocałunek z lekkim opóźnieniem. Uśmiechnęłam się między pieszczotami. Chłopak przygryzł moją wargę i delikatnie pociągnął. Zanurzyłam dłonie w jego gęstych włosach i pociągnęłam. Jęknął w moje usta. Zawachałam się na chwilę.
- Co jest? - zdziwił się.
Zamrugałam zdezorientowana wpatrując się tępo w twarz chłopaka.
- Jesteśmy trzeźwi...
- Tak jesteśmy. - przytaknął, przyciągając mnie za szyję. - Proszę, nie przerywaj.
Odrzuciłam niepewności na bok i postanowiłam delektować się chwilą. Teraz Malik jest cały mój i mogę z nim robić, co tylko zechcę. Poczucie władzy prawie uderzyło mi do głowy. Prawie, bo nie byłam aż tak odważna i szalona. Całowaliśmy się naprawdę namiętnie i za cholerę nie chciałam tego przerywać. Zgrywaliśmy się idealnie.
Złapałam za rozporek Zayna z zamiarem pozbycia się jego spodni. Wyprzedził mnie i kiedy odrzucił mnie na łózko, pozbył się niepotrzebnej części garderoby, zostając w bokserkach. Wrócił do mnie kontynuując to, co przerwał. Odchyliłam się, żeby spojrzeć w jego ciemne oczy.
- Masz gumkę? - wydyszałam.
- Pff! Pytanie. - pomachał nowiutką prezerwatywą przed moim nosem.
- To na co czekasz? - zachęciłam go całusem w szyję.
Tym razem to on górował, a ja nie chciałam tego zmieniać.
- Momencik kochanie. - wychrypiał i zniżył się na poziom mojego brzucha.
Przytrzymał moje biodra i przejechał językiem od podbrzusza do cycków.


Tym ruchem rozpalił mnie jeszcze bardziej, że aż nie wytrzymałam.
- Ugh! Chodź tu. - przyciągnęłam go do swoich warg i wpiłam się namiętnie.
W międzyczasie, wspólnymi siłami, pozbyliśmy się mojej bielizny. Malik chwycił w dłonie moje piersi i ścisnął. Jęknęłam wijąc się z rozkoszy. Po nałożeniu gumki ustawił się przy moim wejściu. Cmoknął moje usta i się zanurzył.
- Zayn! - krzyknęłam, drapiąc jego plecy, kiedy on poruszał się powoli.
Świat zniknął, a ja słyszała tylko bicie swojego serca i sapanie z rozkoszy mojego towarzysza zabaw.
Kilka pchnięć później wzbiliśmy się na szczyt. Chłopak opadł na mnie bez sił. Później położył się obok, pozbył zabezpieczenia celując nim do kosza i po naciągnięciu bokserek okrył nas kołdrą. Byłam tak zajebiście zmęczona, że pozwoliłam mu się przytulić.
Razem zasnęliśmy błogim snem kochanków.

Niespodzianka świąteczna - rozdział 36

Z racji, że najwięcej było wyboru 2 prezentu, otwieram drugi prezent.
Uwaga...
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
jeszcze trochę...
.
.
.
.
.
.
.
2 ROZDZIAŁY dla was!!!!!!!!!!!!!!!

Myślę, że się cieszycie ze świątecznej niespodzianki :)

Dwa rozdziały będą wstawione dzisiaj.
(o tej godzinie, ponieważ dałam wam czas na głosowanie)

Kocham! xx

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------

*Jessy*

Jutro druga część zawodów.
Tydzień minął, a ja nie zobaczyłam się z Malikiem ani razu. Nie żeby mi tego brakowało, czy coś... Spędziłam ten czas na treningach z chłopakami, a głównie trenowałam z Tony'm. Często próbował doprowadzić do sytuacji, gdzie mogłoby do czegoś dojść, nawet do zwykłego pocałunku. Niestety mnie coś blokowało. Nie wiem dlaczego, ale nie potrafiłam go pocałować tak, jak robiłam to kiedyś. Nasz pocałunek byłby wymuszony, przynajmniej z mojej strony. Wiem to.
Do mojego pokoju wszedł Tony.
- Coś się dzieje?
Miał zmartwioną minę i smutne oczy.
- Um... nie, nic się nie stało. Czemu pytasz?
Udawałam, że jestem zajęta pakowaniem rzeczy na kolejny wyjazd. Zawody znowu odbywały się w tym samym miejscu, co tydzień temu. Chłopak wszedł głębiej i usiadł przy biurku, odwracając fotel w moją stronę.
- Tony, co jest? - zapytałam.
W głębi serca wiedziałam, o co może chodzić. Przerwałam wykonywaną czynność i usiadłam na łóżku, na przeciwko niego.
- Wydaje mi się, że coś się zmieniło.
Patrzył w dół na swoje buty.
- Zmieniło?
- Tak. Nie zachowujemy się względem siebie tak jak kiedyś. - wyjaśnił. - Brakuje mi naszej bliskości i tych czułych momentów.
- Tony, czy ty... czy ty coś do mnie czujesz? - zapytałam ostrożnie. - Przecież zapewnialiśmy się, że do niczego między nami nie dojdzie, do żadnej miłości. Chyba, że chodzi o taką przyjacielską.
- Ja wiem Jessy, ale nie wiem dlaczego tak się czuję. - schował twarz w dłoniach. - Jesteś jedną z najlepszych rzeczy jakie mnie w życiu spotkały. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił, zawsze ze mną byłaś i jesteś. Chyba dlatego boję się ciebie stracić...
- Nie stracisz mnie. Nigdzie się nie wybieram. - uśmiechnęłam się lekko. - Jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi.
- Tak, jesteśmy, ale mam wrażenie, że o czymś mi nie mówisz. - podniósł wzrok na mnie.
Musiałam znieść to zmartwione spojrzenie. Serce mi się krajało.
Zamyśliła się chwilę. Przecież nie powiedziałam mu o Maliku. On nawet nie wiedział, że coś nas kiedyś łączyło, że razem chodziliśmy do szkoły. Nigdy mu o tym nie wspominałam, bo nie było potrzeby, a teraz nagle zjawia się Szanowny Zayn Wielki Przystojniacha Malik i wszystko psuje. Co ja miałam mu powiedzieć?
- Wiesz Tony, ja po prostu mam gorszy okres. Sama nie wiem, co się ze mną dzieje, ale każdemu to się zdarza. Nie martw się, to nic poważnego. Muszę uporać się z kilkoma sprawami i będzie okey. Nie chciałam cię zranić moim zachowaniem.
Miałam nadzieje, że nie będzie drążył tematu.
- A co z nami? - wpatrywał się prosto w moje oczy.
Nagle przypomniał mi się wzrok Malika, kiedy ostatnio przyparł mnie do drzwi. Byłam wtedy jak zahipnotyzowana...
- Z nami? - tym razem ja popatrzyłam na podłogę.
- Mhm.
- Wydaje mi się, że to co robiliśmy do tej pory nie jest okey. Szukamy bliskości drugiego człowieka, ale przyjaciele nie wchodzą aż na taki etap. Nie zrozum mnie źle, bo było mi z tobą bardzo dobrze, tylko nie czuję się w porządku wobec samej siebie, a tym bardziej wobec ciebie.
Wydusiłam to co miałam na myśli.
Chłopak nie odzywał się kilka minut, a ja zaczęłam się martwić, że straciłam przyjaciela.
- Rozumiem. - powiedział nagle.
Uniosłam brwi ze zdziwienia.
- Naprawdę?
- Tak, ale mam jedną prośbę...
- Słucham?
- Mogę cię ostatni raz pocałować? - powiedział dość niepewnie.
- Yyy... tak, jasne. - uśmiechnęłam się pocieszająco, żeby przełamać barierę, która powstała podczas naszej rozmowy.
Tony przeniósł się na miejsce obok mnie. Pochylił się powoli, przytrzymał mój kark i złączył nasze usta.


Pocałował go jeszcze raz i uśmiechnęłam się.


Czułam tą przyjacielską miłość, która mnie darzył. Nie moglibyśmy być razem. Niestety będę strasznie tęskniła za jego miękkimi ustami. Chłopak przytulił mnie mocno, po czym wstał.
- Ja już pójdę, nie będę ci przeszkadzał.
- Kocham cię, Tony. - powiedziałam w przypływie uczuć.
- Kocham cię, Jessy. - odpowiedział i puścił mi oczko.
Każde z nas wiedziało, że to miłość czysto przyjacielska.
To było w tym najpiękniejsze.

***

- Daleko jeszcze?
- Tak, Max! - wydarłam się.
Powtórzył to już piąty raz, a ja miałam dosyć. Byliśmy już prawie na miejscu, strasznie się stresowałam. Tym razem, to nie ja biegnę, tylko Austin. Będę trzymała kciuki bardzo, bardzo mocno. Nareszcie w samochodzie zapanowała cisza, a ja mogłam się przez chwilę zrelaksować i rozluźnić. Dotarliśmy pod hotel dziesięć minut później.
- Mamy te same pokoje. - poinformował mnie Alex.
- Wspaniale. - klasnęłam w dłonie jak mała dziewczynka.
- Zanieść twój bagaż? - obok pojawił się Tony.
- Myślę, że dam sobie radę. - zapewniłam z uśmiechem.
Tym razem zabrałam mnie rzeczy, bo będziemy tu tylko jeden dzień, prześpimy się i wracamy do domu. Ogólnie to jest piątek i dzisiaj wszystko się zaczyna. Do zawodów mamy jakieś trzy godziny, bo zaczynają się o trzynastej
Poprawiłam torbę na ramieniu i chwyciłam walizkę. Podekscytowana ruszyłam w kierunku windy, a pięć minut później byłam już na naszym piętrze. Szłam i jednoczesnie sprawdzałam info w sprawie pogody na telefonie. Wtedy zderzyłam się ze ścianą, która wyrosła na środku holu.
Dobra, tak serio to nie była ściana, tylko jakiś mężczyzna. Nie upadłam, tylko upuściłam walizkę i komórkę.
- Jak kurwa chodzisz?! - krzyknęłam zbierając telefon, który wytrzymał upadek.
- To się, kurwa, patrzy przed siebie, a nie w telefon. - odpysknął tamten.
Zacisnęłam zęby i uniosłam wzrok na uczestnika "wypadku".
- Co ty tu robisz?! - pisnęłam wystraszona.
Przez sekundę patrzył na mnie zszokowany.
- Przyjechałem na zawody. - wzruszył ramionami obojętnie.
- Dostaliście się?
- Nie kurwa, przejechaliśmy trzy godziny drogi, żeby sobie popatrzeć jak inni wygrywają. - prychnął i sięgnął do kieszeni.
- Przestań, Zayn. - syknęłam.
- Zaczęłaś. - rzucił krótko. - A teraz przepraszam, ale chciałem się dostać do swojego pokoju.
- Twojego pokoju? - popatrzyłam na niego przerażona. - Masz ten sam pokój?
- Tak, a co? - zmarszczył czoło i zlustrował wzrokiem mnie, mój klucz od pokoju na podłodze i drzwi za mną. - Ty też masz ten sam.
- Niestety. - bąknęłam pod nosem podnosząc klucz.
Sam wyjął klucz i podszedł bliżej swoich drzwi.
- Coś czuję, że dzisiaj się zobaczymy. - puścił mi oczko i zniknął w pomieszczeniu.
Za jakie grzechy?! Wiem, że niby nic nie powinno się zmienić, ale nie wiem jak ja mam się względem niego zachowywać. Raz jest fajnie i w ogóle, a nagle się wyzywamy. Poza tym nie powiedziałam dosłownie "potrzebuję cię".
Ehh... On jest taki skomplikowany.
Rozpakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i zasiadłam przed telewizorkiem i słabą kablówką, miała jakieś cztery działające kanały. Znudziłam się po godzinie i stwierdziłam, że wykąpię się i odwiedzę chłopaków. Dwadzieścia minut później stałam pod drzwiami pokoju 531. Otworzył mi Alex i z szerokim uśmiechem wpuścił do środka.
- O, Jessy! - przywitał mnie okrzyk Max'a.
- Yep, to ja. - przytaknęłam, rozglądając się po pomieszczeniu. - Myślałam, że taki syf jest niemożliwy.
- Widocznie się myliłaś. - z łazienki wyszedł Zayn.
Jeszcze tutaj go brakowało.
- Co tu robisz?
Przyglądałam mu się zmrużonymi oczami.
- Zostałem zaproszony przez resztę twojej grupy. - posłał mi bezczelny uśmiech.
- Nieważne. - mruknęłam i jeszcze raz przeleciałam pokój wzrokiem.
Dopiero teraz zauważyłam Sama, Steve'a, Marka i Josha. Porozsiadali się na każdej możliwej płaszczyźnie, którą udostępnili im Tony, Max, Austin i Alex. Panował tutaj ogromny chaos. Tyle facetów w jednym miejscu, to nie najlepszy pomysł.
- Chodź do nas, Jessy.
Pośród tłumu wyłapałam twarz Tony'ego. Zajęłam jego kolana, a on objął rękoma mój brzuch i przysunął bliżej swojej klatki.
- Przygotowana? - zagadnął Steve.
- Dzisiaj nie biegnę. - wyjaśniłam.
- Kto będzie walczył w imieniu drużyny? - zapytał Mark.
- Austin.
Max powiedział to z wyraźną wyższością. Słuszną wyższością, gdyż Austin jest jednym z najzwinniejszych członków naszej grupy, tuż za mną. Mamy szansę przedostać się do kolejnego etapu. Jesli wszystko pójdzie tak jak planujemy, to nie powinno być z tym problemu. Jesteśmy bardzo dobrze przygotowani.
- Wilki życzą powodzenia. - Steve przyłożył pięść do serca, po czym przybił "żółwika" z naszym dzisiejszym biegaczem.
- Kto u was biega? - zainteresowałam się.
- Zayn. - Josh wskazał brodą na przyjaciela. - Zaprowadzi nas na kolejny poziom.
- Nie inaczej. - tą arogancję w głosie poznam wszędzie.
Skierowałam wzrok na mulata i zatrzymałam go tam trochę za długo, bo Malik mnie na tym przyłapał. Przygryzł zmysłowo wargę, na co zareagowałam rumieńcem. Musiałam go ukryć, więc podniosłam się i rzuciłam szybkie "idę do siebie". Po wyjściu za drzwi oparłam się o pobliską ścianę i odetchnęłam głęboko. Przeczesałam włosy ręką i ruszyłam z powrotem do swojego pokoju. Miałam wrażenie, że ktoś za mną idzie, jednak głupi strach nie pozwolił mi tego sprawdzić. Wstrzymałam powietrze i powoli się odwróciłam. Kolejne zdarzenia działy się strasznie szybko...
Stłumiony pisk, uniesienie w powietrze, przerzucenie przez ramie, marsz, zakluczenie drzwi, rzucenie na łóżko. Najgorsze było to, że nie potrafiłam krzyczeć.
Nie mogłam.
Nie chciałam.
Mogłam spodziewać się tylko jednego...

***

- Co ty do chuja wyprawiasz? - przeliterowałam powoli.
Malik stał oparty o futrynę wejścia z korytarza do pokoju. Nic sobie nie robił z mojego oburzenia. Jak on śmiał zaciągać mnie na siłę do MOJEGO pokoju!
- Chce porozmawiać. - oznajmił.
Prychnęłam głośno i z lekką przesadą.
- Niby o czym? - uniosłam jedną brew i podparłam się na łokciach.
- O naszym dzisiejszym spotkaniu, które odbędzie się u ciebie w pokoju po zawodach.
- Chyba oszalałeś! Myślisz, że jeśli się dostaniemy dalej to przepuszczę dla ciebie imprezę? Główka cię czasem nie boli? - zdenerwowałam się.
- Nie, nie opuścisz. Pójdziesz na chwilę, ale zacznie cię boleć głowa i wrócisz do pokoju, później przyjdzie twój wybawiciel, czyli ja, a dalszej części chyba nie muszę ci tłumaczyć. - przechylił głowę na bok w oczekiwaniu na moją odpowiedź.
Zmarszczyłam czoło i powoli przyswajałam informacje. Jak on śmiał dyktować mi, co mam robić. Nie jestem jego seks-zabawką. Nawet nie zauważyłam, że Malik stoi tuż przede mną. Wspiął się na łóżko i zatrzymał nade mną. Ręce miał oparte po obu moich bokach, oczy wpatrywał w moje.
- Strasznie nakręca mnie twoje pyskowanie. - wyszeptał.
Ciepły oddech owinął moją twarz. Miał szczęście, ze wcześniej nie palił, bo już by leżał na podłodze.
Przygryzłam wargę zmysłowo.
- Strasznie?
Nie zaszkodzi skorzystać z okazji. Wszyscy wiemy, ze się pożądamy. Po co to w sobie dusić?
- Zajebiście bardzo. - dodał dla wzmocnienia swoich słów. - Wprost kurewsko.
- Zauważyłeś, że to najczęściej używane przez nas słowo, jeśli chodzi o wyrażenie jak bardzo czegoś
chcemy?
Panie i panowie! Moja rozkmina życia.
Nie zareagował na moje pytanie, tylko dalej wpatrywał się jak drapieżca w swoją ofiarę.
- Wiesz, co chciałbym z tobą teraz zrobić?
Zeskanował moją twarz i zatrzymał się na ustach.
- Oczywiście. - przytaknęłam pewnie.
Mój wzrok również zjechał na jego wargi. Takie kuszące...
- To na co czekamy? - wyszeptałam ledwie słyszalnie.
Nie musiałam długo czekać na reakcję. Zayn zaatakował moje usta, biodra przyciskając do moich. Jęknęłam kiedy zatoczył kółko, ocierając się o moją kobiecość swoim pobudzonym przyjacielem. Wypchnęłam lekko biodra i poruszyłam nimi. Mruknął zadowolony z mojego ruchu. Uniósł się kilka centymetrów i złapał za kraniec mojej koszulki i zwyczajnie się jej pozbył, następnie zjechał na krawędź spodni. Uśmiechnęłam się zachęcająco, kompletnie zapominając, że za jakieś półtorej godziny mamy zawody. Jeden ruch i nie miałam na sobie spodni. Wyjątkowo za bieliznę służyły mi wygodne bokserki, a nie koronkowe majteczki. Mimo tej niespodzianki Zayn się nie zniechęcił, a jego ręce dalej badały moje ciało, kiedy on mnie całował.
Robił to zajebiście!
Straciłam panowanie nad swoimi dłońmi, które obmacywały bezczelnie tors mulata pod koszulką. Miałam cholerną ochotę ja ściągnąć. Nagle Malik przerwał, a ja wstrzymałam oddech wystraszona. Zrobiłam coś nie tak?
- Coś się stało? - zapytałam niepewnie.
- Musze przygotować się do biegu. Przepraszam. - złożył słodki pocałunek na moich rozpalonych wargach i uśmiechnął się przepraszająco. - Dokończymy później, obiecuję.
Wstaliśmy na równe nogi. Jakoś nie krępował mnie fakt, że stoję przed nim w samej bieliźnie. Widział wiele więcej.
- Tak, później. - powtórzyłam lekko rozczarowana i odwróciłam głowę.
Chłopak podszedł i objął mnie w pasie. Spojrzałam na niego niechętnie.
- Hej, nie smuć się. - cmoknął mój nos. - Wynagrodzę ci to.
Boże! Ten wzrok i głęboki głos! Mam kolana? Czuję jakby mi odpadły i miałabym się za chwilę przewrócić. Uśmiechnęłam się słabo, a mulat ponownie cmoknął moje usta.
- Zbieraj się, bo musisz mi przynieść szczęście. - dodał. - Chcę cię tam widzieć. Tak z innej beczki, masz zajebistą dupę.
Jego ręce powędrowały w dół na moje pośladki, po czym wślizgnęły się pod bokserki.


Zachichotałam i odepchnęłam go od siebie. Mrugnął do mnie i wybiegł z pokoju. Już sama nie wiem, co mam o nas myśleć... Raz się kłócimy i wyzywamy, później całujemy i są te wszystkie miłe słówka. Oboje jesteśmy nieźle pierdolnięci. Zmienił swoje nastawienie do mnie? Zależy mi na czymś więcej?
Westchnęłam ciężko, zebrałam rozrzucone ciuchy w jedno miejsce, zgarnęłam czysty ręcznik i weszłam do łazienki.

środa, 17 grudnia 2014

OGŁOSZENIE ŚWIĄTECZNE!

UWAGA UWAGA!

Mam dla Was NIESPODZIANKĘ z okazji nadchodzących świąt :)

Przygotowałam dla Was 3 prezenty, ale (!)... nie ma tak łatwo.
Proponuję:

- 1 prezent
- 2 prezent
- 3 prezent

Gorszą wiadomością jest to, że musicie wybrać jeden i wpisać odpowiednią cyferkę w komentarzu
(przeważająca ilość wygrywa).

Co zawierają?
W każdy zapakowałam różną liczbę rozdziałów, które opublikuję jednorazowo w niedzielę wieczorem (żebyście mieli czas na głosowanie), czyli 21.12.2014r.

Wybieracie tylko jeden prezent!

Do którego zapakowałam największa liczbę rozdziałów? To jest moja słodka tajemnica ;)

Zdajcie się na swoją intuicję i piszcie w komentarzu, który prezent mam otworzyć w niedzielę.

Zasady są jasne?
To do dzieła!

Kocham! xx

niedziela, 14 grudnia 2014

Rozdział 35

KOCHAM WAS MISIACZKI!

Weekend się jeszcze nie skończył, więc praktycznie wyrobiłam się w terminie ;)

Musicie wiedzieć, że będą zdarzały mi się osunięcia z terminem dodawania postów, gdyż nie siedzę cały czas przy komputerze. W ostatnią sobotę nie mogłam znaleźć czasu nawet na spokojne wypicie herbatki :(

Nie gniewajcie się i z radością czytajcie nowy rozdział :)

Kocham! xx

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

*Jessy*

Przy stoliku od ściany zauważyłam Zayna. Siedział zamyślony, a przed nim stał kubek z kawą. Dosiadłam się, nic nie mówiąc.
- Jak się czujesz? - zapytał z wahaniem.
- Beznadziejnie. - zakryłam twarz dłońmi i oparłam łokcie na blacie.
- Przykro mi. Chcesz kawy?
Zdawało mi się, że czuł się dość niezręcznie w takiej sytuacji. Skinęłam słabo głową. Nie miałam na nic siły. Nie chciałam tu być. Muszę znaleźć dawcę dla Mel, a marnuję czas na stołówce. Nie pozwolę jej odejść. Po moim trupie...
- Proszę.
Pod moim nosem znalazła się pachnąca, parująca kawa.
- Dziękuję. - wysiliłam się na uśmiech.
Wyszło beznadziejnie. Cóż, przynajmniej się starałam.
- Mogę się wygadać? Może mi ulży.
Trochę bezpośrednio, ale co miałam zrobić, kiedy nie dawałam rady z własnymi myślami.
- Um, ta... Jeśli chcesz. - zmarszczył czoło skonsternowany.
- Moja przyjaciółka potrzebuje krwi, ale nie ma dawcy. Ma rzadką grupę i ciężko kogoś w tak krótkim czasie znaleźć. Musi dostać krew najpóźniej do rana, bo jeśli nie... jeśli nie to będą powikłania. Ma grupę AB i kompletnie nie mam pojęcia co robić.
- Taką jak ja. Mam taką samą grupę.
Zamurowało mnie. Nastała chwila głuchej ciszy. Czułam się tak, jakby świat się zatrzymał. Jeśli Malik by się zgodził, to jest ratunek dla Melanie.
- Zayn... Czy ty... czy mógłbyś oddać dla niej krew? - zapytałam nieśmiało, grzejąc sobie dłonie o kubek. - Głupio mi cię prosić, ale sam wiesz jak jest.
- W sumie, mógłbym.
- Boże! Dziękuję ci bardzo! Nawet nie wiesz jaka jestem ci wdzięczna. Ja... - cieszyłam się jak  głupia.
- Poczekaj. - przerwał mi. - Dla Melanie zrobię to bezinteresownie, ale co będę miał od ciebie za taką przysługę?
- Co? - zdawało mi się, że się przesłyszałam. - Jesteś poważny?
- Poważniejszy jeszcze nie byłem.
Skanowałam wzrokiem jego twarz. Chciałam znaleźć choćby jeden dowód na to, że się ze mnie nabija. Najmniejszą zmarszczkę czy drgający nerw. Cokolwiek. Niestety...
Mówił całkowicie poważnie.
- Żartujesz? - nie wierzyłam, że to powiedział.
- Mam kilka warunków... - zaczął ze złośliwym uśmiechem.
- Jesteś pojebany. - oburzyłam się. - Nie potrafisz pomóc komuś bez jakiejkolwiek rzeczy w zamian?
Tak szczerze, to zawiodłam się. Nie wiedziałam czego mam się spodziewać po nieobliczanym Maliku, ale na pewno się sądziłam, ze jest aż tak bezczelny. On mógłby posunąć się do wszystkiego, ale to?
- Dlaczego mam robić coś bezinteresownie? - wpatrywał się prosto w moje niebieskie tęczówki. - Świat nie jest sprawiedliwy.
- Moja przyjaciółka umiera - zmrużyłam wściekle oczy. - a ty masz czelność proponować mi jakąś głupią propozycję?
- Zagramy w pewną grę, to wszystko. - mrugnął do mnie.
Po jakiego chuja go poprosiłam o pomoc? Mogłam przyjechać tutaj z kimkolwiek innym i nie byłoby tej beznadziejnej sytuacji.
- Zasady są proste. Przez miesiąc świadczymy sobie usługi cielesne. Nie będziemy parą, ale będziemy się całować, dotykać i pieprzyć kiedy tylko jedno z nas będzie miało na to ochotę, a drugie
nie będzie miało nic przeciwko. Nie ma "dzisiaj boli mnie głowa" albo "dzisiaj nie chcę". - tutaj  udawał żeński głos. - Nie zakochujemy się w sobie, możemy umawiać się z innymi osobami, nie przejawiamy względem siebie głębszych uczuć. Tacy przyjaciele od seksu. Kto pierwszy się zakocha
odpada. Karę dla przegranego wymyślimy później.
Kiedy zakończył swój monolog, na myśl przyszedł mi Tony. Z nim miała podobny układ, tylko bez tego "na miesiąc" i to nie była pieprzona gra, tylko zaspokajanie moich potrzeb. No i przede wszystkim nie był taki oficjalny.
Jestem egoistką.
Nagle wróciłam do rzeczywistości i bolesnych realiów tej nocy.
- Nie mam zamiaru wysłuchiwać dalej twojego bredzenia. Jeśli nie masz zamiaru pomóc Melanie, to możesz sobie stąd iść. Nie potrzebuje cię. - warknęłam, kontrolując głos od krzyku.
Przez chwilę mogłam dostrzec w jego oczach coś na kształt bólu, przez słowa jakie powiedziałam, ale natychmiast wrócił do swojej maski.
- Beze mnie nic w tej sytuacji nie zdziałasz - zmarszczył czoło. - W sumie, to potrzebujesz mnie bardziej niż ci się wydaje.
- Kiedy to sobie wymyśliłeś?
- Dobrze wiesz, że to prawda. - wzruszył ramionami niewinnie.
- Jesteś chujem.
Dopił spokojnie kawę. Złość zżerała mnie od środka. Nie chciałam robić sceny w bufecie, ale dzieliła mnie od tego cienka granica.
- Jesteś pewna, że mam sobie iść? - wstał, poprawiając ubranie.
- Nie umyłeś uszu? Nic tu po tobie. - prychnęłam.
Własne słowa wprawiały mnie w dziwne uczcie smutku i przygnębienia. Czy tak naprawdę go tu potrzebowałam?
- Po prostu sprawdzałem. - wywrócił oczami i skierował się ku wyjściu.
- Sprawdzałeś co?
Zdezorientował mnie.
- Nie jesteś taka jak na początku myślałem.
- Czyli jaka?
Dogoniłam go i zrównałam nasze kroki. Sama nie bardzo wiedziałam, co się właśnie działo, ale na szczęście na korytarzu pojawił się Niall.
- Coś się stało? - zapytał, widząc mój wyraz twarzy.
- Wszystko w porządku. - odpowiedział za mnie Zayn.
Okey...
- Gdzie jest punkt pobrań krwi? - dodał.
Wytrzeszczyłam oczy na mulata. Czy on właśnie... czy on? Tak?
Stałam tam jak sparaliżowana i słuchałam wyjaśnień Zayna, dotyczących oddania krwi dla Melanie. Mój brat o mały włos nie wyskoczył przez okno z tego szczęścia. Uścisnął dłoń Malikowi i poszedł
powiadomić lekarza.
- Zaprowadzisz mnie? - zwrócił się do mnie.
Zamrugałam szybko powiekami i wróciłam do żywych.
- Um, tak jasne.
Niepewnym krokiem skierowałam się do laboratorium, a chłopak dotrzymywał mi kroku. Niestety jeszcze nie wiedzieliśmy czy krew Zayna będzie nadawała się do przekazania Melanie. Wskazałam mu odpowiednie drzwi, a on zniknął za nimi.

***

Siedziałam na szpitalnym holu już jakąś godzinę.
Zayna zostawili w sali, żeby odpoczął, bo oddał dużo krwi, która całe szczęście nadawała się do przekazania Melanie. Niall siedział z moją przyjaciółką, która była właśnie przygotowywana do
transfuzji. Co miałam ze sobą zrobić? Nic, tylko siedzieć i czekać. Przecież nie pójdę do Zayna,
chociaż powinnam ze względu na błędny status "narzeczonej".
Ehh...
Może własnie mamy kryzys i wcale mnie nie obchodzi, że w tej sekundzie jestem obgadywana przez dwie pielęgniarki w podeszłym wieku. Zniecierpliwiona i zła posłałam im rażące spojrzenie, bo ile można?! Siedzą tak jakieś czterdzieści minut, jak nie dłużej.
- Tęskniłaś?
Obok mnie usiadł mój pojebany "narzeczony".
- Mam nadzieję, że to pytanie było retoryczne. - odparłam kąśliwie.
Zaśmiał się tylko.
- Jak było? - westchnęłam, uspokajając się trochę.
Złość na niego gdzieś wyparowała, ale nie miałam zamiaru wybaczyć mu takiej postawy.
- Krew pobierała mi bardzo seksowna pielęgniarka. Sądzę, że wyglądałabyś jeszcze seksowniej w takim stroju jak one. - brodą wskazał na te dwie paple. - Zastanowię się nad kupnem podobnego i wręczeniu ci go w prezencie.
- Przez ciebie i to twoje wymyślone narzeczeństwo cały czas mnie obgadują, bo do ciebie nie poszłam i wyszłam na bezdusznego potwora.
- Weź nie gadaj, że się tym przejmujesz. - prychnął.
- Wkurzyłam się. - bąknęłam i odwróciłam wzrok na swoje buty.
Ramię Malika owinęło się wokół mojej talii, a usta powędrowały na skroń.
- Co ty robisz? - szepnęłam.
- Współpracuj i się przytul. - odszepnął. - Przepraszam. Już nie chcę się gniewać. - dodał głośniej.
Zrobiłam jak kazał, obdarzając go uściskiem. Szczerze? Bardzo mi dobrze w takiej pozycji. Najchętniej poszłabym spać. Ziewnęłam.
- Ej, co ty robisz? - chłopak udawał, że szepcze mi do ucha miłe słówka.
Dobry z niego aktor.
- Jestem zmęczona. - powiedziałam, po czym zachichotałam.
Wcale nie byłam gorsza. Umiałam poudawać to i tamto. Na przykład, ze nie chcę go obok siebie.
Co?
- Jedziemy? - zapytał już normalnym głosem, wcześniej wypuszczając mnie z ramion.
Zrobiłam skwaszoną minę na ten ruch, ale szybko zreflektowałam, że nie wypada żeby podobało mi się to, co on robi.
- Mhm. - przetarłam oczy.
Przerzuciłam torbę przez ramię i podeszłam do drzwi sali 24. Zapukałam cichutko, a po chwili zobaczyłam głowę brata.
- Niall, my jedziemy. - oznajmiłam, poprawiając ubranie.
- Teraz? Przecież jest okropnie późno.
Fakt. Jest jakoś po pierwszej w nocy.
- Muszę wrócić po moje małpy. - uśmiechnęłam się.
- Nie możecie normalnie wrócić do swoich domów? Przecież tamci przeżyją drogę powrotną bez was, a wasza fatyga jest niepotrzebna, bo zawody się skończyły, prawda? - on to jednak czasami umie myśleć.
Przytaknęłam głową uświadamiając sobie, że to wcale nie głupi pomysł.
- Dziękuję, że przyjechałaś. - powiedział po chwili.
Wyszedł z sali, zamykając za sobą drzwi.
- Widocznie los tak chciał. - wzruszyłam ramionami.
Przytuliłam się do brata i przymknęłam oczy. Gdybym wtedy na korytarzu nie wpadła na Malika, to Mel nie miałaby dawcy. Przeznaczenie? Możliwe. Skoro tak miało być, to dziwne, że wypadło akurat na Zayna? To za dużo jak na mój mózg, szczególnie o tej porze.
Odsunęłam się od Nialla, cmoknęłam go w policzek, a on ponownie zniknął w sali. Boże, jak on ją
kocha. To jest takie piękne.
- Możemy jechać?
Zayn stał nieopodal ze skwaszoną miną.
- Wracamy do swoich domów. - zarządziłam, przechodząc obok niego.
- Od początku miałem taki plan. - rzucił, jakby to było oczywiste.
Zmieszałam się. Serio jestem taka tępa, że tylko ja o tym nie pomyślałam?
Kilka minut później jechaliśmy w stronę mojego domu. Chyba przysnęłam, bo nawet nie wiem kiedy
dotarliśmy na miejsce. W sumie odległość między szpitalem a naszym miejscem zamieszkania wcale nie była wielka. Wysiadłam. Zayn zrobił to samo.
- Dzięki za podwózkę. - przeciągnęłam się. - Dzięki też za oddanie krwi, że przywiozłeś mnie tutaj i w ogóle za wszystko co dla mnie dzisiaj zrobiłeś. Nawet za kawę. Mimo tego, że zachowywałeś się jak ostatni idiota.
- Powiedziałaś to na głos? - zdziwił się.
Miał ten swój cwaniacki uśmieszek na ustach.
- Jestem zmęczona, a ty nie narzekaj. Poza tym, powinnam być na ciebie wkurwiona.
- Okey, okey. - uniósł ręce w geście poddania i zaśmiał się krótko.
- To ja spadam, dobranoc.
Odwróciłam się na pięcie i odeszłam w stronę wejścia. Nie dane mi było nawet przekręcić klucza w zamku, bo zostałam przyparta plecami do drewnianej powierzchni. Na początku się nie przejęłam, ale kiedy zobaczyłam te brązowe ślepia tuż przy moich, trochę się przestraszyłam.
- Jesteś zła? - wymruczał, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Sama nie wiem... - podrapałam się po skroni. - Nie do końca...
Uniósł brwi pytająco.
- Sądzę, że to nie było nic złego. - skanował moją twarz w skupieniu.
- Wystawiłeś na próbę moje oddanie dla Melanie i chciałeś zawrzeć jakiś beznadziejny układ. - prychnęłam.
- Tylko cię sprawdzałem. Spokojnie.
Nie spuszczał wzroku z moich ust.
- Chciałbyś mnie teraz pocałować, prawda? - uniosłam zadziornie brew.
"Oj Jessy... Pamiętaj, ze sama to zaczynasz" - ostrzegła mnie podświadomość.
- Kurewsko bardzo. - odparł nisko.
- Zrób to. - zachęciłam i wiedziała, że długo nie będzie się opierał.
- Jeśli powiesz, ze już się nie gniewasz i cofniesz swoje słowa.
Zmarszczyłam czoło skonsternowana.
- Jakie słowa?
- Że mnie nie potrzebujesz. - przypomniał z grymasem na twarzy.
Co?
- Ale... Ty...
- Po prostu odwołaj.
- No nie wiem...
Oczy mu pociemniały.
- Nie igraj, kurwa, z ogniem, kocie.
- Zaprosiłabym cię do środka, żeby przedyskutować to przy herbacie, ale jakoś nie mam ochoty. - zebrało mi się na droczenie.
- Tak? - zmarszczył brwi. - Wiesz, co bym wtedy z tobą zrobił?
Potrząsnęłam głową. Z ciekawości swędziła mnie skóra.
- Zdarł bym z ciebie te cholerne ciuszki i dotknął każdego skrawka skóry. Każdego.
Dobra. Podnieciłam się. Było mnie stać tylko na zachłyśnięcie się powietrzem. Serce biło milion razy na minutę, a żołądek ścisnął się w malutką kuleczkę.
- Nic nie powiesz? - i znowu ten jego pieprzony zadziorny uśmiech.
- Pocałuj mnie. - wydusiłam cichutko.
- To będzie oznaczało twoją zgodę na odwołanie słów.
- Pocałuj mnie, do cholery.
Patrzyłam prosto w jego tęczówki. Niebieskie wpatrzone w brązowe. Malik spoważniał i przeniósł wzrok na moje usta. Sekundę później moje wargi i jego były jednością. Przysunął się jeszcze bliżej, a ja objęłam jego szyję. Zacisnął ramiona na mojej talii. Pogłebiłam pocałunek jeszcze bardziej, przez co stał się strasznie namiętny. Przycisnął swoje biodra do moich.


- Zostaniesz? - westchnęłam, kiedy oderwaliśmy się od siebie.
- Myślę, że to nie najlepszy pomysł, kochanie. - przejechał kciukiem po mojej dolnej wardze. - Żadnych uczuć, żadnej intymności.
Wstrzymałam oddech na jego ostatnie stwierdzenie, nie wiedząc co powiedzieć. Dlaczego to powiedział?
Cmoknął mnie w usta po raz ostatni dzisiejszej nocy, odwrócił się na pięcie i wrócił do samochodu.
Jego samochód zniknął w oddali, a ja stałam trzymając palce przy gorących ustach. Przed chwilą były tu jego wargi. Tak bardzo chciałam poczuć je na moim ciele. W tak krótkim momencie niesamowicie rozpalił moje zmysłu. Nie wiem, co się ze mną dzieje, ale to nie jest nic dobrego. Ach i zapomniałam wspomnieć, że przyznałam, że go potrzebuję. Czy coś to między nami zmieniło? Jesli tak to, co powiem Tony'emu? Oczywiście, że nie prawdę.  
Oszołomiona weszłam do domu. Mechanicznie trafiłam do pokoju, zostawiłam torbę na krześle przy biurku i udałam się do łazienki. Nie zabrałam piżamy, więc po wykąpaniu owinęłam się w ręcznik, zmyłam makijaż, i wróciła do siebie. Wzięłam mniejszy ręcznik i zaczęłam wycierać włosy. Wtedy przyszedł mi SMS.

NADAWCA: Malik
Pięknie wyglądasz w ręczniku, ale poproszę wersję bez.

ODBIORCA: Malik
Pieprz się!

NADAWCA: Malik
Niedługo będę... Z Tobą :)

Nie odpisałam tylko rzuciła telefonem o łóżko. Tak, to cały czas ten telefon który dał mi Zayn na przeprosiny. Jest fajny, przydatny i całkiem wytrzymały. Do głowy wpadła mi myśl...
Jakim cudem on wiedział, że jestem w ręczniku?
Rozejrzałam się zamyślona po pokoju i miałam odpowiedź - odsłonięte okno. Podeszłam do szyby i wytężyłam wzrok. Na poboczu, po przeciwnej stronie niż mój dom, stał samochód Malika, a on sam był oparty o maskę auta. Ledwo dostrzegłam jego wredny uśmiech i to jak puścił mi oczko. Pozdrowiłam go środkowym palcem, a on przeniósł wzrok na komórkę trzymaną w dłoni. Coś na niej wystukał, a ja w tym czasie dostałam wiadomość.
Przypadek? Nie sądzę.

NADAWCA: Malik
Kusisz kocie, kusisz.

Odczytałam i żeby zrobić mu na złość sięgnęłam do rąbka ręcznika i powoli zaczęłam odsłaniać swoje ciało, ciągle stojąc w oknie. Udawałam, że zafunduję mu striptiz.
Kolejny SMS.

NADAWCA: Malik
Zaraz tam wejdę...

Okey, przestaję. Chociaż nie... Przecież o to mi chodziło.

ODBIORCA: Malik
Czekasz na specjalne zaproszenie?

NADAWCA: Malik
Dobranoc, kocie ;)

Ugh! To nie tak miało wyglądać! Miał tu brutalnie wejść i porwać mnie w ramiona. Nie fajnie. Znaczy nie!
Nie powinnam nawet tak myśleć. Ja i on to dwie inne bajki. Zła na siebie i na niego przebrałam  się w piżamę, wcześniej zasłaniając okno roletą i położyłam się spać.

-------------------------------------------------------------------------------------------------

SZAAALEEEŃSTWOOOO!!!!

środa, 10 grudnia 2014

Rozdział 34

PRZEPRASZAM MISIACZKI Z CAŁEGO SERDUCHA!!!

Niestety, ale miałam chwilowy brak czasu :/
Chorowałam przez tydzień, nie miałam ochoty na nic. Ciągle leżałam :(

Na szczęście wróciłam już do formy i będę dodawała posty tak, jak zwykle.
Kolejny pojawi się już w weekend :)

Życzę miłego czytania i chęci do komentowania (aż mordka się cieszy xD)

Kocham! xx

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

*Jessy*

Własnie naszykowałam się żeby iść na ogłoszenie wyników, a później ewentualnie wybieram się na imprezę. Oczywiście jeśli się dostaniemy na drugi etap.
Nagle zadzwoniła moja komórka.
- Tak? - odebrałam, nie patrząc na wyświetlacz.
Stałam przed lustrem wygładzając włosy i sprawdzając makijaż.
- Możesz rozmawiać?
Rozpoznałam niespokojny głos brata.
- Niall? Co się stało?
- Jeśli stoisz, to lepiej usiądź.
- Matko Niall! Co się stało, do cholery?!
Nie mogła wytrzymać napięcia, które zaczęło mi towarzyszyć.
- Uspokój się! Mi też nie jest łatwo o tym mówić! - krzyknął wyraźnie zestresowany.
- O czym?
- O Melanie...
- Boże... Co się stało? - powtórzyłam już któryś raz. - Powiesz w koncu?
- Bo Mel... Ona miała wypadek. - wydusił. - Jakiś skurwysyn potrącił ją na pasach. To jego wina, bo nie zatrzymał się na czerwonym świetle, kiedy ona miała zielone i przechodziła. Nie zdążyła nic zrobić...
- Gdzie ona jest? Tylko nie mów, że... - po moim policzku spłynęła łza.
- Nie! Mój Boże, nie! - odgonił moje czarne scenariusze. - Żyje, ale jest w ciężkim stanie.
- Kiedy to się stało?
Starałam się opanować drżenie głosu.
- Od wczoraj leży w szpitalu, na intensywnej terapii.
- Od wczoraj?! Dlaczego dopiero teraz do mnie dzwonisz? - moje nogi stały się okropnie miękkie i nie miałam siły dłużej stać.
- Wczoraj miałaś zawody i imprezę z tego, co napisałaś w SMS-ie. Nie chciałem gorzej cię stresować. Z resztą, sam byłem w ciężkim szoku.
- Rozumem, przepraszam że tak zareagowałam. - potrząsnęłam głową. - Ja tylko...
Głos mi się załamał, a łzy zaczęły płynąć po policzkach.
- Hej, Jessy... - usłyszałam po drugiej stronie słuchawki. - Jessy nie martw się. Wszystko będzie w porządku. Jestem w szpitalu i niedługo będę rozmawiał z lekarzem.
- Jadę do was. - pociągnęłam nosem. - Wyślij mi adres SMS-em i nawet nie dyskutuj.
Rozłączyłam się i rzuciłam telefonem o łóżko krzycząc głośne "kurwa". Wybiegłam na korytarz, chcąc dostać się do pokoju chłopaków. Niestety zderzyłam się z czymś twardym, ale o dziwno nie upadłam. Nie upadłam, bo ten z kim się zderzyłam mnie trzymał.
Podniosłam zapłakane oczy.
- Zayn? - przetarłam łzy. - Puść mnie. - zaczęłam się wyrywać.
- Co się stało?
Odsunął się na bezpieczną odległość.
- Co cię to obchodzi? - rzuciłam wkurzona.
- Wpadłaś na mnie i ryczysz, dlatego pytam. - przewrócił oczami.
- Gdzie jest mój skład? - pociągnęłam nosem.
- Najprawdopodobniej opijają fakt, że dostaliście się na drugi etap i są schlani w trzy dupy.
- Zabiję ich! - krzyknęłam, uderzając pięścią o ścianę. - Raz, że mnie nie zawołali, a dwa nie ma ich kiedy ich cholernie potrzebuję.
Znowu zaczęłam ryczeć. Znalazłam się w tak beznadziejnej sytuacji.
- Nie cieszysz się, że przeszliście dalej? - zdziwił się moim zachowaniem.
- Moja przyjaciółka leży w szpitalu na intensywnej terapii, do cholery! Z czego mam się cieszyć?!
- O kurwa. - wydusił w szoku.
- Właśnie. - wytarłam mokre policzki. - Umiesz prowadzić racja? Nie jesteś pijany?
Przyjrzałam mu się dokładnie.
- Do czego zmierzasz? - skrzyżował ramiona na piersi.
- Zawieziesz mnie do szpitala?
- Do Bradford?
- Nie, do Nowego Jorku. - nie powstrzymałam się od użycia sarkazmu.
- Jesteś dla mnie niemiła, więc dlaczego miałbym ci pomóc? - uniósł jedną brew.
- Nie zawieziesz mnie do szpitala, gdzie leży moja przyjaciółka? Jesteś aż takim chujem?
Zamyślił się na chwilę, po czym chwycił mnie za nadgarstek.
- Poczekaj! Wezmę torebkę. - zatrzymałam go i szybko wbiegłam do pokoju, by po chwili być z powrotem.
- Już? - bąknął zdenerwowany.
- Chodźmy. - przełożyłam torebkę przez ramię, a on znowu chwycił moją rękę.
Po pięciu minutach jechaliśmy już w stronę Bradford. Niestety droga zajmie nam jakieś trzy godziny. Nie obchodziło mnie ile tam będziemy jechać. Musze być z moją przyjaciółką i zrobię wszystko żeby siętam dzisiaj dostać. Jak dojedziemy będzie pewnie po dwudziestej drugiej, ale na szczęście szpital jest
otwarty przez cała dobę.
- Dziękuję. - bąknęłam pod nosem.
- Co?
Przez sekundę patrzył na mnie i wrócił wzrokiem na jezdnię.
- Słyszałeś. - rzuciłam, nie chcąc się powtarzać.
Malik ubrany był w dżinsy, czarny t-shirt i koszulę w siwo-czarną kratę. Prezentował się
przyzwoicie. Patrzyłam na niego dłuższy czas i chyba się zorientował, ale wtedy ja już przysypiałam.
Ziewnęłam zakrywając usta dłonią, przeciągnęłam się i oparłam głowę o szybę. Trochę trzęsło, więc
moja głowa stukała nieprzyjemnie o szybę, dlatego podłozyłam sobie moja torebkę.
Pomysłowa ja.
Zayn będzie jechał sam przez te trzy godziny, nikt go nie zmieni. Ja umiem prowadzić, ale Malik się
nie zgodził ze względu na stan w jakim się znalazłam. Stwierdził, że jestem za bardzo roztrzęsiona
i jeszcze spowoduję wypadek.
Zanim się obejrzałam, wędrowałam w karinie Morfeusza.

***

Przebudziłam się. Na dworze było już bardzo ciemno, dlatego stwierdziłam, że jest późno. Dopiero
po kilku sekundach uświadomiłam sobie, że stoimy. W sumie, to ja stoję bo Malika nie ma w samochodzie.
Wyszłam na zewnątrz i rozejrzałam się. Jestem na stacji benzynowej, sama w środku nocy. Może nie
całkiem sama, bo Zayn nie zostawiłby samochodu. Z resztą nawet nie wiem, czy to jest jego auto.
- Już wstałaś? Myślałem, że będziesz spała aż dojedziemy. - usłyszałam za plecami znajomy głos.
Odwróciłam się. Mulat stał oparty łokciami o krawędź nad drzwaimi ze swojej strony.
- Dlaczego stoimy? - potarłam ramiona dłońmi, bo zrobiło się nieprzyjemnie chłodno.
- Jadę sam, musiałem zrobić postój na siku, kupić nam kawę i zatankować. Taka odpowiedź wystarczy?
- Um... chyba tak. - wzruszyłam ramionami, patrząc na ziemię przed sobą. - Która godzina?
- Jak sprawdzałem minutę temu, to była dwudziesta pierwsza czterdzieści dwa.
- Kiedy ruszamy?
- Zawsze zadajesz tyle pytań? - westchnął zirytowany.
- Zawsze nie lubisz odpowiadać?
- Odpowiadam.
- Jasne. - prychnęłam.
Zdążyłam zarejestrować tylko "ugh" i chłopak był już przede mną. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby nie fakt, że prawie przyciskał mnie do drzwi pasażera.
- Co ty robisz? - wydusiłam.
Moje serce zaczęło bić dwa razy szybciej.
- Widzę, że ci zimno. Może chcesz żebym cię ogrzał? - tym razem zniwelował całą wolną przestrzeń
między nami.
- Ogrzał? Przecież jesteś taki zimny w stosunku do mnie. - droczyłam się.
- Zimy? - uniósł brwi w zdziwieniu. - Chyba sobie żartujesz. To, że ostatnio do niczego nie doszło, nie znaczy, że jestem dla ciebie zimy. Poza tym za każdym razem jak się "coś" wydarzyło po pijaku, to ty udawałaś że wszystko jest jak dawniej i zabijałaś mnie każdym swoim spojrzeniem. Nawet
odezwać się normalnie nie umiałaś. Kto tu jest zimny?
- To dlatego, że po każdym razie byłam na siebie zła. - nie potrafiłam na niego spojrzeć.
Mówiłam bardzo cicho.
- O co? - również wyszeptał. - O co byłaś zła, skarbie?
Nie odpowiedziałam. Te słowa zwyczajnie nie chciały przejść mi przez gardło.
- Jessy.
Chyba kończyła mu się cierpliwość.
- Byłam zła, bo każdym razem to wszystko, co zaszło mi się podobało. -  ledwo wydusiłam.
Nastąpiła niezręczna cisza.
- Pamiętasz to, co robiliśmy? - zdziwił się.
- Mhm. - czułam jak moje poliki się czerwienią. - Ty nie pamiętasz?
- Jak mógłbym zapomnieć? - pogładził kciukiem moją żuchwę.
- Przecież byliśmy pijani... - powiedziałam pod nosem, nie rozumiejąc sensu wydarzeń.
Dlaczego pamiętamy, skoro się najebaliśmy.
- Było lepiej niż z tym twoim kochasiem? - zaśmiał się. - Powiedz.
- On nie jest moim kochasiem. - syknęłam, kierując wzrok na jego tęczówki. - Jeśli powiem, ze tak, to cię dowartościowuje? Podbuduje twoje ego?
- Igrasz z ogniem, kocie. - mruknął. - Udowodnij, że nim nie jest. - dodał normalnym głosem.
Czy on rzucił mi wyzwanie? Zastanowiłam się chwile i niewiele myśląc przyciągnęłam go za kołnierzyk koszuli tak, że nasze usta dzielił jakiś centymetr.
- Gdyby był moim "kochasiem" nie zrobiłabym tego.
Nie czekając długo, wpiłam się w usta chłopaka. Oddał pocałunek od razu. Chwycił mnie za boki i przysunął jeszcze bliżej siebie.


Odsunęliśmy się po kilku minutach, a miałam wrażenie że to była wieczność.
- To wystarczy? - klepnęłam go w policzek.
- Wiedziałem, ze nim nie jest, bo nie pieprzyłabyś się ze mną. - na jego twarzy zagościł dawno nie widziany łobuzerski uśmieszek.
Już miałam wspomnieć o moich chwilach z Tony'm ale nie chciałam robić z siebie dziwki w oczach Malika. Może rzeczywiście nią byłam...
- Dupek. - rzuciłam i odepchnęłam go od siebie.
Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, choć bardzo się starałam. Wsiedliśmy do samochodu, a mulat podał mi ledwo ciepłą kawę. Popatrzyłam na niego krzywo.
- No co? To tobie zachciało się całować.
- Spadaj. - odwróciłam wzrok na drogę. - Więcej nie powtórzę tego błędu.
- Jak sobie chcesz. Jest niejedna chętna do całowania.
Fuknęłam się i zasznurowałam usta. Taki z niego żigolak? Zobaczymy, kto pierwszy będzie coś chciał. W sumie, to nie wiem czemu się przejmuję skoro nawet nie jesteśmy razem. Kto powiedział, że musimy się całować i pieprzyć? Jest to gdzieś napisane?
Nie, więc kurwa nara.


***

- Zatrzymaj się! - zażądałam, kiedy mijaliśmy główne drzwi szpitala.
- Idź, ja zaparkuję. - rzucił jak już zamykałam drzwi.
Wbiegłam do budynku. Serce waliło mi niemiłosiernie i nie mogłam opanować postrzępionego oddechu. Cholernie się martwiłam. Ważna osoba w moim życiu i najważniejsza dla brata leży teraz w szpitalu, a ja nawet nie wiem czy z nią wszystko w porządku, bo komórka mi się rozładowała. Spanikowana zaczepiłam pierwszą lepszą pielęgniarkę.
- Gdzie leży Melanie Adams? Została wczoraj potrącona.
- Kim pani jest?
- Muszę wiedzieć, gdzie leży.
Nie miałam zamiaru tak szybko odpuścić.
- Kimś z rodziny? - dopytywała z obojętnym wyrazem twarzy.
- Nie! Przyleciałam z Marsa w moim statku kosmicznym i chce posiąść jej ciało. - sarkazm lał się strumieniami.
Byłam tak kurewsko zdenerwowana, a ona zadawała te idiotyczne pytania, zamiast odpowiedzieć na
jedno moje.
- To jest jej siostra, a moja narzeczona. - silna ręka objęła moje ramiona.
- W takim razie w porządku. Drugie piętro, sala numer 24. - obczaiła nas skrupulatnie i dopiero potem sobie poszła.
Na pewno poplotkuje z innymi, jakie to teraz młodzi ludzie małżeństwa zawierają.
Zaraz, co? Eh... nieważne.
Szybko podeszłam do windy i nacisnęłam guzik. Czekanie okazało się pieprzoną wiecznością, ale nie miałam siły biec po schodach. Czułam obecność Malika za moimi plecami. Bez niego nie udałoby mi się wyciągnąć informacji od tej zgorzkniałej baby.
- Dzięki. - rzuciłam, stojąc obok niego, a winda wiozła nas na drugie piętro.
- Nie ma za co, kochanie. - mrugnął do mnie.
- Już nie musimy udawać narzeczeństwa. - bąknęłam. - W ogóle skąd ten pomysł?
- Nie wiem... Jakoś tak. - ta, niezłe wytłumaczenie. - Po prostu ratowałem sytuację.
- Okey.
Drzwi się rozsunęły, a ja jak z procy wystrzeliłam na hol w poszukiwaniu odpowiedniej sali. Zayn został gdzieś w tyle. Torba odbijała mi się od biodra, a nogi plątały. Wreszcie dotarłam do celu - sala 24. Ostrożnie nacisnęłam klamkę i uchyliłam drzwi. Wsunęłam głowę i pierwsze, co zobaczyłam, to blond czupryna wsparta na dłoniach opartych o kolana. Chrząknęłam najciszej jak się dało. Niall odwrócił się gwałtownie.
- Jessy? - zdziwił się tak, jakbym wcześniej mu nie mówiła, że przyjadę.
Miałam rzucić jakąś głupią odpowiedz, ale powstrzymał mnie przykładając palec wskazujący do ust. Wróciłam na korytarz, a on pojawił się minutę później.
- Co z nią? W jakim jest stanie? Wyjdzie z tego? Wszystko w porządku? Jak ty się czujesz? - ostrzeliwałam go pytaniami.
Zakrył mi usta dłonią.
- Powoli, dobrze? - zapytał. - Będziesz cicho?
- Mhm. - przytaknęłam.
Zabrał rękę z mojej twarzy, a ja otarłam usta wierzchem dłoni.
- To nie było potrzebne. - rzuciłam, poprawiając torbę na ramieniu.
- Nie o to teraz chodzi. - potarł nerwowo czoło. - Melanie wyjdzie z tego ale...
- Ale?
- Potrzebuje krwi. Póki co nie znaleźli dawcy. Ma rzadką grupę i niewiele osób ma taką. Najgorsze jest to, że jej rodzice mają całkowicie inną. Ja też...
- Ja również. - zamyśliłam się. - Co będzie jeśli nie dostanie krwi?
- Powinna ją otrzymać najpóźniej jutro rano. Jeśli nie to... to ma marne szanse, ze nie będzie powikłań.
Niall miał łzy w oczach. Pierwszy raz widziałam go w takim stanie.
- Przepraszam. Ja... wrócę do niej. Jeszcze się nie wybudziła. - silił się na normalny ton.
- Rozumiem. - przytaknęłam tylko, bo też robiło mi się żal.
Przytuliłam go szybko, żeby dodać mu otuchy. Co ja mam teraz zrobić? Jak mam pomóc mojej przyjaciółce? Kiedy Niall zniknął za drzwiami, ja skierowałam się do bufetu. Mijałam wielu ludzi. Jedni cieszyli się z narodzin dziecka, inni płakali z powodu śmierci bliskiej osoby. Szpitale były, są i będą przytłaczające i dołujące. Nikogo do nich nie ciągnie. Bardzo chciałam znaleźć się w tej pierwszej grupie...
Tej szczęśliwej.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

OHOHOHOOHOHOHOHO
DZIEJE SIĘ!!!!!!!!!!

Jeszcze raz przepraszam za opóźnienie :*

niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział 33

WIELKIE PRZEPROSINY ZA POŚLIZG! :)

Niestety zachorowało mi się :/

Miłego czytania i chętnego dodawania komentarzy (za które OGROMNIE dziękuję).

Kocham! xx

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

*Jessy*

Od jakiegoś czasu jesteśmy na imprezie. Szaleję na parkiecie i nie zwracam uwagi na innych. Można powiedzieć, ze zawojowałam parkiet.


Impreza trwa już jakieś trzy godziny, a mnie odpadają nogi. Zaczęła się jakoś o dwudziestej i jest tak jak mówił Max. Wręcz zajebiście!
Odbywa się w tym samym hotelu, w którym mieszamy, tylko w specjalnej sali, która jest piętro niżej niż recepcja. Mnóstwo miejsca, kolorowe światła, sprzęt grający i te sprawy. Piosenka się skończyła, ukłoniłam się i odeszłam w stronę baru. Usiadłam na jednym z wysokich krzeseł i zamówiłam wodę. Raz - byłam spragniona po tańcu, dwa - wypiłam kilka drinków i nie chciałam się dobić. Moje tygrysy szalały gdzieś w tłumie. Zerknęłam bezwiednie na neonowy zegar nad barem i prawie się zachłysnęłam. Wybiła równa dwudziesta trzecia trzydzieści, a ja mam zamiar się jeszcze ogarnąć, bo Malik ma wpaść. Ciągle nie rozumiem, czemu tak mi na tym zależy...
Strasznie szybko ten czas zleciał.
Dopiłam wodę wielkimi łykami, po czym zerwałam się z krzesła. Dziesięć minut później byłam już u siebie i w pośpiechu ściągałam spocone ciuchy. Ze świeżym ręcznikiem i kosmetykami wkroczyłam do łazienki. Wraz z pierwszymi strumieniami chłodnej wody przyszła ulga. Chwilę potem usłyszałam, że drzwi od pokoju się otwierają. Nie zamknęłam ich?!
- Kto tam?! - krzyknęłam, zakręcając wodę.
Zwinnie owinęłam się w ręcznik i czekałam na jakikolwiek odzew.
- To ja, kochanie. Nie masz się czego bać. - usłyszałam z wnętrza pokoju.
Odetchnęłam z ulgą, ale za chwilę znowu się spięłam.
Tony.
Co on tu robi? Przecież za kilka minut przyjdzie Zayn. Logiczne, że nie mogą się spotkać. Co by powiedział Tony, gdyby zobaczył Malika u mnie w pokoju na schadzce o północy. Z pewnością nie
byłby zachwycony.
- Tak, fajnie. - bąknęłam i zarzuciłam piżamę, bo tylko ją miałam pod ręką. - Już idę.
- Nie musisz się spieszyć. - rzucił ze śmiechem. - Poczekam.
Dołączyłam do niego z ręcznikiem na głowie. Siedział na moim łóżku, opierając łokcie na kolanach.
Przyglądał mi się z wesołym uśmiechem.
- Co cię do mnie sprowadza? - starałam się brzmieć naturalnie, ale nerwy zżerały mnie od środka.
- Stęskniłem się. - wydał dolną wargę, robiąc smutne oczy.
Przewróciłam oczami. Nie miałam czasu uganiać się z nietrzeźwym Tonym. W sumie sama nie byłam do końca trzeźwa, ale ogarniałam sytuację i nie szczerzyłam się jak głupia.
- Przepraszam Tony, ale jestem zmęczona. - powiedziałam i pociągnęłam go za rękę, żeby wstał.
Zrobił to, zataczając się lekko. Gdybym uważała i zamknęła drzwi, nie byłoby tej sytuacji.
- Naprawdę? - zmartwił się. - Tak pięknie dzisiaj tańczyłaś. Dawno nie widziałem cię takiej szczęśliwej.
- Tak, tak. Teraz chodź.
Zaczęłam ciągnąć go w stronę wyjścia. Boże, żeby tylko nie minęli się z Malikiem.
- Muszę wychodzić? - marudził, starając się mnie zatrzymać. Byłam zbyt uparta. - Dawno nie spędzaliśmy razem nocy.
Postanowiłam zignorować drugą część jego wypowiedzi.
- Tak Tony, musisz. Jutro ogłoszenie wyników, więc musisz być przytomny i wyspany żeby dobrze usłyszeć.
Wydawało mi się, że ten argument do niego trafi.
- Masz rację. - ożywił się tyle, na ile mógł. - Dobranoc.
Po zamknięciu za nim drzwi odetchnęłam z ogromną ulgą i zauważyłam, że się strasznie spięłam. Rozległo się pukanie. Nawet nie zdążyłam puścić klamki. Pomyślałam, że to mój przyjaciel rozmyślił się i wrócił. Myliłam się.
- Myślałem, że już nie wyjdzie. - wysyczał Zayn.
- Tak, ja też. - podrapałam się po karku i wpuściłam go do środka.
Razem przeszliśmy do części sypialnianej. Usiedliśmy na podłodze opierając plecy o łóżko. Nasza standardowa pozycja do picia.
- Opijamy twoje pierwsze zawody. - oznajmił.
- Skąd wiesz, że pierwsze? - zmarszczyłam brwi.
- Wiesz, twoi koledzy mają długie języki po alkoholu. - puścił do mnie oczko.
- Zabiję ich za to, że rozmawiają z tobą o mnie.
Chłopak się zaśmiał. Nawet nie zarejestrowałam, że przyniósł ze sobą po sześciopaku na osobę. Kupił mi piwo smakowe. Pychota!
- Zdrówko? - przechylił swoja butelkę w moja stronę.
- Zdrówko. - stuknęłam moim trunkiem o jego.
- Myślisz, że znowu będziemy się pieprzyć? - zapytałam patrząc przed siebie.
Nie wierzę, że powiedziałam to na głos.
- A chcesz?
- Um, sama nie wiem. - bąknęłam pod nosem. - Znaczy nie! Nie chcę. - powiedziałam głośniej.
- Ja uważasz, ale i tak myślę, że tak właśnie skończymy.
Nie odpowiedziałam tylko wzięłam duży łyk piwa zapominając, że mam już sporą dawkę alkoholu we krwi.
- Masz kogoś na oku?
Nie spodziewałam się takiego pytania od Zayna.
- Czemu pytasz? - zmarszczyłam czoło.
- Sam nie wiem... Jakoś tak. - wzruszył ramionami od niechcenia. - A ten... Jak mu tam... Tony?
- Co Tony? - spojrzałam na niego i spotkałam wymowny wzrok. - Jeśli chodzi czy jesteśmy parą to... to nie, nie jesteśmy.
- Kiedy się na was patrzy, wrażenie jest inne.
- Naprawdę? - zamyśliłam się, odtwarzając obraz mój i Tony'ego całujących się.
- Taa.
- Jesteś zazdrosny? - uśmiechnęłam się podstępnie.
- Jasne. - prychnął i wziął łyk piwa. - Zawsze i wszędzie.
Nie odzywaliśmy się przez jakieś pół godziny. Zdążyłam opróżnić połowę zgrzewki, więc w głowie nieźle mi się kołowało, a ślina niosła na język niepotrzebne słowa.
- Nie pierdol, że na mnie nie lecisz. - rzuciłam z przekonaniem.
- Jeśli chodzi o twój wygląd, to jesteś niezła i podniecasz. Zmieniłaś się przez te dwa lata. Wiesz...
Nabrałaś kobiecych kształtów, wyrobiłaś sylwetkę. Nawet cycki ci urosły. - na te słowa szturchnęłam go łokciem w żebra. - Jeśli chodzi ci o miłość i podobne pierdoły, to mówię definitywne "nie".
- Fajnie wiedzieć, że chociaż cię kręcę.
- Um, ta. - dopił czwartą butelkę i odrzucił na podłogę. - A ty?
- Co ja? - zabełkotałam.
Niedobrze. Łapię zawiasy, czyli powinnam powiedzieć "stop". Cóż... powinnam.
- Lecisz na mnie? - uniósł zadziornie brew.
- Jesteś mega seksownym, przystojnym, gorącym dupkiem ale i strasznym chujem. - powiedziałam zgodnie z własnymi myślami.
- Ale seksownym i gorącym. Też cię kręcę.
Westchnęłam zmęczona i przetarłam oczy. Jest grubo po północy. Czas strasznie szybko płynie, a ja jestem coraz bardziej śpiąca, ale i zakręcona. Wzięłam nastepne piwo i przechyliłam. Za jednym razem upiłam prawie połowę.
- Powoli, księżniczko. - Malik odsunął mi butelkę od ust. - Nie chcemy skończyć jak ostatnio, prawda?
- Kto powiedział, że nie chce? - czknęłam.
"Jessy, czerwony alarm!" - krzyczała moja podświadomość. Chłopak się zaśmiał i też wypił większą część swojego piwa. Kolejne pół godziny minęło i nie mieliśmy piwa. Wypiliśmy wszystko, a ja przestałam się kontrolować. Dlaczego? Bo zaczęłam całować szyję mulata.


Nie protestował, więc ja nie przerywałam. Jednak po kilku minutach mi się znudziło. Wstałam, weszłam na łózko i zdjęłam bluzkę od piżamy. Na szczęście wcześniej naciągnęłam stanik. Położyłam się i stwierdziłam, że mi za gorąco dlatego ściągnęłam spodnie.
- Mogę się dołączyć? - usłyszałam z końca łóżka.
Zayn stał przy moich stopach i pożerał mnie wzrokiem.
- Jeszcze pytasz? - udawałam zdziwioną. - Smutno i zimno tu bez ciebie.
Nie potrzebował dalszego zachęcania, bo już po chwili leżał obok w samych bokserkach. Nie mogłam powstrzymać się od pochłaniania tego widoku. Westchnęłam strasznie sfrustrowana, przenosząc się na biodra mulata. Siedziałam sobie okrakiem i wodziłam palcem po jego tatuażach.
- Łaskoczesz. - mruknął z przymkniętymi oczami.
Odsunęłam rękę. Otworzył oczy i usiadł obejmując moją talie rękoma.
- Nie mówiłem, żebyś przestawała. - wychrypiał seksownie.
Uśmiechnęłam się cwaniacko, a on to odwzajemnił. Położyłam dłonie na jego karku i gładziłam wrażliwą skórę. Zamruczał jak kot, ponownie przymykając oczy.
- Pocałuj mnie. - wyszeptałam, stykając nasze czoła.
- Na pewno? - droczył się. - Jak bardzo tego chcesz?
- Bardzo.
- Bardzo?
- Kurewsko bardzo.
Na jego ustach rozciągnął się szeroki uśmiech odsłaniający zęby. Nie zwlekał długo i złączył nasze wargi. Włożyłam w to całą siebie.


Przerwaliśmy dopiero, kiedy zabrakło nam tchu. Zayn przesunął ręce na zapięcie stanika i już miał się nim zająć, ale zatrzymałam go.
- Co robisz? - zmarszczył czoło zdezorientowany.
- Dzisiaj nie poruchasz.
- Dlaczego? - palcami zahaczył o tasiemkę moich majtek.
- Mieliśmy umowę i nie zamieniam jej łamać. - zeszłam z niego i położyłam się wygodnie.
Zrobił to samo. Odwróciłam się, żeby ułożyć głowę na jego klatce piersiowej, ale mnie powstrzymał.
- Będę się zbierał. - oznajmił wstając.
- Czemu?
Ziewnęłam zmęczona.
- Chyba nie chcesz, żeby twój kochaś nas przyłapał. - ubrał się w ekspresowym tempie, a ja miałam
troszkę czasu do popatrzenia na jego piękne ciało.
- On nie jest moim... Eh, nieważne.
Nie miałam siły ponownie się tłumaczyć.
- Dobranoc. - rzucił wychodząc.
Podciągnęłam kołdrę pod brodę.
- Dobranoc, słońce. - powiedziałam całkowicie nieświadoma faktu, że Malik jeszcze nie wyszedł.
Po minucie głuchej ciszy drzwi zostały otwarte, a ciemna postać wynurzyła się na korytarz.
Słyszał.
Z pewnością słyszał.

***

Obudziłam się z lekkim uczuciem suchości w ustach. Z tego co pamiętam, to nie poszaleliśmy, więc nic się nie wydarzyło. Jaka ulga. Przetarłam zaspane oczy, siadając na łóżku.
- Zamawiała pani śniadanie? - w korytarzu rozległo się zamykanie drzwi i czyjś głos.
W pierwszej chwili pomyślałam, że to jakiś kelner, który pomylił pokoje. Wtedy w progu pojawił się Max z szelmowskim uśmiechem na ustach.
- Max? Nie spodziewałam się ciebie tutaj o takiej porze. - powiedziałam trochę zaskoczona.
- Niby której? Jest już pięć po jedenastej. Najwyższa pora na śniadanie. - postawił tacę na stoliku nocnym z prawej strony.
- Dziękuję, kochany jesteś. - przesłałam mu całusa w powietrzu. - Kiedy ogłaszają wyniki?
- Zdaje mi się, że jakoś wieczorem. Zaraz przed imprezą. - podrapał się po głowie. - Ja i chłopaki jesteśmy na basenie, jak coś.
- Spoko. - wysepleniłam z buzią pełną owsianki.
- Smacznego. - mrugnął do mnie i wyszedł.
Po pochłonięciu śniadania wykąpałam się, ubrałam, ogarnęłam włosy, delikatnie umalowałam i byłam gotowa na podbój tutejszego kąpieliska. Do torby spakowałam ręcznik, krem do opalania, a na głowę założyłam okulary przeciwsłoneczne. W recepcji minęłam się z Joshem, który wracał z miejsca gdzie ja dopiero zmierzałam. Przywitaliśmy się, wymieniliśmy obawy, co do wyników i rozeszliśmy się w swoich kierunkach.
Od tamtego brutalnego zdarzenia dwa lata temu, Josh się zmienił. Podobno przestał ćpać i nawet znalazł sobie dziewczynę, z którą chce się ożenić. Życzę mu jak najlepiej.
- W końcu jesteś. - ucieszył się Tony, kiedy stanęłam przy jego leżaku. - Ileż można czekać?
- Oj, zamknij się. - wystawiłam mu język i zajęłam miejsce obok. - Długo tu jesteście?
- Jakąś godzinę, może półtorej.
- Dlaczego mnie nie obudziliście? - powiedziałam z wyraźną pretensją.
W tym samym czasie smarowałam się kremem.
- Nie było takiej potrzeby, a wszyscy wiemy że lubisz sobie pospać.
- Fakt.
Zaśmialiśmy się.
- Posmarujesz mi plecy? - wystawiłam tubkę z kremem w stronę przyjaciela.
Wyszczerzył się i wstał.
- Z przyjemnością, kochanie.
Ułożyłam się na brzuchu, kładąc dłonie pod brodę. Tony usiadł delikatnie na mojej pupie, żeby mieć lepszy i wygodniejszy dostęp do pleców. Zadrżałam, gdy chłodna substancja zetknęła się z moją skórą. Chłopak rozprowadzał krem bardzo delikatnie i powoli. Rozkoszowałam się jego dotykiem, ale niestety nie trwał długo.
- Skończone. - oddał mi tubkę i wrócił na swoje miejsce.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się słodziutko.
Opalałam się równy kwadrans, po czym stwierdziłam że jest nudno. Weszłam do wody i pływałam leniwie. Może raczej lepsze byłoby określenie, że dryfowałam na powierzchni.
Dziesięć minut później zlokalizowałam Malika. Stał przy krawędzi basenu i rozglądał się po ludziach. Podpłynęłam, a on skierował brązowe oczy na mnie.
- Kogo my tu mamy? - zaczepiłam.
- Mógłbym powiedzieć to samo. - odparł obojętnie.
- Wyspałeś się?
- A czy to ważne?
- Chciałam być miła i nawiązać rozmowę. - bąknęłam. - Spierdoliłeś, dzięki.
- Panikujesz. - prychnął. - Teraz nagle będziemy najlepszymi przyjaciółmi? Będziemy urządzać sobie pogawędki? Powymieniamy się ploteczkami? Już mnie nie nienawidzisz? Coś się zmieniło? Dopiero zabijałaś mnie wzrokiem, a teraz chcesz ze mną tak po prostu rozmawiać?
- Um, nie, to nie tak... - zbił mnie z tropu. - Nie wiem co cię ugryzło, ale nie mam zamiaru się przed tobą płaszczyć. Masz racje, nic się między nami nie zmieniło. Nadal jesteś chujem, tak jak dawniej. W ogóle nie wiem dlaczego się do ciebie odezwałam. Sory, pomyłka.
- Wczoraj twoje usta bardzo nalegały na moje towarzystwo. - uniósł prowokacyjnie brew lustrując mnie z góry.
- Zamknij się. - syknęłam. Powiedział to zbyt głośno. - Nikt nie wie o naszym wczorajszym spotkaniu i niech tak zostanie.
- Jasne, kotku. - oblizał wargę językiem i oddalił się do swojej sfory.
Ja pierdole! Raz jest zły i nic mu nie pasuje, a później nazywa mnie "kotkiem". Boże, jaki ten człowiek jest skomplikowany.
Zwariować można.