niedziela, 31 sierpnia 2014

Rozdział 20

MATKO MATKO MATKO MATKO!

Przepraszam Was baaaardzo!
Wiecie te całe przygotowania do szkoły :/
Nawet nie wiem, jak zleciał mi ten czas do soboty.
Ugh!
Nie gniewajcie się, że was przetrzymałam, proooooszę :)
Kocham Was! <3
A to całe opóźnienie przez tą głupią szkołe lol :(

Masakra jakaś...

Ale na pocieszenie macie nowiuteńki rozdział z Maliczkiem :)

Zachęcam do komentowania (wyrażania swojej opinii) i życzę miłego czytania :*

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Jest sobota. Dzisiaj moja impreza urodzinowa. Osiemnaście lat skończyłam już w środę, ale nie mogłam zrobić imprezy na tygodniu, stąd sobota. Przygotowanie idą pełną parą. Nakupiłam masę jedzenia i picia. Tego alkoholowego jak i bez. Dobrze mieć pełnoletniego brata, który i tak będzie na przyjęciu. Melanie obiecała upiec mi tort. Zaprosiłam około trzydziestu osób, ale z doświadczenia wiem, że jakieś dziesięć nie przyjdzie, bo im coś nagle "wypadnie". Zaprosiłam też Zayna. Za to, że mi ostatnio pomógł. Mam nadzieję, że przyjdzie sam, bo nie mam ochoty na spotkanie z Joshem. Nie wybaczyłam mu ostatniego zachowania. Nie wiem czy wybaczę...
Jeśli chodzi o wyjazd, to jeszcze nie powiedziałam o nim Melanie, ale zdecydowałam się jechać. Nic mnie tu nie trzyma. Niall wie i jedzie tam ze mną. Powiedział Mel, że jedzie tylko na miesiąc, albo dwa. Przyjęła to dobrze, bo jest wyrozumiała. Obiecali sobie, że będą się kontaktować przez internet i telefon. Ja zostanę w Stanach na rok, jeśli nie na więcej. Nie wiem, co będzie później. Amy też jeszcze nie powiedziałam. Tak wiem, zwlekam do ostatniej chwili, ale co mam zrobić? Nie chciałam im popsuć humoru na imprezę.
Zadzwoniłam do przyjaciółki.
- Hej Amy! Będziesz? - zapytałam na przywitanie.
- Ja bym nie przyszła? Chyba żartujesz. - prychnęła.
- A reszta "Cramps"?
- Będzie całe 5 osób.
- Super! Cieszę się bardzo! - pisnęłam.
- Muszę się szykować. Do zobaczenia, Jess.
- Do zobaczenia.
Rozłączyłam się.
- Niall! W ogrodzie wszystko gotowe?! - krzyknęłam.
- Chodź i sprawdź! - odkrzyknął.
Wyszłam na zewnątrz. Na dworze rozstawiony był duży namiot, pod którym znajdowały się stoły. Parkiet do tańczenia był kilka metrów dalej. Między innymi znalazły się jakieś poduszki do siedzenia, ławki i krzesełka do opalania. Stół na jedzenie był ogromny. Plastikowe kubeczki, talerzyki i sztućce też miały swoje miejsce.
- Kocham cię, braciszku.
Uśmiechnęłam się najpiękniej jak umiałam.
- Wisisz mi za to litr czystej, ale urodzinowej oczywiście. - wskazał na mnie palcem i podszedł.
- Nie wystarczy ci, że będziesz na imprezie, która będzie z alkoholem? - uniosłam brwi.
Wzruszył ramionami.
- Wiesz, moi znajomi też chcieli opić twoje zdrowie.
- Taa... Żeby chociaż mnie znali. - odparłam z sarkazmem.
- Ja im o tobie opowiem. - poklepał mnie po ramieniu. - Same najlepsze rzeczy.
- Uważaj, bo uwierzę. - prychnęłam trącając go w ramię.
- Jak sobie chcesz. - rzucił i wrócił do pompowania balonów.
Nachyliłam się do jego ucha.
- Zostawię ci jedną butelkę w lodówce, tylko nie mów nikomu, że to ode mnie. - szepnęłam.
Uśmiechnął się zwycięsko z balonem w ustach. Zostawiłam go i podążyłam do kuchni w celu dokończenia przygotowywania sałatek wszelkiej maści. Jest trzydzieści minut po szesnastej. Całość zaczyna się o osiemnastej, a za jakieś pół godziny przyjdzie Melanie. Jak już wszystko będzie gotowe, będę musiała doprowadzić siebie do porządku.

***

Jestem gotowa.
Goście zaczynają się schodzić, a ja siedzę jak idiotka przed lustrem. Boże... Mam już osiemnaście lat. Jestem pełnoletnia. Mogę bez przeszkód i stanowczo stwierdzić, że jestem dorosłą kobietą, a na potwierdzenie mam świeżutko wyrobiony dowód osobisty. Zajmuje honorowe miejsce w moim portfelu. Ale teraz, to jest mało ważne.
- Jessy! Pośpiesz się!
Usłyszałam zbliżające się kroki. Do mojego pokoju wkroczyła Mel. Wyglądała tak pięknie.
- Co tak długo? Gotowa? - zamknęła za sobą drzwi.
- Chyba tak.
Wstałam, ostatni raz spojrzałam w lustro i poprawiłam sukienkę. Dziewczyna zlustrowała mnie od stóp do głów.
- Wyglądasz zjawiskowo. Jak na dorosłą kobietę przystało. - zachwyciła się. - Chodź już, musisz witać gości.
Przytaknęłam lekko głową i wyszłyśmy. Zajęłam miejsce w wejściu do salonu, tuż obok drzwi wejściowych. Zauważyłam Nialla, który stanął bliżej tarasu, żeby kierować ludzi dalej. Wzięłam głęboki oddech i wypuściłam powoli. Strasznie się stresowałam...
Zaczęło się.
Goście zaczęli zjawiać się jeden po drugim. Wreszcie ujrzałam moją kochaną paczkę przyjaciół. Całe "Cramps". Kiedyś do nich należałam i wtedy było równo 3 chłopaków i 3 dziewczyny. Pewnie znajdą kogoś na moje miejsce... Podeszli i o mało mnie nie udusili. Zaśpiewali najkrótszą wersję "Sto lat" i poszli zając miejsca przy stole. Szczerze, to już miałam dosyć tego stania. Chętnie bym usiadła i odpoczęła.
Straciłam rachubę po piątej osobie. Już chciałam zacząć się cieszyć, że nikt więcej nie przyjdzie, ale niestety zostałam pozbawiona tej przyjemności.
Próg mojego domu przekroczył Zayn Malik, we własnej osobie. Największy postrach szkoły i miasta. Największy idiota jakiego znam, oprócz Freak'a rzecz jasna. Nie spodziewałam się, że odważy się przyjść. Pewnie zrobił to ze zwykłego przywileju, albo chęci zabawy. Nie wiem.
- Cześć.
Stanął tuż przede mną.
- Cześć. - odpowiedziałam.
Też czujecie to napięcie między nami?
Ubrał się w białą koszulę i ciemne, materiałowe spodnie. Nie powiem, wyglądał całkiem przyzwoicie. Rękawy miał podwinięte do łokci, a pierwsze dwa guziki od góry były odpięte.
- Umm... Wszystkiego najlepszego. - powiedział obojętnie, wręczając mi bukiet pięknych kwiatów. - Nie wiedziałem co kupić i...
- Są piękne, dziękuję. - przerwałam mu. - Nie spodziewałam się, że przyjdziesz.
- Ja też nie. - mruknął, chowając dłonie do kieszeni.
Zapanowała niezręczna cisza. Obydwoje czuliśmy się w swoim towarzystwie dosyć niekomfortowo, a to wszystko przez ostatni incydent w jego domu. Jeszcze do tego Josh...
- Zapraszam. - powiedziałam, wskazując ręką na wejście do ogrodu.
Chłopak skierował się we wskazanym kierunku, a ja wstawiłam kwiaty do wazonu. Oprócz Nialla, to jako jedyny dał mi kwiaty. Wszyscy przynosili jakieś paczuszki, Bóg wie z czym. Już się boję je otworzyć. Wyszłam do ludzi, którzy przywitali mnie gromkimi oklaskami. Miałam ogromną nadzieję, że się nie zaczerwieniłam. Usłyszałam intensywne klaśnięcia gdzieś z przeciwnego końca placu. Okazało się, że to braciszek stoi na scenie obok zespołu i chyba ma zamiar przemawiać.
- Drodzy zebrani goście! Kochana Jessy! - zaczął. - Jak wszyscy wiemy, moja mała siostrzyczka kończy dzisiaj osiemnaście lat. Jest już dorosła kobietą i może w pełni za siebie decydować. Jestem z tego zadowolony, aczkolwiek nie myśl sobie, że będę mniej opiekuńczy. - mrugnął do mnie. - Cóż chciałem powiedzieć... Myślę, że mogę tylko życzyć ci powodzenia w dalszej drodze jaką będziesz musiała pokonać w swoim życiu, żebyś pozostała tak rozważna i mądra jak teraz i żebyś za bardzo się nade mną nie znęcała. - zaśmiał się. - To był tylko żart! Wiem, że brakuje tu najważniejszych osób, ale wiem też, że bardzo mocno cię wspierają i życzą ci wszystkiego co najlepsze, bo oczywiście na to zasłużyłaś. Od nich będzie więcej, ale później. Jeśli chodzi o mnie, to powiem tylko tyle - Słuchaj swojego serca, ale konsultuj się z mózgiem i bądź szczęśliwa. Rób to co kochasz i spełniaj swoje marzenia. Zapamiętaj jedno... Co by się nie działo, zawsze możesz na mnie liczyć, a ja zawsze ci pomogę. Nigdy nie zapomnij o swoim braciszku. Kocham cię, siostrzyczko. - posłał mi piękny i ciepły uśmiech, po czym zszedł ze sceny.
Głupek. Przez niego się poryczałam.
Na szczęście zrobiłam sobie wodoodporny make-up.
On tak cudownie przemówił!
Zanim się obejrzałam był już obok mnie. Rzuciłam mu się w ramiona i mocno wyściskałam.
- Jesteś najlepszym bratem na świecie. - wyszeptałam do jego ucha. - Dziękuję, że jesteś.
- Zawsze będę. - również wyszeptał.
Odkleiliśmy się od siebie.
- Mam jeszcze jedną niespodziankę. - dodał tak, żeby inni też słyszeli. - Nie chcieli, żebyś pomyślała, że zapomnieli, albo się wymigali. Przygotowali coś specjalnie dla ciebie.
Nie zrozumiałam, co miał na myśli. Wiedziałam, że chodzi o rodziców. Nagle na jednej ze ścian namiotu pojawiła się obraz. Niall puścił nagranie moich rodziców. Nagrali dla mnie życzenia i kiedy skończyli, a obraz zgasł, znowu się popłakałam. Wykończy mnie ta osiemnastka.
Cały czas płaczę, no!
Wszyscy zaśpiewali mi tradycyjne "Sto lat", co było najbardziej krępującą rzeczą na świecie i wznieśliśmy toast za moje zdrowie. Impreza zaczęła się rozkręcać, co bardzo mnie ucieszyło. Każdy poszedł w obranym przez siebie kierunku. Nie chciałam, żeby ktoś narzekał czy coś. Sama lubię imprezować, więc moi znajomi tym bardziej.
Właśnie rozmawiałam ze znajomymi ze starej szkoły, gdy podbiegła do mnie Melanie. Szturchnęła mnie w ramię.
- Przepraszam. - rzuciłam do osób z którymi stałam i odeszłam kilka kroków dalej. - Co się stało? - odezwałam się już do rudej.
- Nie miałam okazji osobiście złożyć ci życzeń. - przytuliła mnie i zaczęła mówić. - Wiem, że moje nie przebiją mowy Nialla, ale najprostsze jest najefektywniejsze, prawda? - przytaknęłam. - Życzę ci wszystkiego najlepszego, spełnienia marzeń i żebyś nie miała dużego kaca. Jeszcze żebyś znalazła sobie jakieś niezłe ciacho, na przykład takie jak Zayn. - zachichotała.
Wtuliłam się w nią jeszcze bardziej.
- Dziękuję. - bąknęłam wzruszona.
Dzisiaj jestem za bardzo emocjonalna. Nie poznaję się normalnie. Pewnie to całe przeżywanie zostało po okresie, który skończył mi się dwa dni temu.
- Nie ma za co. - cmoknęła mnie w policzek. - A teraz chodź potańczyć! - pisnęła, ciągnąc mnie za nadgarstek.
Zaśmiałam się z jej zapału i wyrównałam krok. Po chwili stałyśmy już na parkiecie i bujałyśmy się w rytm aktualnie śpiewanej piosenki. Plusem było moje doświadczenie taneczne, którym mogłam się pochwalić. Wymyśliłam kilka kroków i powtarzałyśmy je systematycznie. Nie były skomplikowane, ale raczej śmieszne.

***

Przyjęcie trwa w najlepsze. Kilka osób odpadło - jedni odjechali a inni, najzwyczajniej w świecie się schlali i teraz zgonują w moim ogrodzie. Przyjemnie, co?
Przebrałam się, wkładając wygodne spodnie i bluzkę, którą kupiłam specjalnie na tą okazję. Na nogi wsunęłam baleriny i poprawiłam makijaż. Wyglądałam znośnie. Najbardziej cieszyło mnie to, że brat praktycznie nie pił. Może kilka toastów, ale da się z nim rozmawiać.
Stałam właśnie niedaleko wejścia tarasowego i obserwowałam resztkę bawiących się ludzi. Wzruszyłam się, kiedy przypomniałam sobie, że jestem już pełnoletnia.
- Hej, solenizantko. - usłyszałam za plecami.
Odwróciłam się.
- Witaj, Amy. - uśmiechnęłam się. - Kope lat, co?
- No. - jej twarz pokrył smutek. - Tęsknię za tobą.
- Ja za tobą też. Przez tą szkołę na nic nie mam czasu. Zdążę przyjść do domu i już jest noc.
- Niedługo wakacje. - przypomniała. - Imprezy... Ty jesteś pełnoletnia... Ja mam domek letniskowy...
Wiedziałam, co ma na myśli.
- Jesteś szalona! - szturchnęłam ją w ramię.
Nagle przypomniałam sobie, że wyjeżdżam.
- Amy, bo jest taka sprawa... - zaczęłam niepewnie.
Będzie zła. Na tysiąc procent. Wiem to...
- Słucham uważnie.
Nie potrafiłam spojrzeć jej w oczy, ale się przemogłam.
- Ja nie... bo ja... - wysłów się kobieto! - Ja wyjeżdżam.
- To fajnie, a gdzie? - zaciekawiła się. - Gdzieś na wakacje, tak? Egipt? Tunezja? A może Capri?
- Amy... Ja wyjeżdżam po zakończeniu roku szkolnego do Kaliforni. Tam skończę ostatnią klasę i sama nie wiem kiedy wrócę.
- Co? - wytrzeszczyła oczy. - Żartujesz, prawda?
Spuściłam wzrok nic nie mówiąc.
- Dziękuję, że mówisz mi to teraz. - prychnęła. - Idę zebrać ekipę i się zmywamy. Spoko urodziny.
Odwróciła się na pięcie i odeszła.
Znowu coś spierdoliłam?! Źle coś powiedziałam?? Przecież wyznałam prawdę. Chciałam być z nią szczera. Zrobię tak, jak postanowiłam. Niestety znowu coś zepsułam. Jak zwykle...
W podłym nastroju udałam się pod namiot. Praktycznie nikogo tam nie było. Usiadłam na pierwszym lepszym krześle i użalałam się nad sobą, kiedy do moich uszu dobiegły podniesione głosy. Skierowałam wzrok w prawo i napotkałam spojrzenie mojego kolegi z poprzedniej szkoły. Posłał mi wesoły, lekko pijany uśmiech, który z grzeczności odwzajemniłam, chociaż nie miałam humoru. Wysunęłam głowę na zewnątrz i zobaczyłam małe zbiegowisko na parkiecie. Czym prędzej tam podeszłam.
- Co tu się dzieje? - zapytałam pierwszą lepszą osobę.
Nawet nie wiem, kto to był. Nie zwróciłam na to uwagi.
- Biją się. - odpowiedziano mi z entuzjazmem.
- Co? - szepnęłam do siebie i przepchałam się przez tłum.
Spośród ludzi wyłoniły się dwie, postawne sylwetki. Zayn i Chris. Stali na przeciwko siebie i wyglądali jakby mieli rzucić się sobie do gardeł. Chris jest członkiem "Cramps", aż dziwne, że nie wrócił do domu z Amy i resztą składu. Nie zdążyłam nic powiedzieć, a oni rzucili się na siebie.
Zamurowało mnie.
Malik powalił Chrisa prawym sierpowym, po czym usiadł na nim i zaczął okładać jego twarz pięściami. Nie obyło się bez przekleństw walczących i dopingu gapiów. Chwilę potem to mój kolega był na górze i starał się uderzyć mulata, który robił skuteczne uniki.
O nie! Nie będą się, kurwa, bić na mojej imprezie!
Podeszłam raźnym krokiem zachowując odległość "lepiej stań bo i ty oberwiesz".
- Ej! - krzyknęłam. Nie zareagowali. - Halo! Mówię do was! Chris! Zayn!
Nic. Kompletnie nic. Nim się obejrzałam, mulat znowu siedział na moim koledze i okładał go pięściami. Twarze ich obu były pokrwawione. Musiałam to jakoś przerwać.
- Malik, kurwa! Przestań! - wrzasnęłam.
Nic.
Ja cię kuźwa pierdziele!
No to mnie zdenerwowali. Zrobiłam krok do przodu i chwyciłam mulata za bark. Momentalnie się spiął i przestał boksować. Odwrócił głowę w moją stronę i zrzucił moją dłoń. Ponownie popatrzył na Chrisa.
- Zostaw go. - powiedziałam spokojnie. Jak jakaś pierdolona oaza spokoju, normalnie.
Nie odezwał się, ale zszedł z chłopaka, przedtem szturchając jego bok butem. Stanął na przeciwko mnie.
- Odbiło ci? - zapytałam ironicznie.
Nie odezwał się, tylko mnie wyminął i skierował się do wyjścia. Podążyłam za nim.
- Co, języka ci w buźce zabrakło? - prychnęłam.
Odwrócił się gwałtownie, przez co stanęłam w miejscu.
- Odpierdol się ode mnie! - krzyknął. - Wszyscy się odpierdolcie!
Splunął krwią i dużymi krokami wyszedł z imprezy.
Zszokowana zaczęłam rejestrować, co właśnie powiedział. Przecież nigdy się tak nie zachowywał. Nawet w szkole nie wdawał się w bójki, a miał wiele okazji. Pokonywał przeciwnika swoim umysłem i słowami. Walczył w ostateczności. Potrząsnęłam głową, otrzeźwiałam trochę i zdałam sobie sprawę, że prawdopodobnie widziałam go ostatni raz. Poczułam dziwny ucisk w klatce piersiowej i z trudem przełknęłam gulę w gardle. Wróciłam do drugiego poszkodowanego.
- Niall! - zawołałam zdenerwowana. - Niall, do cholery!
- Co tam? - pojawił się znikąd po mojej lewej stronie.
- Przynieś z domu apteczkę i woreczek lodu.
- Um, a gdzie to wszystko jest? - podrapał się po karku.
- Ja wiem, pójdę z nim. - zgłosiła się Melanie.
Powiedziałam jej bezgłośne "dziękuję" i kucnęłam przed Chrisem. Pochyliłam jego głowę i kazałam mu zacisnąć delikatnie płatki nosa, żeby zatamować krwawienie.
- O co poszło? - zapytałam, kiedy już się otrząsnął, a adrenalina zmalała do minimum.
- Co?
Chciał podnieść na mnie wzrok, ale przytrzymałam go za szyję.
- Dlaczego ty i Malik się biliście?
Starałam się nie krzyczeć, ale byłam nieźle wytrącona z równowagi.
- Yyy... W sumie, to nieistotne. - bąknął.
- Istotne i to bardzo. Zakrwawialiście sobie mordy na mojej imprezie, do cholery jasnej!
- Powiedziałem coś dla żartu, a on się wkurzył.
Zacisnęłam szczękę ze złości. Nie mógł być bardziej konkretny i powiedzieć to prosto z mostu?!
- Co mu powiedziałeś?
Machnął dłonią lekceważąco.
- Taka głupota.
Zaśmiał się nerwowo, ale to spowodowało ból, więc jęknął. Postanowiłam, że nie będę go męczyła. Na jego nieszczęście wcale mu nie odpuściłam i dowiem się, co takiego powiedział, że rozzłościł Malika.
Zajęłam się opatrywaniem jego niewielkich ran.

***

Zmęczona wrzuciłam ostatnie brudne, plastikowe kubeczki do worka i zawiązałam go. Wszyscy się zmyli, oprócz Chrisa, który czeka w salonie na kolegę, żeby tamten go odebrał. Nam został bałagan i zszarpane nerwy. Niall i Melanie znieśli do domu sprzęt grający i schowali wszystkie krzesła ogrodowe do garażu.
Ochłodziło się, a na moich gołych ramionach pojawiła się gęsia skórka. Weszłam do domu, żeby wziąć coś do okrycia, by móc skończyć porządkować i przywracać do stanu użyteczności nasz ogród. Wtedy usłyszałam klakson samochodu. Szybkim krokiem podeszłam do przyjaciela, który uciął komara na kanapie w salonie.
- Chris. - ruszyłam jego ramieniem. - Obudź się. Musisz już jechać.
Mruknął coś niezrozumiałego i podniósł się ociężale. Przeciągnął zmęczony kręgosłup, wyciągając ramiona w górę.
- Dzięki, że mogłem zaczekać. - przetarł oczy, wstając na równe nogi. - Nie martw się o Amy, przejdzie jej. Niech mówi co chce, ale impreza była zajebiście zajebista.
Uśmiechnęłam się na jego słowa.
- Dziękuję, że przyszedłeś.
Przytulił mnie na pożegnanie. Odprowadziłam go do drzwi.
- Um, Jessy... - zaczął niepewnie. - Jeśli chodzi o to, co powiedziałem tamtemu chłopakowi... Nie obrazisz się na mnie przez to, co usłyszysz?
- Nie obiecuję, ale wmówię sobie, że byłeś pijany.
- Tak naprawdę byłem na tyle pijany, żeby mówić niekontrolowane i nieprzemyślane słowa.
- Miejmy to już za sobą. - odetchnęłam ciężko. - Dawaj.
- Cóż... On stał na boku i obserwował ludzi. Przynajmniej myślałem, że ludzi, póki do niego nie podszedłem. Miałem ze sobą piwo, nawet nie wiem jakie, ale było dziwne w smaku. Zagadałem do niego na temat imprezy i jak się bawi, ale nie był zbyt rozmowny. Wtedy spostrzegłem odurzonym umysłem, ze wpatruje się w jedną osobę, bo nie wędrował oczami w tą i z powrotem.
- Do rzeczy. - poprosiłam zniecierpliwiona.
Klakson zabrzmiał drugi raz.
- Już, już. - potarł czoło ręką. - Prześledziłem jego wzrok i okazało się, że patrzy na ciebie. Mój opity mózg przyjął ten fakt zbyt szybko i zbyt boleśnie, bo wytworzył wiązkę okropnie głupich wyrazów i złożył je w zdanie. Szturchnąłem jego ramię z chęcią podzielenia się "ciekawym" spostrzeżeniem. Spojrzał na mnie, a wtedy ja wypaliłem... - przerwał na moment, żeby wziąć głęboki wdech. - Cytuję: "Jessy to niezła dupa. Taka z niej suczka, że ruchałbym cały dzień i całą noc. Założymy się, że jeszcze dzisiaj ją przerucham?".
Wtedy on odrzucił trzymany wcześniej kubek z napojem i wysyczał "Co ty powiedziałeś?!". Potem już wiesz, co się działo.
Matko kochana...
Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. To, co przed chwilą usłyszałam... Ja pierdole.
Zamrugałam szybko powiekami i zszokowana zeskanowałam twarz Chrisa. Stał i czekał na ścięcie - to właśnie wyrażała jego mina.
- Chris... Ja... Kurwa... Po prostu idź już. - wypchnęłam go za drzwi i je zatrzasnęłam.
Usłyszałam jeszcze liche "przepraszam", a następnie odgłos odjeżdżającego samochodu. Przytrzymałam
się ściany, żeby nie upaść.
W takim razie Malik bronił mojego honoru, a najlepszy kumpel potraktował mnie jak tanią dziwkę. Impreza nie miała takiego zakończenia, jakie sobie wcześniej wymarzyłam... Wcale nie wynieśli mnie na pozłacanym łożu i nie służyli do wschodu słońca, kiedy to ja - przewspaniała hot osiemnastka - zamieni się z kaczątka w łabędzia.
Bredzę. Za dużo promili we krwi. Zdecydowanie za dużo.
Z jeszcze bardziej zepsutą psychiką poszłam dokończyć sprzątanie.

sobota, 23 sierpnia 2014

Rozdział 19

Także macie kolejny rozdział historii o Zaynie i Jessy :)

Myślę, że jesteście cierpliwi, bo naprawdę mam dla was nie lada gratkę. Musicie mieć dużo, dużo cierpliwości, bo kolejne rozdziały zaczynają się rozkręcać, a ja mam ich napisane kilkanaście do przodu, więc na pewno nie będzie wymówki typu "brak weny" czy "nie wiedziałam, co zawrzeć w kolejnym rozdziale, więc go nie napisałam". Nie! Tego nie będzie :)

Nawet zastanawiam się nad napisaniem drugiej części przygód Jeyn (Jessy + Zayn lol xD ).

Chętnie przeczytam wasze opinie na temat mojego bloga, nawet te krytykujące :)

W takim razie...

Zapraszam do komentowania, rozpowszechniania i miłego czytania :*

----------------------------------------------------------------------------------------------------

*Jessy*

Obudziłam się w środowy poranek. Miałam tak chory sen, że to poezja. Potrząsnęłam głową, co było wielkim błędem. Momentalnie uruchomiła mi się karuzela. Zebrało mi się na wymioty, więc najszybciej jak potrafiłam znalazłam się w łazience. Na szczęście nie zajmował jej Niall tak, jak robi to co rano. Oddałam zawartość mojego żołądka do muszli klozetowej, spuściłam wodę, przemyłam twarz, opłukałam zęby i wróciłam do łóżka. Zamknęłam oczy, żeby trochę się uspokoić. Po pięciu minutach byłam zdolna myśleć i analizować to, co stało się poprzedniej nocy.
Zayn mnie pocałował...
Całowałam się z Malikiem, kiedy Melanie umierała ze strachu. Potem śniło mi się, że ktoś mnie licytuje.
Pojebane.
Otrząsnęłam się i sięgnęłam po telefon. Wybrałam numer rudowłosej i czekałam. Odebrała po trzech sygnałach.
- Jess?
- Melanie? Ty żyjesz?
- Tak. Czemu miałabym nie żyć?
- Boże, tak się martwiłam.
- Nic się nie stało. Wszystko jest w najlepszym porządku, a u ciebie?
- Jest dobrze. Gdzie wczoraj byłaś?
- Jak przyjechały gliny, Britt zabrała mnie do siebie i zamknęła w pokoju. Nie wiem jakim cudem, ale udało jej się udobruchać policjantów, że wszystko jest w porządku. Po małym przesłuchaniu odjechali, ale towarzystwo już nie wróciło. Przenocowała mnie, a rano wróciłam do domu. Za pomoc obiecałam, że pomogę im w sprzątaniu tego syfu, który został.
- Przepraszam.
- Za co?
- Że cię zostawiłam. Ja nie chciała, ale to działo się tak szybko ja...
- Jessy, przestań. Nic mi nie jest. Lepiej powiedz gdzie ty byłaś?
- Ja... Umm... Ja byłam z Zaynem.
- Co takiego?
- Pomógł mi uciec.
- To wszystko?
- Tak. To całe zdarzenie zaczęło się akurat wtedy jak byliśmy na zewnątrz, więc mnie zabrał.
- Zabrał gdzie?
- Do swojego domu.
- Co ty gadasz?! Mówisz poważnie?
- Niestety tak.
- Co jeszcze robiliście? - wyobraziłam sobie jej podekscytowaną minę.
- Melanie, przestań.
- Dobrze, przepraszam. Nie miałam nic złego na myśli.
- Jasne, jasne. Zdążyłam cię poznać aż za dobrze.
- Oj, przesadzasz.
- Też nie poszłaś dzisiaj do szkoły?
- Chyba oszalałaś. Po takim melanżu?!
- Ja umieram... Właśnie zdążyłam wyjść z toalety.
- Trzeba było tyle nie pić.
- Matka Teresa się znalazła. Widzimy się dzisiaj?
- Muszę pomagać w sprzątaniu...
- No tak. Dobra, będę leczyła kaca w samotności.
- Życzę powodzenia. Do zobaczenia.
- Cześć.
Odłożyłam komórkę i ziewnęłam. Już chyba nie usnę. Zeszłam do kuchni w piżamie. Na zegarku widniało dwanaście minut po jedenastej. Nieźle sobie pospałam!
Wyjęłam najwyższą szklankę i nalałam sobie wody. Piłam, kiedy na lodówce zobaczyłam karteczkę.

"Jestem w szkole. Śniadanie zrób sobie sama, bo pewnie późno wstałaś i nie poszłaś do szkoły, więc moje byłoby nieświeże. Koniecznie strzel sobie poranne zdjęcie, bo chcę się pośmiać jak wrócę. 
Całuski, Niall."

Och, jaki on jest kochany. Aż mam ochotę go udusić. Martwi się o mnie, a w sumie to o mój wygląd,  ale to zawsze coś. Leniwym tempem zjadłam jakiś lichy posiłek i powłóczyłam ciało do salonu. Już niedługo kończę 18 lat. Trzeba pomyśleć o jakiejś imprezie.
Jestem w tej szkole od początku kwietnia. Bez sensu był pomysł wywalania mnie z poprzedniej szkoły pod koniec roku szkolnego, ale cóż ja zrobię. Jeszcze tylko jedna klasa liceum i będę mogła zacząć prawdziwe życie. Nawet nie wiem kiedy zleciał ten czas i już za tydzień będę pełnoletnia. Dokładnie 20 maja. Później już zleci do zakończenia roku szkolnego.
Włączyłam telewizor i po przeskoczeniu przez kilku kanałów stwierdziłam, że jednak nie ma nic ciekawego i wyłączyłam urządzenie. Wróciłam do pokoju i uruchomiłam laptopa. Weszłam na Skype'a, gdzie okazało się, że moja mama jest dostępna. Zadzwoniłam.
- Hej kochanie! - odebrała uradowana. - Tak dawno cię nie widziałam.
- Cześć mamo. - ucieszyłam się z jej widoku. - Bardzo dawno. Co u was słychać?
- Praca, praca i jeszcze raz praca. - westchnęła. - Jak w szkole, moja łobuziaro?
Moi rodzice wiedzieli, że zostałam przeniesiona, bo musieli potwierdzić akceptację. Jeśli chodzi o konsekwencje mojego czynu z ich strony, to nie było najgorzej. Trochę pokrzyczeli, ale później zaczęliśmy się z tego śmiać. Stwierdzili, że jestem młoda i muszę się wyszaleć i zastrzegli, że muszę to robić z rozwagą, bo nie chcą żeby coś mi się stało.
- Jest dobrze. Poznałam fajną koleżankę, ma na imię Melanie. - pochwaliłam się.
- Co u Nialla?
Mama przypomniała sobie, że ma jeszcze syna.
- Leni się jak nikt inny, ale to w końcu Niall. - zaśmiałam się. - Postanowił dawać lekcje gry na gitarze.
- Naprawdę? - zdziwiła się. - To wspaniale! Ale pieniądze, które co miesiąc przesyłamy, wystarczają wam, prawda?
- Oczywiście. - uspokoiłam ją. - Nauczyliśmy się gospodarować pieniędzmi.
- Jestem z was taka dumna. - zakryła ręką usta, żeby powstrzymać szloch. - Moje kochane dzieciaczki.
- Też was kochamy. - rozczulił mnie widok wzruszonej i dumnej mamy.
- Przepraszam, że was tam zostawiliśmy, ale nie było innego wyjścia. Ta praca jest tak dochodowa.
- Rozumiem, mamo. Nic się nie stało. Wiadomo, że brakuje nam was, bo nie widzieliśmy się na żywo jakiś rok, ale dajemy radę. Wspieramy się.
- Boże, zaraz się rozpłaczę! - mama powachlowała dłońmi przed oczami. - Prawie zapomniałam! Mam dla ciebie pewną wiadomość. Wiem, że kończysz już liceum, ale wpadliśmy z tatą na pomysł, że może chciałabyś skończyć ostatnia klasę w Stanach. - oznajmiła.
- Co takiego? - nie mogłam uwierzyć w to, co powiedziała. - Chcesz, żebym do was poleciała?
- Tak, kochanie. Oczywiście dopiero po zakończeniu roku szkolnego.
- Mamo przepraszam, ale ja muszę to przemyśleć, dobrze?
Zawahałam się. Nie miałam pojęcia, co o tym myśleć.
- Rozumiem, córciu. Masz dużo czasu, a o pieniądze się nie martw. Teraz stać nas na więcej niż kiedyś.
- Jesteście wspaniali. - wzruszyłam się. - Ale co z Niallem?
- Zaproponuję mu przyjazd jak tylko będę z nim rozmawiała. - odparła.
- Dobrze.
- A ty nie w szkole dzisiaj? - mama zmrużyła podejrzliwie oczy.
- Yyy... Bo ja miałam wczoraj małą, nieplanowaną imprezę i tak jakoś wyszło, że nie dałam rady iść na zajęcia. - podrapałam się po głowie. - Nie jesteś zła, prawda?
- Kochanie, ja też byłam w waszym wieku. - zaśmiała się. - Ale nich tych nieobecności nie będzie więcej, dobrze?
- Oczywiście mamo. - uśmiechnęłam się wzorowo. - Gdzie tata?
- Już wyszedł, a ja mam dzisiaj wolne.
- Pozdrów go od nas jak tylko wróci.
- Jasne, a ty przekaż bratu, żeby się ze mną skontaktował.
- Jeśli nie zapomnę. - zrobiłam głupią minę.
- Wariatka. - rzuciła rozbawiona mama. - Trzymaj się Jess i nie rozrabiaj.
- Obiecuję. - położyłam dłoń na sercu. - Znaczy... przynajmniej się postaram.
- Kocham cię. - powiedziała czule.
- Ja ciebie też, mamo.
Pomachałyśmy sobie, przesłałyśmy całusy i rozłączyłyśmy się. Po zamknięciu laptopa ogarnęło mnie uczucie tęsknoty. Tak dawno się z nimi nie widziałam... Teraz mam możliwość. Ale co z moją grupą i Melanie? Muszę jeszcze o tym pomyśleć.

***

Cały dzień spędziłam na leczeniu kaca. Kiedy Niall wrócił, zamknął się u siebie i brzdąkał na gitarze. Coś tam wspomniał, że widział się przelotnie z Mel. Zakochani są wspaniali! Po odbyciu wieczornej toalety sięgnęłam po komórkę i wybrałam numer Amy.
- Hej. - przywitała się, ale jakoś niemrawo.
- Hej. Coś się stało? - zaniepokoiłam się. - Amy?
- Nie, nic. - westchnęła. - Po prostu myślałam, że o mnie zapomniałaś.
- Kochana, nigdy! - odparłam.
- Od czasu filmiku nawet nie zadzwoniłaś i nie zapytałaś jak poszło twojej grupie na zawodach.
- Przepraszam. Ostatnio dużo dzieje się w moim życiu.
- Ja rozumiem, tylko wiesz... Przyjaźnimy się, prawda?
- Oczywiście, nic się nie zmieniło.
- Boję się, że się oddalamy od siebie. Po twoim przeniesieniu...
- Tak wiem, jest ciężko, ale Amy nie możemy od razu rezygnować. Strasznie za wami tęsknię.
- My za tobą też. Okropnie. Kiedy się zobaczymy?
- Robię imprezę na osiemnaste urodziny. Wpadniecie?
- Jeśli wyślesz specjalne zaproszenia dla VIP-ów... - zasugerowała.
- Widzę, że moja Amy wróciła. - uśmiechnęłam się do siebie.
- Chyba wróciła. - czułam, że się uśmiecha. - Kocham cię, wiesz?
- Ja ciebie bardziej, wariatko. - zaśmiałam się. - Mam ci tyle do opowiedzenia.
- Ja myślę, że ty gdzieś to zapisujesz, bo chcę znać wszystkie szczegóły.
- Zapomniałaś, że ja mam najlepszą pamięć pod słońcem. - zapytałam oburzona. - A kto uczył się wszystkich odpowiedzi na sprawdziany, co?
- Moja wspaniała Jessy, dzięki której zdałam do drugiej klasy.
- No! I tak masz myśleć.
- Jak rozkażesz, prawie dorosła kobieto. - zachichotała.
- Jestem padnięta. - jęknęłam. - Wczoraj pobalowałam i dzisiaj cały dzień zmagałam się z kacem.
- Wiesz jaki byłby mój lek na twojego kaca?
- Jakbym mogła zapomnieć. Nie ma nic lepszego, jak wino domowej roboty twojego dziadka.
- Brakuje mi tego. Tych wspólnych chwil.
- Tak, mi też. Już niedługo się zobaczymy.
- Mam nadzieję. Kocham cię, ale muszę lecieć.
- Jasne, ja też. Trzymaj się, kocham cię.
- Do zobaczenia.
Rozłączyłam się.
Amy powiedziała, że oddalamy się od siebie. Też mam takie wrażenie, ale nie chciałam jej martwić. W sumie, to tylko zmiana szkoły, a nie zamieszkania, ale teraz to całkiem co innego. Nie widzimy się codziennie. Nie spotykamy się na wspólnych treningach, konkursach i pokazach. Od mojej pasji też się oddaliłam. Taniec bez przyjaciół, to nie to samo. Brakuje mi ich niesamowicie! Jeszcze teraz jak wyjadę, to nasz kontakt urwie się całkowicie. Nie wiem jak Amy zareaguje na tą wiadomość. A Melanie? Och, to wszystko jest takie trudne...
Póki co, idę spać. Jutro szkoła i trzeba jakoś wyglądać. Jednak zanim zdecydowałam się zanurzyć w pościeli, postanowiłam iść do braciszka. Z myślą, że może już śpi, zapukałam delikatnie.
- Proszę. - usłyszałam wyraźnie po drugiej stronie. - Wejdź, Jessy.
Otworzyłam drzwi i weszłam bez większego wahania. Niall siedział na podłodze, plecami opierając się o bok łóżka i grzebał w swoim telefonie. Dołączyłam do niego, krzyżując nogi.
- Co chcesz? - zapytał odwracając głowę w moją stronę. Komórkę położył na łóżku za nami.
- Mam pytanie... - zaczęłam niepewnie.
- No?
- Pamiętasz, że niedługo kończę osiemnaście lat, prawda? - poczekałam, aż skinie głową. - Tak sobie pomyślałam, że może urządzę imprezę z tej okazji.
Patrzył na mnie, przez chwilę nic nie mówiąc.
- Niall? Co ty na to?
Zmrużyłam oczy wyczekując jego reakcji.
- Gdzie w tym moja rola? - przyjrzał mi się podejrzanym wzrokiem.
- Um, wiesz... Chciałam zapytać, czy mi pomożesz?
- Hmm... - zamyślił się. - Co będę z tego miał?
- Wielką siostrzaną wdzięczność. - uśmiechnęłam się najsłodziej jak umiałam i czekałam na efekty mojego wysiłku.
- Nie, to nie to. - zrobił zniesmaczoną minę. - Jeszcze coś wymyślę.
- To znaczy, że się zgadzasz?
Wstrzymałam oddech w napięciu.
- Tak, zgadzam się. - westchnął zrezygnowany. - Ale nie licz na więcej takich wyjątków.
Szturchnął mnie w żebro, a ja się zaśmiałam.
- Rozmawiałam dzisiaj z mamą. - zmieniłam zręcznie temat.
- Tak? I co u nich słychać? - wyraźnie się zainteresował.
Niall, kiedy ja odgrywałam zbuntowaną małolatę, miał bardzo dobre kontakty z rodzicami. Zawsze był tym grzecznym dzieckiem, ale dzięki temu miałam swoją osobistą i zajebistą niańkę. Chłopak pomagał rodzicom jak tylko mógł. Jest najwspanialszym bratem jakiego mogła sobie wymarzyć.
- Wszystko dobrze. Tęsknią. - uśmiechnęłam się na wspomnienie prawie płaczącej rodzicielki. - Mama chciała, żebyś się z nią skontaktował.
- Na pewno to zrobię. - puścił mi oczko. - Teraz dobranoc.
Blondyn wstał, zdjął koszulkę, wszedł pod kołdrę i wtulił głowę w poduszkę. Cmoknęłam go szybko w policzek.
- Dobranoc.
Zadowolona opuściłam pomieszczenie i wróciłam do siebie. Wskoczyłam do łóżka i nim się obejrzałam,
odpłynęłam do krainy Morfeusza.
Taka rodzina jak moja, to skarb. Nie zamieniłabym ich na nikogo innego.

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Rozdział 18

Tam ta da dam!
Rozdział 18 proszę państwa!
:)

Wczoraj byłam na festynie z przyjaciółmi i tak wyszło, że wróciłam późno i nie miałam kiedy dodać rozdziału.
Myślę, że nie jesteście na mnie źli, co? :*

Miłego czytania i ochoczego komentowania.

Każdy komentarz daje mi OGROMNEGO KOPA do pisania :)

----------------------------------------------------------------------------------------------------

*Jessy*

We wnętrzu samochodu dostrzegłam twarz zdenerwowanego Malika. Wsiadłam posłusznie na miejsce pasażera.
- Co się stało? - zmrużyłam oczy, starając się coś sobie przypomnieć.
- Widzę, że to twoja pierwsza taka impreza. - zakpił. - Któryś z sąsiadów znowu wezwał policję. Kiedy się zjawili zrobiła się straszna panika, a ja jako superbohater wyciągnąłem cię z niej w całości. Ledwo, ale wyciągnąłem.
- A Melanie? - przestraszyłam się.
Co będzie jeśli ją aresztują?
- Nie bój się. Jest dobrą znajomą Britt i jej chłopaka, więc się nią zaopiekują.
Odetchnęłam z ulgą. Dopiero teraz zorientowałam się, że boli mnie ręka i że samochód się porusza. Poprawiłam położenie lewej ręki, ale szybko pożałowałam. Strasznie mnie zapiekła, a kiedy ją dotknęłam poczułam coś mokrego. Nie chciałam robić afery, że to może być krew, dlatego nic nie powiedziałam. Jechaliśmy w milczeniu. Głowa opadła mi na szybę, nie miałam siły wrócić jej do pionu. Malik gdzieś mnie wywozi, a ja nie protestuję. To wszystko przez szok i alkohol. Niech się cieszy, że ten jedyny raz się go słucham.
Chyba przysnęłam, bo obudziłam się dopiero pod bramą jakiegoś niewielkiego domu. Zwyczajnego domu.
- Gdzie jesteśmy? - zapytałam zaspanym głosem. - To nie jest mój dom.
- Wysiadaj. - Zayn warknął i sam wysiadł, trzaskając drzwiami.
Co go ugryzło? Podążyłam za nim do budynku. Wywnioskowałam, że dom jest jego. Całkiem ładny. Taki... Normalny. Spodziewałam się albo jakiejś willi, albo meliny ćpunów, w której jest królem. Bez słowa wpuścił mnie do środka, uprzednio otwierając drzwi kluczem. Weszłam ostrożnie i zdjęłam buty w korytarzu. Stanęłam jak ta lama, nie wiedząc co mam robić dalej.
- Zachowuj się cicho, bo moja mama śpi. - poinformował, spoglądając przez ramię.
Chłopak minął mnie, wiec poszłam jego śladem. Znaleźliśmy się w niedużej kuchni. Malik oparł się o blat z założonymi rękoma. Usiadłam na krześle.
- Czy ty do końca ogłupiałaś?! - wyskoczył nagle z pretensjami.
- O co ci chodzi? - posłałam mu zdezorientowane spojrzenie.
- Nie zamierzałaś mi powiedzieć, że jesteś ranna, że krwawisz? - zapytał już trochę spokojniej.
Ja? Krwawię? Przecież okres dopiero mi się skończ... Aaaaa! Chodzi mu o rękę! Przeniosłam wzrok na zranioną kończynę. Dlaczego dopiero teraz zauważyłam, że mam ją obwiązaną jakimś kawałkiem materiału?
- No bo ja... Yyy... No chyba usnęłam i tak jakoś wyszło.
Kurcze, zestresował mnie.
- Jesteś mi winna koszulkę. - mruknął, pocierając twarz dłońmi.
Rzeczywiście. Dół jego t-shirtu był wybrakowany i dodatkowo miał ten sam kolor jak materiał na mojej ręce. Przynajmniej taki był zanim ubrudziłam go krwią.
- Nie musiałeś. To nie jest głęboka rana. Będę żyła. - bąknęłam speszona.
- Wystraszyłaś mnie! - oburzył się. - Miałaś całą rękę we krwi!
Nie odezwałam się.
- Chodź.
Wyszedł, a ja za nim.
Znaleźliśmy się w łazience, gdzie ręką wskazał na sedes. Usiadłam. Wyciągnął z szafki obok lustra apteczkę i postawił ją na podłodze klękając tuż przede mną.
- Odwdzięczę ci się za twoje opatrywanie ran. - powiedział z półuśmiechem. - Daj.
Podałam mu rękę, on delikatnie odwiązał kawałek koszulki i wacikiem nasączonym wodą utlenioną zaczął przemywać moją ranę. Syknęłam z bólu. Niby rozcięcie nie było długie i głębokie, ale piekło jak cholera! Najlepsze było to, że nie wiedziałam skąd się wzięło.
- To mi wygląda na potłuczoną fifkę. - dokładniej przyjrzał się skaleczeniu.
Czy on czyta w myślach? Mam nadzieję, że nie...
- Skąd wiesz? - ja przyglądałam się jemu.
Ma taką seksownie ciemną karnacje. Jeszcze te kruczoczarne włosy, brązowe włosy i długie, równie czarne rzęsy. A te usta? Ja nie mam pytań! Jego cera nosiła ślady po trądziku młodzieńczym, który z pewnością kiedyś przechodził. Nawet zauważyłam kilka malutkich krostek rozsianych w różnych miejscach na jego cholernie przystojnej twarzy. To, że jest moim wrogiem wcale nie oznacza, że jest brzydki i odrażający. Właśnie wręcz przeciwnie...
- Dużo ludzi je przy sobie dzisiaj miało i pewnie któryś spanikowany koleś chciał się jej pozbyć przez potłuczenie. Uderzył nią o ścianę, dlatego ostra część została w jego dłoni. Nie zdążył jej wyrzucić zanim trafił na twoje ramię. Tak myślę...
Ze skupieniem wymalowanym na twarzy oczyszczał moją rękę z zaschniętej krwi.
- Aha.
- Uważaj, bo teraz może zaboleć. - ostrzegł i zaczął owijać ranę bandażem.
- Ała. - jęknęłam. - Boli, no.
- Cicho. - szepnął i dmuchnął zimnym powietrzem. - Tak lepiej?
Spojrzał na mnie z dołu. Ja spojrzałam w jego oczy i zamarłam. Znienawidziłam się za swoją reakcję na jego wzrok. Przeszły mnie ciarki i nie potrafiłam oderwać od niego oczu.
Wstrzymałam oddech.
- Tak, lepiej. - wyszeptałam zawstydzona.
Kuźwa, co mi się dzieje?! Mulat odchrząknął i wrócił do opatrywania.
- Gotowe. - oznajmił zadowolony i wstał schować apteczkę. - Umieram z głodu.
Dobrze, że jakoś zmniejszył napięcie, bo chyba bym tam dłużej nie wytrzymała. Wróciliśmy do kuchni, gdzie zajęłam to samo miejsce, co wcześniej. Nerwowo bawiłam się moimi palcami i ruszałam nogą.
- Mogłabyś przestać? - mulat mrukną, stojąc przy blacie tyłem do mnie. - Chcesz coś?
Głupio mi było powiedzieć, że jestem głodna i że strasznie mnie suszy.
- Nie, spoko. - odchrząknęłam nienaturalnie, poprawiając się na krześle.
Boże, Jessy! Ogarnij się! Kłamstwo uszłoby mi na sucho, gdyby nie mój "kochany" fart. W najmniej odpowiednim momencie zaburczało mi w brzuchu. Serio? Akurat teraz?
- Twój żołądek mówi co innego.
Co? Jakim cudem on to usłyszał?
- W wielu kwestiach się nie zgadzamy. - palnęłam dla rozluźnienia.
Nie wiem dlaczego, ale miałam wrażenie, że Zayn się uśmiecha.
- Wiem, że między nami jest jak jest, ale nie jestem chamem, żebyś musiała patrzeć jak jem.
Odwrócił się z talerzem pełnym kanapek i postawił go na stole. Na sam ich widok pociekła mi ślinka. Usadowił się po drugiej stronie, biorąc jedną kanapkę. Bez skrępowania zaczął konsumować ją dużymi kęsami, natomiast ja siedziałam jak ta ofiara losu, nie wiedząc, co ze sobą począć.
- Częstuj się. - wymamrotał z pełną buzią.
- Jak pies je, to nie szczeka.
Uśmiechnął się, cwaniacko mierząc mnie wzrokiem.
- Widzę, że cięty języczek wrócił. - uniósł brew zadowolony. - Brakowało mi tego. Czułem się trochę
dziwnie. Nieswojo.
- Tak, ja też. - przytaknęłam i odważyłam się sięgnąć po przekąskę.
Przeżuwaliśmy w milczeniu. Ja patrzyłam na kanapkę, a chłopak na mnie. Postanowiłam się odezwać ale nie podniosłam głowy.
- Też uważasz, że to było dziwne? - zapytałam ni z gruszki ni z pietruszki.
- Ale co? - przełknął kęs. - Incydent na imprezie? Tak, to było chore, ale przywykłem.
- Nie. - potrząsnęłam głową. - Chodziło mi o tą sytuację w łazience. Um, przed chwilą. - napomniałam z niemałym trudem.
- Ach, to. - olśniło go, na co się uśmiechnął. - O czym wtedy myślałaś?
Uniosłam brwi zdziwiona.
- Poważnie? Będziemy się teraz zwierzać ze swoich myśli?
- Sama zaczęłaś ten temat. - wziął kolejnego kęsa i żuł go flegmatycznie, nie spuszczając ze mnie oczu.
- To był błąd. - bąknęłam pod nosem. - Zapomnij.
- Ja myślałem o jednym... - ach, ciekawe z czym wypali Pan Wspaniały Malik!
Z ciekawości przeniosłam wzrok z kanapki na chłopaka.
- O czym?
- Myślałem o tym, co mógłbym tam z tobą robić. - wypalał we mnie dziurę swoimi tęczówkami. - Mógłbym wziąć cię na pralce, umywalce albo w wannie. O tak... Wspólna kąpiel. To byłoby coś.
Oznajmił to tak bezwstydnie! Jeszcze ten wyraz oczu.
- Jesteś świnią, Malik! - wstałam gwałtownie. - Zwykłym chamem i zboczeńcem!
Nie obyło się bez hałasu wydanego przez krzesło. Mulat również wstał i zjawił się przy mnie w mgnieniu oka. Nie wiem jak to zrobił, ale trochę się wystraszyłam.
- Co powiedziałaś? - ja się odsuwałam, a on się przysuwał. Klasyczny przypadek. - Powtórz.
- Nie umyłeś dzisiaj uszu? -
Oj dziewczyno, igrasz z ogniem...
Widziałam jak jego szczęka zamyka się ciasno, a oczy ciemnieją. Zrobiłam krok w tył, plecami przylegając do ściany. Malik stał tuż przede mną, dosłownie kilka centymetrów. Nie czułam się komfortowo.
- Kurwa. - warknął.
- Też kobieta. - rzuciłam niewinnie. - Tylko cipa płatna.
Wcale nie czułam się swojsko w tej sytuacji. Dzięki, Malik!
- Wkurwiasz mnie. - wysyczał wściekle.
- Vice versa, Malik. - szepnęłam.
- Ja pierdole! - uderzył pięścią w ścianę tuż obok mojej głowy.
Odważnie spojrzałam w jego pełne gniewu oczy, a on co zrobił? Pocałował mnie! Mocno i zachłannie. Nie chciałam tego, więc ugryzłam go w wargę. Odpuścił z mocą, ale nie odpuścił całowania. Chciałam go od siebie odepchnąć, ale ni cholery się nie ruszył. Do tego miałam ograniczone ruchy.
Niefajnie.
Jego miękkie usta już lżej pieściły moje, przez co się poddałam. Czemu miałabym odmawiać sobie takiej przyjemności? Oddałam pieszczotę, a chłopak korzystając z okazji wsunął mi język. Zrobiło się tak namiętnie, że aż szkoda było przerywać. Całował nieziemsko! Odzyskałam rozsądek dopiero jak przygryzł moją dolną wargę. Odchyliłam głowę i odepchnęłam go mocno.
- Ja pierdole, co ty robisz?! - wydarłam się. - Do końca zidiociałeś?!
Zaśmiał się kpiąco.
- Musiałem jakoś wyładować swoje emocje, a ty byłaś najbliżej.
- Jesteś taki popierdolony, że aż mi cię szkoda! - postukałam się palcem w czoło.
- Nie mów, że ci się nie podobało, bo odniosłem inne wrażenie. - uniósł brwi wyczekująco.
- To jest, kurwa, najgorsze! - opuściłam głowę zrezygnowana. - Nieważne... Odwieź mnie do domu.
Tak, przyznałam mu rację. Miałam zaprzeczać samej sobie, że było okropnie. Było, um... zajebiście.
- Jak sobie księżniczka życzy. - ukłonił się nisko i przepuścił mnie pierwszą.
Kiedy moją twarz owiało świeże powietrze poczułam lekką ulgę. Ochłonęłam. To nie powinno się stać i mnie tu nie powinno być.
- Jedziemy, czy wysłać ci specjalne zaproszenie? - prychnął, wsiadając zwinnie do auta.
Powtórzyłam jego ruch i już mknęliśmy w stronę mojego domu. Z tego wszystkiego zapomniałam o Mel. Zadzwonię do nie jutro, a właściwie dzisiaj, tylko trochę później, bo jest druga nad ranem. Spędziłam u tego debila jakąś godzinę.
- Jesteśmy na miejscu, madame.
Na żarty mu się, kurwa, zebrało.
- Jesteś żałosny. - westchnęłam i złapałam za klamkę. - Zapomnijmy o tym, dobra?
- Jasne, jak sobie chcesz. - przytaknął delikatnie głową. - Ale koszulki ci nie odpuszczę.
Nie odpowiedziałam, tylko rzuciłam liche "cześć" i wyszłam. Odjechał z piskiem opon zanim zdążyłam dotrzeć do drzwi. Wparowałam do domu, zapominając o byciu cicho ze względu na brata. Wybaczy mi ten jeden raz, kiedy nie będę ostrożna. Mam gdzieś czy śmierdzę i jak wyglądam. Rzuciłam się na swoje łóżeczko, które najlepiej mnie rozumie i walnęłam z całej siły w poduszkę podsycana gniewem.
Malik jest taki bezczelny! Nie wiem, co on sobie mysli, robiąc ze mnie zabawkę do wyładowywania złości. Jeszcze mu pokażę, kto tu rządzi. "Do boju, Jess!" - dopingowała mnie podświadomość.
Wstałam ostrożnie, bo w ciemności, jaka w tej chwili panowała w moim pokoju, nic nie widziałam. Cudem znalazłam piżamę i udałam się do łazienki. Zmyłam makijaż, umyłam zęby, ochlapałam twarz chłodną wodą, przebrałam się, rozpuściłam włosy i byłam gotowa do snu. Nie myśląc wiele, zakopałam się w ciepłej kołderce, wtulając głowę w miękką poduszkę. Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej, jak to mówią.
Niestety nie zdążyłam zapaść w sen, kiedy usłyszałam ciche pukanie do moich drzwi. Chwilę potem w pokoju pojawiła się rozczochrana blond czupryna.
- Niall? - przetarłam oczy i usiadłam.
Nie odpowiedział tylko usiadł obok  mnie.
- Co się dzieje, Jess? - tym pytaniem wprawił mnie w zakłopotanie.
Szybko schowałam rękę pod kołdrę, nie chcąc żeby zauważył bandaż.
- Czemu pytasz? - spuściłam głowę, skubiąc pościel.
- Mam wrażenie, że coś cię męczy. Nie chodzi o dzisiaj, tylko ogólnie. Odkąd zaczęłaś spotykać się z tym mulatem, zachowujesz się inaczej.
- Ja? Chyba ci się wydaje. - uśmiechnęłam się dla niepoznaki. - Poza tym, ja się z nim nie spotykam. Czasami na siebie wpadamy...
Tak naprawdę miałam dość Zayna i jego humorków, tego całego nachodzenia i kłótni. Wszystkie nieporozumienia jakie wynikły z naszej znajomości nie prowadziły do niczego dobrego.
- Jess... Przecież wiesz, że mi możesz powiedzieć wszystko. - w czułym geście położył dłoń na moim kolanie.
Przez kilka sekund patrzyliśmy się na siebie, nic nie mówiąc. Czytaliśmy ze swoich oczu. Bałam się, że może zobaczyć to, czego nie chciałam ujawniać. To, co tak bardzo starałam się ukryć i wyprzeć. Odwróciłam wzrok, zerkając na zegarek w komórce. Postanowiłam zmienić temat.
- Czemu ty jeszcze nie śpisz? Jest późno.
- Nie mogłem zasnąć, więc przyszedłem. - wzruszył ramionami. - Pójdę sobie i nie będę cię męczył jeśli coś mi obiecasz...
- Co?
- Jeśli będziesz miała jakiś problem, z którym nie będziesz mogła sobie poradzić, od razu do mnie przyjdziesz, jasne? Pamiętaj, że jestem do twojej dyspozycji, co by to nie było.
- Jesteś kochany, Niall.
W przypływie uczyć mocno go przytuliłam.
- Wiem, wiem. - zarzucił niewidzialny kosmyk włosów na plecy i wstał.
Przesłałam mu całusa, a on z wielkim uśmiechem na ustach wrócił do siebie.
Teraz mogłam spokojnie iść spać.

***

"W którą stronę bym się nie obejrzała, wszędzie było pełno ludzi. Naciskali na mnie z każdej strony. Znajdowali się w jakimś transie, bo nawet gdy trącałam ich, przepychając się do wyjścia, nie reagowali. Mogłam kogoś uderzyć i pewnie przyjąłby to bez piśnięcia. Serce mi waliło, oddech przyspieszył, a nogi kierowały mnie w nieznanym kierunku. W końcu znalazłam się w spokojnym miejscu, siedząc na czerwonej, skórzanej kanapie. Tańczący ludzie byli poziom niżej. Spanikowana rozejrzałam się dookoła siebie.
- Wybieraj. - powiedział głęboki głos gdzieś za mną.
Mogłam pomyśleć, że mówił do mnie, ale kiedy odwróciłam głowę okazało się, że odbiorcą słów jest inny mężczyzna.
- Nie. - warknął ten drugi. - Nie możesz tego zrobić.
Miałam wrażenie, że znam ten głos. Nie dostrzegałam ich twarzy.
- Ja mogę wszystko. - zaśmiał się ten pierwszy.
- Ona nie jest jakąś pieprzoną rzeczą. - ten drugi wskazał na mnie.
Momentalnie przestałam oddychać i czekałam kiedy wyłonią się z ciemności, w której byli, żeby do mnie podejść, a ja wtedy mogłabym rozpoznać ich twarze. Jednak tak się nie stało. Zdawali się mnie nie zauważać. Byłam obserwatorem rozmowy dotyczącej mojej osoby.
Nieprzyjemny dreszcz zaznaczył drogę na moich plecach.
- Zrobisz to, co mówię, albo ona ucierpi.
Na te słowa zapomniałam jak się oddycha.
- Nie waż się jej tknąć. Nie ręczę za siebie jeśli spadnie jej włos z głowy.
Okey, mogłam ustalić, że ten drugi jest po mojej stronie i widocznie przed czymś, bądź kimś, mnie broni.
- Kto się oprze takiej ślicznotce? - zarechotał ten pierwszy.
- Zabiję cię, skurwysynie. - warknął drugi. - Przysięgam, że cię zabiję.
Ten pierwszy odpowiedział tylko sarkastycznym śmiechem. Zapanowała głucha cisza. Nawet tańczący ludzie poruszali się bez muzyki, która tak nagle umilkła. Spięłam się w sobie i czekałam przerażona, co się stanie. Usłyszałam ciężkie oddechy jednego z nich. Tak, jakby zmagał się sam ze sobą, nie mogąc podjąć decyzji. Kim on, do cholery, jest?! Chciałam wstać i uciec, ale nie mogłam poruszyć nogami. Wcale ich nie czułam. Straciłam czucie?? To niemożliwe! Spanikowałam jeszcze bardziej, a na moim czole pojawiły się krople zimnego potu. Co ze mną będzie? Gdzie ja jestem?
W głowie miałam miliony pytań i żadnej odpowiedzi.
- Albo ona, albo pieniądze. - rzucił zdecydowanym głosem ten pierwszy. - Wybieraj, Malik."

wtorek, 12 sierpnia 2014

Rozdział 17

Rozdział 17 is here my dear!!!!

Odbija mi, wiem :)

Życzę miłego czytania i przepraszam za lekkie opóźnienie :)

Koocham! xxx

-----------------------------------------------------------------------------------------------------

*Jessy*

- Co ty sobie, kurwa myślisz! - krzyknęłam, ale muzyka skutecznie mnie stłumiła. - Odbiło ci?! Mieliśmy tańczyć, a ty tu jakieś orgazmy odpierdalasz?! Pojebało cię!?
Typek patrzył na mnie zszokowany. Dobrze mu tak. Odwróciłam się na pięcie zostawiając go razem z jego pobudzonym przyjacielem. Jakiś popapraniec!
Ponownie udałam się do baru, gdzie czekała na mnie koleżanka i pochmurny mulat. Chyba widział pierwszą część mojej przygody. Mam nadzieję, że zakończenie sobie oszczędził, bo spaliłabym się ze wstydu.
- Hej. - odetchnęłam zmęczona.
- Hej, gdzie byłaś? - Mel od razu rzuciła się z pytaniem. - Szukałam cię.
- Tańczyłam z takim niezłym kolesiem. - uśmiechnęłam się zwycięsko.
Najpierw spojrzałam na Melanie, a później na Zayna. Obserwował mnie obojętnym wzrokiem.
- Jaki był?? W tańcu oczywiście. - zachichotała.
- Super. - odparłam skromnie.
- Szczególnie wtedy, jak o mało co nie spuścił się w spodnie. - rzucił mulat z nutą sarkazmu.
Czyli jednak widział... Obserwował mnie.
- Co!? - ruda aż się wyprostowała. - Coś ci zrobił?!
- Nie, nic się nie stało, Melanie. - położyłam dłoń na jej ramieniu. - Dziękuję, że pytasz. To tylko jakiś niewyżyty seksualnie palant.
Zmroziłam Malika wzrokiem. Niestety on sobie nic z tego nie robił. Wkurzyłam się jeszcze bardziej.
- A ty co tu robisz? - odezwałam się do niego z pogardą. - Wszystkie laski już przeruchałeś i nie masz co robić? Nudzi ci się?
Mój wzrok zmienił się w czysto prowokacyjny.
- Została mi tylko jeszcze jedna słodka dziewica. - rzucił, lustrując mnie wzrokiem.
- Co? Że niby ja? Zabawny jesteś! - zaśmiałam się. - Kto powiedział, że jestem dziewicą?
- Przepraszam, idę do łazienki. - Melanie przerwała naszą, jakże fascynującą rozmowę. - Za chwilkę
będę.
Za rogiem zniknęła mi z oczu. Dzięki Mel, że zostawiłaś mnie z nim samą!
- A nie jesteś? Bo zachowujesz się jak taka cnotka niewydymka. - uniósł brew i uśmiechnął się zadziornie.
- Dla twojej wiadomości, nie jestem. - powiedziałam spokojnie. - A to jak się zachowuje, to tylko i wyłącznie moja sprawa.
Rozdziewiczył mnie mój pierwszy chłopak jakiś rok temu. Dokładnie w dzień moich 17 urodzin. Było dobrze, ale związek się rozpadł. Cóż... Bywa.
- Wiesz, w ten sposób nikogo sobie nie znajdziesz. - westchnął niby bez zainteresowania.
- Aha, czyli jak dziewczyna nosi ledwo co widoczne ciuchy to jest spoko, tak? Przepraszam, że nie ubieram i nie zachowuję się jak dziwka. Och, tak strasznie mi przykro.
Czujecie ten sarkazm?
- Tego nie powiedziałem.
- Ale tak uważasz.
- Uważam, że kłamiesz co do swojego dziewictwa.
- Chcesz sprawdzić?
- Z przyjemnością.
- Chyba w snach.
- Co noc.
- Jesteś popieprzony.
- Powiedz coś, czego nie słyszałem.
- Jesteś taki skomplikowany... - westchnęłam. - Najpierw robisz aferę i każesz mi się od ciebie odpierdolić, a później sam mnie zaczepiasz. Określ się wreszcie.
- Brawo. Tego, że jestem skomplikowany jeszcze nie słyszałem. Chyba, że ostatnia to miała na myśli, mówiąc "popierdolony", ale niech będzie, że nie słyszałem. - stwierdził.
Ugh! Jaka ostatnia?
- Miała racje, kimkolwiek była.
- Nikim ważnym. - mruknął od nosem. - To jak? Sprawdzamy? - uniósł brew.
Zbił mnie na chwilę z tropu.
- Ale co?
- Dziewictwo. - mruknął dość seksownie.
Boże! Popatrzył na mnie takim wzrokiem, że myślałam, że spłonę ze wstydu.
- Jesteś walnięty i nic nie będziesz sprawdzał. - warknęłam i stanęłam bokiem do chłopaka.
Poczułam ciepłe powietrze na szyi i już wiedziałam, że stoi za blisko.
- Złość piękności szkodzi, kocie. - szepnął do mojego ucha i się odsunął.
Odwróciłam głowę w jego stronę i napotkałam łobuzerski uśmiech. Puścił mi oczko i poszedł. Z szoku, jaki wywarło na mnie zachowanie mulata, obudziła mnie Melanie.
- Już jestem. - oznajmiła. - Przepraszam, była kolejka.
- W porządku. - kąciki moich ust ledwo uniosły się ku górze. - Idziemy?
- No co ty! Zabawa dopiero się zaczyna! - klasnęła zadowolona.
- Czy ty czasem jeszcze czegoś nie wypiłaś? - zmrużyłam oczy przyglądając się dziewczynie.
- Tylko tego drinka, którego zamówiłam z tobą. Nic poza tym. - szybko zaprzeczyła głową.
Uśmiech nie schodził jej z twarzy.
- To pewnie to powietrze... - zastanowiłam się. - Jest przesiąknięte alkoholem i... - zaciągnęłam się. - Fuu! Potem również!
Rudowłosa zaczęła się śmiać. Po chwili podeszła do nas gospodarz całej imprezy.
- Hej Britt! - przywitała się Melanie. - Co słychać?
- Jest zajebiście! - odkrzyknęła tamta, unosząc zaciśnięta pięść nad głowę. - A wy jak się bawicie?
- Super! - pisnęła ruda. - Chodźcie zatańczymy!
- Świetny pomysł. - przytaknęła Britt i wzięła Mel pod rękę.
- Tak właściwie, to szłam się przewietrzyć. - oznajmiłam. - Wybaczcie.
- Okey. - powiedziały chórem i już ich nie było.
Wyszłam do, jak mi się zdawało ogrodu, po drodze zgarniając kolejnego drinka. Nie wiem ile już ich było, ale kręciło mi się w głowie. Na zewnątrz krzątało się kilka osób, głównie zakochanych par.
Och, zaraz rzygnę tęczą.
Usiadłam na huśtawce i obserwowałam gwiazdy. Niestety trwało to dosłownie kilka sekund, bo mój żołądek zaczął fikać koziołki. Szybko opuściłam głowę i odetchnęłam głęboko. Nie miałam zamiaru wymiotować i wyglądać jak ci wszyscy zgonujący. Dziękuję bardzo.
Poczułam ruch huśtawki. Ewidentnie ktoś się do mnie dosiadł. Nie chciało mi się zobaczyć kto, ale miałam dziwne przeczucie.
- Przepraszam. - jednak moje przeczucie nie działa najlepiej pod wpływem alkoholu. To nie był Zayn. Zdecydowałam się unieść karuzelę zwaną głową i zlustrowałam osobnika. Był nim koleś od orgazmu. Serio? Przyszedł mnie przeprosić?
- Koleś, już dawno zapomniałam. - machnęłam na niego lekceważąco i wyprostowałam się powoli. - Odpuść. Możesz iść.
- Strasznie mi głupio. Ja nie chciałem, ale ty jesteś taka gorąca i ładna. Wybacz mi, proszę. Zacznijmy wszystko od nowa. Ja bardzo cię lubię i...
Przerwałam mu.
- Co proszę??? - ze zdziwienia mało mi oczy z orbit nie wyszły. - Co ty sobie myślałeś prosząc mnie do tańca???
- Zachowywałaś się tak uwodzicielsko i w ogóle, więc pomyślałem, że ty coś do mnie masz. - odpalił.
- Żartujesz? - zmarszczyłam czoło.
W myśli wróciłam do momentu, kiedy siedziałam przy barze i stwierdziłam, że wcale nie zachowywałam się uwodzicielsko względem nikogo.
- Obserwowałem cię odkąd się pojawiłaś na imprezie i wiedz, że pasujemy do siebie. - no to teraz pojechał po całości. - Jesteś taka piękna...
- Pojebało cię?! - krzyknęłam. - Odwal się ode mnie, człowieku!
- Jak mogłaś! - również krzyknął. - Ufałem ci! Będę o nas walczył! Nie poddam się!
- Gościu, ja cię nawet nie znam. - zrobiłam minę typu "WTF?!" i postukałam się palcem w czoło.
- Dlaczego mi to zrobiłaś? - jęknął płaczliwie. - Narobiłaś mi nadziei, a teraz co? Od tak odejdziesz?
Ja pierdole! On tak na serio? Myślałam, że on zaraz się rozpłacze. Muszę się jakoś z tego wykręcić...
- Yyy... Bo ja chciałam wywołać zazdrość u chłopaka. - powiedziałam ostrożnie. - Udało się, dzięki za pomoc.
- Jakiego chłopaka?! - rzucił zdenerwowany. - Kłamiesz mnie!
On jest chory psychicznie. Zdecydowanie.
- Ja-Ja już muszę iść. - rzuciłam zażenowana i zerwałam się z huśtawki. - CHŁOPAK mnie szuka.
- Czekaj. - jęknął i daję słowo, że ruszył za mną.
Obejrzałam się delikatnie, żeby tylko potwierdzić swoje domysły. Ten psychol za mną idzie! Weszłam do budynku i pierwsze co zobaczyłam, to Malika opierającego się o ścianę i obserwującego wszystko dookoła. Odwrócił się w moją stronę. Dziękuję Ci Boże! Bezdźwięcznie powiedziałam "Pomóż mi" i wypaliłam pierwsze, co ślina mi na język przyniosła.
- Tu jesteś, skarbie. Szukałam cię. - moja odległość do Zayna drastycznie się zmniejszała, a on nie reagował tak, jakbym chciała.
Posłał mi nierozumiejące spojrzenie, które momentalnie przeniósł na osobę kilka kroków za mną. Na jego twarzy pojawiło się olśnienie. Przewróciłam oczami.
- Czekałem, kochanie. - rzucił kuszącym, ale donośnym głosem i zrobił krok ku mnie.
Nie wiedziałam, co chce zrobić. Byłam strasznie zdesperowana. Malik złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Nie było między nami milimetra wolnej przestrzeni. Na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Podniecenie sytuacją...
Chłopak spojrzał mi w oczy i pocałował mnie. To nie był zwykły całus. Dosłownie wpił sie w moje usta, co z niemałym zdziwieniem, odwzajemniłam. Jedną dłoń położyłam na jego szyi, a drugą wplotłam w czarne, miękkie włosy. Przyznam... Zatraciłam się, ale tylko na chwilę. Chyba na chwilę... Nie wiem ile by to trwało, gdyby nie głos psychicznego kolesia.
- Dobra, wierzę ci. - stwierdził zrezygnowany. - A żyjcie sobie w chuj szczęśliwie. - prychnął.
Szybko rozłączyłam nasze usta i spojrzałam na odchodzącego chłopaka. Dopiero po kilku minutach przypomniałam sobie, że Malik mnie obejmuje. Strąciłam jego ręce i zrobiłam krok w tył. Odchrząknęłam niezręcznie i czułam jak się czerwienię. Miałam opuchnięte, czerwone i gorące wargi. Powstrzymałam się, żeby ich dotknąć.
- Muszę przyznać, że to było całkiem niezłe. - zakpił mulat.
- Spadaj. - bąknęłam zawstydzona.
- Tak w ogóle, to co to było? - zaciekawił się. - Chyba należą mi się wyjaśnienia.
- Przyczepił się do mnie jakiś psychiczny facet, więc musiałam go jakoś spławić, a że ty się napatoczyłeś, to już czysty przypadek. - wyjaśniłam krótko.
Niby obojętnie, ale tak naprawdę serce nie przestało mi galopować po tej dawce emocji.
- Przecież twierdziłaś, że jest taki super. - prychnął.
Nie odpowiedziałam, tylko zacisnęłam zęby. Miał rację.
- Chodź, odstresujesz się po papierosie. - kiwnął głową w stronę ogrodu.
- Nie palę. - odparłam.
- To dotrzymasz mi towarzystwa. Chodź. -
Skierował się do wyjścia tarasowego.
- Ale... - zatrzymał się i wrócił na mnie wzrokiem. - Nie tam.
Tam poszedł ten gościu, debilu!
- Rozumiem. - zaśmiał się. - Sądzę, że nie masz ochoty oglądać mordy tamtego kolesia.
Mi nie było do śmiechu. Zayn złapał mnie za nadgarstek i pociągnął do frontowego wyjścia. Posłusznie przebierałam nogami. Za chwile staliśmy już na dworze. Nie było najzimniej, ale gorąco też nie było. Stanęłam na najwyższym schodku, a chłopak zszedł na trawnik obok. Siłował się chwilę z kieszenią swoich spodni, zagryzając wargę. Wyciągnął prawie pustą paczkę po papierosach, w której była też zapalniczka. Uważnie obserwowałam jego ruchy. W sumie nie miałam nic innego do roboty.
Czy ja jestem normalna?
Właśnie stoję na dworze z moim potencjalnym wrogiem, którego nienawidzę. Mądrze, co?
Zayn wystawił paczkę w moją stronę
- Może jednak?
- Nie, dziękuję. - pokręciłam przecząco głową, a on zabrał rękę.
- Trudno, zapalę sam. - wzruszył ramionami i wyciągnął papierosa.
Zwinnym ruchem go zapalił i zaciągnął się.
- Fajnie jest? - zapytałam przerywając ciszę.
- Ale co? - patrzył przed siebie, mrużąc oczy i wypuszczając smugę dymu.
- Truć się.
- Zajebiście. - wziął głęboki oddech razem z tytoniem, uśmiechając się błogo.
Znowu zapadło niezręczne milczenie.
- Dziękuję. - mruknęłam pod nosem.
- To już twoje kolejne podziękowania. - zaśmiał się. - Jest za co i przyjmuję. Swoją drogą... - zaczął, ale najwidoczniej nie miał zamiaru skończyć.
No dalej, chłopie! Wysłów się!
- No? - ponagliłam delikatnie.
- Swoją drogą, nieźle całujesz. - przeniósł na mnie swoje brązowe oczy.
Spuściłam głowę czerwona jak burak. Dlaczego on mnie tak onieśmiela?! "Nie daj się Jessica!" - moja podświadomość tupnęła nogą, kładąc ręce na biodrach we władczym geście. Zebrałam resztki odwagi.
- Ty też. - wzrokiem zlustrowałam jego osobę.
- Przyzwyczaisz się. - rzucił zadowolony.
- Już było tak miło. - westchnęłam. - Musiałeś to spierdolić?
- Taki już jestem. - ponownie się zaciągnął. - Niszczę wszystko i wszystkich.
Staliśmy przez chwilę wpatrzeni w siebie, ale przerwał nam niepokojący dźwięk. Na początku nie zaliczyłam go do grupy tych oznaczających niebezpieczeństwo. To było... Hm... Wycie syreny.
Ja pierdole! Policja!
Ktoś w środku krzyknął "psy", a z budynku zaczęli się wylewać ludzie. Gdybym widziała swoje oczy, pewnie malowałby się w nich strach i panika.
- Chodź! - zarejestrowałam krzyk, szarpnięcie i ból w lewym przedramieniu.
Chwilowo straciłam świadomość tego, co działo się wokół mnie. Dałam się prowadzić w nieznane. Nawet
nie wiedziałam przez kogo. Znalazłam się kilkanaście metrów od domy Britt, tuż obok srebrnego samochodu. Otrząsnęłam się i trzeźwym okiem oceniłam swoje położenie. Stałam właśnie na chodniku, Bóg wie na jakiej ulicy, w środku nocy, jeśli nie nad ranem. Moja przyjaciółka została na imprezie, na którą
"wprosili się" policjanci. No nieźle. Co ja mam teraz zrobić?
- Wsiadasz, czy wolisz, żeby cię złapali? - usłyszałam za sobą głos.
Odwróciłam się.

środa, 6 sierpnia 2014

Rozdział 16

Stwierdziłam, że notki będę dodawała na początku, gdyż nie każdy czyta jeśli są na końcu. Zobaczymy, jeśli mi się to spodoba, to tak zostanie, a jeśli nie to wrócę do pisania notek na końcu rozdziału :)

Więc mamy rozdział 16!!!! <wiem... miał być wczoraj, ale wyszło jak wyszło>
Miłego czytania :*

Jeśli są jakieś pytania, czy coś to możecie mnie znaleźć na Twitterze :)
Pytania piszcie też w komentarzach.

Love ya xxx

---------------------------------------------------------------------------------------------------

*Jessy*

Jesteśmy! - krzyknęłam w głąb domu i rzuciłam plecak pod wieszak. Zdjęłyśmy buty i weszłyśmy dalej.
- Jesteśmy, to znaczy kto?! - odkrzyknął braciszek, prawdopodobnie z salonu.
- Zaraz zobaczysz... - powiedziałam do siebie i wprowadziłam gościa dalej.
Niall siedział i oglądał jakieś głupie programy w TV. Stanęłyśmy za nim powstrzymując śmiech.
- Jessy, nie rób sobie jaj. - westchnął i zaczął się obracać w naszą stronę. - Przecież...
Zaniemówił. Nie spodziewał się rudej.
Aha! Ale go zaskoczyłam! Teraz mogą to wszystko wyjaśnić sobie sami.
- Hej. - blondyn stanął na równe nogi i niepewnie podszedł  do Melanie, żeby się przywitać.
Pocałował ją w policzek. Nie czuł się pewnie w tej całej głupiej sytuacji.
Wzruszyłam się.
- Chcecie pogadać czy coś? - zaproponowałam, a oni oderwali oczy od siebie.
- Yyy... - Niall się zawachał i spojrzał zakłopotany na Mel. - Chcemy?
- Przyszłam porozmawiać z Jessy, ale skoro chcesz... - zaczęła niezdecydowana i zawstydzona.
- Dobra! Koniec tych podchodów! - klasnęłam w dłonie. - Niall chciał wiedzieć czy nie obwiniasz się o waszą ostatnią niezręczną stytuację.
Walnęłam prosto z mostu, a co!
- Boże, Niall! - dziewczyna złapała się za głowę i odwróciła do blondasa. - Nie! Mówiłam ci, że nic się nie stało! - objęła dłońmi jego twarz. - Mówiłam prawdę.
- Bo ja myślałem, że ty... bo ja stchórzyłem i... bo mi, no... bo mi na tobie zależy i ja... nie chciałem cię skrzywdzić. - wyjasnił z wielkim trudem.
Już myślałam, że go kopnę jak się nie wysłowi.
- Jesteś kochany! - Mel pisnęła. - Lubię cię, słyszysz? Bardzo!
- Też cię bardzo lubię i przepraszam.
Już zamierzali się pocałować. Ej, bo rzygnę! Chrzaknełam znacząco. Niby szkoda było mi im przerywać, ale hej! Ona przyszła do mnie.
- Możemy już iść? - zapytałam, kiedy tylko obydwoje zmierzyli mnie speszonym wzrokiem.
- Tak, jasne. - odpowiedziała zadowolona Mel. - Do zobaczenia później, kochanie.
- Do zobaczenia, skarbie. - Niall posłał jej uśmiech numer pięć i wrócił na kanapę.
Po kilku minutach siedziałyśmy u mnie w pokoju i delektowałyśmy się lodamu śmietankowymi, które kupił nam blondyn. Dobrze mieć go za sługę, ale jest taki tylko przy rudej.
- To opowiadaj. - dziewczyna poprawiła się na podłodze tak, że siedziała teraz opierając się plecami o moje lóżko.
Dołączyłam do niej i pochłonęłam ostatnią łyżeczkę lodów.
- Zaczynam. - oznajmiłam i odchrząknęłam teatralnie.
Opowiedziałam jej wszystko ze szczegółami, ale dotyczyło to tylko i wyłącznie zdarzeń z Joshem w roli główniej. Nie wspomniałam o spotkaniu z Malikiem w parku i późniejszej nieudanej "randce". Wciąż nie mogłam przyswoić, że to miała być randka. To zachowam dla siebie. No oprócz brata, bo on
wie, ale mam nadzieję, że nie powie Melanie. Nie jest taki.
- O mój Boże! - reakcja dziewczyny była niezastąpiona.
- Niestety... Moje życie jest ostatnio dosyć ciekawe. - wzruszyłam ramionami i uśmiechnęła się słabo.
- Dziewczyno! Nic ci się nie stało?! - zaczęła mnie oglądać z każdej strony.
- Daj spokój. - odsunęłam ją od siebie. - Wszystko w porządku.
- Naprawdę? Jestes pewna? - przyglądała mi się uważnie.
- Tak, Mel! Jestem pewna! - zaśmiałam się. - Było minęło i nawet ślad na szyji zbladł.
- Moje biedactwo! - zawyła i mocno mnie przytuliła.
Odwzajemniłam uścisk z nadzieją, że może przestanie tak panikować. Po chwili się odsunęła i zajęła pierwotne miejsce.
- To mówisz, że kupił ci telefon? - uspokoiła się, bo wróciła jej nadmierna ciekawość.
- Tak, dzisiaj mi go dał, wtedy jak poprosił mnie na osobności. - skierowałam wzrok na pudełko leżące na biurku.
- To na co czekasz?! Pokaż go! - Mel klasnęła w dłonie, piszcząc z zadowolenia.
- Dobra, już dobra. - wstałam ociążale, zgarnęłam opakowanie i wróciłam do podekscytowanej koleżanki.
- Szybciej! - ponaglała.
Zgromiłam ją wzrokiem i powoli odpakowałam prezent. To co zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania.
- Ja pierdole. - zachłysnęłam się powietrzem i pokazałam telefon rudowłosej.
- Ja cię pierdziele! - jej reakcja była podobna. - Przecież to najnowszy model smartfona, ktory pojawił się w sklepach dosyć niedawno. - pisnęła.
- Wiem... - szepnęłam na bezdechu, przyglądając się nabytkowi. - Skąd on wziął na to kasę?
- Nie wiem. On jest dziwny, niebezpieczny i tajemniczy. Za nim nie trafisz. - jej uwaga była bardzo trafna.
Zawachałam się patrząc na dziewczynę.
- Mam to przyjąć?
- Zepsuł twój i obiecał, że ci odkupi. Stwierdził, że dotrzymuje obietnice, więc będzie głupio jeśli odrzucisz. Kupił go, więc pewnie było go stać. Nie wnikajmy w szczegóły.
- Masz racje. Całkiem fajny sprzęt. - uśmiechnęłam się zadziornie.
- Zazdroszczę. Podziękowałaś mu chociaż?
Zaczerwieniłam się, bo przecież go nienawidziłam, a odważyłam się mu podziękować.
- Jessy, mówię do ciebie! - pomachała mi dłonią przed oczami.
- Yyy... No... - spojrzałam na nią ostrożnie, czując coraz mocniejsze rumieńce na polikach. - Tak.
- Nie wierzę. - zaśmiała się. - Jessica Horan podziękowała Zaynowi Malikowi za telefon. O kuźwa! Koniec świata!
- Ej przestań! Panikujesz. - machnęłam na nią dłonią. - Jednak posiadam kulturę osobistą.
- Cieszę się. - odparła z uśmiechem, a jej komórka zabrzęczała. - Dostałam SMS-a.
- Czytaj. - pospieszyłam ją.
Widziałam jak skupia się na treści wiadomości. Mam nadzieję, że długo jej to nie zajmie. Podniosła na mnie uradowany wzrok.
Aha?
- Co się stało? - zaniepokoiłam się. - Wszystko w porządku?
- Tak! Jak najbardziej, ale nie mamy dużo czasu.
- Co? Dlaczego? - sprawdziłam godzinę. - Dopiero siedemnasta, nie wiem o co ci chodzi.
- Wiem, wiem, ale nie o to mi chodziło. - potrząsnęła głową. - Dostałam cynk o imprezie u mojej znajomej i wszystko zaczyna się za godzinę, a ona mieszka jakieś pół godziny stąd, więc nie mamy
dużo czasu, żeby się przygotować.
- Kto powiedział, że idę na jakąkolwiek imprezę? Do tego w środku tygodnia.
- Nie udawaj, że nie chcesz. - poruszyła zabawnie brwiami. - Przecież wiem, że lubisz poszaleć.
- A co z jutrzejszą szkołą? - zaczęłam się zastanawiać nad propozycją, która była, bądź co bądź, nie do odrzucenia.
- Wiesz, zawsze mogłyśmy się "źle poczuć". - Mel zrobiła cudzysłów w powietrzu.
- Nie wiedziałam, że jesteś taka niegrzeczna. - uniosłam jedną brew. - Niall też tam będzie?
- Yyy... Tego nie wiem, ale pomyślałam, że po imprezie zaproponowałabyś mi nocleg u was, czy coś.  spaliła buraka i opuściła głowę zawstydzona.
- O to chodzi. - zaśmiałam się. - Niall nie idzie, bo przeceż chodzi do innej szkoły. Zastanowie się nad twoją prośbą.
- Serio? - momentalnie się wyprostowała. - Byłaby szansa?
- Chyba tak... - zamyśliłam się, czy aby blondas niemiałby nic przeciwko.
Dziewczyna patrzyła na mnie w oczekiwaniu. Widziałam w jej oczach zniecierpliwienie, ale i strach. Nie będę jej torturowała, bo się dziewczyna na imprezie nie rozluźni.
- Oczywiście, że możesz. - rzuciłam jaby od niechcenia. - Po złożeniu trzech egzemplarzy pisemnej prośby rozpatrzymy mozliwość zostania na noc w naszym apartamencie. - dodałam poważnym tonem.
- Żarujesz. - zachichotała. - Żartujesz, prawda?
- Głupia jesteś? No jasne, że żartuję.
Melanie zamknęła mnie w mocnym uścisku, który odwzajemniłam.
- Jesteś kochana! Dziękuję! - pisnęła przy moim uchu.
- Bo ogłuchnę. - odsunęłyśmy się od siebie. - Ale obiecaj, że na imprezie nie zostawisz mnie samej i nie znikniesz z żadnym przystojniakiem.
- Mowa. W końcu idziemy tam razem. - posłała mi ciepły uśmiech. - Ale mam złą wiadomość...
Momentalnie się spięłam.
- Jaką?
- Prawdopodobnie Malik też tam będzie. - powiedziała ostrożnie, jakby bała się mojej reakcji.
- Co? - szepnęłam prawie niesłyszalnie.
- On i chłopak mojej koleżanki się kolegują.
Zrobiła przepraszająca minę.
- Ok, nic się nie stało. Przecież wcale nie muszę go tam spotkać, czy znosić jego towarzystwa. Poza tym, ma mnie unikać. - powiedziałam na wpół do niej, na wpół do siebie. - To szykujemy się? Dam ci jakieś ciuchy. Myślę, że mamy podobny rozmiar.
- Jesteś wspaniała. - ucieszyła się i obie podeszłyśmy do mojej, wypełninej po brzegi szafy, w której i tak nigdy nie mogłam znaleźć nic do ubrania. Czeka nas bojowe zadanie, bo w tym bałaganie jest trudno cokolwiek znaleźć.

***

- Dzięki Niall! Jesteś kochany! - krzyczała Melanie w stronę odjeżdżającego samochodu, machając zawzięcie dłonią.
Mój kochany braciszek podwiózł nas na imprezę i obiecał odebrać. Nikt nie wie w jakim stanie skończymy, ale sądzę, że nie będzie tak źle.
- On jest taki kochany i cudowny... - zachwycała się ruda z nostalgią patrząc na znikający pojazd.
- Już przestań się tak zachwycać, bo zabronię wam się spotykać. - odparłam ironicznie.
- Miłość pokona wszystko. - rzuciła walecznie, po czym obie zaczęłyśmy się śmiać.
- Chodźmy. - złapałam ją pod rękę i ruszyłyśmy do drzwi wejściowych.
Przywitała nas niska dziewczyna z krótkimi czarnymi włosami. Dowiedziałam się, że ma na imię Britt. Wydawała się całkiem sympatyczna. Wpuściła nas do środka. To co ujrzałam zwaliło mnie z nóg.
- Boże! - starałam się przekrzyczeć dudniącą muzykę. - Ile tu ludzi!
Nie puszczałam Melanie, bo bałam się, że ją zgubię w tym tłumie zupełnie obcych mi osób.
- Normalna impreza w Bradford, kochana! - odkrzyknęła Britt. - Rozgoście się! Tam jest bar!
Poszłyśmy we wskazanym kierunku i oparłyśmy się o blat czekając na barmana. BARMANA! Czujecie to?! Prywatny barman... Ja pierdole. Rozejrzałam się dookoła. Stwierdziłam, że ta cała Britt, albo raczej jej rodzice, muszą być nieźle nadziani. Taki dom, że ja nie mam pytań!
- Co dla pań? - przystojny mężczyzna mrugnął do nas, pochylając się nad ladą, żeby lepiej nas usłyszeć. Albo zwyczajnie chciał nam zajrzeć w cycki, ale jednak wolałam pierwszą wersję.
- Co bierzemy?! - krzyknęła Mel, a moją uwagę przykuł facet przed nami.
Seksowny, skurczybyk. Jeszcze ten delikatny zarost i niedbale przeczesane włosy.
Mrr...
- Yyy... Nie wiem... - zastanowiłam się. - Może "Sex on the beach"?
- Czytasz mi w myślach! - uśmiechnęła się rudowłosa i poprosiła o drinki.
- "Sex on the beach"? Niezły wybór. - ktoś wyszeptał mi do ucha.
Odwróciłam się do właściciela głosu.
Malik.
- Zgubiłeś się? - zapytałam z fałszywie uprzejmym uśmiechem.
- Zgubiłem się w twoich oczach, mała. - puścił mi oczko.
- Daruj sobie takie tandetne teksty. - prychnęłam. - Poza tym mówiłam ci już, że "mała" to jest twoja pała.
- Widzę, że ponownie wracamy do tej kwestii. - uniósł brew. - Chcesz sprawdzić?
- Boję się, że...
Nie zdążyłam dokończyć, gdyż bezczelnie mi przerwał.
- Tak, wiem, nie chcesz się zawieść. - westchnął znudzony. - Zobaczysz, jeszcze sama będziesz odwoływała swoje słowa.
Zaśmiałam się.
- Ale masz marzenia, Malik!
- Nie przeszkadzam wam? - zapomniałam, że obok mnie siedzi Mel.
- Nie, jasne, że nie. - cmoknęłam ją w policzek.
Ruda zachichotała słodko.
- Widzisz, a ja nie dostanę takiego buziaka. - Zayn wzruszył ramionami i zrobił minę smutnego psa.
- Spierdalaj. - syknęłam. - Mieliśmy umowę, pamiętasz?
- Pamiętam. - posłał mi chłodne spojrzenie. - Chciałem tylko poprosić twoją przyjaciółkę do tańca.
No i tu mnie zgiął.
- Mnie? - Melanie zrobiła oczy jak pięć złotych. - Poważnie mówisz?
- Tak. - wyszczerzył się. - Więc jak?
- Dobrze.
Ruda ruszyła na parkiet, a zaraz za nią mulat.
Ja pierdziele! Co on sobie myśli! Palant! Jak może prosić moją przyjaciółkę do tańca, kiedy ona jest w mojej drużynie. Przypomnę, że jestem PRZECIWKO Malikowi i jego wszelkiemu kokntaktowi ze mną, czy z moimi bliskimi. A ta skrzywiona pod sufitem ruda lisica się zgodziła. Jak ona może zadawać się z wrogiem?? Zwyczajna zdrada.
Postanowiłam zrobić mu na złość. Wzrokiem przebiegłam po tańczących imprezowiczach. Niektórzy
kompletnie nie potrafili wczuć się w rytm. DJ zapodawał świetne kawałki, aż nogi same rwały się do tańca. Sama stukałam stopą o nóżkę stołka w takt klubowej muzyki. W pewnym momencie poczułam tęsknotę za tańcem. Kiedyś stawiałam go ponad wszystko, teraz nawet nie mam czasu, żeby swobodnie potańczyć. Nie wybaczę sobie jesli z tym zerwę. Po prostu musze się wziąć za siebie i olać sprawy z mulatem, bo to nie jest najważniejsze. Tamten ma jakieś humorki i tylko psuje moje życie. Nie chce tego.
Mój wewnętrzy monolog przerwał barman oferując kolejnego drinka. Zgodziłam się bez oporu. Wypiłam
go szybko, bo strasznie mi smakował. Poprosiłam o jeszcze jeden. Z przypływem alkoholu wpadł mi do głowy niegłupi pomysł.

Knułam właśnie plan zemsty na Maliku i dopijałam drinka, kiedy podszedł do mnie całkiem przystojny chłopak. Miał jakieś dwadzieścia lat, może trochę więcej. Uśmiechnęłam się uwodzicielsko, ale nic nie powiedziałam.
- Hej. Co taka ślicznotka robi tu sama? - palnął najgorszym tekstem EVER, ale nie to się teraz liczyło.
- Wpadłam z przyjaciółką.
Zatrzepotałam zalotnie rzęsami.
- Nie widziałem cię tu wcześniej. - uśmiechnął się zawadiacko. - Ale obserwowałem od dłuższego czasu.
- Jestem nowa. - westchnęłam. - Mam na imię Je...
Nie dane mi było dokończyć, bo typek pociągnął mnie za nadgarstek, w wyniku czego o mały włos się nie wywaliłam.
- A czy to ważne? Już mi sie podobasz - rzucił za siebie. Ledwo go usłyszałam. - Zatańczmy!
Wzruszyłam ramionami i wyszukałam wzrokiem Zayna tańczącego z Melanie. Dostrzegłam ich dosłownie dwa metry od nas.
- Ej! Zawiesiłaś się? - gość pstryknął mi paluchami przed twarzą.
Jaki wieśniak! Do tego, straszny z niego palant i burak, ale czego się nie robi dla zemsty. Trzeba się poświęcić.
- Nie, jest ok. - uśmiechnęłam się, wracając na niego wzrokiem. - Tańczymy?
- Jeszcze pytasz!? Pokaż jak się kręcisz, maleńka! - jego łapy powędrowały na moje biodra, którymi zaczął poruszać.
Niech będzie. Nie wiem ile tak wytrzymam, ale mam nadzieję, że Malik nie będzie kazał mi się długo męczyć z tym typem. Wsłuchałam się w piosenkę, poruszając ciałem w jej rytm. Myślałam, że zwymiotuję, kiedy zdałam sobie sprawę ze wzroku tego faceta i jego klejących się łap. Do tego zalatywało od niego potem, alkoholem i starymi skarpetami. Resztką sił powstrzymywałam się, żeby go nie zdzielić i nie opluć. W pewnym momencie odwrócił mnie o sto osiemdziesiąt stopni i przysunął bardzo blisko siebie. Dosłownie dotykaliśmy się ciałami. Wzdrygnęłam się na samą myśl o tym, co siedzi w jego głowie. Zawzięcie poruszałam biodrami, bo nie pozwolił mi zmienić tempa.
- O tak, mała! - krzyknął. - Nie przestawaj! Mocniej! Och, tak!
Uniosłam brwi w zdziwieniu. Wtedy chłopak zrobił coś, co mnie przeraziło...
Jęknął.
To nie był jęk bólu czy rozpaczy. To był jęk pod tytułem "Zaraz dojdę". Oderwałam się od niego gwałtownie i z zamachem wymierzyłam mu cios w policzek otwartą dłonią.
Mnie się tak nie traktuje.