środa, 22 października 2014

Rozdział 26

Jeeejku!
Ogromnie dziękuję Wam za te wszystkie komentarze pod ostatnim postem :)
Nie wiem jak mam dziękować, więc po prostu będę kontynuowała opowiadanie ;)

Przez Was się POPŁAKAŁAM! xD

Nie sądziłam, ze moje bazgroły są nawet dobre, w wy mi tu wyjeżdżacie, że książkę powinnam napisać.

Jesteście wspaniali! :***

Już nie przedłużam, tylko jeszcze powiem, że obowiązuje ten sam system: ROZDZIAŁY DODAJĘ W PIĄTEK WIECZÓR LUB SOBOTĘ RANO.

Miłego czytania i mam nadzieję, że Was nie zawiodę.

Kocham! xx

P.S Prosiłabym o głos w ankiecie ;)

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
***

Jessy ma już 20 lat. i chodzi na studia.
Zayn ma 21 lat i pracuje.
Jest początek czerwca 2015 roku.

*Jessy; 2 lata później*

Dzisiaj oficjalnie zaczęły się moje wakacje, które potrwają do października. Takie uroki studiów. Uczysz się maksymalnie dużo, ale za to wakacje są dłuższe. Poza tym ja studiuję pedagogikę.
Dumna z siebie i swoich wyników, wróciłam do domu własnym samochodem. Tak, mam swój samochód. Dostałam go kiedy w trzeciej klasie liceum zdawałam na prawko. Jak ten czas szybko leci... Już mam rok studiowania za sobą.
Piękne czasy, a imprezy studentów jeszcze lepsze. Będzie mi ich brakowało przez te trzy miesiące.

***

- Tonnnnnyyyy! - wydarłam się.
- Czego znowu?! - odkrzyknął zza drzwi.
- W sumie to już nic. - powiedziałam wyciągając paczkę ciastek z szafki, które postawiłam obok mojego piwa.
Nasza grupa siedziała sobie i odpoczywała w naszej miejscówce. Mamy tu kanapę, stolik, kilka szafek, bujany fotel i zwyczajny fotel, kilka krzeseł, stary telewizor tylko do ozdoby i małą lodówkę.
Całkiem nieźle, jak na stary magazyn za miastem.
Znam się z nimi już półtora roku i strasznie się zżyliśmy. Nie, nie zapomniałam o "Cramps", ale teraz moje życie kręci się wokół "Tigers" i tego co robimy. Kochamy to. Poznaliśmy się przez przypadek.
Zobaczyłam ich kiedy wracałam z nowej szkoły do domu. Zaczepili mnie i tak to się zaczęło. Na początku uważałam ich za zadufanych w sobie kolesi, ale dali mi powód do zmiany zdania. Dołączyłam do nich i jestem jedyną laską w grupie. Jeśli chodzi o koleżanki, to mam kilka na uczelni i moim kierunku, ale takiej bliższej nie mam.
Wystarczy mi Melanie, z którą cały czas utrzymywałam kontakt.
Sami znaleźliśmy i urządziliśmy kryjówkę. Nikt o niej nie wie i nie powinien się dowiedzieć. Po tych dwóch latach mogę stwierdzić, że Kalifornia jest piękna.
I ta pogoda!
Z rodzicami się dogaduję, ale trochę z nimi nudno. Wymykam się czasem na imprezki, ale pomińmy ten szczególik. Tęsknię za Niallem. Widzieliśmy się zaraz jak przyjechałam do Stanów, a później on wrócił do Bradford i kontaktowaliśmy się tylko i wyłącznie telefonicznie bądź przez internet. Wiem, że zajął się grą na gitarze na poważnie i ma stały etat w szkole muzycznej, gdzie jest nauczycielem. Pisze też piosenki dla różnych zespołów i solistów.
Za Mel też tęsknię i nie urwał nam się kontakt, z czego jestem bardzo zadowolona. Już nie mogę się doczekać kiedy znowu ją zobaczę. Zainteresowała się fotografią i malowaniem. Wygrała wiele konkursów, z tego co pamiętam. Dostała się na wybrane studia i ma praktyki jako asystentka bardzo
dobrego fotografa. Mam wrażenie, że tylko ja nie ruszyłam w kierunku o którym zawsze marzyłam...
Taniec.
Przecież to było moje życie, mój tlen. Nie wiem dlaczego zrezygnowałam, ale mogło mieć na to wpływ zerwanie z moją grupą taneczną. Teraz mam drugą, równie piękną i fascynującą pasję. Po kryjomu, kiedy nikt nie widzi, tańczę tak jakby miał się skończyć świat. Bez tego bym nie przeżyła. Moje rozmyślania brutalnie przerwała znajoma postać, która usiadła tuż obok na kanapie.
- Hej, tygrysico! - to był Max.
- Hej, lwie. - zaśmiałam się. - Co słychać?
- Właśnie skończyliśmy opanowywać z chłopakami nową sztuczkę.
- Udało wam się?
Prychnął sarkastycznie.
- Nam by się nie udało? Proszę cię.
- Tak, tak. Przecież wy jesteście najlepsi. - machnęłam lekceważąco ręką. - Zaraz po mnie.
- Ciesz się, że cię lubię, bo inaczej już bym cię pokonał. - poczochrał moje włosy. - Gdzie zgubiłaś Tony'ego?
- Umm... jest w warsztacie.
- Znowu majstruje przy swojej ślicznotce?
- Uwielbia to. - westchnęłam.
- Chyba do niego dołączę. - podniósł się i skierował w stronę metalowych drzwi.
Tony... lubię go. Jesteśmy przyjaciółmi. Bardzo bliskimi przyjaciółmi. Zdarzało się kilka intymniejszych sytuacji między nami i czasami się całujemy, ale to nic nie znaczy. Raz się przespaliśmy, nic wielkiego. Zapewniliśmy się o swoich uczuciach na początku naszej znajomości, bo pomyliliśmy fascynacje i pożądanie z miłością, przez co wyszedł bardzo, ale to bardzo nieudany związek. Takie relacje, jakie mamy teraz w zupełności mi wystarczają.
Posiedziałam jeszcze chwilę i dopiłam piwo, ale stwierdziłam, że to nie ma sensu i postanowiłam wrócić do domu.
- Chłopaki! Ja wychodzę! - oznajmiłam tak głośno, żeby każdy z nich mnie usłyszał.
Drzwi od amatorskiego warsztatu uchyliły się i zobaczyłam głowę Tony'ego, a zaraz potem jego rozbudowaną i bardzo gorącą sylwetkę.
- Już? - stanął w drzwiach i wytarł ręce o spodnie.
- Nudzi mi się - wzruszyła ramionami.
Strzelił mi popisowy uśmiech.
- Buziak?
Och, on jest taki uroczy.
- Jasne.
Z uśmiechem na ustach podeszłam do chłopaka i pocałowałam go. Odsunęłam się i wsunęłam głowę za jego plecy, żeby zobaczyć klęczącego na podłodze Max'a.
- Buziaczki.
Cmoknęłam w jego kierunku.
- Tak, tak. Spadaj już. - mruknął, zbyt zajęty maszyną Tony'ego.
Wyszłam i na zewnątrz spotkałam Austina i Alexa. Siedzieli na murku i odpoczywali po treningu, popijając piwko.
- Lecę do domu, chłopaki. - oznajmiłam i przytuliłam każdego. - Boże, jak tu gorąco!
Nie nadążyłam z wachlowaniem się. Pot zaczął lać się ze mnie strumieniami. W magazynie było zdecydowanie chłodniej.
- Trzymaj się, tygrysico. - powiedzieli jednocześnie.
Mało nie mdlejąc, podążyłam w drogę powrotną do domu. W ten upał zajmie mi to jakieś dziesięć minut dłużej niż zwykle, więc na miejsce dotrę za jakieś dwadzieścia minut.

***

- Gdzie ty byłaś?! - pierwsze, co usłyszałam, kiedy weszłam do domu.
Pretensje mojej mamy. Jak zwykle...
Przewróciłam oczami.
- Przecież wróciłam przed zmierzchem.
- Jess wiesz, że się o ciebie martwimy. Jeszcze się nie przyzwyczaiłam, że mieszkasz z nami po tak
długiej rozłące. - podeszła do mnie i przytuliła.
- Wiem mamo, ale to już dwa lata. Ja też nie wierzę, że tu jestem. - westchnęłam i cmoknęłam policzek rodzicielki.
Odkleiłyśmy się od siebie. Dosłownie. Każda z nas była oblana potem z powodu panującej dzisiaj temperatury. Jest już koniec czerwca, czyli oficjalnie mam wakacje.
- Co będziesz robiła? - zapytała, wracając do ścierania kurzu z mebli w salonie.
Ja, mama i tata zajmowaliśmy mały, jednorodzinny, parterowy domek. Bardzo uroczy i taki amerykański. W zupełności nam wystarczał. Mam własny pokój, rodzice sypialnie i jest jeszcze łazienka, salon, kuchnia i spiżarnia. Nie liczę garażu.
- Pójdę zadzwonić do Mel, a później do Nialla. Chyba, że będą razem, to oszczędzę trochę czasu.
Mama przytaknęła głową z uśmiechem i kazała oboje pozdrowić. Za chwilę siedziałam już na moim łóżku i uruchamiałam laptopa. Nie zdążyłam włączyć przeglądarki, gdy w drzwiach pojawiła się głowa rodzicielki.
- Nie zapomnij powiedzieć im o niespodziance. - szepnęła tak, jakby mieli to usłyszeć.
- Jakiej niespodziance? - zmarszczyłam czoło w zastanowieniu.
- Jessy... - mama zrobiła minę typu "Are you fucking kidding me?"
Tak, zrobiła to.
- A! Już wiem! - aż podskoczyłam na łóżku. - Mam im powiedzieć, że przyjeżdżam do Bradford?
- Jeśli chcesz.
- Zrobię im niespodziankę.
- A co z tą twoją zgrają skaczących małp?
Chodziło jej o Tony'ego, Max'a, Alexa i Austina. Zawsze mówi na nich "małpy", ale i tak wiem, że darzy ich sympatią. Jadą ze mną, bo zgłosili nas do jakiegoś pojedynku drużyn czy coś w tym stylu. Rzadko wyjawiają mi szczegóły.
- Zatrzymają się u wujka Alexa. Jest starym kawalerem, a ma duży dom więc...
- Aha, okey. Nie wnikam. - zaśmiała się dźwięcznie i nadstawiła ucha w kierunku korytarza. - Idę, bo tata przyjechał. Odgrzeję mu obiad.
- Mhm. - mruknęłam.
Zajęłam się tym, co mi bezczelnie przerwano. Mało nie wyskoczyłam z radości przez okno, kiedy zobaczyłam przed kamerką od Skype'a Nialla i Mel razem.
Rozmowom nie było końca. Nie potrafiliśmy się rozłączyć. Śmiałam się jak nigdy i dowiedziałam się
wielu ciekawych rzeczy. Przepełniona emocjami, odłożyłam rozładowanego laptopa i położyłam się
na plecach, patrząc w sufit. Nawet nie wiem kiedy usnęłam.

*2 dni później*

- Ja tu stałem!
- Gdzie moje MP3, do cholery?!
- Ups, to twoje?
- Oddawaj i spierdalaj!
- Ałć, to bolało!
- Oddaj moja cole!
- Kup sobie, sknero! Byłem pierwszy!
Stałam tam, paląc się ze wstydu i masując skronie. Za chwile ja wybuchnę, a wtedy już nie będzie tak miło. Policzyłam do trzech. Raz... dwa... trzy...
- Zamknąć się kurwa, bo wam kijem po łbach przyjebię i gęby pozaklejam! - krzyknęłam.
Zrobiło się cicho, jak makiem zasiał. Niestety zrobiło się tak na CAŁYM lotnisku.
- Przez was debile, ludzie uważają mnie za wariatkę. - syknęłam dużo ciszej.
Chłopcy nagle stwierdzili, że podłoga jest bardzo interesująca.
- Mówię do was.
Podnieśli powoli wzrok, a każdy z nich miał minę szczeniaczka. Już miałam zmięknąć, ale pozwoliłam wyjść na zewnątrz mojej wewnętrznej zdzirze.
- Żadne miny tutaj nie pomogą. - oznajmiłam stanowczo. - Przegięliście i jestem na was zła.
Odwróciłam się do nich tyłem i czekałam na swoją kolej w bramce. Tak, staliśmy już przy bramkach,
w kolejce, a oni ciągle zachowywali się jak idioci. Nagle poczułam ciepło na plecach i ramiona oplatające moja talię.
- Jesteś zła. - Tony wyszeptał tuż przy moim uchu.
Nie odezwałam się, co sprawiło mi wiele wysiłku. Uwielbiałam tego faceta!
- Oj tygrysku... - wymruczał. - Już nie będziemy ci robić wiochy. No może czasami... Tak w drodze
wyjątku, żeby nie było nudno.
Westchnęłam głośno i skrzyżowałam ręce na piersi.
- Chodź tu. - odwrócił mnie przodem do siebie, ciągle trzymając w objęciach.
Uśmiechnął się uśmiechem numer 5 i puścił oczko. Kąciki moich ust drgnęły niezauważalnie, bo miałam ogromną ochotę się uśmiechnąć. Od zawsze tak na mnie działał.
- Pokaż ząbki, tygrysico. - wyszeptał. - Albo chociaż się odezwij. Proszę...
Pokręciłam przecząco głową.
- Już nie kochasz swoich małpek? - zrobił minę smutnego dziecka.
Zabił mnie. Nie mogłam się dłużej gniewać.
- Odezwę się, ale tylko do ciebie. - bąknęłam z nikłym uśmiechem. - Kocham moje małpki.
Uszczypnęłam go w policzki, a on w zamian cmoknął jeden z moich. Oderwał się ode mnie, ustawił resztę zgrai.
Pokonując bramki i mijając przystojnego strażnika, który obczaił mój tyłek, przez ci zachichotałam, a Tony posłał mu ostrzegawcze spojrzenie, udaliśmy się do naszego samolotu. Tak naprawdę, to co strażnik miał sobie robić z głupiego zachowania jakiegoś dwudziesto-jedno latka. Pff!
Tony jest starszy ode mnie o rok, Alex i Austin są w moim wieku a Max młodszy o rok.
Usiadłam z Austinem. Max, Alex i Tony siedzieli obok nas na potrójnych fotelach. Podczas gdy oni kłócili się o to, kto szybciej uśnie ja włączyłam sobie muzykę na słuchawkach i odpłynęłam we własną krainę marzeń. Tam gdzie nikt i nic mnie nie powstrzymywało.
Tam gdzie nie miałam granic.

Byłam bardzo szczęśliwa, że wracam do Bradford. Zbierałam pieniądze na bilety bardzo długo. Rodzice się dołożyli, inaczej nie wyjechałabym jeszcze przez jakiś miesiąc.
Pamiętacie Zayna? Bo ja tak.
Taki zbuntowany, mega przystojny chłopak, który teraz jest już prawdziwym mężczyzną. Czasami nachodzą mnie myśli, że chciałabym się z nim spotkać i trochę pokłócić, ale szybko je od siebie odtrącam. Po co mam się zadręczać, skoro zakończyłam z nim znajomość tak dawno temu?
On ma swoje życie, a ja swoje. Niech tak zostanie.

***

(Moja pierwsza i BYĆ MOŻE ostatnia perspektywa ze strony Zayna. Ta jest tylko dla wyjaśnienia kilku rzeczy.)

*Zayn; 2 lata później*

- Dawaj następny! - zawołałem do współpracownika.
- Już jedzie! - odkrzyknął.
Co robię? Po skończeniu szkoły znalazłem sobie pracę. Pieniądze po mamie zaczęły się kończyć, a ja musiałem sobie jakoś radzić. Sprzedałem nasz do i wynająłem sobie kawalerkę w mieście. Mam bliżej do roboty i do klubów, w których dość często bywam. Wiecie, ma się już te dwadzieścia jeden lat. Zapomniałem wspomnieć, że pracuję teraz jako mechanik i naprawiam zajebiste fury bogatych ludzi. Od motorów bo samochody. Czasami mam okazję przejechać się na takiej maszynie, a własną cały czas reperuję i doprowadzam do stanu użytkowania.
Jest z tego trochę kasy.
Poznałem super kumpli. Oprócz Josha, w naszej paczce jest też Sam, Mark i Steve. Wszyscy jesteśmy w jednym wieku. Trzymamy się ze sobą jakieś dwa lata. Poznaliśmy się przypadkiem w jednym z klubów. Znaleźliśmy wspólny temat i o! Tak powstało "Wolfs". Kochamy to, co robimy i jesteśmy z tego dumni. Czasami musimy wyjechać poza granice Bradford, żeby dobrze poćwiczyć, ale dajemy radę. Wracając do rodziny... Najbliżsi, którzy mi zostali, czyli jakieś ciotki i wujkowie, stwierdzili że jestem dużym chłopcem i umiem sam o siebie zadbać. Przez pierwszy rok od śmierci mamy odwiedzali jej grób. Teraz nic. Sam go pielęgnuję i zanoszę świeże kwiaty. Była jedyną osobą, którą naprawdę kochałem...
- Kolejne cacko. - cmoknął Steve, czym wyrwał mnie z zamyślenia.
Tak, wszyscy pracujemy w jednym miejscu. Lubimy to, wręcz uwielbiamy.
- Mmm... Niezła maszynka. - obejrzałem czterokołowy pojazd dookoła. - Ile dają?
- Ile sobie zażyczymy, pod warunkiem, że będzie chodziła bezbłędnie.
- No to na co czekamy?! - klasnąłem w dłonie. - Josh, Sam, Mark!
Jak za sprawą czarodziejskiej różdżki pojawili się wspomniani chłopcy i wytrzeszczyli oczy na furę, która stała na środku warsztatu.
- Ja pitole! - rzucił Sam, niedowierzając.
- Ja też. - przyznał Josh prawie bez tchu.
Mark się nie odezwał. Prawdopodobnie zaniemówił.
- Do roboty, panowie. - kiwnąłem głową i zabraliśmy się za sprawdzanie każdej, nawet najmniejszej części.




***

Nie wiecie jaką czułem ulgę, kiedy przekręcałem klucze w drzwiach mojej kawalerki. Ciągnęłam stopy za sobą, mechanicznie pozbywając się butów. Może to dziwne, ale jak na mój imprezowy tryb
życia, mam tu całkiem czysto. No, może nie do końca, ale nie ma tragedii. Może dlatego, że rzadko tu bywam?
Ściągnąłem robocze ciuchy i rzuciłem się na łóżko. Byłem tak zmęczony, że aż nie miałem siły myśleć o kasie, którą dostaniemy jutro. Z uśmiechem na twarzy, albo skurczem (jak kto woli, bo sam
nie odróżniam) niespodziewanie zasnąłem.

W moim śnie pojawiła się dziewczyna, którą poznałem dawno temu. Teraz pewnie jest piękną, pyskatą kobietą...
Kojarzycie Jessy? Tak, to ta śliczna szatynka z niebieskimi oczami.
Nie mogę przysiąc, że kiedy wyjechała, nigdy o niej nie myślałem. Czasami wkradała się do moich myśli i robiła bałagan. Cóż... Pożegnaliśmy się dwa lata temu i rozeszliśmy w swoje strony. Teraz ja mam swoje życie, a ona swoje.
Nie zamierzam nic z tym robić.
Tak mi dobrze.

------------------------------------------------------------------------------------------------------

Lol, znowu dwie notki xD

I jak się podoba? :)
Ciekawi, co będzie dalej?
Już niedługo będzie kolejny rozdział. To raczej takie wprowadzenie do kontynuacji.

10 komentarzy:

  1. Powiem tak masz fajne styl pisania a ja lubie czytac wlasnie w takiej formie ;))) wiem tez ze niektore autorki ff przed taka pisac bo nie maja komentarzy pod rozdzial arm a ja bym nie chciala bo ci co to czytaja zapomonaj o kom a. Autorka grozi ze nie ma dla kogo pisac i zawiesza takie tylko moje glebokie mysli XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytam bardzo fajne ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Omg wkoncu
    I
    Love you ;****

    OdpowiedzUsuń
  4. Wczoraj z kolzebkami znalazlysmy to opowiadania i komentowaly to ale dzis niestety wyjechaly do domu mieszkaja za granica i obowiazki nie pozwola I'm na dalsze komentarze ale ja bd wiec chcialam przeprosic ja bede za nie dodawac kom

    OdpowiedzUsuń
  5. Brak czasu chcialam przeprosic ale rozmawialysmy na ten temat i mowily ze masz ,, ZAJEBISTY TALENT '' wiec nie przestalas pisac

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chcialam jeszcze sorostowac ze niektore sa tylko nasze ;)))

      Usuń
    2. Chcialam jeszcze sorostowac ze niektore sa tylko nasze ;)))

      Usuń
  6. Świetny rozdział jestem strasznie ciekawa co będzie działo się dalej

    OdpowiedzUsuń