poniedziałek, 27 października 2014

Rozdział 27

HELOŁ!

Nie wiedziałam, czy dodawać post w weekend ponieważ niedawno był ten nowy, ale jednak stwierdziłam, że nie będę taka okrutna i dam kolejny.

TAM TA DA DAM!
Oto jest rozdział 27!!!!

Póki co, akcja się rozkręca. Już niedługo dowiecie się, co będzie dalej z Jeyn (Jessy + Zayn) :)

Życzę miłego czytania, przepraszam że późno i dziękuję za każde wejście i każdy komentarz.
Jest mi strasznie miło, że doceniacie moje marne wypociny.

Kocham! xx

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

*Jessy*

- Tony i Max załatwcie taksówki, a ja odbiorę nasze walizki z Austinem. Alex idź po coś do picia, bo
moje wypiliście, a jestem bardzo spragniona. - zarządziłam z poważną miną.
- Tak jest, kapitanie! - zasalutowali zgodnie.
Zaśmiałam się. Przy nich nie można się nudzić, przynajmniej ja nie potrafię. Zgarnęłam wózek na torby i skierowałam się do odbioru, a Austin zaraz za mną.
- Trochę tego będzie. - marudził.
Szturchnęłam go w żebro.
- Nie bądź baba.
Prychnął tylko. Moje słowa zadziałały jak magiczne zaklęcie, bo po jakichś trzech minutach wszystkie bagaże były na moim wózku, którego za cholerę nie dałam rady popchnąć.
- Austiśśś... - przeciągnęłam słodko i z perfidnym zamiarem.
Popatrzył na mnie, ocierając czoło z kropli potu.
- No?
- Pomożesz mi pchać, prawda? - zatrzepotałam zalotnie rzęsami.
- Gdyby nie to, że jesteś dziewczyną, to... - zaczął. - Ehh... nieważne.
- Ja też cię kocham, tygrysku. - zaświergotałam i przesunęłam się na bok, żeby też mógł chwycić rączkę wózka.
Jednocześnie pchnęliśmy go, wprawiając kółka w ruch. Moment później staliśmy na dworze pijąc zimną wodę kupioną przez Alexa. Tony i Max męczyli się z ładowaniem bagażów do taksówek.
Miałam jechać jedną, a oni drugą. Niestety mieszkali dość daleko ode mnie, więc nie mamy po drodze. Ustaliliśmy, ze spotkania będziemy organizowali w parku, który jest w połowie naszej drogi do siebie.
- To ja spadam, małpki.
Na pożegnanie cmoknęłam każdego w policzek.
Do Tony'ego podeszłam do niego na końcu. Przytrzymał mnie przy sobie dłużej. Złapał mnie za biodra i przysunął jeszcze bliżej siebie. Uniosłam brwi pytająco, a on złożył słodki pocałunek na moich wargach. Tak, to dziwne jak na przyjaciół, ale my mamy takie swoje pieszczoty. Uśmiechnęłam się zadziornie i pstryknęłam go w nos. Puścił mnie i wsiadłam do auta, podając adres.

***

Przemiły kierowca pomógł mi z wyładowaniem toreb przed domem, co wynagrodziłam mu dodatkowym dolarem i bardzo ładnym podziękowaniem. W zamian usłyszałam "Nie ma sprawy" i "Polecam się na przyszłość".
Fajny gość.
Taszcząc walizki cudem dotarłam pod drzwi i zapukałam. Zza drzwi słyszałam znudzone "Idę, idę" i szuranie kapciami. Mój kochany Niall, nic się nie zmienił. Jedyne, co zdążyłam zarejestrować, to mocny uścisk blondasa wokół mnie.
- Jess! Co ty tu robisz?!
- Przyjechałam do mojego głupiego brata. Tak jak obiecałam. - odparłam, a on odsunął mnie na długość swojego ramienia... UMIĘŚNIONEGO RAMIENIA!
Pakował, kuźwa.
- Dlaczego nic nie powiedziałaś?? I dlaczego dopiero po dwóch latach??
Skanował moją twarz, jakby chciał zapamiętać każdy jej szczegół.
- Niespodzianka. - uśmiechnęłam się najsłodziej jak umiałam. - Nie miałam kasy na wcześniejszy bilet...
- Melanie też nie powiedziałaś, że przyjeżdżasz? - zapytał.
- Nope.
- Jak ty wyrosłaś i tak jakby... No... Nareszcie wyglądasz jak kobieta.
- Dzięki, Niall. - bąknęłam.
- Oj, w pozytywnym sensie! - zaśmiał się i ponownie mnie objął. - Laska się z ciebie zrobiła.
- Będziemy się tak obściskiwać na progu, czy mnie wpuścisz?
- A, tak. - odsunął się, złapał moje walizki, a ja weszłam do doskonale znanego mi domu.
- Tęskniłam za tym. - westchnęłam rozglądając się.
Nic się nie zmieniło.
- Za domem? - Niall pojawił się przy moim boku. - Myślałem, że za mną najbardziej.
Skrzyżowałam ręce na klatce.
- Pff! Chciałbyś.
- Spadaj młoda. - poczochrał moje włosy. - Twój pokój pozostał nietknięty.
- Dziękuję. - odwróciłam się do niego. - Tęskniłam! - zapiszczałam i rzuciłam się w ramiona zaskoczonemu chłopakowi.
Chwile się przytulaliśmy, po czym zasiedliśmy do posiłku. Ściślej mówiąc zamówiliśmy sobie pizze.
- Gdzie te twoje przydupasy? - wyseplenił z pełną buzią.
Opowiedziałam mu o chłopakach, jak tylko ich poznałam i systematycznie informowałam na temat naszej znajomości.
- Zatrzymali się u wujka jednego z nich. - wyjaśniłam przełykając kęs. - I nie nazywaj ich tak!
- Okey, okey. - bąknął. - Jak wam idą treningi?
- W porządku. Na początku było trochę ciężko, ale daliśmy radę.
Niall zaczął wypytywać o rodziców, okolice w której mieszkałam, znajomych, nowa pasję. Gadaliśmy o wszystkim. Podstępem wyciągnął ze mnie wiadomość o wymykaniu się na imprezy i piciu. Zapewniłam go, że nie jesteśmy żadnym gangiem, a chłopcy są całkowicie niewinni i w miarę sprawni umysłowo. Nie robią nic złego. Może oprócz popalania trawki, ale to robi każdy.
Chyba każdy...
Dowiedziałam się, że on i Melanie ciągle są razem i póki co, nie zamierzają się rozstawać. Chce zrobić przyjaciółce niespodziankę, dlatego Niall ją dzisiaj zaprosił jakby nigdy nic, a ja wyskoczę wtedy zza rogu i krzyknę wesołe "Niespodzianka!". Mam nadzieję, że nie zejdzie na zawał serca i mnie nie zabije.

***

- Niespodzianka! - krzyknęłam, wyskakując na środek korytarza z rozłożonymi ramionami.
Ruda stała z kamienną twarzą, natomiast Niall nie mógł pozbierać się ze śmiechu.
- C-c-c-co ty tu robisz? - wydusiła ledwo.
Oczy jej prawie z orbit wyleciały, kiedy sobie uświadomiła co się właściwie dzieje.
- O mój Boże! Kochana Matko! Przenajświętszy Jezu! - wydarła się i rzuciła na mnie.
Przytuliła mnie jeszcze mocniej niż blondas. Myślałam, że się uduszę.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - zapytała z wyrzutem, jak już mnie puściła i znajdowałam się w bezpiecznej odległości.
Na mojej twarzy pojawił się niewinny uśmiech.
- Nikomu nie powiedziałam.
- Jesteś głupia! - tupnęła zdenerwowana nogą.
Na jej ustach pojawiła się szczera radość.
- Też cię kocham. - cmoknęłam w jej kierunku.
- Wiesz jak bardzo tęskniłam?
- Ja bardziej.
- Musimy to jakoś uczcić.
- Impreza? - zasugerowałam.
- Impreza? - Mel spojrzała na blondyna.
On zastanowił się chwilę. Niby chciał wyjść na dorosłego i odpowiedzialnego... Ta, akurat!
- Impreza! - uniósł zaciśniętą pieść, a ja i ruda zaczęłyśmy skakać jak opętane.
Tak dawno z nimi nie imprezowałam.... Dwa lata temu. Zaproszę też moje małpki. Melanie nic o nich nie wie i o tym, co robię też nie. Może nie będzie zła...
Zgarnęłam wszystkie bagaże do pokoju, wyciągnęłam najlepsze ciuchy i rozpoczęłam akcję "Impreza z okazji powrotu - trzeba powalić wszystkich na kolana".

***

Jesteśmy w klubie i bawimy się w najlepsze. Nie jestem opita, ale trzeźwa też nie. No dobra, może ten jeden drink, to było już za dużo. Tańczę sobie na środku parkietu, wokół pełno spoconych i ocierających się o siebie ludzi, ale bawią się tak samo dobrze jak ja.
Zgubiłam gdzieś Nialla i Melanie. Może poszli na szybki numerek do łazienki... Nieważne!
Jak się bawić, to się bawić!
Mel poznała moje małpki i zareagowała lepiej niż myślałam. Chyba ich polubiła, bo oni ją bardzo. Tony, Austin, Max i Alex gdzieś się włóczą i wyrywają laski.
Typowi "Tigers".
Zarejestrowałam mały ruch obok mnie, a później czyjeś dłonie chwyciły mnie w talii. Ktoś poruszał się ze mną w rytm muzyki. Nie przeszkadzało mi to. Dosunęłam się do owego gościa i po umięśnionej klacie wywnioskowałam, że to musi być mężczyzna, a nie chłopiec szukający wrażeń. Odwróciłam się, żeby zobaczyć twarz. Nie powiem, ale całkiem przystojny był ten mój towarzysz.
Uśmiechnęliśmy się do siebie, a mi zaczęło być naprawdę duszno.
- Przepraszam, muszę wyjść. - krzyknęłam, żeby usłyszał przez dudniącą muzykę.
- Spoko, pójdę z tobą. - mrugnął do mnie.
Razem wyszliśmy przed klub. Oparłam się tyłkiem o niewysoki murek i wzięłam głęboki oddech.
- Wszystko w porządku, piękna? - zapytał.
Przyjrzałam mu się i powoli stwierdziłam, że jest pijany tak samo jak ja. Może nawet o drobinę bardziej.
- Tak. - wyszczerzyłam się. - Mam ochotę zapalić. - powiedziałam pod nosem.
- Zapalić? A może być coś lepszego niż papieros? - uniósł kusząco jedną brew.
- Nie znamy się. - wybełkotałam i czknęłam. - Sorki.
- To co, przecież cię nie otruję i nie zgwałcę.
Wywrócił oczami, a przynajmniej próbował.
- Ja tam nie wiem.
- Obiecuję. - położył dłoń na sercu.
- Dobra, ale ja zostaję tutaj.
Wokół kręciło się dużo ludzi, więc jakby coś, to mam szansę na ratunek. Może i byłam pijana, ale myślałam dosyć trzeźwo. Nie chciałam mieć traumy do końca życia.
W Kalifornii nauczyłam się nie ufać nawet tym niewinnie wyglądającym ludziom. Ci są najgorsi. Zawahał się chwilę, ale skinął głową.
- Ok. Pójdę po towar. Zaczekaj tu, piękna. - oznajmił i zniknął w środku.
Czekałam, czekałam i czekałam. Okazało się, że jego wyprawa trwała dokładnie dwie minuty, bo po tym czasie w moim kierunku zmierzała już grupka ludzi. Zatrzymali się kilka kroków przede mną, w cieniu, a podszedł tylko ten co ze mną tańczył.
- Miałeś iść po towar, a nie po kumpli. - spojrzałam niespokojnie na pozostałe... raz, dwa, trzy... pozostałe trzy osoby.
- Oni go mają i bardzo chcą cię poznać.
- Nawet ty mnie nie znasz. - rzuciłam z sarkazmem. - Nie podoba mi się to...
- Spokojnie. - zaśmiał się. - Jestem Steve. - wyciągnął do mnie dłoń.
- Jessy. - uścisnęłam ją.
- Idziesz? - wskazał głową w kierunku pozostałych.
Zastanowiłam się dokładnie jedną sekundę i pokiwałam ochoczo głową. Miałam chęć się zabawić,więc dlaczego miałabym z tym zwlekać. Podniosłam się chwiejnie i kiedy zrobiłam jeden pieprzony krok usłyszałam, że ktoś mnie woła.
- Kurwa. - mruknęłam.
- Coś się stało, piękna? - popatrzył na mnie podejrzliwie.
Och te jego bajeranckie słówka. A weź se je w dupę wsadź! Jestem miła, bo masz towar! Jeszcze to tandetne "piękna". Pff!
- Nie, nic takie... - urwałam, bo za plecami nowego kolegi pojawił się Tony.
- Jessy, co ty robisz? - podszedł szybko, lustrując mnie wzrokiem.
Pewnie sprawdzał czy nic mi nie jest.
- Śmierdzisz wódką. - powiedziałam, kiedy zamierzał mnie pocałować.
Odsunął się zmieszany. Stary, przecież ja pachnę nie lepiej!
- Z kim roz...Steve! Kopę lat! - zrobił braterski uścisk z moim nowym towarzyszem.
- Co? Wy się znacie? - wytrzeszczyłam oczy. - Skąd?
- Kiedyś byliśmy w jednej grupie, ale się rozpadła i więcej się nie widzieliśmy. - wyjaśnił Steve.
- Fajnie. - bąknęłam słabo zainteresowana.
JA.CHCĘ.TRAWKI!
- Własnie mieliśmy zapalić. - chłopak spojrzał znacząco na Tony'ego.
- Ach tak? To idę z wami.
Na jego słowa aż podskoczyłam i chwytając go za rękę pociągnęłam w kierunku czekającej grupki. Niestety z tłumu po naszej lewej wyłonił się TRZEŹWY Niall razem z Melanie.
No to po paleniu...
- Tony. - szarpnęłam jego rękaw, kiedy nie chciał się zatrzymać.
- No? - spojrzał na mnie przez ramię.
Minę miałam raczej nietęgą, więc od razu skapnął, co się święci. Podążył za moim wzrokiem.
- Cholercia. - mruknął. - Widzimy się jutro w parku. - zawołał do oddalającego się Steve'a, a tamten
pokazał nam kciuk do góry na znak zgody.
- Wracamy do domu, siostrzyczko. - blondas chwycił mnie za ramię. - Twoje małpiszony siedzą już
w samochodzie.
Nawet nie wiem, jakim cudem tak szybko znalazł się obok nas. Posłuchaliśmy go i wszyscy razem
dołączyliśmy do Alexa, Max'a i Austina drzemiących w taksówce, którą Mel im zamówiła. Pożegnałam się z Tony'm krótkim całusem i wsiadłam do samochodu brata. No to sobie nie popaliłam...
Bardzo mocno starałam się nie usnąć, ale powieki nie chciały mnie słuchać i ciągle się zamykały. Melanie siedziała ze mną na tylnym siedzeniu, więc postanowiłam skorzystać z jej bliskości.
- Mel? - zaczęłam cichutko. - Słyszysz?
Przechyliła lekko głowę w moja stronę, patrząc przed siebie.
- Co chcesz? - odszeptała.
- Miałam dzisiaj dziwne wrażenie... - zmarszczyłam czoło skonsternowana.
- Jakie wrażenie?
- Zdawało mi się, że w tłumie widziałam znajomą sylwetkę.
Ruda spojrzała na mnie, chociaż pewnie i tak nie widziała dobrze moich oczu zamglonych procentami.
- Kogo widziałaś?
- Wiesz... Siedziałam tak sobie na murku i oddychałam świeżym powietrzem. Nudziło mi się, kiedy
czekałam na kolegę, więc bezwiednie rozglądałam się dookoła siebie. Wtedy jakieś kilka metrów przede mną mignął mi przed oczami pewien chłopak. W miejscu, gdzie stał, było okropnie ciemno,
dlatego nie widziałam jego twarzy. O dziwo sylwetka wydała mi się znajoma. Jeszcze ten sposób
poruszania się...
- Jessy? Majaczysz, kochanie. - mój sen na jawie ucięła Mel. - Za chwilę będziemy w domu.
Westchnęłam zrezygnowana. Nie uwierzyła mi...
Oparłam policzek o jej ramię i przymknęłam oczy. Dalej już nic nie pamiętam.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

KOLEJNY POST POJAWI SIĘ W PIĄTEK/SOBOTĘ :)

3 komentarze:

  1. Pisz dalej jest zajebisty

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten blog jest boski przeczytałam go dziś od prologu i się zakochałam jeden z najlepszych jakich czytałam czekam na next

    OdpowiedzUsuń