poniedziałek, 20 lipca 2015

Rozdział 90 'Nowy początek - zakończenie"

I stało się...
Oto koniec tej jakże wspaniałej historii (sorry, musiałam się podbudować).
Mam nadzieję, że was nie zamęczyłam i że miło będziecie wspominać wymyśloną przeze mnie historię.
Być może dla kogoś stanie się inspiracją (czego wam życzę, bo pisanie to naprawdę świetna rzecz).

Włożyłam w tą historię całe moje serce i naprawdę ciężko mi się z nią rozstać, ale niestety taka kolej rzeczy. Moja wena w sprawie historii Zayna i Jessy naprawdę się wyczerpała, więc stwierdziłam, że nie ma sensu, żebym wymyślała jakieś głupie wątki, których nie było by warto czytać.
Mam nadzieję, że spisałam się na medal, gdyż to było moje pierwsze prawdziwe opowiadanie. Zaczęłam je pisać dla siebie z myślą, że fajnie gdzieś przelać swoją wyobraźnię. Nie sądziłam, że skończę jako dziewczyna prowadząca bloga z fanfiction.
Czas strasznie szybko upłynął. Byłam z wami rok i 2,5 miesiąca. Sporo, co?
Teraz wzięłam się za inne opowiadanie, które jest odrobinę innego typu niż to. Z tego możecie wywnioskować, że nie usuwam się z Blogspota :)

Mam nadzieję, ze wasze serduszka już zostaną ze mną i moimi wypocinami, bo serdecznie zapraszam na mojego nowego bloga (klikać Macklemora!).
Będę tęskniła za tym opowiadaniem :(
Ale spokojnie...
Nie usunę tego bloga, więc będzie dostępny dla was w każdej chwili.
Możecie pisać komentarze i polecać go innym, bo będę na niego zaglądać :)

Dziękuję, że wytrwaliście do końca (zaraz się poryczę) :*

Kocham! xxx

---------------------------------------------------------------------------------------------------

*kwiecień*

*Jessy*

Boję się.
Okropnie się boję.
Przyjechałam do szpitala z mocnymi bólami brzucha i naprawdę się wystraszyłam. Od razu zabrali mnie na salę i przebrali w ciuchy szpitalne. Leżałam na łóżku i czekałam na panią ginekolog, która prowadziła moją ciąże od początku.
- Dzień dobry. - przywitała się, wchodząc szybkim krokiem do pomieszczenia.
Tuż za nią pojawiła się pielęgniarka w średnim wieku i z miłym wyrazem twarzy.
- Jak się pani czuję? - zapytała i założyła białe, gumowe rękawiczki.
Jęknęłam z bólu, chcąc dać jej do zrozumienia, że nie jest najlepiej. Nie zbierało mi się na pogawędkę, kiedy moje dzieci już pchały się na świat. Zbadała mnie dokładnie i po wyrazie jej twarzy wiedziałam, że podjęła decyzję.
- Zabieramy ją na porodówkę. - zadecydowała stanowczo i przeniosła wzrok na mnie. - Wszystko jest w porządku. Odbierzemy poród i będzie mogła pani odsapnąć.
Starałam się uśmiechnąć na jej pocieszające słowa, ale nie mogłam. Ból był zbyt silny.
- Proszę podać jej leki rozluźniające.
Te słowa pocieszyły mnie bardziej niż jej zapewnienie, że będzie dobrze. Pielęgniarka bez wahania wstrzyknęła mi coś w zgięcie łokcia i przykryła mnie cienką narzutką.
Wzięłam głęboki oddech.
Łóżko razem ze mną zostało wypchnięte na korytarz, gdzie czekał Zayn.
- Jessy? - wydusił, zaciskając pięści.
- Pan jest mężem? - wtrąciła kobieta.
Potrząsnął rozpaczliwie głową, a on pokazała gestem, że będzie mógł iść z nami.
- Jestem z tobą, kochanie. - zapewnił mnie.
Szedł tuż obok, ściskając mnie za rękę. Nie mogłam odwzajemnić jego uścisku na tyle mocno, żeby go pokrzepić, bo leki rozluźniające zaczęły działać.
- Jestem z tobą przez cały czas. - powtórzył z przejęciem wymalowanym na twarzy. - Zawsze będę.
Uśmiechnęłam się półgębkiem i przymknęłam oczy. Dotarliśmy do sali kilka minut później.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam nad sobą uśmiechniętą twarz pani doktor.
- Proszę się rozluźnić i wykonywać moje polecenia.
Właśnie miałam przeżyć jedno z najważniejszych wydarzeń w moim krótkim życiu.
Miałam wydać na świat owoce wspaniałej miłości.

***
*lipiec*

Wakacje się zaczęły, a ja nie myślałam o niczym innym jak o porządnym śnie, którego praktyczne nie zaznałam przez ostatnie dwa miesiące. Zayn starał się wyręczać mnie w jak największej ilości prac domowych, ale musiał też pracować. Ja dostałam urlop macierzyński. Przy bliźniętach było dwa razy więcej pracy. Jednak mimo wszystko kochałam nasze maluszki nad życie.
Nasz synek - Julian, urodził się jako pierwszy i jest starszy dokładnie o trzy minuty od swojej siostrzyczki - Sky. Oboje mają oczy Zayna, śniadą skórę i czarne włosy. Nie wiem czy odziedziczyły cokolwiek po mnie. Może chociaż uparty charakter...
- Idź się położyć, kocie.
Odłożyłam książkę i odchyliłam głowę na oparcie fotela, żeby móc ujrzeć twarz męża.
- Nie mów tak na mnie. - fuknęłam. - Mam już dwadzieścia sześć lat. Jestem stara i do tego gruba po ciąży.
Faktem było, ze po tak dużej ciąży został mi niechciany nadmiar skóry na brzuchu. Dlatego też zaczęłam nosić luźniejsze ciuchy.
- Kochanie... - westchnął. - Już ci coś kiedyś powiedziałem. Dla mnie już na zawsze będziesz kotem, czy tego chcesz, czy nie.
Wywróciłam oczami, a on zbliżył twarz do mojej i wyszeptał:
- I wcale nie jesteś stara. I jesteś seksowna. I ciągle sprawiasz, że cię pragnę.
Mimowolnie zadrżałam.
Musnął moje usta, ale ich nie pocałował. Wyprostował się, patrząc na mnie ze zwycięskim uśmieszkiem.
- Lubisz się nade mną znęcać. - wymamrotałam, wracając do książki. - Idź sobie.
- O nie. Tak nie może być.
Zanim się zorientowałam, Zayn wziął mnie na ręce i przeniósł z sypialni dzieci do naszej.
- Jesteś szalony. - pisnęłam cicho. - Postaw mnie. Teraz.
- Mogę cię położyć. - zaproponował i zatrzymał się na środku pokoju. - Nie ma innej opcji.
Przygryzłam wargę, myśląc nad lepszą opcją, ale nic nie przyszło mi do głowy.
- Czas minął. - wzruszył ramionami i rzucił mnie na łóżko.
Położył się na mnie, opierając ciężar ciała na łokciach. Nawet nie zdążyłam się ruszyć, żeby uciec.
- Skoro Julian i Sky już śpią, to może... - zaczął sugestywnym tonem.
Pocałował mnie w policzek, po czym zaznaczył ustami ścieżkę od mojej szczęki po klatkę piersiową.
- Mhm. - przytaknęłam ochoczo.
Nie było co się oszukiwać. Mieliśmy mało czasu, żeby zadowolić się sobą i pospędzać przyjemnie kilka chwil. Narzekałam na brak bliskości, ale robiłam to tylko w mojej głowie. Nie chciałam martwić Zayna, bo i tak starał się jak tylko mógł, żeby mi i maluchom było jak najlepiej. Kochałam go za wszystko, co robił. A teraz mogłam mu to właściwie okazać.
- Długo czekałam na ten moment. - wyszeptałam zmysłowo i objęłam go nogami w pasie. - Tęskniłeś?
- Nawet nie wiesz, jak bardzo. - wymamrotał z ustami przy mojej szyi.
- Pokaż mi.
Nie potrzebował większej zachęty.
Pocałował mnie namiętnie i wsunął mi dłoń pod koszulkę. Jęknęłam w jego usta, a on naparł na mnie biodrami.
- Tak bardzo mi tego brakowało. - jęknął gardłowo. - Pragnę cię bardziej niż możesz to sobie wyobrazić.
W odpowiedzi zaatakowałam jego usta. Chcąc pogłębić pocałunek, położyłam mu dłoń na karku i przyciągnęłam go do siebie. Jednym ruchem zdjął koszulkę i rozpiął spodnie. Już brał się za zdejmowanie moich ubrań, a ja miałam mu pomóc, kiedy nam przerwano.
Oboje skrzywiliśmy się na dźwięk płaczu z sąsiedniego pokoju.
- Proszę, nie. - Zayn zrobił zbolałą minę.
- Witamy w rzeczywistości. - rzuciłam ze skruszoną miną, chociaż tak naprawdę to nie była moja wina.
Zepchnęłam go z siebie i stanęłam na podłodze. Poprawiłam podwiniętą bluzkę i chciałam wyjść, kiedy mój wzrok zatrzymał się na przybitym mulacie, siedzącym na brzegu łóżka. Zwiesił głowę i oprał łokcie na kolanach, wsuwając dłonie we włosy. Zmiękło mi serce, więc podeszłam bliżej.
- Skarbie... - uniosłam palcami jego brodę. - Za chwileczkę do ciebie wrócę i dokończymy to, co zaczęliśmy.
Spojrzenie rozświetliło mu się nadzieją, a na ustach zamajaczył uśmiech.
- Obiecujesz?
- Jasne, że tak.
Złapał mnie za tyłek i przyciągnął do siebie. Nachyliłam się i złożyłam szybki pocałunek na jego rozgrzanych wargach.
Zawsze dało się znaleźć wyjście z sytuacji.

***
*2 lata później*

Właśnie wprowadziliśmy się do nowego domu.
Znaleźliśmy wspaniałe, piętrowe lokum na przedmieściach Londynu, doskonale pasujące do naszej rodziny. Na górze Sky i Julian mieli swoje pokoje, my dużą sypialnie z garderobą, była też mała łazienka. Na dole znajdowała się korytarz kuchnia, salon, spiżarnia i większa łazienka.
Dzisiaj skończyliśmy przewozić i ustawiać meble. Jedyne co pozostało, to wypakować nasze osobiste rzeczy i zacząć czuć się jak w domu.
Zapomniałam dodać, że Malanie i Niall doczekali się kolejnego potomka - słodkiej córeczki o imieniu Emily.

***
*4 lat później*

- Tato! - krzyk Sky rozniósł się po całym domu. - Nicko i Julian znowu mi dokuczają!
Pokręciłam litościwie głową, krojąc warzywa na sałatkę. Melanie podrzuciła nam Nicolasa, bo ona i Niall pojechali na urodziny szefa blondyna. Tak się złożyło, ze mieszkaliśmy od nich piętnaście minut drogi samochodem. Z chęcią zgodziłam się na opiekę nad jej synem tego lipcowego popołudnia.
- Tato! - usłyszałam ponownie.
Westchnęłam głęboko i wyjrzałam do salonu.
- Zayn?
Nikt się nie odezwał, więc odłożyłam nóż i wytarłam ręce. Przeszłam się po wszystkich pomieszczeniach na dole, ale nigdzie nie znalazłam męża.
- Zayn, gdzie jesteś?!- krzyknęłam.
- Tutaj, skarbie! - odkrzyknął.
Kierując się za głosem, dotarłam do podwórka na tyłach domu. Zayn siedział na trawie ze skrzyżowanymi nogami i czytał coś bardzo uważnie.
- Co tam masz? - zapytałam, przeczesując jego włosy.
Na chwilę przestał i przymknął oczy. Kiedy je otworzył, patrzył prosto na mnie.
- Instrukcja. - pomachał kawałkiem papieru. - Chcę zrobić dzieciakom niespodziankę.
- Co to jest? - rozejrzałam się dookoła i natrafiłam na coś dużego, co było przykryte materiałem.
Nie wpadłam na pomysł, co o mogło być, więc schyliłam się, żeby odebrać mu kartkę, ale był szybki. Pociągnął mnie za rękę, przez co wylądowałam na nim. Mimo trzydziestu trzech lat czasami zachowywał się jak nastolatek.
- Jesteś niepoważny. - zaśmiałam się i cmoknęłam go w usta. - Bardzo mi wygodnie.
Puścił mi oczko i uniósł głowę, żeby powoli złączyć nasze usta. Ze względu na dzieciaki, musieliśmy uważać na okazywanie sobie czułości, bo zawsze słyszeliśmy odgłosy obrzydzenia. Na szczęście nadrabialiśmy wszystko w sypialni.
Skończyliśmy się całować dopiero kiedy zabrakło nam tchu.
- Mój kochany. - pogłaskałam go po policzku. - Za chwilę będzie obiad.
- Już kończę. - mruknął, wsuwając dłoń pod moją luźną bluzkę.
Zachichotałam jak mała dziewczynka i wsunęłam palce w jego czarne włosy. Pociągnęłam lekko, na co cicho jęknął.
- Uwielbiam to. - mruknął.
- Wiem. - wyszeptałam.
Już pochylałam się, żeby ponownie złączyć nasze usta, kiedy usłyszałam hałas dochodzący z głębi domu. Szybko stanęłam na równe nogi i poprawiłam ubranie oraz włosy. Chwilę po tym, na dwór wypadła trójka roześmianych dzieci.
- Wołałam cię, tato. - zasmucona Sky rzuciła się w ramiona mulata. - Czemu nie przyszedłeś?
- My nic nie zrobiliśmy. - odezwał się pospiesznie Julian.
Poczochrałam mu włosy i przyciągnęłam do siebie. Objał mnie w pasie i przytulił się. Skinęłam ręką na Nico, który z chęcią się przyłączył.
- Przepraszam, córeczko. - odgarnął jej włosy z czoła. - Nie gniewasz się?
- Nie będę jeśli powiesz mi, co tam jest. - wskazała na zakrytą rzecz.
- No dobrze. - westchnął Zayn i wstał, odstawiając Sky obok mnie.
Podszedł do niespodzianki i pociągnął za materiał.
Naszym oczom ukazała się duża trampolina.
- Trampolina! - wykrzyknął Julian. - Dzięki, tato!
Wszystkie dzieciaki rzuciły się na Zayna i nie chciały go puścić przez bite pięć minut. Kiedy tylko się oderwali, wdrapali się do środka.
- Możemy poskakać? - zapytała z wahaniem Sky, patrząc w moją stronę.
- Tak, ale skończycie jak tylko zawołam was na obiad.
Pisnęli z radości i zaczęli skakać. Zmarszczyłam czoło, widząc ich wygibasy. Bałam się, ze zrobią sobie krzywdę.
- Wszystko zabezpieczyłem. - powiedział mulat, jakby wciąż czytał mi w myślach. - Nie martw się.
Objął mnie w pasie i przytulił.
- Jesteś wspaniałym ojcem, a tak się bałeś. - powiedziałam cicho i spojrzałam mu prosto w brązowe oczy.
- A ty jesteś wspaniałą mamą. - pocałował mnie w czoło i pogłaskał po plecach.
- Myślę, że jesteśmy zajebistymi rodzicami. - przyznałam z wielkim uśmiechem. - Zazdroszczę naszym dzieciom.
Zayn zaśmiał się krótko i położył mi dłoń na policzku.
- Wiesz o tym, że nie poprzestaniemy tylko na tej dwójce? - zapytał, unosząc brwi.
Przygryzłam wargę i udałam, że się zastanawiam.
- No nie wiem, nie wiem.
- Ale ja wiem. - złapał mnie za tyłek i przycisnął do swoich bioder. - Przez to jak mnie pociągasz, nie ma możliwości, żebyś jeszcze raz nie zaszła w ciąże. To musi się wydarzyć. Zobacz, jakie piękne dzieci stworzyliśmy.
- Do tego mądre. - dodałam. - Oczywiście po mamusi.
Klepnął nie w pośladek i mocno pocałował. Odepchnęłam go od siebie, co nie było łatwe.
Uciekłam do domu, zanim miałabym szansę zaciągnąć go w bardziej ustronne miejsce i pozwolenia mu na zrobienia ze mną tego, co by tylko chciał.

***
*rok później*

Nadeszło Boże narodzenia, a grono ludzi się nie zmieniło. Jedyne, czego nie mogłam się doczekać, to rozdawanie prezentów. Miałam dla swojej rodziny wspaniały prezent. Kiedy nadeszła moja kolej na wręczanie prezentów, wstałam i splotłam palce, żeby ukryć ich drżenie.
- Kochana rodzinko, rodzice, rodzeństwo i przyjaciele, chciałabym wam coś powiedzieć. - zaczęłam, patrząc na każdego po kolei. Na końcu zatrzymałam wzrok na mężu. - Jestem w ciąży. To czwarty tydzień.
Wszyscy najpierw wytrzeszczyli oczy, a potem zaczęli wiwatować. Łzy szczęścia pociekły mi po policzkach. co nie umknęło uwadze Melanie, kiedy mnie przytulała.
- Gratuluję, kochana. - wyszeptała prosto do mojego ucha. - Cieszę się razem z tobą.
Puściła mnie i posłała mi ciepłe spojrzenie. Kochałam ja za to, że zawsze przy mnie była. Zanim się zorientowałam, Zayn porwał mnie w ramiona i podniósł do góry.
- Wiedziałem. - rzucił z triumfem. - Tylko nie byłem pewien.
Odstawił mnie na ziemię, a ja objęłam go w pasie.
- Jak to?
- Poznałem po twoim humorze i zachciankach. Było podobnie, jak przy ciąży z Julianem i Sky.
Pocałował go z zachwytu, ze zauważył takie drobiazgi.
- Kocham cię. - wyszeptałam.
- Kocham cię, kocie. - odpowiedział. - Kocham całą waszą czwórkę. Ciebie, Sky, Juliana i maluszka.
To mi wystarczyło, żeby być spokojną o naszą przyszłość.

***
*8 miesięcy później*

- To dziewczynka, mamo! - usłyszałam, jak Zyan krzyczy do telefonu.
Zmęczona leżałam w sali poporodowej, a pielęgniarka obiecała przynieść mi moją córeczkę. Kiedy tylko weszła do pomieszczenia, mulat wszedł tuż za nią. Wzięłam ją na ręce i przytuliłam do klatki piersiowej, chcąc żeby była jak najbliżej serce.
- Witaj, skarbie. - wyszeptałam. - Trafiłaś do najlepszej rodziny, wiesz o tym?
Zayn podszedł bliżej i przysiadł na krawędzi łóżka.
- Masz już starszego brata i siostrzyczkę. - powiedział, głaszcząc jej maleńką rączkę.
- Jakie będzie jej imię? - zapytałam, nie mogąc oderwać od niej oczy.
Była taka krucha i śliczna. Miała jasną cerę, brązowe oczy i ciemne włosy.
Dokładnie jak ja.
- Co proponujesz?
- Myślałam o Sophie.
- Witaj, Sophie.

************************

Siedziałam w wiklinowym fotelu na ganku i wpatrywałam się w zachód słońca.
Wspominałam lata młodości, kiedy jeszcze miałam te dwadzieścia lat. Teraz dobiłam już do osiemdziesiątki i doczekałam się wspaniałych wnuków.
- Pamiętasz, jak się ścigaliśmy? - zapytałam głośno. Często z nim rozmawiałam. Lubiłam to robić. - Pamiętasz, jak się nienawidziliśmy?  Pamiętasz nasze młode, zwariowane lata? Było ciężko, ale potem to wszystko przerodziło się w miłość. Jedyną i niepowtarzalną. Twoje marzenie się spełniło. Byłeś ze mna do końca życia. Do końca swojego życia. Zestarzeliśmy się razem. - Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku, wiec szybko ją starłam. - Niestety Bóg chciał inaczej i zabrał cię do siebie. Rozstaliśmy się pięć lat temu, a ja ciągle tęsknię i nie potrafię wrócić do normalności. Muszę żyć sama w naszym pięknym domu, gdzie wszystko przypomina mi o tobie. Sky, Julian i Sophie starają się odwiedzać mnie jak najczęściej, ale to już nie to samo bez ciebie. Tęsknię za naszymi wspólnymi wieczorami, kiedy czytaliśmy książki. Tęsknię za szczerymi rozmowami. Tęsknie za wspólnym przeżywaniem życia. Tęsknię za tobą, Zayn. Tak strasznie za tobą tęsknie, kochanie. Nie wiem, jak długo będę w stanie żyć bez ciebie, ale wiem jedno... Na pewno jeszcze się spotkamy. Wiem, że jesteś ze mną, chociaż nie potrafię cię poczuć. Ale wiesz co? Widzę cię. Widzę ciebie, jak tylko spojrzę w lustro. Byłeś, jesteś i zawsze będziesz częścią mnie. Widzę cię, patrząc na nasze dzieci. Wszędzie zostawiłeś cząstkę siebie. Mamy wspólne zdjęcia, wspaniałe wspomnienia. Nigdy o tobie nie zapomnę. Przeżyłam z tobą wspaniałe lata. Proszę, poczekaj na mnie jeszcze trochę. Cieszę się, że teraz już nie cierpisz. Jesteś szczęśliwy? Mam nadzieję, że tak. Jutro zaniosę świeże kwiaty na twój grób i trochę posprzątam. Może teraz wyglądam jak stara wariatka, mówiąc do siebie, ale mam to gdzieś. Wiem, ze mnie słyszysz. Wiem, ze jesteś obok i zawsze będziesz. Czasami nawet jestem w stanie wyczuć twój dotyk na mojej dłoni. Przecież mi to obiecałeś, prawda? Może twoja śmierć nie bolałaby tak bardzo, gdyby moje serce umiało bić bez przystosowywania się do rytmu twojego serca. Ono gubi się bez ciebie. Nie pociągnie długo. Kocham cię, Zayn i już zawsze będę. Tęsknię, skarbie.

Otarłam mokre policzki, wypuszczając drżący oddech. Sięgnęłam do kieszeni fartuszka, która znajdowała się tuż przy moim sercu i wyciągnęłam z niej małą, pożółkłą już karteczkę. Zawsze nosiłam ją ze sobą. Była to ostatnia wiadomość, jaką Zayn zostawił mi przed śmiercią. Wręczył mi ją osobiście i ostatnimi siłami ucałował moją dłoń. Już wtedy widziałam jego gasnące, brązowe oczy, w których byłam zakochana na zabój.
Zaglądałam do tej wiadomości zawsze, kiedy zaczynało mi go brakować. Pomagała mi na chwilę pokonać dopadająca mnie samotność.
Ta lecznicza moc była zawarta w tych kilku prostych słowach:

"Dziękuję za podarowanie mi wspaniałego życia. Kocham cię, kocie."

------------------------------------------------------------------------------------------------

KONIEC

wtorek, 14 lipca 2015

Rozdział 89 'Nowy początek'

EDIT:
Musicie dać mi znać, kiedy będziecie gotowi na ostatni rozdział na tym blogu. 
Piszcie w komentarzach :)

P.S. Nie chcę się z wami żegnać, ale wiem, że naprawdę warto było dal was pisać to opowiadanie. Fajnie było poczuć, że ktoś docenia moje wypociny xD

P.S.2 Zapraszam na mój nowy blog, na który możecie wejść przez kliknięcie gifu z Macklemorem ;)

(Nadal) Kocham! xxx

Miłego czytania :)

--------------------------------------------------------------------------------------------------------

*lipiec*

*Jessy*

Już od dwóch miesięcy jestem dumną nosicielką nazwiska Malik. Odkąd poznałam rodzinę Zayna, utrzymywałam z nimi stały kontakt. Co prawda, to była tylko jego ciotka i wujek, ale Zayn nie miał innej, bliższej rodziny. Oboje  jego rodziców zmarło. Miał mnie i mam nadzieję, że dobrze go wspierała.
Jako dobra żona, upiekłam trzy ciasta i zrobiłam dwie sałatki na dzisiejsze dzień promocji w jego warsztacie. Cieszyłam się z sukcesu jaki zaczął osiągać i byłam z niego niewyobrażalnie dumna.
- Skarbie?! - zawołał z sypialni.
- Tak? - odpowiedziałam, owijając szklaną miskę sreberkiem.
- Chodź tutaj na chwileczkę.
Niespiesznie przeszłam do naszej sypialni, gdzie zastałam mulata ubranego w garnitur.
Po ślubie zamieszkaliśmy razem w moim mieszkaniu, bo było większe niż jego. Jak tylko się tutaj wprowadził, wynajęliśmy tamto mieszkanko, dzięki czemu mieliśmy dodatkowy dochód.
- Co chciałeś?
Otarłam czoło wierzchem dłoni i przyjrzałam mu się uważniej. Wyglądał naprawdę gorąco w takim wydaniu i ledwo mogłam się oprzeć, żeby nie rzucić się na niego i zmusić, żeby poświęcił mi jeszcze pół godziny.
- Pomożesz mi zawiązać krawat? - zapytał przejętym głosem i odwrócił się do mnie ze zbolałą miną. - Robię to od zawsze, ale jak na złość dzisiaj mi nie wychodzi.
Pokręciłam głową z uśmiechem i podeszłam do niego. Sprawnymi ruchami zrobiłam ładny supeł na krawacie i dumna ze swojej roboty mentalnie poklepałam się po plecach. Mulat przejrzał się w lustrze, po czym wrócił wzrokiem na mnie.
- Jest idealnie. Dziękuję. - podarował mi miękki pocałunek.
- Wiem, że się denerwujesz, ale powinieneś wiedzieć, że jestem z ciebie bardzo dumna i wiem, że sobie poradzisz i wszystko pójdzie po twojej myśli. Wszyscy będą zadowoleni i naprawdę nie powinieneś się martwić, bo jesteś wspaniałym człowiekiem. Do tego jesteś moim mężem, więc to wszystko tłumaczy. Na pewno ktoś zechce nawiązać z tobą współpracę.
Jego zaskoczone spojrzenie wywołało u mnie poczucie dumy, że potrafiłam podnieść go na duchu. Błysk w brązowych oczach zdradził mi, że zaczął myśleć inaczej o dzisiejszym wydarzeniu i zmienił swoje nastawienie.
O to mi właśnie chodziło.
- Jesteś najlepszą żoną na całym bożym świecie. - przyciągnął mnie do siebie, owijając rękę wokół mojej talii. - Kocham cię, wiesz?
- Coś tam obiło mi się o uszy. - rzuciłam, udawjąc znudzenie.
Zaśmiał się krótko i odgarnął mi włosy z twarzy.
- Czemu jeszcze nie jesteś gotowa? Chciałbym cię zobaczyć w tej seksownej sukience.
- Bo mam jeszcze czas, a ty musisz być wcześniej, więc nie rozumiem, czemu jeszcze tu stoisz. Goście nie powinni na ciebie czekać. - upomniałam, poważniejąc.
- To moje przyjęcie, więc mogą zaczekać. Chciałem zrobić wielkie wejście i takie tam.
Zachichotałam i objęłam jego twarz dłońmi.
- Jesteś najlepszy. Pamiętaj o tym. - cmoknęłam jego usta i uciekłam do kuchni.
Byłam pewna, że mój mężczyzna sobie poradzi.
Nie mogło być inaczej.

***

Odstawiłam blachy z ciastami na stół do tego wyznaczony. Kucharki i kelnerki kręciły się dookoła, upewniając się wszystko jest gotowe, żeby przyjąć gości Zayna. Nie chcąc im przeszkadzać, wyszłam na korytarz i skierowałam się do namiotu, w którym właśnie odbywało się wprowadzenie. W minucie, kiedy tam weszłam, usłyszałam głos męża. Nie wspomniał mi, że będzie przemawiał...
Wsłuchałam się w jego głęboki głos z mocnym akcentem i przymknęłam powieki.
- Czyżby pani Malik? - usłyszałam obok, więc otworzyłam oczy.
Napotkałam uśmiechnięte oczy Matta - młodego pracownika Zayna, którego dane mi było poznać już jakiś czas temu.
- Cześć, Matt. - przywitałam się, a on skinął głową.
- Słyszałem, że wasz ślub był jak z bajki. - rzucił z szerokim uśmiechem. - Wiedziałem, żę to się tak skończy.
- No tak. Wszyscy wiedzieli, oprócz nas. - zaśmiałam się.
- Gratuluję. - podał mi dłoń, którą uścisnęłam.
- Dziękuję, również w imieniu męża.
- A myślałem, że będę miał u pani jakieś szanse. - westchnął dramatycznie.
Przygryzłam wargę i poczułam jak się rumienię.
Właśnie miałam zażartować, kiedy dotarły do mnie słowa mulata, dobiegające z głośników:
- A najbardziej chciałbym podziękować mojej świeżo upieczonej żonie. Wspierała mnie w najtrudniejszych momentach życia i nigdy mnie nie zostawiła, nawet kiedy byłem dupkiem. Przepraszam za wyrażenie, ale taka jest prawda. Miłość robi z człowiekiem niesamowite rzeczy  i nie zamieniłbym tego uczucia na nic innego. To dzięki niej stoję teraz tutaj przed państwem i witam wszystkich na przyjęciu promocyjnym mojej firmy. Mam nadzieję, że żona przyniesie mi szczęście również dzisiaj. Dziękuję, państwu. - zakończył i zszedł ze sceny.
Zebrani ludzie nagrodzili go oklaskami. Nie mogłam wyjść z podziwu, że nawet się nie zająknął.
Sam fakt, że o mnie wspomniał, mile mnie zaskoczył.
- Gapił się na panią przez cały czas. - oburzył się Matt. - To niesprawiedliwe, że jesteście aż tak perfekcyjną parą.
Wzruszyłam tylko ramionami.
Bo co miałam powiedzieć? Byliśmy perfekcyjni. Nasze dusze i serca były jednością już od dawna, więc musiało tak być.
- Witaj, Matt. - Zayn stanął przy moim boku i podał rękę chłopakowi. - Jak się bawisz?
- Świetnie. - uniósł oba kciuki do góry. - A teraz zostawię was samych. Kochajcie się jak najdłużej. Obserwuję pana, szefie.
Rozbawieni groźbą młodego pracownika, przytuliliśmy się do siebie.
- Wyglądasz pięknie. - powiedział z ustawi przy mojej skroni. - Cieszę się, że jesteś tu ze mną.
- Zawsze będę przy tobie. Dziękuję za to, co powiedziałeś przy mikrofonie.
- Nie dziękuj, skarbie. - ucałował moje czoło. - Jak mi poszło?
- Świetnie. Jestem z ciebie dumna. - pogłaskałam jego gładki policzek i zamyśliłam się.
Czasami nie wierzyłam, że to wszystko działo się naprawdę. Bałam się, że śnie i za chwilę się obudzę. Nie chciałam poczuć rozczarowania. Nie teraz, kiedy w naszym wspólnym życiu miała się wydarzyć kolejna ważna rzecz.
- Grosik za twoje myśli, księżniczko. - złapał mnie za brodę i spojrzał głęboko w oczy.
- Muszę ci coś powiedzieć...
Skinął głową, dając mi znak, żebym kontynuowała. Przełknęłam gulę, która zaczęła rosnąć w moim gardle. Wzięłam głęboki oddech.
- Nie wiem, czy cię ucieszysz, ale powinieneś wiedzieć, że ja jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa. - zaczęłam, próbując jak najbardziej odwlec to w czasie. Bałam się jego reakcji. - Myślę, że od teraz nie powinnam cię nazywać już tylko mężem, ale i tatusiem. Jestem w ciąży.
Zayn zastygł w bezruchu, wpatrując się w moją twarz nieobecnym wzrokiem.
- To drugi tydzień. - dodałam. - Będziemy mieli dziecko, Zayn.
- Zaczekaj. - wymamrotał i odbiegł w stronę zgromadzonych gości.
Dopadł mikrofon, przerywając swojemu doradcy, który wydał się naprawdę zaskoczony. Z zaciekawienie obserwowałam poczynania męża.
- Przepraszam, że przerywam, ale chciałbym coś ogłosić. - wydyszał. - Właśnie dowiedziałem się, że będę ojcem! - wykrzyczał.
Zakryłam usta dłonią, hamując płacz. Radość w jego oczach i to co zrobił upewniło mnie, że wszystko będzie w porządku. Mój mężczyzna wrócił do mnie z wielkim uśmiechem na ustach i błyskiem radości w oczach.
-Czy to się dzieje naprawdę? - zapytał, patrząc na mój brzuch. - Czy tam naprawdę rozwija się połączenie ciebie i mnie? Owoc naszej miłości?
- Tak, Zayn. To nie jest sen. - jedna łza spłynęła po moim policzku.
Mulat przejął się i szybko starł ją kciukiem.
- Co się dzieje, kochanie? - zapytał, przytulając mnie.
- To łzy szczęścia. - wyjaśniłam. - Bałam się twojej reakcji. Pomyślałam, że może jest za wcześnie i od tygodnia odwlekałam, żeby ci o tym powiedzieć.
Odsunął się na taką odległość, żeby móc mi spojrzeć w oczy.
- Jesteś szalona, wiesz? - zmarszczył czoło. - Jak w ogóle mogłaś tak pomyśleć? Sam chciałem porozmawiać z tobą na temat założenia rodziny, ale nie byłem pewien, że to jest ten czas również dla ciebie. Dobrze wiesz, że naszą wspólną i świadomą decyzją było zrezygnowanie z antykoncepcji już miesiąc po ślubie. To była kwestia czasu, uwzględniając to, jak często się kochamy.
- Kocham cię. - wymamrotałam przez szloch. - Dziękuję, że wybrałeś właśnie mnie.
Nic nie mówiąc, naparł na moje wargi. Dał mi dowód, ze nigdzie się nie wybiera i że u jego boku jest moje miejsce. Pragnęłam zatopić się w jego ramionach i zostać tam na zawsze.
- Kocham cię. - powiedział cicho, przykładając czoło do mojego. Delikatnie położył dłoń na moim brzuchu. - Kocham was oboje.

***
*wrzesień*

Zayn objął mnie w pasie i przytulił.
- Przestań się tak stresować. - nakazał łagodnie.
Szybko wyswobodziłam się z jego ramion. Nie potrafiłam ustać w miejscu. Dzisiaj była ta wizyta. To dzisiaj mieliśmy usłyszeć bicie serduszka dziecka. Jestem w ciąży dopiero półtora miesiąca, a już nie mogę się doczekać aż urodzę.
- Wejdę tam z tobą, kochanie. Uspokój się, proszę. Nie idziesz na ścięcie.
- Właśnie tak się czuję. - wymamrotałam, wykrzywiając palce.
Siedzieliśmy na poczekalni od jakichś dziesięciu minut. Chciałam mieć to już za sobą.
Zatrzymałam się przed Zaynem i wczepiłam się dłońmi w rękawy jego bluzy.
- Wiesz, że będę jeszcze grubsza, prawda? - zapytałam pod natłokiem nieprzyjemnych myśli. - Jesteś tego świadomy?
- Tak musi być, żeby nasze dzieciątko mogło się właściwie rozwijać.
- Ale dalej będziesz mnie kochał?
- Jasne, że tak.
- Nawet z wyglądem wieloryba?
- Nawet wtedy.
- Jesteś najlepszym mężem pod słońcem. - wyszeptałam i przytuliłam policzek do torsu, czując spokojne bicie jego serca.
Wsłuchałam się w rytm i stopniowo uwolniłam się od napięcia. Działało za każdym razem, kiedy nie mogłam opanować nerwów.
- Pani Malik? - doktor wychyliła się z gabinetu. - Zapraszam na wizytę.
Wypuściłam wstrzymywane powietrze w momencie, kiedy Zayn złapał mnie za dłoń. Splótł nasze palce i razem weszliśmy do środka.
- Widzę, że tatuś tym razem również będzie nam towarzyszył. - uśmiechnęła się na widok mulata. - Bardzo mnie to cieszy. Najczęściej widuję same mamusie, bo tatusiowie zazwyczaj nie mogą znaleźć czasu.
Zayn wzruszył ramionami i pogłaskał mnie po plecach. Zajęliśmy krzesła stojące przed biurkiem i czekaliśmy.
- Jak się pani czuje? - zapytała, zerkając na mnie znad okularów.
- Dobrze. Naprawdę dobrze.
- Żona na nic się nie skarżyła? - tym razem zwróciła się do mulata.
- Nie.
Położył dłoń na moim kolanie i zaczął delikatnie rysować na nim kółka. Doskonale wiedział, co zrobić, żeby mnie uspokoić.
- Pani wyniki z badania moczu i krwi nie wykazały nic nieprawidłowego, więc teraz przejdziemy do badania USG.
Posłusznie położyłam się na kozetce i podciągnęłam bluzkę, odsłaniając brzuch. Mój mężczyzna stanął po drugiej stronie niż pani doktor i położył rękę na moim ramieniu. Widziałam niecierpliwość czająca się w jego ruchach i wyrazie twarzy.
- Chcą państwo posłuchać bicia serduszek waszych dzieci?
- Dzieci? - zdziwiłam się.
Zayn otworzył szeroko oczy, nic nie mówiąc.
- Jak to dzieci? - powtórzyłam.
- No tak. - lekarz złapała się za głowę. - Nie wspominałam o tym wcześniej, bo nie byłam w stu procentach pewna. Dzisiaj dzieciaczki ułożyły się tak, że widzę oboje.
- Chwileczkę. - odezwał się Zayn. - Czyli to oznacza, że będziemy mieli bliźniaki?
"Brawo, geniuszu" - wywróciłam mentalnie oczami. Sama nie mogłam uwierzyć, że Bóg obdarował nas dwóją dzieciaków.
- Tak. - zaśmiała się. - Będziecie mieli bliźnięta.
Zacisnęłam wargi i pogłaskałam się po brzuchu.
- Hej, maluszki. - powiedziałam cichutko. - Mamusia was kocha.
Zayn pochylił się do mojego brzucha i złożył na nim delikatny pocałunek.
- Tatuś też was kocha, maluszki.
Pani doktor przyglądała się naszym poczynaniom z nieukrywanym wzruszeniem.
- Cieszę się razem z państwem, ale naprawdę powinniśmy przejść do badania.
Skinęłam głową i odgoniłam dłonie męża, który obdarzył mnie szerokim uśmiechem. Był równie szczęśliwy jak ja.
Kobieta rozprowadziła żel na mojej skórze i rozpoczęła badanie. Na ekranie pojawił się niewyraźny obraz.
- Tutaj są wasze maluszki. - pokazała palcem dwie jaśniejsze plamki. - A teraz usłyszycie bicie ich serduszek.
Na dźwięk, który popłynął z małych głośników, samotna łza spłynęła po moim policzku. Zayn mocniej ścisnął moją dłoń, wpatrując się w ekran z zachwytem. Zakryłam dłonią usta, starając się pohamować płacz szczęścia. Nic nie napawało radością bardziej, niż odgłos bicia zdrowych serduszek dzieci, które nosiło się pod sercem. Nie mogłam się doczekać, kiedy wreszcie będę mogła je przytulić i wycałować.

***
*grudzień*

Cztery dni przed Wigilią mieliśmy się dowiedzieć o płci naszych maluszków. Dzisiaj był ten dzień.
- Denerwujesz się? - zapytałam, szepcząc do ucha męża.
- Cholernie. - bąknął pod nosem.
Objęłam jego ramię i wtuliłam w nie policzek.
- Nie mogę się doczekać. - powiedziałam.
Nie byłam w stanie opanować drżenia głosu. Emocje brały nade mną górę.
- Ja też.
Pocałował mnie w czoło i pogłaskał po włosach. Odetchnęłam głęboko, starając się rozluźnić.
- Zapraszam panią, pani Malik. - pani doktor wychyliła się zza drzwi.
Trzymając się za ręce, weszliśmy do gabinetu.
- Gotowi? - zapytała z pokrzepiającym uśmiechem.
Oboje jednocześnie skinęliśmy głowami, co wywołało chichot u kobiety.
- Zapraszam na kozetkę.
Położyłam się i podwinęłam bluzkę, odsłaniając duży już brzuch. Był podwójnie duży, ze względu na bliźnięta.
- Proszę się rozluźnić, a ja rozpocznę badanie.
Przeniosłam wzrok na stojącego tuż obok Zayna, który posłał mi piękny, szeroki uśmiech. Widząc jego zniecierpliwienie i podekscytowanie, nie mogłam się nie uśmiechnąć. Wyglądał tak na każdej wizycie kontrolnej.
- Rozumiem, że chcą państwo poznać płeć dzieci? - zapytała dla pewności.
- Tak. - odpowiedzieliśmy zgodnie.
- Cóż... - przyjrzała się niewielkiemu monitorowi. - To chłopiec i dziewczynka. Będziecie mieli uroczą parę.
Zacisnęłam palce na dłoni mulata i zagryzłam wargę, żeby ukryć jej drżenie. Przez ciąże stałam się jeszcze bardziej emocjonalna.
- Może się pani wytrzeć. - powiedziała, wracając do biurka. - Już drukuję zdjęcia.
Jak tylko wstałam na nogi, Zayn oplótł mnie silnymi ramionami i zamknął w uścisku.
- Wiesz, że cię kocham? - wyszeptał mi do ucha. - Będziemy wspaniałą rodzinką.
- Kocham cię bardziej. - odszeptałam, składając delikatny pocałunek na jego szyi.
Odwróciliśmy się do pani doktor, która wręczyła na zdjęcia z USG i pozwoliła opuścić gabinet.
W niemej radości wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w drogę powrotną do mieszkania. Nie potrafiłam wyrazić swoich uczuć słowami.
- Jezu, już nie mogę się doczekać. - odezwał się nagle Zayn.
- Nawet nie wiesz, jak cieszą mnie twoje słowa. - wyznałam.
- Nie wierzę, ze kiedykolwiek pomyślałaś, że mógłbym być zły na ciebie o to, że jesteś w ciąży. - zmarszczył czoło.
Spuściłam wzrok, zawstydzona faktem, że zdarzyło mi się tak pomyśleć. Samochód zatrzymał się na światłach, a ja podniosłam głowę i napotkałam uważne spojrzenie męża.
- Kochanie, niczego bardziej nie pragnę, jak mieć z tobą rodzinę, którą będę mógł kochać i się o nią troszczyć. A ty już na zawsze będziesz moim kotem i nic tego nie zmieni. Będziesz nim nawet w wieku osiemdziesięciu lat.
Zachichotałam niezręcznie na jego wyznanie.
Za to kochałam go jeszcze bardziej, chociaż już bardziej się nie dało.
- Wspominałam już, że kocham cię nad życie? - uniosłam zadziornie jedną brew.
- Coś mi się obiło o uszy. - wzruszył ramionami nonszalancko.
Zanim ruszył, pochyliłam się na tyle na ile mogłam i szybko pocałowałam go prosto w usta. Uśmiechnął się zadowolony i ruszył w dalszą drogę. Po tylu trudnościach, moje życie w końcu nabrało sensu.




piątek, 10 lipca 2015

Rozdział 88 'Nowy początek'

*kwiecień*
*Jessy*

- Obiecałaś mi, że pojedziesz tam ze mną. - powiedziałam z pretensją, chcąc wzbudzić jej poczucie winy.
- Wiem, ale Nicko źle się czuje i cały czas płacze. Chyba ma kolkę.
- A Niall? Nie możesz zostawić z nim dziecka?
- Pracuje do późna, a poza tym nie zostawiłabym go samego z płaczącym dzieckiem. Wpadłby w panikę. - próbowała mnie przekonać.
Właśnie dzisiaj miałam jechać przymierzyć suknię ślubną, której poprawki zleciłam miesiąc temu. Ślub zaplanowaliśmy z Zaynem na osiemnastego maja.
- Dobrze. - rzuciłam gniewnie do słuchawki. - Poradzę sobie sama.
Z racji, że Max i reszta przyjaciół ciągle mieszkali w Kalifornii, byłam zmuszona pojechać do salonu sukien sama. Na pewno nie mogłam zabrać Zayna. Z resztą i tak by nie mógł, bo jego warsztat, który ponownie otworzył w styczniu, właśnie zaczął wznosić się na szczyt rynku. Niespodziewanie przybyło mu klientów. Stał się popularny jakiś czas temu w jakiś nieznany nam sposób. Cieszyłam się z jego szczęścia. Miesiąc temu dostałam awans w przedszkolu i zarabiałam więcej niż dotychczas. Wszystko było po naszej stronie.
- Kocham cię, Jessy.
Westchnęłam głęboko  wywróciłam oczami, żałując że przyjaciółka nie mogła tego zobaczyć.
- Tak, ja też cię kocham, Mel.
Rozłączyłam się i włożyłam komórkę do torebki. Teraz musiałam tylko psychicznie wytrzymać próbę ognia, którą było nie rozpłakanie się po założeniu sukni i spojrzeniu w lustro.

***

Założyłam przepiękną, białą suknię ślubną i wyszłam z przymierzalni, żeby pokazać się krawcowej i sprzedawczyni.
- I jak? - zapytałam, posyłając im niepewnie spojrzenie. - Dobrze leży?
- Jest boska! - jedna z kobiet klasnęła w dłonie.
- Wyglądasz bardzo pięknie, kochana. - powiedziała starsza z nich.
- To pani zasługa. Nie spotkałam lepszej krawcowej od pani.
Kobieta zawstydziła się i spuściła wzrok na splecione palce.
- Bardzo się starałam. - wymamrotała.
- Jest idealna. - okręciłam się dookoła. - Biorę ją taką, jaka jest teraz. Już nie chcę, żadnych poprawek.
Obie kobiety uśmiechnęły się szeroko, a ja wróciłam do przymierzalni. Zdążyłam pozbyć się sukni, kiedy mój telefon zaczął dzwonić.
- Tak, skarbie? - odebrałam, przytrzymując urządzenie ramieniem.
Musiałam odpowiednio umieścić ubranie na wieszaku, żeby sukienka się nie pomięła.
- Co słychać u mojej księżniczki?
- Właśnie stoję sobie w samej bieliźnie. - nie chciałam zdradzić mu przyczyny i miałam nadzieję, ze nie zapyta. - A u ciebie?
- Teraz o wiele ciekawiej. - mruknął.
- Tak? - zachichotałam.
- Mhm. - wyobraziłam sobie jak przymyka powieki. - Moja wyobraźnia podsuwa mi bardzo ładne obrazki, przez które nie mogę skupić się na pracy.
- Tak myślałam, że masz kochankę. - westchnęłam przesadnie. - Dużo ładniejsza?
Wiedział, ze się droczę, a ja wiedziałam, ze mnie kocha najbardziej.
- Skarbie... - wyszeptał zmysłowo. - Tylko ty umiesz mnie tak podkręcić, będąc w innej części miasta.
Zarumieniłam się i powoli włożyłam na siebie swoje ubrania.
- Kiedy będziesz w domu? - zapytałam, zmieniając temat.
- Nie wiem, kocie. - westchnął. - Jeszcze mam do załatwienia kilka spraw związanych ze zbliżającym się dniem promocyjnym. Dobrze, że większość rzeczy ze ślubem jest załatwionych.
- Bardzo za tobą tęsknię. - wyznałam smutno. - Chciałabym cię mocno pocałować, a potem zaprowadzić do sypialni, pchnąć na łóżko i...
- Stop. - przerwał mi. - Wystarczy, bo za chwilę rzucę wszystko w cholerę i przyjadę do ciebie.
- Właśnie na to liczyłam. - zaśmiałam się. - Ale będąc dobrą przyszła żoną pozwolę ci pracować.
- Przygotuj się na mój powrót, skarbie. - wymruczał do słuchawki.
Dreszcz podniecenia obsypał moje ciało. Myślałam, ze z czasem przestanę tak na niego reagować, ale widocznie mocno się myliłam.

***

- Już jestem.
Czekałam, aż to usłyszę. Przygotowałam się tak, jak tego chciał. Kręciłam się w kuchni przy blacie, sprzątając po przygotowaniu kolacji. Nic nadzwyczajnego gdyby nie to, że byłam ubrana w pończochy przypięte do specjalnego paska, seksowne figi, stanik i koronkową, przeźroczystą bluzkę na cieniutkich ramiączkach.
- Cześć, ko... - urwał i zatrzymał się w progu.
Odwróciłam się w jego stronę z normalną miną, chcąc zachowywać się naturalnie. Zeskanował mnie od góry do dołu i przełknął głośno ślinę. Poluzował krawat, odkładając marynarkę na oparcie krzesła.
- Hej, kochanie. - jakby nigdy nic, podeszłam do niego i pocałowałam go w policzek. - Jak minął dzień w pracy?
- Żartujesz sobie? - zmarszczył czoło, obserwując każdy mój ruch.
Wróciłam na poprzednie miejsce i oparłam się o blat.
- Nie rozumiem.
Spojrzenie jego ciemnych oczu przyprawiło mnie o ciarki. Oddychał powoli i głęboko.
- Boże, Jessy. - mruknął pod nosem i przetarł dłońmi twarz.
Przez chwilę staliśmy w ciszy. Postanowiłam przejąć pałeczkę. Posłałam mulatowi seksowne spojrzenie i przygryzłam wargę. Zmrużył oczy i zacisnął pięści, ale się nie ruszył. Zgrabnym krokiem wyminęłam mężczyznę w drzwiach, celowo się o niego ocierając. Weszłam do sypialni i zatrzymałam się na środku. Z twarzą zwróconą do drzwi, cierpliwie czekałam. Zayn zjawił się dwie minuty później. Tak jak przewidziałam. Pierwsze co zauważyłam, to brak krawata i rozpięte dwa guziki koszuli.
- Niemożliwe, żebyś ciągle tak na mnie działała. - powiedział, jakby realność tych słów sprawiały mu ból.
- Przykro mi. - wzruszyłam ramionami.
Zrobił jeden duży krok i stanął tuż przede mną. Musnęłam ustami czubek jego nosa, policzek i wargi. Przeniosłam się na żuchwę, a potem szyję i obojczyk. Przestałam i z namaszczeniem zaczęłam rozpinać śnieżnobiałą koszulę. Odkrywana przeze mnie śniada skóra stopniowo pokrywała się ciarkami.
- Kocham cię. - wyszeptał. - Najbardziej na świecie.
Skończyłam rozpinać guziki, a Zayn pomógł mi ściągnąć ubranie ze swoich ramion. Zachłannymi dłońmi badałam jego tors i ramiona.
Dawno nie czułam między nami takiego napięcia i więzi. Popatrzyłam mu głęboko w oczy i stanęłam na palcach.
- Jesteś mój, jasne? - rzuciłam stanowczo. - Nikogo więcej. Tylko mój.
Przytaknął i dłonią objął mój policzek. Boleśnie powoli zbliżył nasze wargi do siebie. Na początku pocałunek był lekki i czuły. Pragnąc więcej, złapałam Zayna za szyję i przyciągnęłam do siebie, pogłębiając pocałunek. Jęknął cicho i złapał mnie za biodra. Poczułam na brzuchu jego wzwód i uśmiechnęłam się przez pocałunek.
- Ktoś tu jest napalony. - rzuciłam zaczepnie.
Złapał zębami moją dolną wargę i lekko pociągnął.
- Korzystaj. - odpowiedział z filuternym uśmieszkiem.
Złożyłam kilka małych pocałunków na jego piersi. Mulat przymknął na chwilę powieki i łapiąc mnie za tyłek, podniósł do góry. Oplotłam go nogami i mocno pocałowałam. Powoli szedł w kierunku łóżka, a kiedy dotarł położył mnie delikatne i został, wisząc nade mną.
- Tylko ty. - jego oczy wyrażały więcej, niż mogły słowa.
W tym momencie pokochałam go jeszcze bardziej, jeśli to w ogóle możliwe. Moje serce urosło i wiedziałam, że oddałam je właściwemu mężczyźnie.
- Tylko ty. - potwierdziłam.
Zatopiliśmy się w grze zmysłów i pożądania. Z nikim nie przeżyłabym takich chwil, jak z Zaynem. Pasowaliśmy do siebie idealnie. Nasze ciała, nasze myśli, nasze uczucia. Wszystko. Taka była prawda - całkowicie inni, ale tacy sami.

***

*maj*

Zestresowana przestępowałam z nogi na nogę i próbowałam wysuszyć spocone dłonie przez potrząsanie. Czy było możliwe, żeby panna młoda aż tak stresowała się swoim ślubem?
- Obiecaj, że nie pozwolisz mi się potknąć. - złapałam tatę pod rękę.
Widząc moje błagające spojrzenie, tata uśmiechnął się życzliwie.
- Oczywiście, że nie pozwolę, córeczko.
Ucałował mnie w czoło i pogłaskał po dłoni. Denerwowałam się bardziej niż sądziłam, że będę. Na ołtarzu czekał na mnie mężczyzna, z którym miałam spędzić resztę życia. Nie wahałam się, co do tego, że pragnę go poślubić. Bałam się, ze coś pójdzie nie tak, ze coś się zepsuje. Zaplanowałam wszystko bardzo dokładnie i byłam pełna nadziei, że wszystko wypali. Nagle do pomieszczenia wparowała mama. Jej mina wyjawiała to, jak bardzo była zdenerwowana. Podeszła do mnie i położyła dłonie na moich ramionach.
- Kocham cię, córeczko. - powiedziała drżącym z przejęcia głosem. - Jestem z tobą przez cały czas. Cieszę się twoim szczęście. Mogę ci tylko powiedzieć, żebyś się nie denerwowała i starała zapamiętać wszystko jak najlepiej, bo to będzie najpiękniejsza chwila w twoim życiu. Taka sama, jaką ja miałam. Pamiętam ślub z twoim ojcem aż do dzisiaj.
Tata popatrzył na nią z czułością i położył dłoń na jej policzku. Mama szybko cmoknęła go w usta, po czym obdarzyła mnie mocnym uściskiem.
- Poradzisz sobie. Wiem to. - dodała. - W końcu nazywasz się Horan.
- Do czasu. - rzuciłam z uśmiechem, próbując się rozluźnić.
Rodzicielka zniknęła za drzwiami, a mnie od nowa zaatakowało zdenerwowanie.
- Gotowa? - głos taty wyrwał mnie z zamyślenia.
Westchnęłam głęboko i rozluźniłam spięte mięśnie.
- Tak.
- Spójrz na mnie, kochanie.
Przeniosłam na niego zmartwiony wzrok, a on popatrzył mi głęboko w oczy.
- Wszystko się uda. Wyglądasz przepięknie, a tam za drzwiami czeka na ciebie wspaniały mężczyzna, którego za chwilę poślubisz. Spędzicie razem wspaniałe życie i obdarzycie nas cudownymi wnukami.
- Dziękuję. - wyszeptałam.
Wbiłam wzrok w drzwi i z niecierpliwością czekałam, aż zostaną otwarte. Kiedy klamka się poruszyła, w głowie pojawiła się myśl, żebym odwróciła się na pięcie i uciekła. Drzwi się uchyliły, a mi zakręciło się w głowie, przez co mocniej ścisnęłam ramię ojca.
- Jestem z tobą, córeczko. - zapewnił cicho i się wyprostował. - Zawsze byłem i będę. Tak samo jak mama. Pamiętaj o tym.
Wejście otworzono na całą szerokość i zobaczyłam gości zwróconych twarzami w naszą stronę. Wzięłam głęboki oddech i zrobiłam pierwszy krok. Następne okazały się łatwiejsze. Nim się obejrzałam, byliśmy już w połowie drogi do ołtarza. Złapałam kontakt wzrokowy z Zaynem i to mi pomogło. W jego oczach zobaczyłam dumę, radość i miłość. Moje serce urosło jeszcze bardziej, kiedy dostrzegłam małą łzę w kąciku jego oka. Uśmiech nie schodził mi z twarzy, tak samo jak jemu. Dotarliśmy do ołtarza i tata przekazał mnie Zaynowi, który z czułością ucałował mnie w rękę. Stanęliśmy obok siebie, ciesząc się chwilą. Kapłan, po odpowiednim wstępie, powiedział:
- Podajcie sobie prawe dłonie.
Owinął nasze złączone ręce stułą i popatrzył na nas.
- Czy przed złożeniem przysięgi małżeńskiej chcielibyście powiedzieć coś od siebie?
- Tak. - odpowiedzieliśmy zgodnie.
- Czym jest dla mnie miłość? - zaczął Zayn, patrząc mi w oczy. - Miłość to takie coś, czego nie możemy dotknąć. To takie coś, co nie ma litości. To tak, jakby budować dom i palić wszystko wokół. Miłość to jest słuchanie pod drzwiami, czy to twoje buty tak skrzypią na schodach. Miłość jest wtedy, gdy do czterdziestoletniej wersji ciebie wciąż będę mówił "moja maleńka". I kiedy patrzę jak ty jesz, a sam nie mogę nic przełknąć. I wtedy, kiedy nie zasnę, zanim cię nie przytulę. Miłość jest wtedy, kiedy stojąc pod drzewem marzę, żeby się przewróciło, żebyś mógł cię osłonić i być dla ciebie bohaterem. Jesteś dla mnie najważniejsza. Odkąd mam ciebie wiem, że życie bez miłości nie ma sensu. Kto nie kochał, ten nigdy nie żył. Pokochałaś mnie i pokazałaś jak żyć i za to kocham cię najmocniej na świecie.
- Czy jest miłość dla mnie? - zaczęłam, zatapiając się w brązowych oczach mulata. - Jest jedynym dobrem na świecie. Miłość nie polega na tym, aby wzajemnie się sobie przyglądać, ale patrzeć razem w tym samym kierunku. Jesteś przewodnia myślą mojego życia. Gdyby wszystko przepadło, a ty jeden pozostał, to i ja istniałabym nadal. Ale gdyby wszystko zostało, a ty byś zniknął, wszechświat byłby dla mnie obcy i straszny, nie miałabym z nim po porostu nic wspólnego. Dziura w moim sercu była twojego kształtu, nikt inny tam nie pasował. Jesteś jedynym powodem, dla którego jestem. Jesteś wszystkimi moimi powodami. Znaczysz dla mnie więcej, niż możesz przypuszczać. Dopełniasz mnie i za to kocham cię tak bardzo, że aż sama jestem przerażona wielkością tego uczucia.
Zebrani goście nagrodzili nas oklaskami, a ja nie mogłam powstrzymać wzruszenia. Pod wpływem uczuć mocniej ścisnęłam dłoń Zayna.
- Rozumiem, ze teraz możemy przejść do właściwej przysięgi. - odparł z uśmiechem ksiądz. - Powtarzajcie za mną.
- Ja Zayn Malik biorę Ciebie Jessico Horan za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
- Ja Jessica Horan biorę Ciebie Zaynie Maliku za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
- Możecie podarować sobie obrączki. - ksiądz uwolnił nasze dłonie i zaczął czytać tekst, który znowu musieliśmy po kolei powtórzyć.
- Jassico Horan przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
Mulat wsunął złotą obrączkę na mój palec serdeczny. Widząc to, chciałam się rozpłakać, ale całą siłą woli udało mi się powstrzymać.
- Zaynie Maliku przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
Drżącymi dłońmi założyłam obrączkę mężczyźnie, którego kochałam nad życie. Wpatrywał się we mnie spojrzeniem, które sprawiło, że zmiękły mi kolana.
- W imię Boga Ojca Wszechmogącego ogłaszam was mężem i żoną. - zakończył kapłan. - Możesz pocałować pannę młodą.
Mulat delikatnie przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Czułam się jak w siódmym niebie. Nic nie mogło przebić tego, co teraz czułam. Nikogo nie pragnęłam bardziej na świcie. Zayn był tym jedynym. Odsunęliśmy się od siebie z wielkimi uśmiechami na ustach. Oklaski ucichły, a organista zaczął grać pieśń weselną. Złapałam męża pod ramię i powoli wyszliśmy na zewnątrz, gdzie zostaliśmy obrzuceni kolorowymi płatkami kwiatów. Po zrobieniu kilku zdjęć, wsiedliśmy do wynajętego samochodu.
- Jak się czujesz? - zapytał mnie, kiedy kierowca ruszył.
- Nigdy nie byłam szczęśliwsza. - odpowiedziałam szczerze. - A ty?
- Jestem wdzięczny losowi, ze zostałaś moją panią Malik. Nie mogłem się tego doczekać.
Pochyliłam się i złączyłam nasze usta. Ten pocałunek był bardziej namiętny niż ten w kościele.
Z motylkami w brzuchu oderwałam się od ukochanego i pogłaskałam go po policzku.
- Jesteś na mnie skazany na wieczność, kocie.
- O niczym innym nie marzyłem. - uśmiechnął się chytrze, wysyłając ciarki wzdłuż mojego kręgosłupa.
- Zawsze i na zawsze? - wyszeptałam.
Splótł nasze palce i pogłaskał moje knykcie.
- Zawsze i na zawsze. - potwierdził.
W błogiej ciszy, wypełnionej szczerą miłością i radością, dotarliśmy do domu weselnego.

***

Nogi odpadały mi od butów na obcasie, ale nie dawałam za wygraną. Już wyobraziłam sobie te ogromne odciski na stopach i aż się wzdrygnęłam. Wiedziałam, ze będę ubolewała cały jutrzejszy dzień.
- Jak się czuje moja żona? - usłyszałam szept tuż przy uchu.
Zayn złapał mnie w trakcie mojej drogi do stołu. Owinął ręce wokół mojego brzucha i złączył je z przodu.
- Lepiej niż kiedykolwiek, mój mężu.
Pocałował mnie w policzek i odwrócił przodem do siebie. Przyciągnął mnie na maksymalnie bliską odległość i wtulił twarz w moją szyję. Jego zachowanie zbiło mnie z tropu.
- Co się dzieje? - zapytałam, głaszcząc jego kark.
- Kocham cię. - wymamrotał. - Tak bardzo cię kocham, że to aż boli.
Uśmiechnęłam się i zarumieniłam, mimo że słyszałam to już wiele razy. Nigdy nie miałam dość, kiedy uświadamiał mnie o sile swojego uczucia. Potrzebowałam tego, jak płuca tlenu.
- Ja też cię kocham, Zayn. - odparłam. - Nawet nie wiesz jak bardzo.
- Chyba wiem.
Ciągle tkwił w tym samym miejscu, co kompletnie mi nie przeszkadzało. Byłam wręcz zaskoczona jego nagłym wybuchem czułości. Całe wesele starał się zabawiać naszych gości i pilnować, żeby wszystko było w porządku. Byłam z niego naprawdę dumna.
Odnotowałam w głowie, ze muszę mu to jutro powiedzieć.
- Ile wypiłeś? - zaśmiałam się.
Wyprostował się i spojrzał mi w oczy.
- Troszeczkę. - zaczął z wahaniem. - Zdaje mi się, że o troszeczkę za dużo.
- Wiedziałam. - cmoknęłam go w nos i poprawiłam mu koszulę. - I tak jesteś słodki.
- To przez twoich przyjaciół. - zrobił smutna minę. - I nie jestem słodki.
Zachmurzył się, a ja cmoknęłam go w nos.
- Dla mnie zawsze będziesz słodki, kochanie. A co do przyjaciół, to mnie też próbowali namówić na mały maraton.
- Uwielbiam, kiedy mówisz do mnie "kochanie". - wymamrotał. - Rób to częściej, proszę.
Pokiwałam głową na zgodę, a usta mulata rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.
- Witam nowożeńców! - zawołał Niall z drugiego końca sali.
Chwiejnym krokiem dotarł do nas i uczepił się moich ramion. Zayn zrobił mały krok w tył.
- Cześć, braciszku. - zachichotałam. - Co tam?
- Szukałem cię, siostrzyczko. - wybełkotał, starając się brzmieć poważnie, ale po sekundzie się roześmiał.
Zayn odkaszlnął wymownie i zmrużył oczy na blondyna.
- Spokojnie, Zayn. - brat poklepał go po ramieniu. - Zaopiekuję się nią. Obiecała zarezerwować mi taniec.
- W porządku. - westchnął mój mąż i schylił się, żeby musnąć moje wargi.
Posłałam mu ciepły uśmiech, kiedy niespodziewanie został porwany do tańca przez moją mamę.
- Szkoda, ze jego rodziców tutaj nie ma. - powiedziałam smutno.
- Byliby dumni ze swojej synowej. - odparł Niall, a ja wiedziałam, że nie żartował. Mimo, ze był wstawiony. - Na szczęście, reszta jego rodziny zgodziła się przybyć.
- Tak. - odetchnęłam. - Zatańczmy, bo nie wiem ile jeszcze wytrzymam w tych butach.
- Mi nie trzeba dwa razy powtarzać! - prychnął i pociągnął mnie na parkiet.

***

Do hotelu dotarliśmy nad ranem, kiedy pożegnaliśmy wszystkich gości. Apartament dla nowożeńców zrobił na mnie ogromne wrażenie. Sam rzut oka na wielkie łoże przyprawił mnie o dreszcze podniecenia. Na szczęście mój mąż zdążył już prawie wytrzeźwieć, więc nie musiałam taszczyć go do pokoju.
- Gotowa na skonsumowanie małżeństwa? - Zayn podszedł do łóżka i przysiadł na brzegu, kładąc kremową narzutę.
- Mhm. - przygryzłam wargę, czując niepewność.
- Chodź tutaj. - przywołał mnie ruchem palca, przybierając uwodzicielską minę. - Pozwól, ze uwolnię cię z tej przepięknej sukni.
Powoli podeszłam do męża i oddałam się w jego sprawne dłonie. Z precyzją chirurga odpiął wszystkie guziczki i odsunął zamek błyskawiczny, żeby móc zobaczyć mnie stojącą w samej bieliźnie.
- Gorąca pani Malik. Lubię to. - mruknął, wodząc wzrokiem po moim białym, koronkowym komplecie bielizny.
Popchnęłam Zayna na łóżko i wdrapałam się na niego, zostawiając suknię na podłodze. Stłumiłam jego chichot pocałunkiem.
- Czy ty kiedykolwiek będziesz podniecała mnie mniej niż do tej pory? - jęknął, przerywając pieszczotę. - To boli, że aż tak cę pragnę. Jestem masochistą.
- Wydaje mi się, że pragnę cię bardziej. - szepnęłam i zaznaczyłam ścieżkę od policzka, przez jego szczękę i szyję do obojczyka.
Tam zatrzymałam się dłużej, zostawiając niewielki ślad. Oznaka, ze jest mój i już zawsze będzie.
- To niemożliwe. - rzucił rozkojarzony, błądząc dłońmi po moim ciele od góry do dołu.
- Och, zamknij się.
Pocałowałam go mocno, a on przerzucił mnie pod siebie. Zaśmiałam się w jego usta, ale umilkłam, kiedy jedna z jego rąk sprawnie rozpięła stanik i odrzuciła go na podłogę.
- Teraz zacznie się prawdziwa zabawa. - powiedział seksownie i przygryzł moją wargę.
Jęknęłam z przyjemności i przyciągnęłam go za szyję, żeby móc skosztować miękkich ust. Całowaliśmy się namiętnie, ale ja pragnęłam więcej i więcej. Mulat pozbył się koszuli, co wywołało stado motyli w moim brzuchu. Nie mogłam przestań badać jego ciała spragnionymi dłońmi.
- Zniecierpliwiona? - zapytał zaczepnie.
Pokiwałam głową i owinęłam nogi wokół jego bioder. Otarł się o mnie swoją erekcją, wywołując mój jęk. Bez zbędnych słów, pozbył się reszty mojej bielizny i swoich ubrań. Na widok jego nagości, zacisnęłam uda. Zayn uśmiechnął się zadziornie i powędrował ustami od szyi do podbrzusza.
Kiedy tylko zbliżył się do mojej kobiecości, wstrzymałam oddech. Złożył tam delikatny pocałunek i wrócił, zawisając nad moją twarzą. Jego brązowe oczy wyrażały podniecenie. Wiedziałam, co za chwilę nastapi i nie mogłam się doczekać. Nic nie spajało nas lepiej, jak kontakt fizyczny podszywany miłością. Ufałam mu bardziej niż sobie.
Kochałam go.
Chciałam z nim być już po wieczne czasy.



sobota, 4 lipca 2015

Rozdział 87 'Nowy początek'

Niestety muszę to napisać...

ZBLIŻAMY SIĘ DO KOŃCA OPOWIADANIA.

Tak, tak. To smutna prawda, ale nie mogło być inaczej. Moje pomysły na dalsze losy Zayna i Jessy się wyczerpały i naprawdę bez sensu jest ciągnięcie tej historii z jakimiś idiotycznymi wątkami.

Wzięłam się za inne opowiadanie, na które serdecznie zapraszam:

"I was only just a dream..."

- opowiada o komisarzu Zaynie Maliku, dilerze Tomlinsonie i niewinnej dziewczynie, która została w to wszystko wplątana przez swoją chęć bycia kochaną i potrzebną - Missi Mayson.

Kocham! xxx

--------------------------------------------------------------------------------------------------------

*Jessy*

- Gotowa? - krzyknął Zayn z salonu.
- Mam wrażenie, że o czymś zapomniałam. - wymamrotałam, taszcząc ogromną walizkę na korytarz.
Mężczyzna zaśmiał się pod nosem i podszedł, żeby mi pomóc.
- Po co ci tyle rzeczy? - zdziwił się, oglądając bagaż z każdej strony. - Jedziemy tylko na kilka dni.
- No właśnie! - rozłożyłam bezradnie ramiona. - A co jeśli pogoda nie dopisze? A jeśli będzie bardzo gorąco? Albo za zimno?
Pokręcił głową, wywracając oczami i złapał mnie za dłoń. Przyciągnął mnie do siebie i objął w pasie.
- Pożyczę ci moje ubrania w razie, gdyby się okazało, ze o czymś zapomniałaś. - odgarnął mi kosmyk włosów z twarzy.
- Wtedy ty nie będziesz miał w czym chodzić. - jęknęłam i wydęłam wargę z bezsilności.
Jechaliśmy na pierwsze wspólne wakacje. Musiałam przyznać, że trochę się stresowałam.
Zayn pochylił się i musnął moje usta. Momentalnie poczułam trzepotanie w brzuchu i uśmiechnęłam półgębkiem.
- Uwielbiam, kiedy chodzisz w moich ubraniach. Wyglądasz wtedy seksownie. - mruknął i przeniósł usta na moją szyję.
Westchnęłam zadowolona i wsunęłam palce w czarne włosy mężczyzny. Moje ciało nie chciało, żeby przerywał. Pragnęłam go w każdej sekundzie życia.
- Chyba mnie przekonałeś.
- Naprawdę? - uniósł jedną brew, obdarzając mnie zaczepnym uśmieszkiem. - Jesteś pewna?
- Jestem pewna tego, że za chwilę spóźnimy się na samolot.
Poklepałam go po policzku i wyswobodziłam się z uścisku.
- Chodź, kochanie. Musimy wychodzić, bo taksówka czeka. - rzuciłam przez ramię i otworzyłam drzwi.
- Uwielbiam jak tak do mnie mówisz. - wymamrotał pod nosem i posłusznie zabrał oba bagaże do czekającego auta.

***

Jęknęłam, czując miękkie usta na obojczyku. Niechętnie uniosłam powieki, co poskutkowało zamroczeniem mnie przez silne słońce, wpadające przez duże okno.
- Która godzina? - wymamrotałam chrapliwym głosem.
- To już pora na poranny seks.
Nie takiej odpowiedzi oczekiwałam, ale nie mogłam nic poradzić na dreszcz podniecenia.
- Kiedy stałeś się niewyżyty seksualnie? - zmarszczyłam czoło i odepchnęłam głowę mulata od siebie.
- Odkąd jestem chłopakiem tak gorącej dziewczyny.
Popatrzył na mnie niewinnie i chciał wrócić do przerwanej czynności, ale wywinęłam mu się i wyskoczyłam z łóżka.
- Koniec tego dobrego. - oznajmiłam. - Jesteśmy na wakacjach od trzech dni, a ty nie pozwalasz mi wychodzić z łóżka, bo ciągle chcesz się kochać.
- To źle?
- Chciałabym coś zwiedzić, Zayn. - jęknęłam bezradnie. - Między innymi po to przylecieliśmy do Hiszpanii. Długo na to oszczędzałam, więc nie odbieraj mi tej części przyjemności.
- Co poradzę, że patrząc na ciebie mam ochotę wziąć cię w ramiona i nie wypuszczać przez całą wieczność?
- Nigdzie się nie wybieram. - powiedziałam szczerze i rzuciłam w niego koszulką, którą z siebie zdjęłam.
- Nie prowokuj. - warknął, przesuwając wzrok po moim półnagim ciele.
Stałam na środku hotelowego pokoju tylko w koronkowych figach.
- Ja? - wskazałam na siebie palcem. - To nie w moim stylu.
Zaczął wstawać z łóżka, ale wspaniałomyślnie schowałam się w łazience. Wzięłam orzeźwiający prysznic i przygotowałam się do wyjścia na miasto.
- Kocie... - usłyszałam zza drzwi. - Mogę wejść?
- Drzwi są zamknięte.
- To je otwórz, geniuszu.
- Nie, geniuszu. - przedrzeźniałam go.
- Nie drocz się ze mną. - ostrzegł, przez co szeroki uśmiech rozciągnał się na mojej twarzy.
- Uwielbiasz to. - wyszeptałam z chytrym uśmieszkiem.
Mimo wszystko podeszłam do drzwi i przekręciłam zamek. Mulat wszedł do środka, będąc w samych bokserkach.
- Naprawdę chcesz iść na zwiedzanie? - grymasił.
Stanął za mną w momencie, kiedy pochylałam się do lustra, żeby dokładnie wytuszować rzęsy. Przycisnął biodra do mojego tyłka i zacisnął palce na moich biodrach.
- Widzę, że bardzo chcesz wylądować pod zimnym prysznicem. - zauważyłam, mówiąc z przesadną słodyczą. - Może to uspokoi twoje hormony.
- Z tobą mogę iść wszędzie.
- Ja wychodzę zwiedzać. - wzruszyłam ramionami.
Pochylił się, nie odrywając naszych ciał od siebie i zbliżył usta do mojego ucha.
- Wymyślę dla ciebie boleśnie zmysłowe tortury, skarbie.
Przygryzłam wargę, kiedy odczułam jego słowa w dole brzucha.
- Trzymam cię za słowo, kocie. - mrugnęłam do lustra, wiedząc że mnie obserwuje.
Odwróciłam głowę i pocałowałam go prosto w słodkie usta.
- Kocham cię, Zayn. - wyszeptałam. - Zawsze będę.

***

- Gapiłeś się na jej cycki! - krzyknęłam rozdrażniona.
Fakt, że byłam w tracie okresu, wcale nie pomagał. Wszystko denerwowało mnie dwa razy bardziej.
- Nie gapiłem!
- Przecież widziałam! - wymachiwałam rękoma, silnie gestykulując. - Jeszcze to zalotne mrugnięcie!
- Chyba ci odbiło! - postukał się palcem w czoło. - Nic nie zrobiłem!
Zacisnęłam powieki i rozmasowałam skronie.
- Przyznaj, że ci się spodobała. - przerwałam ciszę.
- Nie.
- Nie idź w zaparte. - jęknęłam. - Widziałam, jak obłapiałeś wzrokiem jej cycki i dupę. Nie wmówisz mi, że było inaczej.
Wywrócił oczami, po czym przetarł twarz dłońmi.
- Naprawdę chcesz się kłócić o takie coś? - westchnął ciężko. - To był zwyczajny męski odruch.
- Czyli się przyznajesz? - uniosłam jedną brew i oparłam dłonie na biodrach.
- Po prostu skończmy ten temat.
Zacisnęłam zęby, rzucając mu zranione spojrzenie. Odwrócił wzrok, a moja warga zadrżała.
- Cieszę się, ze jutro wracamy do Londynu. - powiedziałam cicho. - Chociaż może wolisz zostać, skoro kręcą cię Hiszpanki.
Chciałam wyjść do łazienki, ale krzyk mulata sprawił, że stanęłam jak wryta.
- Przestań! - zażądał, zbliżając się.
Niepewnie odwróciłam się twarzą do niego.
- Za kogo ty się uważasz, co? - syknął. - Co próbujesz mi wmówić?
Nie odpowiedziałam. Zagryzłam wargę i czekałam. W brązowych oczach pojawił się błysk gniewu i rozczarowania.
- Myślisz, że rozglądam się za panienkami, bo nie jestem z tobą szczęśliwy? - prychnął.
Spuściłam oczy, stwierdzając, że podłoga jest bardzo interesująca.
- Patrz na mnie. - złapał mnie za podbródek i skrzyżował nasze spojrzenia. - Jak możesz tak myśleć?
Jego głos uległ zmianie. Nie był już ostry. To była nasza pierwsza poważna kłótnia od czasu wyjazdu na wakacje.
- Jak możesz mi nie ufać? Po tym co przeszliśmy?
Próbował znaleźć odpowiedź w moich oczach, ale zrezygnował. Wypuścił powietrze nosem i wyminął mnie, idąc do wyjścia.
- Gdzie idziesz? - zapytałam, panikując.
Chciał mnie zostawić?
- Nie mogę przebywać w jednym pomieszczeniu z nieufającą mi osobą, którą, kurwa, kocham nad życie.
Zatrzasnął za sobą drzwi, zostawiając mnie oniemiałą na środku pokoju.

*pól roku później - grudzień*

Nadeszły święta Bożego Narodzenia.
Znowu spotkaliśmy się przy stole moich rodziców w tym samym składzie. Znaczy... Prawie w tym samym. Nie było z nami Austina.
Pomogłam mamie sprzątnąć ze stołu brudne naczynia i razem zaniosłyśmy je do kuchni. Reszta gości rozsiadła się w salonie przy choince. Za chwilę mieliśmy rozpakowywać prezenty.
- Jak sobie radzicie? - zapytała mama, nalewając wody do zlewu.
- W porządku. - odpowiedziałam po krótkiej chwili zastanowienia. - Czasem jest ciężko, ale staramy się dużo rozmawiać.
- Zayn to porządny chłopak.
- Wiem, mamo. - zachichotałam. - Zdążyłam to zauważyć.
- Mówię poważnie. - upomniała surowo.
- To już prawie pół roku. - westchnęłam rozmarzona i oparłam się ramieniem o futrynę.
- Jak ten czas leci, prawda?
Mama miała rację.
Te kilka miesięcy przeminęło bardzo szybko, ale zdecydowanie mogę przyznać, ze do tej pory to były najlepsze dni mojego życia. Miałam osobę którą kochałam i która kochała mnie. Nic więcej nie miało znaczenia.
- Znaliśmy się długo przed tym. - zauważyłam, a mama spojrzała na mnie uważnie.
- Tak. Dosyć długo zbieraliście się, żeby w końcu być razem. Wszyscy na to czekaliśmy.
Obie się zaśmiałyśmy i pod rękę wróciłyśmy do pozostałych. Zastałam uśmiechnięte twarze taty, Zayna, Tony'ego, Stelli, Maxa, Alexa, Melanie, Nialla i ich małego synka. Urodził się dokładnie tydzień temu i otrzymał imię Nicolas. Piękne, prawda? Zostałam jego matką chrzestną, a Zayn ojcem chrzestnym. Brat już dawno wybaczył mulatowi błędy i całkiem dobrze się dogadywali. Zapomniałam wspomnieć, ze Tony i Stella spodziewali się córeczki, która miała przyjść na świat dokładnie za trzy miesiące.
- Jest i moja kobieta. - zauważył głośno Zayn. - Gdzie się podziewałaś, skarbie?
Mama uszczypnęła mnie w policzek i dołączyła do ojca. Oczy wszystkich skierowały się na moją skromną osobę, przez co zarumieniłam się i spuściłam wzrok.
- Chodź do nas. - mulat poklepał swoje kolana.
Z chęcią spełniłam prośbę i zajęłam honorowe miejsce. Zayn owinął mnie ramionami i zaczął delikatnie kreślić kółka na moim brzuchu.
- Nie mogę się doczekać, aż otworzysz swój prezent. - wyszeptał z ustami za moim uchem. - Mam nadzieję, że ci się spodoba.
Rzuciłam mu zdezorientowane spojrzenie przez ramię, ale tylko wzruszył ramionami. Kiedy przyszła moja kolej na otworzenie niewielkiego pudełeczka, moje serce zaczęło galopować. Miałam bardzo dziwne przeczucia, co do zawartości. Ja podarowałam Zaynowi elegancki zegarek, bo poprzedni sama mu popsułam. Po jego wyrazie twarzy wiedziałam, że trafiłam z wyborem. Od razu go założył.
- No otwórz. - nalegał Max. - Szybciutko, tygrysico.
Zmroziłam go wzrokiem i wstałam z kolan mojego mężczyzny. Wszyscy patrzyli na mnie w skupieniu i głębokiej ciszy. Słyszałam mocne bicie własnego serca.
- Mam się bać? - wydusiłam drżącym głosem. - Czemu wszyscy się tak gapicie?
- Po prostu otwórz. - poganiała Mel.
Zmarszczyłam czoło, ale postanowiłam nie trzymać ich dłużej w niepewności. Ostrożnie odwiązałam złotą, błyszczącą kokardkę i podałam ją mulatowi. Powoli uniosłam wieczko, a moim oczom ukazała się mała, biała karteczka, która mówiła: "Kocham Cię najmocniej na świecie".
Wzruszyłam się, co spowodowało, ze zacisnęłam usta w wąską linię.
- Spokojnie, skarbie. - usłyszałam cichy, ale pokrzepiający głos Zayna.
Pod liścikiem było kolejne małe pudełeczko, które otworzyłam z jeszcze większym wahaniem. Znalazłam następną małą karteczkę o treści: "Chcę z tobą spędzić resztę życia". Otworzyłam usta z szoku i zmieszania. Odłożyłam papier i zamarłam...
Na dnie pudełka błyszczał złoty pierścionek mieniący się diamencikiem średniej wielkości w kształcie róży.
- Czy... Ale... - jąkałam się.
Zayn podszedł do mnie, odebrał mi pudełeczko i uklęknął na jedno kolano, unosząc pierścionek do góry. Zakryłam usta dłonią, starając się powstrzymać płacz. Nie wierzyłam, że to nie działo się naprawdę.
To było niemożliwe.
- Jessico Horan... - zaczął. - Przeszliśmy przez wiele trudności, które stawiał nam los na naszej drodze do szczęścia, ale udało się. Jesteśmy tutaj z najbliższymi i jesteśmy razem. Nic inngo się dla mnie nie liczy. Uwierzyłaś we mnie i dałaś mi drugą szansę. Nikogo nie kocham bardziej i nigdy nie kochałem. To zawsze ty byłaś właścicielką mojego serca. Teraz już jestem pewien, że chcę spędzić z tobą resztę życia i móc zestarzeć się z tobą u boku. Wiedz że jesteś moim powodem do bycia lepszym człowiekiem. Kocham cię, Jessy. Czy zostaniesz moją żoną i matką moich dzieci?
Rozpłakałam się, nie mogłam dłużej wytrzymać. Wszyscy czekali w napięciu na odpowiedź, która dla mnie była oczywista.
- O mój Boże. - złapałam się za głowę i zacisnęłam palce. - Tak! Jasne, że tak!
Zayn wstał, a ja mogłam zobaczyć jak ulga i nieposkromiona radość wypełnia jego oczy.
- Kocham cię, Zayn. - wyszeptałam, kiedy wsuwał piękny pierścionek na mój palec. - Tak bardzo cię kocham.
Reszta zgromadzenia zaczęła wiwatować, a mulat złapała mnie w pasie i podniósł do góry. Oplotłam ramionami jego szyję i mocno przytuliłam. Postawił mnie, więc mogłam wyrównać nasze spojrzenia.
- Zabije cię za to, że popsułes mi makijaż. - zażartowałam cicho, nie mogąc uwierzyć, że to się stało. - Sprawiłeś, ze jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie.
Otarłam policzki z łez i powachlowałam dłonią oczy.
- To ty uczyniłaś mnie najszczęśliwszym mężczyzną na świecie, jak tylko zdecydowałaś się ponownie powierzyć mi swoje serce.
- Zawsze należało do ciebie, Zayn. To u ciebie było jego właściwe miejsce.
Nie zwracając uwagi na pozostałych, mężczyzna pochylił się i złączył nasze usta. Oddałam pocałunek z czułością, która płynęła prosto z serca. Nie mogłam lepiej wyobrazić sobie tego dnia. Odsunęliśmy się od siebie i odwróciliśmy do gości.
- Przykro mi to mówić, ale teraz jesteście na siebie skazani. - powiedział Niall teatralnie dramatycznym głosem. - Niestety, ale sam musiałem przez to przejść i nie była to najprostsza droga.
Melanie szturchnęła go lekko w bok, a on objął ją ramieniem i pogłaskał synka po malutkiej rączce. Stworzyli naprawdę piękną i kochającą się rodzinę. Byłam dumna, mogąc oglądać ich szczęście.
- To nie jest takie złe, stary. - zaśmiał się Tony. - Jeśli masz właściwą kobietę u boku, to nie liczy się nic więcej.
Obdarzył Stellę czułym spojrzeniem i ucałował jej skroń. Dziewczyna zarumieniła się lekko i oplotła jedną rękę wokół jego brzucha, wtulając się  bardziej.
- Nie dobijajcie nas, dobrze? - jękną Alex. - Moja wybranka właśnie zabawia się ze swoim kochankiem na jachcie u wybrzeży Francji.
- Moja postanowiła wyjechać do Grecji. - prychnął Max. - Na "studia" . - zrobił znak cudzysłowu palcami. - Oczywiste, że wyrwie jakiegoś muskularnego Greka i weźmie z nim ślub. Nigdy do mnie nie wróci.
Odeszłam od Zayn i rozłożyłam szeroko ramiona. Max i Alex rzucili się w moim kierunku i zamknęli mnie w mocnym, przyjacielskim uścisku.
- Zawsze będziecie moimi tygrysami. - poczochrałam ich włosy.
- Ręce z daleka od mojej przyszłej żony. - ostrzegł mulat z rozbawieniem. - Przykro mi, ale byłem pierwszy.
Przyjaciele wycofali się z uniesionymi dłoń i niewinnymi minami. Rodzice pokręcili litościwie głowami na nasze wygłupy i zgarnęli mnie w ramiona. Tata przywołał mojego przyszłego męża, żeby się dołączył.
- Koniec tych czułości. - przerwał Niall. - Mam ochotę na deser.
Wszyscy zebrani wybuchli głośnym śmiechem i podeszli do stołu. Melanie i Stella pomogły mamie z ciastami, Niall trzymał Nicolasa, a ja wyciągnęłam Zayna na korytarz i przycisnęłam do ściany. Uniósł brwi, zaskoczony moim zachowaniem. Nie pozwoliłam mu za dużo myśleć. Zaatakowałam jego usta w namiętnym pocałunku i wsunęłam palce w miękkie, czarne włosy, pociągając je lekko. Uwielbiałam to robić, a on uwielbiał ten gest. Jęknął gardłowo i zrobił kilka kroków do przodu, co odbiło się na moich plecach. Teraz on przyciskał mnie do ściany. Dłonią powędrował po moim boku i zatrzymał się dopiero na pośladku, który ścisnął. Uśmiechnęłam między pocałunkami i przygryzłam jego dolną wargę.
- Nie mogę się doczekać, aż skonsumujemy nasze narzeczeństwo. - wydyszał.
- Niegrzeczny. - mruknęłam kusząco i paznokciami podrapałam kark chłopaka.
Przymknął oczy z przyjemności i przyciągnął mnie bliżej, chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi. Czy kiedykolwiek mogło być lepiej?

wtorek, 30 czerwca 2015

Rozdział 86 'Nowy początek'

*drugi tydzień lipca*
*Jessy*

- Wpadnę do ciebie, jak tylko znajdę chwilę. - rzuciłam do słuchawki, starając się utrzymać stertę brudnych naczyń i w całości donieść je do zlewu.
- Żadnej poprawy? - zapytała zmartwionym tonem.
- Nie. - bąknęłam smutno.
- Tak mi przykro.
- Niepotrzebnie. - starałam się brzmieć naturalnie. - Jak dzidziuś w brzuszku?
Zmiana była jedyną dobrą opcją, żebym się nie rozpłakała.
- To dopiero prawie czwarty miesiąc, Jessy. - zachichotała. - Ale póki co bardzo dobrze to znosimy.
- Niall też?
- Wydaje mi się, że tak. - zamyśliła się. - Nie zauważyłam u niego niepokojących oznak. Już zaczął remont twojego pokoju.
- Cieszę się waszym szczęściem. - wyszeptałam. - Mam nadzieję, że maluszek będzie zadowolony z miejsca, w którym ja przeżyłam większość swojego życia.
Nowa fala smutku oblała moje skołatane serce.
- Muszę kończyć, kochanie. Odezwij się, jak tylko będziesz miała chwilkę.
- Obiecuję, Melanie.
Rozłączyłam się i odłożyłam komórkę na stół. Przygotowałam się psychicznie na kolejną wizytę w szpitalu. Zayn jeszcze się nie wybudził. Lekarze cały czas twierdzili, że to nie jest śpiączka. Miałam odmienne zdanie, ale nie chciałam się kłócić.
Pierwszy miesiąc bez Zayna nie był tym najgorszym. Dopiero po urodzinach zaczęłam odczuwać jego bolesny brak. Od pory napadu odwiedzałam go codziennie. Czytałam mu książki, opowiadałam o tym jak mi minął dzień, zdawałam relację z wydarzeń na świecie, masowałam mu dłonie, ramiona i nogi. Pielęgniarki patrzyły na mnie ze współczuciem.
Co innego mogłam zrobić?
Chciałam, żeby do mnie wrócił, ale powoli się wypalałam. W pracy nie miałam humoru do zabawy z dzieciakami, co odbijało się na moich stosunkach z resztą pracownic przedszkola. Wiedziały, co jest przyczyną, dlatego starały się to znosić. Byłam wdzięczna każdemu, kto wykazywał choć trochę zrozumienia.
Dojechałam do szpitala dwadzieścia minut później i zaparkowałam na moim stałym miejscu. Chwyciłam w dłonie reklamówki z  niezbędnymi rzeczami dla Zayna.
- Witam. - portier przywitał mnie szerokim uśmiechem.
Jak co dzień. Przywykłam. Te dwa i pół miesiąca sprawiły, że traktowałam go jak dobrego znajomego.
- Dzień dobry, panie Smith.
- Jak mija dzień? Już po obiedzie? - zagadnął.
Z grzeczności zatrzymałam się, żeby wymienić kilka zdań. Tak naprawdę nie miałam ochoty na rozmowę.
- Nie mam czasu na jedzenie. Dopiero wyszłam z pracy i od razu przyjechałam tutaj.
- Powinna pani wypocząć. Niknie pani w oczach.
Wzruszyłam tylko ramionami i spojrzałam na niego smutnym wzrokiem.
- Musi go pani mocno kochać, prawda?
Nigdy się nad tym nie zastanawiałam.
Było dla mnie jasne, że musiałam się nim zajmować. Był jedną z najważniejszym osób w moim życiu i nie potrafiłam postępować inaczej. Nie miał w Londynie nikogo, kto mógłby się  nim zainteresować. Troszczyłam się o niego najlepiej jak umiałam.
- Chyba tak.
- Chyba? - zmarszczył czoło. - Myślałem, że państwo są narzeczeństwem.
- Nie, nie jesteśmy. - zaśmiałam się cicho z bezradności, co do ciągle powtarzanej plotki. - Wszyscy w szpitalu tak myślą. Czasami nie chce mi się tłumaczyć, więc w takiej postaci się rozniosi.
- Podziwiam panią za wytrwałość. Wiele par rozpadło się przez takie wydarzenia. Nie może pani pozwolić, żeby to was rozłączyło. Widzę, że nie jesteście taką typową parą.
- Tak naprawdę my nawet nie zaczęliśmy być parą, panie Smith i to jest chyba najsmutniejsze.
Posłał mi spojrzenie pełne podziwu i położył dłoń na swoim serce.
- Najważniejsze, co ma się tutaj.
Skinęłam głową i odwróciłam wzrok. Szybkim krokiem weszłam do budynku i skierowałam się do sali 128. Drogę znałam na pamięć.
- Przepraszam. - ktoś dotknął mojego ramienia.
Odwróciłam się gwałtownie, przez co prawie wpadłam na komisarz Brown.
- Tak?
- Ujęliśmy przestępce.
- Naprawdę? - zapytałam zdziwiona. - Udało się?
- Tak.
- Kto to?
- Finn Scott. Został nasłany przez niejakiego Dereka Hermsa.
- Derek Herms?
- Zna go pani? - musiała zauważyć mój zmartwiony wyraz twarzy, bo zmieniła postawę i przyjrzała mi się uważniej.
- Nie kojarzę nazwiska. - bąknęłam, drapiąc się po czole. - Czy Zayn jest już bezpieczny?
- Tak.
- Dziękuję w swoim i jego imieniu. Naprawdę nam pani pomogła.
Skinęła formalnie głową i odeszła w stronę wyjścia.
Oczywiście, że wiedziałam o którego Dereka chodziło. To był mój błąd z przeszłości, przez którego zostałam potraktowana bardzo okrutnie. Potrząsnęłam głową i spróbowałam oczyścić umysł.
Z małym uśmiechem na ustach przekroczyłam próg znajomej sali. Spędziłam w niej resztę dnia i większą część nocy. Moje serce musiało być przy nim, inaczej umierało.

***

Kolejny dzień i kolejna rutyna.
Lipiec zbliżał się ku końcowi, zostało go tylko dziesięć dni. Najbardziej słoneczne dni mijały,  a ja nie miałam czasu, żeby wypocząć. Dzisiaj był czwartek, więc kończyłam pracę w południe. Zdążyłam wejść do domu, odłożyć torebkę i napić się wody, kiedy mój telefon wydał z siebie dźwięk. Odebrałam go i z obojętną mina przyłożyłam do ucha. Nie spodziewałam się usłyszeć coś nowego.
- Czy rozmawiam z Jessicą Horan? - po drugiej stronie zabrzmiał piskliwy głosik szpitalnej recepcjonistki.
- Tak, to ja.
- Obudził się.
Te dwa słowa sprawiły, że moje serce się zatrzymało.
- Halo? Słyszała mnie pani? - dopytywała zmartwiona.
- Tak, jestem. Za chwilę będę w szpitalu.
Odrzuciłam telefon na komodę w korytarzu i pobiegłam zmienić ubrania na świeże. Sama nie czułam się komfortowo po pracy, ale nie miałam czasu na kąpiel. Na szczęście okres skończył mi się dwa dni temu, więc chociaż o to nie musiałam martwić. Wskoczyłam do samochodu, prawie zapominając o torebce, którą położyłam na dachu. Gwałtownie włączyłam się do ruchu i kilka minut później stałam pod szpitalem. Nawet nie zatrzymałam się przy recepcji. Wpadłam do pokoju o odpowiednim numerze i zamarłam. Lekarz pochylał się nad mulatem i sprawdzał jego podstawowe funkcje życiowe.
- Panie doktorze? - odezwałam się cicho.
Odwrócił się do mnie i gestem ręki nakazał czekać. Po pięciu minutach mojego przestępowania z nogi na nogę, podszedł łaskawie. Poprawił okulary, nasuwając je wyżej na nos i zastanowił się nad odpowiednim doborem słów.
- Pan Malik ma prawidłowe wskaźniki, co do zdrowia fizycznego i psychicznego. Jedynym problemem może być zanik pamięci z tamtego dnia i fakt, że obecnie nie jest w stanie się zaakceptować.
- Jak to? Co ma pan na myśli? - zmarszczyłam czoło zdezorientowana.
- Po tak mocnym pobiciu pan Malik miał bardzo zniekształconą twarz i poobijane ciało. Nie wiem, czy był tego świadomy, ale z tego co teraz zauważyłem nie chciał na siebie patrzeć i odpowiada pojedynczymi słówkami. Tak jakby na niczym mu nie zależało. Jestem zdania, z to przejściowe.
- Co to ma znaczyć? Wróci do dawnego siebie?
Rozpaczliwie szukałam odpowiedzi w oczach mężczyzny w białym kitlu. Chciałam usłyszeć, ze wszystko będzie tak jak dawniej i będziemy mogli cieszyć się wspólnym życiem.
- Sama pani zobaczy. - westchnął. - Ciężko mi to wytłumaczyć. Jedyne, w co powinna się pani uzbroić, to cierpliwość.
Przytaknęłam gorliwie i przeniosłam wzrok na mulata. Leżał nieruchomo na szpitalnym łóżku, a pielęgniarka mierzyła mu ciśnienie. Kiedy skończyła, odważyłam się podejść bliżej.
- Zayn. - chciałam zwrócić na siebie jego uwagę. - Cześć.
Powoli odwrócił głowę w moją stronę i obdarzył mnie obojętnym spojrzeniem. Nie odpowiedział. Po prostu się gapił. Jego zmęczone, przekrwione i podsiniałe oczy przyprawiały mnie o ból w klatce piersiowej.
- Jak się czujesz? - zapytałam z lekkim uśmiechem. - Potrzebujesz czegoś?
Pokręcił głową, zaprzeczając i wrócił wzrokiem na sufit. Zrezygnowana wyszłam na korytarz i podeszłam do recepcji.
- Przepraszam. - zagadnęłam. - Chciałabym się dowiedzieć, kiedy zostanie wypisany Zayna Malik?
- Dzisiaj, proszę pani. - odpowiedziała uprzejmie, być może dlatego, że była młoda. - Tutaj są dokumenty. Może pani spakować narzeczonego i zabrać go do domu.
- Dziękuję.
Niechętnie wróciłam do pomieszczenia, w którym leżał najważniejszy dla mnie mężczyzna.
- Już jestem. - rzuciłam z dużym, nienaturalnym uśmiechem. - Zabieram cię do domu.
Spakowałam wszystko, co należało do niego i pomogłam mu się ubrać. Poruszał się powoli, ale sprawie, jak na taki czas bycia nieprzytomnym. Pielęgniarka przyniosła mu kule, na których miał się opierał. Jego lewa noga była cała w gipsie ze względu na bardzo poważne złamanie. Lekarz powiedział, że żebra i kości szczęki już się zagoiły.
- Wracamy do domu. - wymamrotałam pod nosem, powstrzymując się od podskoku radości.
Wolnym krokiem dotarliśmy do samochodu.
Mulat nie odezwał się do mnie ani razu. Czasami obdarzył mnie lodowatym spojrzeniem, a potem znowu gapił się w przestrzeń. Ostrożne dojechałam z nim do mojego mieszkania i wprowadziłam na górę. Usiadł w salonie, a ja spokojnie rozpakowałam jego rzeczy. Planowałam jechać po więcej ubrań i kosmetyków do jego mieszkania, bo musiałam przez jakiś czas mieć go na oku.
- Jesteś głodny? - zapytałam, uważnie skanując jego zmizerniałą twarz.
Pokręcił głową w zaprzeczeniu.
- Wszystko w porządku? Czy coś cię boli?
Ta sama odpowiedź.
- Chcesz się położyć i odpocząć?
Skinął głową i próbował podeprzeć się na kulach, ale musiałam mu pomóc. Zaprowadziłam go do mojego pokoju ułożyłam w łóżku. Zamknął oczy i odetchnął głęboko. Musnęłam wargami jego skroń i przez chwilę patrzyłam na mężczyznę, którym się stał.
- Wróć do mnie. Tak bardzo za tobą tęsknię.

***

Od tygodnia Zayn poruszał się bez pomocy kul. Dwa razy w tygodniu będzie musiał chodzić na rehabilitację nogi i spotkania z psychologiem. Zaczęłam się martwić, bo nie porozmawiał ze mną od czasu, kiedy zabrałam go ze szpitala.
- Zayn. - starałam się delikatnie go obudzić. - Musisz wziąć lekarstwa.
Przeciągnął się na łóżku, rozciągając wszystkie mięśnie i odsapnął głośno. Uwielbiałam taki widok, ale nie pozostawał na długo w mojej pamięci. Wszystkie chwile z obecnym, cichym Zaynem, ulatywały bardzo szybko.
- Wstań, proszę. - nalegałam.
Raptownie otworzył oczy i wbił we mnie obojętne spojrzenie. Takie, jakie dostałam codziennie od tygodnia. Zacisnęłam usta w wąską linię, poczekałam aż podniesie się do siadu i podałam mu tabletki. Wypił szklankę wody i znowu się położył. Tak było codziennie. Niestety ja musiałam wyjść do pracy, przez co na siedem godzin zostawał sam w mieszkaniu.
- Niedługo wrócę. - rzuciłam w przestrzeń, wiedząc że i tak go to nie obchodzi.
Wyszłam z domu i upewniłam się, że zamknęłam drzwi na klucz.
Co się stało z jego warsztatem?
Po napaści został zamknięty, a teraz Zayn nie był w stanie go dalej prowadzić. Od Matta wiem, że komisarz Brown pomogła wszystkim pracownikom i przeniosła ich do innego miejsca, żeby mogli dalej zarabiać. Wspaniała z niej kobieta.
O czternastej skończyłam swoją zmianę i od razu wróciłam do domu. Zastałam Zayna przed telewizorem. Warga mi zadrżała i zacisnęłam pięści.
Nie mogłam tak dalej żyć...
- Zayn, do cholery! - krzyknęłam.
Odwrócił się gwałtownie, zszokowany moim wybuchem.
- Ja już dłużej tak nie umiem, okey?! To jest ponad moje siły! Zajmowałam się tobą odkąd trafiłeś do szpitala, a ty nawet nie masz zamiaru się do mnie odezwać! Kurewsko mi cię brakuje! Nie widzisz tego!? Znosiłam to, ale dłużej już nie mogę!
Zaniosłam się płaczem, który nie chciał ustąpić. Mulat stał na środku salonu i nawet się nie poruszył.
- Nieważne. - mruknęłam. - Wybacz mi ten wybuch. Rób sobie co chcesz.
Zrezygnowana pobiegłam do pokoju, który zajmowałam po Austinie i rzuciłam się na łóżko. Byłam wykończona ciągłą walką o Zayna. Nie chciał współpracować, więc nie mogłam dużo zrobić. Po dłuższej chwili płakania w poduszkę, usłyszałam pukanie do drzwi.
- Idź sobie. - mruknęłam. - Poradzę sobie. Z resztą, jak zwykle.
Znowu zapukał.
- Nie słyszałeś!? - wrzasnęłam. - Przecież i tak masz mnie w dupie!
Nie czekał, tylko wparował do pokoju i zatrzymał się dopiero przy brzegu łóżka. Instynktownie cofnęłam się do samej ściany i czekałam.
- Czego tu chcesz? - zapytała z wyrzutem. - Pogapić się na moje cierpienie? Na to jak oddałam ci swoje serce, które i tak było w krytycznym stanie, a ty je ponownie zraniłeś?
Patrzył na mnie wzrokiem kryjącym zaskoczenie i pewną wdzięczność, ale nie byłam do końca pewna, czy mam rację.
- Nie zostawiłam cię. - jęknęłam, przytulając kolana do klatki piersiowej. - Opiekowałam się tobą, aż do teraz. Umierałam, kiedy przychodziłam do ciebie w odwiedziny, bo musiałam oglądać twój okropny stan. Mimo tego zostałam. Jestem tutaj, ale czuję, ze ciebie nie ma już dla mnie. Mam rację?
Na chwilę spuścił wzrok, ale wyprostował się, jakby coś postanowił.
- Nie.
- Słucham? - nie byłam pewna, czy to jawa, czy sen.
- Nie masz racji. - powtórzył zachrypniętym głosem.
- Ale... - zacięłam się, nic nie rozumiejąc.
Wystawił rękę, którą z wahaniem chwyciłam. Pociągnął mnie lekko, żebym stanęła na podłodze przed nim.
- Co ty robisz? - zapytałam zmieszana.
- Przepraszam.
Serce podskoczyło mi na to słowo i ton jakim je wypowiedział.
Naprawdę było mu przykro.
- Nie wiem, co się ze mną stało. Wpadłem w jakiś dół, z którego nie widziałem wyjścia. Aż do teraz...
- Do teraz? - nic nie rozumiałam.
- Tak. - oblizał wyschnięte wargi. - Bałem się, ze widząc mnie w takim stanie nie będziesz chciała wrócić do tego, co było przed pobiciem. Na początku sam siebie nie akceptowałem i starałem się wybudować mur, dzięki któremu nikt nie mógłby mnie zranić. Jednak... Dla ciebie zostawiłem furtkę.
- Nie rozumiem.
- Nie chciałem, żebyś odeszła. Nadal tego nie chcę. Po prostu czuję się zagubiony, ale teraz, kiedy to wszystko wykrzyczałaś, zrozumiałem, ze naprawdę ci na mnie zależy. Mi również zależy na tobie.
- Jesteś idiotą, jeśli pomyślałeś, że to kiedykolwiek się zmieniło. - prychnęłam sarkastycznie.
- Wiem, ze codziennie mnie odwiedzałaś.
- Naprawdę? - zaskoczona uniosłam wysoko brwi.
- Słyszałem cię. Słyszałem wszystko, co mówiłaś. Słyszałem jak czytałaś mi książki i opowiadałaś o swoim przebytym dniu. Słyszałem cię doskonale, ale nie mogłem się poruszyć. Chciałem się podnieść i wziąć cię w ramiona, ale byłem zbyt słaby, żeby to przezwyciężyć. Chyba dlatego się poddałem...
- Chryste, Zayn. - westchnęłam, wypełniając się czułością. - Czemu lubisz wpędzać nas w cierpienie?
- Taki już jestem. - wzruszył ramionami z niewinną miną.
Zamilkliśmy na chwilę. Zastanowiłam się nad sobą i podjęłam decyzję.
- Kocham cię, Zayn. - powiedziałam trzęsącym się głosem.
Mulat zesztywniał i puścił moją dłoń, którą cały ten czas trzymał.
- Wiem to. Teraz wiem już na pewno. - dodałam.
Zamrugał kilkakrotnie i przyciągnął mnie do siebie. Pochylił się i złączył nasze wargi. Tęskniłam za tym bardziej niż sądziłam.
- Kocham cię, Jessy. Cały czas kochałem. - wyszeptał, dysząc. - Wybaczysz mi to głupie zachowanie?
Oparł czoło o moje, patrząc mi głęboko w oczy.
- Tak, głupku. Zawsze ci wybaczam. - zachichotałam. - Ale nigdy więcej mi tego nie rób, jasne?
- Czego? - zmarszczył czoło.
- Nie próbuj ode mnie uciekać.
Uśmiechnął się leniwie i zagarnął mnie do uścisku. Odetchnęłam z ogromną ulgą. Wrócił mój Zayn.
Zayn, którego pokochałam i którego będę kochała wiecznie.
- Umieram z głodu. - bąknął w moje włosy.
- Wiedziałam. - rzuciłam pewna siebie i pociągnęłam go za rękę na korytarz.
- Tęskniłem. - mrugnął do mnie i oplótł jedno ramie wokół mojej talii. - Nawet nie wiesz jak bardzo.
Dźgnął mnie palcem w żebro, co spowodowało mój śmiech.
Nie wierzyłam, ze tak szybko wszystko uległo zmianie. Wystarczył jeden mój wybuch złości. Czemu nie zrobiłam tego wcześniej? To było aż nieprawdopodobne. Chciałam, żeby zostało już tak na zawsze.
Żeby to wszystko grało, będziemy musieli być ze sobą szczerzy.

środa, 24 czerwca 2015

Rozdział 85 'Nowy początek'

*Jessy*

Podjechałam pod hotel, w którym zatrzymał się Austin równo o szóstej wieczorem. Wybrałam jego numer w telefonie i byłam zmuszona czekać kilka sygnałów zanim odebrał.
- Mówiłem ci, że jeszcze nie będzie gotowy. - narzekał mulat.
- Ciesz się, że zgodził się na twoją obecność. - napomniałam, wskazując na niego palcem.
- Nie miał innego wyboru.
- Ja mogłam się nie zgodzić.
- Jasne. - prychnął sarkastycznie. - A kto powiedział "chcę spędzać z tobą czas Zaynie Maliku"?
- Używasz moich słów przeciwko mnie? - uniosłam brew odwróciłam głowę w bok, żeby go lepiej widzieć.
Kiedy zobaczyłam go ubranego na imprezę, zaparło mi dech. Odzwyczaiłam się od tego, że on też mógł wyglądać jak normalny młody człowiek, który chciał się zabawić. W ciemnych dżinsach i luźnej koszulce z dekoltem w serek wyglądał naprawdę gorąco. Ja zostałam przy obcisłych spodniach i luźnej koszulce na wąskich ramiączkach.
- Tak jakby.
Wciągnęłam powietrze nosem, robiąc oburzoną minę.
- Jak śmiesz?
Uśmiechnął się, unosząc jeden kącik ust i spojrzał przez szybę.
- Idzie twój kochanek. - mruknął.
- On nie jest moim kochankiem i nigdy nim nie był! - pisnęłam oburzona.
Zayn posłał mi rozbawione spojrzenie i zdążył puścić oczko zanim Max wsiadł do auta.
- Cześć wszystkim. - przywitał się radośnie. - Zapowiada się szalona noc, prawda?
- Myślę, że tak. - rzuciłam, patrząc w lusterko.
Zręcznie włączyłam się do ruchu i skierowałam samochód we właściwym kierunku.
- To gdzie najpierw jedziemy? - zapytał przyjaciel.
- Przed imprezowaniem powinniśmy coś zjeść. - zaproponował Malik.
- Też tak myślę. - przyznałam.
Przez kilka minut nikt się nie odzywał. Ciszę zagłuszało radio i klubowe kawałki, które puszczano o tej porze. Odruchowo zdjęłam dłoń z drążka od biegów i położyłam ją na udzie mulata. Zayn spojrzał najpierw na swoją nogę, a potem na mnie i lekko się uśmiechnął. Nie zepchnął mojej dłoni. Przykrył moje palce swoimi i pogłaskał je lekko.
- Czy to nie oczywiste, że już dawno powinniście być razem? - odezwał się nagle Max. - Nie rozumiem, po co wam było tyle nieporozumień.
Wytrzeszczyłam oczy na jego słowa i szybko zabrałam rękę. Serce zabiło mi mocniej i miałam wrażenie, jakby chciało uciec na zewnątrz.
- Zajmij się swoją ukochaną, Maxie. - przesłodziłam.
- Nie zmieniaj tematu, kochana. - jęknął. - Jak długo jesteście razem?
Odchrząknęłam niezręcznie, kątem oka obserwując Malika i jego reakcję.
- My... - zająknęłam się.
Nie byłam pewna, co odpowiedzieć. Zaprzeczyć, czy potwierdzić?
- Nie jesteśmy razem. -  dokończył za mnie Zayn. - Jeszcze.
- Jak to?
- To długa historia. - westchnęłam. - Przecież wiesz, co się wydarzyło z Austinem.
- No tak. I co z tego?
- Po prostu odpuść i tego nie utrudniaj.
Tym zdaniem zamknęła mu usta na resztę drogi. Znaleźliśmy niewielką knajpkę, w której zamówiliśmy pysznie wglądające dania.
- Jesteś dzisiaj kierowcą, tak? - zagadnął Max, a ja skinęłam głową, przeżuwając gotowane warzywa. - Powiem ci, że słabo się ustawiłaś.
- Jeśli będzie chciała, to ja mogę prowadzić. - wtrącił Zayn, nie odrywając wzroku od talerza.
- O nie. - zaprotestowałam i poraziłam przyjaciela wzrokiem. - Już postanowiłam, okey?
- Jasne, jasne. - wymamrotał pod nosem i wrócił do jedzenia.
Siedziałam na przeciwko Zayna, który zerkał na mnie przez większość czasu. Wiedziałam o tym, bo sama na niego zerkałam. Przypadek? Nie sądzę. W zamyśleniu poczułam dotyk na nodze. Po uśmiechu kryjącym się w oczach Zayna zrozumiałam, że to jego noga dotykała mojej. Droczył się, a ja nie zmierzałam mu ulec.
Przynajmniej jeszcze nie teraz...

***

- Zatrzymaj się tutaj! - krzyk Maxa prawie spowodował, że wjechałam w przydrożny słup.
- Odbiło ci?! - wrzasnęłam. - Przez ciebie mogłam nas zabić!
Uniósł ręce w geście poddania, a ja oparłam czoło na kierownicy. Mulat położył dłoń na moim udzie i delikatnie zakreślił kilka kółek. Uspokoiłam się odrobinę i dalej mogłam prowadzić rozmowę.
- Zauważyłem super klub dwa metry wcześniej. - wyjaśnił chłopak.
- W porządku. - bąknęłam. - Teraz musimy znaleźć jakiś parking.
Po udanych poszukiwaniach, szczęśliwi udaliśmy się do kolejki. Odczekaliśmy pół godziny i legalnie weszliśmy do środka. Miejsce naprawdę okazało się wspaniałe. W środku było kolorowo i głośno, a powietrza nie wypełniał smród potu i papierosów, w przeciwieństwie do większości klubów w Londynie. Zostałam mile zaskoczona.
- Podoba się? - dłoń Zayna spoczęłam na dole moich pleców, kiedy pochylił się ku mnie.
- To się jeszcze okaże. - zaciekawiona rozglądałam się dookoła. - A ty?
- Co ja?
- Jak się czujesz?
- Myślisz, że przez trzy lata siedziałem w biurze, czy coś? - uniósł jedną brew, przyglądając mi się z zaciekawieniem.
- Umm. - podrapałam się po karku i przygryzłam wargę. - Może.
- Jesteś niemożliwa. - zaśmiał się. - Zdarzyło mi się ostro poimprezować, ale muszę przyznać, że tutaj jest naprawdę elegancko i przyzwoicie.
We trójkę znaleźli wolny stolik z dwoma dwuosobowymi kanapami i zajęliśmy miejsca.
- Pójdę po drinki. - zaproponował Zayn. - Co chcecie? Ja stawiam.
- Wódka! - pięści Maxa poszybowały nad jego głowę. - Czysta wódka!
- Poproszę... - zastanowiłam się i gestem pokazałam Malikowi, żeby się zbliżył. - Dla mnie "Sex on the beach". - wyszeptałam do jego ucha, odrobinę przeciągając nazwę.
Zacisnął zęby i wrócił do poprzedniej pozycji. Mogłam tylko mieć nadzieję, że zrozumiał sens tych słów i to jaki miały związek z naszymi przejściami.
Modliłam się, żeby nie przypomniał sobie, że to ja miałam kierować. Mały drink jeszcze nikomu nie zaszkodził, prawda?

***

Max sprawił, że zeszłam z parkietu na słaniających się nogach.
- Wykończył mnie. - jęknęłam pod nosem rozżalona. - Muszę usiąść.
Klapnęłam tuż obok Zayna, który spokojnie sączył dwoją tequile z colą i lodem. Oprócz pierwszego drinka, nie wypiłam nic więcej niż sok i wodę. Czułam się trzeźwa. Musiałam być odpowiedzialna.
- Co się dzieje? - zapytałam, widząc jego zmartwioną minę.
- Wszystko okey. - wymamrotał pod nosem, patrząc w przestrzeń. - Jak się bawisz?
- Dobrze, ale brakuje mi ciebie.
Upewniłam się, że przyjaciel zniknął w tłumie i dopiero wtedy złapałam mężczyznę za dłoń. Splotłam nasze palce i zmusiłam go, żeby obdarzył mnie spojrzeniem.
- Rozmawiaj ze mną. - poprosiłam.
Patrzył na mnie nieobecnym wzrokiem. Wiedziałam, że myślami jest w innym miejscu.
- Dostałem telefon. - powiedział po chwili.
- W jakiej sprawie? - wyprostowałam się i popatrzyłam na niego uważnie.
- Jeden z pracowników ochrony zarejestrował na kamerze ruch pod warsztatem, ale po obejściu terenu nikogo nie znalazł.
- To dobrze, racja?
- Niby tak...
- Ale?
- Wydawało mu się, jakby ten ktoś szukał właśnie mnie.
- Ciebie? - zmarszczyłam czoło. - Skąd takie podejrzenie?
- Ten ktoś zaglądał w okno mojego biura.
Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale zrezygnowałam.
- Musze tam jechać i sprawdzić co się dzieje. - oznajmił.
- Rozumiem. - przytaknęłam smutno.
- Wybacz mi, Jessy. - położył mi dłoń na policzku i pochylił się jeszcze bliżej.
- Jest w porządku. To jest twoja firma i rozumiem, że się martwisz. - powiedziałam już pewniejszym głosem.
Nie mogłam go zatrzymać. Wyrzuty sumienia by mnie zabiły.
- Odprowadzę cię do auta. - zaproponowałam.
- Planowałem wziąć taksówkę.
- Nie wygłupiaj się.
- Piłem. - przypomniał i objął mnie w talii, żeby móc zwinnie przeprowadzić nas do wyjścia przez zatłoczony korytarz.
- Zapomniałam. - pacnęłam się otwartą dłonią w czoło . - Wyglądasz bardzo trzeźwo i to mnie zmyliło.
- Prawie jestem trzeźwy. Nie wypiłem dużo. - wzruszył ramionami. - Przepraszam.
Zatrzymaliśmy się na chodniku i stanęliśmy twarzami do siebie.
- Przestań przepraszać. - uśmiechnęłam się, ale spuściłam wzrok.
- Wiem, że chciałaś się dzisiaj zabawić z przyjacielem i dalej możesz to zrobić. Nie przejmuj się mną.
- Nie potrafię. - zaprzeczyłam silnym ruchem głowy.
- Musisz.
- Nie. Zależy mi na tobie, Zayn.
- Oj Jessy. - westchnął i pociągnął mnie bliżej siebie. - Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałem to usłyszeć.
Dłonie umieścił na moich biodrach i lekko zacisnął palce.
- Wrócisz? - zapytałam z nadzieją.
- Nie wiem, co zastanę na miejscu i ile czasu zajmie mi rozwiązanie ewentualnego problemu.
- Przyjedziesz później do mnie?
- Do ciebie? - zdziwił się.
- Tak. Do mojego mieszkania.
- Skoro bardzo nalegasz.
Szturchnęłam go w ramię, a on przyciągnął mnie bliżej, więc wtuliłam się w ciepły tors.
- Uważaj na siebie. Mam złe przeczucia.
- Na pewno będę. - zgodził się i przytulił mnie jeszcze mocniej. - Mogę cię pocałować?
Zaskoczona prawie zachłysnęłam się powietrzem. Wbiłam w niego zmieszany wzrok i czułam jak się czerwienię.
- Coś nie tak? - zmieszany poluzował uścisk.
Nie spodobało mi się to. Chciałam być przy nim jak najbliżej.
- Nie przywykłam do takich pytań. - zrobiłam głupią minę.
- Zabroniłaś mi, dlatego zapytałem. Bardzo chciałbym to teraz zrobić. - patrzył mi głęboko w oczy, a ja, jak zahipnotyzowana, nie odrywałam od niego wzroku.
- Zgadzam się.
Bez chwili zwlekania złączył nasze usta w delikatnym, słodkim pocałunku. Nie chciałam przerywać, ale miałam bolesną świadomość, że wezwał taksówkę, która już czekała i prawdopodobnie facet zdążył włączyć licznik.
- Musisz iść. - wymamrotałam w jego usta.
- Wyganiasz mnie? - mruknął z przymkniętymi powiekami.
Odepchnęłam go delikatnie i poprawiłam mu koszulkę, wygładzając ją z małych zagięć.
- Im szybciej pójdziesz, tym szybciej wrócisz. - uśmiechnęłam się najbardziej uroczo, jak tylko umiałam.
Puścił mi oczko i po chwili zniknął w taksówce.

***

Przez resztę nocy nie umiałam bawić się i nie myśleć o Zaynie, który zniknął dwie godziny temu. Nie dał znaku życia i naprawdę się martwiłam. Nie wypuszczałam komórki z dłoni, licząc że zaraz zadzwoni.
- Hej, mała. - Max zaczepił mnie, chcąc odwrócić moją uwagę od złych myśli. - Poradzi sobie i przyjedzie do ciebie. Zobaczysz.
- On lubi znikać z mojego życia w nagły sposób. - wyrzuciłam z siebie ze smutnym uśmiechem.
- Tym razem tak nie będzie.
- Nie mów hop zanim nie skoczysz. - zironizowałam. - Muszę wyjść na zewnątrz. Duszę się.
Przyjaciel skinął głową ze zrozumieniem widocznym w oczach i wzrokiem odprowadził mnie do wyjścia. Odetchnęłam świeżym powietrzem głębiej niż zazwyczaj i usiadłam na pobliskim murku. Chwyciłam telefon w obie dłonie i mechanicznie odnalazłam numer mulata. Własnie miałam wcisnąć zieloną słuchawkę, kiedy wyświetliło mi się połączenie przychodzące, a urządzenie zaczęło wibrować. Nie rozpoznałam numeru, ale natychmiast odebrałam.
- Słucham?
- Jessica Horan?
Zaskoczył mnie fakt, że był to damski głos.
- Przy telefonie. - zmarszczyłam czoło. - Kto mówi?
- Komisarz Brown. Znaleźliśmy pani numer w spisie ostatnio wybieranych przez pana Zayna Malika. Myślę, że chciałaby pani wiedzieć, co się wydarzyło.
- O matko. - wydusiłam.
Nie mogłam powiedzieć nic więcej. W mojej głowie pojawiły się najgorsze scenariusze. Odeszłam w bardziej ustronne miejsce i oparłam plecy o ścianę, nie chcąc stracić równowagi.
- Proszę przyjechać na miejsce, gdzie otrzyma pani najważniejsze informacje.
Kobieta bez zwlekania podała mi adres szpitala i się rozłączyła. Wbiegłam do klubu i odnalazłam Maxa. Zrzedła mu mina, jak tylko zobaczył moją twarz.
- Jessy? - zapytał ostrożnie i złapał mnie za ramiona. - Czemu tak zbladłaś? Źle się czujesz?
- Zayn jest w szpitalu. - próbowałam powstrzymać płacz. - Mówiłam ci, ze to zrobi. Znowu chce ode mnie uciec.
- Przestań. - zbeształ mnie.
Nie protestowałam, kiedy wręczył mi moją torebkę i ponownie wyprowadził na zewnątrz. Zagwizdał na taksówkę i wepchnął mnie na tylne siedzenia. Podał mężczyźnie adres, wcześniej z trudem uzyskując go ode mnie. Otępiała wpatrywałam się w obrazy mknące za oknem. Myślałam tylko o jednym...
O Zaynie. Tylko on mnie teraz obchodził.
- Jesteśmy. - poinformowałam kierowca. - Kto płaci?
Zignorowałam go i wysiadłam. Ledwo trzymałam się na nogach. Czułam się jakbym ich nie miała. Malik miał do mnie wrócić, a teraz ja znalazłam się przed szpitalem, w którym leżał. Nawet nie wiedziałam, co się właściwie wydarzyło. Max dogonił mnie dopiero przy recepcji.
- Nie uciekaj mi, Jessy. - napomniał zmartwiony. - Nie jesteś w najlepszym stanie. Pozwól, że ja to załatwię.
- Nie. - spojrzałam na niego groźnie. - Jestem dorosła. Dziękuję za troskę. Możesz usiąść i odpocząć. Dziękuję, że mi pomagasz.
Zaskoczony moimi słowami i dziwnie silnym głosem, opadł bezsilnie na plastikowe krzesło pod ścianą.
- W której sali leży Zayn Malik? - zapytałam podstarzałej pielęgniarki o minie gorszej niż najciemniejsza noc.
Wyglądała jakby chciałam zabić wszystkich wokół siebie.
- Kim pani jest?
- Jessica Horan. Jestem jego dziewczyną. Dostałam telefon od komisarz Brown.
Kobieta skinęła głową i wyszła zza lady. Zaczęła iść w głąb korytarza, a ja ruszyłam za nią.
- Tutaj. - skinęła brodą na białe drzwi o numerze 128.
- Dziękuję. - rzuciłam cicho.
Położyłam palce na klamce i z wahaniem nacisnęłam. Drzwi ustąpiły, a ja zamarłam. Bałam się wejść do środka. Wzięłam głęboki oddech i przestąpiłam próg. W pomieszczeniu panował półmrok, wytwarzany przez małą lampkę na stoliku obok szpitalnego łóżka, na którym rozpoznałam sylwetkę Zayna. Zacisnęłam usta w wąską linie i weszłam głębiej.
- Witam. - odezwał się ktoś po lewej. - Jestem komisarz Brown. Czekałam na panią.
Odwróciłam się jej stronę, a moim oczom ukazała się kobieta koło czterdziestki o postawnej sylwetce, w beżowych spodniach, granatowej koszulce polo i kaburą z pistoletem.
- Co się stało? - wydusiłam z ledwością. - Czemu on tutaj jest?
- Dostaliśmy telefon godzinę temu, że pan Malik został napadnięty przed własnym warsztatem samochodowym. Powiadomiliśmy karetkę, która natychmiast zabrała go tutaj, a po upewnieniu się, że jego stan jest stabilny zadzwoniliśmy do pani.
- Kto to zrobił?
- Nie wiadomo. Odpowiedni ludzie zajmują się identyfikacją osób z nagrań i łączniem śladów na miejscu zdarzenia.
- Czy on...?
- Tak, będzie żył i wydobrzeje.
- Ale?
- Słucham? - zmrużyła na mnie oczy.
- Zawsze jest jakieś "ale". - wyjaśniłam zrozpaczona.
- Lekarz powiedział, że nie wie kiedy się obudzi.
- Jest w śpiączce? - wyszeptałam, spoglądając w jego kierunku.
Z miejsca, gdzie się zatrzymałam, nie mogłam dostrzec jego twarzy. Nie byłam pewna, czy tego chciałam.
- To nie jest całkowita śpiączka. Po prostu stracił przytomność i ciężko im stwierdzić, kiedy w pełni ją odzyska. Jest mała szansa, że nas słyszy.
- Od czego są lekarze? - zauważyłam opryskliwie.
W oczach zbierało mi się coraz więcej łez, które bardzo chciały wypłynąć i się ujawnić. Byłam zbyt dumna by im na to pozwolić.
- Robią wszystko, co w ich mocy. Musimy pani ich zrozumieć. Pan Malik został naprawdę ciężko pobity.
- Mam nadzieję, że znajdą sposób, żeby mu pomóc. - prychnęłam. - Chciałabym zostać z nim sama.
Komisarz Brown skinęła głową i opuściła pokój.
Podeszłam do łóżka i musiałam zakryć usta dłonią, żeby zahamować krzyk przerażenia. Twarz mulata była pokryta strupami i fioletowymi, ogromnymi siniakami. Przez chwilę myślałam, że to nie był on. Przez zapuchnięte oko, policzek i usta starałam się dostrzec mojego zdrowego Zayna, ale poległam. Serce zabolało mnie na samą myśl o cierpieniu jakie musiał znieść, kiedy doprowadzano go do takiego stanu.
- Hej, Zayn. - wyszeptałam. - Jestem tutaj. Jestem dla ciebie, wiesz? Daj mi jakiś znak. Wybacz, że nie pojechałam z tobą. Wybacz, że cię puściłam. Nie możesz mnie teraz zostawić, rozumiesz? Nie teraz. Dopiero cię odzyskałam, a ty już chcesz mi się wywinąć. Wiem, że jesteś silny i z tego wyjdziesz, ale mógłbyś się pospieszyć. Nie poradzę sobie bez ciebie. Zayn. Proszę cię. Jeśli mnie słyszysz, ściśnij moje palce.
Ujęłam ciepłą dłoń i w cierpliwości czekałam, wpatrując się w jego zranioną twarz. Czekałam na jakikolwiek znak.
Niestety, ale nie nadszedł...