*Jessy*
Obudziałm się z bólem głowy. Nie wiem dlaczego... Może to przez te wyrzuty sumienia, przez które nie mogłam zasnąć. Spałam może jakies trzy godziny. Do tego zaschło mi w gardle, a powieki skleiły się ze sobą. Ledwo zeszłam z łóżka, poczołgałam się do łazienki, ogarnęłam i zeszłam na dół.
- Matko kochana i Aniele Święty! - usłyszałam jak tylko przestąpiłam próg kuchni.
Podniosłam wzrok na właściciela tego, jakże kreatywnego, komentarza i unisłam środkowy palec.
- Ciebie też miło widzieć, Niall. - pomachałam mu nim z nieprzyjemnym uśmiechem.
- Co ci się stało?? - przyjrzał mi się uważnie. - Znowu wymknęłaś się na imprezę?!
- Nie! - krzyknełam lekko piskliwie. - Nigdzie nie byłam.
No dobra, zdażyło mi się uciec na impreze raz czy dwa. Ewentualnie piętnaście razy, ale co miałam zrobić
kiedy była zajebista domówka a blondas kazał mi siedzieć w domu. Trzeba sobie jakiś radzić, no nie?
- To dlaczego tak wyglądasz? - uniósł jedną brew. - Stało się coś?
Och jaki on kochany. Czujecie ten sarkazm?
- Nie mogłam spać i tyle. - wzruszyłam ramionami i sięgnęłam po butelkę wody.
- Zapomniałem! - aż normalnie podskoczył na krześle. - Byłaś na randce z tym... tym... Zackiem!
- Zaynem. - poprawiłam. - Nie, nie byłam.
Odkręciłam korek i upiłam potężny łyk. Suszyło mnie jak cholera mimo tego, że nic nie piłam. Nawet nie
miałam ochoty na jakiekolwiek jedzenie.
- Co? Dlaczego? - zmarszczył czoło.
Ej ty! Bo się zmarszczek nabawisz.
- Nieważne. - baknęłam i dosiadłam się do stołu.
- Ważne, ważne. - klasnął w dłonie. - Zrobie naszą ulubioną kawe i wszystko mi opowiesz.
- Nie rób sobie jaj, Horan. - popatrzyłam na niego z politowaniem i znowu sie napiłam.
Normalnie jakbym miała kaca.
- Mówiłem serio. Opowiadaj! - oparł brodę na splecionych dłoniach, łokcie umieszczając na stole.
- Nie wyszłam z nim. Po prostu... - ponownie wzruszyłam ramionami.
- Coś cię męczy. Musiało się stać coś poważnego.
Psycholog się znalazł.
- Jejku, no. - westchnęłam. - Obiecałam mu, że się z nim umówię, ale wczoraj zachciało mi się mieć na niego wyjebane i zrezygnowałam. On się obraził i kazał mi się od niego odpierdolić, wtedy on też się odpierdoli. To są jego słowa.
- Dlatego wczoraj wyszłaś tak późno? - zapytał. - Poszłaś do niego?
Skąd on wie?? Przecież był zajęty telewizorem. Sądziłam, że kiedy ogląda, to otaczającego go świata nie dostrzega.
- Mamy okna, kochana. - odparł jakby czytał mi w myślach. - I co teraz?
- Nie wiem, nie mam pojęcia. - pokręciałm głową zrezygnowana.
- Może sie od ciebie odczepi i o wszystkim zapomni. - zasugerował.
- To by było mozliwe, tylko że... Nie wspomniałam, że on nikomu nie chciał ufać, a wczoraj zaufał mi i wiesz... - nie skończyłam, bo powróciło wspomnienie i głupie wyrzuty sumienia.
- O cholera! Spieprzyłaś sprawę. - zakrył usta dłonią w dramatycznym geście.
- Dzięki... - baknęłam z ironią. - Pocieszyłeś mnie, braciszku.
- Cóż, będziesz musiała to jakoś naprawić, albo żyć z tymi wyrzutami sumienia do końca swojego jakże marnego życia.
- Weź już sobie idź. - machnęłam na niego dłonią. - Do kolegów, dziewczyny, pobiegać, na siłownie... Nie wiem... Gdziekolwiek, bo jeszcze sekunda i nie ręcze za siebie.
Powiedziałam to dość spokojnie jak na mój obecny stan. Tym bradziej, że zaczął mi się okres.
- Co ty okres masz?! - rząchnął się brat.
Kurwa! On mi czyta w myślach!
- Spadaj na szczaw. - odparłam i sama udałam się do swojego pokoju.
Musiałam coś wymyśleć. Melanie nic nie wie, moja najlepsza przyjaciółka jest daleko, a Niall jest za głupi
żeby mi coś doradzić. No dobra, może nie jest aż taki głupi, ale czasami nie myśli logicznie. Zostałam z tym sama...
Beznadzieja.
***
Niedzielę przeleżałam w łóżku, oglądając na laptopie mój ulubiony serial. Niall, po małym szantażyku, donosił mi jedzenie i picie. Musiałam zregenerować siły, żeby stanąć oko w oko z Zaynem jutro w szkole. Wiem, że powiedział, że będzie mnie unikał, ale heloł! Jesteśmy w jednej klasie i szkole, więc to nie jest takie proste. Znając życie i mojego farta zapewne to "unikanie" nie wyjdzie tak, jak to sobie zaplanowałam. Nie rozumiem, czemu ja trafiłam na takiego Zayna Malika, a nie jakaś inna laska, która ma nudne życie i potrzebuje rozrywki. To za moje grzechy? Niby taka kara, tak? Wiem, że nie jestem najgrzeczniejsza i najbardziej poukładana i zdarza mi się robić nieprzemyślane rzeczy, ale hej! To nie powód, żeby karać mnie takim Malikiem.
Niefajnie.
***
Jest, dotarłam. Stoję sobie właśnie w bramie szkolnej i zastanawiam się czy może jednak nie udać się na wagary. "Nie bądź tchórzem Jess!! Idziemy na lekcje i koniec! Co ma być, to będzie." - wróciła ta nieproszona podświadomość. Trudno... Już pójdę.
Wychodząc z szatni spotkałam Melanie. Dosłownie na siebie wpadłyśmy - ja wychodziłam, ona wchodziła.
- Siemaneczko! - ucieszyła się.
- Hej. - przykleiłam na usta wymuszony uśmiech.
Dzisiaj nie miałam powodów do radości. Nie po tym, co się stało. To wszystko mnie przytłoczyło. Poza tym czułam się dziwnie nieswojo.
- Co się znowu stało? - podparła się rękami pod boki.
- Nic się nie stało. - poklepałam ja po ramieniu. - Chodź, bo nas staranują.
Pociągnęłam ją za rękę i udałyśmy się pod salę.
- Okey, jesteśmy bezpieczne. - wyszarpnęła dłoń z mojego uścisku. - A teraz mów, o co chodzi.
- Mówiłam już... - zaczęłam.
- Weź nie zamydlaj mi oczu! - krzyknęła. - Mów, do cholery!
- Dobrze, tylko spokojnie. - poprawiłam plecak zsuwający się z mojego ramienia. - Od czego by tu zacząć...
- Najlepiej od początku. - skrzyżowała ręce na piersi.
- Chciałabym ci powiedzieć, ale nie mogę. - zaprzeczyłam ruchem głowy. - To zbyt skomplikowane, żeby rozmawiać o tym w tej chwili. Nie mam na to ochoty. Przepraszam. - spuściłam głowę.
Melanie wzięła głeboki wdech i powoli go wypuściła.
- Wybaczam, ale wiedz, że nie odpuściłam. - zagroziła. - Kiedyś mi powiesz, zobaczysz. Jeszcze to z ciebie wyciągnę.
- Jasne, ale nie teraz. Dziękuję. - w nagłym przypływie lepszego humoru przytuliłam ją.
- Widze, że humor wrócił. - zachichotała kiedy ją puściłam.
- Może troszeczkę. - uśmiechnęłam się.
Zadzwonił dzwonek oznaczający piekielną, pierwszą lekcję. Weszłyśmy do sali. Usiadłam sobie na końcu. Może nikt mnie nie zauważy i będzie wspaniale. Później ulotnię się z klasy jako pierwsza. Dobry plan, Jess!
Zajęłam ostatnią ławkę przy oknie.
- Zajmijcie wszyscy miejsca. - do klasy weszła pedagog. - Mam z wami zastępstwo. Co chcecie robić? O czym porozmawiać? - oznajmiła.
- Jak się robi dzieci, psze pani? - krzyknął jakiś chłopak z ławki przede mną.
- Pytasz jakbyś nie wiedział. - mruknęłam pod nosem, bawiąc się długopisem.
Usłyszał bo sie odwrócił.
- Moze chcę się upewnić, co? - zasugerował, patrząc na mnie wymownie.
Boże! To Josh - kumpel Zayna. Ja pierdziele! Skoro on tu siedzi, to Malik... No nie!
- Jak sobie chcesz. - bąknęłam. - Są ważniejsze rzeczy niż robienie dzieci, ale widocznie na tym kończą się twoje ambicje.
- Mężczyzna został stworzony właśnie w tym celu. Poza tym, ciekawe czy będziesz taka pyskata przy Zaynie. - zaśmiał się. - Za chwilę powinien tu być.
- Spierdalaj. - syknęłam i zmroziłam go wzrokiem.
Drzwi klasy się otworzyły i zgadnijcie kto wszedł. Zacny Pan Wszechwiedzący Malik!
- O wilku mowa. - zanucił Josh i odwrócił sie przodem do tablicy.
Zasznurowałam usta nie chcąc dać mu powodów do naśmiewania się przez resztę lekcji. Zayn idący w kierunku kolegi nawet nie zaszczycił mnie spojrzeniem, co w sumie było mi na rękę. Nie musiałam wytrzymywać jego rażącego wzroku. W klasie zrobiło się gwarno.
- Cisza! - pedagog uderzyła dłonią w blat biurka. - Wasz kolega zadał pytanie.
- Własnie! Cicho bachory! - krzyknął ponownie Josh.
- Josh, nie przesadzaj. - pani posłała mu mały uśmiech. - Myślę, że w wieku 17 lat wiesz w jaki sposób powstają dzieci.
- Właśnie nie jestem pewien mojej teorii... - zaczął w zamyśleniu.
Potarł brodę niczym wielki myśliciel.
- Bo tej swojej teorii jeszcze nie sprawdziłeś. Chyba nie było chętnych... - rzuciłam zanim pomyślałam.
Ups.
Jakoś tak wyszło przy okazji, że cała klasa zaczęła się śmiać. Na mojej twarzy tez pojawił się dość słabo hamowany uśmieszek. Nim się obejrzałam stałam się klasowym fejmem, bo pysknęłam do jednego z Bad Boy's. Możliwe, że zaistniałam tylko na chwilę, ale dobre i to. Och te flesze, paparazzi, czerwone dywany... Błagam przestańcie. Autografy będą później.
- Coś ty powiedziała?! - oburzył się i mogę dać sobie rekę uciąć, że własnie w głowie układał plan w jaki sposób mnie zabije i pozbyje się ciała.
- Uszy się myje, a nie wietrzy. - wzruszyłam ramionami.
Kolejna salwa śmiechu ze strony klasy.
- Odszczekaj to, suko! - oj chyba ktoś tu się wkurzył.
Już miałam dolać oliwy do ognia, jednak mi przerwano.
- Daj spokój, stary. - mulat chwycił przyjaciela za ramię i starał się odwrócić go ode mnie.
- Nie! - aż dziwne, że jeszcze pedagog nie zareagowała na jego wrzaski.
Wiecie dlaczego nie zareagowała? Bo jej tu nie ma. Wyszła sobie, kuźwa.
- Josh, kurwa!! - tym razem, to Malik podniósł głos.
Jego kumpel prychnął:
- Jeszcze z tobą nie skończyłem.
Ostatni raz zabił mnie wzrokiem i potulnie się odwrócił. Pedagog wróciła dopiero teraz, kiedy ta cała kłótnia się skończyła. Dziękuję pani pedagog za pomoc. Nie, nic mi nie jest. Miło, że pani pyta.
Na szczęście lekcja minęłam bez dalszych komplikacji. Nie obyło się bez szeptów w kierunku osoby mojej i Josha, ale jakoś mnie to nie obchodziło. Po tym małym incydencie Josh starał się dopaść mnie na korytarzu, ale za każdym razem Zayn go powstrzymywal. Przecież mogłam dostać wpierdol i pewnie by się z tego
ucieszył. No cóż... Jak to już mówiłam - Malik jest dziwny.
***
Właśnie skończyła się ostatnia godzina lekcyjna, wpadłam do szatni i zaraz z niej wypadłam po czym skierowałam sie w stronę domu. Przeszłam kilka kroków i usłyszałam za sobą hałas. Nie odwracałam się, bo przecież to jest chodnik i ulica, więc ludzie tedy przechodzą, no nie. Wyjęłam telefon z kurtki z zamiarem podpięcia do niego słuchawek. Wtedy zostałam szarpnięta za ramię do tyłu. Pech chciał, że urządzenie wypadło mi z ręki.
- Ej! - krzyknęłam, chwięjąc się.
Wpatrywałam się w moją rozbitą komórkę. Wyświtlacz pękł po całej długości. Odwróciłam się i podniosłam wzrok na sprawcę wypadku.
Kurwa.
- Czego chcesz?? - zrobiłam krok w tył. - Dzieki, kurwa, za popsucie telefonu! - podniosłam urządzenie oglądając je dokładniej z każdej strony.
- Nie panikuj. Wiecznie byś się tylko darła. - machnął na mnie dłonią.
- Tak? A przypomnieć ci, kto ostatnio się na mnie wydarł?? - podparłam się pod boki.
- Nie wracajmy do tego. - syknął złowieszczo.
Okey stary, wyluzuj...
- Jasne. - prychnęłam. - Czego?
- Może by tak grzeczniej? - zasugerował z kamiennym wyrazem twarzy.
- Żartujesz? - uniosłam jedną brew w sarkastycznym spojrzeniu.
- Dobra, spoko. - tym razem to on wzruszył ramionami. - Chciałem cię ostrzec.
- Przed czym?
- Przed Joshem... - zaczął. - Lepiej z nim nie zadzieraj. Ma gorsze chwile w życiu.
- Jasne, już się boję. - zaśmiałam sie. - Ciekawe, co może mi zrobić.
- Nie znasz go, więc musisz uwierzyć mi na słowo, że nie wyobrażasz sobie tego, co chciała ci zrobić wtedy na lekcji.
- Akurat. Męska duma ucierpiała? - zapytałam ironicznie. - Och, jak mi go szkoda.
- Przesadzasz, koleżanko. - zacisnął mocno szczękę. - To jest mój kumpel i nie pozwolę ci go obrażać. Powinnaś się cieszyć, że do tej pory go powstrzymywałem.
- Ktoś cię o to prosił?
- Przeginasz.
- Skończyłeś? - odparłam. - Jeśli dobrze pamiętam, to miałeś mnie unikać.
- Jesli tego chcesz.
- Dosyć jasno to sobie wyjaśniliśmy, no nie? - zmarszczyłam czoło. - Chyba, że nie pamiętasz.
- Pamiętam. - rzucił chłodno. - Uważaj na siebie.
Włożył dłonie do kieszeni spodni i odwrócił się na pięcie.
- Nie martw się, dam sobie radę. - powiedziałam za nim. - Zapomniałabym!
- No? - zatrzymał się na moment patrząc przez ramię.
- Wisisz mi kase za naprawę telefonu.
- Oj nie sraj tak. Kupię ci nowy. - powiedział obojetnym tonem.
- Ja chce mój telefon! - tupnęłam nogą jak 5-letnia dziewczynka domagająca się swojej zabawki.
- Jesteś słodka kiedy się złościsz. - puścił mi oczko i odszedł.
Idiota.
Wróciłam do domu jakieś dziesięć minut po nieprzyjemnej konwersacji z Malikiem. Czułam się winna, choć nie powinnam. Przecież nic złego nie zrobiłam, a Malik jakoś przeżyje bez jednej ofiary do napastowania. Jemu będzie lżej, a i ja będę miała święty spokój.
Pełna sprzecznych emocji ściągnęłam buty i rzuciłam plecak pod ścianę przy schodach.
- Jestem! - krzyknęłam.
- Nie drzyj się! Jestem w kuchni. - usłyszałam głos brata.
Weszłam do wspomnianego pomieszczenia i zobaczyłam blondasa w pośpiechu pochłaniającego posiłek.
- Coś się stało? - zdziwiłam się.
- Nie. - zaprzeczył z pełną gębą. - Dlaczego? - wyseplenił.
- Z reguły nie latasz jak poparzony, tylko olewasz spóźnienie. - zasugerowałam ironicznie.
- Po prostu mam dzisiaj lekcję, a trochę mi się o niej zapomniało.
- To zmienia postać rzeczy.
- To ja lecę. - cmoknął mnie w policzek i przeszedł na korytarz. - Nie wiem kiedy wrócę. Może wstąpię jeszcze do Melanie.
- Rozumiem, nie musicie się spieszyć. - odprłam z głupim uśmieszkiem. - Tylko pamiętaj o zabezpieczeniu.
- Spadaj, młoda. - zaśmiał się i poczochrał moje włosy.
- To kiedy będziesz? - zapytalam już na poważnie.
- Dzisiaj powinienem wrócić, bo jutro Mel idzie do szkoły, więc nie mogę u niej zostać.
- Ojejku, jaki opiekuńczy! - zanuciłam i pstryknęłam go w nos. - Leć, bo się spóźnisz.
- Dobra, do zobaczenia. - pomachał i zniknął za drzwiami.
Zostałam sama ze swoimi myślami.
Odrobię lekcje, zjem coś, włączę film, znowu coś zjem, poleżę. Tak, to dobry plan! Wręcz wyśmienity! Co zrobię później, tego jeszcze nie wiem. Zapewne okaże się w trakcie.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------
:)
Musze was ostrzec, że w kolejnym rozdziale coś sie stanie xD
Przypominam, że rozdziały będą pojawiały się co 5 dni, żadziej co 4 dni :)
Komentujcie, rozgłaszajcie i z ciekawością czytajcie :*
<jakie rymy haha>
Nie mogę się poczekać aż w końcu się pogodzą
OdpowiedzUsuńUwielbiam to!! I ciebie również, podziwiam jaką masz wyobraźnię i pomysł na to opowiadanie. Szkoda że nikt nie chce komentować, no ale co zrobić? Kocham Cię <3
OdpowiedzUsuń