poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Rozdział 18

Tam ta da dam!
Rozdział 18 proszę państwa!
:)

Wczoraj byłam na festynie z przyjaciółmi i tak wyszło, że wróciłam późno i nie miałam kiedy dodać rozdziału.
Myślę, że nie jesteście na mnie źli, co? :*

Miłego czytania i ochoczego komentowania.

Każdy komentarz daje mi OGROMNEGO KOPA do pisania :)

----------------------------------------------------------------------------------------------------

*Jessy*

We wnętrzu samochodu dostrzegłam twarz zdenerwowanego Malika. Wsiadłam posłusznie na miejsce pasażera.
- Co się stało? - zmrużyłam oczy, starając się coś sobie przypomnieć.
- Widzę, że to twoja pierwsza taka impreza. - zakpił. - Któryś z sąsiadów znowu wezwał policję. Kiedy się zjawili zrobiła się straszna panika, a ja jako superbohater wyciągnąłem cię z niej w całości. Ledwo, ale wyciągnąłem.
- A Melanie? - przestraszyłam się.
Co będzie jeśli ją aresztują?
- Nie bój się. Jest dobrą znajomą Britt i jej chłopaka, więc się nią zaopiekują.
Odetchnęłam z ulgą. Dopiero teraz zorientowałam się, że boli mnie ręka i że samochód się porusza. Poprawiłam położenie lewej ręki, ale szybko pożałowałam. Strasznie mnie zapiekła, a kiedy ją dotknęłam poczułam coś mokrego. Nie chciałam robić afery, że to może być krew, dlatego nic nie powiedziałam. Jechaliśmy w milczeniu. Głowa opadła mi na szybę, nie miałam siły wrócić jej do pionu. Malik gdzieś mnie wywozi, a ja nie protestuję. To wszystko przez szok i alkohol. Niech się cieszy, że ten jedyny raz się go słucham.
Chyba przysnęłam, bo obudziłam się dopiero pod bramą jakiegoś niewielkiego domu. Zwyczajnego domu.
- Gdzie jesteśmy? - zapytałam zaspanym głosem. - To nie jest mój dom.
- Wysiadaj. - Zayn warknął i sam wysiadł, trzaskając drzwiami.
Co go ugryzło? Podążyłam za nim do budynku. Wywnioskowałam, że dom jest jego. Całkiem ładny. Taki... Normalny. Spodziewałam się albo jakiejś willi, albo meliny ćpunów, w której jest królem. Bez słowa wpuścił mnie do środka, uprzednio otwierając drzwi kluczem. Weszłam ostrożnie i zdjęłam buty w korytarzu. Stanęłam jak ta lama, nie wiedząc co mam robić dalej.
- Zachowuj się cicho, bo moja mama śpi. - poinformował, spoglądając przez ramię.
Chłopak minął mnie, wiec poszłam jego śladem. Znaleźliśmy się w niedużej kuchni. Malik oparł się o blat z założonymi rękoma. Usiadłam na krześle.
- Czy ty do końca ogłupiałaś?! - wyskoczył nagle z pretensjami.
- O co ci chodzi? - posłałam mu zdezorientowane spojrzenie.
- Nie zamierzałaś mi powiedzieć, że jesteś ranna, że krwawisz? - zapytał już trochę spokojniej.
Ja? Krwawię? Przecież okres dopiero mi się skończ... Aaaaa! Chodzi mu o rękę! Przeniosłam wzrok na zranioną kończynę. Dlaczego dopiero teraz zauważyłam, że mam ją obwiązaną jakimś kawałkiem materiału?
- No bo ja... Yyy... No chyba usnęłam i tak jakoś wyszło.
Kurcze, zestresował mnie.
- Jesteś mi winna koszulkę. - mruknął, pocierając twarz dłońmi.
Rzeczywiście. Dół jego t-shirtu był wybrakowany i dodatkowo miał ten sam kolor jak materiał na mojej ręce. Przynajmniej taki był zanim ubrudziłam go krwią.
- Nie musiałeś. To nie jest głęboka rana. Będę żyła. - bąknęłam speszona.
- Wystraszyłaś mnie! - oburzył się. - Miałaś całą rękę we krwi!
Nie odezwałam się.
- Chodź.
Wyszedł, a ja za nim.
Znaleźliśmy się w łazience, gdzie ręką wskazał na sedes. Usiadłam. Wyciągnął z szafki obok lustra apteczkę i postawił ją na podłodze klękając tuż przede mną.
- Odwdzięczę ci się za twoje opatrywanie ran. - powiedział z półuśmiechem. - Daj.
Podałam mu rękę, on delikatnie odwiązał kawałek koszulki i wacikiem nasączonym wodą utlenioną zaczął przemywać moją ranę. Syknęłam z bólu. Niby rozcięcie nie było długie i głębokie, ale piekło jak cholera! Najlepsze było to, że nie wiedziałam skąd się wzięło.
- To mi wygląda na potłuczoną fifkę. - dokładniej przyjrzał się skaleczeniu.
Czy on czyta w myślach? Mam nadzieję, że nie...
- Skąd wiesz? - ja przyglądałam się jemu.
Ma taką seksownie ciemną karnacje. Jeszcze te kruczoczarne włosy, brązowe włosy i długie, równie czarne rzęsy. A te usta? Ja nie mam pytań! Jego cera nosiła ślady po trądziku młodzieńczym, który z pewnością kiedyś przechodził. Nawet zauważyłam kilka malutkich krostek rozsianych w różnych miejscach na jego cholernie przystojnej twarzy. To, że jest moim wrogiem wcale nie oznacza, że jest brzydki i odrażający. Właśnie wręcz przeciwnie...
- Dużo ludzi je przy sobie dzisiaj miało i pewnie któryś spanikowany koleś chciał się jej pozbyć przez potłuczenie. Uderzył nią o ścianę, dlatego ostra część została w jego dłoni. Nie zdążył jej wyrzucić zanim trafił na twoje ramię. Tak myślę...
Ze skupieniem wymalowanym na twarzy oczyszczał moją rękę z zaschniętej krwi.
- Aha.
- Uważaj, bo teraz może zaboleć. - ostrzegł i zaczął owijać ranę bandażem.
- Ała. - jęknęłam. - Boli, no.
- Cicho. - szepnął i dmuchnął zimnym powietrzem. - Tak lepiej?
Spojrzał na mnie z dołu. Ja spojrzałam w jego oczy i zamarłam. Znienawidziłam się za swoją reakcję na jego wzrok. Przeszły mnie ciarki i nie potrafiłam oderwać od niego oczu.
Wstrzymałam oddech.
- Tak, lepiej. - wyszeptałam zawstydzona.
Kuźwa, co mi się dzieje?! Mulat odchrząknął i wrócił do opatrywania.
- Gotowe. - oznajmił zadowolony i wstał schować apteczkę. - Umieram z głodu.
Dobrze, że jakoś zmniejszył napięcie, bo chyba bym tam dłużej nie wytrzymała. Wróciliśmy do kuchni, gdzie zajęłam to samo miejsce, co wcześniej. Nerwowo bawiłam się moimi palcami i ruszałam nogą.
- Mogłabyś przestać? - mulat mrukną, stojąc przy blacie tyłem do mnie. - Chcesz coś?
Głupio mi było powiedzieć, że jestem głodna i że strasznie mnie suszy.
- Nie, spoko. - odchrząknęłam nienaturalnie, poprawiając się na krześle.
Boże, Jessy! Ogarnij się! Kłamstwo uszłoby mi na sucho, gdyby nie mój "kochany" fart. W najmniej odpowiednim momencie zaburczało mi w brzuchu. Serio? Akurat teraz?
- Twój żołądek mówi co innego.
Co? Jakim cudem on to usłyszał?
- W wielu kwestiach się nie zgadzamy. - palnęłam dla rozluźnienia.
Nie wiem dlaczego, ale miałam wrażenie, że Zayn się uśmiecha.
- Wiem, że między nami jest jak jest, ale nie jestem chamem, żebyś musiała patrzeć jak jem.
Odwrócił się z talerzem pełnym kanapek i postawił go na stole. Na sam ich widok pociekła mi ślinka. Usadowił się po drugiej stronie, biorąc jedną kanapkę. Bez skrępowania zaczął konsumować ją dużymi kęsami, natomiast ja siedziałam jak ta ofiara losu, nie wiedząc, co ze sobą począć.
- Częstuj się. - wymamrotał z pełną buzią.
- Jak pies je, to nie szczeka.
Uśmiechnął się, cwaniacko mierząc mnie wzrokiem.
- Widzę, że cięty języczek wrócił. - uniósł brew zadowolony. - Brakowało mi tego. Czułem się trochę
dziwnie. Nieswojo.
- Tak, ja też. - przytaknęłam i odważyłam się sięgnąć po przekąskę.
Przeżuwaliśmy w milczeniu. Ja patrzyłam na kanapkę, a chłopak na mnie. Postanowiłam się odezwać ale nie podniosłam głowy.
- Też uważasz, że to było dziwne? - zapytałam ni z gruszki ni z pietruszki.
- Ale co? - przełknął kęs. - Incydent na imprezie? Tak, to było chore, ale przywykłem.
- Nie. - potrząsnęłam głową. - Chodziło mi o tą sytuację w łazience. Um, przed chwilą. - napomniałam z niemałym trudem.
- Ach, to. - olśniło go, na co się uśmiechnął. - O czym wtedy myślałaś?
Uniosłam brwi zdziwiona.
- Poważnie? Będziemy się teraz zwierzać ze swoich myśli?
- Sama zaczęłaś ten temat. - wziął kolejnego kęsa i żuł go flegmatycznie, nie spuszczając ze mnie oczu.
- To był błąd. - bąknęłam pod nosem. - Zapomnij.
- Ja myślałem o jednym... - ach, ciekawe z czym wypali Pan Wspaniały Malik!
Z ciekawości przeniosłam wzrok z kanapki na chłopaka.
- O czym?
- Myślałem o tym, co mógłbym tam z tobą robić. - wypalał we mnie dziurę swoimi tęczówkami. - Mógłbym wziąć cię na pralce, umywalce albo w wannie. O tak... Wspólna kąpiel. To byłoby coś.
Oznajmił to tak bezwstydnie! Jeszcze ten wyraz oczu.
- Jesteś świnią, Malik! - wstałam gwałtownie. - Zwykłym chamem i zboczeńcem!
Nie obyło się bez hałasu wydanego przez krzesło. Mulat również wstał i zjawił się przy mnie w mgnieniu oka. Nie wiem jak to zrobił, ale trochę się wystraszyłam.
- Co powiedziałaś? - ja się odsuwałam, a on się przysuwał. Klasyczny przypadek. - Powtórz.
- Nie umyłeś dzisiaj uszu? -
Oj dziewczyno, igrasz z ogniem...
Widziałam jak jego szczęka zamyka się ciasno, a oczy ciemnieją. Zrobiłam krok w tył, plecami przylegając do ściany. Malik stał tuż przede mną, dosłownie kilka centymetrów. Nie czułam się komfortowo.
- Kurwa. - warknął.
- Też kobieta. - rzuciłam niewinnie. - Tylko cipa płatna.
Wcale nie czułam się swojsko w tej sytuacji. Dzięki, Malik!
- Wkurwiasz mnie. - wysyczał wściekle.
- Vice versa, Malik. - szepnęłam.
- Ja pierdole! - uderzył pięścią w ścianę tuż obok mojej głowy.
Odważnie spojrzałam w jego pełne gniewu oczy, a on co zrobił? Pocałował mnie! Mocno i zachłannie. Nie chciałam tego, więc ugryzłam go w wargę. Odpuścił z mocą, ale nie odpuścił całowania. Chciałam go od siebie odepchnąć, ale ni cholery się nie ruszył. Do tego miałam ograniczone ruchy.
Niefajnie.
Jego miękkie usta już lżej pieściły moje, przez co się poddałam. Czemu miałabym odmawiać sobie takiej przyjemności? Oddałam pieszczotę, a chłopak korzystając z okazji wsunął mi język. Zrobiło się tak namiętnie, że aż szkoda było przerywać. Całował nieziemsko! Odzyskałam rozsądek dopiero jak przygryzł moją dolną wargę. Odchyliłam głowę i odepchnęłam go mocno.
- Ja pierdole, co ty robisz?! - wydarłam się. - Do końca zidiociałeś?!
Zaśmiał się kpiąco.
- Musiałem jakoś wyładować swoje emocje, a ty byłaś najbliżej.
- Jesteś taki popierdolony, że aż mi cię szkoda! - postukałam się palcem w czoło.
- Nie mów, że ci się nie podobało, bo odniosłem inne wrażenie. - uniósł brwi wyczekująco.
- To jest, kurwa, najgorsze! - opuściłam głowę zrezygnowana. - Nieważne... Odwieź mnie do domu.
Tak, przyznałam mu rację. Miałam zaprzeczać samej sobie, że było okropnie. Było, um... zajebiście.
- Jak sobie księżniczka życzy. - ukłonił się nisko i przepuścił mnie pierwszą.
Kiedy moją twarz owiało świeże powietrze poczułam lekką ulgę. Ochłonęłam. To nie powinno się stać i mnie tu nie powinno być.
- Jedziemy, czy wysłać ci specjalne zaproszenie? - prychnął, wsiadając zwinnie do auta.
Powtórzyłam jego ruch i już mknęliśmy w stronę mojego domu. Z tego wszystkiego zapomniałam o Mel. Zadzwonię do nie jutro, a właściwie dzisiaj, tylko trochę później, bo jest druga nad ranem. Spędziłam u tego debila jakąś godzinę.
- Jesteśmy na miejscu, madame.
Na żarty mu się, kurwa, zebrało.
- Jesteś żałosny. - westchnęłam i złapałam za klamkę. - Zapomnijmy o tym, dobra?
- Jasne, jak sobie chcesz. - przytaknął delikatnie głową. - Ale koszulki ci nie odpuszczę.
Nie odpowiedziałam, tylko rzuciłam liche "cześć" i wyszłam. Odjechał z piskiem opon zanim zdążyłam dotrzeć do drzwi. Wparowałam do domu, zapominając o byciu cicho ze względu na brata. Wybaczy mi ten jeden raz, kiedy nie będę ostrożna. Mam gdzieś czy śmierdzę i jak wyglądam. Rzuciłam się na swoje łóżeczko, które najlepiej mnie rozumie i walnęłam z całej siły w poduszkę podsycana gniewem.
Malik jest taki bezczelny! Nie wiem, co on sobie mysli, robiąc ze mnie zabawkę do wyładowywania złości. Jeszcze mu pokażę, kto tu rządzi. "Do boju, Jess!" - dopingowała mnie podświadomość.
Wstałam ostrożnie, bo w ciemności, jaka w tej chwili panowała w moim pokoju, nic nie widziałam. Cudem znalazłam piżamę i udałam się do łazienki. Zmyłam makijaż, umyłam zęby, ochlapałam twarz chłodną wodą, przebrałam się, rozpuściłam włosy i byłam gotowa do snu. Nie myśląc wiele, zakopałam się w ciepłej kołderce, wtulając głowę w miękką poduszkę. Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej, jak to mówią.
Niestety nie zdążyłam zapaść w sen, kiedy usłyszałam ciche pukanie do moich drzwi. Chwilę potem w pokoju pojawiła się rozczochrana blond czupryna.
- Niall? - przetarłam oczy i usiadłam.
Nie odpowiedział tylko usiadł obok  mnie.
- Co się dzieje, Jess? - tym pytaniem wprawił mnie w zakłopotanie.
Szybko schowałam rękę pod kołdrę, nie chcąc żeby zauważył bandaż.
- Czemu pytasz? - spuściłam głowę, skubiąc pościel.
- Mam wrażenie, że coś cię męczy. Nie chodzi o dzisiaj, tylko ogólnie. Odkąd zaczęłaś spotykać się z tym mulatem, zachowujesz się inaczej.
- Ja? Chyba ci się wydaje. - uśmiechnęłam się dla niepoznaki. - Poza tym, ja się z nim nie spotykam. Czasami na siebie wpadamy...
Tak naprawdę miałam dość Zayna i jego humorków, tego całego nachodzenia i kłótni. Wszystkie nieporozumienia jakie wynikły z naszej znajomości nie prowadziły do niczego dobrego.
- Jess... Przecież wiesz, że mi możesz powiedzieć wszystko. - w czułym geście położył dłoń na moim kolanie.
Przez kilka sekund patrzyliśmy się na siebie, nic nie mówiąc. Czytaliśmy ze swoich oczu. Bałam się, że może zobaczyć to, czego nie chciałam ujawniać. To, co tak bardzo starałam się ukryć i wyprzeć. Odwróciłam wzrok, zerkając na zegarek w komórce. Postanowiłam zmienić temat.
- Czemu ty jeszcze nie śpisz? Jest późno.
- Nie mogłem zasnąć, więc przyszedłem. - wzruszył ramionami. - Pójdę sobie i nie będę cię męczył jeśli coś mi obiecasz...
- Co?
- Jeśli będziesz miała jakiś problem, z którym nie będziesz mogła sobie poradzić, od razu do mnie przyjdziesz, jasne? Pamiętaj, że jestem do twojej dyspozycji, co by to nie było.
- Jesteś kochany, Niall.
W przypływie uczyć mocno go przytuliłam.
- Wiem, wiem. - zarzucił niewidzialny kosmyk włosów na plecy i wstał.
Przesłałam mu całusa, a on z wielkim uśmiechem na ustach wrócił do siebie.
Teraz mogłam spokojnie iść spać.

***

"W którą stronę bym się nie obejrzała, wszędzie było pełno ludzi. Naciskali na mnie z każdej strony. Znajdowali się w jakimś transie, bo nawet gdy trącałam ich, przepychając się do wyjścia, nie reagowali. Mogłam kogoś uderzyć i pewnie przyjąłby to bez piśnięcia. Serce mi waliło, oddech przyspieszył, a nogi kierowały mnie w nieznanym kierunku. W końcu znalazłam się w spokojnym miejscu, siedząc na czerwonej, skórzanej kanapie. Tańczący ludzie byli poziom niżej. Spanikowana rozejrzałam się dookoła siebie.
- Wybieraj. - powiedział głęboki głos gdzieś za mną.
Mogłam pomyśleć, że mówił do mnie, ale kiedy odwróciłam głowę okazało się, że odbiorcą słów jest inny mężczyzna.
- Nie. - warknął ten drugi. - Nie możesz tego zrobić.
Miałam wrażenie, że znam ten głos. Nie dostrzegałam ich twarzy.
- Ja mogę wszystko. - zaśmiał się ten pierwszy.
- Ona nie jest jakąś pieprzoną rzeczą. - ten drugi wskazał na mnie.
Momentalnie przestałam oddychać i czekałam kiedy wyłonią się z ciemności, w której byli, żeby do mnie podejść, a ja wtedy mogłabym rozpoznać ich twarze. Jednak tak się nie stało. Zdawali się mnie nie zauważać. Byłam obserwatorem rozmowy dotyczącej mojej osoby.
Nieprzyjemny dreszcz zaznaczył drogę na moich plecach.
- Zrobisz to, co mówię, albo ona ucierpi.
Na te słowa zapomniałam jak się oddycha.
- Nie waż się jej tknąć. Nie ręczę za siebie jeśli spadnie jej włos z głowy.
Okey, mogłam ustalić, że ten drugi jest po mojej stronie i widocznie przed czymś, bądź kimś, mnie broni.
- Kto się oprze takiej ślicznotce? - zarechotał ten pierwszy.
- Zabiję cię, skurwysynie. - warknął drugi. - Przysięgam, że cię zabiję.
Ten pierwszy odpowiedział tylko sarkastycznym śmiechem. Zapanowała głucha cisza. Nawet tańczący ludzie poruszali się bez muzyki, która tak nagle umilkła. Spięłam się w sobie i czekałam przerażona, co się stanie. Usłyszałam ciężkie oddechy jednego z nich. Tak, jakby zmagał się sam ze sobą, nie mogąc podjąć decyzji. Kim on, do cholery, jest?! Chciałam wstać i uciec, ale nie mogłam poruszyć nogami. Wcale ich nie czułam. Straciłam czucie?? To niemożliwe! Spanikowałam jeszcze bardziej, a na moim czole pojawiły się krople zimnego potu. Co ze mną będzie? Gdzie ja jestem?
W głowie miałam miliony pytań i żadnej odpowiedzi.
- Albo ona, albo pieniądze. - rzucił zdecydowanym głosem ten pierwszy. - Wybieraj, Malik."

1 komentarz:

  1. O Jezu ten rozdział jest... no po prostu nie da się opisać SUPER!!!! czekam na kolejny i weny życzę :D x

    OdpowiedzUsuń