sobota, 6 września 2014

Rozdział 21

Nie uwierzycie!
Byłam rano po książki, a tam MEEEGA kolejka! Myślałam, że się zatłukę :(
Na szczęście szła szybko i kupiłam moje podręczniki. Niestety nie było już używanych i musiałam wziąć nowe, które były droższe.

Źle się czuję, kiedy rodzice wydają na mnie dużo kasy. To takie przygnębiające...

A wy jak po rozpoczęciu, co? Jak wasze klasy? Fajni ludzie? Gdzie poszliście do szkoły?
Ja już druga klasa liceum, a już za rok MATURAAAAAA <której nie zdam, heh xD>

Przepraszam za te kilka godzin opóźnienia. Wiem, że miało być w sobotę rano, ale jak wiecie, na początku roku jest sporo spraw do załatwienia.
Poza tym, wczoraj byłam tak padnięta, bo wracałam autobusem do domu z Warszawy prawie 3 godziny :/
Ugh!
Były kilometrowe korki. Masakra!

Miłego czytania i zapraszam do komentowania :*

(jeśli możecie, to polećcie gdzieś moje ff :) Byłoby mi bardzo miło xx)

------------------------------------------------------------------------------------------------------

*Jessy*

Czerwiec zleciał jak z bicza strzelił. Jako pełnoprawna i DOROSŁA obywatelka postanowiłam, że będę zdawała na prawo jazdy, ale dopiero jak pojadę do rodziców. Póki co, męczę się w szkole. Na szczęście jutro jest zakończenie roku szkolnego, co niezmiernie mnie cieszy. Bilety do rodziców mam jakoś na początek lipca.
Już nie mogę się doczekać!
Jeśli chodzi o Malika, to po mojej osiemnastce nie zamieniłam z nim słowa. Widywałam go przelotnie na korytarzu, ale naszym jedynym kontaktem były obojętne spojrzenia. Nawet na lekcjach nie pyskował nauczycielom, co zdziwiło chyba każdego. Snuł się po korytarzach szkolnych, wychodził na papierosa bądź siedział w jakiś swoich zakamarkach, których nie znałam. Wiem, że jedyny i jakikolwiek kontakt miał z przyjacielem, z Joshem.
Nie dawały mi spokoju myśli na temat tego, co wydarzyło się na imprezie oraz tego, co zobaczyłam w jego brązowych oczach. Miałam wrażenie, że widzę ból, niemoc, ale i dystans. Coś musiało się stać... Coś poważnego. Przecież nie zareagowałby tak gwałtownie na głupie słowa pijanego człowieka bez powodu. W sumie nie powinno mnie to interesować, bo to Malik.
Już sama nie wiem, co o tym myśleć...

***

- Jessy wstawaj! Spóźnisz się! - obudził mnie wrzask.
Przetarłam zaspane oczy i coś sobie przypomniałam... Kurwa! Mam zakończenie roku! Wstałam gwałtownie, ale tak samo usiadłam, gdyż zderzyłam się z klatką Nialla.
- Co ty tu robisz?! - krzyknęłam. - Nie widzisz, że się spieszę!?
- Gdybym cię nie obudził, to byś zaspała! - podniósł głos.
- Och, spadaj! - machnęłam na niego dłonią i zręcznie wyminęłam.
Zbiegłam do kuchni i przelotnie spojrzałam na zegarek.
- Niall, ty idioto! - wydarłam się na cały dom.
W odpowiedzi usłyszałam tylko głupi śmiech blondasa. Wkurzyłam się na maksa. Brat wszedł do pomieszczenia uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Odbiło ci?? - postukałam się palcem w czoło. - Przecież zakończenie mam dopiero o wpół do dziesiątej.
- Masz mi za złe, że obudziłem cię godzinę przed wyjściem? - miał minę niewiniątka.
- Człowieku! Jest ósma! Mogłam pospać jeszcze calutkie pół godziny. Zmarnowałeś mi tyle snu. - marudziłam.
Chwycił mnie w ramiona i uścisnął.
- I tak mnie kochasz.
Pocałował moje czoło.
- Schlebiasz sobie. - westchnęłam, wtulając się w jego ciepłe ciało.
Kiedy mnie puścił udałam się do łazienki, a on do swojego pokoju. Niall ma zakończenie jakoś o 9.00. Wzięłam prysznic, ogarnęłam twarz i włosy i wróciłam do pokoju. Wyjęłam wcześniej naszykowany, galowy zestaw i ubrałam go. Nałożyłam makijaż. Zeszło mi z wszystkim pięćdziesiąt dwie minuty , więc mogę jeszcze na spokojnie zjeść śniadanie. Wyjęłam jogurt naturalny, płatki owsiane, żurawinę, pestki słonecznika i wszystko razem wymieszałam. W międzyczasie mojego szykowania, blondyn już wyszedł.
Gdy skończyłam, chwyciłam telefon, założyłam szpilki i wyszłam z domu zamykając go. Droga do szkoły potrwała jakieś piętnaście minut, więc byłam kwadrans przed rozpoczęciem uroczystości. Odnalazłam Melanie, która stała pod naszą klasą.
- Hej. Pięknie wyglądasz. - przywitała się.
- Hej. Ty również przepięknie.
- Nadchodzą wakacje! - pisnęła. - Już nie mogę się doczekać tych rzeczy, które będziemy robiły.
No nie, następna zaczyna ten temat.
- Mel... Bo jest coś... Jest coś, co powinnam ci powiedzieć. - wydusiłam z trudem.
Ugh! Jak ja nie lubię tego tematu.
- Tak?
- Wyjeżdżam w lipcu do Stanów, do rodziców. - rzuciłam szybko. - Tam skończę trzecią klasę i nie wiem kiedy wrócę. Nie obiecuję, że zaraz po skończeniu szkoły. Przepraszam, że nie powiedziałam ci tego wcześniej.
Patrzyła na mnie w milczeniu, a jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Zaczęłam się bać. Ruda wzięła głęboki wdech.
- Wiem. - uśmiechnęła się.
- Jak to?? - mocno się zdziwiłam.
- Niall się wygadał. - wywróciła na niego oczami. - Na twojej imprezie.
- Idiota. - burknęłam.
- Cieszę się, że spotkasz się z rodzicami. - powiedziała. - Wiem, ze nie będziemy się widziały, ale na pewno to nadrobimy. Będziemy w stałym kontakcie, prawda?
- Jasne, oczywiście. - odparłam entuzjastycznie. - Boże, jesteś taka wspaniała!
- Już kiedyś to słyszałam.
Zarzuciła włosami z miną zwycięzcy.
- Zareagowałaś lepiej niż moja najlepsza przyjaciółka. - zasmuciłam się na samo wspomnieni tamtej rozmowy.
- Naprawdę?
- Szkoda gadać. - ucięłam, a Melanie przytaknęła ze zrozumieniem. - Idziemy na główny korytarz? Trzeba zając sobie miejsca.
- Chodźmy.
Złapałyśmy się pod ręce i raźnym krokiem, zadowolone z dwóch miesięcy wolnego, podążyłyśmy we wspomnianym kierunku. Stanęłyśmy na tyle, żeby nie rzucać się w oczy nauczycielom. Dyrektorka zaczęła swoje przemówienie, a ja miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Zerknęłam przez ramię i wcale się nie myliłam. Zayn wzrokiem wypalał we mnie dziurę. Miał twarz jakby z kamienia. Żadnego ruchu, żadnej oznaki, że w ogóle żyje. Przeniósł spojrzenie na moje oczy. Przez chwilę, żadne z nie odwróciło wzroku, ale Melanie szturchnęła mnie w żebra, więc musiałam odpuścić pierwsza.
- Co się dzieje? - szepnęła.
- Malik. - rzuciłam niechętnie.
Dziewczyna uśmiechnęła się głupio i wróciła do "słuchania" dyrektorki. Cudem wytrzymałam całe przemówienie, ale palce u stóp mi odpadały. To przez te zajebiste szpilki. Tak to jest  jak się chodzi w wysokich butach raz na ruski rok.
Każda klasa powędrowała do swojej sali, więc my także. Mel i ja usiadłyśmy w środkowym rzędzie na końcu. Po lewej usadowił się Josh i Malik, a po prawej dwie koleżanki z klasy. Na szczęście ten drugi siedział koło okna, dzięki czemu nie miałam go na widoku. Nawet nie zorientowałam się, że wychowawczyni skończyła mówić i zaczęła rozdawać świadectwa. Poszłam po swoje. Było całkiem zadowalające, jak na drugą klasę liceum.
- Czego mogę wam życzyć? - pani uśmiechnęła się szeroko. - Bawcie się dobrze, wykorzystajcie wakacje jak najlepiej i przede wszystkim dbajcie o bezpieczeństwo.
- Gumki najważniejsze! - krzyknął któryś z kolegów.
Wszyscy się zaśmiali.
- Oj dzieci, dzieci... - westchnęła. - Będzie mi brakowało tych waszych wygłupów, ale chociaż trochę od siebie odpoczniemy.
- Dziękujemy! - krzyknęliśmy wspólnie.
Po małych pożegnaniach wszyscy wybiegli na zewnątrz. Ja i ruda szłyśmy pogrążone w rozmowie, kiedy przed nami wyłoniła się sylwetka Josha.
Musiałam to wykorzystać.
- Hej Josh! - zawołałam chłopaka, który skierował się w naszą stronę. - Melanie, poczekasz przy bramie? Muszę z nim pogadać.
- Nie ma problemu, tylko się pospiesz. - powiedziała wychodząc z budynku.
Chwile potem pojawił się przyjaciel mulata.
- Co? - burknął.
- Może grzeczniej? - uniosłam brew.
- Dobra. - sapnął. - Słucham szanowną panią?
Zlekceważyłam jego słowa. Musiałam odrzucić na bok nasze porachunki.
- Wiesz, że Malik był u mnie na imprezie urodzinowej, prawda?
- Coś wspominał.
- Mówił ci o tym, że pobił jednego z gości?
- Chyba tak, nie zwróciłem na to szczególnej uwagi, bo ostatnio często uczestniczy w bójkach, a jeszcze częściej je wywołuje. - odparł obojętnie.
- Naprawdę? - zmarszczyłam czoło. - Wcześniej się tak nie zachowywał?
- No nie do końca. - chłopak podrapał się po karku. - Zdarzały się bójki, ale przeważnie z jakiegoś ważnego powodu, ale teraz awanturuje się o każdą błahostkę. Ma mniejszą samokontrolę niż wcześniej.
- Tak myślałam, że to nie było normalne. - zamyśliłam się. - Coś się stało?
- U Zayna? Nie wiem, czy mogę ci o tym powiedzieć...
- Nikomu nie powiem. - obiecałam.
- Nawet tej swojej przyjaciółeczce i bratu? - popatrzył wyczekująco.
- Tak, nawet im. - przyznałam.
- Chodzi o to, że... - zawahał się. - Matka Zayna zmarła.
Zamurowało mnie. Nie potrafiłam nic powiedzieć.
- Miał tylko ją. - kontynuował. - Ojciec zginął w wypadku kiedy Zayn był mały, a ona chorowała na stwardnienie rozsiane. Wiedział, że kiedyś to nastąpi i starał się jej pomagać, ale kuracje były bardzo kosztowne. Pogorszenie zdrowia nastąpiło tak nagle. Siedział z nią w szpitalu całą noc, a nad ranem poinformowali go, że nie dała rady. Wtedy się załamał, ale przysiągł sobie jedno... - zatrzymał się. - Że już nigdy więcej nie pozwoli, aby go zraniono czy poniżono i że nie przyjmie pomocy od nikogo.
- Boże... - wydusiłam i zakryłam usta dłonią.
To takie okropne. Stracić jedyną bliską ci osobę w życiu.
- Musi mu być cholernie trudno. - powiedziałam zszokowana.
- Nawet nie wiesz jak kurewsko trudno. - przyznał Josh. - Niestety przez to przestał okazywać jakiekolwiek emocje i uczucia... Stracił osobę, którą kochał i która kochała jego. Nie chce, żeby ponownie tak się stało.
Pokręciłam zrezygnowana głową i mocno zacisnęłam powieki.
- W ogóle nie wiem, dlaczego ci o tym mówię. - złapał się za głowę. - Nie powinienem, a ty zapomnij, co powiedziałem, okey?
- Jasne. - zgodziłam się. - Dzięki.
- Nie ma za co. - odwrócił się i zaczął odchodzić.
Zatrzymał się i spojrzał przez ramię. Miałam wrażenie, że na jego obliczu widzę wstyd i skruchę. Jednak to mogło być tylko głupie przewidzenie.
- Przepraszam. - rzucił i zniknął za drzwiami jednej z sal.
Przeprosił mnie za swoje zachowanie tamtego dnia. Czy mu wybaczę? Nie wiem... Był pod wpływem narkotyków, a nie powinien, bo jest na odwyku. Bóg uczy, żeby nie trzymać urazy, ale on chciał mnie udusić z pełną premedytacją. Muszę wszystko przemyśleć.
Po słowach Josha nie mogłam się odnaleźć. Szłam z Melanie do mojego domu, ona coś mówiła, a ja udawałam, że słucham. Musiałam przyswoić sobie te straszne informację. Myślę, że teraz Malikowi najbardziej zbędne jest współczucie.
- Jess wiem, że nawet nie wiesz, co do ciebie mówię. - rzuciła z pretensją dziewczyna.
Ocknęłam się i spojrzałam na nią przepraszającym wzrokiem.
- Wybacz. - rzuciłam i ponownie patrzyłam przed siebie.
- Dam ci spokój, bo jesteś z głową w chmurach. Masz szczęście, że zobaczę się z Niallem, bo dzięki niemu mam dobry humor.
- Mhmm...
Więcej żadna z nas się nie odezwała.
Po dotarciu do domu mechanicznie przebrałam się w codzienne ciuchy i zrobiłam sobie kanapki. Mel od razu pognała z Niallem na pizze. Chcieli, żebym poszła z nimi, ale nie miałam ochoty. Powiedzieli, że wrócą wieczorem. Niech im będzie...
Uruchomiłam laptopa i przejrzałam podstawowe portale. Nic ciekawego się nie działo, więc włączyłam jakiś film. Komedia odrobinę poprawiła mi humor. Kiedy skończyłam oglądać i zdążyłam zamknąć
urządzenie, mój telefon zadzwonił.
Mama.
Pogadałyśmy chwilę o bzdurach i trochę o moim przyjeździe, a po długim pożegnaniu rozłączyłam się. Żeby rozładować emocje włączyłam muzykę i zaczęłam tańczyć. Zatraciłam się w swojej pasji... Tak jak za dawnych lat. Następnie wykąpałam moje spocone ciało i resztę dnia przeleżałam na łóżku chłonąc książkę. Nic nie odrywało mnie od rzeczywistości jak książki. Uwielbiałam to robić. Utożsamiać się z postacią i przeżywać akcje zawartą w tekście.
Na chwile moją uwagę odwróciła myśl, żeby napisać wiadomość do Malika. Zapytać jak się czuje i czy wszystko w porządku. Jednak szybko wyrzuciłam głupi pomysł z głowy, ale i tak nie mogłam skupić się na książce. Z jednej strony Zayn był strasznie wkurwiający, władczy, egoistyczny, samolubny, buntowniczy, mogłabym wymieniać jego wady bez końca. Z drugiej strony z nim się nudzić nie można, zawsze wymyśli coś głupiego, potrafi sobie w życiu radzić, dotrzymuje słowa, jest mega przystojny i ma tatuaże. Czy ja własnie wymieniłam jego zalety? Nie, nie prawda. Nic nie było. Może gdybyśmy spotkali się w innych okolicznościach, to mógłby mi się spodobać... Nie mówię, że jego wygląd mnie nie pociąga. Wręcz przeciwnie. A wspomniałam, że zajebiście całuje? Nie? No to mówię.
"Jessy! Czy ty się słyszysz?!" - zainterweniowała moja podświadomość.
Zatrzymałam swoje myśli, biegnące w nieodpowiednim kierunku. Wtedy usłyszałam hałas na dole. Śmiech Nialla rozpoznałabym wszędzie. Zbiegłam na dół i zastałam słodką parkę w salonie na kanapie. Po chamsku dosiadłam się do nich, wpychając się między nich. Popatrzyli na mnie bez zrozumienia i z lekkim szokiem.
- Jak tam było na pizzy? Smakowała? - zapytałam z uśmiechem.
Musiałam odwrócić swoją uwagę od Malika.
- Uderzyłaś się w głowę? - Niall przyłożył mi dłoń do czoła. - Bo gorączki nie masz.
- Wszystko jest w najlepszym porządku.
- Co się tu sprowadza? - zagadnęłam Mel podejrzliwym tonem.
Wzruszyłam niewinnie ramionami.
- Kompletnie nic.
- Na pewno? - dziewczyna uniosła brwi.
- Na sto procent. Chciałam pobyć trochę z wami.
Uśmiech nie schodził mi z twarzy, od czego zaczęła mnie boleć buzia. Chyba mam skurcz.
- Coś mi tu śmierdzi. - brat zmarszczył czoło.
- Mówiłam, żebyś się wykapał zanim gdziekolwiek wyjdziesz.
Zmroził mnie wzrokiem, a ja posłałam mu całusa. Tak naprawdę miałam cichą nadzieję, że może przywieźli mi kawałek pizzy z szynką i ananasem.
- Leży na blacie w kuchni. Podgrzej sobie. - braciszek chyba czytał mi w myślach.
Poderwałam się na równe nogi, wycałowałam oboje w policzki i uradowana pobiegłam po pizze. Po odgrzaniu już ledwo ciepłego kawałka, pożegnałam się z Melanie i wróciłam do swojego pokoju. Gdy już zjadłam, umyłam zęby, wykąpałam się, przebrałam w piżamę i rzuciłam na łóżko. Przed zamknięciem oczu sprawdziłam jeszcze komórkę, ale nic na mnie nie czekało. Wtuliłam głowę w poduszkę, wsuwając ręce pod głowę.
Nawet nie wiem, kiedy usnęłam.

Śnił mi się mulat o czekoladowych oczach. Był załamany, słaby, kruchy i bezsilny. Stałam kilka kroków przed nim. Tak bardzo chciałam go przytulić, ale nie mogłam się zbliżyć. Z każdym kolejnym krokiem on się oddalał. Zaczęłam uparcie biec przed siebie. Krzyczałam jego imię, aż zabolało mnie gardło. Chłopak nawet nie spojrzał w moją stronę. Opadłam z sił i popatrzyłam bezradnie na załamanego mulata. Jego przystojna twarz okryła się przygnębieniem, a mnie zakuło serce.
Nagle podniósł wzrok na mnie i wyszeptał słowa, które usłyszałam bardzo wyraźnie.
- Tylko ty możesz mnie uratować.
Ciemność.
Mój krzyk.
Niewiedza.
Koniec.

1 komentarz: