piątek, 12 września 2014

Rozdział 22

Patrzcie!
Dzisiaj udało mi się zdążyć jeszcze w piątek :)

Miłego czytania moi mili :*

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

*Jessy*

Jest początek lipca, a ja nudzę się jak mops. Leżę na kanapie i patrzę w sufit, bo nie znalazłam ciekawszego zajęcia. Melanie wyjechała na tydzień do swojej babci, więc się nie spotkamy. Niall ćwiczy nowe piosenki na gitarze, bo nagle nazbierało mu się chętnych do nauki. Serio ludzie nie mają co robić w wakacje, tylko uczyć się gry na instrumentach? Pff! Żenada. Gdzie imprezy po zgonowanie? W sumie sama nic nie robię...
Dobra, nic nie mówiłam.
Amy jest na mnie obrażona, a reszta grupy pewnie ćwiczy na kolejne zawody, które będą za tydzień. Z tego wszystkiego przestałam tańczyć, no może oprócz podrygiwania w pokoju. Ehhh...
Zadzwonić do Amy? Spróbuję, może jej przeszło...
Chwyciłam komórkę i wybrałam odpowiedni numer.
- Słucham? - odebrała po pierwszym sygnale.
- Hej Amy. - starałam się brzmieć radośnie w przeciwieństwie do niej.
- Cześć, co chcesz? - rzuciła obojętnie.
- Jesteś zła?
- Ja? Zła? Nie, co ty. - prychnęła. - Przecież nie mam, o co. To tylko sprawa, o której nie powiedziała mi moja najlepsza przyjaciółka. Pff, drobiazg.
- Amy, przepraszam. Ten temat nie był dla mnie łatwy. Możemy się spotkać? Pogadamy i w ogóle...
Zawahała się na chwilę.
- Ok. - westchnęła.
- Dzisiaj? Tam gdzie zawsze?
Miałyśmy naszą ulubioną kawiarenkę.
- Może być. O której?
- Za godzinę, czyli o trzynastej?
- Spoko. Muszę kończyć, pa.
- Do zobaczenia.
Rozłączyłam się.
Przynajmniej się zgodziła, normalnie sukces. Zwlekłam się z kanapy i zmusiłam zleniwiałe kluchy, które potocznie nazywam nogami, do ruchu. Ogarnęłam się, żeby wyglądać znośnie, spakowałam niezbędne rzeczy do torebki, po czym chwyciłam telefon i klucze. Zajrzałam do pokoju brata.
- Ej, ja wychodzę. - oznajmiłam.
- Gdzie? - zapytał, podnosząc głowę.
Na kolanach miał gitarę, a na biurku leżało pełno kartek i ołówek. Czyżby coś komponował.
- Umówiłam się z Amy. - odparłam przewracając oczami. - Niall, jestem pełnoletnia... Nie muszę ci się tłumaczyć.
- Mieszkamy razem. - uciął stanowczo. - Baw się dobrze.
- Dzięki! Kocham cię! - krzyknęłam do zamkniętych już drzwi, następnie podążając na dół.

***

Droga na miejsce umówionego spotkania zajęła mi trochę czasu, bo było bliżej starej szkoły, ale nie spóźniłam się. Zajęłam nasze ulubione miejsce i usadowiłam się wygodnie. Po chwili podeszła kelnerka, u której zamówiłam tylko wodę. Z kawą chciałam zaczekać na przyjaciółkę. Wyjęłam komórkę sprawdzając czas. Już dziesięć minut po trzynastej. Może się spóźni...
Kolejne 10 minut...
I następne...
I jeszcze...
Nie ma jej...
Niespodziewanie podszedł do mnie właściciel knajpki. Był to mężczyzna w średnim wieku z posiwiałą burzą włosów. Ze względu na wiek, jego twarz poorana była zmarszczkami, a skóra spalona słońcem. Bardzo go lubiłam. Znaliśmy się odkąd zaczęłam chodzić do szkoły, z której mnie wyrzucili. Często odwiedzałyśmy go z Amy, żeby poplotkować, a on zasypywał nas anegdotami. Spędziliśmy ze sobą wiele czasu, przez co traktowałam go jak mojego trzeciego dziadka. Miło było znowu zobaczyć jego serdeczny uśmiech, którym obdarzył mnie podchodząc do mojego stolika.
- Dzień dobry, panie Jons.
Nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu.
- Witaj, Jessico. - zawsze zwracał się do mnie pełnym imieniem. Wcale mi to nie przeszkadzało.
Przysiadł na chwilę na drugim krześle.
- Co u pana słychać? - podparłam bodę na dłoniach, a łokcie umieściłam na stole.
- Interes się kręci, nie narzekam. - mrugnął do mnie. - Jak w nowej szkole?
O mojej karze dowiedział się jako pierwszy. Wówczas zaparzył mi herbatę ziołową na uspokojenie, bo byłam nieźle podminowana. Wysłuchał to, co miałam do powiedzenia, nie oceniał mnie, a później obrócił wszystko tak, że umieraliśmy ze śmiechu.
- Wszystko dobrze, zaklimatyzowałam się i przeżyłam koniec roku. - powiedziałam obracając szklankę z wodą. - Niedługo wyjeżdżam do rodziców, do Stanów. Tam skończę liceum.
- To wspaniale. - szczerze się ucieszył. - Mam nadzieję, że wszystko ci się ułoży, bo widzę, że akurat masz ciężki kawałek chleba do przełknięcia. Nie będę cię dręczył. Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy. Drzwi mojej kawiarni stoją dla ciebie otworem. - sięgnął po moją dłoń i ścisnął ją w pocieszającym geście.
- Dziękuję, panie Jons. - odetchnęłam z ulgą.
Ten człowiek umiał podnieść mnie na duchu. Wiedziałam, że zawsze mogę na niego liczyć.
- Czekasz na kogoś? - zapytał i wstał poprawiając marynarkę.
- Na Amy.
- Dawno tu nie była... Odkąd zmieniłaś szkołę. - zasępił się na chwilę, ale zaraz wrócił jego niezastąpiony, zaraźliwy uśmiech. - Już nie przeszkadzam. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia. - powtórzyłam z wielką nadzieją, że tak będzie.
Kiedy mężczyzna odszedł, sprawdziłam godzinę na zegarze wiszącym nad ladą. Wybiła czternasta, a Amy się nie zjawiła. Mocno wkurzona wstałam i wyszłam, zostawiając pieniądze za wodę. Myślałam, że rozniosę każdego przechodnia, który na mnie spojrzał.
Kiedy już szłam z przystanku do domu, usłyszałam dzwonek telefonu. Odebrałam zła, widząc kto miał tupet, żeby zadzwonić.
- Dzięki, że uprzedziłaś. - wycedziłam.
- Przepraszam... - zaczęła, ale jej przerwałam.
- Przepraszasz, kurwa?! Umówiłyśmy się, do cholery! Czekałam na ciebie godzinę i dopiero teraz byłaś łaskawa zadzwonić, że nie przyjdziesz?! - krzyczałam.
- Nie Jess! - również podniosła głos. - Dzwonie w innej sprawie.
- W takim razie, słucham. - starałam się opanować.
- Przepraszam, że nie przyszłam, ale to nie miałoby sensu. - wiedziałam, że zaciska powieki. - Po prostu chcę ci powiedzieć, że nasza dalsza przyjaźń też nie ma sensu. Oddaliłyśmy się od siebie. Nie
mówisz mi o ważnych sprawach i widzę, że znalazłaś sobie lepszą koleżaneczkę. Nie wiem jak reszta
"Cramps", ale ja już nie mam ochoty się z tobą zadawać. Zawiodłaś mnie. Najlepiej usuń mój numer, ja zrobię to samo. Także... Rozmawiamy ostatni raz. Chciałabyś coś mi powiedzieć? - skończyła.
- Jesteś suką, Amy. Tyle razem przeszłyśmy i ty nagle mnie zostawiasz? Dziękuję ci bardzo. Zrobię jak chcesz, ale żeby później nie było, że nagle ci się odmieniło. Życzę powodzenia w wymyślaniu zwycięskich układów. - prychnęłam.
- To wszystko?
- Nie miałaś na tyle pierdolonej odwagi, żeby powiedzieć mi to w twarz?
- Amy ja...
- Spierdalaj! - krzyknęłam, nie chcąc słyszeć odpowiedzi. - Nie potrzebuję ciebie, ani twojej zasranej, fałszywej przyjaźni.
Nie dostałam żadnej odpowiedzi, nie pomijając sygnału przerwanego połączenia. Nie wiem, co jej się we łbie poprzestawiało, ale nie mam zamiaru się tym przejmować. Skoro taka jest jej decyzja...
Jak prosiła tak zrobiłam i usunęłam ją z listy kontaktów. Pozbyłam się jej z życia raz na zawsze.
Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie.
Jeszcze bardziej wkurwiona niż poprzednio, wparowałam do domu trzaskając drzwiami.
- Jessy! - upomniał mnie Niall, który pojawił się w korytarzu.
- Daj mi spokój. - bąknęłam, wymijając chłopaka.
Zamknęłam się w pokoju i położyłam na łóżku. Leżałam tak dłuższy czas, bo za oknem zaczęło się ściemniać. Wstałam, wyciągnęłam ładne ubrania i je założyłam. Poprawiłam makijaż na mocniejszy
i przeczesałam włosy. W stanik wsadziłam pieniądze, a w przepasce pod sukienką umieściłam telefon. Mijając salon, gdzie siedział blondyn, rzuciłam krótkie "wychodzę" i po założeniu szpilek
opuściłam budynek.

***

Stałam w kolejce do klubu już jakieś pół godziny. Miałam dosyć, ale to najlepszy lokal w mieście,
więc nie odpuszczę. Wreszcie stanęłam oko w oko z masywnym bramkarzem. Zlustrował mnie wzrokiem.
- Wchodzisz. - kiwnął głową na drzwi wejściowe.
Zadowolona wkroczyłam w progi zacnej miejscówki i od razu skierowałam się w stronę baru. Zatrzepotałam zalotnie rzęsami w kierunku barmana i odkryłam dekolt, a chwilę potem mój "powitalny drink" był gotowy. Nawet nie musiałam za niego płacić. Kto ma cycki, ten ma władze. Przykro mi, panowie.
Wypiłam napój alkoholowy i opanowałam parkiet razem z kilkoma innymi dziewczynami. Bawiłam się znakomicie, ale samej to nie to samo co z kimś, no nie? W łazience sprawdziłam, czy wyglądam w miarę przyzwoicie i po wypiciu kolejnego drinka wyszłam z zatłoczonego klubu. Nie wiem, czy to przez te drinki i moje wkurwienie, które o dziwo wyparowało, ale podjęłam dość głupią decyzję.
Idąc w stronę ulicy, na której mieszkałam, wstąpiłam do całodobowego sklepu monopolowego. Kupiłam litr wódki i piwo, które wysączyłam zanim doszłam do wyznaczonego sobie miejsca. Na szczęście, tam dokąd szłam, nie było daleko.
Już po jakichś dwudziestu minutach stałam przed domem. Nie moim domem. Przed domem Malika. Światło na dole się świeciło, więc wywnioskowałam, że nie śpi. Z karuzelą w głowie podeszłam do drzwi. Zapukałam dość mocno i czekałam. To, że jestem pijana, to nie znaczy, ze nic nie będę pamiętała. Po pijanemu przybywa mi odwagi, ale pamięć zostaje. Przynajmniej częściowa. Umykają mi niektóre momenty, ale da się żyć.
Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk przekręcanego klucza w zamku. Wyprostowałam się, schowałam "prezent" za plecami i próbowałam zachować równowagę. Słabo mi to wychodziło, ale wychodziło. Uśmiechnęłam się szeroko do mocno zdziwionego mulata.
- Heeej. - przywitałam się zbyt radośnie.
- Co ty tu robisz? - uniósł brwi wysoko.
Ha! Nie spodziewał się. Ale go zaskoczyłam!
- Przyszłam do ciebie. - odpowiedziałam najprościej jak się dało.
- Tyle, to ja widzę. - powiedział z ironią. - Nie powinnaś grzecznie spać o tej porze?
- Dzisiaj jestem niegrzeczna. - zachichotałam. - Wpuścisz mnie, czy będziemy pili tutaj? - zapytałam
pokazując mu butelkę.
Nic nie mówiąc, wpuścił mnie do środka. Zamknął drzwi, a ja rozgościłam się w salonie. Za chwilę dołączył do mnie.
- Całkiem ogłupiałaś. - bardziej stwierdził niż zapytał.
- Czuję się znakomicie. - czknęłam cicho. - Z butelki czy ze szkła?
- Powiesz mi, co ci odbiło? - dopytywał.
Dopiero teraz zauważyłam, że jest ubrany w spodnie dresowe i pogniecioną koszulkę. Włosy miał w nieładzie i nie powiem, ale wyglądał całkiem uroczo. Jestem pijana i bredzę, ale wygląda naprawdę
pociągająco. Mógłby robić za jakiegoś modela.
- A czy to ważne? - westchnęłam, zsuwając się tyłkiem na podłogę, plecy oparłam o kanapę.
- Zjawiasz się u mnie w środku nocy i tak, chciałbym wiedzieć jaki jest tego powód.
- Siadaj nie pierdol. - machnęłam lekceważąco dłonią.
- Jak usiądę, to mi powiesz?
Kurwa, chyba nie odpuści...
Już nie można się w spokoju napić. Myślałam, że chociaż on nie będzie mnie przesłuchiwał i robił
wyrzutów. Może się myliłam.
- Tylko pod warunkiem, że zaczniemy pić.
Uśmiechnęłam się cwaniacko.
Wywrócił oczami i prawie niezauważalnie skinął głową. Szybko odkręciłam korek i przechyliłam butelkę przy ustach. Bez przepoi, a co! Brałam jeden łyk za drugim.
- Spokojnie, maleńka. - Malik zabrał mi alkohol. - Ja też chcę.
- Na zdrowie. - czknęłam i zaczęłam się śmiać.
Alkohol palił mi przełyk i w pewnym momencie miałam ochotę wymiotować. Zlekceważyłam nieprzyjemne uczucie i z radością przyjęłam kolejną dawkę wódki. W międzyczasie bełkotałam głupoty i śmiałam się z samej siebie.

***

Przez godzinę zdążyliśmy wlać w siebie litr wódki, a do tego jeszcze jego zapas piwa, czyli po jakieś trzy na głowę. Wcale nie przeszkadzało mi to, że były mega gorzkie. Jak się bawić, to się bawić. W międzyczasie skróciłam mu powód mojej wizyty, a im więcej wypiliśmy, tym bardziej rozwiązywały nam się języki.
- Także widzisz... - popatrzyłam na niego nieprzytomnie. - Przyjaźń "na wieki" jest przereklamowana.
- Zgadzam się, ale jednak uważam inaczej. - zrobił minę myśliciela. - Ja mam najzajebistszejszego,
naj-kurwa-lepszego przyjaciela jaki stąpa po ziemi. Jest zdrowo pierdolnięty, ale własnie to nas łączy.
- Tak, Malik. - przyznałam. - Jesteś zdrowo pierdolnięty.
- Odezwała się. - prychnął. - Kto przychodzi w środku nocy do chłopaka, z którym się nienawidzi i chce z nim zapijać smutki? Plusy są takie, że miałem darmową wódkę.
- Czepiasz się. - zwiesiłam głowę, która była dziwnie ciężka. - Wracając od tematu, to miłość też jest niepotrzebna. Nie wiem, po co to komu. Trzeba się tylko męczyć, no nie?
- Dokładnie. Ja też nie wiem, po co.
Po głębszym namyśle stwierdziłam:
- Po co miłość, jak można się tylko ruchać. To o wiele przyjemniejsze, a mniej skomplikowane.
Mulat spojrzał na mnie z udawanym szokiem.
- Pierdolisz? - uniósł brew, co wyglądało przekomicznie.
Każdy gest czy mina w naszym wykonaniu wyglądała marnie, ze względu na nasz stan.
- Nie rozumiem, po co filozofofofujemy, skoro możemy iść się ruchać. - wzruszyłam ramionami.
- Tak na zawołanie, to trochę słabo. - marudził. - Poza tym, jesteśmy schlani w trzy dupy. Może nawet cztery... albo pięć... czy może sześć...
- Jak sobie chcesz. - bąknęłam niewyraźnie i bezwiednie oparłam głowę na jego lewym ramieniu.
Nie chciałam tak szybko odpuszczać. Skoro poruszyliśmy tą kwestię nie bez powodu. Alkohol w mojej krwi, którego było niebezpiecznie dużo, tak pobudził moją pewność siebie i dodał tyle odwagi, że nie zamierzałam się kontrolować.
Raz się żyje.
Powoli uniosłam lewą rękę i przejechałam nią wzdłuż ramienia chłopaka. Potem jeszcze raz i kolejny. Gładziłam jego skórę samymi opuszkami. Podniosłam głowę kierując spojrzenie na idealny profil Zayna. Pogładziłam go po żuchwie zjeżdżając ku obojczykowi. Zauważyłam, że zareagował gęsią skórką, co mnie niezmiernie ucieszyło. Odwrócił głowę w moją stronę, dzięki czemu nasze oczy się spotkały.
W brązowych tęczówkach migotało podniecenie.

Już wiedziałam, że ta noc będzie inna niż wszystkie...

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
OHOHOHOHOHOHOHO!

Ale się dzieje!
Wiem, że nie możecie się doczekać, co będzie dalej xD

<jestem głupia, bo pisze dwie notatki lol>

Idę oglądać mój najulubieńszy (jest takie słowo? O.o) serial pod słońcem ---> "Teen Wolf: Nastoletni Wilkołak" :)

Dobranoc! xx

1 komentarz:

  1. Wow! Mmm bara bara z Zaynem to jest coś! xd Spoczko rozdział :D Do następnego :*

    OdpowiedzUsuń