sobota, 22 listopada 2014

Rozdział 32

HEEEEJ!

Jak wam mija weekend???
Bo mi na leniuchowaniu, chociaż powinnam zakuwać ehh...
Straszne jest życie licealisty, co nie?

Już niedługo święta!!!
Nie mogę doczekać się tej atmosfery.

Życzę miłego czytania.

Kocham! xx

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

*Jessy*

Od pięciu minut czekam zwarta i gotowa na chłopaków w recepcji. Zrobiłam rozgrzewkę i rozluźniłam się. Mięśnie nie mogą być spięte, bo nie dadzą z siebie 100%. O czym mówię? Wczoraj tu przyjechaliśmy, a dzisiaj ruszamy na pierwszą rundę zawodów. Jestem mega podekscytowana, chociaż staram się utrzymać emocje na wodzy, żeby mnie za bardzo nie poniosło.
Wyjęłam komórkę z torebki i przejrzałam czy nie mam żadnej wiadomości. Przy okazji wysłałam SMS-a do każdego z chłopaków, że czekam w recepcji. Słysząc śmiechy uniosłam głowę. Pomyślałam, ze to moje stado małp, ale się myliłam. Przed moimi oczami pojawiło się stado wilków, znaczy Zayn i jego sfora - Mark, Steve, Sam i Josh.
Kiedy mulat mnie zauważył zachował kamienną twarz, a jego spojrzenie mówiło "dzisiaj cię pokonam". Zmrużyłam oczy i posłałam mu chłodny wzrok mówiący "jeszcze zobaczymy, słońce". Potem wyszli z hotelu.  Jeszcze przez chwilę wyklinałam Malika w myślach, ale przerwałam, bo na horyzoncie pojawił się Tony, Austin, Alex i Max.
- Jedziemy? - podskoczyłam z kanapy i założyłam torbę na ramię.
- Chyba idziemy. - poprawił mnie Max.
- Idziemy? - wytrzeszczyłam oczy. - To gdzie to jest?
- Jakieś piętnaście minut stąd. - rzucił Austin. - Dlatego mamy pokoje w tym hotelu. Jest najbliżej i opłaca go organizator ze sponsorami imprez.
- Jakich imprez? - zdziwiłam się jeszcze bardziej.
Razem wyszliśmy na zewnątrz.
- Nic nie czytałaś w necie na ten temat? - zapytał Alex, wywracając oczami. - Po każdym pojedynku jest impreza tych, którzy przejdą albo zostaną dołączeni do innej grupy.
- Całkiem fajny pomysł.
- Zajebisty! - podskoczył Max.
Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem i raźnym krokiem pomaszerowaliśmy we właściwym kierunku.

***

Stoimy własnie na dużym placu. Każda drużyna ma swój namiot, jeśli mogę tak to nazwać. Nasz jest czarny, a wilków zielony.


Jest jakieś trzydzieści grup z tego, co się orientuję. Rozglądałam się dookoła, kiedy na podwyższeniu, na środku placu pojawiła się grupa mężczyzn, a z głośników zabrzmiał głęboki, męski głos.
- Witam wszystkich przybyłych. Wiem, że nie możecie się doczekać. To pierwsze zawody, w których nagrodą jest 100 tysięcy dolarów. Dzisiaj rozpoczynamy rozgrywkę, w której odrzucimy najsłabszych. Na następnym etapie, czyli za tydzień, znowu kilka drużyn odpadnie, ale wygrani będą mogli dołączyć do siebie jeden z odrzuconych składów. Nie wiem czy to będa układy między wami, czy przypadkowe wybory, ale szczerze mnie to nie obchodzi. Ja mam tylko nadzieję, że wygrają najlepsi.
Mężczyzna skończył mówić i machnął ręką do tłumu, a wszyscy zaczęli klaskać. Tamci zniknęli i każdy zajął się sobą.
Wszystko zacznie się za kilka minut. Trzęsę się z podniecenia. Chwyciłam plastikowy kubeczek i nalałam sobie wody z dozownika.
- Jak humory? Nastawieni na wygraną?
Pod nasz namiot wszedł Steve, a za nim reszta.
- Jak najbardziej. - Tony zrobił z nim braterski uścisk. - A wy?
- Nie ma innej opcji. - powiedział Josh zdecydowanym głosem.
Odsunęłam się na tył. Nie miałam ochoty przebywać w pobliżu Malika. Wczoraj wieczorem kleił się do mnie jak wróciła z treningu. Mówiąc jaśniej, przycisnął mnie do drzwi od mojego pokoju i całował szyję. Nie powiem, że mi się nie podobało, ale właśnie z tego względu głupio mi było na niego patrzeć. To wszystko zaczyna mi się za bardzo podobać... Po prostu się od niego odetnę i szybko mi przejdzie.
- Jak kruszynka "Tigers"? - odwróciłam się w ich stronę zdezorientowana.
- Ja? - wskazałam palcem na siebie.
- Nie, ta za tobą. - rzucił Malik.
Zmroziłam go spojrzeniem.
- Czuję się wspaniale. - powiedziałam z uśmiechem.
- Jaki macie numerek? - wtrącił Max, odwracając uwagę od mojej osoby.
Wielkie dzięki chłopcze!
- Szczęśliwa siódemka. A wasz? - odpowiedział Austin.
- My mamy trzynastkę. - odparł Sam.
- Żeby tylko nie był pechowy, prawda Zayn? - uniosłam prowokacyjnie brew.
- Jeśli dostanę od ciebie buziaka, to na pewno nie będzie. - puścił mi oczko przygryzając wargę.
Wszyscy patrzyli na nas bez zrozumienia.
- Masz marzenia. - prychnęłam i skrzyżowałam ramiona na piersi.
- "Dreams come true" - mruknął z cwaniackim uśmiechem.
- Koniec tej draki. Wiem, że nie pałacie do siebie miłością i nie wiem dlaczego, ale moglibyście chociaż udawać, że nie macie ochoty się pozagryzać. - zarządził Steve. - Musimy już iść, bo za chwilę wszystko się zaczyna. Jestem ciekawy z kim nam przyjdzie startować.
"My też" - pomyślałam.
- Powodzenia. - rzucił za nimi Alex.

***

- Drużyna "Tigers" z numerem siedem! - usłyszeliśmy, że nas wywołują, więc doszliśmy do linii startu.
Do biegania wytypowali mnie. Walczymy z drużyną, której nazwy nie znam, ale ma numer piętnasty. Nie miałam pojęcia na jakiej zasadzie dobierają składy. Zapewne losowo.
- Gotowi? - zapytał Tony'ego jakiś starszy, umięśniony facet.
Tony przytaknął i przyciągnął mnie do uścisku.
- Dasz rade, kochanie. - wyszeptał przy moim uchu i się odsunął, żeby na mnie spojrzeć.
- Dam. - przyznałam pewnie.
- Pięć minut na rozgrzewkę! - oznajmił ten sam mężczyzna.
Z racji, że zrobiłam ją wcześniej, teraz chciałam poświęcić ten czas na wewnętrzne uspokojenie się
i rozluźnienie. Wystarczyło mi skupić się na celu, żeby nic nie przeszkodziło mi go zdobyć.
- Wilki życzą powodzenia. - z tłumu wyłoniła się drużyna Steve'a.
- Dzięki. - odparłam lekko zawstydzona przez sposób w jaki na mnie spojrzał.
Austin odchrząknął, a Max napomniał, że powinnam się ustawić na linii. Zrobiłam to. Ostatnie sekundy do startu były wiecznością.
- Ej. - ktoś zawołał tuz za mną, a ja się odwróciłam.
Zayn. Uniosłam jedną brew i czekałam, co ma do powiedzenia.
- Chciałem ci życzyć powodzenia i sprawić, że będziesz miała szczęście. - wyjaśnił i zbliżył się.
Mój czujnik osobistej przestrzeni zaczął wariować. Mulat stał tylko kilka centymetrów ode mnie.
- Um... Dzięki? - zmarszczyłam czoło. - Niby w jaki sposób chcesz sprawić, że będ... - w jednej chwili Malik przyciągnął mnie do siebie i mocno pocałował.
On strasznie lubi mi przerywać w ten sposób. Ugh!
Rękoma trzymał mnie w talii i za kark. Oddałam pocałunek, bo zwyczajnie tego chciałam, ale jakby ktoś pytał, to przez emocje. Na koniec cmoknął szybko moje usta i oblizał wargę.
- Własnie w taki sposób. - zrobił krok w tył i wsunął dłonie do kieszeni.
Stałam tam jak ta sierota, zupełnie zapominając że jestem na zawodach, które musimy wygrać.
Otrząsnęłam się, kiedy prowadzący krzyknął "Na miejsca!". Stanęłam równo z moim przeciwnikiem, który o dziwo nie był kobietą. Ogólnie zauważyłam, że tutaj jest mało dziewczyn, a jak już to robią za hostessy, czy jak to się tam zwie.
- Start! - te słowa zadziałały na mnie jak porządny kop w dupę.
Po kilku sekundach pokonywałam pierwszą przeszkodę, dzięki czemu wyminęłam kolesia. Był dobry, co oznaczało że ta trasa nie będzie tak łatwa a wyścig przyjemny.

***

- Koniec! - te słowa przywitały mnie na linii mety, która byłam kilka metrów dalej, obok startu.
Zwyczajnie wyznaczona droga robiła kółko. Dobry pomysł ze względu na brak potrzeby przemieszczania się w inne miejsce, żeby rozstrzygnąć kto wygrał.
Z trudem się zatrzymałam i oparłam dłonie na kolanach. Ziałam niesamowicie. Chłopaki będą latać obok mnie cały jutrzejszy dzień. Tak bardzo się dla nich poświęcam.
Niby przybiegłam jakieś dwie sekundy przed tym chłopakiem, ale tu liczą się też efekty. Za dużo by wyjaśniać.
- Jesteś wielka! - podbiegł do mnie Alex i podniósł do góry.
- Wymiatasz tygrysico! - za chwilę znalazłam się w objęciach Maxa.
- Szacun siostro! - Austin poczochrał mnie po włosach.
- Dajcie jej spokój. Nie widzicie, że jest totalnie zmęczona? - ich euforię przygasił trzeźwo myślący Tony.
Uśmiechnęłam się słabo na jego słowa. Kochany. Jestem wielką szczęściarą, że go mam. Jego żona musi bardzo na niego zasługiwać.
Bardzo.
Odchrząknęłam, wyprostowałam się i uspokoiłam oddech.
- Klękać. - powiedziałam z wyższością w głosie.
- Obiecuję, że będziemy ci dziękować na kolanach jeśli dostaniemy się na drugi etap. - Max przyłożył dłoń do serca. - Prawda chłopaki?
Austin, Alex i Tony popatrzyli na niego jak na idiotę, czyli tak jak zwykle i popukali się po czołach palcem wskazującym. Rzuciłam im spojrzenie pełne pretensji.
- Tak!
- Jasne!
- Oczywiście!
Przekrzykiwali się.
Nic nie mówiąc wróciłam pod nasz namiot i klapnęłam na krzesełko. Nie wiem gdzie tamci poszli, ale nie wrócili tu ze mną. Własnie popijałam wodę, kiedy zobaczyłam zbliżającą się męską sylwetkę. Już po chwili wiedziałam któż to taki.
- Mówiłem, że to zadziała. - rzucił z pewnością i usiadł na drugim krześle nieco z boku.
Zayn położył kostkę na kolanie i oparł się wygodnie.
- Wcale tak nie powiedziałeś. - zaprzeczyłam skanując go wzrokiem.
- Powiedziałem, że sprawię iż będziesz miała szczęście, a wiadomo że chodziło o wygranie. - wywrócił oczami. - Przecież wygrałaś.
- Wyścig tak, ale nie wiadomo czy przejdziemy dalej. - wzruszyłam ramionami.
Mój kubeczek stał się nagle bardzo interesujący.
- Jak mi się odwdzięczysz? - zapytał od niechcenia.
Prychnęłam i podniosłam głowę.
- Kto powiedział, że będę się odwdzięczać?
- Ja.
- Ty sobie możesz. Przecież nie prosiłam cię o pomoc.
- Mogę więcej niż myślisz. - zmrużył oczy.
- Zdaje ci się.
- Chcesz się przekonać? - przechylił głowę na bok.
- Tak. Nawet teraz.
- Igrasz z ogniem, kocie.
"Dawno tego nie słyszałam." - pomyślałam. Nie kontynuowałam tematu, ale Malik strasznie się uparł.
- Może napijemy się po powrocie do hotelu? - zaproponował z szerokim uśmiechem.
- Serio mówisz? - ten sarkazm. - Dobrze wiesz jak nasze wspólne picie się kończy, a mimo to proponujesz coś takiego. Nie możesz znaleźć sobie jakiejś laski do pieprzenia? Z tego co widzę,
to dużo ich się tu kręci.
- Chcę ciebie. - nawet stąd zobaczyłam jak jego oczy zmieniły barwę.
Na szczęście nie zamierzał ruszyć się z krzesła. Uff.
- Co jeśli ja nie chcę ciebie?
- Wiem, że chcesz.
- Nie prawda.
- Nie zaprzeczaj samej sobie. - prychnął i wstał poprawiając spodnie.
Wydawało mi się, że widzę małe wybrzuszenie w okolicach jego rozporka.
Ups.
Nie odpowiedziałam na jego zarzut.
- Będę o północy. - dodał, potem poszedł.
Jakiś czas śledziłam jego seksowną sylwetkę i jednocześnie zastanawiałam się dlaczego chce się widzieć tak późno. Wszystko uświadomił mi Max.
- Jeszcze tu siedzisz?! - oburzył się. - Zbieramy się, bo trzeba się przygotować na imprezę!
Dzisiaj wszyscy idą bo reszta wyścigów i wyniki są dopiero jutro.
Podniosłam się ociężale, zabrałam torbę i zostałam zaciągnięta w kierunku hotelu. W tej chwili
marzyłam tylko o prysznicu. Ocuciłam się chłodną wodą, która zmyła całe zmęczenie. Wróciłam do pokoju, żeby wyciągnąć z torby jakieś lepsze ciuchy, przygotowane specjalnie na taką okazję jak impreza. Mój makijaż składał się z kremu nawilżającego, kredki do oczu i pomadki smakowej. Nigdy nie lubiłam i nie używałam podkładów. Czułam się wtedy jak w masce. Cery nie miała doskonałej, ale przecież nikt nie jest idealny, prawda? Makijaż ma podkreślać urodę, a nie ją tworzyć.
Nakładałam jeszcze tusz do rzęs, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę. - rzuciłam wygładzając bluzkę.
Ubrałam się na sportowo, bo chciałam czuć się dobrze z samą sobą. W progu stanął Tony. Zlustrował mnie od góry do dołu i się uśmiechnął.
- Nawet ubrana w workowate spodnie wyglądasz seksownie.
Zarumieniłam się i spuściłam głowę. Podszedł do mnie, obejmując mnie ramieniem w pasie. Druga rękę położył na moim policzku.
- Jessy?
Uniosłam głowę, żeby patrzeć w jego oczy.
- Hm?
- Wszystko dobrze? - miał zmartwienie i troskę wypisaną na twarzy.
- Tak, Tony. Wszystko okey. - mocno go przytuliłam, kładąc głowę na jego torsie.
Na policzku wyczułam spokojne bicie serca.
- Pamiętaj, ze zawsze dla ciebie jestem, jasne? - zapytał, odsuwając mnie na kilka centymetrów tylko po to, żeby zagłębić się w moich tęczówkach. - Co by się nie działo...
- Dziękuję, Tony. Jesteś wspaniały. Nie mogę uwierzyć, ze mam takiego przyjaciela. - wyszeptałam.
W odpowiedzi złożył pocałunek na moi czole. Zanim się odsunął, ja cmoknęłam go w usta.
- Co to było? - zaśmiał się.
- Ale co? Nie rozumiem, o co ci chodzi. - wzruszyłam ramionami z niewinną miną.
Tony poruszył zabawnie brwiami i klepnął mnie w tyłek.
- Co to miało być? - zmarszczyłam czoło, robiąc groźną minę.
- Ale co? - mrugnął do mnie.
Prychnęłam.
- Chodź już, bo chłopaki czekają.
Upewniłam się, że wzięłam klucz od pokoju, zostawiłam komórkę i wyszliśmy na korytarz. Razem czekaliśmy na windę.
- Jak całuje? - zaskoczył mnie ty pytaniem.
- Widziałeś? - jęknęłam.
Nie patrzyłam w jego stronę. Było mi zwyczajnie wstyd.
- Ciężko było nie zauważyć.
Jeszcze raz nacisnął przycisk przywołujący windę, ale jakby mocniej.
- Um... Całkiem nieźle.
Tak naprawdę Malik całuje bosko, ale przecież tego mu nie powiem. Gdyby tylko wiedział o naszym ostatnim wyczynie...
- Podobało ci się? - zapytał, kiedy drzwi się zasunęły.
Ta rozmowa zmierzała w dziwnym kierunku...
- Tony! - uderzyłam go w ramię.
Nie chcę nic mówić, ale to mnie zabolała pięść, a nie jego.
Uśmiechnął się głupkowato. Nie potrafiłam dłużej trzymać swojego focha za takie pytania i sama szczerzyłam się jak nienormalna. Wysiedliśmy na parterze, gdzie czekali na nas Max, Alex
i Austin. Uradowani razem popędziliśmy na imprezkę.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dobra, ten trochę słaby, bo nic się takiego nie dzieje.
Ale jak wiecie wszystko musi się ze sobą łączyć, więc czasem będą ciekawsze jak i nudniejsze rozdziały.

xx

1 komentarz: