niedziela, 4 maja 2014

Rozdział 3

*Jessy*

- Siemano! - krzyknęłam rzucając plecak pod wieszak z kurtkami jednocześnie ściągając trampki.
Nikt mi nie odpowiedział. Weszłam głebiej i skierowałam się w stronę salonu - pusto. Wpadłam do kuchni - również pusto. Hmm... Dziwne...
- Niall!! - zawołałm w stronę schodów.
W odpowiedzi usłyszałam tylko jakieś szmery i odgłos upadku. Teraz to już na serio się przestraszyłam.
Postanowiłam wejśc ostrożnie na górę i sprawdzić co się dzieje. Stawiałam stopy na nieskrzypiących schodach i starałam się zachować czujność. Drzwi od mojego pokoju były uchylone, więc zajrzałam. Nikogo tam nie znalazłam, a pokój wyglądał jak przed moim porannym wyjściem. Następny był pokój braciszka. Drzwi zamknięte... Delikatnie chwyciłam klamkę i nacisnęłam. Na moje szczęście drzwi były nasmarowane i nie wydały ani jednego dźwieku.
Zajrzałam i zamarłam.
Na podłodze obok biurka siedział Niall ze zbolałą miną i słuchawkami na uszach. Kiedy mnie zobaczył spiorunował mnie wzrokiem i ściągnął przyrząd do słychania muzyki.
- Oszalałaś!! - wydarł się.
Uniosłam brwi ku górze w ogromnym zdziwieniu.
- O co ci chodzi??
- To wszystko przez ciebie! - krzyczał wskazując na mnie palcem.
- Niall do cholery, powiesz mi o co ci chodzi?! - tym razem ja krzyknęłam.
Braciszek wziął głeboki wdech, przymknął oczy i wypuścił powietrze z wyraźną ulgą.
- Siedziałem tu sobie spokojnie i słuchałem muzyki. Wszystko było dobrze, dopóki nie skończyła mi się melodia. Kiedy zastałem ciszę w słuchawkach, chciałem cofnąć i wtedy usłyszałem to twoje przeraźliwe "Niall!!!" - na koniec zamachał rękami w górze. - Skutek był taki, że sie przestraszyłem i spadłem z krzesła. Teraz boli mnie moja piękna pupcia. - rzucił z wyrzutem robiąc minę zbitego psiaka i jednocześnie masując obolałe miejsce.
- Ojejciu, biedactwo. - nachyliłam się w jego stronę mówiąc z przesadzoną słodyczą. - Jessy nie chciała i bardzo przeprasza. - mówiłam dziecinnym tonem.
- Spadaj! - oburzył się i rzucił we mnie kapciem.
Śmierdzącym kapciem.
- Fuuuu! - zatkałam nos. - Teraz cały pokój trzeba przewietrzyć!
- Chyba twój!! Ja nie walę takich bąków! - pokiwał ostrzegawczo palcem.
Każde ucichło. Patrzylismy się na siebie w skupieniu, jednak po chwili wybuchliśmy gromkim śmiechem. Pomogłam mu wstac i razem udaliśmy się do kuchni, żeby zrobić coś do jedzenia. Niestety lodówka świeciła pustkami...
- Papier, kamień, nożyce? - zapytał blondas.
Nikt z nas nie lubił chodzić do sklepu, gdyż było sporo do przejścia. Raz na jakiś czas jeździliśmy do marketu, ale przy blondasie to nie wystarczało.
- Ok. - zgodziłam się.
Po trzech próbach Niall wygrał. Wykrzywiłam twarz w grymasie i wyciągnęłam rękę po pieniądze. Dbanie o nasze finanse spadło na blondasa, ponieważ był starszy i pracował. Umiał grać na gitarze, więc dawał lekcje popołudniami.
- Jeszcze lista. - podał mi zawinięty papierek. - Powodzenia.
Zerknęłam na kartkę.
- Oszalałeś?! Tyle jedzenia? Mam to wszystko sama przytargać do domu?? No chyba nie!
- Przykro mi, przegrałaś. - położył mi dłoń na ramieniu.
- Grabisz sobie. - syknęłam strącając jego dłoń.
Niall przyciągnął mnie i mocno przytulił. Zdziwiłam się, ale go nie odepchnęłam. Staliśmy tak chwile, aż zaczął głaskać mnie po głowie.
- Co ty do cholery robisz? - zapytałam ostrożnie, mocno zdziwiona.
- Wierzę w ciebie. Dasz radę. Pamiętaj o tym. Nie okazuj słabości, wróg to wykorzysta.
- Co?? Chyba za dużo filmów wojennych się naoglądałeś?? - zrobiłam krok do tyłu.
Nill pokiwał twierdząco głową z miną niewiniątka.
- Całonocny maraton. - szepnąl
- Chyba zrobię ci zakaz. - pokręciłam litościwie głową.
- Nie! Tylko nie to!! - rzucił się na kolana i objął moje łydki.
- Wstań idioto! - rozkazałam. - Natychmiast!
- Wybaczysz mi o pani? - uniósł wzrok.
- Znaj moją łaskę. - powiedziałam dumnie.
- Oh miłości ma! Bedę wdzięczny ci, o pani do końca życia! - wstał i zaczął skakać jak głupi.
- Muszę ci znaleźć dobrego psychiarę... - poklepałam go po policzku. - Pomyśleć, że moja koleżanka ze szkoły bardzo chciała cię poznać. Dobrze, że jej dzisiaj nie zaprosiłam.
Chłopak stanął w miejscu i przygądał mi się z niedowierzeniem.
- Co ty powiedziałaś? - wydukał zszokowany. - Ko-koleżanka?
Skinęłam głową.
- A ładna chociaż? - dodał z chytrym uśmieszkiem.
- Weź spadaj!
- No dobra. - rzucił obrażony. - Spadaj już i nie zapomnij niczego, bo będziesz szła jeszcze raz.
Rzucił na odchodne i zniknął na górze. Ruszyłam na korytarz, szybko się ubrałam i wyszłam. Pogoda byla ładna, dlatego nie narzekałam, aż tak bardzo na przymus wyjścia do sklepu. Po dzisiejszych emocjach w szkole musiałm przewietrzyc przeciązony mózg.

***

- Mmm... Chyba mam wszystko... - powiedziałam pod nosem zerkając do koszyka.
Jeszcze raz spojrzałam na listę i byłam pewna, że to wszystko. Skierowałam się w stronę kas z mega ciężkim koszykiem. Kolejki okazały się nieziemskie! Stanęłam przy najbliższej, gdyż wszędzie było tyle samo ludzi. Starannie ułożyłam rzeczy na taśmie i spokojnie czekałam na swoją kolej.  Po jakichś 5 minutach usłyszałam za sobą śmiechy. Ewidentnie należące do trzech, czterech chłopaków. Nie odwróciłam się, żeby nie okazać zainteresowania, ale się przysłuchiwałam. Och, ta ludzka ciekawość. Jeden głos wydał mi się znajomy.
- Hej mała! Przepuścisz nas? - usłyszałam tuż przy uchu.
Wzdrygnęłam się. Zakłucił moją osobistą przestrzeń.
- Przykro mi, ale nie. Spieszę się. - odparłam obojętnie nawet na niego nie patrząc.
- Oj mała. Daj spokój. - koleś nie ustępował.
Zaczęłam się denerwować. Nie lubię natrętów, tym bardziej na haju. Skąd wiem? W mojej poprzedniej szkole miałam kolegów którzy jarali bez opamiętania, stąd wiem jak sie tacy ludzie zachowuja i w jaki sposób mówią. Nie odpowiedziałam. Ciągle czułam jego obecność tuż za moimi plecami.
Zarejestrowałam dotyk na ramieniu i momentalnie się odwróciłam.
- Powiedziałam wyraźnie, że was nie przepuszczę! - zacisnęłam pięści podnosząc głos.
- Ej, spokojnie. - uniósł ręce w geście poddania. - Tak poza tym, to niezła z ciebie lalka.  - zagwizdał lustrując mnie wzrokiem od góry do dołu.
Gdyby spojrzenie mogło zabijać, ten typ leżałby już martwy.
- Szkoda, że nie mogę tego powiedzieć o tobie. - prychnęłam i rozejrzałam się po jego towarzystwie, które przygladało nam się z zaciekawieniem.
Oprócz natręta był jeszcze jakiś długowłosy blondyn, szatyn i...
O Matko! Josh!
Skoro on tu jest, to Malik też. Ale się wpakowałam!!
Gorączkowo rozejrzałam się dalej, ale go nie zobaczyłam. Oczy moje i Josha spotkały się. Chłopak zrobił zdziwioną minę. Myślę, że moja nie była inna. Szybko się odwróciłam. Może zdąże stąd wyjść zanim Zayn się tu zjawi i zanim jego kumple mu o mnie powiedza. Modliłam się w duchu, aby staruszka przede mną przestała liczyć te winogrona i wreszcie podała je sprzedawczyni. Po chwili usłyszałam szepty, które "niestety" mogłam usłyszeć.
- To ta laska, która kopnęła Zayna i pozdrowiła go środkowym palcem. - wyszeptał Josh.
Czułam, że wskazuje na mnie.
- Ty!! Serio?? - zdziwił się jeden.
- Blefujesz. - oburzył się drugi.
- Ta lalka?! Uwaga! Strzeżcie się! - odezwał się zbyt głośno ten zjarany.
- Mówię poważnie. Zayn tu idzie, to wam potwierdzi. - powiedział już nieco głośniej Josh.
Chciał, żebym usłyszała.
Moje serce zaczęło zapierdalać jak koń po stepie. Zaczęło mi się kołować w głowie. Na szczęście teraz przyszła moja kolej na kasowanie produktów. Chciałam paść na kolana i dziękować Bogu za ten cud.
- To wszystko? - zapytała kasjerka po uporaniu się z moimi, dość sporymi zakupami.
- Tak, tak. - odpowiedziałam gorączkowo. - Spieszę się. Ile płacę?
Spojrzałam na kasownik i rzuciłam pieniądzę na rękę sztucznie uśmiechniętej pracownicy.
- Bez reszty! - rzuciłam przez ramię taszcząc torby w pośpiechu.
Pragnęłam znaleźć się jak najdalej od nich. Kilka metrów od sklepu zwolniłam kroku. Te torby były naprawdę ciężkie. "Ciekawe czy będzie trudno ukryć ciało, jak już skończę z Niallem..." - pomyślałam. Przekraczając drzwi sklepu upewniłam się, że nikt za mną nie idzie. Pewna swojego bezpieczeństwa poprawiłam uchwyt wokół rączki siatki i zadowolona z siebie ruszyłam w stronę domu.

Rozkoszowałam się słońcem i cieszyłam z tego, że udało mi się uniknąć Zayna. "Głupi to ma farta!" - cieszyłam się. Niestety moją radość przerwał pisk opon. Kiedy usłyszałam dźwięk, jakiś samochód zwonił jadąc za mną. Potrząsnęłam głową i szłam dalej. Miałam dziwne wrażenie, że ktoś mnie śledzi i o dziwno, to prawdopodobnie był ten samochód. Starałam się zachowywać naturalnie, gdyż do domu miałam kilkanaście metrów.
- Dobra! Bez pierdolenia! - ktoś krzyknął za moimi plecami.
To był dziwnie znajomy krzyk. W tym momencie obok mnie zatrzymał się ciemny samochód. A za kierownicą kogo ujrzałam? Oczywiście, że Malika! Zatrzymałam się i przewróciłam oczami.
- Myślałaś, że tak łatwo mi uciekniesz, złotko? - zapytał mulat unosząc brew.
- On jest przebiegły jak słoń. - odezwał się zjarany, siedząc na siedzeniu obok i grożąc mi palcem.
Obdarzyłam go zdziwionym spojrzeniem. Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu, przez co moje
ramiona trzęsły się delikatnie.
- Zamknij się Ben! - krzyknął czarnowłosy uderzając go otwartą dłońą w potylicę.
- No ok, spokojnie. Buzia na kłudkę. - wyszczerzył się. - Taką złotą z serduszkowym kluczykiem.
Malik nabrał dużo powietrza, następnie powoli je wypuszczając przymknął oczy. Ponownie zaszczycił mnie swoim spojrzeniem.
- To o czym mówiliśmy? - złapał się za brodę w geście myśliciela. - Miałaś mnie przeprosić, tak?
- Zapomnij. - prychnełam.
- To w moim domu czy w twoim? - zignorował mnie poruszając brwiami.
- Ja idę do swojego, a ty do swojego. - uśmiechnęłam się sztucznie.
- Może razem pójdziemy do twojego? Albo nie! U mnie nikogo nie ma więc... - zaproponował.
- Chyba śnisz! - patrzyłam na niego jak na rasowego idiotę.
- O Tobie? Zawsze i wszędzie. - mulat zrobił maślane oczka.
- Dosyć mam ciebie i tych twoich marnych gierek! - wkurzyłam się. - Idź i wypróbuj te zaloty na naszych klasowych lalkach Barbie!
- Och nie... - westchnął. - One nie muszą mnie za nic przepraszać. Poza tym są zbyt puste i głupie. - zaprzeczył powoli głową.
- Wkurwiasz mnie koleś! - zacisnęłam zęby.
- Ładna i do tego pyskata. Mmmm... - poruszył brwiami. - To co z tymi przeprosinami?
- Nie mam za co przepraszać, skoro zrobiłam to specjalnie. - wzruszyłam ramionami.
- Jeszcze raz tak powiesz, a nie ręczę za siebie. - spoważniał. - Lepiej uważaj. Nie wiesz na co mnie stać.
- Taa jasne.. - mruknęłam sięgając po torby.
- Coś mówiłaś? Ach tak! Masz racje przesłyszałem się. - wlepiał we mnie ostrzegawcze spojrzenie.
Wywróciłam oczami i ruszyłam przed siebie.
- Gdzie idziesz? - Malik ruszył samochodem za mną. - Jeszcze nie skończyłem.
Boże! Czy on się nigdy nie odczepi?!
- Ale ja skończyłam. Idę do domu, jak byś nie zauważył, panie inteligentny. Mam zakupy i trochę mi się spieszy. Także narka. - mówiłam nie odwracając się. - Nie unteresuje mnie, co miałeś do powiedzenia. Przykro mi.
- Może cię podwieźć? - zaproponował ignorując moje słowa.
- Niestety, ale muszę podziękować takiemu dżentelmenowi jak ty, gdyż nie jestem godna zasiąść u twego boku. - wycedziłam z przesadzonym przejęciem.
- Twój charakter strasznie mnie irytuje... - powiedział to takim głosem, że aż mnie ciary przeszły.
- Och, przepraszam, postanawiam poprawę. Wybaczysz? - czujecie ten sarkazm?
- Rób tak dalej, a się doigrasz, mała. - kątem oka zauważyłam jego przebiegły uśmieszek.
- Mała to jest twoja pała. - odpysknęłam.
Stwierdzam, że od dzisiaj moje nowe hobby to denerwownie Malika.
- Chcesz sprawdzić? - znów ten przerażający głos.
- Boję się, że się zawiodę. - odparłam z politowaniem.
Jeszcze tylko kilka kroków i będę w domu. Wytrzymam. Chłopak już miał mi coś odpowiedzieć, ale na przeciwko mnie, w oddali, pojawiła się sylwetka mojego brata, który mi pomachał.
- Braciszek? - zaśmiał się Zayn. - Ok, nie chcę narazic się mojemu przyszłemu szwagrowi. -  puścił mi oczko.
- Własnie, spadaj. - uśmiechnęłam się sztucznie. - Zaraz! Co ty powiedziałes?! - zatkało mnie,  że aż przystanęłam.
- Do zobaczenia później, MAŁA!! - krzyknął odjeżdżając.
Specjalnie zaakcentował ostatnie słowo.
Po kilku sekundach, u mojego boku pojawił się Niall.
- I jak? Masz wszystko? Kto to był? Twój chłopak? Tak szybko? Przecież jesteś brzydka!
A powiedziałem ci, że strasznie się mądrzysz? Jakie było moje pierwsze pytanie? Kiedy
przyprowadzisz tego młodzieńca do domu? Chcę go poznać. Pytałem już czy masz wszystko? - blondyn
wyrzucał z siebie pytania jak z karabinu.
- Ej, ej!! - uniosłam dłoń, żbey przestał mówić. - Czegoś ty się nażarł?
- Wchłonąłem 2 litry coli na raz! - podskoczył w górę. - I torbę pianek!!
Niall i jego "Co to grawitacja?". Po dużej dawce cukru zawsze mu odbija.
- To skoro energia tak cie rozpiera, to zaniesiesz te zakupy do domu.
- Oczywiście, kochana siostrzyczko. - pocałował mnie w policzek i zabrał siatki.
Smiejąc się z przygłupiego brata, podażyłam za nim do bezpiecznej strefy, czytaj - dom.

Zrobilismy razem obiad podczas czego, Niall sugerował, że Zayn to mój chłopak. Śmiałam się z niego, gdyż cały czas miał fazę. Kiedy umilkł i zajął się jedzeniem, ja zaczęłam się zastanawiać nad tym jak by to było,
gdybym ja i Zayn... Gdybyśmy zaczeli inaczej... Nie! Nie ma mowy! Nie cierpię go! Wnerwiający człowiek!! Zachowuje się jak jakas małpa w zoo! Już jest na mojej czarnej liście, gdzie zajmuje czołówkę, a to dopiero pierwszy dzień w szkole...

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------

HEEEJ!
Przepraszam bardzo za spóźnienie, ale wyskoczyła mi mała, nieplanowana impreza i tak jakoś wyszło.
Nie chciałam podpaść już na początku dlatego, jesli ktokolwiek to czyta PRZEPRASZAM :*

Rozdział 3 już jest :)
Kolejny pojawi się pewnie jakoś we wtorek bądź środę.
Mogą pojawić się błędy, za które przepraszam.

Liczę na komentarze i życzę miłego czytania :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz