środa, 24 czerwca 2015

Rozdział 85 'Nowy początek'

*Jessy*

Podjechałam pod hotel, w którym zatrzymał się Austin równo o szóstej wieczorem. Wybrałam jego numer w telefonie i byłam zmuszona czekać kilka sygnałów zanim odebrał.
- Mówiłem ci, że jeszcze nie będzie gotowy. - narzekał mulat.
- Ciesz się, że zgodził się na twoją obecność. - napomniałam, wskazując na niego palcem.
- Nie miał innego wyboru.
- Ja mogłam się nie zgodzić.
- Jasne. - prychnął sarkastycznie. - A kto powiedział "chcę spędzać z tobą czas Zaynie Maliku"?
- Używasz moich słów przeciwko mnie? - uniosłam brew odwróciłam głowę w bok, żeby go lepiej widzieć.
Kiedy zobaczyłam go ubranego na imprezę, zaparło mi dech. Odzwyczaiłam się od tego, że on też mógł wyglądać jak normalny młody człowiek, który chciał się zabawić. W ciemnych dżinsach i luźnej koszulce z dekoltem w serek wyglądał naprawdę gorąco. Ja zostałam przy obcisłych spodniach i luźnej koszulce na wąskich ramiączkach.
- Tak jakby.
Wciągnęłam powietrze nosem, robiąc oburzoną minę.
- Jak śmiesz?
Uśmiechnął się, unosząc jeden kącik ust i spojrzał przez szybę.
- Idzie twój kochanek. - mruknął.
- On nie jest moim kochankiem i nigdy nim nie był! - pisnęłam oburzona.
Zayn posłał mi rozbawione spojrzenie i zdążył puścić oczko zanim Max wsiadł do auta.
- Cześć wszystkim. - przywitał się radośnie. - Zapowiada się szalona noc, prawda?
- Myślę, że tak. - rzuciłam, patrząc w lusterko.
Zręcznie włączyłam się do ruchu i skierowałam samochód we właściwym kierunku.
- To gdzie najpierw jedziemy? - zapytał przyjaciel.
- Przed imprezowaniem powinniśmy coś zjeść. - zaproponował Malik.
- Też tak myślę. - przyznałam.
Przez kilka minut nikt się nie odzywał. Ciszę zagłuszało radio i klubowe kawałki, które puszczano o tej porze. Odruchowo zdjęłam dłoń z drążka od biegów i położyłam ją na udzie mulata. Zayn spojrzał najpierw na swoją nogę, a potem na mnie i lekko się uśmiechnął. Nie zepchnął mojej dłoni. Przykrył moje palce swoimi i pogłaskał je lekko.
- Czy to nie oczywiste, że już dawno powinniście być razem? - odezwał się nagle Max. - Nie rozumiem, po co wam było tyle nieporozumień.
Wytrzeszczyłam oczy na jego słowa i szybko zabrałam rękę. Serce zabiło mi mocniej i miałam wrażenie, jakby chciało uciec na zewnątrz.
- Zajmij się swoją ukochaną, Maxie. - przesłodziłam.
- Nie zmieniaj tematu, kochana. - jęknął. - Jak długo jesteście razem?
Odchrząknęłam niezręcznie, kątem oka obserwując Malika i jego reakcję.
- My... - zająknęłam się.
Nie byłam pewna, co odpowiedzieć. Zaprzeczyć, czy potwierdzić?
- Nie jesteśmy razem. -  dokończył za mnie Zayn. - Jeszcze.
- Jak to?
- To długa historia. - westchnęłam. - Przecież wiesz, co się wydarzyło z Austinem.
- No tak. I co z tego?
- Po prostu odpuść i tego nie utrudniaj.
Tym zdaniem zamknęła mu usta na resztę drogi. Znaleźliśmy niewielką knajpkę, w której zamówiliśmy pysznie wglądające dania.
- Jesteś dzisiaj kierowcą, tak? - zagadnął Max, a ja skinęłam głową, przeżuwając gotowane warzywa. - Powiem ci, że słabo się ustawiłaś.
- Jeśli będzie chciała, to ja mogę prowadzić. - wtrącił Zayn, nie odrywając wzroku od talerza.
- O nie. - zaprotestowałam i poraziłam przyjaciela wzrokiem. - Już postanowiłam, okey?
- Jasne, jasne. - wymamrotał pod nosem i wrócił do jedzenia.
Siedziałam na przeciwko Zayna, który zerkał na mnie przez większość czasu. Wiedziałam o tym, bo sama na niego zerkałam. Przypadek? Nie sądzę. W zamyśleniu poczułam dotyk na nodze. Po uśmiechu kryjącym się w oczach Zayna zrozumiałam, że to jego noga dotykała mojej. Droczył się, a ja nie zmierzałam mu ulec.
Przynajmniej jeszcze nie teraz...

***

- Zatrzymaj się tutaj! - krzyk Maxa prawie spowodował, że wjechałam w przydrożny słup.
- Odbiło ci?! - wrzasnęłam. - Przez ciebie mogłam nas zabić!
Uniósł ręce w geście poddania, a ja oparłam czoło na kierownicy. Mulat położył dłoń na moim udzie i delikatnie zakreślił kilka kółek. Uspokoiłam się odrobinę i dalej mogłam prowadzić rozmowę.
- Zauważyłem super klub dwa metry wcześniej. - wyjaśnił chłopak.
- W porządku. - bąknęłam. - Teraz musimy znaleźć jakiś parking.
Po udanych poszukiwaniach, szczęśliwi udaliśmy się do kolejki. Odczekaliśmy pół godziny i legalnie weszliśmy do środka. Miejsce naprawdę okazało się wspaniałe. W środku było kolorowo i głośno, a powietrza nie wypełniał smród potu i papierosów, w przeciwieństwie do większości klubów w Londynie. Zostałam mile zaskoczona.
- Podoba się? - dłoń Zayna spoczęłam na dole moich pleców, kiedy pochylił się ku mnie.
- To się jeszcze okaże. - zaciekawiona rozglądałam się dookoła. - A ty?
- Co ja?
- Jak się czujesz?
- Myślisz, że przez trzy lata siedziałem w biurze, czy coś? - uniósł jedną brew, przyglądając mi się z zaciekawieniem.
- Umm. - podrapałam się po karku i przygryzłam wargę. - Może.
- Jesteś niemożliwa. - zaśmiał się. - Zdarzyło mi się ostro poimprezować, ale muszę przyznać, że tutaj jest naprawdę elegancko i przyzwoicie.
We trójkę znaleźli wolny stolik z dwoma dwuosobowymi kanapami i zajęliśmy miejsca.
- Pójdę po drinki. - zaproponował Zayn. - Co chcecie? Ja stawiam.
- Wódka! - pięści Maxa poszybowały nad jego głowę. - Czysta wódka!
- Poproszę... - zastanowiłam się i gestem pokazałam Malikowi, żeby się zbliżył. - Dla mnie "Sex on the beach". - wyszeptałam do jego ucha, odrobinę przeciągając nazwę.
Zacisnął zęby i wrócił do poprzedniej pozycji. Mogłam tylko mieć nadzieję, że zrozumiał sens tych słów i to jaki miały związek z naszymi przejściami.
Modliłam się, żeby nie przypomniał sobie, że to ja miałam kierować. Mały drink jeszcze nikomu nie zaszkodził, prawda?

***

Max sprawił, że zeszłam z parkietu na słaniających się nogach.
- Wykończył mnie. - jęknęłam pod nosem rozżalona. - Muszę usiąść.
Klapnęłam tuż obok Zayna, który spokojnie sączył dwoją tequile z colą i lodem. Oprócz pierwszego drinka, nie wypiłam nic więcej niż sok i wodę. Czułam się trzeźwa. Musiałam być odpowiedzialna.
- Co się dzieje? - zapytałam, widząc jego zmartwioną minę.
- Wszystko okey. - wymamrotał pod nosem, patrząc w przestrzeń. - Jak się bawisz?
- Dobrze, ale brakuje mi ciebie.
Upewniłam się, że przyjaciel zniknął w tłumie i dopiero wtedy złapałam mężczyznę za dłoń. Splotłam nasze palce i zmusiłam go, żeby obdarzył mnie spojrzeniem.
- Rozmawiaj ze mną. - poprosiłam.
Patrzył na mnie nieobecnym wzrokiem. Wiedziałam, że myślami jest w innym miejscu.
- Dostałem telefon. - powiedział po chwili.
- W jakiej sprawie? - wyprostowałam się i popatrzyłam na niego uważnie.
- Jeden z pracowników ochrony zarejestrował na kamerze ruch pod warsztatem, ale po obejściu terenu nikogo nie znalazł.
- To dobrze, racja?
- Niby tak...
- Ale?
- Wydawało mu się, jakby ten ktoś szukał właśnie mnie.
- Ciebie? - zmarszczyłam czoło. - Skąd takie podejrzenie?
- Ten ktoś zaglądał w okno mojego biura.
Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale zrezygnowałam.
- Musze tam jechać i sprawdzić co się dzieje. - oznajmił.
- Rozumiem. - przytaknęłam smutno.
- Wybacz mi, Jessy. - położył mi dłoń na policzku i pochylił się jeszcze bliżej.
- Jest w porządku. To jest twoja firma i rozumiem, że się martwisz. - powiedziałam już pewniejszym głosem.
Nie mogłam go zatrzymać. Wyrzuty sumienia by mnie zabiły.
- Odprowadzę cię do auta. - zaproponowałam.
- Planowałem wziąć taksówkę.
- Nie wygłupiaj się.
- Piłem. - przypomniał i objął mnie w talii, żeby móc zwinnie przeprowadzić nas do wyjścia przez zatłoczony korytarz.
- Zapomniałam. - pacnęłam się otwartą dłonią w czoło . - Wyglądasz bardzo trzeźwo i to mnie zmyliło.
- Prawie jestem trzeźwy. Nie wypiłem dużo. - wzruszył ramionami. - Przepraszam.
Zatrzymaliśmy się na chodniku i stanęliśmy twarzami do siebie.
- Przestań przepraszać. - uśmiechnęłam się, ale spuściłam wzrok.
- Wiem, że chciałaś się dzisiaj zabawić z przyjacielem i dalej możesz to zrobić. Nie przejmuj się mną.
- Nie potrafię. - zaprzeczyłam silnym ruchem głowy.
- Musisz.
- Nie. Zależy mi na tobie, Zayn.
- Oj Jessy. - westchnął i pociągnął mnie bliżej siebie. - Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałem to usłyszeć.
Dłonie umieścił na moich biodrach i lekko zacisnął palce.
- Wrócisz? - zapytałam z nadzieją.
- Nie wiem, co zastanę na miejscu i ile czasu zajmie mi rozwiązanie ewentualnego problemu.
- Przyjedziesz później do mnie?
- Do ciebie? - zdziwił się.
- Tak. Do mojego mieszkania.
- Skoro bardzo nalegasz.
Szturchnęłam go w ramię, a on przyciągnął mnie bliżej, więc wtuliłam się w ciepły tors.
- Uważaj na siebie. Mam złe przeczucia.
- Na pewno będę. - zgodził się i przytulił mnie jeszcze mocniej. - Mogę cię pocałować?
Zaskoczona prawie zachłysnęłam się powietrzem. Wbiłam w niego zmieszany wzrok i czułam jak się czerwienię.
- Coś nie tak? - zmieszany poluzował uścisk.
Nie spodobało mi się to. Chciałam być przy nim jak najbliżej.
- Nie przywykłam do takich pytań. - zrobiłam głupią minę.
- Zabroniłaś mi, dlatego zapytałem. Bardzo chciałbym to teraz zrobić. - patrzył mi głęboko w oczy, a ja, jak zahipnotyzowana, nie odrywałam od niego wzroku.
- Zgadzam się.
Bez chwili zwlekania złączył nasze usta w delikatnym, słodkim pocałunku. Nie chciałam przerywać, ale miałam bolesną świadomość, że wezwał taksówkę, która już czekała i prawdopodobnie facet zdążył włączyć licznik.
- Musisz iść. - wymamrotałam w jego usta.
- Wyganiasz mnie? - mruknął z przymkniętymi powiekami.
Odepchnęłam go delikatnie i poprawiłam mu koszulkę, wygładzając ją z małych zagięć.
- Im szybciej pójdziesz, tym szybciej wrócisz. - uśmiechnęłam się najbardziej uroczo, jak tylko umiałam.
Puścił mi oczko i po chwili zniknął w taksówce.

***

Przez resztę nocy nie umiałam bawić się i nie myśleć o Zaynie, który zniknął dwie godziny temu. Nie dał znaku życia i naprawdę się martwiłam. Nie wypuszczałam komórki z dłoni, licząc że zaraz zadzwoni.
- Hej, mała. - Max zaczepił mnie, chcąc odwrócić moją uwagę od złych myśli. - Poradzi sobie i przyjedzie do ciebie. Zobaczysz.
- On lubi znikać z mojego życia w nagły sposób. - wyrzuciłam z siebie ze smutnym uśmiechem.
- Tym razem tak nie będzie.
- Nie mów hop zanim nie skoczysz. - zironizowałam. - Muszę wyjść na zewnątrz. Duszę się.
Przyjaciel skinął głową ze zrozumieniem widocznym w oczach i wzrokiem odprowadził mnie do wyjścia. Odetchnęłam świeżym powietrzem głębiej niż zazwyczaj i usiadłam na pobliskim murku. Chwyciłam telefon w obie dłonie i mechanicznie odnalazłam numer mulata. Własnie miałam wcisnąć zieloną słuchawkę, kiedy wyświetliło mi się połączenie przychodzące, a urządzenie zaczęło wibrować. Nie rozpoznałam numeru, ale natychmiast odebrałam.
- Słucham?
- Jessica Horan?
Zaskoczył mnie fakt, że był to damski głos.
- Przy telefonie. - zmarszczyłam czoło. - Kto mówi?
- Komisarz Brown. Znaleźliśmy pani numer w spisie ostatnio wybieranych przez pana Zayna Malika. Myślę, że chciałaby pani wiedzieć, co się wydarzyło.
- O matko. - wydusiłam.
Nie mogłam powiedzieć nic więcej. W mojej głowie pojawiły się najgorsze scenariusze. Odeszłam w bardziej ustronne miejsce i oparłam plecy o ścianę, nie chcąc stracić równowagi.
- Proszę przyjechać na miejsce, gdzie otrzyma pani najważniejsze informacje.
Kobieta bez zwlekania podała mi adres szpitala i się rozłączyła. Wbiegłam do klubu i odnalazłam Maxa. Zrzedła mu mina, jak tylko zobaczył moją twarz.
- Jessy? - zapytał ostrożnie i złapał mnie za ramiona. - Czemu tak zbladłaś? Źle się czujesz?
- Zayn jest w szpitalu. - próbowałam powstrzymać płacz. - Mówiłam ci, ze to zrobi. Znowu chce ode mnie uciec.
- Przestań. - zbeształ mnie.
Nie protestowałam, kiedy wręczył mi moją torebkę i ponownie wyprowadził na zewnątrz. Zagwizdał na taksówkę i wepchnął mnie na tylne siedzenia. Podał mężczyźnie adres, wcześniej z trudem uzyskując go ode mnie. Otępiała wpatrywałam się w obrazy mknące za oknem. Myślałam tylko o jednym...
O Zaynie. Tylko on mnie teraz obchodził.
- Jesteśmy. - poinformowałam kierowca. - Kto płaci?
Zignorowałam go i wysiadłam. Ledwo trzymałam się na nogach. Czułam się jakbym ich nie miała. Malik miał do mnie wrócić, a teraz ja znalazłam się przed szpitalem, w którym leżał. Nawet nie wiedziałam, co się właściwie wydarzyło. Max dogonił mnie dopiero przy recepcji.
- Nie uciekaj mi, Jessy. - napomniał zmartwiony. - Nie jesteś w najlepszym stanie. Pozwól, że ja to załatwię.
- Nie. - spojrzałam na niego groźnie. - Jestem dorosła. Dziękuję za troskę. Możesz usiąść i odpocząć. Dziękuję, że mi pomagasz.
Zaskoczony moimi słowami i dziwnie silnym głosem, opadł bezsilnie na plastikowe krzesło pod ścianą.
- W której sali leży Zayn Malik? - zapytałam podstarzałej pielęgniarki o minie gorszej niż najciemniejsza noc.
Wyglądała jakby chciałam zabić wszystkich wokół siebie.
- Kim pani jest?
- Jessica Horan. Jestem jego dziewczyną. Dostałam telefon od komisarz Brown.
Kobieta skinęła głową i wyszła zza lady. Zaczęła iść w głąb korytarza, a ja ruszyłam za nią.
- Tutaj. - skinęła brodą na białe drzwi o numerze 128.
- Dziękuję. - rzuciłam cicho.
Położyłam palce na klamce i z wahaniem nacisnęłam. Drzwi ustąpiły, a ja zamarłam. Bałam się wejść do środka. Wzięłam głęboki oddech i przestąpiłam próg. W pomieszczeniu panował półmrok, wytwarzany przez małą lampkę na stoliku obok szpitalnego łóżka, na którym rozpoznałam sylwetkę Zayna. Zacisnęłam usta w wąską linie i weszłam głębiej.
- Witam. - odezwał się ktoś po lewej. - Jestem komisarz Brown. Czekałam na panią.
Odwróciłam się jej stronę, a moim oczom ukazała się kobieta koło czterdziestki o postawnej sylwetce, w beżowych spodniach, granatowej koszulce polo i kaburą z pistoletem.
- Co się stało? - wydusiłam z ledwością. - Czemu on tutaj jest?
- Dostaliśmy telefon godzinę temu, że pan Malik został napadnięty przed własnym warsztatem samochodowym. Powiadomiliśmy karetkę, która natychmiast zabrała go tutaj, a po upewnieniu się, że jego stan jest stabilny zadzwoniliśmy do pani.
- Kto to zrobił?
- Nie wiadomo. Odpowiedni ludzie zajmują się identyfikacją osób z nagrań i łączniem śladów na miejscu zdarzenia.
- Czy on...?
- Tak, będzie żył i wydobrzeje.
- Ale?
- Słucham? - zmrużyła na mnie oczy.
- Zawsze jest jakieś "ale". - wyjaśniłam zrozpaczona.
- Lekarz powiedział, że nie wie kiedy się obudzi.
- Jest w śpiączce? - wyszeptałam, spoglądając w jego kierunku.
Z miejsca, gdzie się zatrzymałam, nie mogłam dostrzec jego twarzy. Nie byłam pewna, czy tego chciałam.
- To nie jest całkowita śpiączka. Po prostu stracił przytomność i ciężko im stwierdzić, kiedy w pełni ją odzyska. Jest mała szansa, że nas słyszy.
- Od czego są lekarze? - zauważyłam opryskliwie.
W oczach zbierało mi się coraz więcej łez, które bardzo chciały wypłynąć i się ujawnić. Byłam zbyt dumna by im na to pozwolić.
- Robią wszystko, co w ich mocy. Musimy pani ich zrozumieć. Pan Malik został naprawdę ciężko pobity.
- Mam nadzieję, że znajdą sposób, żeby mu pomóc. - prychnęłam. - Chciałabym zostać z nim sama.
Komisarz Brown skinęła głową i opuściła pokój.
Podeszłam do łóżka i musiałam zakryć usta dłonią, żeby zahamować krzyk przerażenia. Twarz mulata była pokryta strupami i fioletowymi, ogromnymi siniakami. Przez chwilę myślałam, że to nie był on. Przez zapuchnięte oko, policzek i usta starałam się dostrzec mojego zdrowego Zayna, ale poległam. Serce zabolało mnie na samą myśl o cierpieniu jakie musiał znieść, kiedy doprowadzano go do takiego stanu.
- Hej, Zayn. - wyszeptałam. - Jestem tutaj. Jestem dla ciebie, wiesz? Daj mi jakiś znak. Wybacz, że nie pojechałam z tobą. Wybacz, że cię puściłam. Nie możesz mnie teraz zostawić, rozumiesz? Nie teraz. Dopiero cię odzyskałam, a ty już chcesz mi się wywinąć. Wiem, że jesteś silny i z tego wyjdziesz, ale mógłbyś się pospieszyć. Nie poradzę sobie bez ciebie. Zayn. Proszę cię. Jeśli mnie słyszysz, ściśnij moje palce.
Ujęłam ciepłą dłoń i w cierpliwości czekałam, wpatrując się w jego zranioną twarz. Czekałam na jakikolwiek znak.
Niestety, ale nie nadszedł...

2 komentarze:

  1. Znając życie Zen nie będzie jej pamiętał :D Kocham i mam nadzieję że w wakacje będzie jeszcze częściej ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne! Akurat jak wszystko zaczęło sie układać i isc w dobra stronę to musiało sie stać takie coś... Mam nadzieje ze z tego wyjdzie :) czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń