niedziela, 14 grudnia 2014

Rozdział 35

KOCHAM WAS MISIACZKI!

Weekend się jeszcze nie skończył, więc praktycznie wyrobiłam się w terminie ;)

Musicie wiedzieć, że będą zdarzały mi się osunięcia z terminem dodawania postów, gdyż nie siedzę cały czas przy komputerze. W ostatnią sobotę nie mogłam znaleźć czasu nawet na spokojne wypicie herbatki :(

Nie gniewajcie się i z radością czytajcie nowy rozdział :)

Kocham! xx

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

*Jessy*

Przy stoliku od ściany zauważyłam Zayna. Siedział zamyślony, a przed nim stał kubek z kawą. Dosiadłam się, nic nie mówiąc.
- Jak się czujesz? - zapytał z wahaniem.
- Beznadziejnie. - zakryłam twarz dłońmi i oparłam łokcie na blacie.
- Przykro mi. Chcesz kawy?
Zdawało mi się, że czuł się dość niezręcznie w takiej sytuacji. Skinęłam słabo głową. Nie miałam na nic siły. Nie chciałam tu być. Muszę znaleźć dawcę dla Mel, a marnuję czas na stołówce. Nie pozwolę jej odejść. Po moim trupie...
- Proszę.
Pod moim nosem znalazła się pachnąca, parująca kawa.
- Dziękuję. - wysiliłam się na uśmiech.
Wyszło beznadziejnie. Cóż, przynajmniej się starałam.
- Mogę się wygadać? Może mi ulży.
Trochę bezpośrednio, ale co miałam zrobić, kiedy nie dawałam rady z własnymi myślami.
- Um, ta... Jeśli chcesz. - zmarszczył czoło skonsternowany.
- Moja przyjaciółka potrzebuje krwi, ale nie ma dawcy. Ma rzadką grupę i ciężko kogoś w tak krótkim czasie znaleźć. Musi dostać krew najpóźniej do rana, bo jeśli nie... jeśli nie to będą powikłania. Ma grupę AB i kompletnie nie mam pojęcia co robić.
- Taką jak ja. Mam taką samą grupę.
Zamurowało mnie. Nastała chwila głuchej ciszy. Czułam się tak, jakby świat się zatrzymał. Jeśli Malik by się zgodził, to jest ratunek dla Melanie.
- Zayn... Czy ty... czy mógłbyś oddać dla niej krew? - zapytałam nieśmiało, grzejąc sobie dłonie o kubek. - Głupio mi cię prosić, ale sam wiesz jak jest.
- W sumie, mógłbym.
- Boże! Dziękuję ci bardzo! Nawet nie wiesz jaka jestem ci wdzięczna. Ja... - cieszyłam się jak  głupia.
- Poczekaj. - przerwał mi. - Dla Melanie zrobię to bezinteresownie, ale co będę miał od ciebie za taką przysługę?
- Co? - zdawało mi się, że się przesłyszałam. - Jesteś poważny?
- Poważniejszy jeszcze nie byłem.
Skanowałam wzrokiem jego twarz. Chciałam znaleźć choćby jeden dowód na to, że się ze mnie nabija. Najmniejszą zmarszczkę czy drgający nerw. Cokolwiek. Niestety...
Mówił całkowicie poważnie.
- Żartujesz? - nie wierzyłam, że to powiedział.
- Mam kilka warunków... - zaczął ze złośliwym uśmiechem.
- Jesteś pojebany. - oburzyłam się. - Nie potrafisz pomóc komuś bez jakiejkolwiek rzeczy w zamian?
Tak szczerze, to zawiodłam się. Nie wiedziałam czego mam się spodziewać po nieobliczanym Maliku, ale na pewno się sądziłam, ze jest aż tak bezczelny. On mógłby posunąć się do wszystkiego, ale to?
- Dlaczego mam robić coś bezinteresownie? - wpatrywał się prosto w moje niebieskie tęczówki. - Świat nie jest sprawiedliwy.
- Moja przyjaciółka umiera - zmrużyłam wściekle oczy. - a ty masz czelność proponować mi jakąś głupią propozycję?
- Zagramy w pewną grę, to wszystko. - mrugnął do mnie.
Po jakiego chuja go poprosiłam o pomoc? Mogłam przyjechać tutaj z kimkolwiek innym i nie byłoby tej beznadziejnej sytuacji.
- Zasady są proste. Przez miesiąc świadczymy sobie usługi cielesne. Nie będziemy parą, ale będziemy się całować, dotykać i pieprzyć kiedy tylko jedno z nas będzie miało na to ochotę, a drugie
nie będzie miało nic przeciwko. Nie ma "dzisiaj boli mnie głowa" albo "dzisiaj nie chcę". - tutaj  udawał żeński głos. - Nie zakochujemy się w sobie, możemy umawiać się z innymi osobami, nie przejawiamy względem siebie głębszych uczuć. Tacy przyjaciele od seksu. Kto pierwszy się zakocha
odpada. Karę dla przegranego wymyślimy później.
Kiedy zakończył swój monolog, na myśl przyszedł mi Tony. Z nim miała podobny układ, tylko bez tego "na miesiąc" i to nie była pieprzona gra, tylko zaspokajanie moich potrzeb. No i przede wszystkim nie był taki oficjalny.
Jestem egoistką.
Nagle wróciłam do rzeczywistości i bolesnych realiów tej nocy.
- Nie mam zamiaru wysłuchiwać dalej twojego bredzenia. Jeśli nie masz zamiaru pomóc Melanie, to możesz sobie stąd iść. Nie potrzebuje cię. - warknęłam, kontrolując głos od krzyku.
Przez chwilę mogłam dostrzec w jego oczach coś na kształt bólu, przez słowa jakie powiedziałam, ale natychmiast wrócił do swojej maski.
- Beze mnie nic w tej sytuacji nie zdziałasz - zmarszczył czoło. - W sumie, to potrzebujesz mnie bardziej niż ci się wydaje.
- Kiedy to sobie wymyśliłeś?
- Dobrze wiesz, że to prawda. - wzruszył ramionami niewinnie.
- Jesteś chujem.
Dopił spokojnie kawę. Złość zżerała mnie od środka. Nie chciałam robić sceny w bufecie, ale dzieliła mnie od tego cienka granica.
- Jesteś pewna, że mam sobie iść? - wstał, poprawiając ubranie.
- Nie umyłeś uszu? Nic tu po tobie. - prychnęłam.
Własne słowa wprawiały mnie w dziwne uczcie smutku i przygnębienia. Czy tak naprawdę go tu potrzebowałam?
- Po prostu sprawdzałem. - wywrócił oczami i skierował się ku wyjściu.
- Sprawdzałeś co?
Zdezorientował mnie.
- Nie jesteś taka jak na początku myślałem.
- Czyli jaka?
Dogoniłam go i zrównałam nasze kroki. Sama nie bardzo wiedziałam, co się właśnie działo, ale na szczęście na korytarzu pojawił się Niall.
- Coś się stało? - zapytał, widząc mój wyraz twarzy.
- Wszystko w porządku. - odpowiedział za mnie Zayn.
Okey...
- Gdzie jest punkt pobrań krwi? - dodał.
Wytrzeszczyłam oczy na mulata. Czy on właśnie... czy on? Tak?
Stałam tam jak sparaliżowana i słuchałam wyjaśnień Zayna, dotyczących oddania krwi dla Melanie. Mój brat o mały włos nie wyskoczył przez okno z tego szczęścia. Uścisnął dłoń Malikowi i poszedł
powiadomić lekarza.
- Zaprowadzisz mnie? - zwrócił się do mnie.
Zamrugałam szybko powiekami i wróciłam do żywych.
- Um, tak jasne.
Niepewnym krokiem skierowałam się do laboratorium, a chłopak dotrzymywał mi kroku. Niestety jeszcze nie wiedzieliśmy czy krew Zayna będzie nadawała się do przekazania Melanie. Wskazałam mu odpowiednie drzwi, a on zniknął za nimi.

***

Siedziałam na szpitalnym holu już jakąś godzinę.
Zayna zostawili w sali, żeby odpoczął, bo oddał dużo krwi, która całe szczęście nadawała się do przekazania Melanie. Niall siedział z moją przyjaciółką, która była właśnie przygotowywana do
transfuzji. Co miałam ze sobą zrobić? Nic, tylko siedzieć i czekać. Przecież nie pójdę do Zayna,
chociaż powinnam ze względu na błędny status "narzeczonej".
Ehh...
Może własnie mamy kryzys i wcale mnie nie obchodzi, że w tej sekundzie jestem obgadywana przez dwie pielęgniarki w podeszłym wieku. Zniecierpliwiona i zła posłałam im rażące spojrzenie, bo ile można?! Siedzą tak jakieś czterdzieści minut, jak nie dłużej.
- Tęskniłaś?
Obok mnie usiadł mój pojebany "narzeczony".
- Mam nadzieję, że to pytanie było retoryczne. - odparłam kąśliwie.
Zaśmiał się tylko.
- Jak było? - westchnęłam, uspokajając się trochę.
Złość na niego gdzieś wyparowała, ale nie miałam zamiaru wybaczyć mu takiej postawy.
- Krew pobierała mi bardzo seksowna pielęgniarka. Sądzę, że wyglądałabyś jeszcze seksowniej w takim stroju jak one. - brodą wskazał na te dwie paple. - Zastanowię się nad kupnem podobnego i wręczeniu ci go w prezencie.
- Przez ciebie i to twoje wymyślone narzeczeństwo cały czas mnie obgadują, bo do ciebie nie poszłam i wyszłam na bezdusznego potwora.
- Weź nie gadaj, że się tym przejmujesz. - prychnął.
- Wkurzyłam się. - bąknęłam i odwróciłam wzrok na swoje buty.
Ramię Malika owinęło się wokół mojej talii, a usta powędrowały na skroń.
- Co ty robisz? - szepnęłam.
- Współpracuj i się przytul. - odszepnął. - Przepraszam. Już nie chcę się gniewać. - dodał głośniej.
Zrobiłam jak kazał, obdarzając go uściskiem. Szczerze? Bardzo mi dobrze w takiej pozycji. Najchętniej poszłabym spać. Ziewnęłam.
- Ej, co ty robisz? - chłopak udawał, że szepcze mi do ucha miłe słówka.
Dobry z niego aktor.
- Jestem zmęczona. - powiedziałam, po czym zachichotałam.
Wcale nie byłam gorsza. Umiałam poudawać to i tamto. Na przykład, ze nie chcę go obok siebie.
Co?
- Jedziemy? - zapytał już normalnym głosem, wcześniej wypuszczając mnie z ramion.
Zrobiłam skwaszoną minę na ten ruch, ale szybko zreflektowałam, że nie wypada żeby podobało mi się to, co on robi.
- Mhm. - przetarłam oczy.
Przerzuciłam torbę przez ramię i podeszłam do drzwi sali 24. Zapukałam cichutko, a po chwili zobaczyłam głowę brata.
- Niall, my jedziemy. - oznajmiłam, poprawiając ubranie.
- Teraz? Przecież jest okropnie późno.
Fakt. Jest jakoś po pierwszej w nocy.
- Muszę wrócić po moje małpy. - uśmiechnęłam się.
- Nie możecie normalnie wrócić do swoich domów? Przecież tamci przeżyją drogę powrotną bez was, a wasza fatyga jest niepotrzebna, bo zawody się skończyły, prawda? - on to jednak czasami umie myśleć.
Przytaknęłam głową uświadamiając sobie, że to wcale nie głupi pomysł.
- Dziękuję, że przyjechałaś. - powiedział po chwili.
Wyszedł z sali, zamykając za sobą drzwi.
- Widocznie los tak chciał. - wzruszyłam ramionami.
Przytuliłam się do brata i przymknęłam oczy. Gdybym wtedy na korytarzu nie wpadła na Malika, to Mel nie miałaby dawcy. Przeznaczenie? Możliwe. Skoro tak miało być, to dziwne, że wypadło akurat na Zayna? To za dużo jak na mój mózg, szczególnie o tej porze.
Odsunęłam się od Nialla, cmoknęłam go w policzek, a on ponownie zniknął w sali. Boże, jak on ją
kocha. To jest takie piękne.
- Możemy jechać?
Zayn stał nieopodal ze skwaszoną miną.
- Wracamy do swoich domów. - zarządziłam, przechodząc obok niego.
- Od początku miałem taki plan. - rzucił, jakby to było oczywiste.
Zmieszałam się. Serio jestem taka tępa, że tylko ja o tym nie pomyślałam?
Kilka minut później jechaliśmy w stronę mojego domu. Chyba przysnęłam, bo nawet nie wiem kiedy
dotarliśmy na miejsce. W sumie odległość między szpitalem a naszym miejscem zamieszkania wcale nie była wielka. Wysiadłam. Zayn zrobił to samo.
- Dzięki za podwózkę. - przeciągnęłam się. - Dzięki też za oddanie krwi, że przywiozłeś mnie tutaj i w ogóle za wszystko co dla mnie dzisiaj zrobiłeś. Nawet za kawę. Mimo tego, że zachowywałeś się jak ostatni idiota.
- Powiedziałaś to na głos? - zdziwił się.
Miał ten swój cwaniacki uśmieszek na ustach.
- Jestem zmęczona, a ty nie narzekaj. Poza tym, powinnam być na ciebie wkurwiona.
- Okey, okey. - uniósł ręce w geście poddania i zaśmiał się krótko.
- To ja spadam, dobranoc.
Odwróciłam się na pięcie i odeszłam w stronę wejścia. Nie dane mi było nawet przekręcić klucza w zamku, bo zostałam przyparta plecami do drewnianej powierzchni. Na początku się nie przejęłam, ale kiedy zobaczyłam te brązowe ślepia tuż przy moich, trochę się przestraszyłam.
- Jesteś zła? - wymruczał, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Sama nie wiem... - podrapałam się po skroni. - Nie do końca...
Uniósł brwi pytająco.
- Sądzę, że to nie było nic złego. - skanował moją twarz w skupieniu.
- Wystawiłeś na próbę moje oddanie dla Melanie i chciałeś zawrzeć jakiś beznadziejny układ. - prychnęłam.
- Tylko cię sprawdzałem. Spokojnie.
Nie spuszczał wzroku z moich ust.
- Chciałbyś mnie teraz pocałować, prawda? - uniosłam zadziornie brew.
"Oj Jessy... Pamiętaj, ze sama to zaczynasz" - ostrzegła mnie podświadomość.
- Kurewsko bardzo. - odparł nisko.
- Zrób to. - zachęciłam i wiedziała, że długo nie będzie się opierał.
- Jeśli powiesz, ze już się nie gniewasz i cofniesz swoje słowa.
Zmarszczyłam czoło skonsternowana.
- Jakie słowa?
- Że mnie nie potrzebujesz. - przypomniał z grymasem na twarzy.
Co?
- Ale... Ty...
- Po prostu odwołaj.
- No nie wiem...
Oczy mu pociemniały.
- Nie igraj, kurwa, z ogniem, kocie.
- Zaprosiłabym cię do środka, żeby przedyskutować to przy herbacie, ale jakoś nie mam ochoty. - zebrało mi się na droczenie.
- Tak? - zmarszczył brwi. - Wiesz, co bym wtedy z tobą zrobił?
Potrząsnęłam głową. Z ciekawości swędziła mnie skóra.
- Zdarł bym z ciebie te cholerne ciuszki i dotknął każdego skrawka skóry. Każdego.
Dobra. Podnieciłam się. Było mnie stać tylko na zachłyśnięcie się powietrzem. Serce biło milion razy na minutę, a żołądek ścisnął się w malutką kuleczkę.
- Nic nie powiesz? - i znowu ten jego pieprzony zadziorny uśmiech.
- Pocałuj mnie. - wydusiłam cichutko.
- To będzie oznaczało twoją zgodę na odwołanie słów.
- Pocałuj mnie, do cholery.
Patrzyłam prosto w jego tęczówki. Niebieskie wpatrzone w brązowe. Malik spoważniał i przeniósł wzrok na moje usta. Sekundę później moje wargi i jego były jednością. Przysunął się jeszcze bliżej, a ja objęłam jego szyję. Zacisnął ramiona na mojej talii. Pogłebiłam pocałunek jeszcze bardziej, przez co stał się strasznie namiętny. Przycisnął swoje biodra do moich.


- Zostaniesz? - westchnęłam, kiedy oderwaliśmy się od siebie.
- Myślę, że to nie najlepszy pomysł, kochanie. - przejechał kciukiem po mojej dolnej wardze. - Żadnych uczuć, żadnej intymności.
Wstrzymałam oddech na jego ostatnie stwierdzenie, nie wiedząc co powiedzieć. Dlaczego to powiedział?
Cmoknął mnie w usta po raz ostatni dzisiejszej nocy, odwrócił się na pięcie i wrócił do samochodu.
Jego samochód zniknął w oddali, a ja stałam trzymając palce przy gorących ustach. Przed chwilą były tu jego wargi. Tak bardzo chciałam poczuć je na moim ciele. W tak krótkim momencie niesamowicie rozpalił moje zmysłu. Nie wiem, co się ze mną dzieje, ale to nie jest nic dobrego. Ach i zapomniałam wspomnieć, że przyznałam, że go potrzebuję. Czy coś to między nami zmieniło? Jesli tak to, co powiem Tony'emu? Oczywiście, że nie prawdę.  
Oszołomiona weszłam do domu. Mechanicznie trafiłam do pokoju, zostawiłam torbę na krześle przy biurku i udałam się do łazienki. Nie zabrałam piżamy, więc po wykąpaniu owinęłam się w ręcznik, zmyłam makijaż, i wróciła do siebie. Wzięłam mniejszy ręcznik i zaczęłam wycierać włosy. Wtedy przyszedł mi SMS.

NADAWCA: Malik
Pięknie wyglądasz w ręczniku, ale poproszę wersję bez.

ODBIORCA: Malik
Pieprz się!

NADAWCA: Malik
Niedługo będę... Z Tobą :)

Nie odpisałam tylko rzuciła telefonem o łóżko. Tak, to cały czas ten telefon który dał mi Zayn na przeprosiny. Jest fajny, przydatny i całkiem wytrzymały. Do głowy wpadła mi myśl...
Jakim cudem on wiedział, że jestem w ręczniku?
Rozejrzałam się zamyślona po pokoju i miałam odpowiedź - odsłonięte okno. Podeszłam do szyby i wytężyłam wzrok. Na poboczu, po przeciwnej stronie niż mój dom, stał samochód Malika, a on sam był oparty o maskę auta. Ledwo dostrzegłam jego wredny uśmiech i to jak puścił mi oczko. Pozdrowiłam go środkowym palcem, a on przeniósł wzrok na komórkę trzymaną w dłoni. Coś na niej wystukał, a ja w tym czasie dostałam wiadomość.
Przypadek? Nie sądzę.

NADAWCA: Malik
Kusisz kocie, kusisz.

Odczytałam i żeby zrobić mu na złość sięgnęłam do rąbka ręcznika i powoli zaczęłam odsłaniać swoje ciało, ciągle stojąc w oknie. Udawałam, że zafunduję mu striptiz.
Kolejny SMS.

NADAWCA: Malik
Zaraz tam wejdę...

Okey, przestaję. Chociaż nie... Przecież o to mi chodziło.

ODBIORCA: Malik
Czekasz na specjalne zaproszenie?

NADAWCA: Malik
Dobranoc, kocie ;)

Ugh! To nie tak miało wyglądać! Miał tu brutalnie wejść i porwać mnie w ramiona. Nie fajnie. Znaczy nie!
Nie powinnam nawet tak myśleć. Ja i on to dwie inne bajki. Zła na siebie i na niego przebrałam  się w piżamę, wcześniej zasłaniając okno roletą i położyłam się spać.

-------------------------------------------------------------------------------------------------

SZAAALEEEŃSTWOOOO!!!!

3 komentarze:

  1. Suuuupeeeer !!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam to opowiadanie :) Malik jest... Ahh brak mi słów by ho opisać xd czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  3. Zayn jest dla mnie zagadką. Słodką i seksowną tajemnicą, że się tak wyrażę :D
    Uh. Uh. Uh. I ta ostatnia scena mrrr...
    Mam nadzieje, ze nasz Kociak w końcu przestanie się tak wahać.
    W ogóle to mam wrażenie, że im na wzajem na sobie zalezy, tylko nie zdaja sobie z tego faktu sprawy i okazują to tylko pożądaniem. Może się mylę, idk :) jak juz mówiłam ciężko mi ich rozgryźć.
    Cudownie że znalazła sie krew dla M. a to że dawca jest Zayn, jeszcze bardziej mnie raduję!
    Teraz "pojebany narzeczony" kiedyś"kochany narzeczony"
    Nooo przynajmniej taką mam nadzieję ⌒.⌒
    I TAK! TO, ŻE WPADŁAŚ AKURAT NA ZAYNA TO JEST CHOLERNE PRZEZNACZENIE, KOCIE!!! (przepraszam musiałam :P)
    Dziękuję Ci za to, że piszesz :)
    Buziaki ♡
    ~ Roxy

    OdpowiedzUsuń