środa, 10 grudnia 2014

Rozdział 34

PRZEPRASZAM MISIACZKI Z CAŁEGO SERDUCHA!!!

Niestety, ale miałam chwilowy brak czasu :/
Chorowałam przez tydzień, nie miałam ochoty na nic. Ciągle leżałam :(

Na szczęście wróciłam już do formy i będę dodawała posty tak, jak zwykle.
Kolejny pojawi się już w weekend :)

Życzę miłego czytania i chęci do komentowania (aż mordka się cieszy xD)

Kocham! xx

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

*Jessy*

Własnie naszykowałam się żeby iść na ogłoszenie wyników, a później ewentualnie wybieram się na imprezę. Oczywiście jeśli się dostaniemy na drugi etap.
Nagle zadzwoniła moja komórka.
- Tak? - odebrałam, nie patrząc na wyświetlacz.
Stałam przed lustrem wygładzając włosy i sprawdzając makijaż.
- Możesz rozmawiać?
Rozpoznałam niespokojny głos brata.
- Niall? Co się stało?
- Jeśli stoisz, to lepiej usiądź.
- Matko Niall! Co się stało, do cholery?!
Nie mogła wytrzymać napięcia, które zaczęło mi towarzyszyć.
- Uspokój się! Mi też nie jest łatwo o tym mówić! - krzyknął wyraźnie zestresowany.
- O czym?
- O Melanie...
- Boże... Co się stało? - powtórzyłam już któryś raz. - Powiesz w koncu?
- Bo Mel... Ona miała wypadek. - wydusił. - Jakiś skurwysyn potrącił ją na pasach. To jego wina, bo nie zatrzymał się na czerwonym świetle, kiedy ona miała zielone i przechodziła. Nie zdążyła nic zrobić...
- Gdzie ona jest? Tylko nie mów, że... - po moim policzku spłynęła łza.
- Nie! Mój Boże, nie! - odgonił moje czarne scenariusze. - Żyje, ale jest w ciężkim stanie.
- Kiedy to się stało?
Starałam się opanować drżenie głosu.
- Od wczoraj leży w szpitalu, na intensywnej terapii.
- Od wczoraj?! Dlaczego dopiero teraz do mnie dzwonisz? - moje nogi stały się okropnie miękkie i nie miałam siły dłużej stać.
- Wczoraj miałaś zawody i imprezę z tego, co napisałaś w SMS-ie. Nie chciałem gorzej cię stresować. Z resztą, sam byłem w ciężkim szoku.
- Rozumem, przepraszam że tak zareagowałam. - potrząsnęłam głową. - Ja tylko...
Głos mi się załamał, a łzy zaczęły płynąć po policzkach.
- Hej, Jessy... - usłyszałam po drugiej stronie słuchawki. - Jessy nie martw się. Wszystko będzie w porządku. Jestem w szpitalu i niedługo będę rozmawiał z lekarzem.
- Jadę do was. - pociągnęłam nosem. - Wyślij mi adres SMS-em i nawet nie dyskutuj.
Rozłączyłam się i rzuciłam telefonem o łóżko krzycząc głośne "kurwa". Wybiegłam na korytarz, chcąc dostać się do pokoju chłopaków. Niestety zderzyłam się z czymś twardym, ale o dziwno nie upadłam. Nie upadłam, bo ten z kim się zderzyłam mnie trzymał.
Podniosłam zapłakane oczy.
- Zayn? - przetarłam łzy. - Puść mnie. - zaczęłam się wyrywać.
- Co się stało?
Odsunął się na bezpieczną odległość.
- Co cię to obchodzi? - rzuciłam wkurzona.
- Wpadłaś na mnie i ryczysz, dlatego pytam. - przewrócił oczami.
- Gdzie jest mój skład? - pociągnęłam nosem.
- Najprawdopodobniej opijają fakt, że dostaliście się na drugi etap i są schlani w trzy dupy.
- Zabiję ich! - krzyknęłam, uderzając pięścią o ścianę. - Raz, że mnie nie zawołali, a dwa nie ma ich kiedy ich cholernie potrzebuję.
Znowu zaczęłam ryczeć. Znalazłam się w tak beznadziejnej sytuacji.
- Nie cieszysz się, że przeszliście dalej? - zdziwił się moim zachowaniem.
- Moja przyjaciółka leży w szpitalu na intensywnej terapii, do cholery! Z czego mam się cieszyć?!
- O kurwa. - wydusił w szoku.
- Właśnie. - wytarłam mokre policzki. - Umiesz prowadzić racja? Nie jesteś pijany?
Przyjrzałam mu się dokładnie.
- Do czego zmierzasz? - skrzyżował ramiona na piersi.
- Zawieziesz mnie do szpitala?
- Do Bradford?
- Nie, do Nowego Jorku. - nie powstrzymałam się od użycia sarkazmu.
- Jesteś dla mnie niemiła, więc dlaczego miałbym ci pomóc? - uniósł jedną brew.
- Nie zawieziesz mnie do szpitala, gdzie leży moja przyjaciółka? Jesteś aż takim chujem?
Zamyślił się na chwilę, po czym chwycił mnie za nadgarstek.
- Poczekaj! Wezmę torebkę. - zatrzymałam go i szybko wbiegłam do pokoju, by po chwili być z powrotem.
- Już? - bąknął zdenerwowany.
- Chodźmy. - przełożyłam torebkę przez ramię, a on znowu chwycił moją rękę.
Po pięciu minutach jechaliśmy już w stronę Bradford. Niestety droga zajmie nam jakieś trzy godziny. Nie obchodziło mnie ile tam będziemy jechać. Musze być z moją przyjaciółką i zrobię wszystko żeby siętam dzisiaj dostać. Jak dojedziemy będzie pewnie po dwudziestej drugiej, ale na szczęście szpital jest
otwarty przez cała dobę.
- Dziękuję. - bąknęłam pod nosem.
- Co?
Przez sekundę patrzył na mnie i wrócił wzrokiem na jezdnię.
- Słyszałeś. - rzuciłam, nie chcąc się powtarzać.
Malik ubrany był w dżinsy, czarny t-shirt i koszulę w siwo-czarną kratę. Prezentował się
przyzwoicie. Patrzyłam na niego dłuższy czas i chyba się zorientował, ale wtedy ja już przysypiałam.
Ziewnęłam zakrywając usta dłonią, przeciągnęłam się i oparłam głowę o szybę. Trochę trzęsło, więc
moja głowa stukała nieprzyjemnie o szybę, dlatego podłozyłam sobie moja torebkę.
Pomysłowa ja.
Zayn będzie jechał sam przez te trzy godziny, nikt go nie zmieni. Ja umiem prowadzić, ale Malik się
nie zgodził ze względu na stan w jakim się znalazłam. Stwierdził, że jestem za bardzo roztrzęsiona
i jeszcze spowoduję wypadek.
Zanim się obejrzałam, wędrowałam w karinie Morfeusza.

***

Przebudziłam się. Na dworze było już bardzo ciemno, dlatego stwierdziłam, że jest późno. Dopiero
po kilku sekundach uświadomiłam sobie, że stoimy. W sumie, to ja stoję bo Malika nie ma w samochodzie.
Wyszłam na zewnątrz i rozejrzałam się. Jestem na stacji benzynowej, sama w środku nocy. Może nie
całkiem sama, bo Zayn nie zostawiłby samochodu. Z resztą nawet nie wiem, czy to jest jego auto.
- Już wstałaś? Myślałem, że będziesz spała aż dojedziemy. - usłyszałam za plecami znajomy głos.
Odwróciłam się. Mulat stał oparty łokciami o krawędź nad drzwaimi ze swojej strony.
- Dlaczego stoimy? - potarłam ramiona dłońmi, bo zrobiło się nieprzyjemnie chłodno.
- Jadę sam, musiałem zrobić postój na siku, kupić nam kawę i zatankować. Taka odpowiedź wystarczy?
- Um... chyba tak. - wzruszyłam ramionami, patrząc na ziemię przed sobą. - Która godzina?
- Jak sprawdzałem minutę temu, to była dwudziesta pierwsza czterdzieści dwa.
- Kiedy ruszamy?
- Zawsze zadajesz tyle pytań? - westchnął zirytowany.
- Zawsze nie lubisz odpowiadać?
- Odpowiadam.
- Jasne. - prychnęłam.
Zdążyłam zarejestrować tylko "ugh" i chłopak był już przede mną. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby nie fakt, że prawie przyciskał mnie do drzwi pasażera.
- Co ty robisz? - wydusiłam.
Moje serce zaczęło bić dwa razy szybciej.
- Widzę, że ci zimno. Może chcesz żebym cię ogrzał? - tym razem zniwelował całą wolną przestrzeń
między nami.
- Ogrzał? Przecież jesteś taki zimny w stosunku do mnie. - droczyłam się.
- Zimy? - uniósł brwi w zdziwieniu. - Chyba sobie żartujesz. To, że ostatnio do niczego nie doszło, nie znaczy, że jestem dla ciebie zimy. Poza tym za każdym razem jak się "coś" wydarzyło po pijaku, to ty udawałaś że wszystko jest jak dawniej i zabijałaś mnie każdym swoim spojrzeniem. Nawet
odezwać się normalnie nie umiałaś. Kto tu jest zimny?
- To dlatego, że po każdym razie byłam na siebie zła. - nie potrafiłam na niego spojrzeć.
Mówiłam bardzo cicho.
- O co? - również wyszeptał. - O co byłaś zła, skarbie?
Nie odpowiedziałam. Te słowa zwyczajnie nie chciały przejść mi przez gardło.
- Jessy.
Chyba kończyła mu się cierpliwość.
- Byłam zła, bo każdym razem to wszystko, co zaszło mi się podobało. -  ledwo wydusiłam.
Nastąpiła niezręczna cisza.
- Pamiętasz to, co robiliśmy? - zdziwił się.
- Mhm. - czułam jak moje poliki się czerwienią. - Ty nie pamiętasz?
- Jak mógłbym zapomnieć? - pogładził kciukiem moją żuchwę.
- Przecież byliśmy pijani... - powiedziałam pod nosem, nie rozumiejąc sensu wydarzeń.
Dlaczego pamiętamy, skoro się najebaliśmy.
- Było lepiej niż z tym twoim kochasiem? - zaśmiał się. - Powiedz.
- On nie jest moim kochasiem. - syknęłam, kierując wzrok na jego tęczówki. - Jeśli powiem, ze tak, to cię dowartościowuje? Podbuduje twoje ego?
- Igrasz z ogniem, kocie. - mruknął. - Udowodnij, że nim nie jest. - dodał normalnym głosem.
Czy on rzucił mi wyzwanie? Zastanowiłam się chwile i niewiele myśląc przyciągnęłam go za kołnierzyk koszuli tak, że nasze usta dzielił jakiś centymetr.
- Gdyby był moim "kochasiem" nie zrobiłabym tego.
Nie czekając długo, wpiłam się w usta chłopaka. Oddał pocałunek od razu. Chwycił mnie za boki i przysunął jeszcze bliżej siebie.


Odsunęliśmy się po kilku minutach, a miałam wrażenie że to była wieczność.
- To wystarczy? - klepnęłam go w policzek.
- Wiedziałem, ze nim nie jest, bo nie pieprzyłabyś się ze mną. - na jego twarzy zagościł dawno nie widziany łobuzerski uśmieszek.
Już miałam wspomnieć o moich chwilach z Tony'm ale nie chciałam robić z siebie dziwki w oczach Malika. Może rzeczywiście nią byłam...
- Dupek. - rzuciłam i odepchnęłam go od siebie.
Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, choć bardzo się starałam. Wsiedliśmy do samochodu, a mulat podał mi ledwo ciepłą kawę. Popatrzyłam na niego krzywo.
- No co? To tobie zachciało się całować.
- Spadaj. - odwróciłam wzrok na drogę. - Więcej nie powtórzę tego błędu.
- Jak sobie chcesz. Jest niejedna chętna do całowania.
Fuknęłam się i zasznurowałam usta. Taki z niego żigolak? Zobaczymy, kto pierwszy będzie coś chciał. W sumie, to nie wiem czemu się przejmuję skoro nawet nie jesteśmy razem. Kto powiedział, że musimy się całować i pieprzyć? Jest to gdzieś napisane?
Nie, więc kurwa nara.


***

- Zatrzymaj się! - zażądałam, kiedy mijaliśmy główne drzwi szpitala.
- Idź, ja zaparkuję. - rzucił jak już zamykałam drzwi.
Wbiegłam do budynku. Serce waliło mi niemiłosiernie i nie mogłam opanować postrzępionego oddechu. Cholernie się martwiłam. Ważna osoba w moim życiu i najważniejsza dla brata leży teraz w szpitalu, a ja nawet nie wiem czy z nią wszystko w porządku, bo komórka mi się rozładowała. Spanikowana zaczepiłam pierwszą lepszą pielęgniarkę.
- Gdzie leży Melanie Adams? Została wczoraj potrącona.
- Kim pani jest?
- Muszę wiedzieć, gdzie leży.
Nie miałam zamiaru tak szybko odpuścić.
- Kimś z rodziny? - dopytywała z obojętnym wyrazem twarzy.
- Nie! Przyleciałam z Marsa w moim statku kosmicznym i chce posiąść jej ciało. - sarkazm lał się strumieniami.
Byłam tak kurewsko zdenerwowana, a ona zadawała te idiotyczne pytania, zamiast odpowiedzieć na
jedno moje.
- To jest jej siostra, a moja narzeczona. - silna ręka objęła moje ramiona.
- W takim razie w porządku. Drugie piętro, sala numer 24. - obczaiła nas skrupulatnie i dopiero potem sobie poszła.
Na pewno poplotkuje z innymi, jakie to teraz młodzi ludzie małżeństwa zawierają.
Zaraz, co? Eh... nieważne.
Szybko podeszłam do windy i nacisnęłam guzik. Czekanie okazało się pieprzoną wiecznością, ale nie miałam siły biec po schodach. Czułam obecność Malika za moimi plecami. Bez niego nie udałoby mi się wyciągnąć informacji od tej zgorzkniałej baby.
- Dzięki. - rzuciłam, stojąc obok niego, a winda wiozła nas na drugie piętro.
- Nie ma za co, kochanie. - mrugnął do mnie.
- Już nie musimy udawać narzeczeństwa. - bąknęłam. - W ogóle skąd ten pomysł?
- Nie wiem... Jakoś tak. - ta, niezłe wytłumaczenie. - Po prostu ratowałem sytuację.
- Okey.
Drzwi się rozsunęły, a ja jak z procy wystrzeliłam na hol w poszukiwaniu odpowiedniej sali. Zayn został gdzieś w tyle. Torba odbijała mi się od biodra, a nogi plątały. Wreszcie dotarłam do celu - sala 24. Ostrożnie nacisnęłam klamkę i uchyliłam drzwi. Wsunęłam głowę i pierwsze, co zobaczyłam, to blond czupryna wsparta na dłoniach opartych o kolana. Chrząknęłam najciszej jak się dało. Niall odwrócił się gwałtownie.
- Jessy? - zdziwił się tak, jakbym wcześniej mu nie mówiła, że przyjadę.
Miałam rzucić jakąś głupią odpowiedz, ale powstrzymał mnie przykładając palec wskazujący do ust. Wróciłam na korytarz, a on pojawił się minutę później.
- Co z nią? W jakim jest stanie? Wyjdzie z tego? Wszystko w porządku? Jak ty się czujesz? - ostrzeliwałam go pytaniami.
Zakrył mi usta dłonią.
- Powoli, dobrze? - zapytał. - Będziesz cicho?
- Mhm. - przytaknęłam.
Zabrał rękę z mojej twarzy, a ja otarłam usta wierzchem dłoni.
- To nie było potrzebne. - rzuciłam, poprawiając torbę na ramieniu.
- Nie o to teraz chodzi. - potarł nerwowo czoło. - Melanie wyjdzie z tego ale...
- Ale?
- Potrzebuje krwi. Póki co nie znaleźli dawcy. Ma rzadką grupę i niewiele osób ma taką. Najgorsze jest to, że jej rodzice mają całkowicie inną. Ja też...
- Ja również. - zamyśliłam się. - Co będzie jeśli nie dostanie krwi?
- Powinna ją otrzymać najpóźniej jutro rano. Jeśli nie to... to ma marne szanse, ze nie będzie powikłań.
Niall miał łzy w oczach. Pierwszy raz widziałam go w takim stanie.
- Przepraszam. Ja... wrócę do niej. Jeszcze się nie wybudziła. - silił się na normalny ton.
- Rozumiem. - przytaknęłam tylko, bo też robiło mi się żal.
Przytuliłam go szybko, żeby dodać mu otuchy. Co ja mam teraz zrobić? Jak mam pomóc mojej przyjaciółce? Kiedy Niall zniknął za drzwiami, ja skierowałam się do bufetu. Mijałam wielu ludzi. Jedni cieszyli się z narodzin dziecka, inni płakali z powodu śmierci bliskiej osoby. Szpitale były, są i będą przytłaczające i dołujące. Nikogo do nich nie ciągnie. Bardzo chciałam znaleźć się w tej pierwszej grupie...
Tej szczęśliwej.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

OHOHOHOOHOHOHOHO
DZIEJE SIĘ!!!!!!!!!!

Jeszcze raz przepraszam za opóźnienie :*

3 komentarze:

  1. O mój boże!!! Kocham (to i tak mało powiedziane)
    Znalazłam Twoje ff wczoraj i właśnie skończyłam je czytać (zarwałam nockę wiec jestem jak ja aka zoombie i już dwa razy nauczyciele zgarniali mój telefon, ale warto :P) cudownie piszesz! Kompletnie nie rozumiem dlaczego jest tu taka malutka liczba komentarzy, zasługujesz na w cholerę więcej *hug* bardzo się cieszę, że Cię to nie zniechęciło bo naprawdę nie przeżyłabym bez kontynuacji tej historii gdyby sie gdzies urwała...
    Wiec rozdział jest po prostu boski, jak zreszta każdy inny
    Zaaaayn ♡ mam nadzieję, że kiedys poważnie będzie mógł ją przedstawić jako swoją narzeczoną :D
    Och oraz że w najbliższej przyszłości poczynią jakieś kroki i będą się pieprzyć na trzeźwo ;D
    Cholera i muszą znaleźć jakiegoś człeka z tą sama grupą krwi! Biedna Melani i Niall no i Kociak oczywiście też. Żeby wszystko było w porządku.
    Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału ⌒.⌒
    Buziaki ♡.♡
    ~ Roxy

    PS za bledy przepraszam - pisze z telefonu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję kochana :* Te słowa znaczą dla mnie więcej niż myślisz ;)

      Usuń
  2. Cudo.Cos mi się wydaje, ze Zayn będzie miał taką samą grupę krwi...czekam na nexta <3

    OdpowiedzUsuń