Obiad u Nialla i Melanie przeciągnął się, więc byłam zmuszona zostać na noc. Ja i brat "trochę" wypiliśmy, więc nie mogłam wrócić samochodem, ani nie mogłam zostać odwieziona. Melanie zadzwoniła do Austina i poinformowała go o zaistniałej sytuacji w czasie, kiedy odbywałam z Niallem zawody "wypiję na raz więcej niż ty". Swoim zamglonym umysłem domyślałam się, że będzie za to zły.
Obudziłam się z ćmiącym bólem głowy i suchością w gardle. Wspaniałomyślna przyjaciółka zaopatrzyła mój stolik nocny w wodę, ale po tabletkę musiałam zwlec się na dół. Wygramoliłam się z wygodnego i cieplutkiego łózka, wsunęłam nogi w miękkie kapcie i poczłapałam do kuchni. Wiedziałam, że na pewno śmierdzi ode mnie alkoholem, ale starałam się o tym nie myślec. Ważniejsze było, żeby w końcu uciszyć skutki poprzedniej nocy. Przy stole zastałam Melanie, która czytała gazetę.
- Witam, śpiąca królewno. - uśmiechnęła się, odkładając czasopismo. - Jak głowa?
Jęknęłam w odpowiedzi i odstawiłam pustą szklankę na blat.
- Tabletki są w szafce nad tobą, po lewej stronie, w małym pudełeczku. - poinstruowała.
- Niall jeszcze nie wstał?
- Niall już dawno wyszedł po świeże pieczywo.
- W niedziele macie świeże pieczywo? - zdziwiłam się.
Zazwyczaj piekarnie nie pracowały w sobotnią noc i nie było świeżego chleba w niedzielę. No, przynajmniej w mojej okolicy.
- To od znajomej starszej pani, której pomagałam przez ostatnie kilka miesięcy. Uwielbia piec chleby i robi to codziennie, wiec w ramach wdzięczności zaproponowała, że będzie piekła dla nas chleb w weekendy.
- Wspaniała z niej starsza pani. - westchnęłam. - Że jeszcze takie są. Zazwyczaj spotykam się z takimi, które mają ochotę walnąć mnie torebką.
Połknęłam tabletkę, popijając ją całą szklanką wody. Udało mi się na chwilę ugasić okropne pragnienie, które nieustannie odczuwałam. Dosiadłam się do przyjaciółki, oparłam łokcie na stole i położyłam głowę na otwartych dłoniach.
- Jak to możliwe, że udało mu się wyjść z domu w takim stanie? - wymamrotałam. - Przecież wypił tyle, co ja...
- To przez ćwiczenia. - wyjaśniła krótko, ponownie zagłębiając się w artykuł. - Poza tym, ma mocniejszą głowę.
- Ćwiczenia? - wbiłam w nią zdziwiony wzrok. - O czym ty mówisz? Niall i ćwiczenia? Niemożliwe.
- Trochę się pozmieniało odkąd ostatni raz nas odwiedziłaś. - wzruszyła ramionami, nawet na mnie nie patrząc. - Niall wziął się za siebie i naprawdę jest zadowolony. Ja też.
Domyśliłam się, że miała do mnie o to żal. Sama miałam do siebie żal, ze tak bardzo ich zaniedbałam.
- Przepraszam, Mel. - powiedziałam cicho. - Ostatnio dużo działo się w moim życiu i nie potrafiłam znaleźć czasu na cokolwiek. Wiem, że to mnie nie usprawiedliwia, ale postaraj się mnie zrozumieć. Nienawidzę się za to, że tu nie przyjeżdżała, ale naprawdę nie mogłam, bo ja...
- W porządku, rozumiem. - przerwała mi. - Cieszmy się tym, co jest teraz. Nie musimy wracać do przeszłości. Wybaczyłam ci, w końcu jestem twoją najlepszą przyjaciółką.
Posłałam jej całusa i uśmiechnęłam się najsłodziej jak umiałam.
- To teraz opowiadaj o tych cudownych ćwiczeniach mojego kochanego braciszka. Może uda mi się to wykorzystać następnym razem - potarłam dłonie w chytrym geście, a ruda zachichotała.
Potrzebowałam jak najwięcej beztroskich momentów. To podbudowywało moją kondycję fizyczną, co w tym czasie było mi naprawdę niezbędne.
***
- Zaprowadziłaś w końcu ten samochód do mechanika? - zapytał blondyn, pochylając się nad talerzem z zupą.
- Tak. Oddałam go w piątek, a odebrałam go przed przyjazdem do was.
- Tak szybko? - zapytał zaskoczony. - Jak ci się to udało? Łapówka?
- Oszalałeś? - uniosłam wysoko brwi. - Czy ty dajesz ludziom łapówki?
Niall zmieszał się i nie odpowiedział. Melanie wkroczyła do akcji.
- Niall kochanie, odpowiedz na pytanie. - poprosiła z przerażającą słodyczą w głosie.
- Tylko kiedy potrzebuję szybkiego przeglądu w warsztacie, ale to nie zdarza się często. - wytłumaczył się z gorliwą miną. - Nie złość się, skarbie.
Ruda wywróciła na niego oczami i wróciła do zmywania naczyń.
- Wiecie co, będę się powoli zbierała. Powinnam być w domu już wczoraj. - westchnęłam, wstając od stołu.
- Austin będzie obrażony? - prychnął sarkastycznie Niall.
Posłałam mu spojrzenie typu "zamknij się, albo ci pomogę" i przeniosłam wzrok na przyjaciółkę.
- Dbaj o siebie, kochana. Za dziewięć miesięcy chcę zobaczyć waszego potomka zdrowego i uśmiechniętego, jasne? - pogroziłam obojgu palcem.
Melanie zachichotała, a brat pokiwał litościwie głową. Zabrałam się do wyjścia, sprawdzając czy wszystko zabrałam. Młode małżeństwo odprowadziło mnie do wyjścia, żeby jeszcze się pożegnać. Wyściskali mnie za wszystkie czasy.
- Zapomniałem zapytać. - zagadnął chłopak, sprawiając, że zatrzymałam się z dłonią na klamce. - W jakim warsztacie robiłaś przegląd?
- Jakimś nowym. Otworzyli go rok temu. - odpowiedziałam wymijająco.
Ta rozmowa wkraczała na niebezpieczny teren. Nie powiedziałam im, że spotkałam Malika po trzech latach od zerwania i nie miałam zamiaru tego zmieniać.
- No dobrze, ale chociaż powiedz jak się nazywa. - nalegał.
- Tak naprawdę nie zwróciłam uwagi na nazwę. - wymamrotałam.
- Och Jessy. - westchnął ciężko. - Czy ja się kiedykolwiek z tobą dogadam?
- Może kiedyś. - wzruszyłam niewinnie ramionami.
- To jaka jest na nazwa? - dopytywał, nie dając za wygraną.
- Nie wiem! - zirytowałam się. - Wiem tylko, że to warsztat Zayna i tyle, okey!?
Dopiero po chwili dotarło do mnie, co powiedziałam.
Ups.
- Zayna? - Niall wytrzeszczył oczy tak samo, jak Mel. - Tego Zayna?
- Tak. - bąknęłam i spuściłam wzrok na podłogę.
- Spotkałaś Malika po takim czasie i nic nam o tym nie wspomniałaś? - ruda zapytała z pretensją.
- Nie chciałam tego robić. Po co miałam wracać do przeszłości?
- Już to zrobiłaś i to przez głupi przegląd auta. - warknął blondyn. - Lubisz kłopoty, prawda? Zawsze tak było...
- Ej, nie wiedziałam, że to jego warsztat! - zaprotestowałam, wbijając w brata twarde spojrzenie. - Nie poszłam tam celowo. Po za tym, Austin był tam ze mną.
- I co z tego? - prychnął. - Czy uchronił cię przed dawnymi krzywdami? Nie.
- Niall, proszę... - jęknęłam i zamknęłam oczy. - Naprawdę muszę już jechać i nie chcę się rozstawać, będąc z wami w konflikcie.
- Chyba tylko z nim, bo jako kobieta i twoja przyjaciółka, doskonale cię rozumiem. - Melanie stanęła po mojej stronie. - Dogadajcie się.
Zniknęła w kuchni, a ja ostrożnie przeniosłam wzrok ponownie na brata. Nie był zadowolony, co wyraźnie wskazywał grymas na jego twarzy.
- Odpuść, dobrze? - wyszeptałam. - Nie chcę problemów. Nie chcę, żeby przypadek nas poróżnił. Już kiedyś musieliśmy przez to przechodzić. Nie pozwólmy, żeby Malik znowu wszedł między nas.
Blondyn wziął głęboki oddech, po czym przyciągnął mnie do uścisku.
- Czekałam na to. - wymamrotałam, tuląc się do jego torsu.
- Moja młodsza, kochana siostrzyczka. - pocałował mnie w czubek głowy. - Uważaj na siebie, dobrze?
- Obiecuję, że będę.
***
Dojechałam do pod blok po godzinie piętnastej. Zabrałam wszystkie swoje rzeczy z samochodu i ruszyłam na górę. Mocowałam się przez chwilę z drzwiami, mając wrażenie że Austin z kimś rozmawia. Pomyślałam, że to mógł być telewizor, albo rozmowa telefoniczna na głośniku.
Bo co innego to?
- Już jestem! - krzyknęłam i odłożyłam torby na podłogę w korytarzu. - Austin?
Z salonu wychylił się mój chłopak. Miał dziwny grymas na twarzy, którego nie potrafiłam odczytać. Podbiegłam do niego i mocno się przytuliłam.
- Coś się stało? - spojrzałam mu w oczy.
Zmartwiła mnie jego spięta postawa.
- Nie, kochanie. Nic się nie stało. - rzucił niespokojnie.
- Świetnie. - puściłam mu oczko. - Pójdę się odświeżyć.
Cmoknęłam go w usta i weszłam do salonu, żeby zabrać z komody czysty ręcznik. Nie wiecie jakie było moje zdziwienie, kiedy na kanapie w salonie zobaczyłam pięciu mężczyzn, którzy w spokoju rozkoszowali się piwem i oglądali telewizję. Odchrząknęła głośno, chcąc zwrócić na siebie uwagę. Udało się.
- Jessy? - poderwał się Steve. - Jak miło cię w końcu zobaczyć. Tyle czasu...
Rzucił się, żeby mnie uściskać, ale zrobiłam krok w tył, więc zatrzymał się speszony.
- Co wy tu robicie? - warknęłam.
- Zaprosiłem ich. - odpowiedział Austin.
Opierał się o futrynę drzwi i jakby nigdy nic obserwował sytuację.
- Zaprosiłeś sobie kolegów nawet mi o tym nie mówiąc? - zdenerwowałam się, ale nie chciałam krzyczeć przy świadkach. - Mogłeś mnie chociaż uprzedzić, to zostałabym dłużej u Nialla.
- Pomyślałem, że też będziesz chciała się z nimi zobaczyć. Przecież tak dawno nie piliśmy razem piwa. - uśmiechnął się szeroko. - Szkoda, że reszty naszej ekipy tutaj nie ma. Urządzilibyśmy niezłą imprezkę.
- Nie sądzę. - bąknęłam w złości.
- Myślę, że powinniśmy się zbierać. - Zayn doszedł do głosu, co mnie zaskoczyło. Na początku w ogóle nie zwróciłam na niego uwagi. Byłam zbyt zaślepiona oburzeniem. - Nie możemy im przeszkadzać. Gdzie wasze maniery, chłopcy?
Posłał mi obojętne spojrzenie, które odwzajemniłam tak samo obojętnie, a potem odwrócił się do mnie plecami i zwrócił się do swoich kolegów:
- Mam wam zaproszenia wysłać? - zironizował. - Spotkamy się innym razem.
Zaskoczyła mnie jego stanowczość i to z jaką łatwością przyjął fakt, że nie poimprezują. Naprawdę się zmienił. Oszołomiona wpatrywałam się w jego plecy.
- Austin? - Josh popatrzył na mojego chłopaka błagalnym wzrokiem. - Powiedz mu coś.
Wszyscy już stali i byli gotowi się wynieść. Czekałam na ten moment z niecierpliwością. Przyznanie mi racji przez Austin była tylko formalnością.
- Oczywiście, że zostajecie. - rzucił wesoło.
Wytrzeszczyłam na niego oczy i skrzyżowałam ramiona na piersi. Posłał mi niewinne spojrzenie, chcąc załagodzić sytuację.
- Ugh! - warknęłam i szybkim krokiem opuściłam pomieszczenie pełne męskiego testosteronu.
Jak on mógł nie wziąć pod uwagę mojego zdania? Oficjalnie byłam na niego obrażona. Nie chciałam oglądać jego twarzy przez najbliższe kilka godzin.
***
Przesiedziałam w swoim pokoju już dwie godziny, w ciągu których przeczytałam całą, dość grubą książkę. Zrobiłam się głodna, ale nie chciałam stąd wychodzić.
- Można? - usłyszałam niewyraźne pytanie zza drzwi.
- Kto tam? - uniosłam się do siadu i spuściłam nogi na podłogę.
- Josh.
- Wejdź.
Chłopak zwinnie się wślizgnął i zajął miejsce na fotelu przy biurku.
- W czym mogę ci pomóc? - zapytałam z nutką sarkazmu. - Zgubiłeś się?
- Nie bądź złośliwa. - wywrócił oczami, które miał mocno świecące od alkoholu.
- Po prostu powiedz co chcesz i zakończmy tą wizytę.
- Chciałem z tobą porozmawiać. - powiedział poważnie i wbił we mnie stanowcze, ale zamglone spojrzenie.
- O czym?
Prześledził wzrokiem pokój jakby zastanawiał się, co ma powiedzieć.
- Widzę, że nieźle sobie radzisz.
Zmarszczyłam czoło zdezorientowana.
- Co dokładnie masz na myśli?
- Masz ładne mieszkanie, fajnego chłopaka i niezłą pracę... - wyliczał na palcach.
- Dzięki.
- A to wszystko dlatego, że rzuciłaś Malika jak ostatnia suka. - dodał.
Zachłysnęłam się powietrzem, uświadamiając sobie, co właśnie powiedział.
- Słucham? - uniosłam wysoko brwi. - Jak śmiesz tak mówić?
Nie krzyczałam, bo nie chciałam się niepotrzebnie denerwować. Był pijany. Nie chciałam pokazać, że mnie tym zranił. Nasze rozstanie nie było z mojej winy, tylko Malika.
- Dobrze słyszałaś. - prychnął. - Zayn nie mógł się pozbierać po tym jak ty go odrzuciłaś, kiedy udało mu się uwolnić od Katy.
- Nie będę rozmawiała z tobą na ten temat. Nie jesteś odpowiednią osobą.
- Jak sobie chcesz. - wzruszył ramionami i wstał z fotela. - Wiedz, że mimo iż tego nie okazuje i stara się żyć dalej, on nadal cierpi. Tym bardziej, że widzi ciebie z innym facetem. Zabijasz go swoim szczęściem. Pomyśl o tym.
Wyszedł, zostawiając mnie z wirującymi myślami.
Może Josh nie znał szczegółów naszej rozłąki i teraz oskarżał o wszystko mnie? Przecież Zayn nie wygląda na cierpiącego po rozstaniu, od którego minęło trzy lata. To nie mogła być prawda. Poza tym, Josh mógł powiedzieć wszystko, żeby tylko wywołać u mnie wyrzuty sumienia. Wstawiał się za przyjacielem, co było oczywiste.
Odetchnęłam głęboko i zebrałam się w sobie. Wyszłam z pokoju i szybko podreptałam do łazienki. Nie zostałam zauważona, co bardzo mnie ucieszyło. Faceci w najlepsze śmiali się i popijali alkohol, co rozpoznałam po dźwięku uderzanego o siebie szkła. Pewnie wznosili toast. Zanim nacisnęłam klamkę, żeby wyjść, przymknęłam oczy i obmyśliłam plan dostania się do kuchni. Gwałtownie otworzyłam drzwi i zrobiłam duży krok w przód. Zderzyłam się z kimś, kto miał zamiar skorzystać z toalety. Zaskoczona podniosłam wzrok.
- Zayn.- rzuciłam speszona.
Nic nie mówiąc, odsunął się na bok, żeby umożliwić mi przejście.
- Przepraszam. - powiedziałam zanim wszedł do łazienki. - Za to, że na ciebie wpadłam.
Skinął tylko głową i zniknął za drzwiami. Ze spoconymi dłońmi i walącym sercem udałam się do kuchni, w której natknęłam się na Austina.
Pijanego Austina.
- Kochanie. - wymamrotał. - Jak dobrze, że jesteś. Tak się cieszę, że cię mam.
- Czemu nie siedzisz z chłopakami?
- Skończyło nam się piwo. - kiwnął głową na lodówkę, ale się nie ruszył.
- Czemu go nie weźmiesz i do nich nie wrócisz? - zmarszczyłam czoło, nie zmniejszając dystansu między nami.
- Trochę kręci mi się w głowie. - zachichotał. - Mogłabyś mi je podać? Nie mogę się schylić, po zwymiotuję.
- Dobrze. - mruknęłam i podeszłam do lodówki.
Pochyliłam się, chcąc sięgnąć dolnej póki. Poczułam ręce na pośladkach, więc szybko się wyprostowałam, prawie wypuszczając piwo na podłogę.
- Austin. - warknęłam groźnie i odskoczyłam od niego. - Weź to piwo i zjeżdżaj. Jutro sobie pogadamy. - zagroziłam.
Odstawiłam butelki na blat i czekałam na ruch chłopaka.
- Nie mam ochoty na piwo. - zbliżył się ze złośliwym uśmieszkiem i oparł ręce na blacie po moich obu stronach. - Mam ochotę na ciebie.
- Jesteś pijany. - zaparłam dłonie o jego tors. - Idź sobie.
- Jessy... - wymamrotał, starając się założyć mi kosmyk włosów za ucho, ale mu się nie udało. - Oboje wiemy, że tego chcesz.
- Nie, nie chcę.
- Skarbie...
- Puść mnie.
- Nie kłóć się ze mną. - rzucił ostro.
Jego spojrzenie nagle się zmieniło. Z łagodnego i zamglonego na twarde i stanowcze. W pierwszej chwili się wystraszyłam. Jeszcze nigdy tak się nie zachowywał. Nawet po wypiciu alkoholu był łagodny jak baranek. Przynajmniej do teraz.
- O co ci chodzi? - oburzyłam się. - Zrobiłam ci coś?
- Josh mi o wszystkim opowiedział. - warknął. - Wiem jak było z zerwaniem twoim i Malika. Nie rozumiem tego, że byłaś taką suką, żeby go odrzucić. Wiedziałem, że ty też miałaś w tym swój udział, ale żeby odrzucić chłopaka, który naprawdę cię kochał? Nie spodziewałem się tego po tobie.
- Nie wiesz wszystkiego. - powiedziałam cicho, powstrzymując rosnącą gulę w moim gardle. - Josh nie zna całej prawdy i gada głupoty.
- Gówno mnie to obchodzi! - krzyknął i mocno odepchnął się od blatu.
Zacisnęłam pięści i szczękę. Nie chciałam dać się sprowokować, wiedząc ze w pokoju obok siedzi reszta chłopaków i prawdopodobnie słyszy naszą kłótnię.
- Ze mną też tak zrobisz?! - zdenerwował się. - Porzucisz mnie jak tylko będziesz pewna, ze cię kocham?! O to ci chodzi z byciem w związku?! Naprawdę jesteś taką suką?!
- Nie obrażaj mnie! - wrzasnęłam. - Jesteś pijany i nie wiesz, co mówisz!
- Nie krzycz na mnie!
- Ty zacząłeś! - wbiłam paznokcie w skórę dłoni. - Twoi goście na pewno mają niezłe przedstawienie, słysząc nas!
- Mam to w dupie! - złapał się za głowę i zacisnął dłoń.
Sapał jakby przebiegł kilometr sprintem.
- Nie pozwolę, żebyś mnie też tak potraktowała. - rzucił, nie mogąc się uspokoić.
- Jesteś ostatnim idiotą, jeśli wierzysz Joshowi. - powiedziałam łamiącym głosem. - Sprawiasz, że czuję się źle.
- Mogę sprawić, ze poczujesz się jeszcze gorzej. - warknął.
W tamtym momencie byłam naprawdę przerażona. Widok jego wściekłych oczu sprawił, że w środku trzęsłam się ze strachu.
Gdzie się podział mój kochany i słodki Austin?
- Myślę, że powinieneś odpuścić alkohol na dzisiaj. - usłyszałam głos po swojej prawej.
- Idź sobie, Malik. - prychnął Austin. - To nasza sprawa. Jessy już nie należy do ciebie.
Zabolało. Powiedział to tak, jakbym była jakąś zabawką.Wpatrywałam się w podłogę, czując wstyd, że Zayn musiał tego słuchać.
- Nie powinieneś tak traktować swojej dziewczyny. - kontynuował. - Kobiety trzeba szanować, nie wiesz o tym?
- Ona nie szanuje innych, to czemu ja miałbym to robić?
- Na jakiej podstawie tak sądzisz?
- Josh mi o was powiedział.
- I co w związku z tym?
- Nie chcę, żeby Jessy zachowała się tak wobec mnie.
- Nie znasz prawdy, Austin. Przestań się gorączkować.
O dziwo Zayn nie był pijany. Wprawdzie trzymał w dłoni butelkę piwa, ale jego oczy nawet się nie świeciły. Uspokoił mnie swoim wzrokiem, kiedy niepewnie na niego spojrzałam.
- To jest mała suka, która chce mnie wykorzystać! - wrzasnął, a ja nie wytrzymałam.
Wybuchłam płaczem i wybiegłam na korytarz. Zerwałam kurtkę z wieszaka i zabrałam buty. Biegnąc po schodach na dół, niezdarnie zakładałam tenisówki, przez co prawie się wywaliłam. Po przekroczeniu drzwi uderzyło we mnie mroźne powietrze, co było przyjemną odmianą.
Austin mnie skrzywdził bardzo mocno. Nie uderzył mnie, ale tak się własnie czułam po jego słowach. Czułam się jakby mnie spoliczkował.
Czy tak to miało teraz wyglądać?
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kolejny rozdział pojawi się w okolicach kolejnego tygodnia :)
Wybaczcie, ale szkoła wzywa i nie dam rady często dodawać rozdziałów.
Kocham i dziękuję, że ciągle jesteście! xxx