wtorek, 30 czerwca 2015

Rozdział 86 'Nowy początek'

*drugi tydzień lipca*
*Jessy*

- Wpadnę do ciebie, jak tylko znajdę chwilę. - rzuciłam do słuchawki, starając się utrzymać stertę brudnych naczyń i w całości donieść je do zlewu.
- Żadnej poprawy? - zapytała zmartwionym tonem.
- Nie. - bąknęłam smutno.
- Tak mi przykro.
- Niepotrzebnie. - starałam się brzmieć naturalnie. - Jak dzidziuś w brzuszku?
Zmiana była jedyną dobrą opcją, żebym się nie rozpłakała.
- To dopiero prawie czwarty miesiąc, Jessy. - zachichotała. - Ale póki co bardzo dobrze to znosimy.
- Niall też?
- Wydaje mi się, że tak. - zamyśliła się. - Nie zauważyłam u niego niepokojących oznak. Już zaczął remont twojego pokoju.
- Cieszę się waszym szczęściem. - wyszeptałam. - Mam nadzieję, że maluszek będzie zadowolony z miejsca, w którym ja przeżyłam większość swojego życia.
Nowa fala smutku oblała moje skołatane serce.
- Muszę kończyć, kochanie. Odezwij się, jak tylko będziesz miała chwilkę.
- Obiecuję, Melanie.
Rozłączyłam się i odłożyłam komórkę na stół. Przygotowałam się psychicznie na kolejną wizytę w szpitalu. Zayn jeszcze się nie wybudził. Lekarze cały czas twierdzili, że to nie jest śpiączka. Miałam odmienne zdanie, ale nie chciałam się kłócić.
Pierwszy miesiąc bez Zayna nie był tym najgorszym. Dopiero po urodzinach zaczęłam odczuwać jego bolesny brak. Od pory napadu odwiedzałam go codziennie. Czytałam mu książki, opowiadałam o tym jak mi minął dzień, zdawałam relację z wydarzeń na świecie, masowałam mu dłonie, ramiona i nogi. Pielęgniarki patrzyły na mnie ze współczuciem.
Co innego mogłam zrobić?
Chciałam, żeby do mnie wrócił, ale powoli się wypalałam. W pracy nie miałam humoru do zabawy z dzieciakami, co odbijało się na moich stosunkach z resztą pracownic przedszkola. Wiedziały, co jest przyczyną, dlatego starały się to znosić. Byłam wdzięczna każdemu, kto wykazywał choć trochę zrozumienia.
Dojechałam do szpitala dwadzieścia minut później i zaparkowałam na moim stałym miejscu. Chwyciłam w dłonie reklamówki z  niezbędnymi rzeczami dla Zayna.
- Witam. - portier przywitał mnie szerokim uśmiechem.
Jak co dzień. Przywykłam. Te dwa i pół miesiąca sprawiły, że traktowałam go jak dobrego znajomego.
- Dzień dobry, panie Smith.
- Jak mija dzień? Już po obiedzie? - zagadnął.
Z grzeczności zatrzymałam się, żeby wymienić kilka zdań. Tak naprawdę nie miałam ochoty na rozmowę.
- Nie mam czasu na jedzenie. Dopiero wyszłam z pracy i od razu przyjechałam tutaj.
- Powinna pani wypocząć. Niknie pani w oczach.
Wzruszyłam tylko ramionami i spojrzałam na niego smutnym wzrokiem.
- Musi go pani mocno kochać, prawda?
Nigdy się nad tym nie zastanawiałam.
Było dla mnie jasne, że musiałam się nim zajmować. Był jedną z najważniejszym osób w moim życiu i nie potrafiłam postępować inaczej. Nie miał w Londynie nikogo, kto mógłby się  nim zainteresować. Troszczyłam się o niego najlepiej jak umiałam.
- Chyba tak.
- Chyba? - zmarszczył czoło. - Myślałem, że państwo są narzeczeństwem.
- Nie, nie jesteśmy. - zaśmiałam się cicho z bezradności, co do ciągle powtarzanej plotki. - Wszyscy w szpitalu tak myślą. Czasami nie chce mi się tłumaczyć, więc w takiej postaci się rozniosi.
- Podziwiam panią za wytrwałość. Wiele par rozpadło się przez takie wydarzenia. Nie może pani pozwolić, żeby to was rozłączyło. Widzę, że nie jesteście taką typową parą.
- Tak naprawdę my nawet nie zaczęliśmy być parą, panie Smith i to jest chyba najsmutniejsze.
Posłał mi spojrzenie pełne podziwu i położył dłoń na swoim serce.
- Najważniejsze, co ma się tutaj.
Skinęłam głową i odwróciłam wzrok. Szybkim krokiem weszłam do budynku i skierowałam się do sali 128. Drogę znałam na pamięć.
- Przepraszam. - ktoś dotknął mojego ramienia.
Odwróciłam się gwałtownie, przez co prawie wpadłam na komisarz Brown.
- Tak?
- Ujęliśmy przestępce.
- Naprawdę? - zapytałam zdziwiona. - Udało się?
- Tak.
- Kto to?
- Finn Scott. Został nasłany przez niejakiego Dereka Hermsa.
- Derek Herms?
- Zna go pani? - musiała zauważyć mój zmartwiony wyraz twarzy, bo zmieniła postawę i przyjrzała mi się uważniej.
- Nie kojarzę nazwiska. - bąknęłam, drapiąc się po czole. - Czy Zayn jest już bezpieczny?
- Tak.
- Dziękuję w swoim i jego imieniu. Naprawdę nam pani pomogła.
Skinęła formalnie głową i odeszła w stronę wyjścia.
Oczywiście, że wiedziałam o którego Dereka chodziło. To był mój błąd z przeszłości, przez którego zostałam potraktowana bardzo okrutnie. Potrząsnęłam głową i spróbowałam oczyścić umysł.
Z małym uśmiechem na ustach przekroczyłam próg znajomej sali. Spędziłam w niej resztę dnia i większą część nocy. Moje serce musiało być przy nim, inaczej umierało.

***

Kolejny dzień i kolejna rutyna.
Lipiec zbliżał się ku końcowi, zostało go tylko dziesięć dni. Najbardziej słoneczne dni mijały,  a ja nie miałam czasu, żeby wypocząć. Dzisiaj był czwartek, więc kończyłam pracę w południe. Zdążyłam wejść do domu, odłożyć torebkę i napić się wody, kiedy mój telefon wydał z siebie dźwięk. Odebrałam go i z obojętną mina przyłożyłam do ucha. Nie spodziewałam się usłyszeć coś nowego.
- Czy rozmawiam z Jessicą Horan? - po drugiej stronie zabrzmiał piskliwy głosik szpitalnej recepcjonistki.
- Tak, to ja.
- Obudził się.
Te dwa słowa sprawiły, że moje serce się zatrzymało.
- Halo? Słyszała mnie pani? - dopytywała zmartwiona.
- Tak, jestem. Za chwilę będę w szpitalu.
Odrzuciłam telefon na komodę w korytarzu i pobiegłam zmienić ubrania na świeże. Sama nie czułam się komfortowo po pracy, ale nie miałam czasu na kąpiel. Na szczęście okres skończył mi się dwa dni temu, więc chociaż o to nie musiałam martwić. Wskoczyłam do samochodu, prawie zapominając o torebce, którą położyłam na dachu. Gwałtownie włączyłam się do ruchu i kilka minut później stałam pod szpitalem. Nawet nie zatrzymałam się przy recepcji. Wpadłam do pokoju o odpowiednim numerze i zamarłam. Lekarz pochylał się nad mulatem i sprawdzał jego podstawowe funkcje życiowe.
- Panie doktorze? - odezwałam się cicho.
Odwrócił się do mnie i gestem ręki nakazał czekać. Po pięciu minutach mojego przestępowania z nogi na nogę, podszedł łaskawie. Poprawił okulary, nasuwając je wyżej na nos i zastanowił się nad odpowiednim doborem słów.
- Pan Malik ma prawidłowe wskaźniki, co do zdrowia fizycznego i psychicznego. Jedynym problemem może być zanik pamięci z tamtego dnia i fakt, że obecnie nie jest w stanie się zaakceptować.
- Jak to? Co ma pan na myśli? - zmarszczyłam czoło zdezorientowana.
- Po tak mocnym pobiciu pan Malik miał bardzo zniekształconą twarz i poobijane ciało. Nie wiem, czy był tego świadomy, ale z tego co teraz zauważyłem nie chciał na siebie patrzeć i odpowiada pojedynczymi słówkami. Tak jakby na niczym mu nie zależało. Jestem zdania, z to przejściowe.
- Co to ma znaczyć? Wróci do dawnego siebie?
Rozpaczliwie szukałam odpowiedzi w oczach mężczyzny w białym kitlu. Chciałam usłyszeć, ze wszystko będzie tak jak dawniej i będziemy mogli cieszyć się wspólnym życiem.
- Sama pani zobaczy. - westchnął. - Ciężko mi to wytłumaczyć. Jedyne, w co powinna się pani uzbroić, to cierpliwość.
Przytaknęłam gorliwie i przeniosłam wzrok na mulata. Leżał nieruchomo na szpitalnym łóżku, a pielęgniarka mierzyła mu ciśnienie. Kiedy skończyła, odważyłam się podejść bliżej.
- Zayn. - chciałam zwrócić na siebie jego uwagę. - Cześć.
Powoli odwrócił głowę w moją stronę i obdarzył mnie obojętnym spojrzeniem. Nie odpowiedział. Po prostu się gapił. Jego zmęczone, przekrwione i podsiniałe oczy przyprawiały mnie o ból w klatce piersiowej.
- Jak się czujesz? - zapytałam z lekkim uśmiechem. - Potrzebujesz czegoś?
Pokręcił głową, zaprzeczając i wrócił wzrokiem na sufit. Zrezygnowana wyszłam na korytarz i podeszłam do recepcji.
- Przepraszam. - zagadnęłam. - Chciałabym się dowiedzieć, kiedy zostanie wypisany Zayna Malik?
- Dzisiaj, proszę pani. - odpowiedziała uprzejmie, być może dlatego, że była młoda. - Tutaj są dokumenty. Może pani spakować narzeczonego i zabrać go do domu.
- Dziękuję.
Niechętnie wróciłam do pomieszczenia, w którym leżał najważniejszy dla mnie mężczyzna.
- Już jestem. - rzuciłam z dużym, nienaturalnym uśmiechem. - Zabieram cię do domu.
Spakowałam wszystko, co należało do niego i pomogłam mu się ubrać. Poruszał się powoli, ale sprawie, jak na taki czas bycia nieprzytomnym. Pielęgniarka przyniosła mu kule, na których miał się opierał. Jego lewa noga była cała w gipsie ze względu na bardzo poważne złamanie. Lekarz powiedział, że żebra i kości szczęki już się zagoiły.
- Wracamy do domu. - wymamrotałam pod nosem, powstrzymując się od podskoku radości.
Wolnym krokiem dotarliśmy do samochodu.
Mulat nie odezwał się do mnie ani razu. Czasami obdarzył mnie lodowatym spojrzeniem, a potem znowu gapił się w przestrzeń. Ostrożne dojechałam z nim do mojego mieszkania i wprowadziłam na górę. Usiadł w salonie, a ja spokojnie rozpakowałam jego rzeczy. Planowałam jechać po więcej ubrań i kosmetyków do jego mieszkania, bo musiałam przez jakiś czas mieć go na oku.
- Jesteś głodny? - zapytałam, uważnie skanując jego zmizerniałą twarz.
Pokręcił głową w zaprzeczeniu.
- Wszystko w porządku? Czy coś cię boli?
Ta sama odpowiedź.
- Chcesz się położyć i odpocząć?
Skinął głową i próbował podeprzeć się na kulach, ale musiałam mu pomóc. Zaprowadziłam go do mojego pokoju ułożyłam w łóżku. Zamknął oczy i odetchnął głęboko. Musnęłam wargami jego skroń i przez chwilę patrzyłam na mężczyznę, którym się stał.
- Wróć do mnie. Tak bardzo za tobą tęsknię.

***

Od tygodnia Zayn poruszał się bez pomocy kul. Dwa razy w tygodniu będzie musiał chodzić na rehabilitację nogi i spotkania z psychologiem. Zaczęłam się martwić, bo nie porozmawiał ze mną od czasu, kiedy zabrałam go ze szpitala.
- Zayn. - starałam się delikatnie go obudzić. - Musisz wziąć lekarstwa.
Przeciągnął się na łóżku, rozciągając wszystkie mięśnie i odsapnął głośno. Uwielbiałam taki widok, ale nie pozostawał na długo w mojej pamięci. Wszystkie chwile z obecnym, cichym Zaynem, ulatywały bardzo szybko.
- Wstań, proszę. - nalegałam.
Raptownie otworzył oczy i wbił we mnie obojętne spojrzenie. Takie, jakie dostałam codziennie od tygodnia. Zacisnęłam usta w wąską linię, poczekałam aż podniesie się do siadu i podałam mu tabletki. Wypił szklankę wody i znowu się położył. Tak było codziennie. Niestety ja musiałam wyjść do pracy, przez co na siedem godzin zostawał sam w mieszkaniu.
- Niedługo wrócę. - rzuciłam w przestrzeń, wiedząc że i tak go to nie obchodzi.
Wyszłam z domu i upewniłam się, że zamknęłam drzwi na klucz.
Co się stało z jego warsztatem?
Po napaści został zamknięty, a teraz Zayn nie był w stanie go dalej prowadzić. Od Matta wiem, że komisarz Brown pomogła wszystkim pracownikom i przeniosła ich do innego miejsca, żeby mogli dalej zarabiać. Wspaniała z niej kobieta.
O czternastej skończyłam swoją zmianę i od razu wróciłam do domu. Zastałam Zayna przed telewizorem. Warga mi zadrżała i zacisnęłam pięści.
Nie mogłam tak dalej żyć...
- Zayn, do cholery! - krzyknęłam.
Odwrócił się gwałtownie, zszokowany moim wybuchem.
- Ja już dłużej tak nie umiem, okey?! To jest ponad moje siły! Zajmowałam się tobą odkąd trafiłeś do szpitala, a ty nawet nie masz zamiaru się do mnie odezwać! Kurewsko mi cię brakuje! Nie widzisz tego!? Znosiłam to, ale dłużej już nie mogę!
Zaniosłam się płaczem, który nie chciał ustąpić. Mulat stał na środku salonu i nawet się nie poruszył.
- Nieważne. - mruknęłam. - Wybacz mi ten wybuch. Rób sobie co chcesz.
Zrezygnowana pobiegłam do pokoju, który zajmowałam po Austinie i rzuciłam się na łóżko. Byłam wykończona ciągłą walką o Zayna. Nie chciał współpracować, więc nie mogłam dużo zrobić. Po dłuższej chwili płakania w poduszkę, usłyszałam pukanie do drzwi.
- Idź sobie. - mruknęłam. - Poradzę sobie. Z resztą, jak zwykle.
Znowu zapukał.
- Nie słyszałeś!? - wrzasnęłam. - Przecież i tak masz mnie w dupie!
Nie czekał, tylko wparował do pokoju i zatrzymał się dopiero przy brzegu łóżka. Instynktownie cofnęłam się do samej ściany i czekałam.
- Czego tu chcesz? - zapytała z wyrzutem. - Pogapić się na moje cierpienie? Na to jak oddałam ci swoje serce, które i tak było w krytycznym stanie, a ty je ponownie zraniłeś?
Patrzył na mnie wzrokiem kryjącym zaskoczenie i pewną wdzięczność, ale nie byłam do końca pewna, czy mam rację.
- Nie zostawiłam cię. - jęknęłam, przytulając kolana do klatki piersiowej. - Opiekowałam się tobą, aż do teraz. Umierałam, kiedy przychodziłam do ciebie w odwiedziny, bo musiałam oglądać twój okropny stan. Mimo tego zostałam. Jestem tutaj, ale czuję, ze ciebie nie ma już dla mnie. Mam rację?
Na chwilę spuścił wzrok, ale wyprostował się, jakby coś postanowił.
- Nie.
- Słucham? - nie byłam pewna, czy to jawa, czy sen.
- Nie masz racji. - powtórzył zachrypniętym głosem.
- Ale... - zacięłam się, nic nie rozumiejąc.
Wystawił rękę, którą z wahaniem chwyciłam. Pociągnął mnie lekko, żebym stanęła na podłodze przed nim.
- Co ty robisz? - zapytałam zmieszana.
- Przepraszam.
Serce podskoczyło mi na to słowo i ton jakim je wypowiedział.
Naprawdę było mu przykro.
- Nie wiem, co się ze mną stało. Wpadłem w jakiś dół, z którego nie widziałem wyjścia. Aż do teraz...
- Do teraz? - nic nie rozumiałam.
- Tak. - oblizał wyschnięte wargi. - Bałem się, ze widząc mnie w takim stanie nie będziesz chciała wrócić do tego, co było przed pobiciem. Na początku sam siebie nie akceptowałem i starałem się wybudować mur, dzięki któremu nikt nie mógłby mnie zranić. Jednak... Dla ciebie zostawiłem furtkę.
- Nie rozumiem.
- Nie chciałem, żebyś odeszła. Nadal tego nie chcę. Po prostu czuję się zagubiony, ale teraz, kiedy to wszystko wykrzyczałaś, zrozumiałem, ze naprawdę ci na mnie zależy. Mi również zależy na tobie.
- Jesteś idiotą, jeśli pomyślałeś, że to kiedykolwiek się zmieniło. - prychnęłam sarkastycznie.
- Wiem, ze codziennie mnie odwiedzałaś.
- Naprawdę? - zaskoczona uniosłam wysoko brwi.
- Słyszałem cię. Słyszałem wszystko, co mówiłaś. Słyszałem jak czytałaś mi książki i opowiadałaś o swoim przebytym dniu. Słyszałem cię doskonale, ale nie mogłem się poruszyć. Chciałem się podnieść i wziąć cię w ramiona, ale byłem zbyt słaby, żeby to przezwyciężyć. Chyba dlatego się poddałem...
- Chryste, Zayn. - westchnęłam, wypełniając się czułością. - Czemu lubisz wpędzać nas w cierpienie?
- Taki już jestem. - wzruszył ramionami z niewinną miną.
Zamilkliśmy na chwilę. Zastanowiłam się nad sobą i podjęłam decyzję.
- Kocham cię, Zayn. - powiedziałam trzęsącym się głosem.
Mulat zesztywniał i puścił moją dłoń, którą cały ten czas trzymał.
- Wiem to. Teraz wiem już na pewno. - dodałam.
Zamrugał kilkakrotnie i przyciągnął mnie do siebie. Pochylił się i złączył nasze wargi. Tęskniłam za tym bardziej niż sądziłam.
- Kocham cię, Jessy. Cały czas kochałem. - wyszeptał, dysząc. - Wybaczysz mi to głupie zachowanie?
Oparł czoło o moje, patrząc mi głęboko w oczy.
- Tak, głupku. Zawsze ci wybaczam. - zachichotałam. - Ale nigdy więcej mi tego nie rób, jasne?
- Czego? - zmarszczył czoło.
- Nie próbuj ode mnie uciekać.
Uśmiechnął się leniwie i zagarnął mnie do uścisku. Odetchnęłam z ogromną ulgą. Wrócił mój Zayn.
Zayn, którego pokochałam i którego będę kochała wiecznie.
- Umieram z głodu. - bąknął w moje włosy.
- Wiedziałam. - rzuciłam pewna siebie i pociągnęłam go za rękę na korytarz.
- Tęskniłem. - mrugnął do mnie i oplótł jedno ramie wokół mojej talii. - Nawet nie wiesz jak bardzo.
Dźgnął mnie palcem w żebro, co spowodowało mój śmiech.
Nie wierzyłam, ze tak szybko wszystko uległo zmianie. Wystarczył jeden mój wybuch złości. Czemu nie zrobiłam tego wcześniej? To było aż nieprawdopodobne. Chciałam, żeby zostało już tak na zawsze.
Żeby to wszystko grało, będziemy musieli być ze sobą szczerzy.

środa, 24 czerwca 2015

Rozdział 85 'Nowy początek'

*Jessy*

Podjechałam pod hotel, w którym zatrzymał się Austin równo o szóstej wieczorem. Wybrałam jego numer w telefonie i byłam zmuszona czekać kilka sygnałów zanim odebrał.
- Mówiłem ci, że jeszcze nie będzie gotowy. - narzekał mulat.
- Ciesz się, że zgodził się na twoją obecność. - napomniałam, wskazując na niego palcem.
- Nie miał innego wyboru.
- Ja mogłam się nie zgodzić.
- Jasne. - prychnął sarkastycznie. - A kto powiedział "chcę spędzać z tobą czas Zaynie Maliku"?
- Używasz moich słów przeciwko mnie? - uniosłam brew odwróciłam głowę w bok, żeby go lepiej widzieć.
Kiedy zobaczyłam go ubranego na imprezę, zaparło mi dech. Odzwyczaiłam się od tego, że on też mógł wyglądać jak normalny młody człowiek, który chciał się zabawić. W ciemnych dżinsach i luźnej koszulce z dekoltem w serek wyglądał naprawdę gorąco. Ja zostałam przy obcisłych spodniach i luźnej koszulce na wąskich ramiączkach.
- Tak jakby.
Wciągnęłam powietrze nosem, robiąc oburzoną minę.
- Jak śmiesz?
Uśmiechnął się, unosząc jeden kącik ust i spojrzał przez szybę.
- Idzie twój kochanek. - mruknął.
- On nie jest moim kochankiem i nigdy nim nie był! - pisnęłam oburzona.
Zayn posłał mi rozbawione spojrzenie i zdążył puścić oczko zanim Max wsiadł do auta.
- Cześć wszystkim. - przywitał się radośnie. - Zapowiada się szalona noc, prawda?
- Myślę, że tak. - rzuciłam, patrząc w lusterko.
Zręcznie włączyłam się do ruchu i skierowałam samochód we właściwym kierunku.
- To gdzie najpierw jedziemy? - zapytał przyjaciel.
- Przed imprezowaniem powinniśmy coś zjeść. - zaproponował Malik.
- Też tak myślę. - przyznałam.
Przez kilka minut nikt się nie odzywał. Ciszę zagłuszało radio i klubowe kawałki, które puszczano o tej porze. Odruchowo zdjęłam dłoń z drążka od biegów i położyłam ją na udzie mulata. Zayn spojrzał najpierw na swoją nogę, a potem na mnie i lekko się uśmiechnął. Nie zepchnął mojej dłoni. Przykrył moje palce swoimi i pogłaskał je lekko.
- Czy to nie oczywiste, że już dawno powinniście być razem? - odezwał się nagle Max. - Nie rozumiem, po co wam było tyle nieporozumień.
Wytrzeszczyłam oczy na jego słowa i szybko zabrałam rękę. Serce zabiło mi mocniej i miałam wrażenie, jakby chciało uciec na zewnątrz.
- Zajmij się swoją ukochaną, Maxie. - przesłodziłam.
- Nie zmieniaj tematu, kochana. - jęknął. - Jak długo jesteście razem?
Odchrząknęłam niezręcznie, kątem oka obserwując Malika i jego reakcję.
- My... - zająknęłam się.
Nie byłam pewna, co odpowiedzieć. Zaprzeczyć, czy potwierdzić?
- Nie jesteśmy razem. -  dokończył za mnie Zayn. - Jeszcze.
- Jak to?
- To długa historia. - westchnęłam. - Przecież wiesz, co się wydarzyło z Austinem.
- No tak. I co z tego?
- Po prostu odpuść i tego nie utrudniaj.
Tym zdaniem zamknęła mu usta na resztę drogi. Znaleźliśmy niewielką knajpkę, w której zamówiliśmy pysznie wglądające dania.
- Jesteś dzisiaj kierowcą, tak? - zagadnął Max, a ja skinęłam głową, przeżuwając gotowane warzywa. - Powiem ci, że słabo się ustawiłaś.
- Jeśli będzie chciała, to ja mogę prowadzić. - wtrącił Zayn, nie odrywając wzroku od talerza.
- O nie. - zaprotestowałam i poraziłam przyjaciela wzrokiem. - Już postanowiłam, okey?
- Jasne, jasne. - wymamrotał pod nosem i wrócił do jedzenia.
Siedziałam na przeciwko Zayna, który zerkał na mnie przez większość czasu. Wiedziałam o tym, bo sama na niego zerkałam. Przypadek? Nie sądzę. W zamyśleniu poczułam dotyk na nodze. Po uśmiechu kryjącym się w oczach Zayna zrozumiałam, że to jego noga dotykała mojej. Droczył się, a ja nie zmierzałam mu ulec.
Przynajmniej jeszcze nie teraz...

***

- Zatrzymaj się tutaj! - krzyk Maxa prawie spowodował, że wjechałam w przydrożny słup.
- Odbiło ci?! - wrzasnęłam. - Przez ciebie mogłam nas zabić!
Uniósł ręce w geście poddania, a ja oparłam czoło na kierownicy. Mulat położył dłoń na moim udzie i delikatnie zakreślił kilka kółek. Uspokoiłam się odrobinę i dalej mogłam prowadzić rozmowę.
- Zauważyłem super klub dwa metry wcześniej. - wyjaśnił chłopak.
- W porządku. - bąknęłam. - Teraz musimy znaleźć jakiś parking.
Po udanych poszukiwaniach, szczęśliwi udaliśmy się do kolejki. Odczekaliśmy pół godziny i legalnie weszliśmy do środka. Miejsce naprawdę okazało się wspaniałe. W środku było kolorowo i głośno, a powietrza nie wypełniał smród potu i papierosów, w przeciwieństwie do większości klubów w Londynie. Zostałam mile zaskoczona.
- Podoba się? - dłoń Zayna spoczęłam na dole moich pleców, kiedy pochylił się ku mnie.
- To się jeszcze okaże. - zaciekawiona rozglądałam się dookoła. - A ty?
- Co ja?
- Jak się czujesz?
- Myślisz, że przez trzy lata siedziałem w biurze, czy coś? - uniósł jedną brew, przyglądając mi się z zaciekawieniem.
- Umm. - podrapałam się po karku i przygryzłam wargę. - Może.
- Jesteś niemożliwa. - zaśmiał się. - Zdarzyło mi się ostro poimprezować, ale muszę przyznać, że tutaj jest naprawdę elegancko i przyzwoicie.
We trójkę znaleźli wolny stolik z dwoma dwuosobowymi kanapami i zajęliśmy miejsca.
- Pójdę po drinki. - zaproponował Zayn. - Co chcecie? Ja stawiam.
- Wódka! - pięści Maxa poszybowały nad jego głowę. - Czysta wódka!
- Poproszę... - zastanowiłam się i gestem pokazałam Malikowi, żeby się zbliżył. - Dla mnie "Sex on the beach". - wyszeptałam do jego ucha, odrobinę przeciągając nazwę.
Zacisnął zęby i wrócił do poprzedniej pozycji. Mogłam tylko mieć nadzieję, że zrozumiał sens tych słów i to jaki miały związek z naszymi przejściami.
Modliłam się, żeby nie przypomniał sobie, że to ja miałam kierować. Mały drink jeszcze nikomu nie zaszkodził, prawda?

***

Max sprawił, że zeszłam z parkietu na słaniających się nogach.
- Wykończył mnie. - jęknęłam pod nosem rozżalona. - Muszę usiąść.
Klapnęłam tuż obok Zayna, który spokojnie sączył dwoją tequile z colą i lodem. Oprócz pierwszego drinka, nie wypiłam nic więcej niż sok i wodę. Czułam się trzeźwa. Musiałam być odpowiedzialna.
- Co się dzieje? - zapytałam, widząc jego zmartwioną minę.
- Wszystko okey. - wymamrotał pod nosem, patrząc w przestrzeń. - Jak się bawisz?
- Dobrze, ale brakuje mi ciebie.
Upewniłam się, że przyjaciel zniknął w tłumie i dopiero wtedy złapałam mężczyznę za dłoń. Splotłam nasze palce i zmusiłam go, żeby obdarzył mnie spojrzeniem.
- Rozmawiaj ze mną. - poprosiłam.
Patrzył na mnie nieobecnym wzrokiem. Wiedziałam, że myślami jest w innym miejscu.
- Dostałem telefon. - powiedział po chwili.
- W jakiej sprawie? - wyprostowałam się i popatrzyłam na niego uważnie.
- Jeden z pracowników ochrony zarejestrował na kamerze ruch pod warsztatem, ale po obejściu terenu nikogo nie znalazł.
- To dobrze, racja?
- Niby tak...
- Ale?
- Wydawało mu się, jakby ten ktoś szukał właśnie mnie.
- Ciebie? - zmarszczyłam czoło. - Skąd takie podejrzenie?
- Ten ktoś zaglądał w okno mojego biura.
Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale zrezygnowałam.
- Musze tam jechać i sprawdzić co się dzieje. - oznajmił.
- Rozumiem. - przytaknęłam smutno.
- Wybacz mi, Jessy. - położył mi dłoń na policzku i pochylił się jeszcze bliżej.
- Jest w porządku. To jest twoja firma i rozumiem, że się martwisz. - powiedziałam już pewniejszym głosem.
Nie mogłam go zatrzymać. Wyrzuty sumienia by mnie zabiły.
- Odprowadzę cię do auta. - zaproponowałam.
- Planowałem wziąć taksówkę.
- Nie wygłupiaj się.
- Piłem. - przypomniał i objął mnie w talii, żeby móc zwinnie przeprowadzić nas do wyjścia przez zatłoczony korytarz.
- Zapomniałam. - pacnęłam się otwartą dłonią w czoło . - Wyglądasz bardzo trzeźwo i to mnie zmyliło.
- Prawie jestem trzeźwy. Nie wypiłem dużo. - wzruszył ramionami. - Przepraszam.
Zatrzymaliśmy się na chodniku i stanęliśmy twarzami do siebie.
- Przestań przepraszać. - uśmiechnęłam się, ale spuściłam wzrok.
- Wiem, że chciałaś się dzisiaj zabawić z przyjacielem i dalej możesz to zrobić. Nie przejmuj się mną.
- Nie potrafię. - zaprzeczyłam silnym ruchem głowy.
- Musisz.
- Nie. Zależy mi na tobie, Zayn.
- Oj Jessy. - westchnął i pociągnął mnie bliżej siebie. - Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałem to usłyszeć.
Dłonie umieścił na moich biodrach i lekko zacisnął palce.
- Wrócisz? - zapytałam z nadzieją.
- Nie wiem, co zastanę na miejscu i ile czasu zajmie mi rozwiązanie ewentualnego problemu.
- Przyjedziesz później do mnie?
- Do ciebie? - zdziwił się.
- Tak. Do mojego mieszkania.
- Skoro bardzo nalegasz.
Szturchnęłam go w ramię, a on przyciągnął mnie bliżej, więc wtuliłam się w ciepły tors.
- Uważaj na siebie. Mam złe przeczucia.
- Na pewno będę. - zgodził się i przytulił mnie jeszcze mocniej. - Mogę cię pocałować?
Zaskoczona prawie zachłysnęłam się powietrzem. Wbiłam w niego zmieszany wzrok i czułam jak się czerwienię.
- Coś nie tak? - zmieszany poluzował uścisk.
Nie spodobało mi się to. Chciałam być przy nim jak najbliżej.
- Nie przywykłam do takich pytań. - zrobiłam głupią minę.
- Zabroniłaś mi, dlatego zapytałem. Bardzo chciałbym to teraz zrobić. - patrzył mi głęboko w oczy, a ja, jak zahipnotyzowana, nie odrywałam od niego wzroku.
- Zgadzam się.
Bez chwili zwlekania złączył nasze usta w delikatnym, słodkim pocałunku. Nie chciałam przerywać, ale miałam bolesną świadomość, że wezwał taksówkę, która już czekała i prawdopodobnie facet zdążył włączyć licznik.
- Musisz iść. - wymamrotałam w jego usta.
- Wyganiasz mnie? - mruknął z przymkniętymi powiekami.
Odepchnęłam go delikatnie i poprawiłam mu koszulkę, wygładzając ją z małych zagięć.
- Im szybciej pójdziesz, tym szybciej wrócisz. - uśmiechnęłam się najbardziej uroczo, jak tylko umiałam.
Puścił mi oczko i po chwili zniknął w taksówce.

***

Przez resztę nocy nie umiałam bawić się i nie myśleć o Zaynie, który zniknął dwie godziny temu. Nie dał znaku życia i naprawdę się martwiłam. Nie wypuszczałam komórki z dłoni, licząc że zaraz zadzwoni.
- Hej, mała. - Max zaczepił mnie, chcąc odwrócić moją uwagę od złych myśli. - Poradzi sobie i przyjedzie do ciebie. Zobaczysz.
- On lubi znikać z mojego życia w nagły sposób. - wyrzuciłam z siebie ze smutnym uśmiechem.
- Tym razem tak nie będzie.
- Nie mów hop zanim nie skoczysz. - zironizowałam. - Muszę wyjść na zewnątrz. Duszę się.
Przyjaciel skinął głową ze zrozumieniem widocznym w oczach i wzrokiem odprowadził mnie do wyjścia. Odetchnęłam świeżym powietrzem głębiej niż zazwyczaj i usiadłam na pobliskim murku. Chwyciłam telefon w obie dłonie i mechanicznie odnalazłam numer mulata. Własnie miałam wcisnąć zieloną słuchawkę, kiedy wyświetliło mi się połączenie przychodzące, a urządzenie zaczęło wibrować. Nie rozpoznałam numeru, ale natychmiast odebrałam.
- Słucham?
- Jessica Horan?
Zaskoczył mnie fakt, że był to damski głos.
- Przy telefonie. - zmarszczyłam czoło. - Kto mówi?
- Komisarz Brown. Znaleźliśmy pani numer w spisie ostatnio wybieranych przez pana Zayna Malika. Myślę, że chciałaby pani wiedzieć, co się wydarzyło.
- O matko. - wydusiłam.
Nie mogłam powiedzieć nic więcej. W mojej głowie pojawiły się najgorsze scenariusze. Odeszłam w bardziej ustronne miejsce i oparłam plecy o ścianę, nie chcąc stracić równowagi.
- Proszę przyjechać na miejsce, gdzie otrzyma pani najważniejsze informacje.
Kobieta bez zwlekania podała mi adres szpitala i się rozłączyła. Wbiegłam do klubu i odnalazłam Maxa. Zrzedła mu mina, jak tylko zobaczył moją twarz.
- Jessy? - zapytał ostrożnie i złapał mnie za ramiona. - Czemu tak zbladłaś? Źle się czujesz?
- Zayn jest w szpitalu. - próbowałam powstrzymać płacz. - Mówiłam ci, ze to zrobi. Znowu chce ode mnie uciec.
- Przestań. - zbeształ mnie.
Nie protestowałam, kiedy wręczył mi moją torebkę i ponownie wyprowadził na zewnątrz. Zagwizdał na taksówkę i wepchnął mnie na tylne siedzenia. Podał mężczyźnie adres, wcześniej z trudem uzyskując go ode mnie. Otępiała wpatrywałam się w obrazy mknące za oknem. Myślałam tylko o jednym...
O Zaynie. Tylko on mnie teraz obchodził.
- Jesteśmy. - poinformowałam kierowca. - Kto płaci?
Zignorowałam go i wysiadłam. Ledwo trzymałam się na nogach. Czułam się jakbym ich nie miała. Malik miał do mnie wrócić, a teraz ja znalazłam się przed szpitalem, w którym leżał. Nawet nie wiedziałam, co się właściwie wydarzyło. Max dogonił mnie dopiero przy recepcji.
- Nie uciekaj mi, Jessy. - napomniał zmartwiony. - Nie jesteś w najlepszym stanie. Pozwól, że ja to załatwię.
- Nie. - spojrzałam na niego groźnie. - Jestem dorosła. Dziękuję za troskę. Możesz usiąść i odpocząć. Dziękuję, że mi pomagasz.
Zaskoczony moimi słowami i dziwnie silnym głosem, opadł bezsilnie na plastikowe krzesło pod ścianą.
- W której sali leży Zayn Malik? - zapytałam podstarzałej pielęgniarki o minie gorszej niż najciemniejsza noc.
Wyglądała jakby chciałam zabić wszystkich wokół siebie.
- Kim pani jest?
- Jessica Horan. Jestem jego dziewczyną. Dostałam telefon od komisarz Brown.
Kobieta skinęła głową i wyszła zza lady. Zaczęła iść w głąb korytarza, a ja ruszyłam za nią.
- Tutaj. - skinęła brodą na białe drzwi o numerze 128.
- Dziękuję. - rzuciłam cicho.
Położyłam palce na klamce i z wahaniem nacisnęłam. Drzwi ustąpiły, a ja zamarłam. Bałam się wejść do środka. Wzięłam głęboki oddech i przestąpiłam próg. W pomieszczeniu panował półmrok, wytwarzany przez małą lampkę na stoliku obok szpitalnego łóżka, na którym rozpoznałam sylwetkę Zayna. Zacisnęłam usta w wąską linie i weszłam głębiej.
- Witam. - odezwał się ktoś po lewej. - Jestem komisarz Brown. Czekałam na panią.
Odwróciłam się jej stronę, a moim oczom ukazała się kobieta koło czterdziestki o postawnej sylwetce, w beżowych spodniach, granatowej koszulce polo i kaburą z pistoletem.
- Co się stało? - wydusiłam z ledwością. - Czemu on tutaj jest?
- Dostaliśmy telefon godzinę temu, że pan Malik został napadnięty przed własnym warsztatem samochodowym. Powiadomiliśmy karetkę, która natychmiast zabrała go tutaj, a po upewnieniu się, że jego stan jest stabilny zadzwoniliśmy do pani.
- Kto to zrobił?
- Nie wiadomo. Odpowiedni ludzie zajmują się identyfikacją osób z nagrań i łączniem śladów na miejscu zdarzenia.
- Czy on...?
- Tak, będzie żył i wydobrzeje.
- Ale?
- Słucham? - zmrużyła na mnie oczy.
- Zawsze jest jakieś "ale". - wyjaśniłam zrozpaczona.
- Lekarz powiedział, że nie wie kiedy się obudzi.
- Jest w śpiączce? - wyszeptałam, spoglądając w jego kierunku.
Z miejsca, gdzie się zatrzymałam, nie mogłam dostrzec jego twarzy. Nie byłam pewna, czy tego chciałam.
- To nie jest całkowita śpiączka. Po prostu stracił przytomność i ciężko im stwierdzić, kiedy w pełni ją odzyska. Jest mała szansa, że nas słyszy.
- Od czego są lekarze? - zauważyłam opryskliwie.
W oczach zbierało mi się coraz więcej łez, które bardzo chciały wypłynąć i się ujawnić. Byłam zbyt dumna by im na to pozwolić.
- Robią wszystko, co w ich mocy. Musimy pani ich zrozumieć. Pan Malik został naprawdę ciężko pobity.
- Mam nadzieję, że znajdą sposób, żeby mu pomóc. - prychnęłam. - Chciałabym zostać z nim sama.
Komisarz Brown skinęła głową i opuściła pokój.
Podeszłam do łóżka i musiałam zakryć usta dłonią, żeby zahamować krzyk przerażenia. Twarz mulata była pokryta strupami i fioletowymi, ogromnymi siniakami. Przez chwilę myślałam, że to nie był on. Przez zapuchnięte oko, policzek i usta starałam się dostrzec mojego zdrowego Zayna, ale poległam. Serce zabolało mnie na samą myśl o cierpieniu jakie musiał znieść, kiedy doprowadzano go do takiego stanu.
- Hej, Zayn. - wyszeptałam. - Jestem tutaj. Jestem dla ciebie, wiesz? Daj mi jakiś znak. Wybacz, że nie pojechałam z tobą. Wybacz, że cię puściłam. Nie możesz mnie teraz zostawić, rozumiesz? Nie teraz. Dopiero cię odzyskałam, a ty już chcesz mi się wywinąć. Wiem, że jesteś silny i z tego wyjdziesz, ale mógłbyś się pospieszyć. Nie poradzę sobie bez ciebie. Zayn. Proszę cię. Jeśli mnie słyszysz, ściśnij moje palce.
Ujęłam ciepłą dłoń i w cierpliwości czekałam, wpatrując się w jego zranioną twarz. Czekałam na jakikolwiek znak.
Niestety, ale nie nadszedł...

sobota, 20 czerwca 2015

Rozdział 84 'Nowy początek'

*Jessy*

Obudziłam się w niedzielny poranek, czując przyjemne ciepło. Otworzyłam oczy z nadzieją, ze zobaczę to, czego oczekiwałam.
- Dzień dobry. - przywitał mnie ochrypły głos mulata. - Jak się spało?
Przetarłam oczy i odwróciłam się przodem do mężczyzny. Ziewnęłam, zakrywając usta dłonią. Leżał na plecach z ramieniem podłożonym pod głowę. Kołdra okrywała go do pasa.
- Bardzo dobrze. - przyznałam z uśmiechem. - A tobie?
- Lepiej niż sądziłem. - puścił mi oczko.
- Ale zaraz... - zastanowiłam się. - Przecież miałeś tylko poczekać aż zasnę.
- Jakoś nie potrafiłem cię odepchnąć i wyjść. - niedbale przeczesał włosy.
- To dobrze.
- Dobrze?
- Tak.
- Czyli? - zmarszczył czoło, przyglądając mi się uważnie.
- Co?
- Cieszysz się, że zostałem z tobą na noc?
- Tak.
Posłał mi spojrzenie, od którego zrobiło mi się ciepło.
- Tak bardzo jak mi się to podoba, tak bardzo chciałbym żeby to była nasza codzienność.
- Wierzę ci Zayn, ale...
- Właśnie. - przerwał mi. - Zawsze jest jakieś "'ale".
- Musisz mnie zrozumieć. - dźwignęłam się do siadu.
- Staram się. - jęknął i odrzucił kołdrę. - Naprawdę się staram.
Stanął na podłodze tyłem do mnie. Widziałam jak zacisnął pięści.
- Co robisz?
- Pora na mnie.
- Ale...
- Znowu.
- Przestań! - krzyknęłam, zaciskając powieki. - Przestań to robić! Przestań zwracać mi uwagę! Czuję, ze cały czas obwiniasz mnie za nasze stosunki! Wiem, ze tak jest! Znam cię zbyt długo!
Odwrócił się gwałtownie i wbił we mnie twardy wzrok.
- Może tak naprawdę wcale mnie nie znasz. Nie było cię przy mnie przez trzy lata. Zmieniłem się.
Zamrugałam kilka razy, żeby odgonić łzy, a gula w gardle nie dała mi dojść do głosu. Zayn zacisnał usta w wąską linię i wyszedł z pokoju. Nawet się nie pożegnał. Usłyszałam trzaśnięcie drzwiami i zostałam sama z bolącym sercem.

***

Koniec kwietnia nadszedł szybciej niż sądziłam.
Minęły dwa tygodnie od mojej kłótni z Malikiem, który niestety odbyła się tuż po naszej pierwszej randce. Nie chciałam, żeby tak wyszło, a teraz cierpiałam w samotności. Nie miałam ani Austina ani Zayna. Byłam sama i samotna.
- Jessica. - Monica zwróciła na siebie moją uwagę.
- Tak?
- Ktoś przyszedł do ciebie.
Zostawiłam dzieci, które zajęły się rysowaniem, a ja wyszłam na korytarz. Spotkałam koleżankę i mężczyznę, którego kojarzyłam po tym, jak przychodził po swoją córeczkę. Na oko był jakieś dziesięć lat starszy ode mnie.
- O co chodzi?
- Pan Peers chciał z tobą porozmawiać.
Skinęłam głową a Monica zostawiła nas samych.
- Może usiądziemy? - wskazałam ręką krzesełka pod ścianą.
Zajęliśmy miejsca obok siebie, a ja czekałam aż mężczyzna zacznie mówić.
- Chodzi o moją córeczkę. - zaczął.
- Charlie, prawda?
- Tak.
- Coś się stało?
- Mam wrażenie, że ma jakiś problem, ale nie chce ze mną porozmawiać. - spuścił wzrok. - Wiem, że ma dopiero pięć lat i w ogóle, ale z racji, ze jestem samotnym ojcem nie umiem zastąpić jej matki. Domyśliłem się, że jako dziewczyna potrzebuje kobiecego autorytetu. Wiem, że bardzo panią lubi i pomyślałem, że mogłaby mi pani pomóc.
- Co ma pan dokładnie na myśli? - zmarszczyłam czoło, prostując się.
- Byłbym wdzięczny gdyby pani z nią porozmawiała.
- Dobrze. Zrobię to już jutro, bo teraz zabiera pan ją do domu, prawda?
- Tak.
- Zawołam ją. - podeszłam do progu pokoju zabaw i skinęłam na uroczą dziewczynkę z brązowymi loczkami.
- Cześć tato! - krzyknęła jak tylko podprowadziłam ją do ojca.
- Idź się ubrać, kochanie. - złożył całusa na jej czole i pokierował do czekającej młodej pomocnicy.
- Naprawdę pani z nią porozmawia? - zapytał zaskoczony, kiedy dziewczynka zniknęła nam z oczu.
- Tak.
- Dziękuję. - uśmiechnął się lekko.
Podnieśliśmy się równocześnie. Mężczyzna pożegnał mnie pocałunkiem w dłoń, przez co lekko się zarumieniłam i poszedł się do szatni po córkę. W drzwiach minął się z... Zaynem.
O nie.
- Zayn. - wyszeptałam, chcąc upewnić samą siebie, że nie śnię.
Stał kilka kroków przede mną w garniturze i zaczesanych włosach. Uwielbiałam go w wersji człowieka interesów. Poza tym, zawsze wyglądał świetnie.
- Widzę, ze przyszedłem nie w porę. - bąknął, kiwając na wyjście, w którym zniknął pan Peers.
- To nie było to, na co wyglądało. - westchnęłam.
- Nie pocałował cię w dłoń, aż się zarumieniłaś? - uniósł jedną brew, czekając na moją odpowiedź.
- Pocałował, ale to jest tata jednej z dziewczynek, którymi się opiekuję. Taka moja praca.
- Myślałem, ze rodzice nie mają z wami tak bliskich kontaktów. - szedł w zaparte.
Koniecznie chciał wywołać kłótnię. Na szczęście przechodziła obok nas Monica, który zatrzymałam i gestem przywołałam do siebie.
- Cześć. - przywitała się. - Pan Malik, prawda?
- Tak, witam. - złapał jej dłoń, którą uniósł do ust i pocałował.
Zrobił to celowo.
- Skąd się znacie? - zapytałam koleżankę.
- Przyjechał po ciebie, jak straciłaś przytomność.
- Wszystko jasne. - podrapałam się po czole. - Mogłabyś mnie na chwilę zastąpić w bawialni? Muszę zamienić z nim kilka słów.
- Wszystko dla zakochanych. Tylko nie za długo, bo zacznę coś podejrzewać. - szturchnęła mnie łokciem w bok i z wielkim uśmiechem zniknęła za rogiem.
Jej słowa sprawiły, że poczułam się naprawdę nieswojo.
- Chodź ze mną. - złapałam Malika za rękę i pociągnęłam do pokoju socjalnego, który zazwyczaj był pusty.
Teraz także, wiec zamknęłam nas od środka.
- Po co tu przyszedłeś? - rzuciłam, jak  tylko na niego spojrzałam.
- Miałem po drodze. - wzruszył ramionami.
- Jasne. - prychnęłam. - Zdaje się, ze nie masz dzieci, które musiałbyś odebrać.
- Jesteś pewna?
Zacisnęłam szczękę, powstrzymując krzyk.
- Czasami mam cię dość. - jęknęłam i zamknęłam na chwilę oczy. - Spędzasz ze mną noc, po której wychodzisz bez pożegnania, trzaskając drzwiami. Nagle zjawiasz się po dwóch tygodniach bez żadnego kontaktu i nie wiem czego ode mnie oczekujesz. - patrzyłam na niego zdezorientowana. - Jeszcze do tego wszystkiego próbujesz urządzić scenkę zazdrości o przypadkowego ojca, który z grzeczności pocałował mnie w rękę.
Nic nie mówiąc, podszedł do mnie, złapał za ramiona i pchnął do tyłu. Zostałam zablokowana między nim, a zimną ścianą. Stał naprawdę blisko, ale ciągle zachowywał minimalny odstęp między naszymi ciałami.
- Nie wygłupiaj się. - wymamrotałam, próbując go odepchnąć. - Możesz mnie puścić?
Nie wypowiedział nawet słówka.
Patrzył mi głęboko w oczy, a ja zamarłam. Zobaczyłam coś, czego nie powinnam była zobaczyć. To była nadzieja i...
To nie mogła być to o czym pomyślałam.
- Zayn... - zaczęłam.
- Pragnę cię i chciałbym coś z tym zrobić, ale je­dyne co mi się ciśnie na us­ta, gdy pat­rzę na swo­je od­bi­cie w lus­trze to "tchórz". - wyszeptał.
- Ale...
- Jeszcze raz powiesz to słówko, a siłą zamknę ci usta. - zagroził poważnym głosem.
- Kręci mi się w głowie. - wymamrotałam od nosem, przymykając powieki. - Chciałabym, żeby to był sen.
- Przykro mi, ale nie jest.
- Boże, Zayn. - jęknęłam. - Wysyłasz mi bardzo sprzeczne sygnały.
- Ja wysyłam tobie? - uniósł wysoko brwi.
- Tak.
- To ty chcesz, żebym został z tobą na noc, a potem mówisz, że nie znasz swoich uczuć względem mnie i że jeszcze myślisz o Austinie. To boli.
- Nie odzywałeś się przez dwa tygodnie. - rzuciłam z pretensja.
- Musiałem przemyśleć, czy opłaca mi się o ciebie zabiegać.
- I co?
- Dopóki nie poz­nałem Ciebie nie wie­działem, że tak bar­dzo można chcieć o ko­goś walczyć.
Moje serce zerwało się do galopu. Miałam mętlik w głowie i jedyne, co było jakkolwiek jasne, to poruszające się wargi Malika. Nie słyszałam co mówił. Dudniąca krew przytłumiła mój słuch.
- Ale. - przerwałam mu.
- Co? - zdziwił się.
- Powiedziałeś, że zamkniesz mi usta, kiedy to powiem. - wyjaśniłam szybko. - Ale, ale, ale, ale, ale, ale.
Schylił głowę, ale zatrzymał się kilka centymetrów od mojej twarzy.
- To nie będzie w porządku. - wyszeptał.
Czułam jego oddech na moich ustach. Dzieliła nas kusząca odległość.
- Zrób to. - zażądałam i złapałam się jego ramion, które lekko ścisnęłam.
- Ja...
Nie zdążył dokończyć.
Przysunęłam się do niego i mocno pocałowałam. Z zaskoczeniem odwzajemnił pocałunek. Całowaliśmy się dopóki nie zabrakło nam powietrza. To nie był jakiś zwykły pocałunek. To był dowód tęsknoty, żalu, przebaczenia i miłości, która głęboko w nas siedziała.
Odsunęłam się od twarzy mulata, trzymając przez kilka sekund zamknięte oczy. Chciałam jak najdłużej zatrzymać uczucie, które pojawiło się w moim sercu.
- Wow. - wydusiłam w końcu.
- Tak. - odchrząknął. - To było miłe.
- W końcu poczułam w serce ulgę. - wyznałam szczerze.
- Naprawdę?
- Tak.
Wciąż staliśmy bardzo blisko siebie. Dotykaliśmy się klatkami piersiowymi.
- Cieszę się, że mogłem pomóc. - uśmiechnął się lekko.
- To ja dziękuję, ze wpadłeś na pomysł, żeby tu przyjść.
- Właściwie, to podejrzewałem, że będzie takie zakończenie.
- Co ty nie powiesz? - przechyliłam głowę na bok.
- Mogliśmy skończyć całując się albo byś mnie uderzyła i kazała się wynosić.
- Nie uderzyłabym cię. Nie biję ludzi. - stuknęłam go palcem w tors. - Czemu tak pomyślałeś?
- Sam nie wiem.
Przez chwilę się nie odzywaliśmy. Oparłam czoło o ramię Zayna i odetchnęłam głęboko. Moja wewnętrzna wersja krzyczała, żebym pozwoliła temu płynąć.
- Co teraz z nami będzie? - zapytałam cicho.
- Myślę, ze musimy poznać się na nowo.
Podniosłam na niego wzrok i skinęłam głową.
- Masz rację.
- Wiem. - puścił mi oczko.
Odepchnęłam go lekko i wyswobodziłam się z jego ramion.
- Jeśli zaraz stąd nie wyjdziemy, zaczną coś podejrzewać.
- Skoro tak mówisz.
Otworzyłam drzwi, a Zayn przepuścił mnie pierwszą. Razem wyszliśmy na korytarz, gdzie musieliśmy się pożegnać.
- Do zobaczenia? - odezwałam się pierwsza, nerwowo splatając palce.
- Będziemy w kontakcie.
Pocałował mnie w policzek i skierował się w stronę wyjścia. Zanim zniknął za drzwiami posłał mi długie, wymowne spojrzenie.
Nie mogłam się doczekać, aż wyjdę z pracy.

***

Czwartkowe popołudnie minęło dość szybko, więc z uśmiechem na twarzy wyszłam z pracy i skierowałam się do mieszkania. Kilka godzin temu całowałam się z Zaynem i w dalszym ciągu na samą myśl serce wyrywało mi się z piersi. Wiedziałam, że nie tak powinno się to skończyć, ale to nie zmienia faktu, że gdzieś podświadomie tylko na to czekałam.
Zanim wsiadłam do samochodu moja komórka dała o sobie znać. Szybko wygrzebałam ją z torebki i odebrałam, nie patrząc na wyświetlacz.
- Słucham?
Usiadłam za kierownicą i włożyłam kluczyki do stacyjki.
- Witam, piękna.
- Max! - pisnęłam z radości. - Tak się cieszę, ze dzwonisz.
- Ja też. Dawno się nie odzywałaś, więc musiałem przejąc inicjatywę.
- Dobrze pomyślałeś. - westchnęłam.
- Słyszałem o Austinie. - powiedział po chwili ciszy.
- Od kogo? - zmarszczyłam czoło.
- Mam swoje źródła. - bąknął wymijająco.
- Zayn, prawda? - jęknęłam, opierając czoło na kierownicy.
- Ty nigdy się nie mylisz. - rzucił z udawaną urazą. - Martwił się o ciebie i szukał porady.
- Nie chcę rozmawiać o Austinie. - wymamrotałam i zamknęłam oczy. - Pogadajmy o czymkolwiek, tylko nie o nim.
- Przecież minął praktycznie miesiąc od jego wybryku.
- Nie chcę tego rozdrapywać, okey?! - zdenerwowałam się. - Odpuść, proszę.
- W porządku. - zgodził się, słysząc jakie emocje we mnie obudził. - Tak czy siak, dzwonię w innej sprawie.
- Zamieniam się w słuch.
- Kiedy masz chwilkę czasu?
- Na co?
- Żeby się spotkać.
Wytrzeszczyłam oczy i gwałtownie poderwałam głowę do góry.
- Żartujesz sobie? Jesteś w Londynie?
- Prawie.
- O mój Boże! - krzyknęłam.
Przypadkowo nacisnęłam klakson, przez co kobieta z zakupami prawie dostała zawału. Pogroziła mi pięścią i odeszła, mamrocząc coś pod nosem.
- To kiedy się widzimy? - zapytał ponownie, odwracając wzrok od biednej kobiety. - Jutro?
- Mi pasuje. Gdzie się zatrzymujesz?
- Wyślę ci adres SMS-em.
- Dobrze, a ja ciebie odbiorę wieczorem i wybierzemy się na miasto.
- Kocham cię, tygrysico.
- Też cię kocham, Max.
Rozłączyłam się i z jeszcze większym uśmiechem na ustach ruszyłam w drogę do domu.

***

Dotarłam do domu w znakomitym humorze. Niedawno całowałam Zayna, a już jutro miałam się zobaczyć z najlepszym przyjacielem, którego nie widziałam od dłuższego czasu. Brakowało mi jego oczu i zaraźliwego uśmiechu.
Zdążyłam przebrać się w wygodne ubrania i przygotować sobie kolację, kiedy nastraszyło mnie pukanie do drzwi. Jęknęłam głośno z rozdrażnienia i poczłapałam na korytarz. Kogo przywiało o tej porze?
- W czym mogę po... - nie dokończyłam, bo bezczelnie mi przerwano.
Miękkie usta pokryły moje w mocnym pocałunku. Bezwiednie oddałam pieszczotę. Poznałam znajome wargi. Odsunęłam się niechętnie, a mężczyzna kopnięciem zamknął za sobą drzwi.
- Co ty wyprawiasz? - westchnęłam, kładąc dłoń na jego policzku.
- Przywitałem się. - uśmiechnął się szeroko.
Zapatrzyłam się w ten piękny widok. Odkąd spotkałam go po trzech latach nie dane mi było oglądać jego wspaniałego uśmiechu. Tęskniłam za tym.
- Mieliśmy się poznać na nowo. - zmarszczyłam czoło. - Nie pamiętasz, co mówiłeś?
- Pamiętam.
Oplótł ramiona wokół mojej talii i przysunął nasze ciała do siebie. Odepchnęłam go delikatnie z przepraszającą miną i zrobiłam krok w tył.
- Myślę, że to za szybko. - przyznałam szczerze, patrząc mu prosto w oczy.
Zmieszał się i odwrócił wzrok. Zdjął bluzę i powiesił ją na wieszaku.
- Nie zrozum mnie źle... - zaczęłam, ale nawet na mnie nie spojrzał.
Wywróciłam oczami i złapałam go za dłoń. Zaprowadziłam nas do salonu i kazałam mu usiąść obok mnie na kanapie. Posłuchał mnie, ale zostawił między nami wolną przestrzeń. Wyczułam bijący od niego chłód.
- Zayn, spójrz na mnie. - poprosiłam, a on podniósł wzrok. - Pocałunek w przedszkolu dużo dla mnie znaczył i naprawdę mi się podobał. Był pod wpływem emocji, ale wierz mi, zrobiłam to świadomie. Chciałam tylko, żebyś wiedział, że nie potrafię nagle wpaść w kolejną relację po czymś tak przykrym, co zrobił Austin. Byłam okłamywana, a naprawdę mi na nim zależało.
- Zależało?
- Tak. - skinęłam głową. - Już nie zależy.
- Na pewno?
- Jesteś zazdrosny o ćpuna i dilera? - uniosłam jedną brew w prowokującym geście.
- Troszeczkę. - bąknął pod nosem.
Uśmiechnęłam się lekko i posłałam mu zadziorne spojrzenie, jednak zachował kamienny wyraz twarzy.
- Dobrze. - odetchnęłam.
- Czyli mam cię nie całować?
- Wydaje mi się, że to nie jest jeszcze ten etap.
- Czyli zaczynamy od początku? - zastanowił się. - Musimy? Przecież znamy się już dosyć dobrze.
- Wiesz, że oboje zmieniliśmy się w ciągu tych trzech lat.
- Ale mogę do ciebie przychodzić, prawda?
- Tak. Bardzo chcę spędzać z tobą czas Zaynie Maliku. - powiedziałam szczerze, na co wytrzeszczył oczy.
- Czy ja dobrze usłyszałem? - drażnił się.
- Nie pyskuj, bo za chwilę wylądujesz za drzwiami. - zaśmiałam się i szturchnęłam go w ramię.
- Skoro tak... - zaczął, przysuwając się bliżej. - Zabieram cię jutro do kina.
- Jutro nie mogę. - odmówiłam z przykrością.
- Dlaczego?
- Przyjeżdża Max i wychodzimy wieczorem na miasto.
Zacisnął usta i na chwilę spuścił wzrok.
- Myślisz, że mógłbym iść z wami? - zapytał nieśmiało. - To znaczy, jeśli chcesz i w ogóle...
Zayn Malik nieśmiały! Koniecznie musiałam to gdzieś zapisać.
- Zapytam Maxa, co o tym sądzi.
Podniosłam się na równe nogi, a Zayn śledził za mną wzrokiem.
- Gdzie idziesz? - zmarszczył czoło zmieszany.
- Przyniosę nam kolację i obejrzymy jakiś film.
Zapowiadał się naprawdę miły wieczór.

środa, 17 czerwca 2015

Rozdział 83 'Nowy początek'

*Jessy*

Zayn wprowadził mnie po dużej ilości schodkach, aż w końcu poczułam lekki powiew wiatru. Spięłam ramiona na niespodziewany chłód i przysunęłam się bliżej mulata.
- Zimno ci? - zapytał troskliwie, zatrzymując się na chwilę.
- Jest w porządku. Jestem bardziej podekscytowana niż zmarznięta.
Ruszył dalej, ale za chwilę ponownie stanął i puścił moją dłoń.
- Zdejmij buty i zrób krok w przód. - nakazał.
Moje goła stopa dotknęła czegoś miękkiego i bardzo przyjemnego. Dołączyłam drugą. Wyczułam obecność Zayna za plecami. Położył dłonie na mojej talii i popchnął mnie, żebym szła dalej. Nadal miałam zawiązane oczy. Wiaterek nagle ucichł i zrobiło się przyjemnie ciepło.
- Gdzie jesteśmy? - obróciłam się do niego zniecierpliwiona. - Powiedz mi, albo chociaż ściągnij mi już tą opaskę z oczu.
Nic nie odpowiedział.
Musnął opuszkami palców moją szyję i zaznaczył ścieżkę ku szczęce, a potem do ucha. Przez chwilę gładził kciukiem mój policzek.
- Jesteś taka piękna.  - wyszeptał. - Brakowało mi twojego widoku.
- Szczególnie teraz, kiedy mam zakrytą połowę twarzy, prawda? - zironizowałam.
Westchnął ciężko i odwrócił mnie jednym ruchem. Odwiązał przepaskę i delikatnie ją ściągnął. Moim oczom ukazał się niesamowity widok. Staliśmy w pewnego rodzaju altance, która była opleciona kolorową roślinnością. Na środku stał udekorowany okrągły stolik z dwoma wysokimi, zapalonymi świeczkami i dwa krzesła. Stolik był zastawiony błyszczącą zastawą. Pod naszymi nagimi stopami znajdował się zielony, puszysty dywan. Nad nami widniało gwieździste niebo. To wszystko zaparło mi dech w piersiach.
- Zayn to jest... - nie mogłam dokończyć, bo nie znalazłam odpowiednich słów. - Tu jest jak we śnie. Marzyłam o czymś takim od dziecka.
- Wiem. - stanął obok.
- Moja wymarzona randka. - wyszeptałam. - Skąd wiedziałeś?
- Opowiadałaś mi o tym, ale nie zdążyłem tego spełnić.
- Zapamiętałeś taką głupotę? - spojrzałam na niego z czułością.
Odwrócił się do mnie przodem i zbliżył. Dzieliło nas kilka centymetrów.
- Pamiętam wszystko z okresu, kiedy byliśmy razem. Czegoś takiego się nie zapomina.
Ignorując krzycząca podświadomość, położyłam dłoń na policzku Malika i delikatnie musnęłam palcami.
- Dziękuję. - powiedziałam szczerze. - Za wszystko, co do tej pory dla mnie zrobiłeś.
- Nie dziękuj. Prosiłem cie o to. - przymknął oczy i wtulił się w moją dłoń. - Jestem ci winny wszystko, co najlepsze za to, co zrobiłem. Byłem draniem, ale to się zmieniło.
- Chciałabym w to wierzyć, Zayn. - jęknęłam żałośnie i zabrałam rękę. - Ale ból po zdradzie Austina jest zbyt mocny i nie potrafię myśleć o niczym innym.
Oplotłam się ramionami i uciekłam wzrokiem.
- Uwierz mi, że naprawdę trudno czekać na coś, co wiesz, że może nigdy nie nastąpi. Jeszcze trudniej zrezygnować gdy wiesz, że to wszystko czego pragniesz. Dla ciebie jestem gotowy do poświęceń.
Jego słowa sprawiły, że uroniłam łzę. Rozmawialiśmy szczerze i bez ukrywania emocji. Czekałam na ten moment, a teraz powoli chowałam się do skorupy.
- Więc nie czekaj. - znowu obdarzyłam go spojrzeniem. - Po prostu odpuść.
Musiało być naprawdę smutne, bo twarz mężczyzny wykrzywiła się w grymasie bólu.
- To niemożliwe.
- Tak bardzo jak bym chciała spróbować, tak bardzo się boję. Po prostu czasami są w moim życiu takie momenty, gdy czegoś mi brakuje, gdy po prostu czuję się samotna. Wtedy czuję, że nie mam nic.
- Masz mnie. Zawsze miałaś.
Przymknęłam oczy, kiedy serce ukuło mnie z żalu, że to wszystko odeszło tak nagle.
- Nie zawsze. - powiedziałam gorzko na wspomnienie jego i Katy. - Teraz to nie to samo. Nie to, co kiedyś.
- Postaram się zrobić wszystko, co w mojej mocy. Tylko raz w życiu spotkasz taką osobę, na której naprawdę ci zależy, więc najlepiej zrobić wszystko, żeby nie odeszła. - oznajmił zdecydowanym głosem. - A teraz zapraszam na kolację, bo słyszę jak burczy ci w brzuchu.
Zaśmiałam się cicho. Byłam mu wdzięczna za rozładowanie napięcia. Gdzieś w głębi czułam, ze ta noc będzie inna niż wszystkie.

***

Po wyśmienitym posiłku usiedliśmy po turecku na miękkim dywanie. Ułożyłam sobie na skrzyżowanych nogach jedną z poduszek.
- Jestem pod wrażeniem. Nie chcę stąd odchodzić. - rozmarzyłam się.
- Gdybym tylko mógł zatrzymać ten moment... - zaczął, patrząc na mnie intensywnie.
- Przestań. - przerwałam mu. - Od pewnego czasu chcesz mi wynagrodzić, to co zrobiłeś trzy lata temu. Rozumiem, że żałujesz, ale nie możesz żyć przeszłością.
- Nie rozumiem. - zmrużył oczy. - Jak inaczej mam ci udowodnić, że zrozumiałem swój błąd?
- Przestań wracać do przeszłości. Pozwól m się cieszyć tym, co aktualne. Naprawdę czuję się przy tobie dobrze.
- Ale?
- Ale nie potrafię określi jakie są moje uczucia względem ciebie. To naprawdę trudne i sądzę, ze w końcu kiedyś dostanę odpowiedź.
Zasępił się i spuścił wzrok.
- Wybacz. Nie chciałam zepsuć tego wieczoru. - powiedziałam, widząc jak zmieniła się jego postawa.
- Jest w porządku. - wymamrotał.
Przysunęłam się do niego i uniosłam jego głowę, używając dłoni, żeby złapać go za brodę.
- Wiem, że nie jest. - wyszeptałam cicho.
Chciałam, żeby spojrzał mi w oczy, ale był nieustępliwy.
- Powiedz mi coś... - zaczęłam i cofnęłam rękę. - Dlaczego to wszystko robisz? Minęło tyle czasu a ty...
- Nie wiem, Jessy. - patrzył przed siebie. - Sam tego nie rozumiem. Kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem obiecałem sobie, ze nie pozwolę przeszłości na zawładnięcie moimi uczuciami. Było dobrze do momentu, aż zacząłem spędzać czas z Austinem. Opowiadał o waszym związku z dużym zapałem. Zacząłem tęsknić za tym, co nas kiedyś łączyło. Mnie i ciebie. Serce zaczęło mnie boleć za każdym razem, gdy musiałem cię oglądać. Potem postanowiłem zawalczyć. Tak podpowiadało mi serce.
Przetrawiłam jego wypowiedź i głęboko zastanowiłam się nad ty, co miałam zamiar powiedzieć.
- Wiesz... - zaczęłam niepewnie. - To smutne, a zarazem tak bardzo frustrujące, że poświęciłam ci każdą minutę mojego wolnego czasu, byłam na każde twoje zawołanie, gdy było ci źle, martwiłam się o twoje życie bardziej, niż o własne. Byłam dla ciebie zawsze i wszędzie, a ty odchodząc nie poświęciłeś mi nawet dwóch minut, żeby wyjaśnić swoją decyzję.
Obdarzył mnie zbolałym wzrokiem, a ja zaczęłam żałować, że właśnie teraz poruszyłam ten temat.
- Przepraszam. - wydusił. - Tylko tyle mogę powiedzieć.
- "Przepraszam" nie wystarczy. - zaprzeczyłam głową. - To za mało, żeby wynagrodzić ból, przez który musiałam przechodzić, będąc bez ciebie.
- Popełniłem błąd, wiem to. Ogromy błąd, które bardzo żałuję.
- Domyślam się , Zayn, ale to trudne.
Żadne z nas nie odezwało się przez resztę randki. Patrzyliśmy na siebie oczami, które wyrażały smutek i tęsknotę. Starałam się wszystko sobie uporządkować, ale było tego za dużo jak na jeden raz.
- Odwiozę cię do domu. - zaproponował i podniósł się z dywanu.
Podał mi dłoń, którą przyjęłam. Niechętnie opuściłam magiczne miejsce i wsiadłam do samochodu Malika. Odwiózł mnie pod blok, ale nie spieszyłam się z wysiadaniem.
- Dziękuję za dzisiejszy wieczór. Bardzo mi się podobało. - przyznałam szczerze. - Dziękuję też za otwartą rozmowę. Potrzebowałam tego.
- To ja dziękuję, że się zgodziłaś.
Milczałam przez chwilę, ale w końcu zdecydowałam się powiedzieć coś, czego mogłam później żałować.
- Wejdziesz na górę?
Mężczyzna obdarzył mnie zaskoczonym spojrzeniem.
- Jesteś pewna, że tego chcesz?
- Tak.
Czułam lekka niepewność, ale szybko stłumiłam ją w zarodku.
- Dlaczego to robisz? - zapytał, marszcząc czoło.
- Smutek najbardziej dokucza w nocy. - wyjaśniłam krótko.
- Dobrze. - zgodził się i wysiadł, żeby otworzyć mi drzwi.
Czy postąpiłam właściwie, zapraszając go na górę?

***

- Rozgość się. - niezręcznie podrapałam się po skroni i gestem zaprosiłam go do salonu.
Posłał mi słaby uśmiech i usiadł na kanapie. Prawdopodobnie czuł się tak samo niezręcznie jak ja. Przynajmniej miałam nadzieję, ze nie byłam sama.
- Napijesz się czegoś? Mam wino.
- Poproszę.
Skinęłam głową i zaszyłam się w kuchni. Odetchnęłam głęboko. Nie sądziłam, że jego wizyta wywoła taką atmosferę. Być może nie powinnam go zapraszać, ale...
Ale przecież własnie tego chciałam.
Przygotowałam dwie lampki wina i chciałam je zanieść, ale usłyszałam pukanie do drzwi. Kogo niosło do mnie o tej porze? Pewnym ruchem otworzyłam drzwi.
- Co ty tu robisz? - wytrzeszczyłam oczy zaskoczona.
- Przyszedłem po resztę swoich rzeczy.
Austin stał przede mną w najprawdziwszej postaci. Był jakby chudszy i zbladł od momentu, kiedy ostatni raz go widziałam.
- To nie jest odpowiedni moment. - wymamrotałam, zmniejszając szparę.
Wysunęłam przez otwór tylko głowę. Nie chciałam, żeby zobaczył Malika.
- Już sobie kogoś znalazłaś? - prychnął sarkastycznie. - Przed szybkim numerkiem, czy już po? - zażartował uszczypliwie.
- Ty to robiłeś w trakcie naszego związku.
- Rozpadającego się związku. - przypomniał bezczelnie. - To mogę wejść czy nie? Zrobiłbym to podczas twojej nieobecności, ale wspaniałomyślnie zmieniłaś zamki.
- Wystawiłam za drzwi wszystko, co należało do ciebie. Nic tu nie zostało.
- Zostało. - upierał się. - I muszę to mieć. Dzisiaj.
- Przyjdź jutro. - byłam twarda.
- Potrzebuję tego teraz. - nalegał z błyskiem złości w oczach. - Nie kłóć się ze mną, kiedy jestem w takim stanie. Nie chcę ci zrobić krzywdy.
- Słucham? -uniosłam wysoko brwi. - W jakim stanie?
- Nieważne. - westchnął ciężko. - Nie bój się, nie wystraszę twojego gościa, kimkolwiek jest.
- Zaczekaj chwileczkę.
Zamknęłam mu drzwi przed nosem i szybkim krokiem podeszłam do mulata. Złapałam go za dłoń i pociągnęłam za sobą. Gestem nakazałam mu być cicho i zaprowadziłam go do łazienki, co mogło mu się wydać dziwne.
- Poczekaj tu i nie wychodź, póki po ciebie nie przyjdę. - rozkazałam szeptem.
Skinął głową na znak zgody. Grymas na jego twarzy zdradzał, ze nie miał pojęcia, o co chodzi. Cieszyłam się, że mimo tego mnie posłuchał.
- Już jestem. - odetchnęłam, wpuszczając Austina.
- Gdzie go schowałaś?
- Idź po swoją niezbędną rzecz i wynoś się. - spoważniałam, pomijając jego wścibskie pytanie.
Mój były chłopak stanął przez chwilę w miejscu i się zastanowił. Skierował swoje kroki do salonu, a potem do mojego pokoju.
- Co ty robisz?! - oburzyłam się. - Wyjdź stąd!
- Cicho bądź. - syknął złowrogo. - Nie gorączkuj się. Nie będę przeglądał twojej bielizny, bo przecież i tak widziałem cię w niej milion razy.
Na jego ustach rozciągnął się złośliwy uśmieszek, kiedy przez sekundę na mnie spojrzał.
- Nie pochlebiaj sobie. - prychnęłam i skrzyżowałam ramiona na piersi. - Pospiesz się.
Podszedł do rogu pokoju, odsunął komodę i wyciągnął z podłogi kawałek deski.
- Co ty...
Nie dokończyłam, bo zamurowało mnie na widok małej torebeczki z białym proszkiem w środku.
- Austin! - krzyknęłam zszokowana. - Jak mogłeś przechowywać narkotyki w moim pokoju?!
- Byłaś ostatnią podejrzaną, gdyby przyłapali mnie na dilerowaniu.
- Co takiego? Ty... - zająknęłam się. - Co?
Nie mogłam uwierzyć w rzeczy, które aktualnie pojawiały się w moim życiu.
- Muszę spadać. Klienci czekają. - puścił do mnie oczko i żwawym krokiem przeszedł do wyjścia.
Potruchtałam za nim, chcąc dowiedzieć się więcej.
- To nie jesteś ty, Austin. - powiedziałam cicho, zanim przekroczył próg. - Nie jesteś tym, którego kochałam.
- Nie, Jessy. - spuścił na chwilę wzrok, po czym uniósł woreczek z proszkiem. - To od zawsze byłem ja, tylko ty dowiedziałaś się o tym za późno.
Odszedł z rechotem na ustach. Zacisnęłam wargi i poszłam po Zayna. Jak tylko wyłonił się z łazienki utonęłam w jego ramionach. Zaszlochałam, nie mogąc się dłużej wstrzymywać.
- Co się tam stało? - zapytał zmartwiony moim stanem. - Skrzywdził cię?
- Miał narkotyki schowane w rogu mojego pokoju, które teraz zabrał. Własnie dowiedziałam się, że facet, którego do tej pory kochałam od zawsze był dilerem. - płakałam. - Przecież przyjaźniłam się z nim tyle lat i ja... Już nic nie rozumiem.
Malik objął mnie jeszcze mocniej.
- Przykro mi, że to wszystko wychodzi w jednym momencie. - wyszeptał z ustami przy mojej skroni. - Tak bardzo mi przykro. Chciałbym móc zdjąć z ciebie ten ciężar.
- Nic nie boli bardziej niż obojętność w oczach osoby, która kiedyś mówiła, że cię kocha.
Wtuliłam twarz w tors mężczyzny i pragnęłam zostać w jego ramionach już na zawsze.
- Chodź do łóżka. Zaprowadzę cię. - wziął mnie za rękę i lekko pociągnął za sobą. - Wszystko się ułoży, zobaczysz. Cierpienie zawsze ma swój koniec.
Zacisnęłam zęby i mocniej splotłam nasze palce.
- Zostaniesz tutaj, prawda? - zapytałam płaczliwie.
- Przecież to było jasne, odkąd zgodziłem się wejść na górę.
Wewnętrzna ja odetchnęła z wyraźną ulgą, ale ta zewnętrzna nie mogła pozbyć się napięcia jakie zawładnęło jej ciałem. Mulat przytrzymał kołdrę, a ja wślizgnęłam się do łóżka. Przykrył mnie pod samą brodę i odgarnął włosy z czoła.
- Będę w salonie. - zapewnił.
Złożył delikatny pocałunek na moim czole i niechętnie się wyprostował. Skierował się w stronę wyjścia, ale go zatrzymałam.
- Zayn...
- Tak?
- Poczekasz tutaj aż usnę?
Zachowywałam się głupio i dziecinnie, ale byłam tak zraniona, ze potrzebowałam troskliwej opieki. Taką zapewniał mi jedynie Zayn. Zależało mu na mnie. Teraz to widziałam.
Czemu byłam taka głupia?
- Jesteś pewna?
- Tak, jestem pewna. - wywróciłam przekrwionymi oczami. - Czemu zawsze upewniasz się, czy chcę tego, co mówię? Przecież nie jestem niespełna rozumu.
Wzruszył tylko ramionami z lekkim uśmiechem, więc poklepałam miejsce obok siebie i odsunęłam róg kołdry. Malik ułożył się obok mnie, podkładając sobie pod głowę dużą poduszkę.
- Spij już. - mruknął i zgasił lampkę nocną.
Po chwili wahania przysunęłam się do niego i delikatnie ułożyłam głowę na jego piersi. Bałam się, że mnie odtrąci, ale się myliłam. Jedyne, co zrobił, to objął mnie jedną ręką, a drugą splótł nasze palce na jego brzuchu.
- Dobranoc, kocie. - wyszeptał.
Moje serce nalegało, żeby móc słyszeć to częściej, ale mózg ostrzegał przed kolejnym wejściem do tej samej rzeki.

piątek, 12 czerwca 2015

Rozdział 82 'Nowy początek'

*Jessy*

Bieganie za dziećmi nie było dla mnie czymś, co chciałam dzisiaj robić. Z utęsknieniem czekałam aż wybije godzina, o której będę mogła wyjść z pracy. Niestety to był dopiero początek.
- Proszę pani!
- Słucham, Charlie? - ukucnęłam przed pięcioletnim blond chłopcem.
- Bo Martin nie chcę się ze mną bawić. - grymasił.
- W taki razie poproś kogoś innego. Jest dużo dzieci, które z chęcią się do ciebie przyłączą.
- Ale ja lubię tylko Martina. - zapłakał.
- Zobaczysz, ze w końcu zmieni zdanie. Musisz cierpliwie zaczekać i zając się czymś innym. Zaufaj mi. - starałam się go pocieszyć.
Uśmiechnęłam się do niego ciepło, ale tak naprawdę w środku zanosiłam się płaczem. Dziecko pobiegło do reszty i zajęło się zabawą. Wyprostowałam się szybko, czego od razu pożałowałam. Zakręciło mi się w głowie, a potem zobaczyłam ciemność.

***

Ocknęłam się w mieszkaniu na kanapie.
Rozejrzałam się i ze zdziwieniem stwierdziłam, że to mieszkanie nie należało do mnie. Spięłam się ze strachu. Nie wiedziałam, co się wydarzyło, że wylądowałam w obcym miejscu.
Dźwignęłam się na łokciach, ale głowa zaczęła mnie boleć, więc ponowne ułożyłam się na poduszce.
- Wreszcie się obudziłaś. - usłyszałam męski głos, więc wystraszona uniosłam powieki.
Moje oczy spotkały inne, brązowe.
- Zayn? - wydusiłam. - Co ja tu robię?
- Jesteś w moim mieszkaniu. Zemdlałaś w pracy. - wyjaśnił i usiadł na bocznym oparciu kanapy, przy moich stopach.
- Dlaczego ty mnie stamtąd zabrałeś? - zmarszczyłam czoło.
- Twoje koleżanki znalazły w twojej komórce mój numer, który wybierałaś ostatnio i stwierdzały że zaryzykują i zadzwoniły. Nawet nie wiesz jakie było ich zdziwienie, kiedy przyjechałem.
- Czemu?
- Sam nie wiem. Trochę się na mnie gapiły. - wzruszył ramionami. - Zadzwoniły, więc przyjechałem.
Speszyłam się pod jego natarczywym spojrzeniem i odwróciłam wzrok.
- Dlaczego się zgodziłeś? Przecież mogłeś zadzwonić do Austina, albo kogokolwiek innego.
Czekałam niecierpliwie na jego odpowiedź. Serce na moment zwolniło tempo, a powietrze zgęstniało.
- Myślę, ze ciągle zależy mi, żebyś była bezpieczna.
Powiedział to takim tonem, jakby zastanawiał się nad doborem właściwych słów.
- Dziękuję. - wymamrotałam, czując jak się rumienię.
Nie mogłam się rumienić!
- Chcesz coś zjeść? - zapytał, żeby przerwać niezręczną ciszę.
- Powinnam się zbierać. - posłałam mu lekki uśmiech i podniosłam się do siadu.
Głowa dawała o sobie znać, ale nie bolała tak, jak na początku.
- Chyba żartujesz, myśląc że puszczę cię do domu w takim stanie. - prychnął i wstał.
- Jest w porządku. - próbowałam przekonać i jego i siebie. - Naprawdę.
- Wiesz, ze ci nie uwierzę. Nawet nie próbuj kłamać. - uniósł jedną brew i wystawił dłoń w moim kierunku. - Chodź.
Z wahaniem skorzystałam z jego pomocy i dźwignęłam się na równe nogi. Zachwiałam się, ale zręczność mulata spowodowała, że nie upadłam. Owinął mnie ramieniem w talii i zaprowadził do kuchni.
- Co sobie życzysz na obiad? - zapytał, zaglądając do lodówki. - Dopiero co zrobiłem zakupy, więc masz duży wybór.
- Zaskocz mnie. - rzuciłam z uśmiechem.
Cała ta sytuacja sprawiała, że czułam się dziwnie. Zayn zachowywał si względem mnie bardzo różnie. Raz był zimny i stanowczy, a innym razem żartował i uśmiechał się.
Byłam lekko zdezorientowana.
- Nie uważasz, że to dziwne? - zapytałam nagle, zwracając na siebie jego uwagę i wzrok.
- Co masz na myśli? - zmarszczył czoło i zamieszał łyżka w garnku.
- Nas i to wszystko. - wykonałam szeroki gest rękoma. - Jesteśmy w twoim mieszkaniu, gotujesz obiad i rozmawiamy jakby nic się nie stało. Poza tym zająłeś się mną po zdradzie Austina i teraz, kiedy zemdlałam.
- Trochę dziwne, co? - uniósł jeden kącik ust w półuśmiechu.
- Trochę. - przyznałam.
Przeniosłam wzrok na swoje splecione palce, którymi zaczęłam się bawić. Nie chciałam, żeby ta chwila minęła. Mój organizm podpowiadał mi, że to jest to, co powinno trwać. Reagował na spędzanie czasu z Malikiem, jakby tego brakowało mu od lat.
Czułem, że coś wewnątrz mnie się wypełniło.
- Brakuje mi tego, wiesz?
- Czego? - zapytałam zaskoczona.
- Tego kim byliśmy wczesnej. - wyjaśnił. -  Przed Katy i tymi wszystkimi problemami.
Nie patrzył na mnie. Stał przodem do kuchenki i zawzięcie gotował. Potrzebowałam jego spojrzenia. Widoku brązowych tęczówek, które sprawiały, ze czułam się bezpieczniej.
- Mi też tego brakuje, Zayn. - przyznałam cicho. - Ale oboje wiemy, ze stało się coś, czego nie da się odwrócić.
Nie odezwał się.
Dokończył przygotowywać obiad. Zrobił zupę krem z brokułów z grzankami czosnkowymi. Zaskoczył mnie, bo kiedyś nie potrafił przyrządzać takich rzeczy. Nie wiedział nawet, co to była zupa krem.
- Pachnie bosko. - cmoknęłam z uznaniem.
Uśmiechnął się lekko i podał mi miskę.
- Smacznego. - dosiadł się do stołu i zaczął jeść.
Przez sekundę przyglądałam się jego wargom, delikatnie okalającym łyżkę. Zaschło mi w gardle, więc oblizałam usta i przełknęłam ślinę. Dla ukrycia zdenerwowania zapchałam buzię pierwszym kęsem.

***

- Dziękuję, że mnie odwiozłeś. - posłałam mu nieśmiały uśmiech, kiedy zatrzymał się pod moim blokiem.
- Nie dziękuj.
Spuściłam wzrok, ale Zayn uniósł mój podbródek palcem.
- To dla mnie przyjemność. - dodał, patrząc mi w oczy. - Uwierz mi, że tak jest.
Przez chwilę czas się dla mnie zatrzymał.
W takich chwilach pragnęłam, żeby było jak kiedyś.
Żeby nie było tej sprawy z Katy.
Żeby nie było rozstania na trzy lata.
Pragnęłam cofnąć czas. Nie mogłam powiedzieć, że moje uczucia do niego się odrodziły, ale nie mogłam też udawać, że ich nie było.
- Może wejdziesz na górę? - zaproponowałam zanim to przemyślałam.
Zabrał rękę z mojej brody i popatrzył przed siebie.
- Muszę wracać do pracy.
- Przepraszam.
- Za co? - wrócił wzrokiem na mnie i przechylił głowę na bok.
- Przeze mnie opuściłeś dzień w pracy.
- Dzień się jeszcze nie skończył. - zaznaczył.
- Wiem, ale...
- Nie ma żadnego "ale".  - przerwał mi. - Naprawdę nie żałuję, że odpuściłem sobie dzisiaj trochę pracy.
Przygryzłam wargę i złapałam za klamkę.
- Jeszcze raz dziękuję.
Pchnęłam drzwi, żeby móc wysiąść, ale dłoń Zayna zatrzymała mnie w pół kroku.
Jego dłoń chwyciła moją.
- Naprawdę żałuję, że to wszystko się wydarzyło. Nie wiem czy mi wybaczysz, ale chciałem, żebyś wiedziała, że zrozumiałem swój błąd dawno temu. Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg, jeszcze raz przeczytać drogowskazy i pójść we właściwym kierunku.
Znieruchomiałam i patrzyłam na niego tępo.
Nie wiedziałam, jak zareagować na jego głębokie słowa.
- Chciałbym, żeby wszystko, co było między nami dobre, wróciło. - kontynuował. - Rozumiem, że nie traktujesz mnie, jak dawnej. Jednak wiedz, że cokolwiek by się działo, możesz na mnie polegać.
Przełknęłam gulę w gardle i wysunęłam dłoń z jego uścisku. Nieustępliwie czekał na moją odpowiedź albo cokolwiek.
- Żeby iść w przyszłość,najpierw trzeba uszanować przeszłość, Zayn. - wyszeptałam. - Ja jeszcze tego nie potrafię.
Opuściłam auto.

***

W ciągu ostatniego tygodnia Zayn starał się wpadać do mnie jak najczęściej. Pomagał mi w zakupach z racji, ze czułam się słabo, a czasem nawet przyjechał pogadać. Sprawdzał moje samopoczucie. Dawał mi swobodę i nie nalegał, ale wiedziałam, ze bardzo chciał naprawić to, co dawno temu zepsuł. Cięgle czułam pustkę po stracie Austina. Nie widziałam się z nim od tamtej pory, kiedy go wyrzuciłam z mieszkania. Obecność Zayn pozwalała mi zapomnieć o tym, co stało się tak niedawno. Czułam, że zapełniam coś, czego brakowało mi od dawna.

***

"I choć noc przepalała mu płuca, samotność wdzierała się w duszę, a tęsknota głęboko ukryła się w jego sercu, on zamykając oczy, myślami był przy niej. Inaczej nie potrafiłby zasnąć."

***

Nadeszła sobota.
Pozwoliłam sobie na spanie do dziesiątej. Pełna energii wstałam z łóżka i odbyłam poranną toaletę. Ubrana w porządne ubrania przygotowałam sobie śniadanie. W trakcie zalewania kawy moja komóra zadzwoniła.
- Słucham? - starałam się uważać, żeby się nie poparzyć.
- Hej. - usłyszałam znajomy głos.
- Zayn?
Nie mogłam się przyzwyczaić, że dzwonił do mnie od czasu do czasu.
- Przeszkadzam?
- Nie, skądże. - zaprzeczyłam szybko. - Auć. - syknęłam.
- Co się stało?
- Oparzyłam sobie palec. - wymamrotałam.


- Niezdara z ciebie. - zaśmiał się.
- Podmuchasz? - zażartowałam.
- Jeśli tylko otworzysz mi drzwi.
Wytrzeszczyłam oczy i obejrzałam się dookoła.
- Co takiego?
- Po prostu podejdź do drzwi i je otwórz. - westchnął i się rozłączył.
Zrobiłam tak, jak powiedział. Uchyliłam drzwi i zamarłam. Mulat stał przede mną z biało-różowym bukiecikiem stokrotek i świeżym, pachnącym pieczywem.
- Oszalałeś? - wydusił, wpuszczając go do środka. - Nudziłeś się czy co?
- Tak jakby nie miałem, co ze sobą zrobić.
Pokręciłam litościwie głowa  i przyjęłam od niego bukiecik. Położył pieczywo na blacie w kuchni, zdjął kurtkę i rozsiadł się na krześle.
- Co spowodowała, że przyjechałeś? - zapytałam.
Nalałam wody do małego wazonu i z namaszczeniem włożyłam do niego kwiaty. Ustawiłam je na środku stołu, podziwiając je przez chwilę i zabrałam się za robienie grzanek.
- Miałem ochotę na śniadanie z tobą. - powiedział szczerze. - Nie masz nic przeciwko?
- Chyba nie. - rzuciłam zaczepnie. - Skoro już się pofatygowałeś, to możesz zostać.
- Nie przekonał cię mój bukiet? - przechylił głowę na bok.
Wiedziałam, że się drażnił. Dzisiaj miałam dobry humor, więc mogłam sobie na to pozwolić.
- Mogłeś się bardziej postarać. - odpowiedziałam z grymasem niezadowolenia.
- Wiesz jak ciężko zdobyć teraz takie ładne stokrotki? - oburzył się.
Wzruszyłam ramionami i postawiłam na stole talerz zapiekanych kanapek z szynką i serem.
- Kawy? - spojrzałam na niego.
- Poproszę. - przytaknął, nie spuszczając wzroku z moich oczu. - Dwie...
- Tak, wiem. - przerwałam mu i wywróciłam oczami. - Dwie łyżeczki kawy i dwie cukru. Pamiętam.
Uśmiechnął się widocznie zadowolony, że zapamiętałam taki szczegół. Stanęłam do niego plecami i zaczęłam przygotowywać "zamówienie".
- Umów się ze mną, Jessy.
Odwróciłam się gwałtownie.
Stałam przodem do niego, między palcami trzymając małą łyżeczkę, która zastygła w bezruchu.
- Słucham?
Wstał od stołu, odłożył kurtkę na oparcie i zbliżył się do mnie na odległość jednego kroku.
­- Czy chciałabyś wyjść dzisiaj ze mną na kolację? - zapytał ponownie.
Przygryzłam wargę, wpatrując się w jego przystojną twarz.
- Myślę, ze jestem w stanie się zgodzić. - posłałam mu lekki uśmiech.
- Naprawdę? - uniósł brwi wysoko.
Zdaje się, że nie spodziewał się pozytywnej odpowiedzi.
- Tak.
- Ale...
Nie pozwoliłam mu dokończyć:
- Żyjąc w przeszłości, człowiek nie posuwa się naprzód.
Zrozumiałam to niedawno i chciałam coś z tym zrobić.

***


Założyłam najlepsza sukienkę, jaką miałam, umalowałam się bardziej niż zazwyczaj i sprawdziłam wszystko kilkanaście razy.

Byłam gotowa na kolację z Malikiem.
Zapowiedział się, ze odbierze mnie o ósmej wieczorem i tak było. Kiedy wybiła ustalona godzina, rozbrzmiało pukanie do drzwi. W pośpiechu zabrałam torebkę, zerknęłam w lustro i założyłam buty. Zanim mu otworzyłam, wzięłam głęboki oddech.
Naprawdę się stresowałam.
- Witam ponownie. - powiedział, kiedy tylko zdążyłam uchylić drzwi. - Wow.
Zlustrował mnie od góry do dołu. Z trudem wróciłem wzrokiem na moją twarz.
- Wyglądasz pięknie. - dało się słyszeć podziw w jego głosie.
- Dziękuję. - zawstydziłam się. - Ty też wyglądasz bardzo dobrze.
Miał na sobie czarny garnitur, czarną koszulę, a długie włosy zaczesane do tyłu. Niesforny kosmyk wisiał nad jego czołem. Zacisnęła pięść, że powstrzymać się od wsunięcia palców w jego seksowną fryzurę. Uwielbiałam mężczyzn w czarnych koszulach.


- Możemy iść? - zapytał, przerywając ciszę i wystawił łokieć.
Chwyciłam go pod rękę, upewniając się, ze zamknęłam mieszkanie na klucz. Wsiedliśmy do jego samochodu i ruszyliśmy.
- Gdzie mnie zabierasz? - zaciekawiłam się.
Nieręcznie poprawiłam sukienkę, które ze względu na swoją formę niebezpiecznie podsunęła mi się w górę ud.
- Jest w porządku. - rzucił i skinął brodą na moje nogi. - Możesz to tak zostawić.
- Jednak w tej kwestii się nie zmieniłeś. - prychnęłam żartobliwie.
Położyłam torebkę na kolanach, żeby cokolwiek zakryć. Nie chciałam, żeby się dekoncentrował. Nie tęskniłam do jakiegokolwiek wypadku.
- Dzięki. - wywrócił oczami.
- Odpowiedz na moje pytanie.
- Zobaczysz.
Fuknęłam pod nosem i cierpliwie rozglądałam się po okolicy za szybą. Z racji, ze było coraz ciemniej, przestałam orientować się gdzie przyjechaliśmy.
Zayn zaparkował samochód i wyszedł z auta. Otworzył mi drzwi i pomógł wysiąść. Nie omieszkał pominąć gapienia się na moje nogi i tyłek. Wywróciłam mentalnie oczami, ale tak naprawdę byłam zadowolona, ze robiłam na nim wrażenie.
- Co teraz?
- Zamknij oczy. - nakazał. - Przewiąże ci je opaską, żebyś nie mogła podglądać.
Posłuchałam się, a on podszedł do mnie od tyłu. Stanął tak blisko, że czułam jego tors na moich plecach. Przeszedł mnie dreszcz od ciepłego oddechu, który uderzył w skórę mojego ramienia. Malik zawiązał opaskę i wziął mnie za rękę.
- Mam się bać? - zapytałam, uważnie stawiając każdy krok.
- Musisz mi zaufać. - mruknął.
Musiał być albo skupiony, albo zestresowany. Poznałam to po głosie.
- Nie zgwałcisz mnie? - zażartowałam.
- To jest mój plan "b".
Zachłysnęłam się powietrzem, a on zaśmiał się krótko.
- Nie bój się, kocie. - powiedział uwodzicielsko i przysunął mnie bliżej siebie.
Moje serce podwoiło swoją pracę i o mały włos nie przyprawiło mnie o zawał serca.

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Rozdział 81 'Nowy początek'

To co, że jest 00:18 xD
Dla was wstawię posty o każdej porze :*

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

*Jessy*

Zerwałam się z krzesła, żeby dogonić Malika. Pchnęłam drzwi kawiarenki i wybiegłam na chodnik, gdzie stal mulat.
- Jak to się z nim nie widziałeś? - wydusiłam. - Ale on...
- Widocznie nie był z tobą szczery. - wzruszył ramionami i rozejrzał się, żeby przejść na druga stronę.
Zrównałam z nim krok i starałam się go utrzymać, co było nie lada wyczynem w moim obecnym słabym stanie fizycznym.
- A ty jesteś?
- Mam powód, żeby nie być? - spojrzał na mnie kątem oka.
Znowu miał tą swoją kamienną twarz, która skrywała wszystkie emocje.
- Po tym, co powiedziałeś wcześniej mam wątpliwości. - prychnęłam.
- Wtedy też byłem szczery.
Szliśmy chwilę w ciszy. Chciałam zebrać myśli.
- Mógłbyś go zapytać, co robi jak znika na całe noce? - zapytałam niepewnie.
Mężczyzna zatrzymał się gwałtownie.
- To nie moja sprawa i nie widzę konieczności, żebym go szpiegował czy coś. - rzucił obojętnie.
- Nie każe ci go śledzić. - jęknęłam żałośnie. - Nie wiem, co się z nim ostatnio dzieje, a to przyprawia mnie o migrenę.
- Przecież w waszym związku nie było ostatnio najlepiej. Nawet myślałem, że z nim zerwiesz po ostatnim wybuchu. - zironizował.
- Dopiero twierdziłeś, że to nie twoja sprawa.
- Bo nie moja.
Okey... Stał się jeszcze bardziej zamknięty i skomplikowany niż dawnej. Czy to dobrze, że w tej chwili zapragnęłam odkryć go na nowo?
- Martwię się o niego. Mimo wszystko darzę go uczuciem i...
- Mogłabyś mi się nie zwierzać, proszę? I tak muszę znosić wystarczająco dużo.
Zdezorientowana jego zmiennym nastrojem, postanowiłam się zamknąć. Na początku uważałam go za dżentelmena, ale widocznie została w nim cząstka pyskatego gówniarza i pępka świata.
Kiedyś to kochałam.
- Dobra, tracę czas. - bąknęłam i ruszyłam z miejsca. - Żegnam.
Nie poszedł za mną.
Nie zatrzymał mnie.
Nie zawołał mojego imienia.
Nie chciał, żebym wróciła.
Gdzieś w podświadomości pragnęłam, żeby to zrobił...

***

Weekend spędziłam u Nialla i Melanie, nie mówiąc nic Austinowi. Nie wiedziałam, co się w tym czasie działo.
W niedzielę wieczorem wróciłam do swojego mieszkania. Zdążyłam przekroczyć próg i natknęłam się na trzy kartony po pizzy. Zręcznie je ominęłam, ale następnie trąciłam stopą pustą butelkę po piwie. Zacisnęłam zęby, hamując kumulującą się złość. Wygląd salonu przyprawił mnie o palpitację serca. Wszędzie poniewierały się brudne ubrania chłopaka, wliczając skarpety, od których odoru zgęstniało powietrze. Kanapa była zawalona pudełkami po żarciu na wynos i kolejnymi butelkami. Przedostałam się do okna i otworzyłam je na całą szerokość. Na szczęście był początek kwietnia, więc robiło się coraz cieplej. Odetchnęłam świeżym powietrzem, żeby nabrać siły na konfrontację z Austinem. Odstawiłam swoją torbę na kuchenny blat i żwawym krokiem poszłam do pokoju chłopaka. Zapukałam, a raczej walnęłam kilka razy pięścią w drzwi, ale nikt nie odpowiadał.
Zirytowana złapałam za klamkę i nacisnęłam.
- O mój Boże! - krzyknęłam, po czym zakryła szeroko otwarte usta dłonią.
Austin leżał na plecach z obiema rękoma za głową. Pod kołdrą, przy jego penisie, coś się poruszało. Zszokowana odwróciłam gwałtownie głowę, nie chcąc patrzeć na to, co właśnie miało miejsce. Jakaś laska obciągała mojemu chłopakowi, kiedy ja stałam w progu pokoju. Na dodatek z jego ust wydobywały się jęki rozkoszy.
- Austin, kurwa mać! - krzyknęłam.
Dopiero słysząc przekleństwo, otworzył szeroko oczy. Uniósł się na łokciach, a dziewczyna nie zaprzestała czynności. Miałam ochotę się porzygać.
- Jessy ja...
- Wynoś się stąd! Ty i ta twoja dziwka! - wrzasnęłam, przerywając mu. - Nie chcę cię więcej widzieć!
Zatrzasnęłam za sobą drzwi. Pobiegłam do łazienki i stanęłam przed lustrem. Pochyliłam głowę nad zlewem, pozwalając emocjom przejąć moje ciało. Szloch targał mną od stóp do głowy, a łzy ciekły po policzkach. Nie mogłam opanować drżenia rąk, więc oparłam je o krawędź zlewu.
- Chcę z tobą porozmawiać. - usłyszałam zza drzwi.
Jego spokojny głos rozjuszył mnie jeszcze bardziej. Z rozmachem otworzyłam drzwi i wymierzyłam mu mocny cios prosto w nos. Odrzuciło mu głowę do tyłu, po czym warknął i złapał się za twarz. Zobaczyłam strużki krwi spływające po jego brodzie, co napełniło mnie pewnego rodzaju zadowoleniem.
- Rozwaliłaś mi nos. - wydusił zszokowany. - Złamałaś go.
- Ciesz się, ze tylko nos. - prychnęłam. - Wynoś się, albo wezwę policję.
- Pozwól mi chociaż wziąć bandaż.
- Niech twoja szmata pożyczy ci majtek.  - kiwnęłam na zdezorientowaną dziewczynę, która skulona czekała przy drzwiach. - Zdaje się, że kilka minut temu nie były jej potrzebne.
- Co z moimi rzeczami?
- Wystawię je na korytarz, a ty odbierzesz je kiedy sobie będziesz chciał. Już tu nie mieszkasz. Zaczął się nowy miesiąc, a ty nie zdążyłeś opłacić połowy czynszu, więc nie muszę oddawać ci pieniędzy. A teraz wypierdalaj, bo jeszcze sekunda i nie ręczę za siebie.
Mówiłam z taka stanowczością i agresją, że sama się nie poznawałam. Kiedy oboje opuścili mieszkanie, puściły mi hamulce. Osunęłam się po ścianie, nie czując nóg.
Myślałam, ze zasłabnę. Plamki migały mi przed oczami, a ja zanosiłam się płaczem. Nie wiedziałam ile tak siedziałam, ale nie miałam siły się podnieść. Chciałam umrzeć, żeby nikt więcej nie był w stanie mnie skrzywdzić. Austin obiecał być tym jedynym. Przyjaźniliśmy się, myślałam, że go znam.
Okazało się inaczej...

***

Ocknęłam się, leżąc na podłodze w korytarzu. Za oknem była noc, więc wywnioskowałam, że musiałam na chwilę zasnąć. Z ledwością podniosłam się do siadu i przetarłam twarz. Miałam wrażenie, że łzy jeszcze nie zaschły. Poczłapałam do kuchni, gdzie sprawdziłam godzinę. Wybiła dziesiąta wieczorem. Chciałam napić się wody, ale wystraszyło mnie pukanie. Z niechęcią wróciłam na korytarz i otworzyłam drzwi.
- Zayn? - wydusiłam słabym głosem. - Co ty tu robisz?
Przeraził się, widząc mój obecny stan. Złapał mnie za ramiona, kopnięciem zamknął za sobą wejście i zaprowadził mnie do brudnego salonu. Szybko oczyścił kanapę, robiąc mi miejsce. Posadził mnie i przykrył kocem. Przez moment poczułam się jak dziecko.
- Co ty tu robisz? - powtórzyłam.
Nie miałam siły wodzić za nim wzrokiem, więc gapiłam się przed siebie. Wymamrotał coś pod nosem i zniknął w kuchni. Wrócił do mnie ze szklanką wody, którą gestem kazał mi wypić.
- Z czym to jest? - skrzywiłam się na kwaśny smak.
- Witaminy. - rzucił i niespokojnie rozejrzał się po salonie. - Gdzie Austin?
- Nie ma go i nie będzie.
- Dzwonił do mnie. - spojrzał na mnie zaciekawionym wzrokiem.
- Po co?
- Prosił, żebym go przenocował.
- Bardzo dobrze. - prychnęłam. - Pewnie jego mała dziwka się nie zgodziła.
- Jaka dziwka? - zmarszczył czoło.
Przysiadł na kanapie w pewnej odległości ode mnie. Odstawiłam szklankę na ławę i oblizałam wargi zanim kontynuowałam.
- Wróciłam od Nialla i Melanie dzisiaj wieczorem, a kiedy weszłam do mieszkania zastałam Austina i szmatę, która mu obciągała. Przyłapałam ich w trakcie pieszczot. Nie przestała mu obciągać nawet, kiedy krzyknęłam z obrzydzenia.
- O kurwa. - wydusił w niedowierzaniu. - Przepraszam, nie powinienem przeklinać.
Broda zadrgała mi od powstrzymywanego płaczu. Dobijał mnie fakt, że w Austinie żywiłam nadzieję na lepszy związek niż miałam poprzedni. Było nam tak dobrze...
Dopóki nie spotkałam Zayna.
- To twoja wina. - jęknęłam.
- Słucham? - wytrzeszczył oczy, mierząc mnie wzrokiem.
- Gdybym cię wtedy nie spotkała, Austin nie zaprosiłby cię do nas i nie dowiedziałby się powodu mojego zerwania z tobą. Nie pokłócilibyśmy się, nie wychodziłby na noce i by mnie nie zdradził.
Kilka łez spłynęło po moich policzkach. Nie miałam siły płakać, ale to było nieuniknione.
Cierpiałam.
Dzisiaj moje serce zostało poważnie roztrzaskane i to po raz drugi. Schowałam twarz w dłoniach i opadłam na oparcie kanapy. Malik się nie odezwał. Siedziałam w tej pozycji, sądząc że sobie pójdzie, ale tak się nie stało. Czułam, że nie ruszył się z miejsca i wcale nie miał takiego zamiaru.
- Nie rozumiem twojej obecności tutaj. - wymamrotałam.
- Zamierzałem przyjść wcześniej, zanim dowiedziałem się, ze złamałaś Austinowi nos. - wyjaśnił.
Spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem. Byłam zadowolona z idealnego ciosu, jaki zadałam zdrajcy. Mulat oparł łokcie na kolanach i pochylił głowę.
- Po co? - zapytałam zaciekawiona.
- Rozmawiałem z nim w niedzielę rano na temat jego nocnych zniknięć.
- I?
- Nie, nie wychodził ze mną. - przerwał mi. - Daj mi skończyć.
Skinęłam głową na znak zgody.
- Powiedział, że to nie moja sprawa, ale po przedstawieniu mu mocnych argumentów, postanowił się wytłumaczyć. Okazało się, że każdej ostatniej nocy znikał w nowo otwartym klubie, gdzie poznał kilka kobiet, u których spędzał noce. Dlatego wracał nad ranem.
Zachłysnęłam się powietrzem. Nie mogłam nic wydusić. Zdradzał mnie od prawie tygodnia, a ja byłam taka głupia i nie zerwałam z nim od razu po kłótni. Tak bardzo chciałam dać mu drugą szansę, że nie zauważyłam tego, że wypaliło się to co było między nami.
- Przykro mi, że dowiadujesz się o tym w ten sposób. - powiedział cicho, jakby bał się, ze każde głośniejsze słowo spowoduje, że się rozsypię.
Miał rację.
Byłam na skraju załamania, a jego obecność średnio pomagała. Był tym który złamał mi serce jako pierwszy. Natomiast teraz był ze mną, kiedy złamanie nastąpiło kolejny raz.
Ironia losu?
- Dziękuję. - wymamrotałam, gapiąc się w podłogę. - Możesz już iść. Fajnie, że przyszedłeś.
Nie ruszył się. Odczekałam chwilę, ale nic się nie zmieniło.
- Idź sobie! - krzyknęłam zniecierpliwiona, zwracając na niego przekrwione oczy. - Zostawiłeś mnie raz, możesz to zrobić drugi! Poradzę sobie!
Zerwałam się z kanapy i chwiejnym krokiem pobiegłam do łazienki. Mężczyzna rzucił się za mną, ale zdążyłam zamknąć mu drzwi przed nosem.
- Otwórz! - zażądał.
- Idź sobie, słyszysz?! - mój głos był żałośnie płaczliwy. - Nie potrzebuję cię!
Przeszukiwałam szafki, ignorując wołanie mulata. Wreszcie znalazłam to, czego potrzebowałam. Złamałam główkę maszynki do golenia i wyciągnęłam jedno z ostrzy, a resztę odłożyłam na szafkę. Przyglądałam mu się przez chwilę i podziwiałam jego blask. Niby nic, ale potrafiło ranić.
Tak jak miłość.
- Uważaj, wchodzę! - ostrzegł.
Potem zobaczyłam niewyraźnie jego sylwetkę i drzwi, które wisiały na jednym zawiasie.
- Nie rób tego, Jessy. - klęknął przy mnie, starając się opanować drżący głos. - On nie jest tego wart.
- A ty jesteś? - docisnęłam żyletkę do uda.
Nie widział tego, co sprawiało że miałam przewagę. Jednak... Byłam zbyt słaba.
- Nie, nie jestem. - przyznał cicho. - Nigdy nie byłem.
Przygryzłam wargę i gwałtownym ruchem odrzuciłam ostrze na drugi koniec pomieszczenia.
- Nie umiem tego zrobić. - zapłakałam. - Jestem do niczego. Przepraszam.
Malik wziął mnie na ręce i wyniósł do mojego pokoju. Przez całą drogę płakałam w jego klatkę piersiową. Położył mnie na łóżku i przykrył kołdrą. Na szczęście nie próbował mnie przebrać. Zatrzymał się nade mną i uważnie obserwował.
- Nie zostawaj mnie. - wyszeptałam żałośnie i ze łzami w oczach. - Proszę.
Obdarzył mnie spojrzeniem, którego nie potrafiłam rozpoznać. Chyba był zaskoczony.
- Proszę, Zayn... - błagałam. - Nie chcę być teraz sama.
- Zostanę. - zgodził się. - Idź spać.
- Obiecujesz?
Pochylił się nade mną tak. Czułam jego oddech na policzku.
- Zostawiłem cię raz, kiedy mnie potrzebowałaś. Drugi raz nie popełnię tego błędu. - wyszeptał, a ja wiedziałam że mówił szczerze.
Wierzyłam w to.

***

Obudziłam się w poniedziałek z najgorszym samopoczuciem, jakie było do wyboru. Wpatrywałam się w sufit i chciałam zapaść się pod ziemię, albo chociaż wyrwać sobie serce, które cierpiało i sprawiało mi okropny ból. Przez głowę przebiegła mi myśl, że może to był sen, że wyjdę z pokoju i natknę się na uśmiechniętego Austina, który pocałuje mnie na powitanie.
Tak bardzo chciałam wierzyć, ze to tylko sen...
Wyplątałam się z kołdry i przeszukałam szafkę z ciuchami. Przeszłam do łazienki, gdzie doprowadziłam się do porządku, wykąpałam i przebrałam w czyste ubrania.  Do pracy miałam iść na dwunastą, co napawało mnie odrobiną nadziei, że dam radę. W kuchni skontrolowałam czas i okazało się, że miałam jeszcze dwie godziny, żeby spokojnie przygotować się do wyjścia. Napiłam się wody, a potem przeszłam do salonu. O dziwno był wysprzątany. Żadnego śladu po wczorajszym bałaganie. Z tego całego przygnębienia zapomniałam o Maliku.
Sprawdziłam wszystkie pomieszczenia, ale go nie znalazłam. Lekko spanikowana, sama nie wiedzieć czemu, usiadłam przy stole i splotłam drżące palce.
- Jessy? - usłyszałam przed sobą.
Szybko uniosłam głowę, co odznaczyło się głośnym przeskoczeniem kręgu. Odetchnęłam z widoczną ulgą i przymknęłam powieki.
- Co się dzieje? Jesteś strasznie blada. - zaniepokoił się.
- Gdzie byłeś? - zapytałam cicho. - Szukałam cię.
- Poszedłem po coś na śniadanie. Twoja lodówka świeci pustkami.
- Austin został sam na weekend. - wzruszyłam ramionami.
- To wszystko wyjaśnia. - mruknął. - Nie rozumiem, co ty w nim widziałaś. Od początku byłem do niego uprzedzony.
- To czemu się z nim spotykałeś?
- Próbował mnie przekonać, żebym go zatrudnił.
- Jak to? - zmarszczyłam czoło. - Przecież pracuje jako instruktor wspinaczki.
- Już nie. Od tygodnia.
Zacisnęłam mocno pięści. Miałam ochotę rozwalić ścianę.
- Dlaczego?
- Szef przyłapał go na ćpaniu. - odpowiedział niepewnie.
Wiedziałam, że nie chciał mnie ranić, ale to wszystko cholernie bolało.
- Czemu mi to mówisz? - jęknęłam, będąc na skraju płaczu.
- Uznałem, że musisz znać prawdę. Odpowiem szczerze na każde twoje pytanie.
Skinęła głową i ją opuściłam. Nie wyobrażałam sobie, żeby iść w takim stanie do pracy, ale nie miałam wyboru. Wykorzystałam już tydzień zwolnienia, a poza tym potrzebowałam pieniędzy.
- Idź odpocząć, a ja zrobię nam śniadanie. - powiedział z troską i zaczął wypakowywać torby z zakupami.
Posłuchałam się.

***

- Odwiozę cię do pracy. - bardziej oświadczył, niż zaproponował.
Zabrał swój pusty, a mój prawie pełny talerz i zmył naczynia. Nie potrafiłam nic przełknąć. Nie pomogły nawet namowy Zayna.
Byłam gotowa do wyjścia.
- Poradzę sobie. - bąknęłam i wstałam od stołu.
Założyłam torebkę na ramię i przeszłam na korytarz.
- Ja nie proponowałem. - przyszedł za mną.
- Wiem, ale ja odmawiam.
- I tak cię podwiozę.
Westchnęłam ciężko i ubrałam się do wyjścia. Przewróciłam oczami, kiedy przepuścił mnie w drzwiach.
- Robisz to pierwszy i ostatni raz. - rzuciłam oschle.
Czekałam, aż będzie się nabijał z mojego wczorajszego zachowania, ale tego nie robił.
- Jeszcze się okaże. - skomentował cicho.
Wsiedliśmy do samochodu, a mulat włączył się do ruchu. Byłam świadoma, że z pracy będę musiała wracać autobusem albo taksówką. Nie miałam wyjścia.
Modliłam się tylko, żeby przetrwać ten okropny i smutny dzień.

wtorek, 2 czerwca 2015

Rozdział 80 'Nowy początek'

SPÓŹNIONY DZIEŃ DZIECKA!!!!!!!!!

Wszystkiego najlepszego moje kochane dzieciaczki robaczki :*
_____

Wiem, że Zayna jest mało ostatnio ale muszę powoli rozwinąć ich watek, żeby nie wyszło za przeproszeniem "z dupy" :)

Cierpliwości kochani! xxx

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------

*Jessy*

Wróciłam do mieszkanie po godzinnym spacerze. Z racji ze było już po dwudziestej pierwszej, ściemniło się. Świeże powietrze pozwalało mi myśleć. Nie zdecydowałam, co zrobię w związku z Austinem i jego obelgami wobec mnie. Na razie nie chciałam mieć z nim do czynienia. Planowałam zając się sobą i unikać go przez kilka następnych dni. Może kiedyś zdecyduję się na rozmowę.
Po cichu otworzyłam drzwi wejściowe i wślizgnęłam się do środka. Nie słyszałam rozmów i śmiechu, więc uznałam, że już sobie poszli. Zajrzałam do salonu. Nie zobaczyłam nikogo. Odwróciłam się na pięcie i przeszłam do kuchni, żeby napić się wody i coś zjeść.
- Kurwa. - przeklęłam wystraszona.
Przy stole siedział Zayn. Zeskanował mnie zmartwionym wzrokiem i podniósł się.
- Co ty tu robisz? - zapytałam mocno zdezorientowana.
- Czekałem, żeby upewnić się, że wszystko w porządku.
Nie skomentowałam jego słów. Nie mogłam do siebie dopuścić, że mógł się o mnie martwić.
- Gdzie reszta? - zapytałam, chcąc odwrócić uwagę od gęsiej skórki na moim dekolcie.
- Wysłałem ich do domu.
- A Austin?
- Śpi.
- Było bardzo źle, kiedy wyszłam? - potarłam czoło i oparłam się tyłem o blat.
- Chciał pobiec za tobą, ale w porę zawołałem chłopaków i go powstrzymali.
Jęknęłam bezradnie i przymknęłam powieki.
- Słuchaj... - zaczął, a ja skupiłam na nim wzrok. - Przepraszam za Josha. Wiem, że naopowiadał mu głupot i wiele rzeczy wyolbrzymił. Pogadam z nim jak tylko wytrzeźwieje.
- Był w moim pokoju, kiedy się tutaj gościliście.
- Rozmawiał z tobą?
- Tak.
Mulat widocznie się spiął.
- Co ci powiedział? - zapytał, kiedy nie kontynuowałam.
- On... Nic ważnego. - wzruszyłam ramionami.
Skinął głową i odwrócił wzrok.
- Jeszcze raz przepraszam. - dodał, kierując się do wyjścia.
Odprowadziłam go i otworzyłam mu drzwi.
- Zayn. - zatrzymałam go zanim przekroczył próg. - Dziękuję, ze mi pomogłeś.
- Nie musisz dziękować. Czułem, że to było właściwy ruch.
Posłał mi lekki uśmiech i wyszedł. Jeszcze przez chwilę stałam w bezruchu. Zamknęłam drzwi i upewniłam się, ze wszystkie zamki są zabezpieczone. Rozebrałam się z kurtki i butów. Z głowa pełną przemyśleń i planów zaczęłam szykować się do snu. Nawet straciłam ochotę na jedzenie.

***

W poniedziałkowy ranek nie mogłam wyjść z łóżka. Głowa pękała mi od bólu, gardło drapało a z nosa lało się strumieniami. Prawdopodobnie przewiało mnie na wczorajszym, późnym spacerze. Jęknęłam i dźwignęłam się na łokcie. Nie chciałam wstawać, ale musiałam. Pęcherz dawał o sobie znać w najbardziej bolesny sposób i nie potrafiłam go zignorować. Włożyłam ciapy, zarzuciłam szlafrok na piżamę. Wyszłam z pokoju.
Z kuchni dał się słyszeć dźwięk czajnika. Zignorowałam go i weszłam do łazienki. Obmyłam opuchniętą twarz i przyjrzałam się własnemu odbiciu. Nos odznaczał się czerwienią, tak samo jak przekrwione oczy. Usta miałam wyschnięte, a skórę bladą. To ewidentnie było przeziębienie. Chcąc nie chcąc, musiałam wejść do kuchni. Zastałam w niej Austina, który siedział przy stole i jadł śniadanie.
- Dzień dobry. - przywitał się z lekkim uśmiechem. - Jak się spało?
Obdarzyłam go pogardliwym spojrzeniem i podeszłam do szafki, wyjmując tabletki na ból głowy.
- Nie odzywasz się do mnie? - dopytywał. - Masz okres?
Miałam ochotę go uderzyć, ale powstrzymywałam się całą siłą woli. Zrobiłam to, po co tu przyszłam i wróciłam do siebie. Zanim zdążyłam położyć głowę na poduszce, zadzwonił mój telefon.
- Słucham? - odebrałam słabym głosem.
- Jessy? Co ci jest? Jesteś chora?
- Wydaje mi się, ze tak. - jęknęłam.
- Moje biedactwo.
- Dziękuję za troskę, Melanie. - prychnęłam.
- Ciesz się, że dzwonię.
- Tak, tak. - zachichotałam. - Co sprawiło, że do mnie dzwonisz?
- W sumie, to nic. Nudziło mi się.
- Nie jesteś w pracy?
- Mam wieczorną zmianę.
- Więc, co słychać? - poprawiłam się i podłożyłam sobie poduszkę pod plecy.
- W porządku. Czuję się zadziwiająco dobrze, będąc w ciąży.
- Bardzo dobrze. To znaczy, że u dziecka też wszystko w porządku.
- Mam nadzieję. Co słychać u Austina?
- Nawet mi o nim nie wspominaj. - syknęłam.
- Kryzys w związku? - zaśmiała się.
- Lepiej usiądź, jeśli stoisz, bo mam zamiar opowiedzieć ci wczorajszy wieczór.
Opowiedziałam jej wszystko ze szczegółami, nie wyłączając zachowania Zayna. Przez chwilę nie wydobyła z siebie głosu, co odrobinę mnie zmartwiło. W tym stanie nie mogła się denerwować. Nie przemyślałam tego.
- Zabije skurwiela. - warknęła cicho.
- Przecież Zayn nic nie zrobił. Pomógł mi.
- Mówiłam o Austinie.
- Zauważyłaś, że chcesz zabijać wszystkich moich chłopaków, których miałam do tej pory? - zażartowałam, żeby rozluźnić atmosferę.
- Tony'ego nie chciałam zabić. - napomniała.
- Nie byłam z nim w związku.
- To twoja wina. - pisnęła. - Nie potrafisz wybrać sobie odpowiedniego faceta. Tony był jednym z lepszych kandydatów, a teraz jest już zajęty.
- No nie mów. - rzuciłam sarkastycznie. - Tony jest szczęśliwy, więc ja też jestem.
- Co zamierzasz z tym zrobić? - spoważniała.
- Z Austinem i jego ostatnim zachowaniem czy z Tony'm?
- Z Austinem.
- Cóż... - zastanowiłam się. - Nie wiem.
- Zostawisz go?
- Melanie, jak można wyzywać swoją dziewczynę od suk? - zdenerwowałam się.
Zacisnęłam pięść na kołdrze i wciągnęłam powietrze przez nos. Znaczy próbowała, bo praktycznie nie mogłam przez niego oddychać.
- Przepraszam. Nie chciałam na ciebie krzyczeć. - dodałam.
- W porządku. Masz prawo być zła.
- Zrobię to. - zdecydowałam. - Zostawię go.
- Naprawdę?
- Tak. Nie pozwolę, żeby ktokolwiek wywoływał u mnie ból psychiczny. Zawiodłam się na nim tym bardziej, że kiedyś byliśmy dobrymi przyjaciółmi. To był błąd wchodzić z nim w związek. Miałam przeczucia, że nie wypali.

***

W ciągu dnia zadzwoniłam do pracy i poinformowałam szefową o moim stanie zdrowia. Kazała mi jak najszybciej iść do lekarza. Tak też zrobiłam. Doktor wypisał mi receptę, stwierdzając przeziębienie. Kazała leżeć w łóżku i wypoczywać. Nie musiał mnie długo przekonywać, bo uwielbiałam leniuchować. Jedyne o co się martwiłam, to dom. Nie byłam pewna czy Austin sobie poradzi. Nigdy nie musiał myśleć o praniu albo sprzątaniu. Niestety  cały tydzień należał do niego.

***

We wtorkowe popołudnie wylegiwałam się na kanapie w salonie i rozwiązywałam ulubione krzyżówki. To mnie odstresowywało i pozwalało na chwilę wytchnienia.
Usłyszałam przekręcanie klucza w zamku. Spodziewałam się, że zobaczę Austina, ale się myliłam. Najpierw zobaczyłam sylwetkę Malika, a tuż za nim mojego jeszcze nie rzuconego chłopaka. Poinformowałam go, ze w tracie kuracji nie będę rozmawiała z nim na temat naszego związku, tego co zrobił i tego co ja zamierzałam.
- Dzień dobry, chorowitku. - przywitał się, ciągle nie rozumiejąc że jestem zła. - Jak się czujesz?
Posłałam mu obojętne spojrzenie, a potem zeskanowałam Zayna.
- Co on tu robi? - zapytałam ochryple.
- Nie wysilaj gardła. - westchnął.
Gniewnie zmrużyłam oczy i wymamrotałam kilka przekleństw pod nosem.
- Nie dręcz chorej, Austin. - rzucił mulat, siadając na jednym z dwóch foteli.
- Tak, tak. - tamten wywrócił oczami i zniknął kuchni.
- Co słychać? - zapytał Zayn, przyglądając mi się ze współczuciem.
Musiałam wyglądać jak milion nieszczęść, ale nie miałam ochoty się tym przejmować.
- Jest wspaniale. Odpoczywam sobie po pełnym dniu niespodzianek i emocjonujących zdarzeń. - zironizowałam.
Chorowanie źle wpływało na mój nastrój, co odbijało się na innych. Nawet Melanie, nauczona doświadczeniem, nie dzwoniła do mnie w takim momencie. Niestety widocznie Malik postanowił zaryzykować.
- Zachowujesz się tak, jak kiedyś. - wspomniał z lekkim uśmiechem. -Pamiętasz jak chorowałaś przez równe dwa tygodnie?
- Tak. - bąknęłam zbita z tropu.
Do czego zmierzał?
- Wtedy bałem się do ciebie podchodzić, ale nie mogłem wytrzymać bez widywania się z tobą. - wyznał.
Zaniemówiłam, a on speszony odchrząknął. Domyśliłam się, że nie miał zamiaru tego powiedzieć.
- Już jestem. Możemy wychodzić. - Austin jak zwykle zjawił się w nieodpowiednim momencie.
- W porządku. - przytaknął Zayn. - Zdrowiej i do zobaczeni. - pożegnał się.
Obaj zniknęli za drzwiami, zostawiając mnie samą na resztę nudnego dnia.

***

Poczułam się lepiej już w czwartek. Zwolnienie lekarskie miałam na cały tydzień, ale rozważałam możliwość wcześniejszego powrotu do pracy.
- Jessy! - zawołał Austin.
Skończyłam porządkować biurko i wyszłam do niego. Cięgle byłam obrażona i nie zanosiło się na to, żebym szybko zmieniła zdanie. Austin zdawał się nie zauważać swojego błędu. Kiedy w poniedziałek zniknął z Malikiem, wrócił dopiero rano.
Tak samo było wczoraj.
- Czego chcesz? - syknęłam, widząc jak siłuje się z pokrywką od słoika.
- Wychodzę.
- Gdzie?
- Poprzednio cię to nie obchodziło. - wzruszył ramionami.
Cała uwagę skupił na przygotowaniu sobie posiłku.
- Znowu przyjdziesz nad ranem?
- Prawdopodobnie tak. - odpowiedział bez wyrzutu. - I tak nie jestem tu mile widziany, więc co to za różnica?
- Jesteśmy parą, Austin. Musisz mi mówić, gdzie wychodzisz.
- Wydaje mi się, ze nie zachowujemy się jak para. - westchnął.
- Nie chcesz tego naprawić? - zmarszczyłam czoło i skrzyżowałam ramiona na piersi.
- Chcę, ale ciągle chodzisz obrażona i nie chcesz gadać.
Myślałam, że rzucę w niego krzesłem. Naprawdę był aż takim idiotą?
- Wydaje mi się, ze to ty jesteś temu winien. - prychnęłam sarkastycznie. - Nie uważasz?
- Nie bardzo. - spojrzał na mnie obojętnie, odstawiając słoik na blat.
- Słucham? - uniosłam wysoko brwi. - Jak możesz tak mówić?
- Nie uważam, żeby to była moja wina.
- Jesteś kompletnym...
- Nie mam na to czasu. - przerwał mi. - Muszę już iść. Zjem na mieście, nie czekaj na mnie.
Minął mnie w progu i bezczelnie wyszedł z mieszkania. Tupnęłam nogą i z zaciśniętymi pięściami pobiegłam do pokoju. Rzuciłam się na łóżko i postanowiłam wszystko przemyśleć.

***

W piątek Austin wrócił tak, jak zapowiedział. Zerwałam się o dziewiątej, ubrałam się w lepsze ubrania, umalowałam i wyszłam z mieszkania. Przed budynkiem wyciągnęłam telefon i przeszukałam kontakty. Odnalazłam numer, który mnie interesował i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Jessy? - zapytał zdziwiony głos.
- Cześć, Zayn. - przywitałam się niepewnie.
Czułam się niezręcznie nawet po takiej rozłące.
- Nie przeszkadzam? - zapytałam, skubiąc rąbek kurtki.
- Nie. Coś się stało?
- Nie. Znaczy... - motałam się. - W pewnym sensie. Moglibyśmy się spotkać? To nie jest rozmowa na telefon.
- Teraz? - wydawał się być zaskoczony.
- Jeśli możesz, to tak.
- Gdzie i o której?
- Wyślę ci adres i godzinę SMS-em.
Rozłączyłam się, po czym wystukałam wiadomość. Skierowałam się do ustalonego miejsca, którym była mała kawiarenka w centrum Londynu. Przybyłam pierwsza, więc wybrałam stolik i czekałam, odmawiając zamówienia. Mulat zjawił się pięć minut później z wyraźnym przejęciem na twarzy.
- Witaj. - podał mi dłoń przez stół, którą uścisnęłam i usiadł. - Co jest powodem naszego spotkania?
- Martwię się o Austina.
Posłał mi zdziwione spojrzenie, a ja przygryzłam wargę ze zdenerwowania.
- Mówiłem ci, żebyś się tak nie stresowała, kiedy ze mną przebywasz. Nic ci z mojej strony nie grozi. Spokojnie. - zapewnił, kpiąc.
- To nie o to chodzi. - wymamrotałam.
- A o co?
- Nie o tym chciałam rozmawiać.
- Nie uciekniesz od tego, co nas łączyło.
- Pogodziłam się z tym, dobrze? - rzuciłam gorzko. - Przestań mnie pouczać.
Uniósł ręce w geście poddania i czekał, aż zacznę mówić. Zebrałam siły, wzięłam głęboki oddech i uspokoiłam pędzące myśli.
- Chciałam się dowiedzieć, gdzie zabierasz Austina na noce. Ostatnio zawsze wychodzi do ciebie i wraca dopiero nad ranem. Jak go zapytałam, to nie chciał mi powiedzieć co wtedy robicie.
- Czemu uważasz, że ja go gdzieś zabieram? - zmarszczył czoło, pocierając podbródek dwoma palcami.
- Mówił, że wychodzi do ciebie. Tak samo było ostatnim razem.
- Nawet jeśli, to czemu miałbym ci pomóc?
Zmieszałam się, czując chłód z jakim do mnie mówił.
-  Sądziłam, ze skoro...
- Liczyłaś na moje dobre serce? - prychnął. - Cóż, ale dawno temu zostało złamane i już nie jest takie jak kiedyś.
- Mógłbyś mówić ciszej? - syknęłam, pochylając się nad stolikiem. - O co ci chodzi?
- Prosisz mnie o spotkanie jakby nigdy nic, a ja dowiaduję się, ze powodem dla którego to zrobiłaś, jest twój obecny ukochany. Nie uważasz, ze to lekka przesada?
- Ty byś nim była, gdybyś w porę odciął od siebie tamtą sukę. - odpysknęłam z powagą.
Żadne z nas nie krzyczało, ani nawet nie podniosło głosu. Mogło się zdawać, że prowadziliśmy normalną, koleżeńską rozmowę.
- Nie chciałaś mnie posłuchać. - rzucił z widoczną pretensją. - Wszystko mogło się ułożyć.
- Było już a późno. Podjąłeś decyzję, a ja się do niej ustosunkowałam. - wzruszyłam ramionami i odwróciłam wzrok. - Możemy wrócić do tematu?
- Zastanowię się. - bąknął.
- Nie bądź takim chamem. - zmrużyłam oczy, przyglądając mu się natarczywie. - Wiem, ze masz do mnie żal, który doskonale znam, bo mam tak samo. Niestety nie możemy tego zmienić i po tych trzech latach rozłąki powinieneś zacząć normalne życie.
- Co jeśli powiem, że to ponad moje siły? - uniósł jedną brew.
Nie odpowiedziałam. Zacisnęłam szczękę i sięgnęłam po menu, żeby zając czymś ręce. Atmosfera stała się niezręczna i żałowałam, że zdecydowałam się na to spotkanie.
Może Austin nie był tego wart?
- Mogę zapewnić cię o jednym... - zaczął.
Uniosłam wzrok, skupiając go na Zaynie.
- Od wtorku się z nim nie widziałem.

-------------------------------------------------------------------------------------

Data kolejnego postu nieznana