Wszystkiego najlepszego moje kochane dzieciaczki robaczki :*
_____
Wiem, że Zayna jest mało ostatnio ale muszę powoli rozwinąć ich watek, żeby nie wyszło za przeproszeniem "z dupy" :)
Cierpliwości kochani! xxx
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
*Jessy*
Wróciłam do mieszkanie po godzinnym spacerze. Z racji ze było już po dwudziestej pierwszej, ściemniło się. Świeże powietrze pozwalało mi myśleć. Nie zdecydowałam, co zrobię w związku z Austinem i jego obelgami wobec mnie. Na razie nie chciałam mieć z nim do czynienia. Planowałam zając się sobą i unikać go przez kilka następnych dni. Może kiedyś zdecyduję się na rozmowę.
Po cichu otworzyłam drzwi wejściowe i wślizgnęłam się do środka. Nie słyszałam rozmów i śmiechu, więc uznałam, że już sobie poszli. Zajrzałam do salonu. Nie zobaczyłam nikogo. Odwróciłam się na pięcie i przeszłam do kuchni, żeby napić się wody i coś zjeść.
- Kurwa. - przeklęłam wystraszona.
Przy stole siedział Zayn. Zeskanował mnie zmartwionym wzrokiem i podniósł się.
- Co ty tu robisz? - zapytałam mocno zdezorientowana.
- Czekałem, żeby upewnić się, że wszystko w porządku.
Nie skomentowałam jego słów. Nie mogłam do siebie dopuścić, że mógł się o mnie martwić.
- Gdzie reszta? - zapytałam, chcąc odwrócić uwagę od gęsiej skórki na moim dekolcie.
- Wysłałem ich do domu.
- A Austin?
- Śpi.
- Było bardzo źle, kiedy wyszłam? - potarłam czoło i oparłam się tyłem o blat.
- Chciał pobiec za tobą, ale w porę zawołałem chłopaków i go powstrzymali.
Jęknęłam bezradnie i przymknęłam powieki.
- Słuchaj... - zaczął, a ja skupiłam na nim wzrok. - Przepraszam za Josha. Wiem, że naopowiadał mu głupot i wiele rzeczy wyolbrzymił. Pogadam z nim jak tylko wytrzeźwieje.
- Był w moim pokoju, kiedy się tutaj gościliście.
- Rozmawiał z tobą?
- Tak.
Mulat widocznie się spiął.
- Co ci powiedział? - zapytał, kiedy nie kontynuowałam.
- On... Nic ważnego. - wzruszyłam ramionami.
Skinął głową i odwrócił wzrok.
- Jeszcze raz przepraszam. - dodał, kierując się do wyjścia.
Odprowadziłam go i otworzyłam mu drzwi.
- Zayn. - zatrzymałam go zanim przekroczył próg. - Dziękuję, ze mi pomogłeś.
- Nie musisz dziękować. Czułem, że to było właściwy ruch.
Posłał mi lekki uśmiech i wyszedł. Jeszcze przez chwilę stałam w bezruchu. Zamknęłam drzwi i upewniłam się, ze wszystkie zamki są zabezpieczone. Rozebrałam się z kurtki i butów. Z głowa pełną przemyśleń i planów zaczęłam szykować się do snu. Nawet straciłam ochotę na jedzenie.
***
W poniedziałkowy ranek nie mogłam wyjść z łóżka. Głowa pękała mi od bólu, gardło drapało a z nosa lało się strumieniami. Prawdopodobnie przewiało mnie na wczorajszym, późnym spacerze. Jęknęłam i dźwignęłam się na łokcie. Nie chciałam wstawać, ale musiałam. Pęcherz dawał o sobie znać w najbardziej bolesny sposób i nie potrafiłam go zignorować. Włożyłam ciapy, zarzuciłam szlafrok na piżamę. Wyszłam z pokoju.
Z kuchni dał się słyszeć dźwięk czajnika. Zignorowałam go i weszłam do łazienki. Obmyłam opuchniętą twarz i przyjrzałam się własnemu odbiciu. Nos odznaczał się czerwienią, tak samo jak przekrwione oczy. Usta miałam wyschnięte, a skórę bladą. To ewidentnie było przeziębienie. Chcąc nie chcąc, musiałam wejść do kuchni. Zastałam w niej Austina, który siedział przy stole i jadł śniadanie.
- Dzień dobry. - przywitał się z lekkim uśmiechem. - Jak się spało?
Obdarzyłam go pogardliwym spojrzeniem i podeszłam do szafki, wyjmując tabletki na ból głowy.
- Nie odzywasz się do mnie? - dopytywał. - Masz okres?
Miałam ochotę go uderzyć, ale powstrzymywałam się całą siłą woli. Zrobiłam to, po co tu przyszłam i wróciłam do siebie. Zanim zdążyłam położyć głowę na poduszce, zadzwonił mój telefon.
- Słucham? - odebrałam słabym głosem.
- Jessy? Co ci jest? Jesteś chora?
- Wydaje mi się, ze tak. - jęknęłam.
- Moje biedactwo.
- Dziękuję za troskę, Melanie. - prychnęłam.
- Ciesz się, że dzwonię.
- Tak, tak. - zachichotałam. - Co sprawiło, że do mnie dzwonisz?
- W sumie, to nic. Nudziło mi się.
- Nie jesteś w pracy?
- Mam wieczorną zmianę.
- Więc, co słychać? - poprawiłam się i podłożyłam sobie poduszkę pod plecy.
- W porządku. Czuję się zadziwiająco dobrze, będąc w ciąży.
- Bardzo dobrze. To znaczy, że u dziecka też wszystko w porządku.
- Mam nadzieję. Co słychać u Austina?
- Nawet mi o nim nie wspominaj. - syknęłam.
- Kryzys w związku? - zaśmiała się.
- Lepiej usiądź, jeśli stoisz, bo mam zamiar opowiedzieć ci wczorajszy wieczór.
Opowiedziałam jej wszystko ze szczegółami, nie wyłączając zachowania Zayna. Przez chwilę nie wydobyła z siebie głosu, co odrobinę mnie zmartwiło. W tym stanie nie mogła się denerwować. Nie przemyślałam tego.
- Zabije skurwiela. - warknęła cicho.
- Przecież Zayn nic nie zrobił. Pomógł mi.
- Mówiłam o Austinie.
- Zauważyłaś, że chcesz zabijać wszystkich moich chłopaków, których miałam do tej pory? - zażartowałam, żeby rozluźnić atmosferę.
- Tony'ego nie chciałam zabić. - napomniała.
- Nie byłam z nim w związku.
- To twoja wina. - pisnęła. - Nie potrafisz wybrać sobie odpowiedniego faceta. Tony był jednym z lepszych kandydatów, a teraz jest już zajęty.
- No nie mów. - rzuciłam sarkastycznie. - Tony jest szczęśliwy, więc ja też jestem.
- Co zamierzasz z tym zrobić? - spoważniała.
- Z Austinem i jego ostatnim zachowaniem czy z Tony'm?
- Z Austinem.
- Cóż... - zastanowiłam się. - Nie wiem.
- Zostawisz go?
- Melanie, jak można wyzywać swoją dziewczynę od suk? - zdenerwowałam się.
Zacisnęłam pięść na kołdrze i wciągnęłam powietrze przez nos. Znaczy próbowała, bo praktycznie nie mogłam przez niego oddychać.
- Przepraszam. Nie chciałam na ciebie krzyczeć. - dodałam.
- W porządku. Masz prawo być zła.
- Zrobię to. - zdecydowałam. - Zostawię go.
- Naprawdę?
- Tak. Nie pozwolę, żeby ktokolwiek wywoływał u mnie ból psychiczny. Zawiodłam się na nim tym bardziej, że kiedyś byliśmy dobrymi przyjaciółmi. To był błąd wchodzić z nim w związek. Miałam przeczucia, że nie wypali.
***
W ciągu dnia zadzwoniłam do pracy i poinformowałam szefową o moim stanie zdrowia. Kazała mi jak najszybciej iść do lekarza. Tak też zrobiłam. Doktor wypisał mi receptę, stwierdzając przeziębienie. Kazała leżeć w łóżku i wypoczywać. Nie musiał mnie długo przekonywać, bo uwielbiałam leniuchować. Jedyne o co się martwiłam, to dom. Nie byłam pewna czy Austin sobie poradzi. Nigdy nie musiał myśleć o praniu albo sprzątaniu. Niestety cały tydzień należał do niego.
***
We wtorkowe popołudnie wylegiwałam się na kanapie w salonie i rozwiązywałam ulubione krzyżówki. To mnie odstresowywało i pozwalało na chwilę wytchnienia.
Usłyszałam przekręcanie klucza w zamku. Spodziewałam się, że zobaczę Austina, ale się myliłam. Najpierw zobaczyłam sylwetkę Malika, a tuż za nim mojego jeszcze nie rzuconego chłopaka. Poinformowałam go, ze w tracie kuracji nie będę rozmawiała z nim na temat naszego związku, tego co zrobił i tego co ja zamierzałam.
- Dzień dobry, chorowitku. - przywitał się, ciągle nie rozumiejąc że jestem zła. - Jak się czujesz?
Posłałam mu obojętne spojrzenie, a potem zeskanowałam Zayna.
- Co on tu robi? - zapytałam ochryple.
- Nie wysilaj gardła. - westchnął.
Gniewnie zmrużyłam oczy i wymamrotałam kilka przekleństw pod nosem.
- Nie dręcz chorej, Austin. - rzucił mulat, siadając na jednym z dwóch foteli.
- Tak, tak. - tamten wywrócił oczami i zniknął kuchni.
- Co słychać? - zapytał Zayn, przyglądając mi się ze współczuciem.
Musiałam wyglądać jak milion nieszczęść, ale nie miałam ochoty się tym przejmować.
- Jest wspaniale. Odpoczywam sobie po pełnym dniu niespodzianek i emocjonujących zdarzeń. - zironizowałam.
Chorowanie źle wpływało na mój nastrój, co odbijało się na innych. Nawet Melanie, nauczona doświadczeniem, nie dzwoniła do mnie w takim momencie. Niestety widocznie Malik postanowił zaryzykować.
- Zachowujesz się tak, jak kiedyś. - wspomniał z lekkim uśmiechem. -Pamiętasz jak chorowałaś przez równe dwa tygodnie?
- Tak. - bąknęłam zbita z tropu.
Do czego zmierzał?
- Wtedy bałem się do ciebie podchodzić, ale nie mogłem wytrzymać bez widywania się z tobą. - wyznał.
Zaniemówiłam, a on speszony odchrząknął. Domyśliłam się, że nie miał zamiaru tego powiedzieć.
- Już jestem. Możemy wychodzić. - Austin jak zwykle zjawił się w nieodpowiednim momencie.
- W porządku. - przytaknął Zayn. - Zdrowiej i do zobaczeni. - pożegnał się.
Obaj zniknęli za drzwiami, zostawiając mnie samą na resztę nudnego dnia.
***
Poczułam się lepiej już w czwartek. Zwolnienie lekarskie miałam na cały tydzień, ale rozważałam możliwość wcześniejszego powrotu do pracy.
- Jessy! - zawołał Austin.
Skończyłam porządkować biurko i wyszłam do niego. Cięgle byłam obrażona i nie zanosiło się na to, żebym szybko zmieniła zdanie. Austin zdawał się nie zauważać swojego błędu. Kiedy w poniedziałek zniknął z Malikiem, wrócił dopiero rano.
Tak samo było wczoraj.
- Czego chcesz? - syknęłam, widząc jak siłuje się z pokrywką od słoika.
- Wychodzę.
- Gdzie?
- Poprzednio cię to nie obchodziło. - wzruszył ramionami.
Cała uwagę skupił na przygotowaniu sobie posiłku.
- Znowu przyjdziesz nad ranem?
- Prawdopodobnie tak. - odpowiedział bez wyrzutu. - I tak nie jestem tu mile widziany, więc co to za różnica?
- Jesteśmy parą, Austin. Musisz mi mówić, gdzie wychodzisz.
- Wydaje mi się, ze nie zachowujemy się jak para. - westchnął.
- Nie chcesz tego naprawić? - zmarszczyłam czoło i skrzyżowałam ramiona na piersi.
- Chcę, ale ciągle chodzisz obrażona i nie chcesz gadać.
Myślałam, że rzucę w niego krzesłem. Naprawdę był aż takim idiotą?
- Wydaje mi się, ze to ty jesteś temu winien. - prychnęłam sarkastycznie. - Nie uważasz?
- Nie bardzo. - spojrzał na mnie obojętnie, odstawiając słoik na blat.
- Słucham? - uniosłam wysoko brwi. - Jak możesz tak mówić?
- Nie uważam, żeby to była moja wina.
- Jesteś kompletnym...
- Nie mam na to czasu. - przerwał mi. - Muszę już iść. Zjem na mieście, nie czekaj na mnie.
Minął mnie w progu i bezczelnie wyszedł z mieszkania. Tupnęłam nogą i z zaciśniętymi pięściami pobiegłam do pokoju. Rzuciłam się na łóżko i postanowiłam wszystko przemyśleć.
***
W piątek Austin wrócił tak, jak zapowiedział. Zerwałam się o dziewiątej, ubrałam się w lepsze ubrania, umalowałam i wyszłam z mieszkania. Przed budynkiem wyciągnęłam telefon i przeszukałam kontakty. Odnalazłam numer, który mnie interesował i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Jessy? - zapytał zdziwiony głos.
- Cześć, Zayn. - przywitałam się niepewnie.
Czułam się niezręcznie nawet po takiej rozłące.
- Nie przeszkadzam? - zapytałam, skubiąc rąbek kurtki.
- Nie. Coś się stało?
- Nie. Znaczy... - motałam się. - W pewnym sensie. Moglibyśmy się spotkać? To nie jest rozmowa na telefon.
- Teraz? - wydawał się być zaskoczony.
- Jeśli możesz, to tak.
- Gdzie i o której?
- Wyślę ci adres i godzinę SMS-em.
Rozłączyłam się, po czym wystukałam wiadomość. Skierowałam się do ustalonego miejsca, którym była mała kawiarenka w centrum Londynu. Przybyłam pierwsza, więc wybrałam stolik i czekałam, odmawiając zamówienia. Mulat zjawił się pięć minut później z wyraźnym przejęciem na twarzy.
- Witaj. - podał mi dłoń przez stół, którą uścisnęłam i usiadł. - Co jest powodem naszego spotkania?
- Martwię się o Austina.
Posłał mi zdziwione spojrzenie, a ja przygryzłam wargę ze zdenerwowania.
- Mówiłem ci, żebyś się tak nie stresowała, kiedy ze mną przebywasz. Nic ci z mojej strony nie grozi. Spokojnie. - zapewnił, kpiąc.
- To nie o to chodzi. - wymamrotałam.
- A o co?
- Nie o tym chciałam rozmawiać.
- Nie uciekniesz od tego, co nas łączyło.
- Pogodziłam się z tym, dobrze? - rzuciłam gorzko. - Przestań mnie pouczać.
Uniósł ręce w geście poddania i czekał, aż zacznę mówić. Zebrałam siły, wzięłam głęboki oddech i uspokoiłam pędzące myśli.
- Chciałam się dowiedzieć, gdzie zabierasz Austina na noce. Ostatnio zawsze wychodzi do ciebie i wraca dopiero nad ranem. Jak go zapytałam, to nie chciał mi powiedzieć co wtedy robicie.
- Czemu uważasz, że ja go gdzieś zabieram? - zmarszczył czoło, pocierając podbródek dwoma palcami.
- Mówił, że wychodzi do ciebie. Tak samo było ostatnim razem.
- Nawet jeśli, to czemu miałbym ci pomóc?
Zmieszałam się, czując chłód z jakim do mnie mówił.
- Sądziłam, ze skoro...
- Liczyłaś na moje dobre serce? - prychnął. - Cóż, ale dawno temu zostało złamane i już nie jest takie jak kiedyś.
- Mógłbyś mówić ciszej? - syknęłam, pochylając się nad stolikiem. - O co ci chodzi?
- Prosisz mnie o spotkanie jakby nigdy nic, a ja dowiaduję się, ze powodem dla którego to zrobiłaś, jest twój obecny ukochany. Nie uważasz, ze to lekka przesada?
- Ty byś nim była, gdybyś w porę odciął od siebie tamtą sukę. - odpysknęłam z powagą.
Żadne z nas nie krzyczało, ani nawet nie podniosło głosu. Mogło się zdawać, że prowadziliśmy normalną, koleżeńską rozmowę.
- Nie chciałaś mnie posłuchać. - rzucił z widoczną pretensją. - Wszystko mogło się ułożyć.
- Było już a późno. Podjąłeś decyzję, a ja się do niej ustosunkowałam. - wzruszyłam ramionami i odwróciłam wzrok. - Możemy wrócić do tematu?
- Zastanowię się. - bąknął.
- Nie bądź takim chamem. - zmrużyłam oczy, przyglądając mu się natarczywie. - Wiem, ze masz do mnie żal, który doskonale znam, bo mam tak samo. Niestety nie możemy tego zmienić i po tych trzech latach rozłąki powinieneś zacząć normalne życie.
- Co jeśli powiem, że to ponad moje siły? - uniósł jedną brew.
Nie odpowiedziałam. Zacisnęłam szczękę i sięgnęłam po menu, żeby zając czymś ręce. Atmosfera stała się niezręczna i żałowałam, że zdecydowałam się na to spotkanie.
Może Austin nie był tego wart?
- Mogę zapewnić cię o jednym... - zaczął.
Uniosłam wzrok, skupiając go na Zaynie.
- Od wtorku się z nim nie widziałem.
-------------------------------------------------------------------------------------
Data kolejnego postu nieznana
To sie porobiło! Czuje ze oni juz niedługo sie zejdą :) i moim zdaniem Jessy powinna zostawić Austina juz od razu! Rozdział super, czekam na następny i życzę weny xx
OdpowiedzUsuńŚwietne to jest, mam nadzieję zę się zejdzie z Zaynem :D
OdpowiedzUsuń