*Jessy*
Bieganie za dziećmi nie było dla mnie czymś, co chciałam dzisiaj robić. Z utęsknieniem czekałam aż wybije godzina, o której będę mogła wyjść z pracy. Niestety to był dopiero początek.
- Proszę pani!
- Słucham, Charlie? - ukucnęłam przed pięcioletnim blond chłopcem.
- Bo Martin nie chcę się ze mną bawić. - grymasił.
- W taki razie poproś kogoś innego. Jest dużo dzieci, które z chęcią się do ciebie przyłączą.
- Ale ja lubię tylko Martina. - zapłakał.
- Zobaczysz, ze w końcu zmieni zdanie. Musisz cierpliwie zaczekać i zając się czymś innym. Zaufaj mi. - starałam się go pocieszyć.
Uśmiechnęłam się do niego ciepło, ale tak naprawdę w środku zanosiłam się płaczem. Dziecko pobiegło do reszty i zajęło się zabawą. Wyprostowałam się szybko, czego od razu pożałowałam. Zakręciło mi się w głowie, a potem zobaczyłam ciemność.
***
Ocknęłam się w mieszkaniu na kanapie.
Rozejrzałam się i ze zdziwieniem stwierdziłam, że to mieszkanie nie należało do mnie. Spięłam się ze strachu. Nie wiedziałam, co się wydarzyło, że wylądowałam w obcym miejscu.
Dźwignęłam się na łokciach, ale głowa zaczęła mnie boleć, więc ponowne ułożyłam się na poduszce.
- Wreszcie się obudziłaś. - usłyszałam męski głos, więc wystraszona uniosłam powieki.
Moje oczy spotkały inne, brązowe.
- Zayn? - wydusiłam. - Co ja tu robię?
- Jesteś w moim mieszkaniu. Zemdlałaś w pracy. - wyjaśnił i usiadł na bocznym oparciu kanapy, przy moich stopach.
- Dlaczego ty mnie stamtąd zabrałeś? - zmarszczyłam czoło.
- Twoje koleżanki znalazły w twojej komórce mój numer, który wybierałaś ostatnio i stwierdzały że zaryzykują i zadzwoniły. Nawet nie wiesz jakie było ich zdziwienie, kiedy przyjechałem.
- Czemu?
- Sam nie wiem. Trochę się na mnie gapiły. - wzruszył ramionami. - Zadzwoniły, więc przyjechałem.
Speszyłam się pod jego natarczywym spojrzeniem i odwróciłam wzrok.
- Dlaczego się zgodziłeś? Przecież mogłeś zadzwonić do Austina, albo kogokolwiek innego.
Czekałam niecierpliwie na jego odpowiedź. Serce na moment zwolniło tempo, a powietrze zgęstniało.
- Myślę, ze ciągle zależy mi, żebyś była bezpieczna.
Powiedział to takim tonem, jakby zastanawiał się nad doborem właściwych słów.
- Dziękuję. - wymamrotałam, czując jak się rumienię.
Nie mogłam się rumienić!
- Chcesz coś zjeść? - zapytał, żeby przerwać niezręczną ciszę.
- Powinnam się zbierać. - posłałam mu lekki uśmiech i podniosłam się do siadu.
Głowa dawała o sobie znać, ale nie bolała tak, jak na początku.
- Chyba żartujesz, myśląc że puszczę cię do domu w takim stanie. - prychnął i wstał.
- Jest w porządku. - próbowałam przekonać i jego i siebie. - Naprawdę.
- Wiesz, ze ci nie uwierzę. Nawet nie próbuj kłamać. - uniósł jedną brew i wystawił dłoń w moim kierunku. - Chodź.
Z wahaniem skorzystałam z jego pomocy i dźwignęłam się na równe nogi. Zachwiałam się, ale zręczność mulata spowodowała, że nie upadłam. Owinął mnie ramieniem w talii i zaprowadził do kuchni.
- Co sobie życzysz na obiad? - zapytał, zaglądając do lodówki. - Dopiero co zrobiłem zakupy, więc masz duży wybór.
- Zaskocz mnie. - rzuciłam z uśmiechem.
Cała ta sytuacja sprawiała, że czułam się dziwnie. Zayn zachowywał si względem mnie bardzo różnie. Raz był zimny i stanowczy, a innym razem żartował i uśmiechał się.
Byłam lekko zdezorientowana.
- Nie uważasz, że to dziwne? - zapytałam nagle, zwracając na siebie jego uwagę i wzrok.
- Co masz na myśli? - zmarszczył czoło i zamieszał łyżka w garnku.
- Nas i to wszystko. - wykonałam szeroki gest rękoma. - Jesteśmy w twoim mieszkaniu, gotujesz obiad i rozmawiamy jakby nic się nie stało. Poza tym zająłeś się mną po zdradzie Austina i teraz, kiedy zemdlałam.
- Trochę dziwne, co? - uniósł jeden kącik ust w półuśmiechu.
- Trochę. - przyznałam.
Przeniosłam wzrok na swoje splecione palce, którymi zaczęłam się bawić. Nie chciałam, żeby ta chwila minęła. Mój organizm podpowiadał mi, że to jest to, co powinno trwać. Reagował na spędzanie czasu z Malikiem, jakby tego brakowało mu od lat.
Czułem, że coś wewnątrz mnie się wypełniło.
- Brakuje mi tego, wiesz?
- Czego? - zapytałam zaskoczona.
- Tego kim byliśmy wczesnej. - wyjaśnił. - Przed Katy i tymi wszystkimi problemami.
Nie patrzył na mnie. Stał przodem do kuchenki i zawzięcie gotował. Potrzebowałam jego spojrzenia. Widoku brązowych tęczówek, które sprawiały, ze czułam się bezpieczniej.
- Mi też tego brakuje, Zayn. - przyznałam cicho. - Ale oboje wiemy, ze stało się coś, czego nie da się odwrócić.
Nie odezwał się.
Dokończył przygotowywać obiad. Zrobił zupę krem z brokułów z grzankami czosnkowymi. Zaskoczył mnie, bo kiedyś nie potrafił przyrządzać takich rzeczy. Nie wiedział nawet, co to była zupa krem.
- Pachnie bosko. - cmoknęłam z uznaniem.
Uśmiechnął się lekko i podał mi miskę.
- Smacznego. - dosiadł się do stołu i zaczął jeść.
Przez sekundę przyglądałam się jego wargom, delikatnie okalającym łyżkę. Zaschło mi w gardle, więc oblizałam usta i przełknęłam ślinę. Dla ukrycia zdenerwowania zapchałam buzię pierwszym kęsem.
***
- Dziękuję, że mnie odwiozłeś. - posłałam mu nieśmiały uśmiech, kiedy zatrzymał się pod moim blokiem.
- Nie dziękuj.
Spuściłam wzrok, ale Zayn uniósł mój podbródek palcem.
- To dla mnie przyjemność. - dodał, patrząc mi w oczy. - Uwierz mi, że tak jest.
Przez chwilę czas się dla mnie zatrzymał.
W takich chwilach pragnęłam, żeby było jak kiedyś.
Żeby nie było tej sprawy z Katy.
Żeby nie było rozstania na trzy lata.
Pragnęłam cofnąć czas. Nie mogłam powiedzieć, że moje uczucia do niego się odrodziły, ale nie mogłam też udawać, że ich nie było.
- Może wejdziesz na górę? - zaproponowałam zanim to przemyślałam.
Zabrał rękę z mojej brody i popatrzył przed siebie.
- Muszę wracać do pracy.
- Przepraszam.
- Za co? - wrócił wzrokiem na mnie i przechylił głowę na bok.
- Przeze mnie opuściłeś dzień w pracy.
- Dzień się jeszcze nie skończył. - zaznaczył.
- Wiem, ale...
- Nie ma żadnego "ale". - przerwał mi. - Naprawdę nie żałuję, że odpuściłem sobie dzisiaj trochę pracy.
Przygryzłam wargę i złapałam za klamkę.
- Jeszcze raz dziękuję.
Pchnęłam drzwi, żeby móc wysiąść, ale dłoń Zayna zatrzymała mnie w pół kroku.
Jego dłoń chwyciła moją.
- Naprawdę żałuję, że to wszystko się wydarzyło. Nie wiem czy mi wybaczysz, ale chciałem, żebyś wiedziała, że zrozumiałem swój błąd dawno temu. Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg, jeszcze raz przeczytać drogowskazy i pójść we właściwym kierunku.
Znieruchomiałam i patrzyłam na niego tępo.
Nie wiedziałam, jak zareagować na jego głębokie słowa.
- Chciałbym, żeby wszystko, co było między nami dobre, wróciło. - kontynuował. - Rozumiem, że nie traktujesz mnie, jak dawnej. Jednak wiedz, że cokolwiek by się działo, możesz na mnie polegać.
Przełknęłam gulę w gardle i wysunęłam dłoń z jego uścisku. Nieustępliwie czekał na moją odpowiedź albo cokolwiek.
- Żeby iść w przyszłość,najpierw trzeba uszanować przeszłość, Zayn. - wyszeptałam. - Ja jeszcze tego nie potrafię.
Opuściłam auto.
***
W ciągu ostatniego tygodnia Zayn starał się wpadać do mnie jak najczęściej. Pomagał mi w zakupach z racji, ze czułam się słabo, a czasem nawet przyjechał pogadać. Sprawdzał moje samopoczucie. Dawał mi swobodę i nie nalegał, ale wiedziałam, ze bardzo chciał naprawić to, co dawno temu zepsuł. Cięgle czułam pustkę po stracie Austina. Nie widziałam się z nim od tamtej pory, kiedy go wyrzuciłam z mieszkania. Obecność Zayn pozwalała mi zapomnieć o tym, co stało się tak niedawno. Czułam, że zapełniam coś, czego brakowało mi od dawna.
***
"I choć noc przepalała mu płuca, samotność wdzierała się w duszę, a tęsknota głęboko ukryła się w jego sercu, on zamykając oczy, myślami był przy niej. Inaczej nie potrafiłby zasnąć."
***
Nadeszła sobota.
Pozwoliłam sobie na spanie do dziesiątej. Pełna energii wstałam z łóżka i odbyłam poranną toaletę. Ubrana w porządne ubrania przygotowałam sobie śniadanie. W trakcie zalewania kawy moja komóra zadzwoniła.
- Słucham? - starałam się uważać, żeby się nie poparzyć.
- Hej. - usłyszałam znajomy głos.
- Zayn?
Nie mogłam się przyzwyczaić, że dzwonił do mnie od czasu do czasu.
- Przeszkadzam?
- Nie, skądże. - zaprzeczyłam szybko. - Auć. - syknęłam.
- Co się stało?
- Oparzyłam sobie palec. - wymamrotałam.
- Niezdara z ciebie. - zaśmiał się.
- Podmuchasz? - zażartowałam.
- Jeśli tylko otworzysz mi drzwi.
Wytrzeszczyłam oczy i obejrzałam się dookoła.
- Co takiego?
- Po prostu podejdź do drzwi i je otwórz. - westchnął i się rozłączył.
Zrobiłam tak, jak powiedział. Uchyliłam drzwi i zamarłam. Mulat stał przede mną z biało-różowym bukiecikiem stokrotek i świeżym, pachnącym pieczywem.
- Oszalałeś? - wydusił, wpuszczając go do środka. - Nudziłeś się czy co?
- Tak jakby nie miałem, co ze sobą zrobić.
Pokręciłam litościwie głowa i przyjęłam od niego bukiecik. Położył pieczywo na blacie w kuchni, zdjął kurtkę i rozsiadł się na krześle.
- Co spowodowała, że przyjechałeś? - zapytałam.
Nalałam wody do małego wazonu i z namaszczeniem włożyłam do niego kwiaty. Ustawiłam je na środku stołu, podziwiając je przez chwilę i zabrałam się za robienie grzanek.
- Miałem ochotę na śniadanie z tobą. - powiedział szczerze. - Nie masz nic przeciwko?
- Chyba nie. - rzuciłam zaczepnie. - Skoro już się pofatygowałeś, to możesz zostać.
- Nie przekonał cię mój bukiet? - przechylił głowę na bok.
Wiedziałam, że się drażnił. Dzisiaj miałam dobry humor, więc mogłam sobie na to pozwolić.
- Mogłeś się bardziej postarać. - odpowiedziałam z grymasem niezadowolenia.
- Wiesz jak ciężko zdobyć teraz takie ładne stokrotki? - oburzył się.
Wzruszyłam ramionami i postawiłam na stole talerz zapiekanych kanapek z szynką i serem.
- Kawy? - spojrzałam na niego.
- Poproszę. - przytaknął, nie spuszczając wzroku z moich oczu. - Dwie...
- Tak, wiem. - przerwałam mu i wywróciłam oczami. - Dwie łyżeczki kawy i dwie cukru. Pamiętam.
Uśmiechnął się widocznie zadowolony, że zapamiętałam taki szczegół. Stanęłam do niego plecami i zaczęłam przygotowywać "zamówienie".
- Umów się ze mną, Jessy.
Odwróciłam się gwałtownie.
Stałam przodem do niego, między palcami trzymając małą łyżeczkę, która zastygła w bezruchu.
- Słucham?
Wstał od stołu, odłożył kurtkę na oparcie i zbliżył się do mnie na odległość jednego kroku.
- Czy chciałabyś wyjść dzisiaj ze mną na kolację? - zapytał ponownie.
Przygryzłam wargę, wpatrując się w jego przystojną twarz.
- Myślę, ze jestem w stanie się zgodzić. - posłałam mu lekki uśmiech.
- Naprawdę? - uniósł brwi wysoko.
Zdaje się, że nie spodziewał się pozytywnej odpowiedzi.
- Tak.
- Ale...
Nie pozwoliłam mu dokończyć:
- Żyjąc w przeszłości, człowiek nie posuwa się naprzód.
Zrozumiałam to niedawno i chciałam coś z tym zrobić.
***
Założyłam najlepsza sukienkę, jaką miałam, umalowałam się bardziej niż zazwyczaj i sprawdziłam wszystko kilkanaście razy.
Byłam gotowa na kolację z Malikiem.
Zapowiedział się, ze odbierze mnie o ósmej wieczorem i tak było. Kiedy wybiła ustalona godzina, rozbrzmiało pukanie do drzwi. W pośpiechu zabrałam torebkę, zerknęłam w lustro i założyłam buty. Zanim mu otworzyłam, wzięłam głęboki oddech.
Naprawdę się stresowałam.
- Witam ponownie. - powiedział, kiedy tylko zdążyłam uchylić drzwi. - Wow.
Zlustrował mnie od góry do dołu. Z trudem wróciłem wzrokiem na moją twarz.
- Wyglądasz pięknie. - dało się słyszeć podziw w jego głosie.
- Dziękuję. - zawstydziłam się. - Ty też wyglądasz bardzo dobrze.
Miał na sobie czarny garnitur, czarną koszulę, a długie włosy zaczesane do tyłu. Niesforny kosmyk wisiał nad jego czołem. Zacisnęła pięść, że powstrzymać się od wsunięcia palców w jego seksowną fryzurę. Uwielbiałam mężczyzn w czarnych koszulach.
- Możemy iść? - zapytał, przerywając ciszę i wystawił łokieć.
Chwyciłam go pod rękę, upewniając się, ze zamknęłam mieszkanie na klucz. Wsiedliśmy do jego samochodu i ruszyliśmy.
- Gdzie mnie zabierasz? - zaciekawiłam się.
Nieręcznie poprawiłam sukienkę, które ze względu na swoją formę niebezpiecznie podsunęła mi się w górę ud.
- Jest w porządku. - rzucił i skinął brodą na moje nogi. - Możesz to tak zostawić.
- Jednak w tej kwestii się nie zmieniłeś. - prychnęłam żartobliwie.
Położyłam torebkę na kolanach, żeby cokolwiek zakryć. Nie chciałam, żeby się dekoncentrował. Nie tęskniłam do jakiegokolwiek wypadku.
- Dzięki. - wywrócił oczami.
- Odpowiedz na moje pytanie.
- Zobaczysz.
Fuknęłam pod nosem i cierpliwie rozglądałam się po okolicy za szybą. Z racji, ze było coraz ciemniej, przestałam orientować się gdzie przyjechaliśmy.
Zayn zaparkował samochód i wyszedł z auta. Otworzył mi drzwi i pomógł wysiąść. Nie omieszkał pominąć gapienia się na moje nogi i tyłek. Wywróciłam mentalnie oczami, ale tak naprawdę byłam zadowolona, ze robiłam na nim wrażenie.
- Co teraz?
- Zamknij oczy. - nakazał. - Przewiąże ci je opaską, żebyś nie mogła podglądać.
Posłuchałam się, a on podszedł do mnie od tyłu. Stanął tak blisko, że czułam jego tors na moich plecach. Przeszedł mnie dreszcz od ciepłego oddechu, który uderzył w skórę mojego ramienia. Malik zawiązał opaskę i wziął mnie za rękę.
- Mam się bać? - zapytałam, uważnie stawiając każdy krok.
- Musisz mi zaufać. - mruknął.
Musiał być albo skupiony, albo zestresowany. Poznałam to po głosie.
- Nie zgwałcisz mnie? - zażartowałam.
- To jest mój plan "b".
Zachłysnęłam się powietrzem, a on zaśmiał się krótko.
- Nie bój się, kocie. - powiedział uwodzicielsko i przysunął mnie bliżej siebie.
Moje serce podwoiło swoją pracę i o mały włos nie przyprawiło mnie o zawał serca.
Hahahahahha , powraca stary Zayn i stara Jess ? :D Kocham ich chyba mocniej niż oni samych siebie haha. Do następnego Kochana i mam nadzieję, że już niedługo !
OdpowiedzUsuńAww KOCIE <3
OdpowiedzUsuńWow! Cudowny :) czuję, że powracają stare dobre czasy <3
OdpowiedzUsuńOkej. Przeczytałam w dwa dni, jestem oficjalnie zachwycona i czekam na kolejne rozdziały ;)
OdpowiedzUsuńKobieto, to opowiadanie czyta się po prostu jednym tchem, bez przerwy! Naprawdę wciąga i nie mogę się doczekać, kiedy opublikujesz kolejny i jaki będzie ciąg dalszy randki Zayna i Jessy ^^
Pzdr. <3
PS: Sorry za chamską reklamę, ale zapraszam też do mnie:
onedirection1d-pain-and-payne.blogspot.com
would-you-know-my-name-1d.blogspot.com
Dziękuję i nie ma problemu z reklamą ;)
UsuńJeśli będę miała trochę czasu, to na pewno zajrzę do Ciebie xx