sobota, 20 czerwca 2015

Rozdział 84 'Nowy początek'

*Jessy*

Obudziłam się w niedzielny poranek, czując przyjemne ciepło. Otworzyłam oczy z nadzieją, ze zobaczę to, czego oczekiwałam.
- Dzień dobry. - przywitał mnie ochrypły głos mulata. - Jak się spało?
Przetarłam oczy i odwróciłam się przodem do mężczyzny. Ziewnęłam, zakrywając usta dłonią. Leżał na plecach z ramieniem podłożonym pod głowę. Kołdra okrywała go do pasa.
- Bardzo dobrze. - przyznałam z uśmiechem. - A tobie?
- Lepiej niż sądziłem. - puścił mi oczko.
- Ale zaraz... - zastanowiłam się. - Przecież miałeś tylko poczekać aż zasnę.
- Jakoś nie potrafiłem cię odepchnąć i wyjść. - niedbale przeczesał włosy.
- To dobrze.
- Dobrze?
- Tak.
- Czyli? - zmarszczył czoło, przyglądając mi się uważnie.
- Co?
- Cieszysz się, że zostałem z tobą na noc?
- Tak.
Posłał mi spojrzenie, od którego zrobiło mi się ciepło.
- Tak bardzo jak mi się to podoba, tak bardzo chciałbym żeby to była nasza codzienność.
- Wierzę ci Zayn, ale...
- Właśnie. - przerwał mi. - Zawsze jest jakieś "'ale".
- Musisz mnie zrozumieć. - dźwignęłam się do siadu.
- Staram się. - jęknął i odrzucił kołdrę. - Naprawdę się staram.
Stanął na podłodze tyłem do mnie. Widziałam jak zacisnął pięści.
- Co robisz?
- Pora na mnie.
- Ale...
- Znowu.
- Przestań! - krzyknęłam, zaciskając powieki. - Przestań to robić! Przestań zwracać mi uwagę! Czuję, ze cały czas obwiniasz mnie za nasze stosunki! Wiem, ze tak jest! Znam cię zbyt długo!
Odwrócił się gwałtownie i wbił we mnie twardy wzrok.
- Może tak naprawdę wcale mnie nie znasz. Nie było cię przy mnie przez trzy lata. Zmieniłem się.
Zamrugałam kilka razy, żeby odgonić łzy, a gula w gardle nie dała mi dojść do głosu. Zayn zacisnał usta w wąską linię i wyszedł z pokoju. Nawet się nie pożegnał. Usłyszałam trzaśnięcie drzwiami i zostałam sama z bolącym sercem.

***

Koniec kwietnia nadszedł szybciej niż sądziłam.
Minęły dwa tygodnie od mojej kłótni z Malikiem, który niestety odbyła się tuż po naszej pierwszej randce. Nie chciałam, żeby tak wyszło, a teraz cierpiałam w samotności. Nie miałam ani Austina ani Zayna. Byłam sama i samotna.
- Jessica. - Monica zwróciła na siebie moją uwagę.
- Tak?
- Ktoś przyszedł do ciebie.
Zostawiłam dzieci, które zajęły się rysowaniem, a ja wyszłam na korytarz. Spotkałam koleżankę i mężczyznę, którego kojarzyłam po tym, jak przychodził po swoją córeczkę. Na oko był jakieś dziesięć lat starszy ode mnie.
- O co chodzi?
- Pan Peers chciał z tobą porozmawiać.
Skinęłam głową a Monica zostawiła nas samych.
- Może usiądziemy? - wskazałam ręką krzesełka pod ścianą.
Zajęliśmy miejsca obok siebie, a ja czekałam aż mężczyzna zacznie mówić.
- Chodzi o moją córeczkę. - zaczął.
- Charlie, prawda?
- Tak.
- Coś się stało?
- Mam wrażenie, że ma jakiś problem, ale nie chce ze mną porozmawiać. - spuścił wzrok. - Wiem, że ma dopiero pięć lat i w ogóle, ale z racji, ze jestem samotnym ojcem nie umiem zastąpić jej matki. Domyśliłem się, że jako dziewczyna potrzebuje kobiecego autorytetu. Wiem, że bardzo panią lubi i pomyślałem, że mogłaby mi pani pomóc.
- Co ma pan dokładnie na myśli? - zmarszczyłam czoło, prostując się.
- Byłbym wdzięczny gdyby pani z nią porozmawiała.
- Dobrze. Zrobię to już jutro, bo teraz zabiera pan ją do domu, prawda?
- Tak.
- Zawołam ją. - podeszłam do progu pokoju zabaw i skinęłam na uroczą dziewczynkę z brązowymi loczkami.
- Cześć tato! - krzyknęła jak tylko podprowadziłam ją do ojca.
- Idź się ubrać, kochanie. - złożył całusa na jej czole i pokierował do czekającej młodej pomocnicy.
- Naprawdę pani z nią porozmawia? - zapytał zaskoczony, kiedy dziewczynka zniknęła nam z oczu.
- Tak.
- Dziękuję. - uśmiechnął się lekko.
Podnieśliśmy się równocześnie. Mężczyzna pożegnał mnie pocałunkiem w dłoń, przez co lekko się zarumieniłam i poszedł się do szatni po córkę. W drzwiach minął się z... Zaynem.
O nie.
- Zayn. - wyszeptałam, chcąc upewnić samą siebie, że nie śnię.
Stał kilka kroków przede mną w garniturze i zaczesanych włosach. Uwielbiałam go w wersji człowieka interesów. Poza tym, zawsze wyglądał świetnie.
- Widzę, ze przyszedłem nie w porę. - bąknął, kiwając na wyjście, w którym zniknął pan Peers.
- To nie było to, na co wyglądało. - westchnęłam.
- Nie pocałował cię w dłoń, aż się zarumieniłaś? - uniósł jedną brew, czekając na moją odpowiedź.
- Pocałował, ale to jest tata jednej z dziewczynek, którymi się opiekuję. Taka moja praca.
- Myślałem, ze rodzice nie mają z wami tak bliskich kontaktów. - szedł w zaparte.
Koniecznie chciał wywołać kłótnię. Na szczęście przechodziła obok nas Monica, który zatrzymałam i gestem przywołałam do siebie.
- Cześć. - przywitała się. - Pan Malik, prawda?
- Tak, witam. - złapał jej dłoń, którą uniósł do ust i pocałował.
Zrobił to celowo.
- Skąd się znacie? - zapytałam koleżankę.
- Przyjechał po ciebie, jak straciłaś przytomność.
- Wszystko jasne. - podrapałam się po czole. - Mogłabyś mnie na chwilę zastąpić w bawialni? Muszę zamienić z nim kilka słów.
- Wszystko dla zakochanych. Tylko nie za długo, bo zacznę coś podejrzewać. - szturchnęła mnie łokciem w bok i z wielkim uśmiechem zniknęła za rogiem.
Jej słowa sprawiły, że poczułam się naprawdę nieswojo.
- Chodź ze mną. - złapałam Malika za rękę i pociągnęłam do pokoju socjalnego, który zazwyczaj był pusty.
Teraz także, wiec zamknęłam nas od środka.
- Po co tu przyszedłeś? - rzuciłam, jak  tylko na niego spojrzałam.
- Miałem po drodze. - wzruszył ramionami.
- Jasne. - prychnęłam. - Zdaje się, ze nie masz dzieci, które musiałbyś odebrać.
- Jesteś pewna?
Zacisnęłam szczękę, powstrzymując krzyk.
- Czasami mam cię dość. - jęknęłam i zamknęłam na chwilę oczy. - Spędzasz ze mną noc, po której wychodzisz bez pożegnania, trzaskając drzwiami. Nagle zjawiasz się po dwóch tygodniach bez żadnego kontaktu i nie wiem czego ode mnie oczekujesz. - patrzyłam na niego zdezorientowana. - Jeszcze do tego wszystkiego próbujesz urządzić scenkę zazdrości o przypadkowego ojca, który z grzeczności pocałował mnie w rękę.
Nic nie mówiąc, podszedł do mnie, złapał za ramiona i pchnął do tyłu. Zostałam zablokowana między nim, a zimną ścianą. Stał naprawdę blisko, ale ciągle zachowywał minimalny odstęp między naszymi ciałami.
- Nie wygłupiaj się. - wymamrotałam, próbując go odepchnąć. - Możesz mnie puścić?
Nie wypowiedział nawet słówka.
Patrzył mi głęboko w oczy, a ja zamarłam. Zobaczyłam coś, czego nie powinnam była zobaczyć. To była nadzieja i...
To nie mogła być to o czym pomyślałam.
- Zayn... - zaczęłam.
- Pragnę cię i chciałbym coś z tym zrobić, ale je­dyne co mi się ciśnie na us­ta, gdy pat­rzę na swo­je od­bi­cie w lus­trze to "tchórz". - wyszeptał.
- Ale...
- Jeszcze raz powiesz to słówko, a siłą zamknę ci usta. - zagroził poważnym głosem.
- Kręci mi się w głowie. - wymamrotałam od nosem, przymykając powieki. - Chciałabym, żeby to był sen.
- Przykro mi, ale nie jest.
- Boże, Zayn. - jęknęłam. - Wysyłasz mi bardzo sprzeczne sygnały.
- Ja wysyłam tobie? - uniósł wysoko brwi.
- Tak.
- To ty chcesz, żebym został z tobą na noc, a potem mówisz, że nie znasz swoich uczuć względem mnie i że jeszcze myślisz o Austinie. To boli.
- Nie odzywałeś się przez dwa tygodnie. - rzuciłam z pretensja.
- Musiałem przemyśleć, czy opłaca mi się o ciebie zabiegać.
- I co?
- Dopóki nie poz­nałem Ciebie nie wie­działem, że tak bar­dzo można chcieć o ko­goś walczyć.
Moje serce zerwało się do galopu. Miałam mętlik w głowie i jedyne, co było jakkolwiek jasne, to poruszające się wargi Malika. Nie słyszałam co mówił. Dudniąca krew przytłumiła mój słuch.
- Ale. - przerwałam mu.
- Co? - zdziwił się.
- Powiedziałeś, że zamkniesz mi usta, kiedy to powiem. - wyjaśniłam szybko. - Ale, ale, ale, ale, ale, ale.
Schylił głowę, ale zatrzymał się kilka centymetrów od mojej twarzy.
- To nie będzie w porządku. - wyszeptał.
Czułam jego oddech na moich ustach. Dzieliła nas kusząca odległość.
- Zrób to. - zażądałam i złapałam się jego ramion, które lekko ścisnęłam.
- Ja...
Nie zdążył dokończyć.
Przysunęłam się do niego i mocno pocałowałam. Z zaskoczeniem odwzajemnił pocałunek. Całowaliśmy się dopóki nie zabrakło nam powietrza. To nie był jakiś zwykły pocałunek. To był dowód tęsknoty, żalu, przebaczenia i miłości, która głęboko w nas siedziała.
Odsunęłam się od twarzy mulata, trzymając przez kilka sekund zamknięte oczy. Chciałam jak najdłużej zatrzymać uczucie, które pojawiło się w moim sercu.
- Wow. - wydusiłam w końcu.
- Tak. - odchrząknął. - To było miłe.
- W końcu poczułam w serce ulgę. - wyznałam szczerze.
- Naprawdę?
- Tak.
Wciąż staliśmy bardzo blisko siebie. Dotykaliśmy się klatkami piersiowymi.
- Cieszę się, że mogłem pomóc. - uśmiechnął się lekko.
- To ja dziękuję, ze wpadłeś na pomysł, żeby tu przyjść.
- Właściwie, to podejrzewałem, że będzie takie zakończenie.
- Co ty nie powiesz? - przechyliłam głowę na bok.
- Mogliśmy skończyć całując się albo byś mnie uderzyła i kazała się wynosić.
- Nie uderzyłabym cię. Nie biję ludzi. - stuknęłam go palcem w tors. - Czemu tak pomyślałeś?
- Sam nie wiem.
Przez chwilę się nie odzywaliśmy. Oparłam czoło o ramię Zayna i odetchnęłam głęboko. Moja wewnętrzna wersja krzyczała, żebym pozwoliła temu płynąć.
- Co teraz z nami będzie? - zapytałam cicho.
- Myślę, ze musimy poznać się na nowo.
Podniosłam na niego wzrok i skinęłam głową.
- Masz rację.
- Wiem. - puścił mi oczko.
Odepchnęłam go lekko i wyswobodziłam się z jego ramion.
- Jeśli zaraz stąd nie wyjdziemy, zaczną coś podejrzewać.
- Skoro tak mówisz.
Otworzyłam drzwi, a Zayn przepuścił mnie pierwszą. Razem wyszliśmy na korytarz, gdzie musieliśmy się pożegnać.
- Do zobaczenia? - odezwałam się pierwsza, nerwowo splatając palce.
- Będziemy w kontakcie.
Pocałował mnie w policzek i skierował się w stronę wyjścia. Zanim zniknął za drzwiami posłał mi długie, wymowne spojrzenie.
Nie mogłam się doczekać, aż wyjdę z pracy.

***

Czwartkowe popołudnie minęło dość szybko, więc z uśmiechem na twarzy wyszłam z pracy i skierowałam się do mieszkania. Kilka godzin temu całowałam się z Zaynem i w dalszym ciągu na samą myśl serce wyrywało mi się z piersi. Wiedziałam, że nie tak powinno się to skończyć, ale to nie zmienia faktu, że gdzieś podświadomie tylko na to czekałam.
Zanim wsiadłam do samochodu moja komórka dała o sobie znać. Szybko wygrzebałam ją z torebki i odebrałam, nie patrząc na wyświetlacz.
- Słucham?
Usiadłam za kierownicą i włożyłam kluczyki do stacyjki.
- Witam, piękna.
- Max! - pisnęłam z radości. - Tak się cieszę, ze dzwonisz.
- Ja też. Dawno się nie odzywałaś, więc musiałem przejąc inicjatywę.
- Dobrze pomyślałeś. - westchnęłam.
- Słyszałem o Austinie. - powiedział po chwili ciszy.
- Od kogo? - zmarszczyłam czoło.
- Mam swoje źródła. - bąknął wymijająco.
- Zayn, prawda? - jęknęłam, opierając czoło na kierownicy.
- Ty nigdy się nie mylisz. - rzucił z udawaną urazą. - Martwił się o ciebie i szukał porady.
- Nie chcę rozmawiać o Austinie. - wymamrotałam i zamknęłam oczy. - Pogadajmy o czymkolwiek, tylko nie o nim.
- Przecież minął praktycznie miesiąc od jego wybryku.
- Nie chcę tego rozdrapywać, okey?! - zdenerwowałam się. - Odpuść, proszę.
- W porządku. - zgodził się, słysząc jakie emocje we mnie obudził. - Tak czy siak, dzwonię w innej sprawie.
- Zamieniam się w słuch.
- Kiedy masz chwilkę czasu?
- Na co?
- Żeby się spotkać.
Wytrzeszczyłam oczy i gwałtownie poderwałam głowę do góry.
- Żartujesz sobie? Jesteś w Londynie?
- Prawie.
- O mój Boże! - krzyknęłam.
Przypadkowo nacisnęłam klakson, przez co kobieta z zakupami prawie dostała zawału. Pogroziła mi pięścią i odeszła, mamrocząc coś pod nosem.
- To kiedy się widzimy? - zapytał ponownie, odwracając wzrok od biednej kobiety. - Jutro?
- Mi pasuje. Gdzie się zatrzymujesz?
- Wyślę ci adres SMS-em.
- Dobrze, a ja ciebie odbiorę wieczorem i wybierzemy się na miasto.
- Kocham cię, tygrysico.
- Też cię kocham, Max.
Rozłączyłam się i z jeszcze większym uśmiechem na ustach ruszyłam w drogę do domu.

***

Dotarłam do domu w znakomitym humorze. Niedawno całowałam Zayna, a już jutro miałam się zobaczyć z najlepszym przyjacielem, którego nie widziałam od dłuższego czasu. Brakowało mi jego oczu i zaraźliwego uśmiechu.
Zdążyłam przebrać się w wygodne ubrania i przygotować sobie kolację, kiedy nastraszyło mnie pukanie do drzwi. Jęknęłam głośno z rozdrażnienia i poczłapałam na korytarz. Kogo przywiało o tej porze?
- W czym mogę po... - nie dokończyłam, bo bezczelnie mi przerwano.
Miękkie usta pokryły moje w mocnym pocałunku. Bezwiednie oddałam pieszczotę. Poznałam znajome wargi. Odsunęłam się niechętnie, a mężczyzna kopnięciem zamknął za sobą drzwi.
- Co ty wyprawiasz? - westchnęłam, kładąc dłoń na jego policzku.
- Przywitałem się. - uśmiechnął się szeroko.
Zapatrzyłam się w ten piękny widok. Odkąd spotkałam go po trzech latach nie dane mi było oglądać jego wspaniałego uśmiechu. Tęskniłam za tym.
- Mieliśmy się poznać na nowo. - zmarszczyłam czoło. - Nie pamiętasz, co mówiłeś?
- Pamiętam.
Oplótł ramiona wokół mojej talii i przysunął nasze ciała do siebie. Odepchnęłam go delikatnie z przepraszającą miną i zrobiłam krok w tył.
- Myślę, że to za szybko. - przyznałam szczerze, patrząc mu prosto w oczy.
Zmieszał się i odwrócił wzrok. Zdjął bluzę i powiesił ją na wieszaku.
- Nie zrozum mnie źle... - zaczęłam, ale nawet na mnie nie spojrzał.
Wywróciłam oczami i złapałam go za dłoń. Zaprowadziłam nas do salonu i kazałam mu usiąść obok mnie na kanapie. Posłuchał mnie, ale zostawił między nami wolną przestrzeń. Wyczułam bijący od niego chłód.
- Zayn, spójrz na mnie. - poprosiłam, a on podniósł wzrok. - Pocałunek w przedszkolu dużo dla mnie znaczył i naprawdę mi się podobał. Był pod wpływem emocji, ale wierz mi, zrobiłam to świadomie. Chciałam tylko, żebyś wiedział, że nie potrafię nagle wpaść w kolejną relację po czymś tak przykrym, co zrobił Austin. Byłam okłamywana, a naprawdę mi na nim zależało.
- Zależało?
- Tak. - skinęłam głową. - Już nie zależy.
- Na pewno?
- Jesteś zazdrosny o ćpuna i dilera? - uniosłam jedną brew w prowokującym geście.
- Troszeczkę. - bąknął pod nosem.
Uśmiechnęłam się lekko i posłałam mu zadziorne spojrzenie, jednak zachował kamienny wyraz twarzy.
- Dobrze. - odetchnęłam.
- Czyli mam cię nie całować?
- Wydaje mi się, że to nie jest jeszcze ten etap.
- Czyli zaczynamy od początku? - zastanowił się. - Musimy? Przecież znamy się już dosyć dobrze.
- Wiesz, że oboje zmieniliśmy się w ciągu tych trzech lat.
- Ale mogę do ciebie przychodzić, prawda?
- Tak. Bardzo chcę spędzać z tobą czas Zaynie Maliku. - powiedziałam szczerze, na co wytrzeszczył oczy.
- Czy ja dobrze usłyszałem? - drażnił się.
- Nie pyskuj, bo za chwilę wylądujesz za drzwiami. - zaśmiałam się i szturchnęłam go w ramię.
- Skoro tak... - zaczął, przysuwając się bliżej. - Zabieram cię jutro do kina.
- Jutro nie mogę. - odmówiłam z przykrością.
- Dlaczego?
- Przyjeżdża Max i wychodzimy wieczorem na miasto.
Zacisnął usta i na chwilę spuścił wzrok.
- Myślisz, że mógłbym iść z wami? - zapytał nieśmiało. - To znaczy, jeśli chcesz i w ogóle...
Zayn Malik nieśmiały! Koniecznie musiałam to gdzieś zapisać.
- Zapytam Maxa, co o tym sądzi.
Podniosłam się na równe nogi, a Zayn śledził za mną wzrokiem.
- Gdzie idziesz? - zmarszczył czoło zmieszany.
- Przyniosę nam kolację i obejrzymy jakiś film.
Zapowiadał się naprawdę miły wieczór.

3 komentarze:

  1. Zayn nieśmiały?! Co sie dzieje?! Ten rodzial jest super i po prostu czuje, że to będzie piękna miłość :) Cudo!!! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże, nareszcie zaczynają na nowo <3 Czekamy na kolejny!

    OdpowiedzUsuń