poniedziałek, 8 czerwca 2015

Rozdział 81 'Nowy początek'

To co, że jest 00:18 xD
Dla was wstawię posty o każdej porze :*

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

*Jessy*

Zerwałam się z krzesła, żeby dogonić Malika. Pchnęłam drzwi kawiarenki i wybiegłam na chodnik, gdzie stal mulat.
- Jak to się z nim nie widziałeś? - wydusiłam. - Ale on...
- Widocznie nie był z tobą szczery. - wzruszył ramionami i rozejrzał się, żeby przejść na druga stronę.
Zrównałam z nim krok i starałam się go utrzymać, co było nie lada wyczynem w moim obecnym słabym stanie fizycznym.
- A ty jesteś?
- Mam powód, żeby nie być? - spojrzał na mnie kątem oka.
Znowu miał tą swoją kamienną twarz, która skrywała wszystkie emocje.
- Po tym, co powiedziałeś wcześniej mam wątpliwości. - prychnęłam.
- Wtedy też byłem szczery.
Szliśmy chwilę w ciszy. Chciałam zebrać myśli.
- Mógłbyś go zapytać, co robi jak znika na całe noce? - zapytałam niepewnie.
Mężczyzna zatrzymał się gwałtownie.
- To nie moja sprawa i nie widzę konieczności, żebym go szpiegował czy coś. - rzucił obojętnie.
- Nie każe ci go śledzić. - jęknęłam żałośnie. - Nie wiem, co się z nim ostatnio dzieje, a to przyprawia mnie o migrenę.
- Przecież w waszym związku nie było ostatnio najlepiej. Nawet myślałem, że z nim zerwiesz po ostatnim wybuchu. - zironizował.
- Dopiero twierdziłeś, że to nie twoja sprawa.
- Bo nie moja.
Okey... Stał się jeszcze bardziej zamknięty i skomplikowany niż dawnej. Czy to dobrze, że w tej chwili zapragnęłam odkryć go na nowo?
- Martwię się o niego. Mimo wszystko darzę go uczuciem i...
- Mogłabyś mi się nie zwierzać, proszę? I tak muszę znosić wystarczająco dużo.
Zdezorientowana jego zmiennym nastrojem, postanowiłam się zamknąć. Na początku uważałam go za dżentelmena, ale widocznie została w nim cząstka pyskatego gówniarza i pępka świata.
Kiedyś to kochałam.
- Dobra, tracę czas. - bąknęłam i ruszyłam z miejsca. - Żegnam.
Nie poszedł za mną.
Nie zatrzymał mnie.
Nie zawołał mojego imienia.
Nie chciał, żebym wróciła.
Gdzieś w podświadomości pragnęłam, żeby to zrobił...

***

Weekend spędziłam u Nialla i Melanie, nie mówiąc nic Austinowi. Nie wiedziałam, co się w tym czasie działo.
W niedzielę wieczorem wróciłam do swojego mieszkania. Zdążyłam przekroczyć próg i natknęłam się na trzy kartony po pizzy. Zręcznie je ominęłam, ale następnie trąciłam stopą pustą butelkę po piwie. Zacisnęłam zęby, hamując kumulującą się złość. Wygląd salonu przyprawił mnie o palpitację serca. Wszędzie poniewierały się brudne ubrania chłopaka, wliczając skarpety, od których odoru zgęstniało powietrze. Kanapa była zawalona pudełkami po żarciu na wynos i kolejnymi butelkami. Przedostałam się do okna i otworzyłam je na całą szerokość. Na szczęście był początek kwietnia, więc robiło się coraz cieplej. Odetchnęłam świeżym powietrzem, żeby nabrać siły na konfrontację z Austinem. Odstawiłam swoją torbę na kuchenny blat i żwawym krokiem poszłam do pokoju chłopaka. Zapukałam, a raczej walnęłam kilka razy pięścią w drzwi, ale nikt nie odpowiadał.
Zirytowana złapałam za klamkę i nacisnęłam.
- O mój Boże! - krzyknęłam, po czym zakryła szeroko otwarte usta dłonią.
Austin leżał na plecach z obiema rękoma za głową. Pod kołdrą, przy jego penisie, coś się poruszało. Zszokowana odwróciłam gwałtownie głowę, nie chcąc patrzeć na to, co właśnie miało miejsce. Jakaś laska obciągała mojemu chłopakowi, kiedy ja stałam w progu pokoju. Na dodatek z jego ust wydobywały się jęki rozkoszy.
- Austin, kurwa mać! - krzyknęłam.
Dopiero słysząc przekleństwo, otworzył szeroko oczy. Uniósł się na łokciach, a dziewczyna nie zaprzestała czynności. Miałam ochotę się porzygać.
- Jessy ja...
- Wynoś się stąd! Ty i ta twoja dziwka! - wrzasnęłam, przerywając mu. - Nie chcę cię więcej widzieć!
Zatrzasnęłam za sobą drzwi. Pobiegłam do łazienki i stanęłam przed lustrem. Pochyliłam głowę nad zlewem, pozwalając emocjom przejąć moje ciało. Szloch targał mną od stóp do głowy, a łzy ciekły po policzkach. Nie mogłam opanować drżenia rąk, więc oparłam je o krawędź zlewu.
- Chcę z tobą porozmawiać. - usłyszałam zza drzwi.
Jego spokojny głos rozjuszył mnie jeszcze bardziej. Z rozmachem otworzyłam drzwi i wymierzyłam mu mocny cios prosto w nos. Odrzuciło mu głowę do tyłu, po czym warknął i złapał się za twarz. Zobaczyłam strużki krwi spływające po jego brodzie, co napełniło mnie pewnego rodzaju zadowoleniem.
- Rozwaliłaś mi nos. - wydusił zszokowany. - Złamałaś go.
- Ciesz się, ze tylko nos. - prychnęłam. - Wynoś się, albo wezwę policję.
- Pozwól mi chociaż wziąć bandaż.
- Niech twoja szmata pożyczy ci majtek.  - kiwnęłam na zdezorientowaną dziewczynę, która skulona czekała przy drzwiach. - Zdaje się, że kilka minut temu nie były jej potrzebne.
- Co z moimi rzeczami?
- Wystawię je na korytarz, a ty odbierzesz je kiedy sobie będziesz chciał. Już tu nie mieszkasz. Zaczął się nowy miesiąc, a ty nie zdążyłeś opłacić połowy czynszu, więc nie muszę oddawać ci pieniędzy. A teraz wypierdalaj, bo jeszcze sekunda i nie ręczę za siebie.
Mówiłam z taka stanowczością i agresją, że sama się nie poznawałam. Kiedy oboje opuścili mieszkanie, puściły mi hamulce. Osunęłam się po ścianie, nie czując nóg.
Myślałam, ze zasłabnę. Plamki migały mi przed oczami, a ja zanosiłam się płaczem. Nie wiedziałam ile tak siedziałam, ale nie miałam siły się podnieść. Chciałam umrzeć, żeby nikt więcej nie był w stanie mnie skrzywdzić. Austin obiecał być tym jedynym. Przyjaźniliśmy się, myślałam, że go znam.
Okazało się inaczej...

***

Ocknęłam się, leżąc na podłodze w korytarzu. Za oknem była noc, więc wywnioskowałam, że musiałam na chwilę zasnąć. Z ledwością podniosłam się do siadu i przetarłam twarz. Miałam wrażenie, że łzy jeszcze nie zaschły. Poczłapałam do kuchni, gdzie sprawdziłam godzinę. Wybiła dziesiąta wieczorem. Chciałam napić się wody, ale wystraszyło mnie pukanie. Z niechęcią wróciłam na korytarz i otworzyłam drzwi.
- Zayn? - wydusiłam słabym głosem. - Co ty tu robisz?
Przeraził się, widząc mój obecny stan. Złapał mnie za ramiona, kopnięciem zamknął za sobą wejście i zaprowadził mnie do brudnego salonu. Szybko oczyścił kanapę, robiąc mi miejsce. Posadził mnie i przykrył kocem. Przez moment poczułam się jak dziecko.
- Co ty tu robisz? - powtórzyłam.
Nie miałam siły wodzić za nim wzrokiem, więc gapiłam się przed siebie. Wymamrotał coś pod nosem i zniknął w kuchni. Wrócił do mnie ze szklanką wody, którą gestem kazał mi wypić.
- Z czym to jest? - skrzywiłam się na kwaśny smak.
- Witaminy. - rzucił i niespokojnie rozejrzał się po salonie. - Gdzie Austin?
- Nie ma go i nie będzie.
- Dzwonił do mnie. - spojrzał na mnie zaciekawionym wzrokiem.
- Po co?
- Prosił, żebym go przenocował.
- Bardzo dobrze. - prychnęłam. - Pewnie jego mała dziwka się nie zgodziła.
- Jaka dziwka? - zmarszczył czoło.
Przysiadł na kanapie w pewnej odległości ode mnie. Odstawiłam szklankę na ławę i oblizałam wargi zanim kontynuowałam.
- Wróciłam od Nialla i Melanie dzisiaj wieczorem, a kiedy weszłam do mieszkania zastałam Austina i szmatę, która mu obciągała. Przyłapałam ich w trakcie pieszczot. Nie przestała mu obciągać nawet, kiedy krzyknęłam z obrzydzenia.
- O kurwa. - wydusił w niedowierzaniu. - Przepraszam, nie powinienem przeklinać.
Broda zadrgała mi od powstrzymywanego płaczu. Dobijał mnie fakt, że w Austinie żywiłam nadzieję na lepszy związek niż miałam poprzedni. Było nam tak dobrze...
Dopóki nie spotkałam Zayna.
- To twoja wina. - jęknęłam.
- Słucham? - wytrzeszczył oczy, mierząc mnie wzrokiem.
- Gdybym cię wtedy nie spotkała, Austin nie zaprosiłby cię do nas i nie dowiedziałby się powodu mojego zerwania z tobą. Nie pokłócilibyśmy się, nie wychodziłby na noce i by mnie nie zdradził.
Kilka łez spłynęło po moich policzkach. Nie miałam siły płakać, ale to było nieuniknione.
Cierpiałam.
Dzisiaj moje serce zostało poważnie roztrzaskane i to po raz drugi. Schowałam twarz w dłoniach i opadłam na oparcie kanapy. Malik się nie odezwał. Siedziałam w tej pozycji, sądząc że sobie pójdzie, ale tak się nie stało. Czułam, że nie ruszył się z miejsca i wcale nie miał takiego zamiaru.
- Nie rozumiem twojej obecności tutaj. - wymamrotałam.
- Zamierzałem przyjść wcześniej, zanim dowiedziałem się, ze złamałaś Austinowi nos. - wyjaśnił.
Spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem. Byłam zadowolona z idealnego ciosu, jaki zadałam zdrajcy. Mulat oparł łokcie na kolanach i pochylił głowę.
- Po co? - zapytałam zaciekawiona.
- Rozmawiałem z nim w niedzielę rano na temat jego nocnych zniknięć.
- I?
- Nie, nie wychodził ze mną. - przerwał mi. - Daj mi skończyć.
Skinęłam głową na znak zgody.
- Powiedział, że to nie moja sprawa, ale po przedstawieniu mu mocnych argumentów, postanowił się wytłumaczyć. Okazało się, że każdej ostatniej nocy znikał w nowo otwartym klubie, gdzie poznał kilka kobiet, u których spędzał noce. Dlatego wracał nad ranem.
Zachłysnęłam się powietrzem. Nie mogłam nic wydusić. Zdradzał mnie od prawie tygodnia, a ja byłam taka głupia i nie zerwałam z nim od razu po kłótni. Tak bardzo chciałam dać mu drugą szansę, że nie zauważyłam tego, że wypaliło się to co było między nami.
- Przykro mi, że dowiadujesz się o tym w ten sposób. - powiedział cicho, jakby bał się, ze każde głośniejsze słowo spowoduje, że się rozsypię.
Miał rację.
Byłam na skraju załamania, a jego obecność średnio pomagała. Był tym który złamał mi serce jako pierwszy. Natomiast teraz był ze mną, kiedy złamanie nastąpiło kolejny raz.
Ironia losu?
- Dziękuję. - wymamrotałam, gapiąc się w podłogę. - Możesz już iść. Fajnie, że przyszedłeś.
Nie ruszył się. Odczekałam chwilę, ale nic się nie zmieniło.
- Idź sobie! - krzyknęłam zniecierpliwiona, zwracając na niego przekrwione oczy. - Zostawiłeś mnie raz, możesz to zrobić drugi! Poradzę sobie!
Zerwałam się z kanapy i chwiejnym krokiem pobiegłam do łazienki. Mężczyzna rzucił się za mną, ale zdążyłam zamknąć mu drzwi przed nosem.
- Otwórz! - zażądał.
- Idź sobie, słyszysz?! - mój głos był żałośnie płaczliwy. - Nie potrzebuję cię!
Przeszukiwałam szafki, ignorując wołanie mulata. Wreszcie znalazłam to, czego potrzebowałam. Złamałam główkę maszynki do golenia i wyciągnęłam jedno z ostrzy, a resztę odłożyłam na szafkę. Przyglądałam mu się przez chwilę i podziwiałam jego blask. Niby nic, ale potrafiło ranić.
Tak jak miłość.
- Uważaj, wchodzę! - ostrzegł.
Potem zobaczyłam niewyraźnie jego sylwetkę i drzwi, które wisiały na jednym zawiasie.
- Nie rób tego, Jessy. - klęknął przy mnie, starając się opanować drżący głos. - On nie jest tego wart.
- A ty jesteś? - docisnęłam żyletkę do uda.
Nie widział tego, co sprawiało że miałam przewagę. Jednak... Byłam zbyt słaba.
- Nie, nie jestem. - przyznał cicho. - Nigdy nie byłem.
Przygryzłam wargę i gwałtownym ruchem odrzuciłam ostrze na drugi koniec pomieszczenia.
- Nie umiem tego zrobić. - zapłakałam. - Jestem do niczego. Przepraszam.
Malik wziął mnie na ręce i wyniósł do mojego pokoju. Przez całą drogę płakałam w jego klatkę piersiową. Położył mnie na łóżku i przykrył kołdrą. Na szczęście nie próbował mnie przebrać. Zatrzymał się nade mną i uważnie obserwował.
- Nie zostawaj mnie. - wyszeptałam żałośnie i ze łzami w oczach. - Proszę.
Obdarzył mnie spojrzeniem, którego nie potrafiłam rozpoznać. Chyba był zaskoczony.
- Proszę, Zayn... - błagałam. - Nie chcę być teraz sama.
- Zostanę. - zgodził się. - Idź spać.
- Obiecujesz?
Pochylił się nade mną tak. Czułam jego oddech na policzku.
- Zostawiłem cię raz, kiedy mnie potrzebowałaś. Drugi raz nie popełnię tego błędu. - wyszeptał, a ja wiedziałam że mówił szczerze.
Wierzyłam w to.

***

Obudziłam się w poniedziałek z najgorszym samopoczuciem, jakie było do wyboru. Wpatrywałam się w sufit i chciałam zapaść się pod ziemię, albo chociaż wyrwać sobie serce, które cierpiało i sprawiało mi okropny ból. Przez głowę przebiegła mi myśl, że może to był sen, że wyjdę z pokoju i natknę się na uśmiechniętego Austina, który pocałuje mnie na powitanie.
Tak bardzo chciałam wierzyć, ze to tylko sen...
Wyplątałam się z kołdry i przeszukałam szafkę z ciuchami. Przeszłam do łazienki, gdzie doprowadziłam się do porządku, wykąpałam i przebrałam w czyste ubrania.  Do pracy miałam iść na dwunastą, co napawało mnie odrobiną nadziei, że dam radę. W kuchni skontrolowałam czas i okazało się, że miałam jeszcze dwie godziny, żeby spokojnie przygotować się do wyjścia. Napiłam się wody, a potem przeszłam do salonu. O dziwno był wysprzątany. Żadnego śladu po wczorajszym bałaganie. Z tego całego przygnębienia zapomniałam o Maliku.
Sprawdziłam wszystkie pomieszczenia, ale go nie znalazłam. Lekko spanikowana, sama nie wiedzieć czemu, usiadłam przy stole i splotłam drżące palce.
- Jessy? - usłyszałam przed sobą.
Szybko uniosłam głowę, co odznaczyło się głośnym przeskoczeniem kręgu. Odetchnęłam z widoczną ulgą i przymknęłam powieki.
- Co się dzieje? Jesteś strasznie blada. - zaniepokoił się.
- Gdzie byłeś? - zapytałam cicho. - Szukałam cię.
- Poszedłem po coś na śniadanie. Twoja lodówka świeci pustkami.
- Austin został sam na weekend. - wzruszyłam ramionami.
- To wszystko wyjaśnia. - mruknął. - Nie rozumiem, co ty w nim widziałaś. Od początku byłem do niego uprzedzony.
- To czemu się z nim spotykałeś?
- Próbował mnie przekonać, żebym go zatrudnił.
- Jak to? - zmarszczyłam czoło. - Przecież pracuje jako instruktor wspinaczki.
- Już nie. Od tygodnia.
Zacisnęłam mocno pięści. Miałam ochotę rozwalić ścianę.
- Dlaczego?
- Szef przyłapał go na ćpaniu. - odpowiedział niepewnie.
Wiedziałam, że nie chciał mnie ranić, ale to wszystko cholernie bolało.
- Czemu mi to mówisz? - jęknęłam, będąc na skraju płaczu.
- Uznałem, że musisz znać prawdę. Odpowiem szczerze na każde twoje pytanie.
Skinęła głową i ją opuściłam. Nie wyobrażałam sobie, żeby iść w takim stanie do pracy, ale nie miałam wyboru. Wykorzystałam już tydzień zwolnienia, a poza tym potrzebowałam pieniędzy.
- Idź odpocząć, a ja zrobię nam śniadanie. - powiedział z troską i zaczął wypakowywać torby z zakupami.
Posłuchałam się.

***

- Odwiozę cię do pracy. - bardziej oświadczył, niż zaproponował.
Zabrał swój pusty, a mój prawie pełny talerz i zmył naczynia. Nie potrafiłam nic przełknąć. Nie pomogły nawet namowy Zayna.
Byłam gotowa do wyjścia.
- Poradzę sobie. - bąknęłam i wstałam od stołu.
Założyłam torebkę na ramię i przeszłam na korytarz.
- Ja nie proponowałem. - przyszedł za mną.
- Wiem, ale ja odmawiam.
- I tak cię podwiozę.
Westchnęłam ciężko i ubrałam się do wyjścia. Przewróciłam oczami, kiedy przepuścił mnie w drzwiach.
- Robisz to pierwszy i ostatni raz. - rzuciłam oschle.
Czekałam, aż będzie się nabijał z mojego wczorajszego zachowania, ale tego nie robił.
- Jeszcze się okaże. - skomentował cicho.
Wsiedliśmy do samochodu, a mulat włączył się do ruchu. Byłam świadoma, że z pracy będę musiała wracać autobusem albo taksówką. Nie miałam wyjścia.
Modliłam się tylko, żeby przetrwać ten okropny i smutny dzień.

4 komentarze:

  1. Głupi Austin !!!

    Kochany Zayn !!!

    Świetny rozdział !!! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiedziałam ze Austin coś zrobi i ten związek sie rozpadnie! Głupi! Ale cieszę sie z tego bo teraz jestem pewna ze pomiędzy Jessy a Zayn'em coś zaiskrzy! Super rozdział i nie moge doczekać sie następnego! :) :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję że będzie z Zenem, bo jak nie to cię dziewczyno znajdę i zmuszę najgorszymi torturami do zmiany scenariusza! No więc, bój się :D

    OdpowiedzUsuń
  4. B O S K I E ! Kocham to... Wreszcie Zayn w pełni. kOsiam to opowiadanie <3

    OdpowiedzUsuń