Postanowiłam...
Kolejny rozdział dodam w środę.
Dlaczego?
Odpowiedź jest bardzo prosta - mam mieszane uczucie i czuję smutek w związku, że Zayn nie jest już częścią One Direction.
Nie zawieszam bloga, ani z nim nie kończę. Historię doprowadzę do końca. Chcę tylko ochłonąć i myślę, że niektórzy z was też tego potrzebują.
Zrozumcie mnie, proszę.
Dziwnie mi pisać rozdziały ze świadomością, ze Zayn poszedł własną drogą... Kochałam go od początku poznania 1D, kocham i ciągle będę kochała. Jest moim ulubieńcem i zawsze nim będzie. Mam zamiar wspierać Liama, Nialla, Louisa i Harry'ego w dalszej karierze, bo oni też są cząstką mojej duszy, którą oczarowali.
Wszyscy wiemy, że to już nie będzie to samo. Jednak nie można podchodzić do tej sprawy jakby Zayn zginął, czy zaginął. On żyje, jest zdrowy i jest z nami. Domyślam się, że dla niego też nie jest łatwo. Siedział w tym 5 lat i nie może się od tego odciąć od tak po prostu. Myślicie, że jemu nie jest ciężko na sercu?
Zrozumcie, że Zayn postanowił rozpocząć nowy etap w swoim życiu. Osobiście życzę mu wszystkiego, co najlepsze i mam ogromną nadzieję, ze będzie mu się wiodło i do końca życia będzie się przyjaźnił z resztą chłopców.
To ciągle jest nasz Zayn z One Direction i nic tego nie zmieni.
Prawda?
Także głowa do góry, bo świat nie stanął w miejscu. Życie toczy się dalej i sam zobaczycie, że ta cała histeria była niepotrzebna. Sama przeżyłam szok, kiedy się dowiedziałam, ale teraz wiem, ze zrobił to, co musiał. Zrobił to dla swojego dobra i na pewno nie chciał nas zranić.
Chcielibyście robić coś, co nie przynosi wam radości i frajdy? Ja nie.
Pomyśleliście jak źle musiał się czuć Zayn, kiedy stanął przed takim wyborem. To z pewnością nie był kaprys, a my powinniśmy to uszanować. Zayn podjął taką decyzję, a nie inną, a naszym zadaniem jest pogodzenie się z tym i wspieranie go i reszty chłopców.
Przecież fani powinni być ze swoimi idolami bez względu na wszystko! :)
To jest moje zdanie na ten temat.
Pamiętajcie, że nie jesteście sami.
Nie warto tego wszystkiego roztrząsać i zagłębiać się w melancholię czy depresję. Zayn by tego nie chciał.
Zróbmy to dla niego. Cieszmy się jego szczęściem! ;)
Kolejny rozdział na pewno pojawi się w środę, pewnie wieczorem.
Fanfiction o Zaynie Maliku. Znane osoby użyczają tylko nazwisk i wyglądu. Nie ma powiązania z charakterem postaci. One Direction nie istnieje. Mogą pojawić się wulgaryzmy i sceny +18. Autor tworzy charakter i zachowania postaci w opowiadaniu.
piątek, 27 marca 2015
środa, 25 marca 2015
Rozdział 60
Z OSTATNIEJ CHWILI! (przeczytaj notkę pod postem)
Nie wiem, co robić... Pewnie już wiecie, że Zayn odszedł z zespołu. Jak dodawałam ten rozdział, to jeszcze tego nie wiedziałam. Na myśl, że Zayn nie jest już częścią 1D, mam wątpliwości co do kontynuowania opowiadania...
Pewnie dla niektórych jest to ciężkim szokiem, tak jak dla mnie. Nie mogę przyswoić wiadomości, że już więcej nie usłyszę jego anielskiego głosu. Jest mi trudniej tym bardziej, że jestem Zayn's Girl, a on jest moim największym crush'em. Zawsze będę go kochała i szanowała, ale nie wyprę myśli, że to nie ten sam zespół.
Myślicie, że powinnam normalnie kontynuować opowiadania?
Może powinnam na chwilę zawiesić bloga, aż każdy ochłonie i będzie mógł spokojnie czytać tą historię?
Jestem w kropce :(
Proszę, pomóżcie mi. Doradźcie... Cokolwiek.
Póki co, jestem w szoku i mam ochotę płakać.
Trzymajcie się i nie ważcie się zostawić resztę zespołu ;)
#WeLoveYouZayn
#AlwaysInOurHeartZaynMalik
#YouAreAlwaysOurZaynFrom1D
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jejku, za nami już 60 rozdziałów historii Zayna i Jessy.
Nie mogę uwierzyć, że to tak szybko zleciało. Naprawdę się cieszę, że mam dla kogo pisać. Jestem wam strasznie wdzięczna, że wytrzymaliście ze mną do tego momentu. Wiem, że czasem rozdziały były nudne jak flaki z olejem, że zdarzyło mi się nie dodać postu w terminie, ale wiedzcie, że uwielbiam pisać i jestem ogromnie szczęśliwa, że komukolwiek się to podoba.
Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną do końca (tak, ta historia kiedyś się skończy xD)
Miłego czytania.
Kocham! xxx
P.S Przyjmę wszelkie słowa KONSTRUKTYWNEJ krytyki :)
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
*Jessy*
Zayn opadł na miejsce obok mnie. Przeżyłam z nim najlepsze pół godziny w moim życiu. Podsunęliśmy się wyżej na poduszki i przykryliśmy miękkim kocem. Malik przyciągnął mnie do siebie, leżąc na wznak. Ułożyłam wygodnie głowę na jego piersi, a palcem zaczęłam rysować kółka na jego brzuchu.
- Nie spodziewałem się tego po tobie. - wymruczał z uznaniem.
- Czego? - zapytałam figlarnie.
Nie widzieliśmy swoich twarzy.
- Byłaś taka umm... śmiała i zadziorna. Spodobało mi się to. - powiedział poważnie. - Chociaż, kiedy jesteś nieśmiała i wstydliwa nakręcasz mnie równie mocno.
Zawstydziłam się, ale na szczęście nie widział mojej purpurowej twarzy. Te niegrzeczne słowa w jego ustach naprawdę mnie podniecały. Postanowiłam zadać pytanie, które nurtowało mnie od jego przyjazdu.
- Kiedy musisz wrócić do Londynu?
Westchnął ciężko i milczał przez kilka sekund.
- Dopiero przyjechałem.
- Wiem, ale chciałabym się przygotować psychicznie na kolejne miesiące rozłąki.
- Póki co, cieszmy się chwilą, kocie.
Czułam jak się porusza, a potem pocałował mnie w czubek głowy. Uwielbiałam małe gesty.
- Będę się nad tym zastanawiać. - marudziłam.
- Nie musisz. Jestem tutaj, cały twój.
Przeszedł mnie dreszcz podniecenia.
- Będziesz ze mną do końca przerwy świątecznej?
- Mhm.
Ucieszyłam się, chociaż wolałam, żeby został dłużej.
- Masz wolne w przerwę zimową? - zapytał niby od niechcenia.
- Tak.
- W takim razie nie pozbędziesz się mnie aż do połowy stycznia.
Wytrzeszczyłam oczy i zszokowana podniosłam się do siadu. Kawałkiem koca zakryłam piersi. Wiedziałam, że nie powinnam się wstydzić, ale brak stanika zaniżał moją bezwstydność.
- Żartujesz?! - pisnęłam.
- Jestem całkowicie poważny.
Zakryłam otworzone usta dłonią, jak podczas zajęć, kiedy zobaczyłam go po tak długim czasie. Mogłoby wydawać się to tak odległe, ale przyleciał do San Diego zaledwie kilka godzin temu. Przetrwał taką drogę dla mnie. Nagle zmarkotniałam. Zayn ściągnął brwi razem i przyjrzał mi się badawczo.
- Co się stało?
- Ja... nic takiego. - bąknęłam, unikając jego wzroku.
- Jessy. - westchnął. - Jesteśmy razem. Powinnaś mówić mi co cie trapi, tak?
- Powinnam, ale...
- Więc słucham?
- Bo ja... Bo wiesz... Nigdy nie spędzaliśmy ze sobą czasu, będąc parą. Boję się, że po prostu zobaczysz jaka jestem na co dzień i wcale ci się to nie spodoba. Poza tym, nie wiemy jak będziemy zachowywać się względem siebie, widząc się dwadzieścia cztery na dobę.
- Panikujesz.
- Nie, Zayn, nie panikuję. - podniosłam lekko głos.
- Twoi rodzice. - napomniał.
Przewróciłam oczami.
- To ja powinienem się o to martwić, a nie ty. - rzucił szybko.
- Jak to?
- Dobrze wiesz, że nie jestem idealny. Mam dużo za uszami, niektórych spraw nie dociągnąłem do końca. Moja przeszłość wisi nade mną jak gilotyna. To wszystko czeka, aż będę miał wystarczająco dużo tego, na czym mi zależy i nagle mi to odbierze. Tak już się stało i czuję, że stanie się to ponownie. Wiem to.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Nie ruszyłam się. Wpatrywałam się w niego jak w obrazek. Tak nagle powiedział mi o swoich głębokich uczuciach. Nie wiedziałam jak zachować się w tej sytuacji, więc postanowiłam posłuchać instynktu.
- Zakochałam się w tobie już dawno. Sama tego do siebie nie dopuszczałam, ale tak było. Wtedy kiedy my... Kiedy się nienawidziliśmy, ja tak naprawdę byłam zła na samą siebie, że oczekuję czegoś więcej od takiego kogoś jak ty.
Wiedziałam, ze moje słowa go ranią, ale musiałam dobrnąć do końca.
- Podświadomie zależało mi na tobie cały czas. Wtedy zaczęliśmy spędzać ze sobą czas i do tego te wspólne noce... To wszystko się skumulowało i zrozumiałam, ze jeśli tego nie przerwę, będę cierpiała. Starałam się ciebie ode mnie odsunąć, pozbyć się z mojego życia, ale nie potrafiłam. Uczepiłeś się mnie jak ośmiornica swoimi mackami. Świadomie raniłam samą siebie i swoje kruche serce. Do tego całego bagna usłyszałam jak pieprzysz się z Katy w schowku. Nie wytrzymałam... Na moje szczęście, albo nieszczęście, pojawił się pomysł wyjazdu z Drake'em. Zgodziłam się.
- Dlaczego?
Nie wiem, jakim cudem zeszliśmy na ten temat.
- Zraniłeś mnie. Liczyłam, że skoro my przespaliśmy się na trzeźwo, były te całe miłe słówka, że to coś znaczyło, ale wtedy ty i ona...
- Przepraszam. - wyszeptał ze skruszoną miną.
- Nie, nie przepraszaj. Nie wiedziałeś. Powinnam była ci powiedzieć. Nie obwiniam cię za to, co robiłam. Wyjechałam z nim, co okazało się totalną masakrą.
- Jak to?
- Miałeś rację, co do niego. - przyznałam ze smutkiem.
- Od początku wiedziałem, co ten chuj knuje. - warknął. - Wiedziałem.
- Nie wiń się za to. Starałeś się mnie ostrzec, ale byłam zaślepiona bólem i złością. To też była moja decyzja i mój błąd. Nauczyłam się, żeby nie działać pod wpływem impulsu i już miałam opanowane to do perfekcji, ale wtedy zjawiłeś się ty...
- Ja?
- Kiedy zobaczyłam cię w klubie tuż za swoimi plecami wiedziałam, że zaczęły się kłopoty. Moja zdolność myślenia wtedy zniknęła, wyparowała. Miałam doskonały plan odcięcia się od przeszłości, od ciebie, od ranienia samej siebie i innych. Nie chciałam, żeby te wszystkie uczucia do mnie wróciły. Cierpiałam jeszcze z powodu Drake'a, a ty się pojawiłeś. Moja serce skakało z radości, ale umysł krzyczał "uciekaj". Zaproponowałeś spotkanie i świadomie się zgodziłam.
- Żałujesz?
- Powiem tylko, że to była najlepsza decyzja jaką podjęłam do tamtego czasu.
Kąciki ust mulata uniosły się lekko ku górze.
- Zostaliśmy parą i jesteśmy tutaj. - zakończyłam. - Więc nie pieprz mi teraz, ze rzucę cię z powodu twoich wad, które swoją drogą zdążyłam poznać.
- Ale to co innego...
- Nie, to o to chodzi. Skradłeś moje serce mimo tego, że byłeś największym chujem wobec mnie w szkole i później. Zwodziłeś mnie, raniłeś, ale ja się w tobie zakochałam, rozumiesz? Torturowałam siebie byciem obok ciebie. Bałam się, że jeśli ci powiem, to wyśmiejesz mnie i zamienisz moje życie w piekło. Nie chciałam tego, a z drugiej strony chciałam ciebie. Pojebane co?
- Jesteśmy pojebani. - przyznał. - A ty jesteś najlepsza rzeczą jaka przytrafiła mi się do tej pory.
Położyłam się i wtuliłam w jego klatkę piersiową.
- A ty moją. - wyszeptałam tak, żeby usłyszał.
- Nie jestem idealny.
- Nikt nie jest, kochanie.
Wstrzymał oddech, kiedy powiedziałam słówko na "k". Nie był przyzwyczajony, że ktoś tak do niego mówi i to mnie strasznie cieszyło. Jednak mogłam go czymś zaskoczyć.
- Nawet ja. - dodałam.
- Nie jesteś świadoma tego, co ze mną robisz. - westchnął.
- Co takiego?
- Przy tobie wariuję. Nie jestem już taki twardy. Znaczy mój przyjaciel tak, ale... - szturchnęłam go
w żebro, a on się zaśmiał. - Sprawiasz, że mięknę i dostrzegam te wszystkie pierdoły. Chciałbym cię przytulać i całować już do końca życia. Uwielbiam z tobą rozmawiać, słuchać twojego głosu.
- Słodziak.
- Nie mów tak. - wycedził przez zęby. - Chłopak nie może być słodki. Chłopak musi być męski.
- Ale ty jesteś i słodki i męski.
- Przestań.
- Dobrze, słodziaku. - droczyłam się.
Uszczypnął mnie w biodro, przez co lekko podskoczyłam.
- Nie rób tego więcej. - ostrzegłam.
- Ja nie mogę? - zapytał niewinnie.
- Nie.
- W taki razie znajdź sobie inną poduszkę.
Malik zabrał rękę z moich pleców i fuknął obrażony. Złożyłam delikatny pocałunek na jego obojczyku i świeżej malince.
- Oj przestań, mój słodziaku.
Obdarzył mnie lodowatym wzrokiem.
- Jeszcze raz tak powiesz i obiecuję, że nie dam ci spać tej nocy i każdej innej mojego pobytu tutaj.
- Czyżby kusząca oferta? - przygryzłam wargę, wstydząc się własnych myśli.
- Jeśli tego chcesz.
- Myślę, że moi rodzice zaczęliby się martwić, gdybym nagle zaniemogła w chodzeniu i ogólnie poruszaniu się.
Zaśmialiśmy się jednocześnie.
- Chciałbym ci tyle powiedzieć. - westchnął.
Moje powieki stały się nagle jak z ołowiu.
- Powiedz.
- Nie potrafię. - jęknął. - Poza tym... Zostawiłabyś mnie.
- Nieprawda.
- Nie mów hop...
- Bez ciebie nie skaczę.
Zachichotał na moją nielogiczną odpowiedź.
- Jesteś urocza.
- Jesteś kochany.
- Dziękuję.
- Za prawdę się nie dziękuje. - wymamrotałam.
Ziewnęłam niekontrolowanie.
- Idź spać, kocie.
- Rozmawiajmy.
- Innym razem. - obiecał.
Skinęłam leniwie głową i mlasnęłam.
- Wymęczyłeś mnie. Jesteś potworem.
- Seksownym potworem? - zagaił figlarnie.
- Oj tak. - ostatkiem sił przewróciłam oczami.
- Przyzwyczaisz się, kochanie.
Zadrżałam słysząc moje, a raczej nasze, ulubione słówko.
- Śpij. - dodał.
- Kocham cię, kochanie. - powiedziałam dość wyraźnie.
- Kocham cię, Jessy.
***
Od dwóch dni męczyło mnie poczucie winy. Dzisiaj Wigilia, a ja nie miałam prezentu dla Zayna. Był poranek i liczyłam, że zdążę jeszcze skoczyć do sklepu. Czemu poczucie winy? W naszej ostatniej intymnej i głębokiej rozmowie nie pozwoliłam dojść do słowa Zaynowi. Chciał coś powiedzieć o sobie, a ja mu przeszkodziłam. Chciałam bardzo pokazać mu bardzo, ze naprawdę nie ważne co zrobił, jest dla mnie najważniejszy.
- Wychodzisz? - zapytał, kiedy zderzyłam się z nim przed wejściem do mojego pokoju.
Właśnie wracałam z łazienki już ładnie ubrana, umalowana i uczesana.
- Um, tak jakby.
- Idę z tobą. - powiedział zdecydowany.
Przełknęłam gulę w gardle. Nie mógł ze mną iść, bo to jemu chciałam kupić prezent.
- Ja... yyy... Nie możesz.
Uniósł jedną brew zaciekawiony.
- Dlaczego?
- Umówiłam się z Max'em. - wymyśliłam na szybko.
- W Wigilię?
Zmrużył czujnie oczy. To było słabe kłamstwo.
- Chciał się poradzić w sprawie prezentu dla rodziców.
- Kto kupuje prezenty na ostatnią chwilę?
Ja?
- Tylko niezdary. - zażartowałam, robiąc głupią minę.
- Tak, to prawda.
Uśmiechnął się półgębkiem.
- Poradzisz sobie beze mnie? - zapytałam.
Podeszłam krok bliżej i położyłam dłoń na jego policzku. Kciukiem pomasowałam kość policzkową.
- No nie wiem. - zrobił smutna minkę.
- Dasz radę.
Szybko cmoknęłam go w nos i weszłam do pokoju. Spakowałam torebkę upewniając się, żeby zabrać portfel. Mulat obserwował mnie z wejścia. Przechodząc obok, dałam mu na pożegnanie długiego całusa. Klepnął mnie w tyłek i popchnął w stronę wyjścia. Ze śmiechem na ustach wyszłam z domu. Wzięłam mój samochód, który jak kiedyś wspominałam, dostałam od rodziców. Jeździłam nim po całym mieście. Postanowiłam wysłać SMS-a do przyjaciela.
ODBIORCA: Max
Jedziesz ze mną na zakupy?
NADAWCA: Max
Muszę? :(
ODBIORCA: Max
TAK.
Och i ta kropka nienawiści. Musiałam to zrobić.
NADAWCA: Max
Czekam! xxx
Kilka minut później stałam pod domem chłopaka. Jego "czekam" było względne. Prawdopodobnie zaczął się szykować, kiedy zatrąbiłam. Od zawsze tak było. Czasami siedział w łazience dłużej niż ja. Twierdził, że musi zadbać o swoją urodę, bo nigdy nie znajdzie sobie "fajnej dupy". Moim zdaniem nie potrzebował żadnych ulepszaczy. Z natury był przystojny, a im był starszy, tym stawał się bardziej męski. Gdybym nie była zakochana, mogłabym powiedzieć, że mi się podoba.
- Jestem. - wysapał. - Przepraszam, ale się spieszyłem.
Przewróciłam oczami, wyobrażając sobie jego "spieszyłem się".
- Zgaduję, że byłeś w totalnym nieładzie i ogarniałeś się w ostatniej chwili, prawda?
Skinął smutno na moje przypuszczenia. Za dobrze go znałam.
- Po co tak właściwie ciągniesz mnie do sklepu w taki dzień?
- Zapomniałam o jednym prezencie.
Wytrzeszczył oczy.
- CO?! Nie wierzę! Ty?!
- Nie krzycz, prowadzę. - upomniałam. - Tak, zapomniałam. Zdarza się nawet najlepszym.
- Kto to?
- To Z... znaczy już wiem, co kupić tylko byłam ostatnio zbyt zajęta.
Prawie wygadałam się o Maliku. Chłopaki nie wiedzieli do tej pory, że się z nim spotykam i miałam nadzieję, że nie wyjdzie to przypadkiem. Byliby źli, naprawdę. Chciałabym im sama powiedzieć, ale strasznie się bałam. Z reguły mieli do Zayna uprzedzenia i nie wiem czy to uległo zmianie, czy nie. Nie widzieli się od dość dawna, więc liczyłam, że będzie dobrze, bo...
Moi przyjaciele przychodzą w drugi dzień świąt.
- Słyszysz mnie?
Otrząsnęłam się i dopiero teraz zauważyłam, że już zaparkowałam.
Wow.
- Co mówiłeś?
- Znowu mnie nie słuchałaś. - jęknął.
- Przepraszam. - bąknęłam. - Chodźmy.
Poczekałam aż chłopak też wysiądzie i zamknęłam auto. Pierwszy sklep, który odwiedziliśmy, to sklep z męską odzieżą.
- Więc ten ktoś jest mężczyzną? - zapytał podejrzliwie Max.
- Jak widać. - prychnęłam.
- To ktoś z "Tigers"?
- Nie.
- Jak to?
- Nie.
- Okey... - powiedział niepewnie.
- Przestań szpiegować i po prostu mi pomóż. - zdenerwowałam się.
Kompletnie nie miałam pojęcia, co kupić mulatowi. Jaki rozmiar nosi teraz? Lubi zegarki? Jaki rodzaj perfum preferuje? Ma jakąś biżuterię?
Jestem w kropce.
- Więc, czego szukamy? - zapytał, kiedy kręciliśmy się w kółko.
- Nie wiem. - jęknęłam żałośnie. - Nie mam cholernego pojęcia.
- No to klops.
- Nawet nie wiesz, jak wielki.
Max zaśmiał się głośno, a ja wtedy wpadłam na genialny pomysł.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kolejny rozdział PRAWDOPODOBNIE w niedzielę wieczorem (do 20.00).
Nie wiem, kiedy kolejny rozdział... Na ten moment nie mam ochoty pisać.
Potrzebuję przemyśleć kilka spraw.
Mam mieszane uczucia i przeżywam wewnętrzne rozdarcie.
Zrozumcie, proszę.
:(
Do usłyszenia!
Nie wiem, co robić... Pewnie już wiecie, że Zayn odszedł z zespołu. Jak dodawałam ten rozdział, to jeszcze tego nie wiedziałam. Na myśl, że Zayn nie jest już częścią 1D, mam wątpliwości co do kontynuowania opowiadania...
Pewnie dla niektórych jest to ciężkim szokiem, tak jak dla mnie. Nie mogę przyswoić wiadomości, że już więcej nie usłyszę jego anielskiego głosu. Jest mi trudniej tym bardziej, że jestem Zayn's Girl, a on jest moim największym crush'em. Zawsze będę go kochała i szanowała, ale nie wyprę myśli, że to nie ten sam zespół.
Myślicie, że powinnam normalnie kontynuować opowiadania?
Może powinnam na chwilę zawiesić bloga, aż każdy ochłonie i będzie mógł spokojnie czytać tą historię?
Jestem w kropce :(
Proszę, pomóżcie mi. Doradźcie... Cokolwiek.
Póki co, jestem w szoku i mam ochotę płakać.
Trzymajcie się i nie ważcie się zostawić resztę zespołu ;)
#WeLoveYouZayn
#AlwaysInOurHeartZaynMalik
#YouAreAlwaysOurZaynFrom1D
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jejku, za nami już 60 rozdziałów historii Zayna i Jessy.
Nie mogę uwierzyć, że to tak szybko zleciało. Naprawdę się cieszę, że mam dla kogo pisać. Jestem wam strasznie wdzięczna, że wytrzymaliście ze mną do tego momentu. Wiem, że czasem rozdziały były nudne jak flaki z olejem, że zdarzyło mi się nie dodać postu w terminie, ale wiedzcie, że uwielbiam pisać i jestem ogromnie szczęśliwa, że komukolwiek się to podoba.
Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną do końca (tak, ta historia kiedyś się skończy xD)
Miłego czytania.
Kocham! xxx
P.S Przyjmę wszelkie słowa KONSTRUKTYWNEJ krytyki :)
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
*Jessy*
Zayn opadł na miejsce obok mnie. Przeżyłam z nim najlepsze pół godziny w moim życiu. Podsunęliśmy się wyżej na poduszki i przykryliśmy miękkim kocem. Malik przyciągnął mnie do siebie, leżąc na wznak. Ułożyłam wygodnie głowę na jego piersi, a palcem zaczęłam rysować kółka na jego brzuchu.
- Nie spodziewałem się tego po tobie. - wymruczał z uznaniem.
- Czego? - zapytałam figlarnie.
Nie widzieliśmy swoich twarzy.
- Byłaś taka umm... śmiała i zadziorna. Spodobało mi się to. - powiedział poważnie. - Chociaż, kiedy jesteś nieśmiała i wstydliwa nakręcasz mnie równie mocno.
Zawstydziłam się, ale na szczęście nie widział mojej purpurowej twarzy. Te niegrzeczne słowa w jego ustach naprawdę mnie podniecały. Postanowiłam zadać pytanie, które nurtowało mnie od jego przyjazdu.
- Kiedy musisz wrócić do Londynu?
Westchnął ciężko i milczał przez kilka sekund.
- Dopiero przyjechałem.
- Wiem, ale chciałabym się przygotować psychicznie na kolejne miesiące rozłąki.
- Póki co, cieszmy się chwilą, kocie.
Czułam jak się porusza, a potem pocałował mnie w czubek głowy. Uwielbiałam małe gesty.
- Będę się nad tym zastanawiać. - marudziłam.
- Nie musisz. Jestem tutaj, cały twój.
Przeszedł mnie dreszcz podniecenia.
- Będziesz ze mną do końca przerwy świątecznej?
- Mhm.
Ucieszyłam się, chociaż wolałam, żeby został dłużej.
- Masz wolne w przerwę zimową? - zapytał niby od niechcenia.
- Tak.
- W takim razie nie pozbędziesz się mnie aż do połowy stycznia.
Wytrzeszczyłam oczy i zszokowana podniosłam się do siadu. Kawałkiem koca zakryłam piersi. Wiedziałam, że nie powinnam się wstydzić, ale brak stanika zaniżał moją bezwstydność.
- Żartujesz?! - pisnęłam.
- Jestem całkowicie poważny.
Zakryłam otworzone usta dłonią, jak podczas zajęć, kiedy zobaczyłam go po tak długim czasie. Mogłoby wydawać się to tak odległe, ale przyleciał do San Diego zaledwie kilka godzin temu. Przetrwał taką drogę dla mnie. Nagle zmarkotniałam. Zayn ściągnął brwi razem i przyjrzał mi się badawczo.
- Co się stało?
- Ja... nic takiego. - bąknęłam, unikając jego wzroku.
- Jessy. - westchnął. - Jesteśmy razem. Powinnaś mówić mi co cie trapi, tak?
- Powinnam, ale...
- Więc słucham?
- Bo ja... Bo wiesz... Nigdy nie spędzaliśmy ze sobą czasu, będąc parą. Boję się, że po prostu zobaczysz jaka jestem na co dzień i wcale ci się to nie spodoba. Poza tym, nie wiemy jak będziemy zachowywać się względem siebie, widząc się dwadzieścia cztery na dobę.
- Panikujesz.
- Nie, Zayn, nie panikuję. - podniosłam lekko głos.
- Twoi rodzice. - napomniał.
Przewróciłam oczami.
- To ja powinienem się o to martwić, a nie ty. - rzucił szybko.
- Jak to?
- Dobrze wiesz, że nie jestem idealny. Mam dużo za uszami, niektórych spraw nie dociągnąłem do końca. Moja przeszłość wisi nade mną jak gilotyna. To wszystko czeka, aż będę miał wystarczająco dużo tego, na czym mi zależy i nagle mi to odbierze. Tak już się stało i czuję, że stanie się to ponownie. Wiem to.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Nie ruszyłam się. Wpatrywałam się w niego jak w obrazek. Tak nagle powiedział mi o swoich głębokich uczuciach. Nie wiedziałam jak zachować się w tej sytuacji, więc postanowiłam posłuchać instynktu.
- Zakochałam się w tobie już dawno. Sama tego do siebie nie dopuszczałam, ale tak było. Wtedy kiedy my... Kiedy się nienawidziliśmy, ja tak naprawdę byłam zła na samą siebie, że oczekuję czegoś więcej od takiego kogoś jak ty.
Wiedziałam, ze moje słowa go ranią, ale musiałam dobrnąć do końca.
- Podświadomie zależało mi na tobie cały czas. Wtedy zaczęliśmy spędzać ze sobą czas i do tego te wspólne noce... To wszystko się skumulowało i zrozumiałam, ze jeśli tego nie przerwę, będę cierpiała. Starałam się ciebie ode mnie odsunąć, pozbyć się z mojego życia, ale nie potrafiłam. Uczepiłeś się mnie jak ośmiornica swoimi mackami. Świadomie raniłam samą siebie i swoje kruche serce. Do tego całego bagna usłyszałam jak pieprzysz się z Katy w schowku. Nie wytrzymałam... Na moje szczęście, albo nieszczęście, pojawił się pomysł wyjazdu z Drake'em. Zgodziłam się.
- Dlaczego?
Nie wiem, jakim cudem zeszliśmy na ten temat.
- Zraniłeś mnie. Liczyłam, że skoro my przespaliśmy się na trzeźwo, były te całe miłe słówka, że to coś znaczyło, ale wtedy ty i ona...
- Przepraszam. - wyszeptał ze skruszoną miną.
- Nie, nie przepraszaj. Nie wiedziałeś. Powinnam była ci powiedzieć. Nie obwiniam cię za to, co robiłam. Wyjechałam z nim, co okazało się totalną masakrą.
- Jak to?
- Miałeś rację, co do niego. - przyznałam ze smutkiem.
- Od początku wiedziałem, co ten chuj knuje. - warknął. - Wiedziałem.
- Nie wiń się za to. Starałeś się mnie ostrzec, ale byłam zaślepiona bólem i złością. To też była moja decyzja i mój błąd. Nauczyłam się, żeby nie działać pod wpływem impulsu i już miałam opanowane to do perfekcji, ale wtedy zjawiłeś się ty...
- Ja?
- Kiedy zobaczyłam cię w klubie tuż za swoimi plecami wiedziałam, że zaczęły się kłopoty. Moja zdolność myślenia wtedy zniknęła, wyparowała. Miałam doskonały plan odcięcia się od przeszłości, od ciebie, od ranienia samej siebie i innych. Nie chciałam, żeby te wszystkie uczucia do mnie wróciły. Cierpiałam jeszcze z powodu Drake'a, a ty się pojawiłeś. Moja serce skakało z radości, ale umysł krzyczał "uciekaj". Zaproponowałeś spotkanie i świadomie się zgodziłam.
- Żałujesz?
- Powiem tylko, że to była najlepsza decyzja jaką podjęłam do tamtego czasu.
Kąciki ust mulata uniosły się lekko ku górze.
- Zostaliśmy parą i jesteśmy tutaj. - zakończyłam. - Więc nie pieprz mi teraz, ze rzucę cię z powodu twoich wad, które swoją drogą zdążyłam poznać.
- Ale to co innego...
- Nie, to o to chodzi. Skradłeś moje serce mimo tego, że byłeś największym chujem wobec mnie w szkole i później. Zwodziłeś mnie, raniłeś, ale ja się w tobie zakochałam, rozumiesz? Torturowałam siebie byciem obok ciebie. Bałam się, że jeśli ci powiem, to wyśmiejesz mnie i zamienisz moje życie w piekło. Nie chciałam tego, a z drugiej strony chciałam ciebie. Pojebane co?
- Jesteśmy pojebani. - przyznał. - A ty jesteś najlepsza rzeczą jaka przytrafiła mi się do tej pory.
Położyłam się i wtuliłam w jego klatkę piersiową.
- A ty moją. - wyszeptałam tak, żeby usłyszał.
- Nie jestem idealny.
- Nikt nie jest, kochanie.
Wstrzymał oddech, kiedy powiedziałam słówko na "k". Nie był przyzwyczajony, że ktoś tak do niego mówi i to mnie strasznie cieszyło. Jednak mogłam go czymś zaskoczyć.
- Nawet ja. - dodałam.
- Nie jesteś świadoma tego, co ze mną robisz. - westchnął.
- Co takiego?
- Przy tobie wariuję. Nie jestem już taki twardy. Znaczy mój przyjaciel tak, ale... - szturchnęłam go
w żebro, a on się zaśmiał. - Sprawiasz, że mięknę i dostrzegam te wszystkie pierdoły. Chciałbym cię przytulać i całować już do końca życia. Uwielbiam z tobą rozmawiać, słuchać twojego głosu.
- Słodziak.
- Nie mów tak. - wycedził przez zęby. - Chłopak nie może być słodki. Chłopak musi być męski.
- Ale ty jesteś i słodki i męski.
- Przestań.
- Dobrze, słodziaku. - droczyłam się.
Uszczypnął mnie w biodro, przez co lekko podskoczyłam.
- Nie rób tego więcej. - ostrzegłam.
- Ja nie mogę? - zapytał niewinnie.
- Nie.
- W taki razie znajdź sobie inną poduszkę.
Malik zabrał rękę z moich pleców i fuknął obrażony. Złożyłam delikatny pocałunek na jego obojczyku i świeżej malince.
- Oj przestań, mój słodziaku.
Obdarzył mnie lodowatym wzrokiem.
- Jeszcze raz tak powiesz i obiecuję, że nie dam ci spać tej nocy i każdej innej mojego pobytu tutaj.
- Czyżby kusząca oferta? - przygryzłam wargę, wstydząc się własnych myśli.
- Jeśli tego chcesz.
- Myślę, że moi rodzice zaczęliby się martwić, gdybym nagle zaniemogła w chodzeniu i ogólnie poruszaniu się.
Zaśmialiśmy się jednocześnie.
- Chciałbym ci tyle powiedzieć. - westchnął.
Moje powieki stały się nagle jak z ołowiu.
- Powiedz.
- Nie potrafię. - jęknął. - Poza tym... Zostawiłabyś mnie.
- Nieprawda.
- Nie mów hop...
- Bez ciebie nie skaczę.
Zachichotał na moją nielogiczną odpowiedź.
- Jesteś urocza.
- Jesteś kochany.
- Dziękuję.
- Za prawdę się nie dziękuje. - wymamrotałam.
Ziewnęłam niekontrolowanie.
- Idź spać, kocie.
- Rozmawiajmy.
- Innym razem. - obiecał.
Skinęłam leniwie głową i mlasnęłam.
- Wymęczyłeś mnie. Jesteś potworem.
- Seksownym potworem? - zagaił figlarnie.
- Oj tak. - ostatkiem sił przewróciłam oczami.
- Przyzwyczaisz się, kochanie.
Zadrżałam słysząc moje, a raczej nasze, ulubione słówko.
- Śpij. - dodał.
- Kocham cię, kochanie. - powiedziałam dość wyraźnie.
- Kocham cię, Jessy.
***
Od dwóch dni męczyło mnie poczucie winy. Dzisiaj Wigilia, a ja nie miałam prezentu dla Zayna. Był poranek i liczyłam, że zdążę jeszcze skoczyć do sklepu. Czemu poczucie winy? W naszej ostatniej intymnej i głębokiej rozmowie nie pozwoliłam dojść do słowa Zaynowi. Chciał coś powiedzieć o sobie, a ja mu przeszkodziłam. Chciałam bardzo pokazać mu bardzo, ze naprawdę nie ważne co zrobił, jest dla mnie najważniejszy.
- Wychodzisz? - zapytał, kiedy zderzyłam się z nim przed wejściem do mojego pokoju.
Właśnie wracałam z łazienki już ładnie ubrana, umalowana i uczesana.
- Um, tak jakby.
- Idę z tobą. - powiedział zdecydowany.
Przełknęłam gulę w gardle. Nie mógł ze mną iść, bo to jemu chciałam kupić prezent.
- Ja... yyy... Nie możesz.
Uniósł jedną brew zaciekawiony.
- Dlaczego?
- Umówiłam się z Max'em. - wymyśliłam na szybko.
- W Wigilię?
Zmrużył czujnie oczy. To było słabe kłamstwo.
- Chciał się poradzić w sprawie prezentu dla rodziców.
- Kto kupuje prezenty na ostatnią chwilę?
Ja?
- Tylko niezdary. - zażartowałam, robiąc głupią minę.
- Tak, to prawda.
Uśmiechnął się półgębkiem.
- Poradzisz sobie beze mnie? - zapytałam.
Podeszłam krok bliżej i położyłam dłoń na jego policzku. Kciukiem pomasowałam kość policzkową.
- No nie wiem. - zrobił smutna minkę.
- Dasz radę.
Szybko cmoknęłam go w nos i weszłam do pokoju. Spakowałam torebkę upewniając się, żeby zabrać portfel. Mulat obserwował mnie z wejścia. Przechodząc obok, dałam mu na pożegnanie długiego całusa. Klepnął mnie w tyłek i popchnął w stronę wyjścia. Ze śmiechem na ustach wyszłam z domu. Wzięłam mój samochód, który jak kiedyś wspominałam, dostałam od rodziców. Jeździłam nim po całym mieście. Postanowiłam wysłać SMS-a do przyjaciela.
ODBIORCA: Max
Jedziesz ze mną na zakupy?
NADAWCA: Max
Muszę? :(
ODBIORCA: Max
TAK.
Och i ta kropka nienawiści. Musiałam to zrobić.
NADAWCA: Max
Czekam! xxx
Kilka minut później stałam pod domem chłopaka. Jego "czekam" było względne. Prawdopodobnie zaczął się szykować, kiedy zatrąbiłam. Od zawsze tak było. Czasami siedział w łazience dłużej niż ja. Twierdził, że musi zadbać o swoją urodę, bo nigdy nie znajdzie sobie "fajnej dupy". Moim zdaniem nie potrzebował żadnych ulepszaczy. Z natury był przystojny, a im był starszy, tym stawał się bardziej męski. Gdybym nie była zakochana, mogłabym powiedzieć, że mi się podoba.
- Jestem. - wysapał. - Przepraszam, ale się spieszyłem.
Przewróciłam oczami, wyobrażając sobie jego "spieszyłem się".
- Zgaduję, że byłeś w totalnym nieładzie i ogarniałeś się w ostatniej chwili, prawda?
Skinął smutno na moje przypuszczenia. Za dobrze go znałam.
- Po co tak właściwie ciągniesz mnie do sklepu w taki dzień?
- Zapomniałam o jednym prezencie.
Wytrzeszczył oczy.
- CO?! Nie wierzę! Ty?!
- Nie krzycz, prowadzę. - upomniałam. - Tak, zapomniałam. Zdarza się nawet najlepszym.
- Kto to?
- To Z... znaczy już wiem, co kupić tylko byłam ostatnio zbyt zajęta.
Prawie wygadałam się o Maliku. Chłopaki nie wiedzieli do tej pory, że się z nim spotykam i miałam nadzieję, że nie wyjdzie to przypadkiem. Byliby źli, naprawdę. Chciałabym im sama powiedzieć, ale strasznie się bałam. Z reguły mieli do Zayna uprzedzenia i nie wiem czy to uległo zmianie, czy nie. Nie widzieli się od dość dawna, więc liczyłam, że będzie dobrze, bo...
Moi przyjaciele przychodzą w drugi dzień świąt.
- Słyszysz mnie?
Otrząsnęłam się i dopiero teraz zauważyłam, że już zaparkowałam.
Wow.
- Co mówiłeś?
- Znowu mnie nie słuchałaś. - jęknął.
- Przepraszam. - bąknęłam. - Chodźmy.
Poczekałam aż chłopak też wysiądzie i zamknęłam auto. Pierwszy sklep, który odwiedziliśmy, to sklep z męską odzieżą.
- Więc ten ktoś jest mężczyzną? - zapytał podejrzliwie Max.
- Jak widać. - prychnęłam.
- To ktoś z "Tigers"?
- Nie.
- Jak to?
- Nie.
- Okey... - powiedział niepewnie.
- Przestań szpiegować i po prostu mi pomóż. - zdenerwowałam się.
Kompletnie nie miałam pojęcia, co kupić mulatowi. Jaki rozmiar nosi teraz? Lubi zegarki? Jaki rodzaj perfum preferuje? Ma jakąś biżuterię?
Jestem w kropce.
- Więc, czego szukamy? - zapytał, kiedy kręciliśmy się w kółko.
- Nie wiem. - jęknęłam żałośnie. - Nie mam cholernego pojęcia.
- No to klops.
- Nawet nie wiesz, jak wielki.
Max zaśmiał się głośno, a ja wtedy wpadłam na genialny pomysł.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nie wiem, kiedy kolejny rozdział... Na ten moment nie mam ochoty pisać.
Potrzebuję przemyśleć kilka spraw.
Mam mieszane uczucia i przeżywam wewnętrzne rozdarcie.
Zrozumcie, proszę.
:(
Do usłyszenia!
wtorek, 24 marca 2015
Rozdział 59
SUPRAJS!!!
Taki mały bonusik za to, że ostatnio zdarzało mi się mijać z terminem dodawania, który sama ustaliłam ;)
Miłego czytania! xxx
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
*Jessy*
- Chodź już. - marudziłam.
Staliśmy przed domem piętnaście minut i nie mogłam go przekonać, żeby wszedł do środka. Stwierdził, że poczeka na mnie na zewnątrz.
- Mam tu być do świat, a ty razem ze mną, więc nie wymyślaj.
Spojrzał na mnie ze strachem w oczach.
- Nie wierzę, że wielki Zayn Malik, postrach z Bradford, boi się moich rodziców. - zadrwiłam.
- Nie boję. - bąknął zły.
- W takim razie idziemy.
Pociągnęłam go za rękę do środka.
- Już jestem! - krzyknęłam w głąb.
- W kuchni! - odkrzyknęła mama.
Oboje rodzice powinni być już po pracy. Wzięłam głęboki, uspokajający oddech i weszłam z Zaynem do wspomnianego pomieszczenia.
- Cześć. - przywitałam się cicho.
- Cześć, córeczko. - mama cmoknęła mnie w policzek. - A cóż to za przystojny młodzieniec?
- Nie widziałem cię wcześniej, chłopcze. - tata zmrużył oczy badawczo. - Jesteś z Kalifornii?
- Powoli. - przerwałam dalsze pytania. - Mamo, tato, to jest Zayn.
- Dobry wieczór. - przywitał się chłopak. - Miło mi państwa poznać.
- Zayn jest moim chłopakiem. - dodałam.
- Ach tak! - zachichotała mama. - Opowiadałaś mi o nieziemsko przystojnym młodzieńcu, więc wnioskuję, że mówiłaś właśnie o nim.
- Ta. - mruknęłam, czerwieniąc się.
- Ile jesteście razem? - zapytał zaciekawiony ojciec.
Zmroziłam go spojrzeniem.
- Pięć miesięcy. - odpowiedział Malik.
- Mieszkasz w Bradford? To tam poznała cię moja córka?
- Tak, panie Horan.
- Pracujesz, prawda?
- Tato. - upomniałam z poważną miną. - Daj już spokój z wywiadem badawczym. Później porozmawiacie. Zayn jest zmęczony podróżą.
Przysunęłam się bliżej niego i ścisnęłam mu dłoń za jego plecami, tak dla otuchy. Uśmiechnął się lekko na ten gest.
- Cóż... Dobrze. - tata zgodził się niechętnie.
- Witaj w rodzinie Horanów. - rzuciła, nad wyraz zadowolona, mama.
Bała się, że zwiąże się z którąś z małp z mojej drużyny. Skoro już wiedziała, że Tony jest zajęty, nie mogła spokojnie znieść, że jest jeszcze trzech wolnych.
- Jesteście głodni? - dodała.
Popatrzyłam na Zayna i już wiedziałam, że miał ochotę... ale nie na jedzenie.
- Musimy się rozpakować. - wybrnęłam. - Zejdziemy na kolację.
Mama skinęła głową, myjąc naczynia, a tata przyglądał się mulatowi bez żadnej emocji widocznej na twarzy. Zawsze taki był w stosunku do kręcących się w moim pobliżu chłopaków.
- Czuj się jak u siebie, Zayn. - rzucił za nami.
Wzięliśmy torby z samochodu, po czym poprowadziłam nas do mojego pokoju. Na szczęście był na samym końcu domu, z daleka od salonu, kuchni i sypialni rodziców. Zayn opadł na łóżko i przetarł twarz dłońmi. Stanęłam przed nim.
- Mówiłam ci, ze będzie dobrze.
Podniósł na mnie wzrok i otworzył kolana, przyciągając mnie bliżej. Przytulił głowę do mojego brzucha.
- Nie było najgorzej. Pierwszy raz zostałem przedstawiony rodzicom dziewczyny, z którą się spotykam.
- Z żadną nie zaszedłeś tak daleko? - zapytałam niepewnie.
Bolało mnie wspominanie jego byłych, mimo że nie były to związki jak nasz.
- Proszę cię. - prychnął. - Nawet się nie przytulałem, ale nie chodziłem z nimi za rękę. Natomiast ty jesteś wyjątkowa.
Uśmiechnęłam się szeroko.
- Cieszy mnie to, panie Malik. Oficjalnie witam pana w rodzinie zwariowanych Horanów.
Zaśmiał się krótko i pociągnął mnie tak, że usiadłam bokiem na jego kolanach.
- Wiesz na co mam ochotę? - zapytał, błądząc wzrokiem po mojej twarzy.
Przygryzłam wargę i powoli ją wypuściłam.
- Myślę, że wiem.
Pochyliłam się i przycisnęłam wargi do jego warg. Zayn pogłębił pocałunek, kładąc nas na łóżko.
Mulat zniżył się na moją szyję i obsypał ją pocałunkami.
- Tak bardzo tęskniłem za zapachem twojej skóry. - wymruczał.
- Tęskniłam za całym tobą, k... - urwałam.
- Powiedz to.
- Nie. - bąknęłam wstydliwie.
- Nie wstydź się. Proszę, powiedz to.
- Um, ja...
- Proszę.
Spojrzał mi głęboko w oczy i najwidoczniej nie zamierzał zmienić pozycji. Pokonałam swój wewnętrzny strach. Bałam się, że on nie poczuje tego, co ja kiedy to on do mnie mówi.
- Tęskniłam, kochanie. - powiedziałam cicho, patrząc głęboko w brązowe tęczówki.
Chłopak uśmiechnął się pod nosem i wyglądał jakby przyswajał wypowiedziane słowa.
- Ile mamy czasu do kolacji? - zapytał szeptem.
- Która jest godzina?
Rzucił okiem na zegarek na moim stoliku nocnym.
- Siedemnasta czterdzieści.
- Czyli zaledwie dwadzieścia minut. - jęknęłam.
- Nie zdążę się tobą nacieszyć, kocie. - posmutniał.
- Mam propozycję... - zaczęłam, a Zayn położył się obok mnie.
- Słucham cię uważnie.
- Może spokojnie zjemy kolację, a potem wrócimy tutaj i...
Zaczerwieniłam się nim skończyłam zdanie. O czym ja właściwie myślałam!?
- Wchodzę w to. - zaśmiał się. - Ciągle słodko się rumienisz.
- Spadaj. - uderzyłam go w pierś.
- Nigdy. - wyszeptał.
- Wiem.
Wtuliliśmy się na łyżeczki i w takiej pozycji doczekaliśmy kolacji, przed którą wzięłam prysznic.
***
Siedzieliśmy przy stole już jakąś dobrą godzinę. Malik trzymał dłoń na moim kolanie i niespokojnie poruszał palcami. Wsunęłam rękę pod stół i splotłam nasze palce. Póki co, tata się nie odzywał, ale wiedziałam, że miał zamiar przemaglować mulata. Mama powoli podniosła się z krzesła i zaczęła zbierać brudne naczynia.
- Pomogę ci pozmywać. - zgłosiłam się.
Nie chciałam zostawiać Zayna samego, ale musiałam pogadać z rodzicielką. Poszłam za nią do kuchni, wysyłając pospiesznie współczujące spojrzenie chłopakowi.
- Miły z niego chłopak. - odezwała się pierwsza.
- Tak. - przytaknęłam. - Jest... um, bardzo miły.
- Miłość?
Zaskoczyła mnie tym pytaniem, więc przez chwilę nie odpowiadałam.
- Zdecydowanie. - odrzekłam cicho.
Zachichotałyśmy jak nastolatki, do której mi było bliżej niż mamie.
- Myślałaś nad przyszłością z nim? - zapytała z powagą.
Podeszła do zlewu i zaczęła zmywać. Stanęłam obok niej ze ścierką, żeby wycierać naczynia do sucha.
- Nie wiem, co wydarzy się jutro, a miałam myśleć nad naszą wspólną przyszłością?
- Wiesz córeczko, masz już dwadzieścia jeden lat. Myślę, że pora powoli się statkować. Znalazłaś pracę, teraz masz mieszkanie...
- Mamo, proszę. - jęknęłam. - Ja i Zayn wiele przeszliśmy. Żadne z nas nie jest wprawione w byciu w związku.
Popatrzyła na mnie zdziwiona.
- Przecież byłaś z Tony'm.
Westchnęłam ciężko.
- To było skomplikowane i nie wyglądało tak, jak bym tego chciała.
- Dobrze, rozumiem. - uśmiechnęła się. - Jednak z niecierpliwością czekam na wasze ślubne zaproszenie dla nas.
Zaśmiałam się, a rodzicielka dołączyła do mnie. Dokończyłyśmy sprzątać i wróciłyśmy do naszych mężczyzn.
- Przeżyłeś? - szepnęłam do ucha spiętego mulata, kiedy usiadłam obok.
Wykrzywił twarz w grymasie, a ja starałam się nie wybuchnąć śmiechem. Gdzie się podział mój twardy i sarkastyczny chłopak?
- Tato, czy mogę już zabrać Zayna, żeby odpoczął?
Ojciec skierował twardy wzrok na mnie. Czyżby coś się stało?
- Zaprowadź kolegę do pokoju i przyjdź do mnie na chwilę.
Zmarszczyłam lekko czoło zdezorientowana. Razem wstaliśmy od stołu i przeszliśmy do mojej sypialni.
- Co mu powiedziałeś? - napomniałam zaraz po zamknięciu drzwi.
Malik wytrzeszczył na mnie oczy.
- Ja? Nic.
- Na pewno?
- Tak.
- Dobrze. - westchnęłam. - Zaraz wracam.
Spięta i niespokojna wróciłam do salonu.
- Już jestem.
Tata stał za kanapą, opierając się ramionami o oparcie.
- Dobrze.
- Coś się stało? - zapytałam niepewnie.
- Nie, czemu?
- Nie wiem. - wzruszyłam ramionami. - Odkąd jest tutaj Zayn, jesteś strasznie poważny.
- Naprawdę? - zdziwił się.
- Mhm.
- Przyprowadziłaś do domu swojego chłopaka. Jesteś moją jedyną córeczką i nie chcę, żebyś cierpiała przez kogokolwiek.
- Na zaręczyny Nialla zareagowałeś inaczej. - wymamrotałam niezadowolona jego słowami.
- Niall to całkowicie inna sprawa. Nie porównuj siebie do niego.
- Co innego, bo jest chłopakiem? - rzuciłam. - Dlatego?
Tata nie odpowiedział.
- Jestem silniejsza niż myślisz i poradzę sobie, jeśli coś będzie nie tak. Mówisz, że jestem dorosła i powinnam zadbać o siebie, a teraz zastraszasz osobę, którą kocham?!
- Nie unoś się, młoda damo. - napomniał mnie.
- Przepraszam. - bąknęłam ciągle zła. - Powiedziałam to, co miałam na myśli.
- Nikogo nie zastraszyłem. Po prostu z nim rozmawiałem. Nie wiem czemu się tak spiął, przecież jestem fajnym tatuśkiem, prawda?
Uśmiechnęłam się z ulgą. Powoli wracał MÓJ tata.
- Czyli dasz mu spokój?
- Tak.
- Poważnie?
- Powiem ci, że nawet go polubiłem.
Pod wpływem emocji rzuciłam się ojcu na szyję.
- Dziękuję! - pisnęłam.
- Już dobrze, dobrze. - zaśmiał się. - Idź, bo uschnie z tęsknoty za tobą.
Żartobliwie pokazałam mu język i wyszłam. Mama stała z boku i obserwowała całą sytuację z uśmiechem. Zamaszyście otworzyłam drzwi do mojego pokoju.
- I co?
Mulat chodził niespokojnie w tą i z powrotem.
- Wiesz... - zaczęłam dramatycznie.
- O matko. - wydusił z przerażeniem.
Długo nie potrafiłam utrzymać maski bez emocji, więc roześmiałam się głośno.
- Lubi cię! - krzyknęłam.
Stanął jak słup soli i nie mógł się ruszyć. Nadal nie potrafiłam uwierzyć, że tak bardzo zależało mu na opinii moich rodziców.
- Naprawdę? - wydukał.
Pokiwałam głową na "tak". Chłopak odetchnął z ulgą i opadł tyłkiem na łóżko. Wgramoliłam się okrakiem na jego kolana i położyłam dłonie na jego policzkach.
- Przestań. - wyszeptałam. - Przestań się tak denerwować.
- Łatwo ci mówić.
- Zayn...
Spojrzał na mnie.
- Co?
- Zależy mi na tobie i nie obchodzi mnie, co myślą rodzice.
- Ale...
- To ze mną chodzisz, tak? - przerwałam mu.
- No tak.
- Więc przestań, okey?
Zastanowił się chwilę.
- Dobrze.
Przytuliłam go mocno, a on schował twarz w mojej szyi. Czarne włosy łaskotały mnie w policzek.
- To na czym skończyliśmy? - zapytałam figlarnie.
Natychmiast podniósł głowę do góry i zmierzył mnie spragnionym spojrzeniem.
- Jesteś pewna, że chcesz to zacząć? Tym razem się nie zatrzymam. - ostrzegł.
- Nigdy nie byłam bardziej pewna.
Nim się obejrzałam, leżałam na łóżku pokryta częściowo ciałem mulata. Pocałował mnie mocno i głęboko. Z radością odwzajemniałam to, co mi ofiarował. Jego ręka błądziła po moim boku, a drugą się podpierał. Obsypał pocałunkami moją twarz, szyję i dekolt.
- A tego się pozbędziemy. - wymruczał, ściągając ze mnie koszulkę.
- Myślę, że twoja też jest nam niepotrzebna. - zasugerowałam słodko.
- Myślisz? - podniósł się tak, że okraczał moje biodra. - Skoro tak, to okey.
Teraz w całości mogłam podziwiać jego boskie tatuaże na boskim ciele. Może nie był specjalnie umięśniony, ale wielkie mięśnie nie były mi do niczego potrzebne. Miał smukłe, seksowne ciało i to mi wystarczało.
- Mój przystojniak. - wyszeptałam, śledząc koniuszkami palców tusz pokrywający ciemną skórę.
- Moja ślicznotka. - pochylił się i cmoknął mój nos.
Przyciągnęłam go za kark i wpiłam się w jego wargi. Jęknął cicho, kiedy przygryzłam i pociągnęłam jedną z nich.
- Mogę zrobić ci malinkę? - zapytałam.
- Co?
- Proszę. - błagałam.
Przewrócił oczami i przytaknął. Ucieszona popchnęłam go tak, że wylądował obok na plecach. Usiadłam na jego biodrach i pochyliłam się nad klatka piersiową.
- Łaskoczesz. - zachichotał.
Pierwszy raz usłyszałam ten dźwięk, ale od tej minuty chciałabym go słyszeć częściej.
- Nie ruszaj się. - rzuciłam i przyssałam się do skóry pod obojczykiem.
Syknął, a ja się uśmiechnęłam. Zadowolona ze swojej pracy, odsunęłam się i oceniłam moją robotę na szóstkę z plusem.
- Możemy przejść dalej? - niecierpliwił się.
Zamknęłam mu usta pocałunkiem po czym, nie przerywając, powoli rozpinałam mu spodnie.
- Widzę, że ostro napalona. - droczył się.
Pomógł mi z guzikiem, a ja ściągnęłam materiał z jego nóg. Został w samych bokserkach. Zeszłam z łóżka i upewniłam się, że zamknęłam drzwi na klucz.
- Niegrzeczna. - mruknął z uznaniem i oblizał wargę.
Zaczerwieniłam się. Nie wiedziałam, że potrafię tak się zachowywać, ale w tym momencie nie liczyło się nic innego. Musiałam się nim nacieszyć. Stanęłam nad nim i zdjęłam swoje spodnie. Zostałam w beżowym staniku i figach do kompletu. Oczy chłopaka pociemniały. Uznałam to za dobry znak. Pociągnął mnie za nogę, przez co opadłam na miejsce obok niego.
- Teraz ja się trochę porządzę.
Przysunął się do mnie na maksymalną odległość, a twarz miał tuż nad moja. Położył dłoń na moim brzuchu i leniwie zjeżdżał w dół.
- Co ty...
W głowie miałam obawy przed uprawianiem seksu pod obecność rodziców. Nigdy tego nie robiłam i bałam się, ze zostaniemy przyłapani, albo wszystko będzie słychać. Z drugiej strony, ta świadomość trochę mnie podniecała.
- Ćśś. - uciszył mnie.
Przygryzłam wargę, kiedy objął moją kobiecość. Złapał za delikatny materiał majtek i ściągnął je jednym, zwinnym ruchem. Zatrzymały się w kostkach, więc je skopałam na podłogę. Zayn zanurzył jeden z palców w środek mnie i oboje jęknęliśmy. Ja z rozkoszy, a on? Sama nie wiem, ale to było mega seksowne.
- Gotowa. - musnął moje usta. - Tylko dla mnie.
Nie mogłam oderwać oczu od jego twarzy. W tym momencie pełnym pasji, mogłam odczytać wszystkie emocje przebiegające przez jego piękne, brązowe oczy. Niestety nie miałam czasu się nad nimi zastanowić.
- Proszę. - wydusiłam błagalnie.
- Wszystko dla mojej księżniczki.
Sięgnął do kieszeni swoich spodni, wyjął małą, foliową paczuszkę, zabezpieczył się i przeniósł między moje nogi. Ciało pokazywało jak bardzo go pragnęło. Nie umiałam się kontrolować.
- Kocham cię. - wyszeptał i wszedł we mnie powoli.
Zatraciliśmy się w doskonałym świecie szalejących zmysłów i wielkich doznań.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jessy and Zayn Moments!!!!!!!!!!!!!!!!
Zadowoleni? ;)
Kolejny tak jak napisałam wcześniej, czyli w środę.
Taki mały bonusik za to, że ostatnio zdarzało mi się mijać z terminem dodawania, który sama ustaliłam ;)
Miłego czytania! xxx
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
*Jessy*
- Chodź już. - marudziłam.
Staliśmy przed domem piętnaście minut i nie mogłam go przekonać, żeby wszedł do środka. Stwierdził, że poczeka na mnie na zewnątrz.
- Mam tu być do świat, a ty razem ze mną, więc nie wymyślaj.
Spojrzał na mnie ze strachem w oczach.
- Nie wierzę, że wielki Zayn Malik, postrach z Bradford, boi się moich rodziców. - zadrwiłam.
- Nie boję. - bąknął zły.
- W takim razie idziemy.
Pociągnęłam go za rękę do środka.
- Już jestem! - krzyknęłam w głąb.
- W kuchni! - odkrzyknęła mama.
Oboje rodzice powinni być już po pracy. Wzięłam głęboki, uspokajający oddech i weszłam z Zaynem do wspomnianego pomieszczenia.
- Cześć. - przywitałam się cicho.
- Cześć, córeczko. - mama cmoknęła mnie w policzek. - A cóż to za przystojny młodzieniec?
- Nie widziałem cię wcześniej, chłopcze. - tata zmrużył oczy badawczo. - Jesteś z Kalifornii?
- Powoli. - przerwałam dalsze pytania. - Mamo, tato, to jest Zayn.
- Dobry wieczór. - przywitał się chłopak. - Miło mi państwa poznać.
- Zayn jest moim chłopakiem. - dodałam.
- Ach tak! - zachichotała mama. - Opowiadałaś mi o nieziemsko przystojnym młodzieńcu, więc wnioskuję, że mówiłaś właśnie o nim.
- Ta. - mruknęłam, czerwieniąc się.
- Ile jesteście razem? - zapytał zaciekawiony ojciec.
Zmroziłam go spojrzeniem.
- Pięć miesięcy. - odpowiedział Malik.
- Mieszkasz w Bradford? To tam poznała cię moja córka?
- Tak, panie Horan.
- Pracujesz, prawda?
- Tato. - upomniałam z poważną miną. - Daj już spokój z wywiadem badawczym. Później porozmawiacie. Zayn jest zmęczony podróżą.
Przysunęłam się bliżej niego i ścisnęłam mu dłoń za jego plecami, tak dla otuchy. Uśmiechnął się lekko na ten gest.
- Cóż... Dobrze. - tata zgodził się niechętnie.
- Witaj w rodzinie Horanów. - rzuciła, nad wyraz zadowolona, mama.
Bała się, że zwiąże się z którąś z małp z mojej drużyny. Skoro już wiedziała, że Tony jest zajęty, nie mogła spokojnie znieść, że jest jeszcze trzech wolnych.
- Jesteście głodni? - dodała.
Popatrzyłam na Zayna i już wiedziałam, że miał ochotę... ale nie na jedzenie.
- Musimy się rozpakować. - wybrnęłam. - Zejdziemy na kolację.
Mama skinęła głową, myjąc naczynia, a tata przyglądał się mulatowi bez żadnej emocji widocznej na twarzy. Zawsze taki był w stosunku do kręcących się w moim pobliżu chłopaków.
- Czuj się jak u siebie, Zayn. - rzucił za nami.
Wzięliśmy torby z samochodu, po czym poprowadziłam nas do mojego pokoju. Na szczęście był na samym końcu domu, z daleka od salonu, kuchni i sypialni rodziców. Zayn opadł na łóżko i przetarł twarz dłońmi. Stanęłam przed nim.
- Mówiłam ci, ze będzie dobrze.
Podniósł na mnie wzrok i otworzył kolana, przyciągając mnie bliżej. Przytulił głowę do mojego brzucha.
- Nie było najgorzej. Pierwszy raz zostałem przedstawiony rodzicom dziewczyny, z którą się spotykam.
- Z żadną nie zaszedłeś tak daleko? - zapytałam niepewnie.
Bolało mnie wspominanie jego byłych, mimo że nie były to związki jak nasz.
- Proszę cię. - prychnął. - Nawet się nie przytulałem, ale nie chodziłem z nimi za rękę. Natomiast ty jesteś wyjątkowa.
Uśmiechnęłam się szeroko.
- Cieszy mnie to, panie Malik. Oficjalnie witam pana w rodzinie zwariowanych Horanów.
Zaśmiał się krótko i pociągnął mnie tak, że usiadłam bokiem na jego kolanach.
- Wiesz na co mam ochotę? - zapytał, błądząc wzrokiem po mojej twarzy.
Przygryzłam wargę i powoli ją wypuściłam.
- Myślę, że wiem.
Pochyliłam się i przycisnęłam wargi do jego warg. Zayn pogłębił pocałunek, kładąc nas na łóżko.
Mulat zniżył się na moją szyję i obsypał ją pocałunkami.
- Tak bardzo tęskniłem za zapachem twojej skóry. - wymruczał.
- Tęskniłam za całym tobą, k... - urwałam.
- Powiedz to.
- Nie. - bąknęłam wstydliwie.
- Nie wstydź się. Proszę, powiedz to.
- Um, ja...
- Proszę.
Spojrzał mi głęboko w oczy i najwidoczniej nie zamierzał zmienić pozycji. Pokonałam swój wewnętrzny strach. Bałam się, że on nie poczuje tego, co ja kiedy to on do mnie mówi.
- Tęskniłam, kochanie. - powiedziałam cicho, patrząc głęboko w brązowe tęczówki.
Chłopak uśmiechnął się pod nosem i wyglądał jakby przyswajał wypowiedziane słowa.
- Ile mamy czasu do kolacji? - zapytał szeptem.
- Która jest godzina?
Rzucił okiem na zegarek na moim stoliku nocnym.
- Siedemnasta czterdzieści.
- Czyli zaledwie dwadzieścia minut. - jęknęłam.
- Nie zdążę się tobą nacieszyć, kocie. - posmutniał.
- Mam propozycję... - zaczęłam, a Zayn położył się obok mnie.
- Słucham cię uważnie.
- Może spokojnie zjemy kolację, a potem wrócimy tutaj i...
Zaczerwieniłam się nim skończyłam zdanie. O czym ja właściwie myślałam!?
- Wchodzę w to. - zaśmiał się. - Ciągle słodko się rumienisz.
- Spadaj. - uderzyłam go w pierś.
- Nigdy. - wyszeptał.
- Wiem.
Wtuliliśmy się na łyżeczki i w takiej pozycji doczekaliśmy kolacji, przed którą wzięłam prysznic.
***
Siedzieliśmy przy stole już jakąś dobrą godzinę. Malik trzymał dłoń na moim kolanie i niespokojnie poruszał palcami. Wsunęłam rękę pod stół i splotłam nasze palce. Póki co, tata się nie odzywał, ale wiedziałam, że miał zamiar przemaglować mulata. Mama powoli podniosła się z krzesła i zaczęła zbierać brudne naczynia.
- Pomogę ci pozmywać. - zgłosiłam się.
Nie chciałam zostawiać Zayna samego, ale musiałam pogadać z rodzicielką. Poszłam za nią do kuchni, wysyłając pospiesznie współczujące spojrzenie chłopakowi.
- Miły z niego chłopak. - odezwała się pierwsza.
- Tak. - przytaknęłam. - Jest... um, bardzo miły.
- Miłość?
Zaskoczyła mnie tym pytaniem, więc przez chwilę nie odpowiadałam.
- Zdecydowanie. - odrzekłam cicho.
Zachichotałyśmy jak nastolatki, do której mi było bliżej niż mamie.
- Myślałaś nad przyszłością z nim? - zapytała z powagą.
Podeszła do zlewu i zaczęła zmywać. Stanęłam obok niej ze ścierką, żeby wycierać naczynia do sucha.
- Nie wiem, co wydarzy się jutro, a miałam myśleć nad naszą wspólną przyszłością?
- Wiesz córeczko, masz już dwadzieścia jeden lat. Myślę, że pora powoli się statkować. Znalazłaś pracę, teraz masz mieszkanie...
- Mamo, proszę. - jęknęłam. - Ja i Zayn wiele przeszliśmy. Żadne z nas nie jest wprawione w byciu w związku.
Popatrzyła na mnie zdziwiona.
- Przecież byłaś z Tony'm.
Westchnęłam ciężko.
- To było skomplikowane i nie wyglądało tak, jak bym tego chciała.
- Dobrze, rozumiem. - uśmiechnęła się. - Jednak z niecierpliwością czekam na wasze ślubne zaproszenie dla nas.
Zaśmiałam się, a rodzicielka dołączyła do mnie. Dokończyłyśmy sprzątać i wróciłyśmy do naszych mężczyzn.
- Przeżyłeś? - szepnęłam do ucha spiętego mulata, kiedy usiadłam obok.
Wykrzywił twarz w grymasie, a ja starałam się nie wybuchnąć śmiechem. Gdzie się podział mój twardy i sarkastyczny chłopak?
- Tato, czy mogę już zabrać Zayna, żeby odpoczął?
Ojciec skierował twardy wzrok na mnie. Czyżby coś się stało?
- Zaprowadź kolegę do pokoju i przyjdź do mnie na chwilę.
Zmarszczyłam lekko czoło zdezorientowana. Razem wstaliśmy od stołu i przeszliśmy do mojej sypialni.
- Co mu powiedziałeś? - napomniałam zaraz po zamknięciu drzwi.
Malik wytrzeszczył na mnie oczy.
- Ja? Nic.
- Na pewno?
- Tak.
- Dobrze. - westchnęłam. - Zaraz wracam.
Spięta i niespokojna wróciłam do salonu.
- Już jestem.
Tata stał za kanapą, opierając się ramionami o oparcie.
- Dobrze.
- Coś się stało? - zapytałam niepewnie.
- Nie, czemu?
- Nie wiem. - wzruszyłam ramionami. - Odkąd jest tutaj Zayn, jesteś strasznie poważny.
- Naprawdę? - zdziwił się.
- Mhm.
- Przyprowadziłaś do domu swojego chłopaka. Jesteś moją jedyną córeczką i nie chcę, żebyś cierpiała przez kogokolwiek.
- Na zaręczyny Nialla zareagowałeś inaczej. - wymamrotałam niezadowolona jego słowami.
- Niall to całkowicie inna sprawa. Nie porównuj siebie do niego.
- Co innego, bo jest chłopakiem? - rzuciłam. - Dlatego?
Tata nie odpowiedział.
- Jestem silniejsza niż myślisz i poradzę sobie, jeśli coś będzie nie tak. Mówisz, że jestem dorosła i powinnam zadbać o siebie, a teraz zastraszasz osobę, którą kocham?!
- Nie unoś się, młoda damo. - napomniał mnie.
- Przepraszam. - bąknęłam ciągle zła. - Powiedziałam to, co miałam na myśli.
- Nikogo nie zastraszyłem. Po prostu z nim rozmawiałem. Nie wiem czemu się tak spiął, przecież jestem fajnym tatuśkiem, prawda?
Uśmiechnęłam się z ulgą. Powoli wracał MÓJ tata.
- Czyli dasz mu spokój?
- Tak.
- Poważnie?
- Powiem ci, że nawet go polubiłem.
Pod wpływem emocji rzuciłam się ojcu na szyję.
- Dziękuję! - pisnęłam.
- Już dobrze, dobrze. - zaśmiał się. - Idź, bo uschnie z tęsknoty za tobą.
Żartobliwie pokazałam mu język i wyszłam. Mama stała z boku i obserwowała całą sytuację z uśmiechem. Zamaszyście otworzyłam drzwi do mojego pokoju.
- I co?
Mulat chodził niespokojnie w tą i z powrotem.
- Wiesz... - zaczęłam dramatycznie.
- O matko. - wydusił z przerażeniem.
Długo nie potrafiłam utrzymać maski bez emocji, więc roześmiałam się głośno.
- Lubi cię! - krzyknęłam.
Stanął jak słup soli i nie mógł się ruszyć. Nadal nie potrafiłam uwierzyć, że tak bardzo zależało mu na opinii moich rodziców.
- Naprawdę? - wydukał.
Pokiwałam głową na "tak". Chłopak odetchnął z ulgą i opadł tyłkiem na łóżko. Wgramoliłam się okrakiem na jego kolana i położyłam dłonie na jego policzkach.
- Przestań. - wyszeptałam. - Przestań się tak denerwować.
- Łatwo ci mówić.
- Zayn...
Spojrzał na mnie.
- Co?
- Zależy mi na tobie i nie obchodzi mnie, co myślą rodzice.
- Ale...
- To ze mną chodzisz, tak? - przerwałam mu.
- No tak.
- Więc przestań, okey?
Zastanowił się chwilę.
- Dobrze.
Przytuliłam go mocno, a on schował twarz w mojej szyi. Czarne włosy łaskotały mnie w policzek.
- To na czym skończyliśmy? - zapytałam figlarnie.
Natychmiast podniósł głowę do góry i zmierzył mnie spragnionym spojrzeniem.
- Jesteś pewna, że chcesz to zacząć? Tym razem się nie zatrzymam. - ostrzegł.
- Nigdy nie byłam bardziej pewna.
Nim się obejrzałam, leżałam na łóżku pokryta częściowo ciałem mulata. Pocałował mnie mocno i głęboko. Z radością odwzajemniałam to, co mi ofiarował. Jego ręka błądziła po moim boku, a drugą się podpierał. Obsypał pocałunkami moją twarz, szyję i dekolt.
- A tego się pozbędziemy. - wymruczał, ściągając ze mnie koszulkę.
- Myślę, że twoja też jest nam niepotrzebna. - zasugerowałam słodko.
- Myślisz? - podniósł się tak, że okraczał moje biodra. - Skoro tak, to okey.
Teraz w całości mogłam podziwiać jego boskie tatuaże na boskim ciele. Może nie był specjalnie umięśniony, ale wielkie mięśnie nie były mi do niczego potrzebne. Miał smukłe, seksowne ciało i to mi wystarczało.
- Mój przystojniak. - wyszeptałam, śledząc koniuszkami palców tusz pokrywający ciemną skórę.
- Moja ślicznotka. - pochylił się i cmoknął mój nos.
Przyciągnęłam go za kark i wpiłam się w jego wargi. Jęknął cicho, kiedy przygryzłam i pociągnęłam jedną z nich.
- Mogę zrobić ci malinkę? - zapytałam.
- Co?
- Proszę. - błagałam.
Przewrócił oczami i przytaknął. Ucieszona popchnęłam go tak, że wylądował obok na plecach. Usiadłam na jego biodrach i pochyliłam się nad klatka piersiową.
- Łaskoczesz. - zachichotał.
Pierwszy raz usłyszałam ten dźwięk, ale od tej minuty chciałabym go słyszeć częściej.
- Nie ruszaj się. - rzuciłam i przyssałam się do skóry pod obojczykiem.
Syknął, a ja się uśmiechnęłam. Zadowolona ze swojej pracy, odsunęłam się i oceniłam moją robotę na szóstkę z plusem.
- Możemy przejść dalej? - niecierpliwił się.
Zamknęłam mu usta pocałunkiem po czym, nie przerywając, powoli rozpinałam mu spodnie.
- Widzę, że ostro napalona. - droczył się.
Pomógł mi z guzikiem, a ja ściągnęłam materiał z jego nóg. Został w samych bokserkach. Zeszłam z łóżka i upewniłam się, że zamknęłam drzwi na klucz.
- Niegrzeczna. - mruknął z uznaniem i oblizał wargę.
Zaczerwieniłam się. Nie wiedziałam, że potrafię tak się zachowywać, ale w tym momencie nie liczyło się nic innego. Musiałam się nim nacieszyć. Stanęłam nad nim i zdjęłam swoje spodnie. Zostałam w beżowym staniku i figach do kompletu. Oczy chłopaka pociemniały. Uznałam to za dobry znak. Pociągnął mnie za nogę, przez co opadłam na miejsce obok niego.
- Teraz ja się trochę porządzę.
Przysunął się do mnie na maksymalną odległość, a twarz miał tuż nad moja. Położył dłoń na moim brzuchu i leniwie zjeżdżał w dół.
- Co ty...
W głowie miałam obawy przed uprawianiem seksu pod obecność rodziców. Nigdy tego nie robiłam i bałam się, ze zostaniemy przyłapani, albo wszystko będzie słychać. Z drugiej strony, ta świadomość trochę mnie podniecała.
- Ćśś. - uciszył mnie.
Przygryzłam wargę, kiedy objął moją kobiecość. Złapał za delikatny materiał majtek i ściągnął je jednym, zwinnym ruchem. Zatrzymały się w kostkach, więc je skopałam na podłogę. Zayn zanurzył jeden z palców w środek mnie i oboje jęknęliśmy. Ja z rozkoszy, a on? Sama nie wiem, ale to było mega seksowne.
- Gotowa. - musnął moje usta. - Tylko dla mnie.
Nie mogłam oderwać oczu od jego twarzy. W tym momencie pełnym pasji, mogłam odczytać wszystkie emocje przebiegające przez jego piękne, brązowe oczy. Niestety nie miałam czasu się nad nimi zastanowić.
- Proszę. - wydusiłam błagalnie.
- Wszystko dla mojej księżniczki.
Sięgnął do kieszeni swoich spodni, wyjął małą, foliową paczuszkę, zabezpieczył się i przeniósł między moje nogi. Ciało pokazywało jak bardzo go pragnęło. Nie umiałam się kontrolować.
- Kocham cię. - wyszeptał i wszedł we mnie powoli.
Zatraciliśmy się w doskonałym świecie szalejących zmysłów i wielkich doznań.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jessy and Zayn Moments!!!!!!!!!!!!!!!!
Zadowoleni? ;)
Kolejny tak jak napisałam wcześniej, czyli w środę.
niedziela, 22 marca 2015
Rozdział 58
Nie, nie zapomniałam o was :*
Internety mi nawaliły -.-
Ale już jestem i dodaje kolejny rozdział ;)
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
*GRUDZIEŃ*
*Jessy*
Minął dopiero tydzień grudnia, a ja już nie mogłam doczekać się świąt. Nawet zaczęłam przystrajać moje lokum razem z Max'em. Zaczęłam spędzać z nim więcej czasu odkąd Tony jest zbyt zajęty Stellą.
- Jesteś pewien, że o niczym nie zapomnieliśmy? - zapytałam, przegrzebując torby.
- Jessy... - westchnął. - Nie wiem gdzie ty chcesz pomieścić te wszystkie niepotrzebne pierdoły w swoim małym mieszkanku.
- Dzięki. - bąknęłam pod nosem.
- Nie złość się, ale nawet twoja choinka jest miniaturowa.
- Jest piękna, a ty jak będzie dalej marudził, to nie dostaniesz pysznych pierniczków mojej mamy.
- Dobra, dobra. - uniósł ręce w geście poddania. - Już skończyłem.
- Teraz powieś ten łańcuch nad oknem. O tam. - wskazałam palcem miejsce.
- Tak jest, madame.
Przystrajanie kilku pomieszczeń, oprócz łazienki, zajęło nam półtorej godziny.
- Może byśmy coś zjedli? - zasugerował chłopak.
- Widzę, że pomyśleliśmy o tym samym. - uśmiechnęłam się szeroko. - Zadzwonię do Tony'ego, żeby zgarnął chłopaków i wziął coś z "Mrs. Suzanne".
Nim się obejrzałam, Max'a nie było w kuchni.
- Ja poproszę to, co zawsze! - krzyknął z łazienki.
***
*Zayn*
- Na dzisiaj koniec. - poinformował mnie szef.
- Rozumiem.
Nim wysiadł, odwrócił się jeszcze w moją stronę.
- Jak ci idą zajęcia z samoobrony?
- Jutro mam egzamin.
- Czyli widzę, że postępy. Moi poprzedni kierowcy uczyli się dużo dłużej.
- W młodości trenowałem karate, może dlatego łatwiej przyswajam.
- O tym nie wiedziałem.
Uśmiechnąłem się niezręcznie.
- Jak się sprawia nasze nowe cudeńko?
Oczywiście, że nawiązał do samochodu.
- Nigdy nie prowadziłem czegoś równie wspaniałego. Trochę żałuję, że nie mam jak wypróbować prawdziwych umiejętności tego auta.
- Ja też jestem zadowolony.
Przez chwilę żaden się odezwał.
- Panie Wilson... - zacząłem niepewnie. - Chciałem zapytać, czy na święta...
- Jasne, że masz wolne. - zaśmiał się krótko. - Myślałeś, że będę cię trzymał w ten wspaniały czas w pracy?
- Tak. - przyznałem ze wstydem.
Miałem mu powiedzieć, że uznałem go za chuja, który nie przejmuje się innymi?
- W przerwę zimową też masz wolne. Wyjeżdżam z rodziną w Alpy, więc nie będziesz musiał mnie wozić.
W środku piszczałem ze szczęścia. Wiem, że to mało męskie, ale cóż...
- Dziękuję, to wiele dla mnie znaczy.
- Tak myślałem. - powiedział cicho. - Jesteś najlepszym kierowcą jakiego do tej pory miałem. Mam nadzieję, że nasza współpraca nie zakończy się w tym roku. Poza tym w przyszłym roku mam plany, o których chciałabym z tobą porozmawiać, ale jeszcze nie teraz.
Skinąłem formalnie głową, a on wysiadł. Teraz mogłem wcielić swój plan w życie.
*******************
*dwa dni przed Wigilią*
*Jessy*
Dzisiaj jest ostatni dzień mojej pracy. Ostatnie zajęcia w tym roku.
- Dzieciaki! - skupiałam na sobie ich uwagę. - Z racji zbliżających się świat, chciałabym życzyć wam wszystkiego dobrego, spełnienia marzeń i kariery w tańcu, bo idzie wam to świetnie. Spełniajcie swoje marzenia i kochajcie swoje bliskich, bo nikt ich wam nie zastąpi.
- Dziękujemy! - krzyknęły jednocześnie.
Jeden z chłopców podniósł rączkę, chcąc zadać pytanie.
- Tak, Tom?
- A życzy nami pani dużo prezentów pod choinką?
- Myślałam, że to oczywiste. - zrobiłam głupią minę.
Grupa wpadła w śmiech.
- Dobra. - klasnęłam głośno. - Niestety ta chwila radości minęła i musimy zabrać się do pracy, bo tuż po przerwie zimowej mamy pokaz. Wszystkie trzy układy od początku, okey?
Dzieci chętnie ustawiły się w odpowiednich miejscach, a ja włączyłam muzykę i stanęłam do nich przodem. Poniektóre dzieci zerkały w stronę drzwi, które były za moimi plecami, żeby spojrzeć na swojego rodzica, przez co myliły kroki. Nie chciałam na nich krzyczeć. Poza tym, na dzisiejszych zajęciach panowała już dość mocno luźna atmosfera, a to były tylko małe brzdące. Nie miałam serca ich dyscyplinować.
- Skupcie się! - krzyknęłam prze muzykę.
Dobrnęły do końca ostatniego układu. Niestety zrobiło się dziwne zamieszanie.
- Co się dzieje? - westchnęłam po wyłączeniu radia.
Zobaczyłam uniesioną rączkę.
- Tak, Macy?
- Cz-czemu ten ładny pan tak się na panią p-patrzy?
Zamrugałam szybko powiekami zbita z tropu. Jaki "ładny pan"? Któryś z tatusiów? Grupa zaczęła szeptać między sobą, a dziewczynki zerkały nieśmiało za moje plecy. Coś mi tu nie grało...
Odwróciłam się na pięcie i.... stanęłam jak wryta. Momentalnie zabrakło mi powietrza.
- O Mój Boże! - krzyknęłam głośno, po czym zakryłam otwarte w niedowierzaniu usta.
- Wciąż tylko Zayn. - odpowiedział głos, który tak bardzo kochałam.
Zmusiłam nogi do ruchu i pobiegłam w stronę chłopaka. Pisnęłam i wskoczyłam na jego biodra. Przytrzymał mnie za uda, a ja mogłam go mocno przytulić. Strasznie zmagałam się z chęcią pocałowania go. Nie mogłam tego zrobić przy moich podopiecznych.
- Co ty tu robisz? - wydusiłam w szoku.
Ciągle nie wierzyłam w to, że jest tutaj, przy mnie. Wzruszył niewinnie ramionami.
- Postanowiłem zrobić ci świąteczny prezent.
Schowałem twarz w zgięciu między szyją a ramieniem chłopaka i zaczęłam szlochać.
- Płaczesz? - zapytał cicho. - Kochanie?
Nie potrafiłam się opanować. Płakałam ze szczęścia.
- To przez ciebie. - jęknęłam, co zostało stłumione przez jego szyję.
- Wolałbym byś twoim powodem do uśmiechu, a nie płaczu.
- To łzy szczęścia. - wyjaśniłam, unosząc głowę.
Otarłam twarz i cmoknęłam mulata w policzek.
- Musze skończyć zajęcia. - powiedziałam smutno.
- Poczekam.
- Zrobisz to na zewnątrz. - oznajmiłam.
- Dlaczego nie tu? - uniósł brwi w zdziwieniu.
- Peszysz dziewczynki.
Spojrzał przez moje ramię, a szepty dzieci momentalnie ucichły. Wygramoliłam się z objęć mojego chłopaka i postanowiłam go przedstawić, ale najpierw zamknęłam drzwi sali. Tylko szefowej mi tu brakowało. Pociągnęłam go za rękę i klasnęłam.
- Dzieci, to jest Zayn.
Jednym głosem powiedziały "cześć, Zayn", a część żeńska mocno się zarumieniła, kiedy Malik im pomachał. Nagle kilka rączek wystrzeliło w górę.
- Słucham, Bella?
- Pan jest mężem pani Jessy?
Zachłysnęłam się powietrzem. Co?!
- Nie. Jestem jej chłopakiem. - odpowiedział i owinął rękę wokół mojej talii.
- Pytaj, Mitch.
- Jak pan robi takie włosy?
Stłumiłam śmiech dłonią. Zayn stał się główną atrakcją dzisiejszych zajęć.
- Po prostu je czochram.
Dziewczynki zachichotały na to określenie, a ja zrobiłam "face palm". Chłopak uszczypnął mnie w biodro.
- Tak, Daisy?
- Oświadczy się pan pani Jessy, bo pan ją kocha, prawda? Moi rodzice tak zrobili.
Mulat otworzy buzię, żeby odpowiedzieć, ale go wyprzedziłam. Co oni mają z tym małżeństwem?!
- Koniec tych pytań! - zawołałam. - Ostatni raz zatańczcie wszystko!
Włączyłam im muzykę i odprowadziłam Zayna do drzwi.
- Czemu nie pozwoliłaś mi odpowiedzieć? - zapytał skonsternowany.
Byliśmy zagłuszani przez muzykę, a maluchy przestały zwracać na nas uwagę.
- Bo... nie wiem. - bąknęłam. - Pogadamy później, dobrze? To mój ostatni dzień w pracy przed wolnym, muszę się postarać, żeby nie zawalić.
Chłopak skinął głową i pochylił się do mojego ucha.
- Tylko się pospiesz, bo mam straszną ochotę panią pocałować, panienko Jessy.
Zarumieniłam się i klepnęłam go w ramię. Wypchnęłam go zza drzwi i wróciłam do dzieci.
Czy ten dzień może być jeszcze piękniejszy?
***
Zmęczona, ale szczęśliwa wypuściłam dzieciaki z sali, żeby poszły przebrać się do szatni. Sama skierowałam się do pokoju trenerów. Minęłam Malika, posyłając mu zmęczony uśmiech, co odwzajemnił mrugnięciem. Przebrałam się najszybciej jak umiałam i przeszłam do biura szefowej.
- Już jestem.
- Usiądź, proszę.
- Przepraszam, ale się spieszę.
- W taki razie... - wstała i podeszła kilka kroków. - życzę ci wesołych świąt, pysznego jedzenia, a tutaj masz wypłatę razem z premią świąteczną.
Podała mi kopertę, którą z wielką chęcią przyjęłam. W sam raz, żeby kupić resztę prezentów.
- Wszystkiego dobrego i do zobaczenia po świętach. - powiedziałam na pożegnanie.
Opuściłam pomieszczenie z torbą treningową na ramieniu. Mulat podszedł do mnie i zamknął mnie w uścisku.
- Śmierdzę. - wyszeptałam mu na ucho.
- A czy to ważne? - mruknął w moje włosy.
- Dla mnie tak.
Odepchnęłam go lekko, a on złapał moją dłoń. Tak bardzo tęskniłam za jego dotykiem.
- Panie przodem. - otworzył dla mnie drzwi.
- To czym przyjechałeś?
- Moim samochodem.
- Jak to? - zdziwiłam się. - Nie leciałeś samolotem?
- Leciałem.
- Więc?
- Szef zadbał o to, żeby samochód dotarł ze mną. - wyjaśnił.
Wzruszyłam tylko ramionami, nic nie rozumiejąc. Nagle miał takie stosunki z szefem, którego nienawidzi? Chyba, że...
Pewnie dostał podwyżkę.
- W taki razie, gdzie zaparkowałeś? - zapytałam, rozglądając się po parkingu.
- Tu.
Wskazał brodą Bugatti Veyron Super Sports.
Co?!
- Czy to... t-to twój samochód? - wyjąkałam. - Niemożliwe.
Rozmawialiśmy kiedy o tym, jaki chciałby mieć samochód gdyby był bogaty, ale nie sądziłam, że będzie mu dane prowadzić takie cacko.
- Tak. Po części jestem jego właścicielem. - powiedział z dumą.
- Gratuluję, panie Malik.
Uścisnęłam mocno jego dłoń z poważną miną, a on się zaśmiał ironicznie.
- Zazdrościsz. - prychnął.
- Też się kiedyś takiego dorobię. Zobaczysz.
- Jasne, jasne.
Przewróciłam oczami, kiedy przytrzymał dla mnie drzwi pasażera. Odrzuciłam teatralnie włosy do tyłu i wsiadłam do nieskazitelnego wnętrza auta.
- Jest piękne.
- To prawda. - przyznał, siadając za kierownicą. - Nie spodziewałem się tego po panie Wilsonie.
- Ja tym bardziej.
- Ma pani ochotę na przejażdżkę, tym jakże luksusowym pojazdem?
- Z przyjemnością. - wyszczerzyłam się.
Podałam mu adres moich rodziców, ale i tak musiałam go pokierować. Niestety nie znał San Diego tak, jak ja. Zayn nie wiedział, że wynajmuję mieszkanie, ale miałam zamiar go o tym poinformować w najbliższym czasie. I tak te dwa dni spędzę, teraz również z nim, u rodziców. Nawet zawiozłam już tam najpotrzebniejsze rzeczy i ubrania na święta.
Jazda trwała krócej niż bym chciała. Nie zdążyłam nacieszyć się samochodem. Kiedyś poproszę Malika żeby pozwolił mi je poprowadzić.
- Nawet o tym nie myśl. - odezwał się nagle.
Zaparkował starannie na podjeździe przed domem.
- Co? - wytrzeszczyłam oczy. - Przecież nic nie powiedziałem.
- Wiem, o czym pomyślałaś. Nie ma mowy, żebyś wsiadła za kółko.
- Nie ufasz mi! - pisnęłam zszokowana.
- Nie, kochanie. - potrząsnął głową. - Nie mogę ryzykować. Szef ukręciłby mi głowę, gdyby coś się stało z jego skarbem.
- No dobrze. - fuknęłam i wysiadłam. - Odpuszczam tylko ze względu na tego starucha.
Opowiadałam kiedyś rodzicom o Zaynie, ale nie uprzedziłam ich o jego wizycie. Sama o niej nie wiedziałam! Kocham go za tą niespodziankę. Uwielbiałam niespodzianki.
- Chodź. - ponagliłam go, kiedy włóczył się za mną leniwie.
Chyba wiedziałam, co jest przyczyną jego nagłej zmiany humoru.
- Będzie dobrze. - dodałam.
- A jeśli mnie nie polubią?
- Zayn! - zaśmiałam się. - Najważniejsze, że ja cię kocham, tak?
- Tak, wiem, ale... - zaczął smutno.
- Żadnego "ale". - ucięłam stanowczo.
Przyciągnęłam go do siebie i mocno przytuliłam.
- Przestań się przejmować. - powiedziałam spokojnie. - Kocham cię.
Chłopak odetchnął głęboko, ale niespokojnie. Nie chciałam, żeby się martwił o moich rodziców. Oni na pewno go zaakceptują.
Cóż... taka miałam nadzieję.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kolejny w środę!
Obiecuję!
Kocham! xxx
Internety mi nawaliły -.-
Ale już jestem i dodaje kolejny rozdział ;)
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
*GRUDZIEŃ*
*Jessy*
Minął dopiero tydzień grudnia, a ja już nie mogłam doczekać się świąt. Nawet zaczęłam przystrajać moje lokum razem z Max'em. Zaczęłam spędzać z nim więcej czasu odkąd Tony jest zbyt zajęty Stellą.
- Jesteś pewien, że o niczym nie zapomnieliśmy? - zapytałam, przegrzebując torby.
- Jessy... - westchnął. - Nie wiem gdzie ty chcesz pomieścić te wszystkie niepotrzebne pierdoły w swoim małym mieszkanku.
- Dzięki. - bąknęłam pod nosem.
- Nie złość się, ale nawet twoja choinka jest miniaturowa.
- Jest piękna, a ty jak będzie dalej marudził, to nie dostaniesz pysznych pierniczków mojej mamy.
- Dobra, dobra. - uniósł ręce w geście poddania. - Już skończyłem.
- Teraz powieś ten łańcuch nad oknem. O tam. - wskazałam palcem miejsce.
- Tak jest, madame.
Przystrajanie kilku pomieszczeń, oprócz łazienki, zajęło nam półtorej godziny.
- Może byśmy coś zjedli? - zasugerował chłopak.
- Widzę, że pomyśleliśmy o tym samym. - uśmiechnęłam się szeroko. - Zadzwonię do Tony'ego, żeby zgarnął chłopaków i wziął coś z "Mrs. Suzanne".
Nim się obejrzałam, Max'a nie było w kuchni.
- Ja poproszę to, co zawsze! - krzyknął z łazienki.
***
*Zayn*
- Na dzisiaj koniec. - poinformował mnie szef.
- Rozumiem.
Nim wysiadł, odwrócił się jeszcze w moją stronę.
- Jak ci idą zajęcia z samoobrony?
- Jutro mam egzamin.
- Czyli widzę, że postępy. Moi poprzedni kierowcy uczyli się dużo dłużej.
- W młodości trenowałem karate, może dlatego łatwiej przyswajam.
- O tym nie wiedziałem.
Uśmiechnąłem się niezręcznie.
- Jak się sprawia nasze nowe cudeńko?
Oczywiście, że nawiązał do samochodu.
- Nigdy nie prowadziłem czegoś równie wspaniałego. Trochę żałuję, że nie mam jak wypróbować prawdziwych umiejętności tego auta.
- Ja też jestem zadowolony.
Przez chwilę żaden się odezwał.
- Panie Wilson... - zacząłem niepewnie. - Chciałem zapytać, czy na święta...
- Jasne, że masz wolne. - zaśmiał się krótko. - Myślałeś, że będę cię trzymał w ten wspaniały czas w pracy?
- Tak. - przyznałem ze wstydem.
Miałem mu powiedzieć, że uznałem go za chuja, który nie przejmuje się innymi?
- W przerwę zimową też masz wolne. Wyjeżdżam z rodziną w Alpy, więc nie będziesz musiał mnie wozić.
W środku piszczałem ze szczęścia. Wiem, że to mało męskie, ale cóż...
- Dziękuję, to wiele dla mnie znaczy.
- Tak myślałem. - powiedział cicho. - Jesteś najlepszym kierowcą jakiego do tej pory miałem. Mam nadzieję, że nasza współpraca nie zakończy się w tym roku. Poza tym w przyszłym roku mam plany, o których chciałabym z tobą porozmawiać, ale jeszcze nie teraz.
Skinąłem formalnie głową, a on wysiadł. Teraz mogłem wcielić swój plan w życie.
*******************
*dwa dni przed Wigilią*
*Jessy*
Dzisiaj jest ostatni dzień mojej pracy. Ostatnie zajęcia w tym roku.
- Dzieciaki! - skupiałam na sobie ich uwagę. - Z racji zbliżających się świat, chciałabym życzyć wam wszystkiego dobrego, spełnienia marzeń i kariery w tańcu, bo idzie wam to świetnie. Spełniajcie swoje marzenia i kochajcie swoje bliskich, bo nikt ich wam nie zastąpi.
- Dziękujemy! - krzyknęły jednocześnie.
Jeden z chłopców podniósł rączkę, chcąc zadać pytanie.
- Tak, Tom?
- A życzy nami pani dużo prezentów pod choinką?
- Myślałam, że to oczywiste. - zrobiłam głupią minę.
Grupa wpadła w śmiech.
- Dobra. - klasnęłam głośno. - Niestety ta chwila radości minęła i musimy zabrać się do pracy, bo tuż po przerwie zimowej mamy pokaz. Wszystkie trzy układy od początku, okey?
Dzieci chętnie ustawiły się w odpowiednich miejscach, a ja włączyłam muzykę i stanęłam do nich przodem. Poniektóre dzieci zerkały w stronę drzwi, które były za moimi plecami, żeby spojrzeć na swojego rodzica, przez co myliły kroki. Nie chciałam na nich krzyczeć. Poza tym, na dzisiejszych zajęciach panowała już dość mocno luźna atmosfera, a to były tylko małe brzdące. Nie miałam serca ich dyscyplinować.
- Skupcie się! - krzyknęłam prze muzykę.
Dobrnęły do końca ostatniego układu. Niestety zrobiło się dziwne zamieszanie.
- Co się dzieje? - westchnęłam po wyłączeniu radia.
Zobaczyłam uniesioną rączkę.
- Tak, Macy?
- Cz-czemu ten ładny pan tak się na panią p-patrzy?
Zamrugałam szybko powiekami zbita z tropu. Jaki "ładny pan"? Któryś z tatusiów? Grupa zaczęła szeptać między sobą, a dziewczynki zerkały nieśmiało za moje plecy. Coś mi tu nie grało...
Odwróciłam się na pięcie i.... stanęłam jak wryta. Momentalnie zabrakło mi powietrza.
- O Mój Boże! - krzyknęłam głośno, po czym zakryłam otwarte w niedowierzaniu usta.
- Wciąż tylko Zayn. - odpowiedział głos, który tak bardzo kochałam.
Zmusiłam nogi do ruchu i pobiegłam w stronę chłopaka. Pisnęłam i wskoczyłam na jego biodra. Przytrzymał mnie za uda, a ja mogłam go mocno przytulić. Strasznie zmagałam się z chęcią pocałowania go. Nie mogłam tego zrobić przy moich podopiecznych.
- Co ty tu robisz? - wydusiłam w szoku.
Ciągle nie wierzyłam w to, że jest tutaj, przy mnie. Wzruszył niewinnie ramionami.
- Postanowiłem zrobić ci świąteczny prezent.
Schowałem twarz w zgięciu między szyją a ramieniem chłopaka i zaczęłam szlochać.
- Płaczesz? - zapytał cicho. - Kochanie?
Nie potrafiłam się opanować. Płakałam ze szczęścia.
- To przez ciebie. - jęknęłam, co zostało stłumione przez jego szyję.
- Wolałbym byś twoim powodem do uśmiechu, a nie płaczu.
- To łzy szczęścia. - wyjaśniłam, unosząc głowę.
Otarłam twarz i cmoknęłam mulata w policzek.
- Musze skończyć zajęcia. - powiedziałam smutno.
- Poczekam.
- Zrobisz to na zewnątrz. - oznajmiłam.
- Dlaczego nie tu? - uniósł brwi w zdziwieniu.
- Peszysz dziewczynki.
Spojrzał przez moje ramię, a szepty dzieci momentalnie ucichły. Wygramoliłam się z objęć mojego chłopaka i postanowiłam go przedstawić, ale najpierw zamknęłam drzwi sali. Tylko szefowej mi tu brakowało. Pociągnęłam go za rękę i klasnęłam.
- Dzieci, to jest Zayn.
Jednym głosem powiedziały "cześć, Zayn", a część żeńska mocno się zarumieniła, kiedy Malik im pomachał. Nagle kilka rączek wystrzeliło w górę.
- Słucham, Bella?
- Pan jest mężem pani Jessy?
Zachłysnęłam się powietrzem. Co?!
- Nie. Jestem jej chłopakiem. - odpowiedział i owinął rękę wokół mojej talii.
- Pytaj, Mitch.
- Jak pan robi takie włosy?
Stłumiłam śmiech dłonią. Zayn stał się główną atrakcją dzisiejszych zajęć.
- Po prostu je czochram.
Dziewczynki zachichotały na to określenie, a ja zrobiłam "face palm". Chłopak uszczypnął mnie w biodro.
- Tak, Daisy?
- Oświadczy się pan pani Jessy, bo pan ją kocha, prawda? Moi rodzice tak zrobili.
Mulat otworzy buzię, żeby odpowiedzieć, ale go wyprzedziłam. Co oni mają z tym małżeństwem?!
- Koniec tych pytań! - zawołałam. - Ostatni raz zatańczcie wszystko!
Włączyłam im muzykę i odprowadziłam Zayna do drzwi.
- Czemu nie pozwoliłaś mi odpowiedzieć? - zapytał skonsternowany.
Byliśmy zagłuszani przez muzykę, a maluchy przestały zwracać na nas uwagę.
- Bo... nie wiem. - bąknęłam. - Pogadamy później, dobrze? To mój ostatni dzień w pracy przed wolnym, muszę się postarać, żeby nie zawalić.
Chłopak skinął głową i pochylił się do mojego ucha.
- Tylko się pospiesz, bo mam straszną ochotę panią pocałować, panienko Jessy.
Zarumieniłam się i klepnęłam go w ramię. Wypchnęłam go zza drzwi i wróciłam do dzieci.
Czy ten dzień może być jeszcze piękniejszy?
***
Zmęczona, ale szczęśliwa wypuściłam dzieciaki z sali, żeby poszły przebrać się do szatni. Sama skierowałam się do pokoju trenerów. Minęłam Malika, posyłając mu zmęczony uśmiech, co odwzajemnił mrugnięciem. Przebrałam się najszybciej jak umiałam i przeszłam do biura szefowej.
- Już jestem.
- Usiądź, proszę.
- Przepraszam, ale się spieszę.
- W taki razie... - wstała i podeszła kilka kroków. - życzę ci wesołych świąt, pysznego jedzenia, a tutaj masz wypłatę razem z premią świąteczną.
Podała mi kopertę, którą z wielką chęcią przyjęłam. W sam raz, żeby kupić resztę prezentów.
- Wszystkiego dobrego i do zobaczenia po świętach. - powiedziałam na pożegnanie.
Opuściłam pomieszczenie z torbą treningową na ramieniu. Mulat podszedł do mnie i zamknął mnie w uścisku.
- Śmierdzę. - wyszeptałam mu na ucho.
- A czy to ważne? - mruknął w moje włosy.
- Dla mnie tak.
Odepchnęłam go lekko, a on złapał moją dłoń. Tak bardzo tęskniłam za jego dotykiem.
- Panie przodem. - otworzył dla mnie drzwi.
- To czym przyjechałeś?
- Moim samochodem.
- Jak to? - zdziwiłam się. - Nie leciałeś samolotem?
- Leciałem.
- Więc?
- Szef zadbał o to, żeby samochód dotarł ze mną. - wyjaśnił.
Wzruszyłam tylko ramionami, nic nie rozumiejąc. Nagle miał takie stosunki z szefem, którego nienawidzi? Chyba, że...
Pewnie dostał podwyżkę.
- W taki razie, gdzie zaparkowałeś? - zapytałam, rozglądając się po parkingu.
- Tu.
Wskazał brodą Bugatti Veyron Super Sports.
Co?!
- Czy to... t-to twój samochód? - wyjąkałam. - Niemożliwe.
Rozmawialiśmy kiedy o tym, jaki chciałby mieć samochód gdyby był bogaty, ale nie sądziłam, że będzie mu dane prowadzić takie cacko.
- Tak. Po części jestem jego właścicielem. - powiedział z dumą.
- Gratuluję, panie Malik.
Uścisnęłam mocno jego dłoń z poważną miną, a on się zaśmiał ironicznie.
- Zazdrościsz. - prychnął.
- Też się kiedyś takiego dorobię. Zobaczysz.
- Jasne, jasne.
Przewróciłam oczami, kiedy przytrzymał dla mnie drzwi pasażera. Odrzuciłam teatralnie włosy do tyłu i wsiadłam do nieskazitelnego wnętrza auta.
- Jest piękne.
- To prawda. - przyznał, siadając za kierownicą. - Nie spodziewałem się tego po panie Wilsonie.
- Ja tym bardziej.
- Ma pani ochotę na przejażdżkę, tym jakże luksusowym pojazdem?
- Z przyjemnością. - wyszczerzyłam się.
Podałam mu adres moich rodziców, ale i tak musiałam go pokierować. Niestety nie znał San Diego tak, jak ja. Zayn nie wiedział, że wynajmuję mieszkanie, ale miałam zamiar go o tym poinformować w najbliższym czasie. I tak te dwa dni spędzę, teraz również z nim, u rodziców. Nawet zawiozłam już tam najpotrzebniejsze rzeczy i ubrania na święta.
Jazda trwała krócej niż bym chciała. Nie zdążyłam nacieszyć się samochodem. Kiedyś poproszę Malika żeby pozwolił mi je poprowadzić.
- Nawet o tym nie myśl. - odezwał się nagle.
Zaparkował starannie na podjeździe przed domem.
- Co? - wytrzeszczyłam oczy. - Przecież nic nie powiedziałem.
- Wiem, o czym pomyślałaś. Nie ma mowy, żebyś wsiadła za kółko.
- Nie ufasz mi! - pisnęłam zszokowana.
- Nie, kochanie. - potrząsnął głową. - Nie mogę ryzykować. Szef ukręciłby mi głowę, gdyby coś się stało z jego skarbem.
- No dobrze. - fuknęłam i wysiadłam. - Odpuszczam tylko ze względu na tego starucha.
Opowiadałam kiedyś rodzicom o Zaynie, ale nie uprzedziłam ich o jego wizycie. Sama o niej nie wiedziałam! Kocham go za tą niespodziankę. Uwielbiałam niespodzianki.
- Chodź. - ponagliłam go, kiedy włóczył się za mną leniwie.
Chyba wiedziałam, co jest przyczyną jego nagłej zmiany humoru.
- Będzie dobrze. - dodałam.
- A jeśli mnie nie polubią?
- Zayn! - zaśmiałam się. - Najważniejsze, że ja cię kocham, tak?
- Tak, wiem, ale... - zaczął smutno.
- Żadnego "ale". - ucięłam stanowczo.
Przyciągnęłam go do siebie i mocno przytuliłam.
- Przestań się przejmować. - powiedziałam spokojnie. - Kocham cię.
Chłopak odetchnął głęboko, ale niespokojnie. Nie chciałam, żeby się martwił o moich rodziców. Oni na pewno go zaakceptują.
Cóż... taka miałam nadzieję.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kolejny w środę!
Obiecuję!
Kocham! xxx
środa, 18 marca 2015
Rozdział 57
Zapomniałam napisać pod poprzednim postem, że dzisiaj pojawi się kolejny rozdział xD
A więc...
JEST!!!
Miłej lektury :)
Kocham! xxx
---------------------------------------------------------------------------------------------------
*WRZESIEŃ*
*Jessy*
Dzisiaj ja, mama i tata rozmawialiśmy na Skype z Niallem i Melanie i wiecie co? Zaręczyli się!
Ja nie mogłam uwierzyć i piszczałam ze szczęścia, tata nie mógł wydusić z siebie słowa, a mama zaczęła płakać. Cieszyłam się, że Mel bez wahania się zgodziła. Po cichu planowałam z bratem tą akcję. Na pewno będą idealnym małżeństwem. Powiedzieli, ze pomyślą o ślubie, kiedy Malenie skończy studia.
Przez resztę dnia chodziłam z wielkim uśmiechem na twarzy. Teraz pozostało mi już tylko czekać na małe Horanki.
***
Od tygodnia już normalnie pracuję i ciągle tęsknię za Zaynem. Mieliśmy coraz mniej czasu na rozmowy. Całe dnie spędzam w szkole tańca. Szefowa przydzieliła mi najmłodszych, początkujących tancerzy. Są niesamowici. Strasznie szybko się uczą. Myślę, że kiedyś będę z nich naprawdę dumna, widząc któreś na podium w zawodach.
Kiedy wróciłam do domu, mama przywitała mnie wspaniale pachnącym obiadem.
- Myślałam nad wynajęciem mieszkania. - powiedziałam, wkładając łyżkę do buzi.
Zupa była przepyszna.
- Żartujesz? - zdziwiła się.
- Nie, mówię poważnie. Nie chcę was obciążać, a poza ty jestem dorosła i mam stałe dochody.
- I to całkiem niezłe. - zaśmiała się.
Rodzicielka usiadła na przeciwko mnie i podparła łokcie na stole.
- Temu nie zaprzeczę. - uśmiechnęłam się cwaniacko. - Jak myślisz?
- Chciałabyś znaleźć coś w centrum?
- Raczej tak.
- Wtedy nie będziemy widywały się codziennie. - posmutniała.
- Przecież będę was odwiedzać. - wywróciłam oczami.
- Wiem, ale to nie to samo. Jak zareaguje ojciec?
- Nie wiem... Jeszcze nic mu nie wspominałam.
- Właśnie. - westchnęła.
- Mamo, będę miała bliżej do miejsca treningów z chłopakami.
Nic nie odpowiedziała.
- Upatrzyłam sobie nieduże mieszkanko niedaleko mojej pracy. - kontynuowałam.
Starałam się ją jakoś przekonać. Jeśli ona się zgodzi z tatą pójdzie już gładko.
- Chcesz mieszkać sama?
- Małpki będą mnie odwiedzać.
Mama się uśmiechnęła na wzmiankę o moich przyjaciołach.
- No nie wiem...
- Mamo. - błagałam. - Proszę.
- No dobrze, ale widzę cię u nas co najmniej dwa razy w tygodniu, zrozumiano?
- Tak! - krzyknęłam i szczęśliwa rzuciłam się na mamę.
O mały włos nie wylałam zupy. Wiadomość sprawiła, ze oderwałam się od rodzicielki.
NADAWCA: Max :)
Dzisiaj wraca Tony!!!
Mój dzień stał się jeszcze lepszy.
***
Po tygodniu błagania taty o akceptację mojej decyzji, uległ. W połowie września wpłaciłam pierwszy czynsz i zaczęłam sprowadzanie rzeczy z mojego pokoju do mojego nowego mieszkania.
- Myślę, że to już wszystko. - jęknęłam, opadając tyłkiem na niewielką sofę.
Moje lokum miało sypialnię, niewielką kuchnie, skromną łazienkę i nieduży salon. Ogólnie było dość małe, ale dla mnie w sam raz. Poza tym cena też mnie zadowalała. Dzisiaj oficjalnie wprowadziłam się na szóste piętro budynku w centrum San Diego. Stąd miałam dziesięć minut piechotą do pracy, a piętnaście do hali treningowej chłopaków. Tak, przez wakacje zdążyli ogarnąć starą, nieużywaną halę przemysłową i przerobili ją na doskonałe miejsce do naszych treningów.
- Teraz stawiasz nam piwo. - wydusił Alex.
- Chyba powinnam.
- Musisz. - rzucił zmęczony Max. - Inaczej się obrażę.
- No już dobrze, dobrze.
Zapanowała błoga cisza, którą przerwał dzwonek do drzwi.
- Ktoś zdradzał mój nowy adres? - zapytałam podejrzliwie.
Zeskanowałam wzorkiem wszystkich obecnych. Nikt nic sobą nie zdradzał, więc wstałam i podeszłam do drzwi.
- Stella? - wytrzeszczyłam oczy.
- Cześć. - uśmiechnęła się szeroko.
Przywitałyśmy się cmoknięciem w policzek, po czym zaprosiłam ją do środka. Razem przeszłyśmy z krótkiego korytarza do salonu.
- Tony. - warknęłam. - Ty zdrajco.
- Oj Jessy... - powiedział przepraszająco. - To tylko Stella.
- Masz szczęście, że jest twoją dziewczyną i że ją lubię.
Wystawiłam do niego język, a reszta zareagowała śmiechem.
- Pomóc ci w czymś? - zapytała dziewczyna. - Może coś posprzątać?
- Chciałabyś mi pomóc z kuchnią?
- Jasne, nie ma problemu.
Skinęłam głową i opuściłyśmy chłopaków. W kościach czułam, ze wieczorne "piwo" nie skończy się tak szybko, jak mogłoby się wydawać. Będę musiała nastawić się na niezłego kaca.
*********************
*PAŹDZIERNIK*
*Zayn*
Wysiadłem z samochodu, żeby rozprostować nogi. Mój szef jest na jakimś spotkaniu i kazał mi czekać. Przesiedziałem w samochodzie jakieś czterdzieści minut i powoli miałem dosyć. Wysłałem Jessy wiadomość o treści "Kocham Cię" i wsunąłem telefon do kieszeni spodni. Coraz więcej pracowałem, co równało się z tym, ze nie miałem czasu dla mojej dziewczyny. Bolało mnie to, ale nie mogłem temu zaradzić w żaden sposób. Ona też dużo pracowała.
- Zayn. - usłyszałem za sobą. - Możemy już jechać.
- Tak jest.
Zręcznie odpaliłem silnik i czekałem na wskazówki.
- Zawieź mnie do mojego ulubionego sklepu samochodowego.
Czytaj: "Zawieź mnie do najdroższego komisu w tym kraju".
Bogate dupki.
- Już się robi.
Jazda sprawiała mi wielką przyjemność, dzięki czemu praca stawała się bardziej znośna niż w rzeczywistości była. Poza tym pan Wilson lubił wozić się drogimi samochodami, a ja nie miałem nic przeciwko. Kiedy zatrzymałem się na miejscu, kazał mi iść z nim.
- Wybierz najlepszy samochód, jaki tutaj jest.
Zmarszczyłem brwi.
- Słucham?
- Wiem, że znasz się na samochodach, a ja nie mam zamiaru dłużej wozić się tym złomem.
Złomem?! Ile ten samochód ma? Dwa lata? Przecież model, którym obecnie jeżdżę wyszedł naprawdę niedawno.
- Um, w porządku.
Razem obeszliśmy każde stoisko. Zadawałem konsultantowi ważne pytania i uważnie przyglądałem się każdemu okazowi.
- W wyborze kieruj się tym, jakie auto ty byś sobie kupił.
Przytaknąłem z powagą i zdecydowałem. Moje serce skradło jedno cacko. Nie wierzyłem, że szef się na niego zgodzi. To była kupa kasy.
- Ten? - zapytał, kierując się za moim wzrokiem. - Jesteś pewien?
- Kazał pan wybrać ten, który sam bym sobie kupił, gdyby było mnie stać.
- Mnie stać.
- Ja tylko... Po prostu pan pytał.
- Wierzę, że znasz się na tym i nas nie zabijesz.
Spiąłem się lekko. Jeździłem szybkimi samochodami jak nikt inny.
- Bierzemy go.
Zszokował mnie swoją decyzją, ale pozostałem niewzruszony.
- Podać wszystko teraz? - zapytał konsultant.
- Tak. Byłbym wdzięczny. Zostawię mój stary samochód, który chciałem wam sprzedać, więc on pokryje zaliczkę, a resztę wpłacę przelewem.
- Tak, panie Wilson.
Bogate dupki i ich wpływy.
- Od dzisiaj to cacko należy do ciebie. Dbasz o niego. Zadbam o odpowiednie zabezpieczenie go w przypadku próby kradzieży. Zrozumiałeś?
- Pan mówi poważnie? - wydusiłem ledwo.
Odchrząknąłem niezręcznie. Czułem się teraz jak dziecko, które dostało wymarzonego lizaka.
- Nigdy nie byłem poważniejszy. - oznajmił. - Jednak jest jeszcze coś...
- Tak?
- Pójdziesz na miesięczny kurs samoobrony z moim prywatnym ochroniarzem.
- Tak jest, proszę pana.
- Widzę tą radość w twoich oczach. - uśmiechnął się, co odwzajemniłem.
- To naprawdę wspaniałe auto. Sam się pan przekona. - powiedziałem z rozmarzeniem.
Znikąd pojawił się konsultant.
- Wersja czarna?
- Tak. - odpowiedzieliśmy z szefem jednocześnie.
Mężczyzna wręczył mi kluczyki, a szefowi potrzebną dokumentację wozu.
- Oficjalnie jesteś drugim właścicielem tego samochodu. - powiedział pan Wilson.
W duchu skakałem ze szczęścia. Bugatti Veyron Super Sports za 2 500 000 dolarów było moje... No, częściowo moje.
To cudo było jednym z najdroższych aut na świecie, którego wyprodukowano tylko trzydzieści egzemplarzy. Co mnie cieszyło najbardziej to to, że było najszybszym samochodem dopuszczonym do ruchu ulicznego - najwięcej 430km na godzinę. Maleństwo osiągnie setkę w ciągu dwóch i pół sekundy. Do tego spala najwięcej niecałe 38 litrów paliwa na 100 kilometrów, czyli naprawdę mało.
Prawdziwy skarb!
*Jessy*
Kolejny miesiąc minął bez Malika. Nie to, żebym aż tak się do niego przywiązała ale... Dobra, nie mam dobrego argumentu.
Przyzwyczaiłam się do mojego nowego miejsca zamieszkania, a rodzice odwiedzają mnie raz w tygodniu. Żyję nadzieją, że w końcu im się znudzi.
Przygotowałam torbę treningową, zamknęłam drzwi wejściowe na klucz i pobiegłam uradowana na trening z chłopakami.
****************
*LISTOPAD*
*Jessy*
Właśnie prowadziłam zajęcia z moimi ulubieńcami, kiedy do sali weszła szefowa. Ściszyłam muzykę i kazałam dzieciakom chwilę odpocząć.
- Witam. - przywitała się.
- Dzień dobry. Dzisiaj jeszcze się nie widziałyśmy. - uśmiechnęłam się ciepło.
Lubiłam ją. Kobieta koło czterdziestki wyglądała na sukę, ale wcale taka nie była. Poznałam nawet jej małą córeczkę i męża. Urocza z nich rodzinka.
- Ja tylko na słówko. Chciałabyś mieć wolne na święta, prawda?
- Jeśli byłoby to możliwe.
- Szkoła zawsze pracuje do ostatniej chwili, ale postanowiłam to zmienić ze względu na moja córkę, która będzie obchodziła swoje pierwsze świadome święta. W koncu ma już cztery lata.
- Te dzieci tak szybko rosną.
- Tak, właśnie. - uśmiechnęła się lekko, co było u niej rzadkością. - Wracając do tematu, swoje wolne zaczniesz dwa dni przed wigilią z racji, że przez ten rok sprawowałaś się naprawdę dobrze. Dzięki tobie do naszej szkoły zapisało się wiele nowych dzieci i to właśnie na twoje zajęcia. Przygotuj się, że w nowym roku będziesz miała urwanie głowy.
- Niech się pani nie martwi. - zaśmiałam się krótko. - Uwielbiam pracować z tymi maluchami. Mają w sobie tyle radości, że przy nich nie można się smucić.
- Wierzę pani. - rozejrzała się po sali. - Zastanowię się nad moją córką, czy nie zapisać jej do pani w przyszłym roku.
- Byłby mi bardzo miło.
- Więc kończysz dwa dni przed wigilią, a z racji, że tuż po świętach zaczyna się przerwa zimowa, wracasz dopiero po niej.
- O Matko! - ucieszyłam się. - Tyle wolnego?
- Przerwa zimowa ma dwa tygodnie. Dobrze ją wykorzystaj. - powiedziała z nutą rozbawienia. - Teraz muszę już lecieć. Jak będziesz wychodziła wstąp do mojego biura po wypłatę.
Skinęłam głową i patrzyłam ja wychodzi.
- Gotowi na trochę tańca?! - zawołałam do dzieci, a one momentalnie zebrały się w grupę.
- Tak! - odkrzyknęły pełne życia.
Do tej pory nie wiedziałam skąd one brały tyle energii za każdym razem.
***
Został już tylko tydzień do grudnia.
- Tak, mamo. Obiecuję, że pomogę. - przewróciłam oczami.
Rozmawiałam z rodzicielką już od godziny. Nie mogłam jej przetłumaczyć, że na pewno wpadnę do niej przed świętami, żeby pomóc w szykowaniu kolacji wigilijnej.
- Jeszcze do ciebie zadzwonię. - napomniała. - Może wpaść do ciebie z obiadem?
- Nie, dziękuję. Wychodzę na miasto z Max'em.
Ehh... te matki.
- Dobrze. - westchnęła. - Do usłyszenia.
Rozłączyła się, a ja mogłam odetchnąć z ulgą. Odkąd się przeprowadziłam nękała mnie telefonami, albo przypadkowo natrafiałyśmy na siebie niedaleko mojego mieszkania lub pracy. Nie wytrzymam z tą kobietą. Normalnie oszaleję. Mój telefon znowu zaczął dzwonić.
- Cześć, skarbie. - przywitałam się radośnie.
Zayn.
- Witam, piękną panią.
- Skąd wiesz, że nie zbrzydłam? Przecież nie widziałeś mnie odkąd popsuła mi się kamerka w laptopie miesiąc temu.
- Nawet jeśli, to co?
- Już nie udawaj, że ci na wyglądzie nie zależy. - prychnęłam żartobliwie.
- Grabisz sobie, kocie. - mruknął.
- I tak mnie kochasz. - cmoknęłam do słuchawki.
Przez chwilę panowała cisza.
- Będziesz miał wolne na święta? - zapytała z nadzieją.
- Jeszcze nie rozmawiałem o tym z szefem.
- Och.
- Nie martw się.
- Tak bardzo chcę cię zobaczyć. - jęknęłam smutno.
- Ja ciebie też. Nawet nie chcesz wiedzieć jakie sny mam o tobie.
- Coś czuję, że bardzo chcesz mi powiedzieć jakie. - zachichotałam.
- Może. - bąknął.
- Cóż... trzymaj się tej idealnej mnie ze snów, bo w rzeczywistości przybyło mi trochę tu i tam.
- Więcej do kochania.
- Dobra. - poddałam się. - Przestań już być taki słodki, okey?!
Usłyszałam głośny śmiech po drugiej stronie. Przewróciłam oczami. Z kim ja się związałam?
- Muszę kończyć.
- Ja też. Praca wzywa.
Zmarszczyłam czoło.
- Nigdy tyle nie jeździłeś...
- Nie moja wina.
- Coś mi tu nie gra.
- Musze iść, kochanie.
Nim zdążyłam się pożegnać on już się rozłączył.
------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mogę wam zdradzić jedynie to, że już niedługo będzie ciekawie (może nawet w przyszłym rozdziale).
Trzymajcie się cieplutko ;)
Kolejny post W SOBOTĘ!!!!
A więc...
JEST!!!
Miłej lektury :)
Kocham! xxx
---------------------------------------------------------------------------------------------------
*WRZESIEŃ*
*Jessy*
Dzisiaj ja, mama i tata rozmawialiśmy na Skype z Niallem i Melanie i wiecie co? Zaręczyli się!
Ja nie mogłam uwierzyć i piszczałam ze szczęścia, tata nie mógł wydusić z siebie słowa, a mama zaczęła płakać. Cieszyłam się, że Mel bez wahania się zgodziła. Po cichu planowałam z bratem tą akcję. Na pewno będą idealnym małżeństwem. Powiedzieli, ze pomyślą o ślubie, kiedy Malenie skończy studia.
Przez resztę dnia chodziłam z wielkim uśmiechem na twarzy. Teraz pozostało mi już tylko czekać na małe Horanki.
***
Od tygodnia już normalnie pracuję i ciągle tęsknię za Zaynem. Mieliśmy coraz mniej czasu na rozmowy. Całe dnie spędzam w szkole tańca. Szefowa przydzieliła mi najmłodszych, początkujących tancerzy. Są niesamowici. Strasznie szybko się uczą. Myślę, że kiedyś będę z nich naprawdę dumna, widząc któreś na podium w zawodach.
Kiedy wróciłam do domu, mama przywitała mnie wspaniale pachnącym obiadem.
- Myślałam nad wynajęciem mieszkania. - powiedziałam, wkładając łyżkę do buzi.
Zupa była przepyszna.
- Żartujesz? - zdziwiła się.
- Nie, mówię poważnie. Nie chcę was obciążać, a poza ty jestem dorosła i mam stałe dochody.
- I to całkiem niezłe. - zaśmiała się.
Rodzicielka usiadła na przeciwko mnie i podparła łokcie na stole.
- Temu nie zaprzeczę. - uśmiechnęłam się cwaniacko. - Jak myślisz?
- Chciałabyś znaleźć coś w centrum?
- Raczej tak.
- Wtedy nie będziemy widywały się codziennie. - posmutniała.
- Przecież będę was odwiedzać. - wywróciłam oczami.
- Wiem, ale to nie to samo. Jak zareaguje ojciec?
- Nie wiem... Jeszcze nic mu nie wspominałam.
- Właśnie. - westchnęła.
- Mamo, będę miała bliżej do miejsca treningów z chłopakami.
Nic nie odpowiedziała.
- Upatrzyłam sobie nieduże mieszkanko niedaleko mojej pracy. - kontynuowałam.
Starałam się ją jakoś przekonać. Jeśli ona się zgodzi z tatą pójdzie już gładko.
- Chcesz mieszkać sama?
- Małpki będą mnie odwiedzać.
Mama się uśmiechnęła na wzmiankę o moich przyjaciołach.
- No nie wiem...
- Mamo. - błagałam. - Proszę.
- No dobrze, ale widzę cię u nas co najmniej dwa razy w tygodniu, zrozumiano?
- Tak! - krzyknęłam i szczęśliwa rzuciłam się na mamę.
O mały włos nie wylałam zupy. Wiadomość sprawiła, ze oderwałam się od rodzicielki.
NADAWCA: Max :)
Dzisiaj wraca Tony!!!
Mój dzień stał się jeszcze lepszy.
***
Po tygodniu błagania taty o akceptację mojej decyzji, uległ. W połowie września wpłaciłam pierwszy czynsz i zaczęłam sprowadzanie rzeczy z mojego pokoju do mojego nowego mieszkania.
- Myślę, że to już wszystko. - jęknęłam, opadając tyłkiem na niewielką sofę.
Moje lokum miało sypialnię, niewielką kuchnie, skromną łazienkę i nieduży salon. Ogólnie było dość małe, ale dla mnie w sam raz. Poza tym cena też mnie zadowalała. Dzisiaj oficjalnie wprowadziłam się na szóste piętro budynku w centrum San Diego. Stąd miałam dziesięć minut piechotą do pracy, a piętnaście do hali treningowej chłopaków. Tak, przez wakacje zdążyli ogarnąć starą, nieużywaną halę przemysłową i przerobili ją na doskonałe miejsce do naszych treningów.
- Teraz stawiasz nam piwo. - wydusił Alex.
- Chyba powinnam.
- Musisz. - rzucił zmęczony Max. - Inaczej się obrażę.
- No już dobrze, dobrze.
Zapanowała błoga cisza, którą przerwał dzwonek do drzwi.
- Ktoś zdradzał mój nowy adres? - zapytałam podejrzliwie.
Zeskanowałam wzorkiem wszystkich obecnych. Nikt nic sobą nie zdradzał, więc wstałam i podeszłam do drzwi.
- Stella? - wytrzeszczyłam oczy.
- Cześć. - uśmiechnęła się szeroko.
Przywitałyśmy się cmoknięciem w policzek, po czym zaprosiłam ją do środka. Razem przeszłyśmy z krótkiego korytarza do salonu.
- Tony. - warknęłam. - Ty zdrajco.
- Oj Jessy... - powiedział przepraszająco. - To tylko Stella.
- Masz szczęście, że jest twoją dziewczyną i że ją lubię.
Wystawiłam do niego język, a reszta zareagowała śmiechem.
- Pomóc ci w czymś? - zapytała dziewczyna. - Może coś posprzątać?
- Chciałabyś mi pomóc z kuchnią?
- Jasne, nie ma problemu.
Skinęłam głową i opuściłyśmy chłopaków. W kościach czułam, ze wieczorne "piwo" nie skończy się tak szybko, jak mogłoby się wydawać. Będę musiała nastawić się na niezłego kaca.
*********************
*PAŹDZIERNIK*
*Zayn*
Wysiadłem z samochodu, żeby rozprostować nogi. Mój szef jest na jakimś spotkaniu i kazał mi czekać. Przesiedziałem w samochodzie jakieś czterdzieści minut i powoli miałem dosyć. Wysłałem Jessy wiadomość o treści "Kocham Cię" i wsunąłem telefon do kieszeni spodni. Coraz więcej pracowałem, co równało się z tym, ze nie miałem czasu dla mojej dziewczyny. Bolało mnie to, ale nie mogłem temu zaradzić w żaden sposób. Ona też dużo pracowała.
- Zayn. - usłyszałem za sobą. - Możemy już jechać.
- Tak jest.
Zręcznie odpaliłem silnik i czekałem na wskazówki.
- Zawieź mnie do mojego ulubionego sklepu samochodowego.
Czytaj: "Zawieź mnie do najdroższego komisu w tym kraju".
Bogate dupki.
- Już się robi.
Jazda sprawiała mi wielką przyjemność, dzięki czemu praca stawała się bardziej znośna niż w rzeczywistości była. Poza tym pan Wilson lubił wozić się drogimi samochodami, a ja nie miałem nic przeciwko. Kiedy zatrzymałem się na miejscu, kazał mi iść z nim.
- Wybierz najlepszy samochód, jaki tutaj jest.
Zmarszczyłem brwi.
- Słucham?
- Wiem, że znasz się na samochodach, a ja nie mam zamiaru dłużej wozić się tym złomem.
Złomem?! Ile ten samochód ma? Dwa lata? Przecież model, którym obecnie jeżdżę wyszedł naprawdę niedawno.
- Um, w porządku.
Razem obeszliśmy każde stoisko. Zadawałem konsultantowi ważne pytania i uważnie przyglądałem się każdemu okazowi.
- W wyborze kieruj się tym, jakie auto ty byś sobie kupił.
Przytaknąłem z powagą i zdecydowałem. Moje serce skradło jedno cacko. Nie wierzyłem, że szef się na niego zgodzi. To była kupa kasy.
- Ten? - zapytał, kierując się za moim wzrokiem. - Jesteś pewien?
- Kazał pan wybrać ten, który sam bym sobie kupił, gdyby było mnie stać.
- Mnie stać.
- Ja tylko... Po prostu pan pytał.
- Wierzę, że znasz się na tym i nas nie zabijesz.
Spiąłem się lekko. Jeździłem szybkimi samochodami jak nikt inny.
- Bierzemy go.
Zszokował mnie swoją decyzją, ale pozostałem niewzruszony.
- Podać wszystko teraz? - zapytał konsultant.
- Tak. Byłbym wdzięczny. Zostawię mój stary samochód, który chciałem wam sprzedać, więc on pokryje zaliczkę, a resztę wpłacę przelewem.
- Tak, panie Wilson.
Bogate dupki i ich wpływy.
- Od dzisiaj to cacko należy do ciebie. Dbasz o niego. Zadbam o odpowiednie zabezpieczenie go w przypadku próby kradzieży. Zrozumiałeś?
- Pan mówi poważnie? - wydusiłem ledwo.
Odchrząknąłem niezręcznie. Czułem się teraz jak dziecko, które dostało wymarzonego lizaka.
- Nigdy nie byłem poważniejszy. - oznajmił. - Jednak jest jeszcze coś...
- Tak?
- Pójdziesz na miesięczny kurs samoobrony z moim prywatnym ochroniarzem.
- Tak jest, proszę pana.
- Widzę tą radość w twoich oczach. - uśmiechnął się, co odwzajemniłem.
- To naprawdę wspaniałe auto. Sam się pan przekona. - powiedziałem z rozmarzeniem.
Znikąd pojawił się konsultant.
- Wersja czarna?
- Tak. - odpowiedzieliśmy z szefem jednocześnie.
Mężczyzna wręczył mi kluczyki, a szefowi potrzebną dokumentację wozu.
- Oficjalnie jesteś drugim właścicielem tego samochodu. - powiedział pan Wilson.
W duchu skakałem ze szczęścia. Bugatti Veyron Super Sports za 2 500 000 dolarów było moje... No, częściowo moje.
To cudo było jednym z najdroższych aut na świecie, którego wyprodukowano tylko trzydzieści egzemplarzy. Co mnie cieszyło najbardziej to to, że było najszybszym samochodem dopuszczonym do ruchu ulicznego - najwięcej 430km na godzinę. Maleństwo osiągnie setkę w ciągu dwóch i pół sekundy. Do tego spala najwięcej niecałe 38 litrów paliwa na 100 kilometrów, czyli naprawdę mało.
Prawdziwy skarb!
*Jessy*
Kolejny miesiąc minął bez Malika. Nie to, żebym aż tak się do niego przywiązała ale... Dobra, nie mam dobrego argumentu.
Przyzwyczaiłam się do mojego nowego miejsca zamieszkania, a rodzice odwiedzają mnie raz w tygodniu. Żyję nadzieją, że w końcu im się znudzi.
Przygotowałam torbę treningową, zamknęłam drzwi wejściowe na klucz i pobiegłam uradowana na trening z chłopakami.
****************
*LISTOPAD*
*Jessy*
Właśnie prowadziłam zajęcia z moimi ulubieńcami, kiedy do sali weszła szefowa. Ściszyłam muzykę i kazałam dzieciakom chwilę odpocząć.
- Witam. - przywitała się.
- Dzień dobry. Dzisiaj jeszcze się nie widziałyśmy. - uśmiechnęłam się ciepło.
Lubiłam ją. Kobieta koło czterdziestki wyglądała na sukę, ale wcale taka nie była. Poznałam nawet jej małą córeczkę i męża. Urocza z nich rodzinka.
- Ja tylko na słówko. Chciałabyś mieć wolne na święta, prawda?
- Jeśli byłoby to możliwe.
- Szkoła zawsze pracuje do ostatniej chwili, ale postanowiłam to zmienić ze względu na moja córkę, która będzie obchodziła swoje pierwsze świadome święta. W koncu ma już cztery lata.
- Te dzieci tak szybko rosną.
- Tak, właśnie. - uśmiechnęła się lekko, co było u niej rzadkością. - Wracając do tematu, swoje wolne zaczniesz dwa dni przed wigilią z racji, że przez ten rok sprawowałaś się naprawdę dobrze. Dzięki tobie do naszej szkoły zapisało się wiele nowych dzieci i to właśnie na twoje zajęcia. Przygotuj się, że w nowym roku będziesz miała urwanie głowy.
- Niech się pani nie martwi. - zaśmiałam się krótko. - Uwielbiam pracować z tymi maluchami. Mają w sobie tyle radości, że przy nich nie można się smucić.
- Wierzę pani. - rozejrzała się po sali. - Zastanowię się nad moją córką, czy nie zapisać jej do pani w przyszłym roku.
- Byłby mi bardzo miło.
- Więc kończysz dwa dni przed wigilią, a z racji, że tuż po świętach zaczyna się przerwa zimowa, wracasz dopiero po niej.
- O Matko! - ucieszyłam się. - Tyle wolnego?
- Przerwa zimowa ma dwa tygodnie. Dobrze ją wykorzystaj. - powiedziała z nutą rozbawienia. - Teraz muszę już lecieć. Jak będziesz wychodziła wstąp do mojego biura po wypłatę.
Skinęłam głową i patrzyłam ja wychodzi.
- Gotowi na trochę tańca?! - zawołałam do dzieci, a one momentalnie zebrały się w grupę.
- Tak! - odkrzyknęły pełne życia.
Do tej pory nie wiedziałam skąd one brały tyle energii za każdym razem.
***
Został już tylko tydzień do grudnia.
- Tak, mamo. Obiecuję, że pomogę. - przewróciłam oczami.
Rozmawiałam z rodzicielką już od godziny. Nie mogłam jej przetłumaczyć, że na pewno wpadnę do niej przed świętami, żeby pomóc w szykowaniu kolacji wigilijnej.
- Jeszcze do ciebie zadzwonię. - napomniała. - Może wpaść do ciebie z obiadem?
- Nie, dziękuję. Wychodzę na miasto z Max'em.
Ehh... te matki.
- Dobrze. - westchnęła. - Do usłyszenia.
Rozłączyła się, a ja mogłam odetchnąć z ulgą. Odkąd się przeprowadziłam nękała mnie telefonami, albo przypadkowo natrafiałyśmy na siebie niedaleko mojego mieszkania lub pracy. Nie wytrzymam z tą kobietą. Normalnie oszaleję. Mój telefon znowu zaczął dzwonić.
- Cześć, skarbie. - przywitałam się radośnie.
Zayn.
- Witam, piękną panią.
- Skąd wiesz, że nie zbrzydłam? Przecież nie widziałeś mnie odkąd popsuła mi się kamerka w laptopie miesiąc temu.
- Nawet jeśli, to co?
- Już nie udawaj, że ci na wyglądzie nie zależy. - prychnęłam żartobliwie.
- Grabisz sobie, kocie. - mruknął.
- I tak mnie kochasz. - cmoknęłam do słuchawki.
Przez chwilę panowała cisza.
- Będziesz miał wolne na święta? - zapytała z nadzieją.
- Jeszcze nie rozmawiałem o tym z szefem.
- Och.
- Nie martw się.
- Tak bardzo chcę cię zobaczyć. - jęknęłam smutno.
- Ja ciebie też. Nawet nie chcesz wiedzieć jakie sny mam o tobie.
- Coś czuję, że bardzo chcesz mi powiedzieć jakie. - zachichotałam.
- Może. - bąknął.
- Cóż... trzymaj się tej idealnej mnie ze snów, bo w rzeczywistości przybyło mi trochę tu i tam.
- Więcej do kochania.
- Dobra. - poddałam się. - Przestań już być taki słodki, okey?!
Usłyszałam głośny śmiech po drugiej stronie. Przewróciłam oczami. Z kim ja się związałam?
- Muszę kończyć.
- Ja też. Praca wzywa.
Zmarszczyłam czoło.
- Nigdy tyle nie jeździłeś...
- Nie moja wina.
- Coś mi tu nie gra.
- Musze iść, kochanie.
Nim zdążyłam się pożegnać on już się rozłączył.
------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mogę wam zdradzić jedynie to, że już niedługo będzie ciekawie (może nawet w przyszłym rozdziale).
Trzymajcie się cieplutko ;)
Kolejny post W SOBOTĘ!!!!
niedziela, 15 marca 2015
Rozdział 56
Obiecałam w niedzielę, więc jestem :)
Przygotowani na poniedziałek??
Mam nadzieję, że umilę wam czas choć trochę przez te kilka minut, kiedy będziecie czytać nowy rozdział ;)
Miłego czytania!
Kocham! xxx
--------------------------------------------------------------------------------------------------
*Zayn*
Wyjechała.
Nie ma jej.
Nie ma jej przy mnie.
Dzisiaj rano opuściła Bradford i wróci tu dopiero za kilka miesięcy. Tęsknota za kimś innym niż matką była dla mnie dziwnym uczuciem. Tęskniłem za nią wcześniej, ale sam się do tego nie przyznawałem. Nie chciałem przyznać tego, że obdarzyłem uczuciem kogoś oprócz mojej matki.Na jej pogrzebie przysięgłem sobie, że tego nie zrobię. Nie chciałem więcej cierpieć tak, jak wtedy kiedy mama zmarła. Kochałem ją. Była dla mnie najważniejszą osobą na świecie i obiecywała, że nigdy mnie nie zostawi.
Stało się inaczej.
Dlatego nie chciałem lokować swoich uczuć ponownie. Wyparłem się miłości do innego człowieka. Została troska, która była moim naturalnym odruchem. I pożądanie. Do Jessy też na początku czułem tylko pociąg fizyczny, ale kiedy zaczęliśmy spędzać ze sobą więcej czasu, to wszystko się zmieniło. Ona obudziła we mnie tę cześć, o której całkowicie zapomniałem. Teraz od nowa będę musiał nauczyć się kochać.
Dla niej.
- Praca skończona. Zawieź mnie do domu. - nakazał gruby głos z tylnego siedzenia.
To był pan Wilson, mój szef.
- Tak jest, proszę pana.
Jedyne czego pragnąłem tego wieczoru, to wrócić do mieszkania, włączyć Skype'a i zobaczyć Jessy. Dopiero potem mogłem spokojnie zasnąć.
*Jessy*
Chłopaki zostali w moim domu na obiad i kolację. Była godzina dwudziesta, a oni dopiero się rozkręcali. Pamiętałam, że umawiałam się z Zaynem, ale nie mogłam się od nich uwolnić.
- Jeszcze jeden kieliszeczek. - błagał Austin. - Proszę.
- Jestem wystarczająco pijana, chłopaki. Mam dość. - jęknęłam.
Musiałam dać radę rozmawiać na Skype.
- Zrobiłaś się jakaś sztywna. - bąknął Alex.
- Dzięki. - prychnęłam. - Dobrzy z was przyjaciele.
Na te słowa popatrzyli na siebie porozumiewawczo i rzucili się na mnie. Całe szczęście, że siedziałam na swoim łóżku, bo podłoga byłaby za twarda na to gniecenie mnie przez ich postawne ciała. Pod ciężarem ich trójki, zaczęło brakować mi powietrza. Nie mieli zamiaru ze mnie zejść, ale nagle zadzwoniła moja komórka. Wystraszyłam się, że to Zayn. Nie chciałam, żeby dowiedzieli się o mnie i nim. Jeszcze nie teraz.
- Muszę odebrać! - krzyknęłam, spychając ich z siebie.
Dobiegłam w ostatniej chwili. Odetchnęłam z ulgą. Dzwonił Tony.
- Hej, tygrysico! - krzyknął zanim zdążyłam zareagować. - Jak lot?
- Cześć, Tony. Lot udany. - powiedziałam słodko. - Dobrze cię słyszeć.
- Tęsknię. - powiedział dziecięcym głosem.
Zmarszczyłam brwi.
- Piłeś coś?
- Trochę wina z najlepszą dziewczyną pod słońcem.
- Przecież mnie tam nie ma.
Zaśmiał się.
- Jesteś na głośniku. Przywitaj się ze Stellą.
- Cześć, Stella! - rzuciłam z uśmiechem.
Lubiłam ją mimo, że nie znałam jej zbyt dobrze. Tolerowała więź jak łączyła mnie z Tony'm.
- Hej. - odpowiedziała nieśmiało. - Miło cię znowu usłyszeć.
- Mnie również. Co tam u was? Co robicie? Jak wakacje?
- Jest zajebiście. - zachwycał się przyjaciel.
- Kiedy wracacie?
- Myślę, że za tydzień, prawda kochanie?
Po "prawda kochanie" przed moimi oczami pojawił się Zayn ze słodkim uśmiechem i błyskiem w oku.
- Czyli widzimy się za tydzień. - skwitowałam trochę wybita z rozmowy.
Malik rozpraszał mnie nawet wtedy, kiedy go przy mnie nie było. Cholerny, seksowny, dupek.
- Dokładnie.
- To trzymajcie się, a ja muszę kończyć i spróbować ogarnąć małpi gaj.
- Chłopaki są u ciebie?! - oburzył się Tony. - Nie chcieli mi powiedzieć, co robią wieczorem!
- Właśnie wychodzą. - zmroziłam ich wzrokiem.
Postanowili nagrać porno z moimi pluszakami w rolach głównych.
- Alkohol? - zaśmiał się Tony.
- Ta... - westchnęłam. - Naprawdę muszę kończyć.
- Jeszcze się zdzwonimy, tygrysico. Do usłyszenia.
W tle usłyszałam niewyraźne "cześć" od Stelli. Rozłączyłam się i odłożyłam telefon na stolik nocny.
- Przykro mi, ale musicie już wyjść. - oznajmiłam z powagą.
Spojrzeli na mnie z minami zbitych psiaków.
- To nie działa. - skrzyżowałam ramiona na piersi w ostentacyjnym geście.
- Zabiorę ich. - powiedział trochę bardziej trzeźwy Max.
- Dziękuję. - posłałam całusa w jego kierunku. - Napisz jak dostarczysz ich do domów i jak sam dotrzesz do swojego.
- Napiszę. - uśmiechnął się lekko. - Zamówiłaś taksówkę?
- Jakieś dziesięć minut temu.
- Myślisz, że facet stoi i czeka?
- Myślę, że włączył już licznik.
Zaśmialiśmy się głośno.
- Pewnie masz rację.
Pomogłam mu sprowadzić chłopaków na dół. Nie chciałam, żeby obudzili rodziców. Poczekałam w drzwiach, aż ulokują się w aucie i pomachałam im na pożegnanie. Z niewielką karuzelą w głowie, wróciłam do pokoju. Teraz czekała mnie rozmowa z Zaynem... po pijaku. Znalazłam laptopa, wczołgałam się na łóżko i go uruchomiłam. Szybko zalogowałam się na Skype i czekałam na połączenie. Na ekranie pojawiło się "Dzwoni Zayn :)", więc odebrałam.
- Hej. - pomachałam do kamerki.
Siedział przed swoim komputerem... bez koszulki.
- Cześć, skarbie. - przywitał się, puszczając oczko.
- Zrobiłeś to celowo?
- Co takiego?
- Rozebrałeś się. - rzuciłam oskarżająco.
- Naszykowałem się do snu. - wzruszył ramionami niewinnie
- U ciebie właśnie wybiła czwarta rano, skarbie. - zironizowałam. - Nie wierzę, że wstałeś tak wcześnie, żeby ze mną porozmawiać, ale wiedz że dzisiaj już nie pozwolę ci zasnąć.
Zdziwił się na moje słowa i przez chwilę nic nie mówił.
- Jessy?
- Tak, kochanie?
Normalnie wstydziłam się mówić do niego słodkie słówka, ale alkohol pomógł tym słowom przejść przez gardło.
- Piłaś. - stwierdził bardziej niż zapytał.
- Wodę? Tak. - próbowałam wybrnąć.
- Nie oszukasz mnie. Widzę jak ci się oczy świecą.
- To to światło. - tłumaczyłam się.
- Za bardzo się szczerzysz.
- Cieszę się, że cię widzę.
- Na trzeźwo nie powiedziałabyś do mnie "kochanie" czy "skarbie: z taką czułością, tylko bardziej żeby się droczyć.
Zabrakło mi argumentów. Pokonał mnie, miał rację. Nie powiedziałabym tak do niego. Czy było mu przykro z tego powodu?
- Wygrałeś. - westchnęłam.
- Zawsze wygrywam.
- Ej, ej, ej! Ty już nie bądź taki pewny siebie, chłopcze.
- Podobasz mi się taka. - powiedział z cwaniackim uśmieszkiem.
- Jaka?
- Taka hmm... zadziorna i rozgadana.
Wzruszyłam ramionami obojętnie.
- Zawsze taka jestem.
- Nie, kocie, nie jesteś.
- Dobrze, niech ci będzie. - jęknęłam. - Co słychać?
- Tęsknię.
- Oooo... słodkie! - pisnęłam.
- Przestań. - burknął. - Mówię prawdę.
- Ja wiem, ko... - zawahałam się. - Wiem, ale to urocze.
Nie chciałam, żeby znowu wymknęło mi się "kochanie". Lubiłam kiedy on mówi do mnie czułe słówka. Wręcz uwielbiałam.
- Więcej nic ci nie powiem.
Zrobił smutną minę i patrzył wszędzie tylko nie na mnie.
- Zayn... - przeciągnęłam głoski jego imienia słodkim głosem. - Spójrz na mnie.
Niechętnie podniósł na mnie oczy.
- Co?
- Tęsknie za tobą. Tak bardzo, bardzo.
- Wróć do mnie.
- Chciałabym, Zayn. - posmutniałam. - Wiesz, że nie mogę.
Przez te procenty we krwi wpadałam z jednego humoru w drugi.
- Nie flirtujesz za moimi plecami, co? - zapytał poważnie.
- Oszalałeś?! - oburzyłam się. - Dopiero niedawno oficjalnie staliśmy się parą, a ty myślisz, że już cię zdradzam?!
Proszę bardzo, teraz złość.
- Ja tylko... Nie wiem. - przetarł twarz dłonią. - To uczucie, które odczuwam, kiedy ciebie tu nie ma jest dziwne i... niepokojące.
- Co to takiego?
- Nie potrafię tego nazwać. - jęknął.
- Spróbuj.
- Ja... nie umiem. To nie dla mnie.
- Co?
- Ta cała gadka o uczuciach.
- Przecież mówiłeś, że mnie...
- Tak, wiem. - przerwał mi. - To się nie zmieniło.
- Więc o co chodzi?
Zdawało się, że momentalnie wytrzeźwiałam.
- Dobrze wiesz, że nie jestem przyzwyczajony do tej całej czułości i słodyczy związanych z byciem w związku. Nigdy nie powiedziałem nikomu TYCH słów. Nikomu prócz mamy.
Wstrzymałam oddech na jego wyznanie. Powiedział je mi. Czułam się taka wyjątkowa! Cieszyłam się, że rozmawiał ze mną szczerze.
- Dopracujemy to, Zayn. Nie martw się.
Posłałam mu pocieszający uśmiech, który odwzajemnił.
- Jesteś niesamowita.
- Poczekaj, aż spędzimy ze sobą więcej czasu jako para. - ostrzegłam z rozbawieniem.
- Coś planujesz względem mnie? - uniósł jedna zaciekawiony.
- Po prostu teraz już nie muszę się hamować.
Okey... alkohol jeszcze nie wyparował. Czemu ja mówię mu te wszystkie rzeczy?!
- Uważaj bo pojadę na pierwszy lepszy lot do San Diego.
Zaśmiałam się dźwięcznie.
- Nie ma takiej potrzeby.
- Sprawiasz, że nie wytrzymuję.
Zarumieniłam się na te słowa. Czyżbym aż tak na niego działała?
- Zaliczę to jako komplement.
Przytaknął głową zadowolony. Dawno nie widziałam go tak szczęśliwego. Znaczy... uśmiechał się mniej, kiedy jeszcze nie byliśmy w związku.
- Widziałem się dzisiaj z Katy. - powiedział ostrożnie.
Błąd kolego. Nieodpowiednia pora na wyznania względem osób trzecich.
- Co? - rzuciłam szybko.
- Pytała o ciebie, o nas...
- Nie jej sprawa. - burknęłam.
- Pomogła mi.
Prychnęłam litościwie.
- Wcale nie musiała.
- Gdyby nie ona, nie dałabyś mi tej szansy.
Zastanowiłam się chwilę. Miał rację. Znowu...
- No dobrze. - westchnęłam.
- Nie jesteś zła?
- Nie.
- To dobrze. - puścił mi oczko.
- Widziałam się dzisiaj z chłopakami.
- Tak? - uniósł brwi wysoko. - Co u nich słychać?
- Wszystko w porządku. - odpowiedziałam trochę zbita z tropu.
Zareagował spokojniej niż oczekiwałam.
- Pozdrów ich.
- Nie złościsz się?
- Czemu miałbym? Przecież to twoi przyjaciele.
- Jesteś najlepszy! - krzyknęłam z radości. - A mówiłeś, że się nie nadajesz na bycie chłopakiem. Jesteś najlepszym chłopakiem pod słońcem!
Wydzierałam się wiedząc, że rodzice śpią kilka metrów dalej.
- Nie chwal dnia przed zachodem słońca. - mruknął.
Mój entuzjazm zniknął przy jego smutnych oczach.
- Będzie dobrze, Zayn, zobaczysz.
- Jest późno. Powinnaś spać.
Zignorowałam to, że on zignorował moje słowa. Skoro nie chciał o tym rozmawiać, to nie. Nic na siłę.
- Wiem, mamo. - przewróciłam oczami. - Ale są wakacje.
- Im szybciej miną dni, tym szybciej cię zobaczę.
Nie potrafiłam ukryć wielkiego uśmiechu pojawiającego się na moich ustach.
- Jednak potrafisz być słodki.
- Nie zaczynaj. - ostrzegł.
- Wyglądasz seksownie, kiedy jesteś poważny. - wymsknęło mi się.
- Co? - zdziwił się.
- Um, nic.
- I tak słyszałem.
Zmieszałam się, więc spuściłam wzrok na klawiaturę.
- Jessy?
Popatrzyłam na mojego chłopaka.
- Tak?
- Kocham cię.
Serce mi się zatrzymało, po czym pogalopowało jak najszybciej umiało. Czułam, ze kiedyś zejdę przez niego na zawał.
- Kocham cię, Zayn. - mówiłam całkowicie szczerze.
Cmoknęłam do kamerki, machając. Z bólem serca rozłączyłam się z moim przystojniakiem i odłożyłam urządzenie. Rozmarzona umyłam się, starając się zachować ciszę. Mimo wszystko alkohol jeszcze działał. Wróciłam do pokoju, przebrałam się w piżamkę i położyłam. Odpłynęłam do krainy snów z wyimaginowanym Malikiem przy boku.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Lekki rozdział, ale mam nadzieję, że wam się podobał :)
P.S. Dziękuję, że dotrwaliście ze mną, aż do tego momentu. <3
Przygotowani na poniedziałek??
Mam nadzieję, że umilę wam czas choć trochę przez te kilka minut, kiedy będziecie czytać nowy rozdział ;)
Miłego czytania!
Kocham! xxx
--------------------------------------------------------------------------------------------------
*Zayn*
Wyjechała.
Nie ma jej.
Nie ma jej przy mnie.
Dzisiaj rano opuściła Bradford i wróci tu dopiero za kilka miesięcy. Tęsknota za kimś innym niż matką była dla mnie dziwnym uczuciem. Tęskniłem za nią wcześniej, ale sam się do tego nie przyznawałem. Nie chciałem przyznać tego, że obdarzyłem uczuciem kogoś oprócz mojej matki.Na jej pogrzebie przysięgłem sobie, że tego nie zrobię. Nie chciałem więcej cierpieć tak, jak wtedy kiedy mama zmarła. Kochałem ją. Była dla mnie najważniejszą osobą na świecie i obiecywała, że nigdy mnie nie zostawi.
Stało się inaczej.
Dlatego nie chciałem lokować swoich uczuć ponownie. Wyparłem się miłości do innego człowieka. Została troska, która była moim naturalnym odruchem. I pożądanie. Do Jessy też na początku czułem tylko pociąg fizyczny, ale kiedy zaczęliśmy spędzać ze sobą więcej czasu, to wszystko się zmieniło. Ona obudziła we mnie tę cześć, o której całkowicie zapomniałem. Teraz od nowa będę musiał nauczyć się kochać.
Dla niej.
- Praca skończona. Zawieź mnie do domu. - nakazał gruby głos z tylnego siedzenia.
To był pan Wilson, mój szef.
- Tak jest, proszę pana.
Jedyne czego pragnąłem tego wieczoru, to wrócić do mieszkania, włączyć Skype'a i zobaczyć Jessy. Dopiero potem mogłem spokojnie zasnąć.
*Jessy*
Chłopaki zostali w moim domu na obiad i kolację. Była godzina dwudziesta, a oni dopiero się rozkręcali. Pamiętałam, że umawiałam się z Zaynem, ale nie mogłam się od nich uwolnić.
- Jeszcze jeden kieliszeczek. - błagał Austin. - Proszę.
- Jestem wystarczająco pijana, chłopaki. Mam dość. - jęknęłam.
Musiałam dać radę rozmawiać na Skype.
- Zrobiłaś się jakaś sztywna. - bąknął Alex.
- Dzięki. - prychnęłam. - Dobrzy z was przyjaciele.
Na te słowa popatrzyli na siebie porozumiewawczo i rzucili się na mnie. Całe szczęście, że siedziałam na swoim łóżku, bo podłoga byłaby za twarda na to gniecenie mnie przez ich postawne ciała. Pod ciężarem ich trójki, zaczęło brakować mi powietrza. Nie mieli zamiaru ze mnie zejść, ale nagle zadzwoniła moja komórka. Wystraszyłam się, że to Zayn. Nie chciałam, żeby dowiedzieli się o mnie i nim. Jeszcze nie teraz.
- Muszę odebrać! - krzyknęłam, spychając ich z siebie.
Dobiegłam w ostatniej chwili. Odetchnęłam z ulgą. Dzwonił Tony.
- Hej, tygrysico! - krzyknął zanim zdążyłam zareagować. - Jak lot?
- Cześć, Tony. Lot udany. - powiedziałam słodko. - Dobrze cię słyszeć.
- Tęsknię. - powiedział dziecięcym głosem.
Zmarszczyłam brwi.
- Piłeś coś?
- Trochę wina z najlepszą dziewczyną pod słońcem.
- Przecież mnie tam nie ma.
Zaśmiał się.
- Jesteś na głośniku. Przywitaj się ze Stellą.
- Cześć, Stella! - rzuciłam z uśmiechem.
Lubiłam ją mimo, że nie znałam jej zbyt dobrze. Tolerowała więź jak łączyła mnie z Tony'm.
- Hej. - odpowiedziała nieśmiało. - Miło cię znowu usłyszeć.
- Mnie również. Co tam u was? Co robicie? Jak wakacje?
- Jest zajebiście. - zachwycał się przyjaciel.
- Kiedy wracacie?
- Myślę, że za tydzień, prawda kochanie?
Po "prawda kochanie" przed moimi oczami pojawił się Zayn ze słodkim uśmiechem i błyskiem w oku.
- Czyli widzimy się za tydzień. - skwitowałam trochę wybita z rozmowy.
Malik rozpraszał mnie nawet wtedy, kiedy go przy mnie nie było. Cholerny, seksowny, dupek.
- Dokładnie.
- To trzymajcie się, a ja muszę kończyć i spróbować ogarnąć małpi gaj.
- Chłopaki są u ciebie?! - oburzył się Tony. - Nie chcieli mi powiedzieć, co robią wieczorem!
- Właśnie wychodzą. - zmroziłam ich wzrokiem.
Postanowili nagrać porno z moimi pluszakami w rolach głównych.
- Alkohol? - zaśmiał się Tony.
- Ta... - westchnęłam. - Naprawdę muszę kończyć.
- Jeszcze się zdzwonimy, tygrysico. Do usłyszenia.
W tle usłyszałam niewyraźne "cześć" od Stelli. Rozłączyłam się i odłożyłam telefon na stolik nocny.
- Przykro mi, ale musicie już wyjść. - oznajmiłam z powagą.
Spojrzeli na mnie z minami zbitych psiaków.
- To nie działa. - skrzyżowałam ramiona na piersi w ostentacyjnym geście.
- Zabiorę ich. - powiedział trochę bardziej trzeźwy Max.
- Dziękuję. - posłałam całusa w jego kierunku. - Napisz jak dostarczysz ich do domów i jak sam dotrzesz do swojego.
- Napiszę. - uśmiechnął się lekko. - Zamówiłaś taksówkę?
- Jakieś dziesięć minut temu.
- Myślisz, że facet stoi i czeka?
- Myślę, że włączył już licznik.
Zaśmialiśmy się głośno.
- Pewnie masz rację.
Pomogłam mu sprowadzić chłopaków na dół. Nie chciałam, żeby obudzili rodziców. Poczekałam w drzwiach, aż ulokują się w aucie i pomachałam im na pożegnanie. Z niewielką karuzelą w głowie, wróciłam do pokoju. Teraz czekała mnie rozmowa z Zaynem... po pijaku. Znalazłam laptopa, wczołgałam się na łóżko i go uruchomiłam. Szybko zalogowałam się na Skype i czekałam na połączenie. Na ekranie pojawiło się "Dzwoni Zayn :)", więc odebrałam.
- Hej. - pomachałam do kamerki.
Siedział przed swoim komputerem... bez koszulki.
- Cześć, skarbie. - przywitał się, puszczając oczko.
- Zrobiłeś to celowo?
- Co takiego?
- Rozebrałeś się. - rzuciłam oskarżająco.
- Naszykowałem się do snu. - wzruszył ramionami niewinnie
- U ciebie właśnie wybiła czwarta rano, skarbie. - zironizowałam. - Nie wierzę, że wstałeś tak wcześnie, żeby ze mną porozmawiać, ale wiedz że dzisiaj już nie pozwolę ci zasnąć.
Zdziwił się na moje słowa i przez chwilę nic nie mówił.
- Jessy?
- Tak, kochanie?
Normalnie wstydziłam się mówić do niego słodkie słówka, ale alkohol pomógł tym słowom przejść przez gardło.
- Piłaś. - stwierdził bardziej niż zapytał.
- Wodę? Tak. - próbowałam wybrnąć.
- Nie oszukasz mnie. Widzę jak ci się oczy świecą.
- To to światło. - tłumaczyłam się.
- Za bardzo się szczerzysz.
- Cieszę się, że cię widzę.
- Na trzeźwo nie powiedziałabyś do mnie "kochanie" czy "skarbie: z taką czułością, tylko bardziej żeby się droczyć.
Zabrakło mi argumentów. Pokonał mnie, miał rację. Nie powiedziałabym tak do niego. Czy było mu przykro z tego powodu?
- Wygrałeś. - westchnęłam.
- Zawsze wygrywam.
- Ej, ej, ej! Ty już nie bądź taki pewny siebie, chłopcze.
- Podobasz mi się taka. - powiedział z cwaniackim uśmieszkiem.
- Jaka?
- Taka hmm... zadziorna i rozgadana.
Wzruszyłam ramionami obojętnie.
- Zawsze taka jestem.
- Nie, kocie, nie jesteś.
- Dobrze, niech ci będzie. - jęknęłam. - Co słychać?
- Tęsknię.
- Oooo... słodkie! - pisnęłam.
- Przestań. - burknął. - Mówię prawdę.
- Ja wiem, ko... - zawahałam się. - Wiem, ale to urocze.
Nie chciałam, żeby znowu wymknęło mi się "kochanie". Lubiłam kiedy on mówi do mnie czułe słówka. Wręcz uwielbiałam.
- Więcej nic ci nie powiem.
Zrobił smutną minę i patrzył wszędzie tylko nie na mnie.
- Zayn... - przeciągnęłam głoski jego imienia słodkim głosem. - Spójrz na mnie.
Niechętnie podniósł na mnie oczy.
- Co?
- Tęsknie za tobą. Tak bardzo, bardzo.
- Wróć do mnie.
- Chciałabym, Zayn. - posmutniałam. - Wiesz, że nie mogę.
Przez te procenty we krwi wpadałam z jednego humoru w drugi.
- Nie flirtujesz za moimi plecami, co? - zapytał poważnie.
- Oszalałeś?! - oburzyłam się. - Dopiero niedawno oficjalnie staliśmy się parą, a ty myślisz, że już cię zdradzam?!
Proszę bardzo, teraz złość.
- Ja tylko... Nie wiem. - przetarł twarz dłonią. - To uczucie, które odczuwam, kiedy ciebie tu nie ma jest dziwne i... niepokojące.
- Co to takiego?
- Nie potrafię tego nazwać. - jęknął.
- Spróbuj.
- Ja... nie umiem. To nie dla mnie.
- Co?
- Ta cała gadka o uczuciach.
- Przecież mówiłeś, że mnie...
- Tak, wiem. - przerwał mi. - To się nie zmieniło.
- Więc o co chodzi?
Zdawało się, że momentalnie wytrzeźwiałam.
- Dobrze wiesz, że nie jestem przyzwyczajony do tej całej czułości i słodyczy związanych z byciem w związku. Nigdy nie powiedziałem nikomu TYCH słów. Nikomu prócz mamy.
Wstrzymałam oddech na jego wyznanie. Powiedział je mi. Czułam się taka wyjątkowa! Cieszyłam się, że rozmawiał ze mną szczerze.
- Dopracujemy to, Zayn. Nie martw się.
Posłałam mu pocieszający uśmiech, który odwzajemnił.
- Jesteś niesamowita.
- Poczekaj, aż spędzimy ze sobą więcej czasu jako para. - ostrzegłam z rozbawieniem.
- Coś planujesz względem mnie? - uniósł jedna zaciekawiony.
- Po prostu teraz już nie muszę się hamować.
Okey... alkohol jeszcze nie wyparował. Czemu ja mówię mu te wszystkie rzeczy?!
- Uważaj bo pojadę na pierwszy lepszy lot do San Diego.
Zaśmiałam się dźwięcznie.
- Nie ma takiej potrzeby.
- Sprawiasz, że nie wytrzymuję.
Zarumieniłam się na te słowa. Czyżbym aż tak na niego działała?
- Zaliczę to jako komplement.
Przytaknął głową zadowolony. Dawno nie widziałam go tak szczęśliwego. Znaczy... uśmiechał się mniej, kiedy jeszcze nie byliśmy w związku.
- Widziałem się dzisiaj z Katy. - powiedział ostrożnie.
Błąd kolego. Nieodpowiednia pora na wyznania względem osób trzecich.
- Co? - rzuciłam szybko.
- Pytała o ciebie, o nas...
- Nie jej sprawa. - burknęłam.
- Pomogła mi.
Prychnęłam litościwie.
- Wcale nie musiała.
- Gdyby nie ona, nie dałabyś mi tej szansy.
Zastanowiłam się chwilę. Miał rację. Znowu...
- No dobrze. - westchnęłam.
- Nie jesteś zła?
- Nie.
- To dobrze. - puścił mi oczko.
- Widziałam się dzisiaj z chłopakami.
- Tak? - uniósł brwi wysoko. - Co u nich słychać?
- Wszystko w porządku. - odpowiedziałam trochę zbita z tropu.
Zareagował spokojniej niż oczekiwałam.
- Pozdrów ich.
- Nie złościsz się?
- Czemu miałbym? Przecież to twoi przyjaciele.
- Jesteś najlepszy! - krzyknęłam z radości. - A mówiłeś, że się nie nadajesz na bycie chłopakiem. Jesteś najlepszym chłopakiem pod słońcem!
Wydzierałam się wiedząc, że rodzice śpią kilka metrów dalej.
- Nie chwal dnia przed zachodem słońca. - mruknął.
Mój entuzjazm zniknął przy jego smutnych oczach.
- Będzie dobrze, Zayn, zobaczysz.
- Jest późno. Powinnaś spać.
Zignorowałam to, że on zignorował moje słowa. Skoro nie chciał o tym rozmawiać, to nie. Nic na siłę.
- Wiem, mamo. - przewróciłam oczami. - Ale są wakacje.
- Im szybciej miną dni, tym szybciej cię zobaczę.
Nie potrafiłam ukryć wielkiego uśmiechu pojawiającego się na moich ustach.
- Jednak potrafisz być słodki.
- Nie zaczynaj. - ostrzegł.
- Wyglądasz seksownie, kiedy jesteś poważny. - wymsknęło mi się.
- Co? - zdziwił się.
- Um, nic.
- I tak słyszałem.
Zmieszałam się, więc spuściłam wzrok na klawiaturę.
- Jessy?
Popatrzyłam na mojego chłopaka.
- Tak?
- Kocham cię.
Serce mi się zatrzymało, po czym pogalopowało jak najszybciej umiało. Czułam, ze kiedyś zejdę przez niego na zawał.
- Kocham cię, Zayn. - mówiłam całkowicie szczerze.
Cmoknęłam do kamerki, machając. Z bólem serca rozłączyłam się z moim przystojniakiem i odłożyłam urządzenie. Rozmarzona umyłam się, starając się zachować ciszę. Mimo wszystko alkohol jeszcze działał. Wróciłam do pokoju, przebrałam się w piżamkę i położyłam. Odpłynęłam do krainy snów z wyimaginowanym Malikiem przy boku.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Lekki rozdział, ale mam nadzieję, że wam się podobał :)
P.S. Dziękuję, że dotrwaliście ze mną, aż do tego momentu. <3
wtorek, 10 marca 2015
Rozdział 55
Tak, macie być prawo na mnie źli.
Nie mam zamiaru się tłumaczyć, bo wyszło zamieszanie i nie z mojej winy nie dodałam rozdziału. Nieważne... miało nie być tłumaczeń.
Napiszę tylko tyle, że zawsze trzymam się wyznaczonego terminu, więc jeśli zdarzy mi się poślizg, to nie powinno to wywoływać tragedii. Mam rację?
Teraz życzę wam miłego czytania ;)
Kocham! xxx
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
*Jessy*
Wsiadłam do samolotu, zajęłam swoje miejsce i dopiero to wszystko do mnie dotarło. Zayn wyznał mi miłość. Zrobił to, a ja jestem teraz w drodze do Kalifornii, do San Diego. Nie zobaczę się z nim przez rok.
- Czy coś się stało? - zapytała zmartwiona stewardessa.
Zmarszczyłam czoło.
- Słucham?
- Płacze pani i pomyślałam, że coś się stało.
Dotknęłam policzków i rzeczywiście miała rację. Posłałam jej uspokajający uśmiech i podziękowałam za troskę. Dlaczego płakałam? Przez Zayna? Przez to, że go zostawiłam? Przez to, że został w Bradford razem z Katy? Przez to, że przez nadchodzący rok wszystko się może zmienić? Potrząsnęłam mocno głową, chcąc pozbyć się natarczywych myśli. Poskutkowało, ale nie wiedziałam na jak długo. Kiedy tylko pozwolili nam używać telefonów, wyciągnęłam swój i wybrałam numer Melanie.
- Jessy. - ucieszyła się. - Wsiadłaś już?
- Tak. Właśnie wystartowaliśmy.
- Płakałaś?
Mogłam się domyśleć, że zmrużyła oczy. Odchrząknęłam.
- Nie, wszystko w porządku.
- Masz jakiś dziwny głos.
- To z tych emocji.
- Jakich emocji? - niepotrzebnie wzbudziłam jej zainteresowanie.
Zapomniałam, że nie wiedziała o wyznaniu Malika i póki co, nie miałam zamiaru jej o tym informować. Będzie spała lepiej bez tego.
- Masz gdzieś obok Nialla? - zmieniłam temat.
- Poszedł do pracy.
- Och. - całkowicie o tym zapomniałam. - Tak rzadko wychodził w wakacje.
- Luźniejszy okres. - zaśmiała się ruda.
- Dam znać jak dolecę na miejsce, dobrze?.
- Na to liczę. Kocham i do usłyszenia.
- Też cię kocham, Mel.
Rozłączyłam się i przez chwilę wpatrywałam się w listę kontaktów. Zadzwonić do Zayna? Wtedy moja komórka zawibrowała. Na widok imienia serce podskoczyło mi do gardła. Rozmawiałam z nim kilka minut temu, a teraz się stresowałam.
- Hej. - odebrałam z lekkim uśmiechem.
- Cześć.
Usłyszałam w jego głosie nutkę wahania.
- Co tam?
- Jak lot?
- Dziękuję, dobrze.
- To dobrze.
- Chyba musimy coś ustalić. - powiedziałam poważnie.
- Co takiego?
- Nie będziemy się widzieć dłuższy czas i pomyślałam, że...
- Lepiej nie myśl. - przerwał mi. - Wiem, co chcesz powiedzieć i nie, nie zgadzam się.
- Ale to...
- Jessy.
- Dobrze, przepraszam.
- Wybaczam.
Zaśmiałam się.
- Nie zostawiaj mnie, proszę. - błagałam cicho.
- Nigdy, kochanie.
Wstrzymałam oddech, a motylki zaatakowały mój brzuch.
- Ja... nie mogłam nic zrobić. Muszę wrócić do Kalifornii. Chciałabym... chciałabym zostać z tobą, ale wiesz, że...
- Przestań, Jessy. Wszystko rozumiem. Ty masz obowiązki tam, a ja tu.
- Ale związki na odległość zwykle nie trwają długo.
- Cieszę się, że nie skreśliłaś naszego związku.
Zarumieniłam się i byłam rada, że nie może tego zobaczyć.
- Tak, ja też się cieszę.
- Damy radę. Są telefony i internet. Zobaczymy, co będzie się dało zrobić w ferie.
- Dobrze. - westchnęłam. - Postaram się nie uschnąć bez ciebie.
- Liczę, że kiedy się zobaczymy, będziesz żywa i nieźle napalona.
Przygryzłam wargę i rozejrzałam się niezręcznie dookoła. Na szczęście nikt nie usłyszał jego wypowiedzi.
- Jesteś okropny.
- I tak mnie kochasz.
- Kocham. - wyszeptałam.
Na linii zapanowała chwilowa cisza.
- Zayn?
Pomyślałam, że może coś nas rozłączyło.
- Przepraszam. - odezwał się. - Ciągle nie mogę się przyzwyczaić.
Uśmiechnęłam się szeroko na jego wyznanie.
- W porządku.
- Do usłyszenia? - zapytał z nadzieją.
- Do usłyszenia, Zayn.
- Pa, skarbie.
Z walący sercem schowałam komórkę do torebki. Zamknęłam oczy i zdecydowałam się zdrzemnąć. Nadmiar emocji nie wpływał na mnie najlepiej.
***
Odebrałam walizkę i rozejrzałam się dookoła. Umówiłam się z Max'em, że będzie czekał na mnie przy punkcie odbioru bagaży, ale jak do tej pory go nie widziałam.
- Bu!
Podskoczyłam na głos za moimi plecami. Prawie upuściłam torebkę i walizkę. Miałam ogromną ochotę uderzyć tego idiotę.
- Max. - syknęłam odwracając się powoli. - Oszalałeś, do cholery?!
- Cześć, Jessy! - krzyknął z wielkim uśmiechem i mocno mnie przytulił.
Odwzajemniłam uścisk i nie mogłam powstrzymać głupiego uśmiechu na twarzy. Tak bardzo za nim tęskniłam. Za nim i resztą chłopaków.
- Tyle lat.... - powiedział, odsuwając się o krok.
- Dwa miesiące, Max. - westchnęłam. - Głupi jak zawsze.
- Ejj!
- Nie marudź, tylko weź moją walizkę, tygrysie. - puściłam mu oczko.
- Jasne, jasne. - jęknął.
Wyszliśmy na zewnątrz.
- Taksówka?
- Nope.
Zmarszczyłam czoło.
- Jak to?
- Pożyczyłem samochód od taty.
- Przecież ty... Zrobiłeś prawo jazdy?!
- Tak.
Mówił tak spokojnie, że miałam ochotę go udusić. Przy naszej ostatniej rozmowie telefonicznej wcale się nie pochwalił. Stanęłam jak wryta.
- Max! Dlaczego nic nie powiedziałeś?!
Spojrzał na mnie ze zwycięskim wyrazem twarzy.
- Zaskoczyłem cię?
- Jak cholera. - wytrzeszczyłam oczy. - Jeszcze powiedz, że znalazłeś sobie dziewczynę.
- Nie dokuczaj mi, Jessy. - ostrzegł z powagą. - Sama nie masz nikogo.
- Ja... - już chciałam wspomnieć o Maliku, ale w porę się powstrzymałam. - Ja strasznie się cieszę, że wróciłam.
- Domyślam się. - zaśmiał się. - Masz straszne wypieki na twarzy.
Dotknęłam policzka, który okazał się być gorący. Przypisałam ten objaw do emocji z powodu przyjazdu do Kalifornii, a nie do Zayna.
Nieważne.
Zapakowaliśmy się do całkiem ładnego auta i ruszyliśmy w drogę. Po pół godzinie byliśmy pod moim domem.
- Wejdziesz? - zapytałam, odpinając pas.
- Nie, muszę coś załatwić.
- Okey. Kiedy się widzimy? Może jakiś trening?
- Tony jeszcze nie wrócił.
- Stella go przytrzymała? - zaśmiałam się.
- Tak. Ach te kobiety. - pokręcił głową z dezaprobatą.
Pacnęłam go w ramię i wysiadłam. Zabrałam walizkę i podeszłam do okna samochodu.
- Dzięki za podwózkę. - cmoknęłam do Max'a. - Będziemy w kontakcie.
- Pa, tygrysico.
Pomachałam mu, a on odjechał. Szczęśliwa podeszłam do drzwi niewielkiego domu. Weszłam, używając zapasowych kluczy.
- Jestem! - krzyknęłam w głąb.
Nikt się nie odezwał, co mnie zdziwiło. Przecież wiedzieli, że dzisiaj wracam...
- Halo!
Nic. Żadnego odzewu.
Zostawiłam walizkę na korytarzu i przeszłam do kuchni, żeby się czegoś napić. W międzyczasie sprawdziłam telefon. Żadnego znaku życia ze strony Zayna. Wybrałam jego numer.
- Jessy?
Na dźwięk jego głosu, przeszły mnie ciarki.
- Cześć.
- Coś się stało?
- Czemu tak zakładasz? - zmarszczyłam brwi.
- Bo niedawno rozmawialiśmy, a ty już dzwonisz. - zaśmiał się.
- Myślałam, ze chcesz wiedzieć, czy szczęśliwie dotarłam.
- Skoro tak mówisz. - jęknął.
Nie wiedziałam jak potraktować jego słowa. Mówił na poważnie? Nie odzywałam się przez chwilę.
- Jessy?
- Tak?
- Czemu nic nie mówisz?
- Nie wiem.
Westchnął głośno.
- Jestem w tym nowy. Wiele odczuć względem ciebie jest mi obce. Nigdy nie byłem w oficjalnym i poważnym związku. Czasami nie wiem, co mam robić. Nigdy nie angażowałem się uczuciowo.
- Nic się nie stało. - pocieszyłam go.
Zrobiło mi się szkoda, że nie mogę go przytulić.
- Przepraszam. - powiedział ze skruchą.
- Nie.
- Co?
- Nie przepraszaj.
- Dlaczego?
- Nie oczekuję od ciebie, że od razu będziesz idealnym chłopakiem, Zayn. Sama nie jestem w tym idealna. Chcę cię takiego jakim jesteś, a nie tego wyuczonego i sztucznego Zayna. Rozumiesz?
- To dlaczego tak zareagowałaś?
- Jestem dziewczyną, Malik. - zachichotałam. - My tak mamy.
- Zapomniałem. - westchnął.
- Po prostu czasami potrzebujemy się czuć kochana.
- Nie czujesz się kochana?
Mogłam sobie wyobrazić jak marszczy brwi.
- To nie o to chodzi...
- Powiedz mi.
- Czasami jest tak, że kobieta potrzebuje poczuć, że komuś na niej zależy, że ktoś ją kocha i się o nią troszczy i martwi. Takie już jesteśmy.
Nie odpowiedział. Czekałam cierpliwie na jego reakcję.
- Gdyby nie ta odległość, mógłbym cie teraz...
- Nie kończ, bo będę żałowała, że tu jestem. - przerwałam mu.
- Dobrze. - powiedział wesoło. - Zatrzymam te brudne myśli dla siebie.
Zignorowałam słowa, od których zrobiło mi się gorąco.
- Jesteś w pracy?
- Tak.
- Nie przeszkadzam ci?
- Nigdy.
- Zayn!
- Tak?
- Wywali cię.
- Trudno. Nigdy nie zapomnę mu tego, że zmusił cię do kolacji.
- Było, minęło.
- Musiałem na to patrzeć. - jęknął żałośnie.
Wywróciłam oczami, żałując że tego nie widział. Zawsze, gdy to robiłam, zmieniał się sposób w jaki na mnie patrzył.
- Wtedy nawet nie zamierzałam z tobą rozmawiać.
- Dzięki. - prychnął.
- Tylko mówię prawdę.
- Rozumiem, ale to bolało.
- Przepraszam.
- Wybaczam.
- Chcę cię tutaj.
- Chcę tam być.
"Malik, musimy jechać!" - usłyszałam gdzieś w tle.
- Musisz kończyć. - powiedziałam bez większego entuzjazmu.
- Zadzwonię wieczorem na Skype, dobrze?
- Mhm.
Zrobiło mi się smutno. Było jeszcze tak długo do wieczora.
- Jessy?
- Tak?
- Kocham cię.
Ziemia się zatrzymała, a powietrze zniknęło. Czy już zawsze tak będę reagowała na te słowa wypowiadane przez niego?
- Kocham cię, Zayn.
Po tym usłyszałam sygnał zakończonego połączenia. Jeszcze przez chwilę patrzyłam na telefon. Westchnęłam i zabrałam walizkę i torebkę do swojego pokoju. Liczyłam, że rodzice pojawią się wieczorem. Mimo to usłyszałam hałas. Wyszłam na korytarz. Zza drzwi wejściowych wyłoniła się głowa mamy, a potem taty. Byli obładowani wielkimi siatkami.
- Córeczko! - krzyknęli niemal jednocześnie.
Rzuciłam się w ich kierunku i mocno przytuliłam.
- Tak bardzo tęskniliśmy! - powiedziała mama.
- Cieszę się, że już jesteś. - dodał tata. - Byliśmy na zakupach.
Przytulaliśmy się przez chwilę, po czym zrobiłam krok w tył.
- Masz gości. - oznajmił tata, patrząc na mnie z uśmiechem.
- Jak to? - zmrużyłam oczy.
Usłyszałam śmiech zza ich pleców. Wyminęłam rodziców i stanęłam twarzą w twarz z częścią "Tigers". Max, Alex i Austin stali przede mną we własnej osobie. Pisnęłam ze szczęścia, a oni porwali mnie w ramiona. Brakowało tylko Tony'ego.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wiem, trochę nudny, ale co ja poradzę? Przecież muszę jakoś to wszystko połączyć, tak?
Liczę na zrozumienie i cierpliwość :)
Kolejny rozdział w niedzielę wieczorem!
Nie mam zamiaru się tłumaczyć, bo wyszło zamieszanie i nie z mojej winy nie dodałam rozdziału. Nieważne... miało nie być tłumaczeń.
Napiszę tylko tyle, że zawsze trzymam się wyznaczonego terminu, więc jeśli zdarzy mi się poślizg, to nie powinno to wywoływać tragedii. Mam rację?
Teraz życzę wam miłego czytania ;)
Kocham! xxx
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
*Jessy*
Wsiadłam do samolotu, zajęłam swoje miejsce i dopiero to wszystko do mnie dotarło. Zayn wyznał mi miłość. Zrobił to, a ja jestem teraz w drodze do Kalifornii, do San Diego. Nie zobaczę się z nim przez rok.
- Czy coś się stało? - zapytała zmartwiona stewardessa.
Zmarszczyłam czoło.
- Słucham?
- Płacze pani i pomyślałam, że coś się stało.
Dotknęłam policzków i rzeczywiście miała rację. Posłałam jej uspokajający uśmiech i podziękowałam za troskę. Dlaczego płakałam? Przez Zayna? Przez to, że go zostawiłam? Przez to, że został w Bradford razem z Katy? Przez to, że przez nadchodzący rok wszystko się może zmienić? Potrząsnęłam mocno głową, chcąc pozbyć się natarczywych myśli. Poskutkowało, ale nie wiedziałam na jak długo. Kiedy tylko pozwolili nam używać telefonów, wyciągnęłam swój i wybrałam numer Melanie.
- Jessy. - ucieszyła się. - Wsiadłaś już?
- Tak. Właśnie wystartowaliśmy.
- Płakałaś?
Mogłam się domyśleć, że zmrużyła oczy. Odchrząknęłam.
- Nie, wszystko w porządku.
- Masz jakiś dziwny głos.
- To z tych emocji.
- Jakich emocji? - niepotrzebnie wzbudziłam jej zainteresowanie.
Zapomniałam, że nie wiedziała o wyznaniu Malika i póki co, nie miałam zamiaru jej o tym informować. Będzie spała lepiej bez tego.
- Masz gdzieś obok Nialla? - zmieniłam temat.
- Poszedł do pracy.
- Och. - całkowicie o tym zapomniałam. - Tak rzadko wychodził w wakacje.
- Luźniejszy okres. - zaśmiała się ruda.
- Dam znać jak dolecę na miejsce, dobrze?.
- Na to liczę. Kocham i do usłyszenia.
- Też cię kocham, Mel.
Rozłączyłam się i przez chwilę wpatrywałam się w listę kontaktów. Zadzwonić do Zayna? Wtedy moja komórka zawibrowała. Na widok imienia serce podskoczyło mi do gardła. Rozmawiałam z nim kilka minut temu, a teraz się stresowałam.
- Hej. - odebrałam z lekkim uśmiechem.
- Cześć.
Usłyszałam w jego głosie nutkę wahania.
- Co tam?
- Jak lot?
- Dziękuję, dobrze.
- To dobrze.
- Chyba musimy coś ustalić. - powiedziałam poważnie.
- Co takiego?
- Nie będziemy się widzieć dłuższy czas i pomyślałam, że...
- Lepiej nie myśl. - przerwał mi. - Wiem, co chcesz powiedzieć i nie, nie zgadzam się.
- Ale to...
- Jessy.
- Dobrze, przepraszam.
- Wybaczam.
Zaśmiałam się.
- Nie zostawiaj mnie, proszę. - błagałam cicho.
- Nigdy, kochanie.
Wstrzymałam oddech, a motylki zaatakowały mój brzuch.
- Ja... nie mogłam nic zrobić. Muszę wrócić do Kalifornii. Chciałabym... chciałabym zostać z tobą, ale wiesz, że...
- Przestań, Jessy. Wszystko rozumiem. Ty masz obowiązki tam, a ja tu.
- Ale związki na odległość zwykle nie trwają długo.
- Cieszę się, że nie skreśliłaś naszego związku.
Zarumieniłam się i byłam rada, że nie może tego zobaczyć.
- Tak, ja też się cieszę.
- Damy radę. Są telefony i internet. Zobaczymy, co będzie się dało zrobić w ferie.
- Dobrze. - westchnęłam. - Postaram się nie uschnąć bez ciebie.
- Liczę, że kiedy się zobaczymy, będziesz żywa i nieźle napalona.
Przygryzłam wargę i rozejrzałam się niezręcznie dookoła. Na szczęście nikt nie usłyszał jego wypowiedzi.
- Jesteś okropny.
- I tak mnie kochasz.
- Kocham. - wyszeptałam.
Na linii zapanowała chwilowa cisza.
- Zayn?
Pomyślałam, że może coś nas rozłączyło.
- Przepraszam. - odezwał się. - Ciągle nie mogę się przyzwyczaić.
Uśmiechnęłam się szeroko na jego wyznanie.
- W porządku.
- Do usłyszenia? - zapytał z nadzieją.
- Do usłyszenia, Zayn.
- Pa, skarbie.
Z walący sercem schowałam komórkę do torebki. Zamknęłam oczy i zdecydowałam się zdrzemnąć. Nadmiar emocji nie wpływał na mnie najlepiej.
***
Odebrałam walizkę i rozejrzałam się dookoła. Umówiłam się z Max'em, że będzie czekał na mnie przy punkcie odbioru bagaży, ale jak do tej pory go nie widziałam.
- Bu!
Podskoczyłam na głos za moimi plecami. Prawie upuściłam torebkę i walizkę. Miałam ogromną ochotę uderzyć tego idiotę.
- Max. - syknęłam odwracając się powoli. - Oszalałeś, do cholery?!
- Cześć, Jessy! - krzyknął z wielkim uśmiechem i mocno mnie przytulił.
Odwzajemniłam uścisk i nie mogłam powstrzymać głupiego uśmiechu na twarzy. Tak bardzo za nim tęskniłam. Za nim i resztą chłopaków.
- Tyle lat.... - powiedział, odsuwając się o krok.
- Dwa miesiące, Max. - westchnęłam. - Głupi jak zawsze.
- Ejj!
- Nie marudź, tylko weź moją walizkę, tygrysie. - puściłam mu oczko.
- Jasne, jasne. - jęknął.
Wyszliśmy na zewnątrz.
- Taksówka?
- Nope.
Zmarszczyłam czoło.
- Jak to?
- Pożyczyłem samochód od taty.
- Przecież ty... Zrobiłeś prawo jazdy?!
- Tak.
Mówił tak spokojnie, że miałam ochotę go udusić. Przy naszej ostatniej rozmowie telefonicznej wcale się nie pochwalił. Stanęłam jak wryta.
- Max! Dlaczego nic nie powiedziałeś?!
Spojrzał na mnie ze zwycięskim wyrazem twarzy.
- Zaskoczyłem cię?
- Jak cholera. - wytrzeszczyłam oczy. - Jeszcze powiedz, że znalazłeś sobie dziewczynę.
- Nie dokuczaj mi, Jessy. - ostrzegł z powagą. - Sama nie masz nikogo.
- Ja... - już chciałam wspomnieć o Maliku, ale w porę się powstrzymałam. - Ja strasznie się cieszę, że wróciłam.
- Domyślam się. - zaśmiał się. - Masz straszne wypieki na twarzy.
Dotknęłam policzka, który okazał się być gorący. Przypisałam ten objaw do emocji z powodu przyjazdu do Kalifornii, a nie do Zayna.
Nieważne.
Zapakowaliśmy się do całkiem ładnego auta i ruszyliśmy w drogę. Po pół godzinie byliśmy pod moim domem.
- Wejdziesz? - zapytałam, odpinając pas.
- Nie, muszę coś załatwić.
- Okey. Kiedy się widzimy? Może jakiś trening?
- Tony jeszcze nie wrócił.
- Stella go przytrzymała? - zaśmiałam się.
- Tak. Ach te kobiety. - pokręcił głową z dezaprobatą.
Pacnęłam go w ramię i wysiadłam. Zabrałam walizkę i podeszłam do okna samochodu.
- Dzięki za podwózkę. - cmoknęłam do Max'a. - Będziemy w kontakcie.
- Pa, tygrysico.
Pomachałam mu, a on odjechał. Szczęśliwa podeszłam do drzwi niewielkiego domu. Weszłam, używając zapasowych kluczy.
- Jestem! - krzyknęłam w głąb.
Nikt się nie odezwał, co mnie zdziwiło. Przecież wiedzieli, że dzisiaj wracam...
- Halo!
Nic. Żadnego odzewu.
Zostawiłam walizkę na korytarzu i przeszłam do kuchni, żeby się czegoś napić. W międzyczasie sprawdziłam telefon. Żadnego znaku życia ze strony Zayna. Wybrałam jego numer.
- Jessy?
Na dźwięk jego głosu, przeszły mnie ciarki.
- Cześć.
- Coś się stało?
- Czemu tak zakładasz? - zmarszczyłam brwi.
- Bo niedawno rozmawialiśmy, a ty już dzwonisz. - zaśmiał się.
- Myślałam, ze chcesz wiedzieć, czy szczęśliwie dotarłam.
- Skoro tak mówisz. - jęknął.
Nie wiedziałam jak potraktować jego słowa. Mówił na poważnie? Nie odzywałam się przez chwilę.
- Jessy?
- Tak?
- Czemu nic nie mówisz?
- Nie wiem.
Westchnął głośno.
- Jestem w tym nowy. Wiele odczuć względem ciebie jest mi obce. Nigdy nie byłem w oficjalnym i poważnym związku. Czasami nie wiem, co mam robić. Nigdy nie angażowałem się uczuciowo.
- Nic się nie stało. - pocieszyłam go.
Zrobiło mi się szkoda, że nie mogę go przytulić.
- Przepraszam. - powiedział ze skruchą.
- Nie.
- Co?
- Nie przepraszaj.
- Dlaczego?
- Nie oczekuję od ciebie, że od razu będziesz idealnym chłopakiem, Zayn. Sama nie jestem w tym idealna. Chcę cię takiego jakim jesteś, a nie tego wyuczonego i sztucznego Zayna. Rozumiesz?
- To dlaczego tak zareagowałaś?
- Jestem dziewczyną, Malik. - zachichotałam. - My tak mamy.
- Zapomniałem. - westchnął.
- Po prostu czasami potrzebujemy się czuć kochana.
- Nie czujesz się kochana?
Mogłam sobie wyobrazić jak marszczy brwi.
- To nie o to chodzi...
- Powiedz mi.
- Czasami jest tak, że kobieta potrzebuje poczuć, że komuś na niej zależy, że ktoś ją kocha i się o nią troszczy i martwi. Takie już jesteśmy.
Nie odpowiedział. Czekałam cierpliwie na jego reakcję.
- Gdyby nie ta odległość, mógłbym cie teraz...
- Nie kończ, bo będę żałowała, że tu jestem. - przerwałam mu.
- Dobrze. - powiedział wesoło. - Zatrzymam te brudne myśli dla siebie.
Zignorowałam słowa, od których zrobiło mi się gorąco.
- Jesteś w pracy?
- Tak.
- Nie przeszkadzam ci?
- Nigdy.
- Zayn!
- Tak?
- Wywali cię.
- Trudno. Nigdy nie zapomnę mu tego, że zmusił cię do kolacji.
- Było, minęło.
- Musiałem na to patrzeć. - jęknął żałośnie.
Wywróciłam oczami, żałując że tego nie widział. Zawsze, gdy to robiłam, zmieniał się sposób w jaki na mnie patrzył.
- Wtedy nawet nie zamierzałam z tobą rozmawiać.
- Dzięki. - prychnął.
- Tylko mówię prawdę.
- Rozumiem, ale to bolało.
- Przepraszam.
- Wybaczam.
- Chcę cię tutaj.
- Chcę tam być.
"Malik, musimy jechać!" - usłyszałam gdzieś w tle.
- Musisz kończyć. - powiedziałam bez większego entuzjazmu.
- Zadzwonię wieczorem na Skype, dobrze?
- Mhm.
Zrobiło mi się smutno. Było jeszcze tak długo do wieczora.
- Jessy?
- Tak?
- Kocham cię.
Ziemia się zatrzymała, a powietrze zniknęło. Czy już zawsze tak będę reagowała na te słowa wypowiadane przez niego?
- Kocham cię, Zayn.
Po tym usłyszałam sygnał zakończonego połączenia. Jeszcze przez chwilę patrzyłam na telefon. Westchnęłam i zabrałam walizkę i torebkę do swojego pokoju. Liczyłam, że rodzice pojawią się wieczorem. Mimo to usłyszałam hałas. Wyszłam na korytarz. Zza drzwi wejściowych wyłoniła się głowa mamy, a potem taty. Byli obładowani wielkimi siatkami.
- Córeczko! - krzyknęli niemal jednocześnie.
Rzuciłam się w ich kierunku i mocno przytuliłam.
- Tak bardzo tęskniliśmy! - powiedziała mama.
- Cieszę się, że już jesteś. - dodał tata. - Byliśmy na zakupach.
Przytulaliśmy się przez chwilę, po czym zrobiłam krok w tył.
- Masz gości. - oznajmił tata, patrząc na mnie z uśmiechem.
- Jak to? - zmrużyłam oczy.
Usłyszałam śmiech zza ich pleców. Wyminęłam rodziców i stanęłam twarzą w twarz z częścią "Tigers". Max, Alex i Austin stali przede mną we własnej osobie. Pisnęłam ze szczęścia, a oni porwali mnie w ramiona. Brakowało tylko Tony'ego.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wiem, trochę nudny, ale co ja poradzę? Przecież muszę jakoś to wszystko połączyć, tak?
Liczę na zrozumienie i cierpliwość :)
Kolejny rozdział w niedzielę wieczorem!
środa, 4 marca 2015
Rozdział 54
Dzisiaj środa więc... NOWY ROZDZIAŁ!!!!!!!!!!
Jak to mówią: "Środa minie, tydzień zginie" :)
Kocham! xxx
P.S. Kolejny post w niedzielę wieczorem.
------------------------------------------------------------------------------------------------------
*29 sierpnia - dzień wyjazdu Jessy do Kaliforni*
*Jessy*
Sprawdziłam po raz kolejny czy spakowałam wszystkie potrzebne rzeczy. Denerwowałam się jak cholera! Nie chciałam stąd wyjeżdżać, ale w Kalifornii też miałam życie. Rodzice, chłopaki, praca i studia, które musiałam skończyć. Tak bardzo chciałabym cofnąć czas i nie pozwolić wejść ponownie Malikowi do mojego życia. Od tygodnia nie jadłam praktycznie nic, przez co zaczęłam być blada, smutna i bez życia. Niall krzyczał na mnie za każdym razem, kiedy odmawiałam posiłku i obiecywał, że dowie się przyczyny mojego zachowania i raz na zawsze to rozwiąże. O sytuacji z Zaynem powiedziałam tylko Melanie, która obiecała, że nic nie powie blondynowi. Zawsze kiedy mnie widziała obdarzała mnie zatroskanym spojrzeniem. Często wieczorami przychodziła do mnie z owocowym koktajlem i lodami i siedziałyśmy w milczeniu. Byłam jej bardzo wdzięczna za takie chwile. Opiekowała się mną, mimo że często olewałam ją dla Malika.
- Jessy. - o wilku mowa. - Jesteś gotowa?
Ruda oparła się o futrynę drzwi mojego pokoju.
- Tak. - westchnęłam.
Szybko otarłam policzki, żeby zetrzeć resztki łez. Podeszła do mnie powoli i zagarnęła mnie w ramiona.
- Znowu płakałaś. - wyszeptała. - Nie rób tego. Nie warto tracić dla niego łez.
- Ty nie rozumiesz. - jęknęłam żałośnie.
Łzy znowu chciały wydostać się na zewnątrz. Zacisnęłam mocno zęby.
- Rozumiem lepiej niż myślisz. - powiedziała spokojnym głosem. - Nie zdawałaś sobie sprawy, że mogłaś go tak bardzo pokochać, a kiedy on to popsuł, ty zobaczyłaś jak bardzo ci na nim zależało.
- Ja go tak kurewsko kocham. - wyszlochałam i odsunęłam się przyjaciółki. - Czemu on mi to zrobił? Czemu pieprzył, że tym razem nie pozwoli mi odejść? Dlaczego?
- Może powinnaś z nim porozmawiać?
- Za żadne skarby. - oburzyłam się. - Nie powiedział mi prawdy na początku, więc nie zasługuje na kolejną szansę. Ostrzegałam go.
- A Katy? Rozmawiałaś z nią?
- Zayn nawet jej nie powiedział, że jesteśmy razem. - rzuciłam przez łzy. - Ten zasrany gnojek się do tego nie przyznał i zaproponował jej nocleg na kilka dni!
Emocje powoli brały górę.
- Ćśśś...
Dziewczyna znowu mnie przytuliła i pogłaskała po plecach. Uspokoiłam się i odetchnęłam głęboko. Spojrzałam w jej oczy.
- Koniec z Malikiem. Koniec z nim i z Bradford. Wyjeżdżam do Kalifornii na zawsze. Nie dam się skrzywdzić kolejny raz.
- To twoja decyzja, Jessy.
- Wiem.
- Ale obiecaj, że o nas nie zapomnisz.
- Nigdy.
- Będziemy cię odwiedzać.
Skinęłam głową z lekkim uśmiechem, który Mel odwzajemniła. Wzięła jedną z walizek, a ja resztę i zeszłyśmy na dół. Niall czekał w korytarzu, a kiedy mnie zobaczył rozłożył szeroko ramiona.
- Siostrzyczko. - powiedział z uśmiechem.
Wtuliłam się jego tors i bardzo się starałam, żeby znowu nie zacząć płakać.
- To przez niego prawda? - wyszeptał mi do ucha. - Domyśliłem się.
Uprzedził moje pytanie. Nie zmieniliśmy pozycji.
- Mogę go zabić?
- Nie chcę, żebyś skończył w więzieniu. On nie jest tego wart.
Chłopak cmoknął mnie w czoło i przez chwilę patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Taki brat to skarb. Stanęłam na palcach, przytrzymując się jego ramiona i tym razem ja wyszeptałam.
- Pierścionek jej się spodoba. Zrób odpowiedni nastrój i jest twoja na wieki.
Niall uśmiechnął się i puścił mi oczko.
- Co to za tajemnice, co? - Melanie się oburzyła.
- Nic takiego, kochanie. - blondyn pocałował ją szybko. - Zapakuję twoje rzeczy do samochodu, a ty pożegnaj się z domem. Chodź słońce, pomożesz mi. - złapał rudą za rękę i wyszli z walizkami.
Powoli przeszłam się po domu, przypominając sobie wszystkie godne uwagi momenty. Jeśli chodziło o zakochaną parę, to w ciągu ostatniego tygodnia Niall wyciągnął mnie na zakupy, gdzie pomogłam mu wybrać odpowiedni pierścionek zaręczynowy. Bardzo się ucieszyłam, że wreszcie zdecydował się na tak poważny krok. Może na ślub było jeszcze za wcześnie, ale z pewnością będą wspaniałymi narzeczonymi. Miałam nadzieję, że zaproszą mnie na swoje zaręczyny, albo przynajmniej na imprezę z tej okazji.
Wzięłam jeden głęboki wdech i przymknęłam powieki.
- Żegnaj domku. - powiedziałam cicho.
Wyszłam, zostawiając masę wspomnień za białą powłoką drzwi wejściowych.
***
*Zayn*
- Kurwa, Katy! - zdenerwowałem się. - Ja nie żartuję!
- Nie krzycz na mnie. - pisnęła.
- Ja i Jessy jesteśmy para już miesiąc, rozumiesz?
- No i co z tego?
- Kiedy u mnie nocowałaś przez kilka dni, nie spotkałem się z nią.
Dziewczyna patrzyła na mnie nierozumiejącym wzrokiem.
- Dlatego cię rzuciła?
- Nie, kurwa! - złapałem się za głowę. - Rzuciła mnie bo zrobiłaś mi ta jebaną malinkę, kiedy spałem! Przez to zawaliło się wszystko co miałem! Nie ma już Jessy, więc nie mam już nic! Zrozum to wreszcie! Ona dzisiaj wyjeżdża i prawdopodobnie jest już na lotnisku, a ja nawet nie mogę się z nią pożegnać, bo nie chce mnie znać! Spierdoliłem. Znowu pozwoliłem jej odejść...
Katy zaniemówiła, a ja opadłem bez sił na kanapę. Schowałem twarz w dłoniach, a łokcie oparłem na kolanach.
- Kochasz ją, prawda?
- Ja... sam nie wiem.
- Co przy niej czujesz? - dziewczyna przysiadła się do mnie.
Ciągle patrzyłem w podłogę. Zawahałem się.
- Kiedy patrzę w jej oczy cały świat przestaje istnieć, jest tylko ona. Jej usta... to jak mnie całuje. Oddałbym za to uczucie wszystkie skarby świata. Uwielbiam się z nią droczyć, a jej chichot jest najlepsza rzeczą pod słońcem. Umie poprawić mój humor w ciągu sekundy. Jej ciało pociąga mnie cholernie, ale to nie jest jedyne, co wobec niej czuję. To jest coś więcej... Coś czego nie umiem wyjaśnić słowami. Nigdy czegoś takiego nie czułem. Nigdy.
- Zayn... - zaczęła, a ja na nią spojrzałem. - Ty ją kochasz. Ty naprawdę ją kochasz.
Zastanowiłem się przez chwilę.
- Kocham. - wyszeptałem ledwo słyszalnie.
Przez chwilę zapanowała głucha cisza. Nagle Katy gwałtownie się podniosła.
- Zawieź mnie na lotnisko. Natychmiast.
Zdezorientowany patrzyłem jak szybko się ubiera i rzuca mi kluczyki od auta.
- Ale...
- Żadnego "ale". Szybko!
Nie myśląc wiele, pobiegłem na korytarz i założyłem buty. Oboje praktycznie wskoczyliśmy do samochodu, po czym włączyłem się do ruchu. Jechałem najszybciej jak umiałem.
Dało się jeszcze cokolwiek naprawić?
*Jessy*
Wyściskałam się z Melanie i Niallem, nie roniąc żadnej łzy. Wyczerpałam je wszystkie przez ostatni tydzień na tamtego idiotę. Stałam własnie przy barze, czekając na mój samolot. Miał się zjawić z kilkuminutowym opóźnieniem, dlatego postanowiłam napić się kawy. Kiedy odebrałam swoje latte, usiadłam przy jednym ze stolików. Wtedy usłyszałam jak ktoś mnie woła. Rozejrzałam się, ale nikogo nie zauważyłam. Nagle wyrosła przede mną Katy.
- Matko kochana. - wysapała. - Myślałam, ze już odleciałaś.
Zmarszczyłam czoło.
- Co ty tu robisz?
- Musimy pogadać. - usiadła na przeciwko mnie.
- Coś się stało?
- Chodzi o mnie i Zayna... - zaczęła.
- Nie chcę o nim rozmawiać. - przerwałam jej. - To jest zamknięty rozdział w moim życiu. Wyjeżdżam i więcej tu nie wrócę. Skończyłam z tym.
- Jessy, to wszystko nie tak.
- A jak? Przespał się z tobą i nie powiedział ci o naszym związku. To za mało?
- Daj mi skończyć. - westchnęła. - Drake wyrzucił mnie z domu, kiedy dowiedział się, że spałam z jego przyjacielem. Nie mógł znieść myśli, że jego siostrzyczka się puszcza z byle kim. Wiem, co sobie o mnie myślisz, ale z Zaynem było inaczej. To prawda, że kiedyś coś tam między nami się działo, ale przez te kilka dni, kiedy mnie przenocował nie wydarzyło nic, co mogłabyś uznać za zdradę.
- A ta malinka? - zironizowałam.
- Jednego wieczoru wyszłam na miasto i wróciłam pijana nad ranem. Zayn już wtedy spał, ale zostawił mi otwarte drzwi. Miałam spać na materacu, który specjalnie dla mnie wyciągnął z szafy i rozłożył go na podłodze. Pod wpływem alkoholu i wspomnień podeszłam do niego i zwyczajnie przyssałam się do jego szyi. Skończyłam i zadowolona z siebie poszłam spać na materac. Przepraszam.
- To wszystko? Uważaj bo ci uwierzę.
- Jessy, on by ci tego nie zrobił. Nie teraz, kiedy...
- Nie teraz? Kiedy co?
- Myślę, że powinnaś sama z nim porozmawiać.
- Teraz jest już za późno. - powiedziałam oschle, wstając z krzesła. - Miło było pogadać i dziękuję za wyjaśnienia. Jednak myślę, że Zayn nie potrzebuje adwokatów.
Dziewczyna spuściła głowę.
- Nie odbierałaś ode mnie telefonów. - usłyszałam za plecami.
Zadrżałam na dźwięk tego głosu. Odwróciłam się powoli. Stał tam. Stał kilka kroków przede mną.
- Czego tu chcesz? - zapytałam podchodząc na bezpieczną odległość.
- Porozmawiaj ze mną.
- Spieszę się na samolot.
- Uprzejma pani w informacji powiedziała, że samolot do Kalifornii będzie dopiero za 10 minut.
Wywróciłam oczami.
- Przysłałeś Katy, żeby cię usprawiedliwiła? - prychnęłam.
- Nie. Sama chciała tu przyjechać.
- Myślałeś, że to coś zmieni?
Nie odezwał się. Wpatrywał się we mnie w skupieniu. Wyglądał jakby prowadził wewnętrzną walkę.
- Zayn. - westchnęłam. - Mówię do ciebie.
- Kocham cię.
Zamurowało mnie. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku, ale szybko się jej pozbyłam.
- Ty co? Nie możesz. Nie t-teraz... ja... - jąkałam się.
- Kocham cię, Jessy. - powtórzył.
Rozpłakałam się na dobre. Nie wiedziałam skąd wzięły się kolejne łzy. Mulat zgarnął mnie w ramiona. Wtuliłam się w jego ciepłą klatkę piersiową i szlochałam, mocząc mu koszulkę. Byłam na siebie zła, że tak szybko zmiękłam.
- Nie płacz, proszę. - wyszeptał z ustami przy mojej głowie.
- Nie możesz, rozumiesz? Nie możesz mnie kochać. - jęknęłam. - Nie teraz.
- Serce nie sługa.
- Czekałam na ciebie tak długo, a ty zdecydowałeś się teraz, kiedy wyjeżdżam. Najpierw wszystko zepsułeś, a teraz... Co ty ze mną wyprawiasz, Zayn?
W pięści ściskałam materiał jego ubrania.
- Nie pozwolę ci odejść. Możesz uciekać przede mną na koniec świata, ale ja i tak cię znajdę. Nie mogę stracić cię kolejny raz.
Odsunęłam się na kilka centymetrów, żeby wyraźnie widzieć jego twarz.
- Jesteś popierdolony, Zayn. - westchnęłam. - Tak bardzo popierdolony.
- Wiem, ale to cię kręci. - puścił mi oczko.
- Kocham cię, głupku. - zaśmiałam się. - I nienawidzę. - dodałam.
- Dlaczego? - zdziwił się.
- Bo sprawiasz, że nie mogę się na ciebie gniewać. Tak łatwo łamiesz mi serce, które później jednym ruchem starasz się skleić.
Malik nie czekał długo i złączył nasze usta w pocałunku. To nie był zwykły pocałunek. Był przepełniony skrajnymi emocjami. Miłość, strach, szczęście i obawa - to tylko nieliczne z nich. Tak bardzo pragnęłam jego ust, jego ciepła, uśmiechu i oczu. Ludzie wokół nas zaczęli klaskać i gwizdać, przez co wybuchnęłam śmiechem.
- Samolot do Kalifornii odlatuje za pięć minut. Pasażerów zapraszam do odprawy. - kobiecy głos zabrzmiał z głośników.
- Musze iść. - powiedziałam smutno.
Chłopak nie wypuszczał mnie z objęć.
- Musisz.
- Nie chcę.
- Wiem.
- Jedź ze mną.
- Nie mogę.
- Nie możesz. - jęknęłam.
- Obiecaj mi jedno... - zaczął, a ja przytaknęłam głową. - Nie zapomnij o mnie. Nie ważne, co będzie się działo, ja zawszę będę z tobą. Wystarczy, że o mnie pomyślisz. Jasne?
- Myślę o tobie na okrągło. - skrzywiłam się.
- To źle?
Wzruszyłam ramionami.
- Nie wiem.
- Jesteś taka piękna. - powiedział nagle. - Tylko te łzy są tu nie potrzebne.
Spuściłam głowę. Malik złapał mój podbródek i zmusił mnie do spojrzenia sobie w oczy.
- Obiecaj.
- Obiecuję.
- Grzeczna dziewczynka. - cmoknął mnie w policzek.
- Czyli z nami koniec?
- Co? - zmarszczył czoło.
- Rozstajemy się. Miałam tu nie wracać.
- Nigdy nie będzie końca "nas". - zaprzeczył głową. - Bóg na to nie pozwoli.
- Dał nam już tyle szans...
- Człowiek ma wolną wolę, kochanie. Jeśli zadecydujesz, że z nami koniec, On nie będzie miał na to wpływu. Nie dawałaby nam tyle okazji, gdyby nie chciał nas razem.
- Chyba oszalałeś, że się ode mnie uwolnisz. - prychnęłam.
Uśmiechnął się szczerze, a w oczach dało się zobaczyć to uczucie, którego tak bardzo pragnęłam.
- Musisz już iść.
- Nie przestań mnie kochać, dobrze? - zapytałam, poprawiając torebkę na ramieniu.
- Nigdy tego nie zrobiłem.
Wstrzymałam oddech.
- Czy ty...
- Tylko mnie kochaj, Jessy.
Przerwał mi, ale dobrze wiedział, o co chciałam zapytać. Kochał mnie od dawna, tak samo jak ja jego. Złożyłam słodki pocałunek na jego ustach.
- To nie jest pożegnalny całus. - zastrzegł Zayn. - Nawet tak nie myśl.
Skinęłam lekko głową.
- Uważaj na siebie, skarbie. - puściłam mu oczko i zniknęłam w tłumie.
************************************************
Czy ta miłość ma szansę przetrwać?
Czy po tylu próbach jest o co walczyć?
Czy będzie wytrzymała na tyle, żeby utrzymać tych dwoje przy sobie?
Tylko Bóg wie, co jest im przeznaczone.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jak wsze uczucia po przeczytaniu rozdziału???
Odpowiadajcie w komentarzach :)
Do następnego! xxx
Jak to mówią: "Środa minie, tydzień zginie" :)
Kocham! xxx
P.S. Kolejny post w niedzielę wieczorem.
------------------------------------------------------------------------------------------------------
*29 sierpnia - dzień wyjazdu Jessy do Kaliforni*
*Jessy*
Sprawdziłam po raz kolejny czy spakowałam wszystkie potrzebne rzeczy. Denerwowałam się jak cholera! Nie chciałam stąd wyjeżdżać, ale w Kalifornii też miałam życie. Rodzice, chłopaki, praca i studia, które musiałam skończyć. Tak bardzo chciałabym cofnąć czas i nie pozwolić wejść ponownie Malikowi do mojego życia. Od tygodnia nie jadłam praktycznie nic, przez co zaczęłam być blada, smutna i bez życia. Niall krzyczał na mnie za każdym razem, kiedy odmawiałam posiłku i obiecywał, że dowie się przyczyny mojego zachowania i raz na zawsze to rozwiąże. O sytuacji z Zaynem powiedziałam tylko Melanie, która obiecała, że nic nie powie blondynowi. Zawsze kiedy mnie widziała obdarzała mnie zatroskanym spojrzeniem. Często wieczorami przychodziła do mnie z owocowym koktajlem i lodami i siedziałyśmy w milczeniu. Byłam jej bardzo wdzięczna za takie chwile. Opiekowała się mną, mimo że często olewałam ją dla Malika.
- Jessy. - o wilku mowa. - Jesteś gotowa?
Ruda oparła się o futrynę drzwi mojego pokoju.
- Tak. - westchnęłam.
Szybko otarłam policzki, żeby zetrzeć resztki łez. Podeszła do mnie powoli i zagarnęła mnie w ramiona.
- Znowu płakałaś. - wyszeptała. - Nie rób tego. Nie warto tracić dla niego łez.
- Ty nie rozumiesz. - jęknęłam żałośnie.
Łzy znowu chciały wydostać się na zewnątrz. Zacisnęłam mocno zęby.
- Rozumiem lepiej niż myślisz. - powiedziała spokojnym głosem. - Nie zdawałaś sobie sprawy, że mogłaś go tak bardzo pokochać, a kiedy on to popsuł, ty zobaczyłaś jak bardzo ci na nim zależało.
- Ja go tak kurewsko kocham. - wyszlochałam i odsunęłam się przyjaciółki. - Czemu on mi to zrobił? Czemu pieprzył, że tym razem nie pozwoli mi odejść? Dlaczego?
- Może powinnaś z nim porozmawiać?
- Za żadne skarby. - oburzyłam się. - Nie powiedział mi prawdy na początku, więc nie zasługuje na kolejną szansę. Ostrzegałam go.
- A Katy? Rozmawiałaś z nią?
- Zayn nawet jej nie powiedział, że jesteśmy razem. - rzuciłam przez łzy. - Ten zasrany gnojek się do tego nie przyznał i zaproponował jej nocleg na kilka dni!
Emocje powoli brały górę.
- Ćśśś...
Dziewczyna znowu mnie przytuliła i pogłaskała po plecach. Uspokoiłam się i odetchnęłam głęboko. Spojrzałam w jej oczy.
- Koniec z Malikiem. Koniec z nim i z Bradford. Wyjeżdżam do Kalifornii na zawsze. Nie dam się skrzywdzić kolejny raz.
- To twoja decyzja, Jessy.
- Wiem.
- Ale obiecaj, że o nas nie zapomnisz.
- Nigdy.
- Będziemy cię odwiedzać.
Skinęłam głową z lekkim uśmiechem, który Mel odwzajemniła. Wzięła jedną z walizek, a ja resztę i zeszłyśmy na dół. Niall czekał w korytarzu, a kiedy mnie zobaczył rozłożył szeroko ramiona.
- Siostrzyczko. - powiedział z uśmiechem.
Wtuliłam się jego tors i bardzo się starałam, żeby znowu nie zacząć płakać.
- To przez niego prawda? - wyszeptał mi do ucha. - Domyśliłem się.
Uprzedził moje pytanie. Nie zmieniliśmy pozycji.
- Mogę go zabić?
- Nie chcę, żebyś skończył w więzieniu. On nie jest tego wart.
Chłopak cmoknął mnie w czoło i przez chwilę patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Taki brat to skarb. Stanęłam na palcach, przytrzymując się jego ramiona i tym razem ja wyszeptałam.
- Pierścionek jej się spodoba. Zrób odpowiedni nastrój i jest twoja na wieki.
Niall uśmiechnął się i puścił mi oczko.
- Co to za tajemnice, co? - Melanie się oburzyła.
- Nic takiego, kochanie. - blondyn pocałował ją szybko. - Zapakuję twoje rzeczy do samochodu, a ty pożegnaj się z domem. Chodź słońce, pomożesz mi. - złapał rudą za rękę i wyszli z walizkami.
Powoli przeszłam się po domu, przypominając sobie wszystkie godne uwagi momenty. Jeśli chodziło o zakochaną parę, to w ciągu ostatniego tygodnia Niall wyciągnął mnie na zakupy, gdzie pomogłam mu wybrać odpowiedni pierścionek zaręczynowy. Bardzo się ucieszyłam, że wreszcie zdecydował się na tak poważny krok. Może na ślub było jeszcze za wcześnie, ale z pewnością będą wspaniałymi narzeczonymi. Miałam nadzieję, że zaproszą mnie na swoje zaręczyny, albo przynajmniej na imprezę z tej okazji.
Wzięłam jeden głęboki wdech i przymknęłam powieki.
- Żegnaj domku. - powiedziałam cicho.
Wyszłam, zostawiając masę wspomnień za białą powłoką drzwi wejściowych.
***
*Zayn*
- Kurwa, Katy! - zdenerwowałem się. - Ja nie żartuję!
- Nie krzycz na mnie. - pisnęła.
- Ja i Jessy jesteśmy para już miesiąc, rozumiesz?
- No i co z tego?
- Kiedy u mnie nocowałaś przez kilka dni, nie spotkałem się z nią.
Dziewczyna patrzyła na mnie nierozumiejącym wzrokiem.
- Dlatego cię rzuciła?
- Nie, kurwa! - złapałem się za głowę. - Rzuciła mnie bo zrobiłaś mi ta jebaną malinkę, kiedy spałem! Przez to zawaliło się wszystko co miałem! Nie ma już Jessy, więc nie mam już nic! Zrozum to wreszcie! Ona dzisiaj wyjeżdża i prawdopodobnie jest już na lotnisku, a ja nawet nie mogę się z nią pożegnać, bo nie chce mnie znać! Spierdoliłem. Znowu pozwoliłem jej odejść...
Katy zaniemówiła, a ja opadłem bez sił na kanapę. Schowałem twarz w dłoniach, a łokcie oparłem na kolanach.
- Kochasz ją, prawda?
- Ja... sam nie wiem.
- Co przy niej czujesz? - dziewczyna przysiadła się do mnie.
Ciągle patrzyłem w podłogę. Zawahałem się.
- Kiedy patrzę w jej oczy cały świat przestaje istnieć, jest tylko ona. Jej usta... to jak mnie całuje. Oddałbym za to uczucie wszystkie skarby świata. Uwielbiam się z nią droczyć, a jej chichot jest najlepsza rzeczą pod słońcem. Umie poprawić mój humor w ciągu sekundy. Jej ciało pociąga mnie cholernie, ale to nie jest jedyne, co wobec niej czuję. To jest coś więcej... Coś czego nie umiem wyjaśnić słowami. Nigdy czegoś takiego nie czułem. Nigdy.
- Zayn... - zaczęła, a ja na nią spojrzałem. - Ty ją kochasz. Ty naprawdę ją kochasz.
Zastanowiłem się przez chwilę.
- Kocham. - wyszeptałem ledwo słyszalnie.
Przez chwilę zapanowała głucha cisza. Nagle Katy gwałtownie się podniosła.
- Zawieź mnie na lotnisko. Natychmiast.
Zdezorientowany patrzyłem jak szybko się ubiera i rzuca mi kluczyki od auta.
- Ale...
- Żadnego "ale". Szybko!
Nie myśląc wiele, pobiegłem na korytarz i założyłem buty. Oboje praktycznie wskoczyliśmy do samochodu, po czym włączyłem się do ruchu. Jechałem najszybciej jak umiałem.
Dało się jeszcze cokolwiek naprawić?
*Jessy*
Wyściskałam się z Melanie i Niallem, nie roniąc żadnej łzy. Wyczerpałam je wszystkie przez ostatni tydzień na tamtego idiotę. Stałam własnie przy barze, czekając na mój samolot. Miał się zjawić z kilkuminutowym opóźnieniem, dlatego postanowiłam napić się kawy. Kiedy odebrałam swoje latte, usiadłam przy jednym ze stolików. Wtedy usłyszałam jak ktoś mnie woła. Rozejrzałam się, ale nikogo nie zauważyłam. Nagle wyrosła przede mną Katy.
- Matko kochana. - wysapała. - Myślałam, ze już odleciałaś.
Zmarszczyłam czoło.
- Co ty tu robisz?
- Musimy pogadać. - usiadła na przeciwko mnie.
- Coś się stało?
- Chodzi o mnie i Zayna... - zaczęła.
- Nie chcę o nim rozmawiać. - przerwałam jej. - To jest zamknięty rozdział w moim życiu. Wyjeżdżam i więcej tu nie wrócę. Skończyłam z tym.
- Jessy, to wszystko nie tak.
- A jak? Przespał się z tobą i nie powiedział ci o naszym związku. To za mało?
- Daj mi skończyć. - westchnęła. - Drake wyrzucił mnie z domu, kiedy dowiedział się, że spałam z jego przyjacielem. Nie mógł znieść myśli, że jego siostrzyczka się puszcza z byle kim. Wiem, co sobie o mnie myślisz, ale z Zaynem było inaczej. To prawda, że kiedyś coś tam między nami się działo, ale przez te kilka dni, kiedy mnie przenocował nie wydarzyło nic, co mogłabyś uznać za zdradę.
- A ta malinka? - zironizowałam.
- Jednego wieczoru wyszłam na miasto i wróciłam pijana nad ranem. Zayn już wtedy spał, ale zostawił mi otwarte drzwi. Miałam spać na materacu, który specjalnie dla mnie wyciągnął z szafy i rozłożył go na podłodze. Pod wpływem alkoholu i wspomnień podeszłam do niego i zwyczajnie przyssałam się do jego szyi. Skończyłam i zadowolona z siebie poszłam spać na materac. Przepraszam.
- To wszystko? Uważaj bo ci uwierzę.
- Jessy, on by ci tego nie zrobił. Nie teraz, kiedy...
- Nie teraz? Kiedy co?
- Myślę, że powinnaś sama z nim porozmawiać.
- Teraz jest już za późno. - powiedziałam oschle, wstając z krzesła. - Miło było pogadać i dziękuję za wyjaśnienia. Jednak myślę, że Zayn nie potrzebuje adwokatów.
Dziewczyna spuściła głowę.
- Nie odbierałaś ode mnie telefonów. - usłyszałam za plecami.
Zadrżałam na dźwięk tego głosu. Odwróciłam się powoli. Stał tam. Stał kilka kroków przede mną.
- Czego tu chcesz? - zapytałam podchodząc na bezpieczną odległość.
- Porozmawiaj ze mną.
- Spieszę się na samolot.
- Uprzejma pani w informacji powiedziała, że samolot do Kalifornii będzie dopiero za 10 minut.
Wywróciłam oczami.
- Przysłałeś Katy, żeby cię usprawiedliwiła? - prychnęłam.
- Nie. Sama chciała tu przyjechać.
- Myślałeś, że to coś zmieni?
Nie odezwał się. Wpatrywał się we mnie w skupieniu. Wyglądał jakby prowadził wewnętrzną walkę.
- Zayn. - westchnęłam. - Mówię do ciebie.
- Kocham cię.
Zamurowało mnie. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku, ale szybko się jej pozbyłam.
- Ty co? Nie możesz. Nie t-teraz... ja... - jąkałam się.
- Kocham cię, Jessy. - powtórzył.
Rozpłakałam się na dobre. Nie wiedziałam skąd wzięły się kolejne łzy. Mulat zgarnął mnie w ramiona. Wtuliłam się w jego ciepłą klatkę piersiową i szlochałam, mocząc mu koszulkę. Byłam na siebie zła, że tak szybko zmiękłam.
- Nie płacz, proszę. - wyszeptał z ustami przy mojej głowie.
- Nie możesz, rozumiesz? Nie możesz mnie kochać. - jęknęłam. - Nie teraz.
- Serce nie sługa.
- Czekałam na ciebie tak długo, a ty zdecydowałeś się teraz, kiedy wyjeżdżam. Najpierw wszystko zepsułeś, a teraz... Co ty ze mną wyprawiasz, Zayn?
W pięści ściskałam materiał jego ubrania.
- Nie pozwolę ci odejść. Możesz uciekać przede mną na koniec świata, ale ja i tak cię znajdę. Nie mogę stracić cię kolejny raz.
Odsunęłam się na kilka centymetrów, żeby wyraźnie widzieć jego twarz.
- Jesteś popierdolony, Zayn. - westchnęłam. - Tak bardzo popierdolony.
- Wiem, ale to cię kręci. - puścił mi oczko.
- Kocham cię, głupku. - zaśmiałam się. - I nienawidzę. - dodałam.
- Dlaczego? - zdziwił się.
- Bo sprawiasz, że nie mogę się na ciebie gniewać. Tak łatwo łamiesz mi serce, które później jednym ruchem starasz się skleić.
Malik nie czekał długo i złączył nasze usta w pocałunku. To nie był zwykły pocałunek. Był przepełniony skrajnymi emocjami. Miłość, strach, szczęście i obawa - to tylko nieliczne z nich. Tak bardzo pragnęłam jego ust, jego ciepła, uśmiechu i oczu. Ludzie wokół nas zaczęli klaskać i gwizdać, przez co wybuchnęłam śmiechem.
- Samolot do Kalifornii odlatuje za pięć minut. Pasażerów zapraszam do odprawy. - kobiecy głos zabrzmiał z głośników.
- Musze iść. - powiedziałam smutno.
Chłopak nie wypuszczał mnie z objęć.
- Musisz.
- Nie chcę.
- Wiem.
- Jedź ze mną.
- Nie mogę.
- Nie możesz. - jęknęłam.
- Obiecaj mi jedno... - zaczął, a ja przytaknęłam głową. - Nie zapomnij o mnie. Nie ważne, co będzie się działo, ja zawszę będę z tobą. Wystarczy, że o mnie pomyślisz. Jasne?
- Myślę o tobie na okrągło. - skrzywiłam się.
- To źle?
Wzruszyłam ramionami.
- Nie wiem.
- Jesteś taka piękna. - powiedział nagle. - Tylko te łzy są tu nie potrzebne.
Spuściłam głowę. Malik złapał mój podbródek i zmusił mnie do spojrzenia sobie w oczy.
- Obiecaj.
- Obiecuję.
- Grzeczna dziewczynka. - cmoknął mnie w policzek.
- Czyli z nami koniec?
- Co? - zmarszczył czoło.
- Rozstajemy się. Miałam tu nie wracać.
- Nigdy nie będzie końca "nas". - zaprzeczył głową. - Bóg na to nie pozwoli.
- Dał nam już tyle szans...
- Człowiek ma wolną wolę, kochanie. Jeśli zadecydujesz, że z nami koniec, On nie będzie miał na to wpływu. Nie dawałaby nam tyle okazji, gdyby nie chciał nas razem.
- Chyba oszalałeś, że się ode mnie uwolnisz. - prychnęłam.
Uśmiechnął się szczerze, a w oczach dało się zobaczyć to uczucie, którego tak bardzo pragnęłam.
- Musisz już iść.
- Nie przestań mnie kochać, dobrze? - zapytałam, poprawiając torebkę na ramieniu.
- Nigdy tego nie zrobiłem.
Wstrzymałam oddech.
- Czy ty...
- Tylko mnie kochaj, Jessy.
Przerwał mi, ale dobrze wiedział, o co chciałam zapytać. Kochał mnie od dawna, tak samo jak ja jego. Złożyłam słodki pocałunek na jego ustach.
- To nie jest pożegnalny całus. - zastrzegł Zayn. - Nawet tak nie myśl.
Skinęłam lekko głową.
- Uważaj na siebie, skarbie. - puściłam mu oczko i zniknęłam w tłumie.
************************************************
Czy ta miłość ma szansę przetrwać?
Czy po tylu próbach jest o co walczyć?
Czy będzie wytrzymała na tyle, żeby utrzymać tych dwoje przy sobie?
Tylko Bóg wie, co jest im przeznaczone.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jak wsze uczucia po przeczytaniu rozdziału???
Odpowiadajcie w komentarzach :)
Do następnego! xxx
Subskrybuj:
Posty (Atom)