Nie, nie zapomniałam o was :*
Internety mi nawaliły -.-
Ale już jestem i dodaje kolejny rozdział ;)
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
*GRUDZIEŃ*
*Jessy*
Minął dopiero tydzień grudnia, a ja już nie mogłam doczekać się świąt. Nawet zaczęłam przystrajać moje lokum razem z Max'em. Zaczęłam spędzać z nim więcej czasu odkąd Tony jest zbyt zajęty Stellą.
- Jesteś pewien, że o niczym nie zapomnieliśmy? - zapytałam, przegrzebując torby.
- Jessy... - westchnął. - Nie wiem gdzie ty chcesz pomieścić te wszystkie niepotrzebne pierdoły w swoim małym mieszkanku.
- Dzięki. - bąknęłam pod nosem.
- Nie złość się, ale nawet twoja choinka jest miniaturowa.
- Jest piękna, a ty jak będzie dalej marudził, to nie dostaniesz pysznych pierniczków mojej mamy.
- Dobra, dobra. - uniósł ręce w geście poddania. - Już skończyłem.
- Teraz powieś ten łańcuch nad oknem. O tam. - wskazałam palcem miejsce.
- Tak jest, madame.
Przystrajanie kilku pomieszczeń, oprócz łazienki, zajęło nam półtorej godziny.
- Może byśmy coś zjedli? - zasugerował chłopak.
- Widzę, że pomyśleliśmy o tym samym. - uśmiechnęłam się szeroko. - Zadzwonię do Tony'ego, żeby zgarnął chłopaków i wziął coś z "Mrs. Suzanne".
Nim się obejrzałam, Max'a nie było w kuchni.
- Ja poproszę to, co zawsze! - krzyknął z łazienki.
***
*Zayn*
- Na dzisiaj koniec. - poinformował mnie szef.
- Rozumiem.
Nim wysiadł, odwrócił się jeszcze w moją stronę.
- Jak ci idą zajęcia z samoobrony?
- Jutro mam egzamin.
- Czyli widzę, że postępy. Moi poprzedni kierowcy uczyli się dużo dłużej.
- W młodości trenowałem karate, może dlatego łatwiej przyswajam.
- O tym nie wiedziałem.
Uśmiechnąłem się niezręcznie.
- Jak się sprawia nasze nowe cudeńko?
Oczywiście, że nawiązał do samochodu.
- Nigdy nie prowadziłem czegoś równie wspaniałego. Trochę żałuję, że nie mam jak wypróbować prawdziwych umiejętności tego auta.
- Ja też jestem zadowolony.
Przez chwilę żaden się odezwał.
- Panie Wilson... - zacząłem niepewnie. - Chciałem zapytać, czy na święta...
- Jasne, że masz wolne. - zaśmiał się krótko. - Myślałeś, że będę cię trzymał w ten wspaniały czas w pracy?
- Tak. - przyznałem ze wstydem.
Miałem mu powiedzieć, że uznałem go za chuja, który nie przejmuje się innymi?
- W przerwę zimową też masz wolne. Wyjeżdżam z rodziną w Alpy, więc nie będziesz musiał mnie wozić.
W środku piszczałem ze szczęścia. Wiem, że to mało męskie, ale cóż...
- Dziękuję, to wiele dla mnie znaczy.
- Tak myślałem. - powiedział cicho. - Jesteś najlepszym kierowcą jakiego do tej pory miałem. Mam nadzieję, że nasza współpraca nie zakończy się w tym roku. Poza tym w przyszłym roku mam plany, o których chciałabym z tobą porozmawiać, ale jeszcze nie teraz.
Skinąłem formalnie głową, a on wysiadł. Teraz mogłem wcielić swój plan w życie.
*******************
*dwa dni przed Wigilią*
*Jessy*
Dzisiaj jest ostatni dzień mojej pracy. Ostatnie zajęcia w tym roku.
- Dzieciaki! - skupiałam na sobie ich uwagę. - Z racji zbliżających się świat, chciałabym życzyć wam wszystkiego dobrego, spełnienia marzeń i kariery w tańcu, bo idzie wam to świetnie. Spełniajcie swoje marzenia i kochajcie swoje bliskich, bo nikt ich wam nie zastąpi.
- Dziękujemy! - krzyknęły jednocześnie.
Jeden z chłopców podniósł rączkę, chcąc zadać pytanie.
- Tak, Tom?
- A życzy nami pani dużo prezentów pod choinką?
- Myślałam, że to oczywiste. - zrobiłam głupią minę.
Grupa wpadła w śmiech.
- Dobra. - klasnęłam głośno. - Niestety ta chwila radości minęła i musimy zabrać się do pracy, bo tuż po przerwie zimowej mamy pokaz. Wszystkie trzy układy od początku, okey?
Dzieci chętnie ustawiły się w odpowiednich miejscach, a ja włączyłam muzykę i stanęłam do nich przodem. Poniektóre dzieci zerkały w stronę drzwi, które były za moimi plecami, żeby spojrzeć na swojego rodzica, przez co myliły kroki. Nie chciałam na nich krzyczeć. Poza tym, na dzisiejszych zajęciach panowała już dość mocno luźna atmosfera, a to były tylko małe brzdące. Nie miałam serca ich dyscyplinować.
- Skupcie się! - krzyknęłam prze muzykę.
Dobrnęły do końca ostatniego układu. Niestety zrobiło się dziwne zamieszanie.
- Co się dzieje? - westchnęłam po wyłączeniu radia.
Zobaczyłam uniesioną rączkę.
- Tak, Macy?
- Cz-czemu ten ładny pan tak się na panią p-patrzy?
Zamrugałam szybko powiekami zbita z tropu. Jaki "ładny pan"? Któryś z tatusiów? Grupa zaczęła szeptać między sobą, a dziewczynki zerkały nieśmiało za moje plecy. Coś mi tu nie grało...
Odwróciłam się na pięcie i.... stanęłam jak wryta. Momentalnie zabrakło mi powietrza.
- O Mój Boże! - krzyknęłam głośno, po czym zakryłam otwarte w niedowierzaniu usta.
- Wciąż tylko Zayn. - odpowiedział głos, który tak bardzo kochałam.
Zmusiłam nogi do ruchu i pobiegłam w stronę chłopaka. Pisnęłam i wskoczyłam na jego biodra. Przytrzymał mnie za uda, a ja mogłam go mocno przytulić. Strasznie zmagałam się z chęcią pocałowania go. Nie mogłam tego zrobić przy moich podopiecznych.
- Co ty tu robisz? - wydusiłam w szoku.
Ciągle nie wierzyłam w to, że jest tutaj, przy mnie. Wzruszył niewinnie ramionami.
- Postanowiłem zrobić ci świąteczny prezent.
Schowałem twarz w zgięciu między szyją a ramieniem chłopaka i zaczęłam szlochać.
- Płaczesz? - zapytał cicho. - Kochanie?
Nie potrafiłam się opanować. Płakałam ze szczęścia.
- To przez ciebie. - jęknęłam, co zostało stłumione przez jego szyję.
- Wolałbym byś twoim powodem do uśmiechu, a nie płaczu.
- To łzy szczęścia. - wyjaśniłam, unosząc głowę.
Otarłam twarz i cmoknęłam mulata w policzek.
- Musze skończyć zajęcia. - powiedziałam smutno.
- Poczekam.
- Zrobisz to na zewnątrz. - oznajmiłam.
- Dlaczego nie tu? - uniósł brwi w zdziwieniu.
- Peszysz dziewczynki.
Spojrzał przez moje ramię, a szepty dzieci momentalnie ucichły. Wygramoliłam się z objęć mojego chłopaka i postanowiłam go przedstawić, ale najpierw zamknęłam drzwi sali. Tylko szefowej mi tu brakowało. Pociągnęłam go za rękę i klasnęłam.
- Dzieci, to jest Zayn.
Jednym głosem powiedziały "cześć, Zayn", a część żeńska mocno się zarumieniła, kiedy Malik im pomachał. Nagle kilka rączek wystrzeliło w górę.
- Słucham, Bella?
- Pan jest mężem pani Jessy?
Zachłysnęłam się powietrzem. Co?!
- Nie. Jestem jej chłopakiem. - odpowiedział i owinął rękę wokół mojej talii.
- Pytaj, Mitch.
- Jak pan robi takie włosy?
Stłumiłam śmiech dłonią. Zayn stał się główną atrakcją dzisiejszych zajęć.
- Po prostu je czochram.
Dziewczynki zachichotały na to określenie, a ja zrobiłam "face palm". Chłopak uszczypnął mnie w biodro.
- Tak, Daisy?
- Oświadczy się pan pani Jessy, bo pan ją kocha, prawda? Moi rodzice tak zrobili.
Mulat otworzy buzię, żeby odpowiedzieć, ale go wyprzedziłam. Co oni mają z tym małżeństwem?!
- Koniec tych pytań! - zawołałam. - Ostatni raz zatańczcie wszystko!
Włączyłam im muzykę i odprowadziłam Zayna do drzwi.
- Czemu nie pozwoliłaś mi odpowiedzieć? - zapytał skonsternowany.
Byliśmy zagłuszani przez muzykę, a maluchy przestały zwracać na nas uwagę.
- Bo... nie wiem. - bąknęłam. - Pogadamy później, dobrze? To mój ostatni dzień w pracy przed wolnym, muszę się postarać, żeby nie zawalić.
Chłopak skinął głową i pochylił się do mojego ucha.
- Tylko się pospiesz, bo mam straszną ochotę panią pocałować, panienko Jessy.
Zarumieniłam się i klepnęłam go w ramię. Wypchnęłam go zza drzwi i wróciłam do dzieci.
Czy ten dzień może być jeszcze piękniejszy?
***
Zmęczona, ale szczęśliwa wypuściłam dzieciaki z sali, żeby poszły przebrać się do szatni. Sama skierowałam się do pokoju trenerów. Minęłam Malika, posyłając mu zmęczony uśmiech, co odwzajemnił mrugnięciem. Przebrałam się najszybciej jak umiałam i przeszłam do biura szefowej.
- Już jestem.
- Usiądź, proszę.
- Przepraszam, ale się spieszę.
- W taki razie... - wstała i podeszła kilka kroków. - życzę ci wesołych świąt, pysznego jedzenia, a tutaj masz wypłatę razem z premią świąteczną.
Podała mi kopertę, którą z wielką chęcią przyjęłam. W sam raz, żeby kupić resztę prezentów.
- Wszystkiego dobrego i do zobaczenia po świętach. - powiedziałam na pożegnanie.
Opuściłam pomieszczenie z torbą treningową na ramieniu. Mulat podszedł do mnie i zamknął mnie w uścisku.
- Śmierdzę. - wyszeptałam mu na ucho.
- A czy to ważne? - mruknął w moje włosy.
- Dla mnie tak.
Odepchnęłam go lekko, a on złapał moją dłoń. Tak bardzo tęskniłam za jego dotykiem.
- Panie przodem. - otworzył dla mnie drzwi.
- To czym przyjechałeś?
- Moim samochodem.
- Jak to? - zdziwiłam się. - Nie leciałeś samolotem?
- Leciałem.
- Więc?
- Szef zadbał o to, żeby samochód dotarł ze mną. - wyjaśnił.
Wzruszyłam tylko ramionami, nic nie rozumiejąc. Nagle miał takie stosunki z szefem, którego nienawidzi? Chyba, że...
Pewnie dostał podwyżkę.
- W taki razie, gdzie zaparkowałeś? - zapytałam, rozglądając się po parkingu.
- Tu.
Wskazał brodą Bugatti Veyron Super Sports.
Co?!
- Czy to... t-to twój samochód? - wyjąkałam. - Niemożliwe.
Rozmawialiśmy kiedy o tym, jaki chciałby mieć samochód gdyby był bogaty, ale nie sądziłam, że będzie mu dane prowadzić takie cacko.
- Tak. Po części jestem jego właścicielem. - powiedział z dumą.
- Gratuluję, panie Malik.
Uścisnęłam mocno jego dłoń z poważną miną, a on się zaśmiał ironicznie.
- Zazdrościsz. - prychnął.
- Też się kiedyś takiego dorobię. Zobaczysz.
- Jasne, jasne.
Przewróciłam oczami, kiedy przytrzymał dla mnie drzwi pasażera. Odrzuciłam teatralnie włosy do tyłu i wsiadłam do nieskazitelnego wnętrza auta.
- Jest piękne.
- To prawda. - przyznał, siadając za kierownicą. - Nie spodziewałem się tego po panie Wilsonie.
- Ja tym bardziej.
- Ma pani ochotę na przejażdżkę, tym jakże luksusowym pojazdem?
- Z przyjemnością. - wyszczerzyłam się.
Podałam mu adres moich rodziców, ale i tak musiałam go pokierować. Niestety nie znał San Diego tak, jak ja. Zayn nie wiedział, że wynajmuję mieszkanie, ale miałam zamiar go o tym poinformować w najbliższym czasie. I tak te dwa dni spędzę, teraz również z nim, u rodziców. Nawet zawiozłam już tam najpotrzebniejsze rzeczy i ubrania na święta.
Jazda trwała krócej niż bym chciała. Nie zdążyłam nacieszyć się samochodem. Kiedyś poproszę Malika żeby pozwolił mi je poprowadzić.
- Nawet o tym nie myśl. - odezwał się nagle.
Zaparkował starannie na podjeździe przed domem.
- Co? - wytrzeszczyłam oczy. - Przecież nic nie powiedziałem.
- Wiem, o czym pomyślałaś. Nie ma mowy, żebyś wsiadła za kółko.
- Nie ufasz mi! - pisnęłam zszokowana.
- Nie, kochanie. - potrząsnął głową. - Nie mogę ryzykować. Szef ukręciłby mi głowę, gdyby coś się stało z jego skarbem.
- No dobrze. - fuknęłam i wysiadłam. - Odpuszczam tylko ze względu na tego starucha.
Opowiadałam kiedyś rodzicom o Zaynie, ale nie uprzedziłam ich o jego wizycie. Sama o niej nie wiedziałam! Kocham go za tą niespodziankę. Uwielbiałam niespodzianki.
- Chodź. - ponagliłam go, kiedy włóczył się za mną leniwie.
Chyba wiedziałam, co jest przyczyną jego nagłej zmiany humoru.
- Będzie dobrze. - dodałam.
- A jeśli mnie nie polubią?
- Zayn! - zaśmiałam się. - Najważniejsze, że ja cię kocham, tak?
- Tak, wiem, ale... - zaczął smutno.
- Żadnego "ale". - ucięłam stanowczo.
Przyciągnęłam go do siebie i mocno przytuliłam.
- Przestań się przejmować. - powiedziałam spokojnie. - Kocham cię.
Chłopak odetchnął głęboko, ale niespokojnie. Nie chciałam, żeby się martwił o moich rodziców. Oni na pewno go zaakceptują.
Cóż... taka miałam nadzieję.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kolejny w środę!
Obiecuję!
Kocham! xxx
Oooo nareszcie dziękuje ❤️ Serioooo długo czekam na te rozdziały co ty zrobiłaś z moim życiem ??? ❤️������
OdpowiedzUsuńJeeeeeeej super rozdział! W końcu coś! :* ahhh niespodzianka :* ciekawe co z rodzicami :) <3 kocham, czekam na środę :* @ZenFapFap
OdpowiedzUsuńCudeńko!!!! xx no i cóż ne mogę się doczekać nn!! ;3
OdpowiedzUsuńŚwietny! Jak każdy w sumie :D Czekamy na kolejny <3
OdpowiedzUsuńAgata