środa, 18 marca 2015

Rozdział 57

Zapomniałam napisać pod poprzednim postem, że dzisiaj pojawi się kolejny rozdział xD
A więc...
JEST!!!

Miłej lektury :)

Kocham! xxx

---------------------------------------------------------------------------------------------------

*WRZESIEŃ*

*Jessy*

Dzisiaj ja, mama i tata rozmawialiśmy na Skype z Niallem i Melanie i wiecie co? Zaręczyli się!
Ja nie mogłam uwierzyć i piszczałam ze szczęścia, tata nie mógł wydusić z siebie słowa, a mama zaczęła płakać. Cieszyłam się, że Mel bez wahania się zgodziła. Po cichu planowałam z bratem tą akcję. Na pewno będą idealnym małżeństwem. Powiedzieli, ze pomyślą o ślubie, kiedy Malenie skończy studia.
Przez resztę dnia chodziłam z wielkim uśmiechem na twarzy. Teraz pozostało mi już tylko czekać na małe Horanki.

***

Od tygodnia już normalnie pracuję i ciągle tęsknię za Zaynem. Mieliśmy coraz mniej czasu na rozmowy. Całe dnie spędzam w szkole tańca. Szefowa przydzieliła mi najmłodszych, początkujących tancerzy. Są niesamowici. Strasznie szybko się uczą. Myślę, że kiedyś będę z nich naprawdę dumna, widząc któreś na podium w zawodach.
Kiedy wróciłam do domu, mama przywitała mnie wspaniale pachnącym obiadem.
- Myślałam nad wynajęciem mieszkania. - powiedziałam, wkładając łyżkę do buzi.
Zupa była przepyszna.
- Żartujesz? - zdziwiła się.
- Nie, mówię poważnie. Nie chcę was obciążać, a poza ty jestem dorosła i mam stałe dochody.
- I to całkiem niezłe. - zaśmiała się.
Rodzicielka usiadła na przeciwko mnie i podparła łokcie na stole.
- Temu nie zaprzeczę. - uśmiechnęłam się cwaniacko. - Jak myślisz?
- Chciałabyś znaleźć coś w centrum?
- Raczej tak.
- Wtedy nie będziemy widywały się codziennie. - posmutniała.
- Przecież będę was odwiedzać. - wywróciłam oczami.
- Wiem, ale to nie to samo. Jak zareaguje ojciec?
- Nie wiem... Jeszcze nic mu nie wspominałam.
- Właśnie. - westchnęła.
- Mamo, będę miała bliżej do miejsca treningów z chłopakami.
Nic nie odpowiedziała.
- Upatrzyłam sobie nieduże mieszkanko niedaleko mojej pracy. - kontynuowałam.
Starałam się ją jakoś przekonać. Jeśli ona się zgodzi z tatą pójdzie już gładko.
- Chcesz mieszkać sama?
- Małpki będą mnie odwiedzać.
Mama się uśmiechnęła na wzmiankę o moich przyjaciołach.
- No nie wiem...
- Mamo. - błagałam. - Proszę.
- No dobrze, ale widzę cię u nas co najmniej dwa razy w tygodniu, zrozumiano?
- Tak! - krzyknęłam i szczęśliwa rzuciłam się na mamę.
O mały włos nie wylałam zupy. Wiadomość sprawiła, ze oderwałam się od rodzicielki.

NADAWCA: Max :)

Dzisiaj wraca Tony!!!

Mój dzień stał się jeszcze lepszy.

***

Po tygodniu błagania taty o akceptację mojej decyzji, uległ. W połowie września wpłaciłam pierwszy czynsz i zaczęłam sprowadzanie rzeczy z mojego pokoju do mojego nowego mieszkania.
- Myślę, że to już wszystko. - jęknęłam, opadając tyłkiem na niewielką sofę.
Moje lokum miało sypialnię, niewielką kuchnie, skromną łazienkę i nieduży salon. Ogólnie było dość małe, ale dla mnie w sam raz. Poza tym cena też mnie zadowalała. Dzisiaj oficjalnie wprowadziłam się na szóste piętro budynku w centrum San Diego. Stąd miałam dziesięć minut piechotą do pracy, a piętnaście do hali treningowej chłopaków. Tak, przez wakacje zdążyli ogarnąć starą, nieużywaną halę przemysłową i przerobili ją na doskonałe miejsce do naszych treningów.
- Teraz stawiasz nam piwo. - wydusił Alex.
- Chyba powinnam.
- Musisz. - rzucił zmęczony Max. - Inaczej się obrażę.
- No już dobrze, dobrze.
Zapanowała błoga cisza, którą przerwał dzwonek do drzwi.
- Ktoś zdradzał mój nowy adres? - zapytałam podejrzliwie.
Zeskanowałam wzorkiem wszystkich obecnych. Nikt nic sobą nie zdradzał, więc wstałam i podeszłam do drzwi.
- Stella? - wytrzeszczyłam oczy.
- Cześć. - uśmiechnęła się szeroko.
Przywitałyśmy się cmoknięciem w policzek, po czym zaprosiłam ją do środka. Razem przeszłyśmy z krótkiego korytarza do salonu.
- Tony. - warknęłam. - Ty zdrajco.
- Oj Jessy... - powiedział przepraszająco. - To tylko Stella.
- Masz szczęście, że jest twoją dziewczyną i że ją lubię.
Wystawiłam do niego język, a reszta zareagowała śmiechem.
- Pomóc ci w czymś? - zapytała dziewczyna. - Może coś posprzątać?
- Chciałabyś mi pomóc z kuchnią?
- Jasne, nie ma problemu.
Skinęłam głową i opuściłyśmy chłopaków. W kościach czułam, ze wieczorne "piwo" nie skończy się tak szybko, jak mogłoby się wydawać. Będę musiała nastawić się na niezłego kaca.

*********************

*PAŹDZIERNIK*

*Zayn*

Wysiadłem z samochodu, żeby rozprostować nogi. Mój szef jest na jakimś spotkaniu i kazał mi czekać. Przesiedziałem w samochodzie jakieś czterdzieści minut i powoli miałem dosyć. Wysłałem Jessy wiadomość o treści "Kocham Cię" i wsunąłem telefon do kieszeni spodni. Coraz więcej pracowałem, co równało się z tym, ze nie miałem czasu dla mojej dziewczyny. Bolało mnie to, ale nie mogłem temu zaradzić w żaden sposób. Ona też dużo pracowała.
- Zayn. - usłyszałem za sobą. - Możemy już jechać.
- Tak jest.
Zręcznie odpaliłem silnik i czekałem na wskazówki.
- Zawieź mnie do mojego ulubionego sklepu samochodowego.
Czytaj: "Zawieź mnie do najdroższego komisu w tym kraju".
Bogate dupki.
- Już się robi.
Jazda sprawiała mi wielką przyjemność, dzięki czemu praca stawała się bardziej znośna niż w rzeczywistości była. Poza tym pan Wilson lubił wozić się drogimi samochodami, a ja nie miałem nic przeciwko. Kiedy zatrzymałem się na miejscu, kazał mi iść z nim.
- Wybierz najlepszy samochód, jaki tutaj jest.
Zmarszczyłem brwi.
- Słucham?
- Wiem, że znasz się na samochodach, a ja nie mam zamiaru dłużej wozić się tym złomem.
Złomem?! Ile ten samochód ma? Dwa lata? Przecież model, którym obecnie jeżdżę wyszedł naprawdę niedawno.
- Um, w porządku.
Razem obeszliśmy każde stoisko. Zadawałem konsultantowi ważne pytania i uważnie przyglądałem się każdemu okazowi.
- W wyborze kieruj się tym, jakie auto ty byś sobie kupił.
Przytaknąłem z powagą i zdecydowałem. Moje serce skradło jedno cacko. Nie wierzyłem, że szef się na niego zgodzi. To była kupa kasy.
- Ten? - zapytał, kierując się za moim wzrokiem. - Jesteś pewien?
- Kazał pan wybrać ten, który sam bym sobie kupił, gdyby było mnie stać.
- Mnie stać.
- Ja tylko... Po prostu pan pytał.
- Wierzę, że znasz się na tym i nas  nie zabijesz.
Spiąłem się lekko. Jeździłem szybkimi samochodami jak nikt inny.
- Bierzemy go.
Zszokował mnie swoją decyzją, ale pozostałem niewzruszony.
- Podać wszystko teraz? - zapytał konsultant.
- Tak. Byłbym wdzięczny. Zostawię mój stary samochód, który chciałem wam sprzedać, więc on pokryje zaliczkę, a resztę wpłacę przelewem.
- Tak, panie Wilson.
Bogate dupki i ich wpływy.
- Od dzisiaj to cacko należy do ciebie. Dbasz o niego. Zadbam o odpowiednie zabezpieczenie go w przypadku próby kradzieży. Zrozumiałeś?
- Pan mówi poważnie? - wydusiłem ledwo.
Odchrząknąłem niezręcznie. Czułem się teraz jak dziecko, które dostało wymarzonego lizaka.
- Nigdy nie byłem poważniejszy. - oznajmił. - Jednak jest jeszcze coś...
- Tak?
- Pójdziesz na miesięczny kurs samoobrony z moim prywatnym ochroniarzem.
- Tak jest, proszę pana.
- Widzę tą radość w twoich oczach. - uśmiechnął się, co odwzajemniłem.
- To naprawdę wspaniałe auto. Sam się pan przekona. - powiedziałem z rozmarzeniem.
Znikąd pojawił się konsultant.
- Wersja czarna?
- Tak. - odpowiedzieliśmy z szefem jednocześnie.
Mężczyzna wręczył mi kluczyki, a szefowi potrzebną dokumentację wozu.
- Oficjalnie jesteś drugim właścicielem tego samochodu. - powiedział pan Wilson.
W duchu skakałem ze szczęścia. Bugatti Veyron Super Sports za 2 500 000 dolarów było moje... No, częściowo moje.




To cudo było jednym z najdroższych aut na świecie, którego wyprodukowano tylko trzydzieści egzemplarzy. Co mnie cieszyło najbardziej to to, że było najszybszym samochodem dopuszczonym do ruchu ulicznego - najwięcej  430km na godzinę. Maleństwo osiągnie setkę w ciągu dwóch i pół sekundy. Do tego spala najwięcej niecałe 38 litrów paliwa na 100 kilometrów, czyli naprawdę mało.
Prawdziwy skarb!

*Jessy*

Kolejny miesiąc minął bez Malika. Nie to, żebym aż tak się do niego przywiązała ale... Dobra, nie mam dobrego argumentu.
Przyzwyczaiłam się do mojego nowego miejsca zamieszkania, a rodzice odwiedzają mnie raz w tygodniu. Żyję nadzieją, że w końcu im się znudzi.
Przygotowałam torbę treningową, zamknęłam drzwi wejściowe na klucz i pobiegłam uradowana na trening z chłopakami.

****************

*LISTOPAD*

*Jessy*

Właśnie prowadziłam zajęcia z moimi ulubieńcami, kiedy do sali weszła szefowa. Ściszyłam muzykę i kazałam dzieciakom chwilę odpocząć.
- Witam. - przywitała się.
- Dzień dobry. Dzisiaj jeszcze się nie widziałyśmy. - uśmiechnęłam się ciepło.
Lubiłam ją. Kobieta koło czterdziestki wyglądała na sukę, ale wcale taka nie była. Poznałam nawet jej małą  córeczkę i męża. Urocza z nich rodzinka.
- Ja tylko na słówko. Chciałabyś mieć wolne na święta, prawda?
- Jeśli byłoby to możliwe.
- Szkoła zawsze pracuje do ostatniej chwili, ale postanowiłam to zmienić ze względu na moja córkę, która będzie obchodziła swoje pierwsze świadome święta. W koncu ma już cztery lata.
- Te dzieci tak szybko rosną.
- Tak, właśnie. - uśmiechnęła się lekko, co było u niej rzadkością. - Wracając do tematu, swoje wolne zaczniesz dwa dni przed wigilią z racji, że przez ten rok sprawowałaś się naprawdę dobrze. Dzięki tobie do naszej szkoły zapisało się wiele nowych dzieci i to właśnie na twoje zajęcia. Przygotuj się, że w nowym roku będziesz miała urwanie głowy.
- Niech się pani nie martwi. - zaśmiałam się krótko. - Uwielbiam pracować z tymi maluchami. Mają w sobie tyle radości, że przy nich nie można się smucić.
- Wierzę pani. - rozejrzała się po sali. - Zastanowię się nad moją córką, czy nie zapisać jej do pani w przyszłym roku.
- Byłby mi bardzo miło.
- Więc kończysz dwa dni przed wigilią, a z racji, że tuż po świętach zaczyna się przerwa zimowa, wracasz dopiero po niej.
- O Matko! - ucieszyłam się. - Tyle wolnego?
- Przerwa zimowa ma dwa tygodnie. Dobrze ją wykorzystaj. - powiedziała z nutą rozbawienia. - Teraz muszę już lecieć. Jak będziesz wychodziła wstąp do mojego biura po wypłatę.
Skinęłam głową i patrzyłam ja wychodzi.
- Gotowi na trochę tańca?! - zawołałam do dzieci, a one momentalnie zebrały się w grupę.
- Tak! - odkrzyknęły pełne życia.
Do tej pory nie wiedziałam skąd one brały tyle energii za każdym razem.

***

Został już tylko tydzień do grudnia.
- Tak, mamo. Obiecuję, że pomogę. - przewróciłam oczami.
Rozmawiałam z rodzicielką już od godziny. Nie mogłam jej przetłumaczyć, że na pewno wpadnę do niej przed świętami, żeby pomóc w szykowaniu kolacji wigilijnej.
- Jeszcze do ciebie zadzwonię. - napomniała. - Może wpaść do ciebie z obiadem?
- Nie, dziękuję. Wychodzę na miasto z Max'em.
Ehh... te matki.
- Dobrze. - westchnęła. - Do usłyszenia.
Rozłączyła się, a ja mogłam odetchnąć z ulgą. Odkąd się przeprowadziłam nękała mnie telefonami, albo przypadkowo natrafiałyśmy na siebie niedaleko mojego mieszkania lub pracy. Nie wytrzymam z tą kobietą. Normalnie oszaleję. Mój telefon znowu zaczął dzwonić.
- Cześć, skarbie. - przywitałam się radośnie.
Zayn.
- Witam, piękną panią.
- Skąd wiesz, że nie zbrzydłam? Przecież nie widziałeś mnie odkąd popsuła mi się kamerka w laptopie miesiąc temu.
- Nawet jeśli, to co?
- Już nie udawaj, że ci na wyglądzie nie zależy. - prychnęłam żartobliwie.
- Grabisz sobie, kocie. - mruknął.
- I tak mnie kochasz. - cmoknęłam do słuchawki.
Przez chwilę panowała cisza.
- Będziesz miał wolne na święta? - zapytała z nadzieją.
- Jeszcze nie rozmawiałem o tym z szefem.
- Och.
- Nie martw się.
- Tak bardzo chcę cię zobaczyć. - jęknęłam smutno.
- Ja ciebie też. Nawet nie chcesz wiedzieć jakie sny mam o tobie.
- Coś czuję, że bardzo chcesz mi powiedzieć jakie. - zachichotałam.
- Może. - bąknął.
- Cóż... trzymaj się tej idealnej mnie ze snów, bo w rzeczywistości przybyło mi trochę tu i tam.
- Więcej do kochania.
- Dobra. - poddałam się. - Przestań już być taki słodki, okey?!
Usłyszałam głośny śmiech po drugiej stronie. Przewróciłam oczami. Z kim ja się związałam?
- Muszę kończyć.
- Ja też. Praca wzywa.
Zmarszczyłam czoło.
- Nigdy tyle nie jeździłeś...
- Nie moja wina.
- Coś mi tu nie gra.
- Musze iść, kochanie.
Nim zdążyłam się pożegnać on już się rozłączył.

------------------------------------------------------------------------------------------------------

Mogę wam zdradzić jedynie to, że już niedługo będzie ciekawie (może nawet w przyszłym rozdziale).

Trzymajcie się cieplutko ;)

Kolejny post W SOBOTĘ!!!!

7 komentarzy:

  1. Ej nie serio oni nie mogą sie rozstać !!!!! Ja ich kocham weź zrób tak żeby byli razem

    OdpowiedzUsuń
  2. Co to się dzieje tutaj ? :o

    OdpowiedzUsuń
  3. Ej, a co jeśli Zayn ma inną na boku? Chociaż w sumie, jak była jego perspektywa to było ok :) no nic, oby to była jakaś miła niespodzianka ;) a tak propo rozdziału to rewekla, trochę spokojny, ale zwięzły. Nowy dom i nowe auto :) chcę już sobotę :D papa :* <3 @ZenFapFap

    OdpowiedzUsuń
  4. Zarąbiste ! :D Ulubione moje opowiadanko kochana i wyobraź sobie, że najwidoczniej jest Twojego autorstwa :D
    Agata

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekam tuuuuuuu i nima kolejnego ?;( ale i tak kcccc mocno ❤️

    OdpowiedzUsuń
  6. Niedziela 14:34 ale to co ;) będę czekać dalej:* ily

    OdpowiedzUsuń
  7. Odpisz, czy wgl pamientasz o nas x

    OdpowiedzUsuń