Dodany na szybko :)
Następny PRADOPODOBNIE w środę (termin może ulec zmianie)
Kocham! xx
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
*Jessy*
Jadłam płatki kukurydziane z mlekiem, kiedy do kuchni zawitała wesoła twarzyczka mojej przyjaciółki.
- Co się tak szczerzysz? - wysepleniłam z pełną buzią.
- Nie zgadniesz! - pisnęła.
Trzęsły jej się ręce i oddychała bardzo szybko. Mogłam usłyszeć jej galopujące serce.
- Mów! - zaintrygowała mnie.
Zazwyczaj nie jest aż tak emocjonalna. Pewnie to ma coś wspólnego z Niallem.
- Niall zabiera mnie na kolacje do hotelu, rozumiesz?!
Mówiłam? Właśnie.
- Do którego?
- "Je t'aime" (fran. "Kocham"). - wydusiła.
Sama nie mogła w to uwierzyć. To najdroższy hotel w okolicy.
- Tylko kolacja? - zapytałam figlarnie.
- Chyba nie, bo powiedział, że wrócimy w czwartek wieczorem.
Wybałuszyłam oczy ze zdziwienia.
- Co? Czyli, ze mam dla siebie pusty dom na dzisiejsze popołudnie i jutrzejszy cały dzień?
- Tak jakby...
- O Boże!
- Co się stało?
- Chociaż przez jedną noc i dzień nie będę musiała oglądać i słuchać waszego miziania.
Zaśmiałam się, a ruda zabiła mnie spojrzeniem.
- To nie było śmieszne. - burknęła.
Cmoknęłam do niej.
- I tak mnie kochasz.
- Oj kocham. - pocałowała mnie w policzek i pobiegła na górę.
Teraz przez pół dnia będzie wybierała ciuchy. Ehh... ci zakochani byli niemożliwi. Ciekawe skąd Niall wziął pieniądze na tak luksusowy hotel?
Zaraz...
Skoro oni dzisiaj wychodzą i wrócą w czwartkowy wieczór, to znaczy, że nie będzie ich podczas mojego spotkania z Malikiem. Nie, wcale nie pomyślałam o zbereźnej sytuacji, która mogłaby się dzisiaj wydarzyć!
Nie odzywam się do Nialla, więc nie wypytam go o szczegóły ich wypadu. Po naszej ostatniej, czyli wczorajszej kłótni, nie miałam ochoty patrzeć na jego twarz. Może ja też zacznę przygotowywać się do um... spotkania? Tak, spotkania. To z pewnością NIE jest randka.
***
- Tylko bądź grzeczna. - upomniała mnie Melanie, zakładając buty.
Niall mnie ignorował. Wyszli, zostałam sama. Samiutka w tym dużym domu. Nie zastanawiając się długo, popędziłam do swojego pokoju, żeby przygotować się ostatecznie. Nie mówiłam nic ani Melanie ani tym bardziej Niallowi o spotkaniu z Malikiem. Nie chciałam, żeby znowu zaczęli wykładać mi pouczenia na temat przeszłości i zła, które może się pojawić.
Wyciągnęłam z szafy wcześniej przygotowany zestaw, który składał się z morelowej, rozkloszowanej
sukienki, cielistych szpilek i jasno-dżinsowej kurteczki. Stwierdziłam, że wezmę ze sobą małą, czarną, poręczną torebeczkę, żebym mogła włożyć tam telefon i kilka innych drobiazgów. Pomalowałam oczy kredką dookoła, a rzęsy tuszem, nałożyłam pomadkę smakową na usta i się ubrałam. Włosy puściłam luźno i przeglądając się w łazienkowym lustrze stwierdziłam, że wyglądam dobrze. Mogłam skłonić się do określenia "ładnie".
Po pięciu minutach zadzwonił dzwonek do drzwi. Wzięłam torebkę i powoli zeszłam na dół. Nie chciałam połamać nóg na schodach przez niebotycznie wysokie buty. Stojąc przed drzwiami, wzięłam głęboki i nacisnęłam klamkę drżącą ręką. Czemu tak się denerwuję?!
- Hej. - przywitał się, lustrując mnie od góry do dołu. - Wyglądasz... seksownie.
Zarumieniłam się i opuściłam głowę, udając że szukam kluczy w torebce.
- Dzięki. - bąknęłam.
Po zakluczeniu domu udaliśmy się do auta Malika. Przyjrzałam się chłopakowi uważniej i stwierdziłam, że też wyglądał dobrze. Włożył czarne spodnie, białą koszulkę a na to jasno-dżinsową kurtkę. Przypadek? Nie sądzę.
Wsiedliśmy, a on odpalił samochód.
- Gdzie jedziemy?
- Sądziłem, że ty coś zaproponujesz. - puścił mi oczko.
Wystawiłam do niego język. "Może mówi serio?" - podsunęła moja podświadomość.
- Serio? - rzuciłam, patrząc przed siebie.
Zaśmiał się dźwięcznie.
- Nie. Chciałem pojechać coś zjeść, bo nie zjadłem kolacji więc... Może ty masz jakiś pomysł?
- Mam ochotę na kebaba.
- Na pewno masz ochotę na kebaba? Dziewczyny o takiej figurze jedzą kebaby?
Powiedział to tak zadziornie, że nie dało się nie zauważyć. . Zachichotałam nerwowo, skubiąc rąbek sukienki.
- Tak, chcę kebaba.
- Jak sobie pani życzy. - przytaknął i skręcił gwałtownie lewo. Po wpływem siły odśrodkowej moja ręka powędrowała na udo chłopaka. Nie moja wina, że chciałam się czegoś przytrzymać. Inaczej już bym na nim leżała.
- Jeszcze randka się nie zaczęła, a ty już próbujesz się dostać do moich spodni. - zaśmiał się krótko.
Szybko zabrałam dłoń i postanowiłam zmienić temat.
- Gdzie chciałeś mnie zabrać?
Podrapał się po brodzie. Cały czas, ukradkiem, podziwiałam jego profil.
- Nie wiem... Do restauracji, czy coś.
- Nie. - skrzywiłam się.
- Nie? Myślałem, że dziewczyny lubią takie rzeczy. - wzruszył ramionami. - To czemu tak się wystroiłaś?
- Chciałam ładnie wyglądać? - rzuciłam chłodno.
Odebrałam jego pytanie jako zarzut.
- Wyglądasz pięknie. - spojrzał na mnie na sekundę.
- Następnym razem przyjdę w dresach i zwykłej koszulce. - skrzyżowałam ręce na piersi w geście uporu.
- Następnym razem?
- Umm... Ja nie... Ja nie to miałam na myśli, bo... Ugh! Spadaj.
Malik uśmiechnął się cwaniacko i zatrzymał samochód.
- Idziesz czy mam ci kupić?
- Nie jesteś moim sponsorem. - mruknęłam pod nosem.
Wysiadłam, przytrzymując spódnicę i obeszłam auto. Kiedy stanęliśmy przy okienku, Zayn położył dłoń w dole moich pleców. Poczułam ciepło w środku i uśmiechnęłam się lekko. Nie protestowałam, bo przecież byliśmy na randce. Wybraliśmy jedzenie, a ja wyjęłam pieniądze, żeby zapłacić za swoje.
Mulat odepchnął moją dłoń i zapłacił za oba kebaby.
- Zayn. - warknęłam.
- Ćśśśś... - przyłożył palce wskazujący do ust, podając mi moje zamówienie.
Usiedliśmy na pobliskiej ławce i zaczęliśmy konsumować posiłek.
- Umiem za siebie płacić. - rzuciłam zła.
- Jesteś na randce ze mną, więc schowaj swój honorek do kieszeni. - powiedział obojętnie i zajął się jedzeniem.
Otworzyłam szeroko oczy. Co? Zayn i taka kultura? Czy mnie coś ominęło?
- Co u ciebie słychać? Wiesz, nie widzieliśmy się rok. - zapytał, wycierając usta chusteczką.
- Cóż... Znalazłam sobie pracę w Kalifornii, uczę tańczyć w szkole tańca. Całkiem niezłe dochody i w ogóle. A ty?
- Jak już wiesz, jestem prywatnym kierowcą i też zarabiam całkiem nieźle.
Pokiwałam głową z uznaniem, gdyż naprawdę wyszedł na prostą. Miał prace i sam się utrzymywał, a to było najważniejsze.
- Wyjeżdżasz we wrześniu? - przerwał chwilową ciszę.
- Pod koniec sierpnia. Musze wrócić do pracy. - wyjaśniłam.
- Znowu nie będziemy się widzieli cały rok?
- Raczej tak.
- Kurwa. - syknął. - Nie tak miało być.
- Co masz na myśli?
Chłopak wstał gwałtownie i kopnął kosz, który prawie się wywrócił. Podskoczyłam na ławce. Nie spodziewałam się takiej reakcji z jego strony. Coś źle powiedziałam?
Zayn wydał krótki okrzyk i uderzył pięścią w ścianę. Z racji, że zrobił to niedaleko mnie, widziałam rany na jego kostkach. Uderzył jeszcze raz, aż poczułam ból w swojej ręce. Tym razem zostawił krew na ścianie. Podniosłam się i szybko do niego podeszłam.
- Nie. - warknął. - Nie podchodź!
- Zayn...
- Nie, kurwa! - krzyknął. - Odsuń się!
Wzięłam głęboki wdech i z całej siły przyparłam go do ściany. Naparłam na niego całym ciałem. Bałam się, że mnie odepchnie albo uderzy. Zamiast tego, złapał mnie za biodra i ścisnął tak mocno, że syknęłam z bólu. Malik podniósł głowę do góry i wrzasnął, a mi pojawiły się ciarki na plecach. O tej porze nie kręciło się dużo ludzi, a sprzedawca ze strachu zamknął budkę z kebabami.
- Zayn! - krzyknęłam, chwytając dłońmi jego policzki.
Chciałam, żeby na mnie spojrzał.
- Zayn... popatrz na mnie. - powiedziałam spokojnie.
Jego rozbiegane oczy nie potrafiły patrzeć w jeden punkt. Dyszał ciężko, jakby przebiegł cholerny maraton. Musiałam go jakoś uspokoić i przywołać do rzeczywistości. Delikatnie musnęłam jego wargi i odsunęłam się, żeby zobaczyć jego reakcję.
Kompletnie nic.
Spróbowałam jeszcze raz, ale tym razem mocniej naparłam na jego usta. Po sekundzie oddał pocałunek, z taką siłą, której się nie spodziewałam. Przytrzymał mnie za tył głowy, a drugą ręką objął mnie w pasie, maksymalnie przyciskając do siebie. Zdominował moje usta. Kiedy skończyliśmy, Zayn wtulił głowę w moją szyję, a ja gładziłam go po plecach i karku. Staliśmy tak może kilka minut, aż Malik zdecydował się dać mi do zrozumienia, że pora skończyć tę szopkę. Zrobiłam kilka kroków w tył, przyglądając się bacznie chłopakowi. Wyglądał jakby nic się nie stało. Zmarszczyłam czoło i zamrugałam kilkakrotnie powiekami. Bez słowa wsiedliśmy do samochodu. Kilka minut później staliśmy pod moim domem. Nie ruszyłam się, żeby wysiąść, czekałam na jakiekolwiek słowa Malika. Zamiast tego wysiadł i otworzył mi drzwi. Uznałam ten gest za jednoznaczny, więc elegancko stanęłam na chodniku. Wygładziłam sukienkę, poprawiłam włosy i odchrząknęłam.
- Dziękuję za miły wieczór. - wypaliłam sztywno.
- Spoko.
Mulat wpatrywał się we mnie, jak w obrazek. Z zawstydzenia spuściłam głowę.
- To um, do zobaczenia. - odwróciłam do niego plecami.
Zdążyłam zrobić krok, kiedy się odezwał:
- Jessy... - zaczął, a ja ponownie zaszczyciłam go spojrzeniem. - Ja też dziękuję.
Skinęłam głową i znowu skierowałam się w stronę domu. Wtedy sytuacja się powtórzyła.
- Jessy.
Tym razem spojrzałam tylko przez ramię.
- Tak?
- Czy... czy mogłabyś zrobić to jeszcze raz?
Zmarszczyłam czoło i wróciłam do chłopaka opartego o drzwi pasażera.
- Co zrobić?
- Przytulić mnie.
Bez wahania zmniejszyłam dystans między nami i objęłam jego szyję. Oplótł mnie mocno ramionami w pasie i ścisnął. Głowę trzymał w tym samym miejscu, co wcześniej. Jego ciepły oddech drażnił moją szyję. Odsunęliśmy się od siebie, a ja poczułam się niezręcznie.
- Może chcesz wejść na chwilę? - zapytałam niepewnie.
Sama nie wiedziałam, dlaczego to zaproponowałam. "Bo na niego lecisz!" - moja podświadomość wystawiła mi język, zadowolona ze swojej wypowiedzi.
- Jeśli nie masz nic przeciwko.
Uśmiechnęłam się, a on odepchnął się od samochodu i ruszył za mną. Odkluczyłam drzwi i gestem ręki pokazałam, żeby rozgościł się w salonie. Sama poszłam szybko do łazienki, martwiąc się, że to nie był najlepszy pomysł z tym zaproszeniem. Byliśmy sami w domu.
Wróciłam do mojego gościa, który przeglądał jakieś czasopismo, leżące na stoliku.
- Chcesz coś do picia? - zapytałam.
Malik odwrócił gwałtownie głowę w moją stronę tak, jakby się mnie nie spodziewał.
- Wodę?
- Jasne. - bąknęłam pod nosem i za chwilę wróciłam ze szklanką chłodnej wody.
Usiadłam obok Zayna i patrzyłam jak dwoma łykami opróżnia szkło. Zdziwiłam się, że była aż tak spragniony. Nie wiedziałam, co powiedzieć ani co zrobić. Wgapiałam się w bliżej nieokreślony punkt przede mną. Zayn oglądał swoje buty. Siedzieliśmy tak kilka minut, aż postanowiłam przynieść coś do przegryzienia. Wiedziałam, że znajdę w kuchni jakieś ciastka. W trakcie przeszukiwania szafek kuchennych, poczułam za sobą czyjąś obecność. Wyprostowałam się i odwróciłam, natrafiając na ciało mulata. Stał tuż przede mną. Przytrzymał mnie za szyję i pocałował. Oddałam gest, który wydał mi się pełen tęsknoty, bólu, pragnienia i bezradności. Staliśmy na środku pomieszczenia i toczyliśmy wojnę na języki. Chcąc przysunąć się bliżej do Malika, złapałam go za ramiona. Wtedy on podniósł mnie jak pannę młodą i nie przestając całować, skierował się na górę.
- Otwórz drzwi. - wymruczał między pocałunkami, kiedy już byliśmy pod pokojem.
Kopnęłam w klamkę i drzwi ustąpiły. Zayn zatrzasnął za nami wejście i delikatnie położył mnie na łóżku. Stanął przy moich stopach, ściągnął koszulkę i przeniósł się na mnie. Częściowo przygniatało mnie jego ciało, ale wcale nie narzekałam. To był bardzo przyjemny ciężar.
- Zayn... - wyjęczałam, kiedy całował moją szyję. - My n-nie powinniśmy...
Przerwał mi, zamykając moje usta pocałunkiem. Musnął płatek mojego ucha.
- Tak bardzo za tobą tęskniłem.
Serce załomotało mi w piersi. Poddałam się emocjom. Oplotłam nogami pas chłopaka, przyciągając go bliżej mnie. Wiedziałam, że jest podniecony tak samo jak ja. Zmieniłam pozycje i teraz ja górowałam. Siedziałam okrakiem na biodrach Zayna i całowałam jego szyję, klatkę i brzuch. Tak strasznie stęskniłam się za tymi tatuażami...
- Masz prezerwatywę? - westchnęłam, kiedy zrównałam nasze oczy.
Ten tylko uśmiechnął się zadziornie i przerzucił mnie na drugą stronę łóżka. Wstał, ściągnął spodnie, wyjął z kieszeni najpotrzebniejszą rzecz i położył ją na stoliku. Z uśmiechem nie mogłam doczekać się, aż do mnie wróci.
- Myślę, że obejdziemy się bez tego. - palcem wskazał na moją sukienkę.
Przygryzłam wargę.
- Myślisz?
- Zdecydowanie.
Podniosłam się do siadu, a on rozpiął suwak. Zsunął ze mnie sukienkę i położył ja na fotelu przy biurku. Zachichotałam jak mała dziewczynka i przywołałam Malika palcem. Wiecie, ten zmysłowy ruch. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki Zayn znalazł się na mnie i obsypał mnie delikatnymi muśnięciami ust od miejsca pod uchem do podbrzusza. Na całe szczęście założyłam dzisiaj moją najlepsza bieliznę, która i tak za chwilę będzie na podłodze.
Ups.
*Zayn*
Jessy wiła się pode mną z przyjemności, a nawet dobrze nie zacząłem. Nie zamierzałem skończyć na pocałunkach. Nie po tak długiej przerwie. Sam nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak bardzo tęskniłem za jej ciałem. "Tylko ciałem?" - moja podświadomość wykrzywiła twarz w kwaśnym uśmieszku.
Odsunąłem od siebie ponure myśli i zająłem się tym, co było najważniejsze w tej chwili. Byłem tu,
teraz, z nią. Nic, tylko skakać z radości. Wtedy przypomniałem sobie o Katy i o tym, że zbywam ją od kilku dni. W sumie, to odkąd Jessy wróciła... Ale Katy nie była moją dziewczyną. Jessy też nie...
- Zayn? Coś nie tak?
Dziewczyna zmartwiła się moim zamyśleniem. Nie odpowiedziałem, tylko zaatakowałem namiętnie jej usta i pozbyłem się resztek jej garderoby. Prezentowała się wyśmienicie!
Zsunąłem bokserki, zabezpieczyłem się i zacząłem zabawę. Raczyłem się każdą sekundą bycia w niej. Zrobił się ze mnie uczuciowy dupek, ale kto by postąpił inaczej, kiedy w nastoletnim wieku Bóg zabrał mi jedyne źródło miłości i ciepła - matkę. Cieszyła mnie przyjemność jaką czerpała Jessy. Mogłem to odczytać po wyrazie jej twarzy i wbijanych paznokciach na moich plecach.
Przeżyłem najlepszy seks na świecie.
*Jessy*
Zmęczona po doskonałym orgazmie, wtuliłam się w klatkę piersiową Zayn i zamknęłam oczy. Czułam spokojne i miarowe bicie jego serca. Uśmiechnęłam się pod nosem i przerzuciłam rękę przez brzuch mulata. Był taki ciepły... Cały, od stóp do głowy.
Zapowiadała się noc z przystojnym mulatem, na co nie mogłam narzekać. Moja podświadomość póki co dała mi spokój. Tylko, co będzie dalej? Co zmieniła ta noc? Czy w ogóle się coś zmieniło? To był tylko seks, prawda? Ale przecież postanowiliśmy spróbować...
Odsunęłam od siebie nieprzyjemne myśli i cieszyłam się chwilą.
- Dobranoc, Zayn. - wymruczałam.
Chłopak pogładził dłonią moje plecy i pocałował w czubek głowy.
- Dobranoc, kocie.
Fanfiction o Zaynie Maliku. Znane osoby użyczają tylko nazwisk i wyglądu. Nie ma powiązania z charakterem postaci. One Direction nie istnieje. Mogą pojawić się wulgaryzmy i sceny +18. Autor tworzy charakter i zachowania postaci w opowiadaniu.
sobota, 31 stycznia 2015
środa, 28 stycznia 2015
Rozdział 45
*Jessy*
Dzisiaj jest TEN dzień.
Dokładnie za dwadzieścia jeden minut zobaczę się z Zaynem. Siedziałam w łazience i przyglądałam się swojemu odbiciu w lustrze. Umalowałam się, uczesałam, ładnie ubrałam, a teraz zastanawiałam się, co ja tak właściwie robię. Przecież miałam odciąć się od przeszłości i zacząć budować nową, lepszą przyszłość. Nowi ludzie, nowe zajęcia, nowe miejsca, być może nowa miłość. Tylko ja potrafię tak sobie życie skomplikować.
- Tylko rozmowa. Dasz radę. - powiedziałam do siebie.
Wróciłam do pokoju po bluzę, po czym zeszłam na dół. W salonie było pusto, ale z kuchni słyszałam
śmiech.
- Co was tak bawi? - zapytałam, kiedy napotkałam dwie roześmiane gęby.
Nie odpowiedzieli, tylko dalej śmiali się jak nienormalni.
- Halo! Ziemia do Nialla i Melanie!
Pomachałam każdemu z nich ręką przed nosem. Nic. Zero reakcji. Postanowiłam ich zostawić i nie mówić gdzie wychodzę. Nie chcieli rozmawiać, to nie. Nie będę się prosiła.
Zawiedziona dziecinnym zachowaniem brata i przyjaciółki, włożyłam buty i wyszłam z domu. Drogę do parku znałam na pamięć, więc nie miałam problemu z trafieniem na miejsce. Po drodze zauważyłam kilka nowo zasadzonych drzewek i kwiatów. Wydawał się czystszy niż kiedy ostatnio tutaj byłam. Może wreszcie zaprzęgli jakieś zdemoralizowane dzieci do pracy.
Usiadłam na mojej ulubionej ławce. To dokładnie ta sama, na której siedziałam podczas spotkania z grupą Malika po moich dwóch latach nieobecności w Bradford. Nim się obejrzałam, minęło dziesięć minut i wybiła osiemnasta. Czekałam, czekałam, czekałam i... czekałam. Już miałam się podnieść i wrócić do domu, ale usłyszałam za sobą ciężkie kroki, po których wywnioskowałam, że ten ktoś biegnie. Nie odwróciłam się od razu, tylko czekałam, żeby sprawdzić czy mam racje.
- Jessy... - wydyszał za mną.
Wiedziałam, że to on. Wróciłam na ławkę i usiadłam. Zmachany Malik zajął ławkę po przeciwnej stronie wąskiej alejki i opierając łokcie na kolanach, zwiesił głowę. Poczekałam aż unormuje oddech. Co spowodowało, że się spóźnił?
- Musiałem zawieźć szefa na gównianą kolację biznesową. Zadzwonił w ostatniej chwili.
- Nie musisz się tłumaczyć. - bąknęłam.
Zayn uniósł głowę i przyjrzał mi się.
- Ładnie ci w nowej fryzurze.
- Dzięki.
Dobrze, że było ciemno, bo wiedziałam, że mam na twarzy buraka. Kręciłam się nerwowo, cisza między nami wcale mi nie pasowała. Odchrząknęłam i przeczesałam palcami rozpuszczone włosy.
- O czym chciałeś porozmawiać? - zapytałam, nie spuszczając z niego wzroku.
- Kto powiedział, że chciałem rozmawiać? - przywołał na twarz cwaniacki uśmiech.
Uśmiech, który śnił mi się każdej nocy... Zmarszczyłam czoło zdezorientowana.
- Co?
- Może chciałem spędzić z tobą trochę czasu... Popatrzeć na twoje gorące ciało... Powspominać.
- Nabijasz się ze mnie?
Nie potrafiłam uwierzyć w jego słowa. Byłam w ukrytej kamerze, czy jak?
- Skądże. - zaśmiał się.
- Słuchaj, może ciebie to bawi, ale ja nie mam ochoty na wygłupy. Spotkałam się z tobą, żeby pogadać, a nie wysłuchiwać twoich żarcików. Poza tym, to ty nalegałeś na to spotkanie.
Wstałam gwałtownie, otrzepałam ubranie, wepchnęłam ręce do kieszeni bluzy i ruszyłam do domu. Niestety, nim postawiłam jeden krok, zostałam zatrzymana. Mulat złapał mnie za łokieć tak mocno, że syknęłam z bólu.
- Puść! - wyrwałam się, stając z nim twarzą w twarz. - Czego ty ode mnie chcesz?! Znowu namieszać mi w głowie i zostawić z tym wszystkim?! Tego chcesz?! Nie mam ochoty na jakieś chore gierki! Pora się ogarnąć, Malik!
Wykrzyczałam to, co leżało mi na sercu. Nie obchodziło mnie czy ruszyły go moje słowa i czy zauważył, że dałam mu do zrozumienia, że coś kiedyś dla mnie znaczył. Może ciągle znaczył ale... Sama nie wiem.
Odetchnęłam głęboko i uspokoiłam buzujące w moim ciele emocje.
- Dzięki za spotkanie. - rzuciłam. - Może raczej próbę spotkania.
Wolnym krokiem zaczęłam odchodzić do wyjścia z parku.
- Zaczekaj. - syknął.
- Wal się. Czekałam na ciebie za długo. - rzuciłam z goryczą w głosie.
- Zaczekaj, kurwa! - krzyknął, więc się zatrzymałam.
Stałam do niego plecami. Chwilę potem poczułam ciepły oddech na karku, po którym pojawił się przyjemny dreszcz podniecenia.
- A gdybym powiedział, że chcę cię pocałować? - wyszeptał wprost do mojego ucha.
Moje ciało momentalnie zareagowało na te słowa, a mózg przestał pracować.
- Jak bardzo chcesz? - spytałam bez tchu.
"Nie! Nie brnij w to!" - krzyczała moja podświadomość. Klatka piersiowa unosiła mi się ciężko i równie ciężko opadała.
- Kurewsko bardzo.
Milczałam przez kilka sekund.
- Zrób to.
Nie wierzyłam we własne słowa. Ja to w ogóle powiedziałam? Ja?
- Powiedz to.
- Pocałuj mnie.
- Nie.
Zamrugałam powiekami kilkakrotnie i odwróciłam się na pięcie. Teraz stałam z nim twarzą w twarz.
- Co?
- Nie pocałuję cię. - powtórzył.
Wymienialiśmy zdania używając szeptu, co było trochę dziwne z racji, ze nikogo więcej tu nie było.
- Przecież powiedziałeś... ale... Jak to?
Czułam się strasznie zdezorientowana.
- Powiedziałem, że chcę, a nie że to zrobię. - puścił mi oczko.
Żadne z nas nie zrobiło nic, żeby zwiększyć dystans, czy przerwać to niewygodne napięcie między nami.
- Jesteś dupkiem. - jęknęłam.
Byłam aż tak zdesperowana? Aż tak bardzo chciałam go pocałować? Nie. Chciałam go mieć. Chciałam go czuć.
- Wiem. - kciukiem potarł mój policzek.
Odwróciłam głowę w bok, żeby nie zagłębić się w tych hipnotyzujących mnie tęczówkach.
- Popatrz na mnie. - mruknął.
- Nie.
- Jessy...
Otrząsnęłam się z własnej głupoty i odepchnęłam go od siebie. Przez odległość kilku kroków, czułam się pewniej i mogłam się bardziej skupić.
- Co my właściwie robimy? - złapałam się za głowę.
- Sam chciałbym to wiedzieć. - westchnął.
- Może lepiej będzie jeśli więcej się nie zobaczymy. - zaproponowałam.
Powiedziałam to takim szeptem, że obawiałam się, się czy w ogóle usłyszał. Mózg wysłał wiązkę słów, do których nie do końca miałam pewność. NIe wiedziałam, czy na pewno chcę to zrobić. Jednak myśląc logicznie, to było najlepszym rozwiązaniem. Nie będziemy sobie wchodzić w drogę i git.
"Pierdolisz farmazony, koleżanko!" - zarechotała moja podświadomość. - "Spójrz na jego twarz. Na te piękne, brązowe oczy. Te słodkie usta, które z taką chęcią całowałaś. A jego ciało? Boskie! Cudowne! Przypomnij sobie jaki był w łóżku. Wiem, że ciągle to pamiętasz i często o tym myślisz. W końcu siedzę w twojej głowie, kochana."
A zamknij się, głupia! Dopiero twierdziła co innego.
Wgapiałam się błagalnym wzrokiem w Malika. Chyba nie zauważył, że intensywnie myślę, bo nie zwrócił mi żadnej uwagi. W zamian za to, obdarował mnie podobnym wzrokiem. Myślałam, że się rozpłaczę. Przytul mnie!
- Więc... chyba już pójdę. - powiedziałam wbrew sobie.
- Pieprzyć to!
Nim się spojrzałam, Zayn pędził w moją stronę, a ja wyszłam mu na spotkanie. Podskoczyłam, dzięki czemu mógł złapać mnie pod uda. Oplotłam jego pas nogami, a rękoma chwyciłam się szyi. Nasze usta złączyliśmy w namiętnym pocałunku. Poczułam w środku coś... coś takiego, jakbym czekała na ten moment latami. Chciałam zatrzymać czas i móc nie rozstawać się z chłopakiem, którego tak pragnęłam. Zdyszani odsunęliśmy się od siebie, ale nie zmieniliśmy pozycji. Ciągle mnie trzymał. Mocno, pewnie i blisko. Dłonią gładziłam jego kark.
- Mmm... - wymruczał.
Jednak ciągle to lubił... Uśmiechnęłam się do siebie na tę myśl, czym zwróciłam uwagę mulata.
- Co? - zapytał, skanując moją twarz.
- Nic. - odchrząknęłam. - Puść mnie.
- Dlaczego?
- Jestem za ciężka.
Prychnął.
- Ta, a ja jestem wróżka zębuszka.
Wybuchłam niekontrolowanym śmiechem. Zayn uniósł brwi w zdziwieniu, a ja rżałam jak stary koń bez zębów. No okey... może z zębami.
Chłopak przeniósł nas na ławkę i posadził mnie w takiej pozycji, że siedziałam na nim okrakiem. Póki co, nie zwracałam na to uwagi.
- Z czego się śmiejesz?
- Z ciebie! - zaśmiałam się jeszcze głośniej.
Wtedy Zayn zamknął mi usta swoimi wargami. Momentalnie zabrakło mi oddechu i bałam się, że Malik chciał mnie w ten sposób pozbawić życia. Ten jednak odsunął się zaraz, jak tylko skończyłam umierać ze śmiechu.
- To wcale nie było śmieszne. - oburzyłam się.
W głębi duszy dziękowałam mu za ten pocałunek.
- Mam takie samo zdanie na ten temat, więc koniec. - powiedział poważnie.
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Żadne z nas się nie wyrywało.
- Cóż, umm... To co teraz? - zapytałam z wahaniem.
- Z czym? - uśmiechnął się cwaniacko.
Pacnęłam go w ramię.
- Głupek.
- Wiem. - puścił mi oczko.
Ale z niego czaruś!
- Czyli, że mamy teraz się spotykać i w ogóle? - zamrugałam szybko skonsternowana.
- Myślę, że randka by się przydała. Tak sądzę.
Popatrzyłam prosto w jego piękne oczy.
- Czyli, że my chcemy spróbować?
Nagle spoważniał.
- Chcesz?
- Chyba tak. Tylko nie wiem, czy to jest właściwe.
- Nie dowiemy się, póki nie spróbujemy.
- Co ty nagle taki pewny, co? - uniosłam brew.
Wzruszył ramionami.
- Chce spróbować.
Ukryłam wielki uśmiech, który nie był odpowiedni w tej chwili. Nie mogłam mu pokazać, że to wszystko coś dla mnie znaczy. Było za wcześnie.
- Malik... - zaczęłam ostrzegawczo.
- Taaak?
Uśmiechnął się słodko.
- Zabieraj te łapy z mojego tyłka! - pisnęłam.
Strąciłam jego ręce i wstałam. Poprawiłam ubranie i sprawdziłam godzinę na telefonie. Zdecydowanie powinnam być już w domu!
- Muszę iść. - przeczesałam nerwowo włosy.
- Spoko. - wstał i wsadził ręce do kieszeni spodni.
Cmoknęłam go szybko w policzek i truchtem rzuciłam się w stronę domu.
- Odezwę się! - krzyknął za mną i odszedł w przeciwną stronę.
***
Przed dwudziestą pierwszą byłam w domu. Zaszłam cicho do kuchni, wzięłam jabłko i raźnym krokiem pomaszerowałam do siebie. Przechodząc obok pokoju Nialla nic nie usłyszałam, więc stwierdziłam, że już śpią. Zdążylam zamknąć za sobą drzwi i rozległo się pukanie.
Co? Ale jak?
- Proszę. - rzuciłam zdezorientowana.
Dopiero tam byłam i nikogo za mną nie było. Dziwne i odrobinę straszne. Blondyn przekroczył próg z kamienną twarzą i oparł się tyłkiem o biurko. Nie wiedząc, o co może mu chodzić o tej godzinie, usiadłam na swoim łóżku.
- Co chcesz? - zapytałam, siadając po turecku.
- Dlaczego to robisz, co? Nudzisz się? Brak ci wrażeń? - rzucał pytaniami takim głosem, którego wcześniej nie słyszałam.
W tym momencie Niall mnie przerażał. Nie mam pojęcia, co mu się stało.
- O co ci chodzi?
- Wiesz o co, kurwa! - krzyknął.
- Nie, nie wiem!
- Dlaczego się z nim spotkałaś?! Straciłaś rozum do końca?!
- Z nikim się nie spotkałam, a to z kim kiedykolwiek wychodzę i się umawiam, to tylko i wyłącznie moja sprawa! Nic ci do tego!
- Kłamiesz! Melanie mi powiedziała!
- Co, kurwa?!
Zawiodłam się... Miała nic mu nie mówić.
- Nie bluźnij!
- Przestań się mnie czepiać i wyjdź stąd! Nie mam ochoty z tobą rozmawiać na ten temat!
Wskazałam ręką na drzwi, a w oczach stanęły mi łzy.
- On nie jest chłopakiem dla ciebie, nie rozumiesz tego? - powiedział już spokojniej, ale tak samo ostro.
- Gówno cie to obchodzi. - syknęłam.
- Jesteś moją siostrą, do cholery.
Prychnęłam sarkastycznie.
- Wtrącam się w życie twoje i Melanie? Nie, więc ty nie wtrącaj się w moje. Melanie możesz podziękować za poufność w stosunku do tego, co jej powiedziałam. Super z niej przyjaciółka. Podziękuj Melanie.
- Przestań. - uciszył mnie. - Ja to od niej wyciągnąłem. Ona nie chciała nic powiedzieć.
- Gdyby nie chciała, to by nie powiedziała. Nie broń jej.
Na chwilę zapanowała cisza.
- Nie rób tego, Jessy. Nie wracaj do przeszłości. Nie zawracaj sobie głowy nim. On nie jest tego wart. Dobrze wiem ile razy cię zranił.
- Wyjdź.
- Jessy posłuchaj mnie. Zayn zrujnuje ci życie, on...
- Ty go nawet, kurwa, nie znasz! Mylisz jego nazwisko, a śmiesz go osądzać?! Jesteś żałosny! Myślałam, że jako brat będziesz mnie wspierał mimo wszystko, ale się myliłam!
- Siostrzyczko ja...
- Wyjdź. - powiedziałam stanowczo, ale on się nie ruszył. - Wyjdź, kurwa, bo nie ręczę za siebie!
Posłuchał i sekundę później już go nie było. Dałam upust emocjom i się rozpłakałam. Krzyczałam w poduszkę i kopałam nogami powietrze. Nikt nie będzie mi mówił, co mam robić! Zamknęłam oczy z myślą, że pogrążę się w odprężający sen, ale wtedy zadzwonił mój telefon. Wygrzebałam go z kieszeni bluzy i odebrałam.
- Tak?
- Cześć.
Zayn. Uśmiechnęłam się przez łzy.
- Cześć.
- Co robisz? Dotarłaś do domu?
- Tak, dotarłam. - zachichotałam. - Siedzę na łóżku i złoszczę się na cały świat.
- Co się stało?
- Ehh... nic takiego. To wszystko jest takie popierdolone...
- Prawda?
Czy on przyznał mi racje?
- Zayn, coś się stało?
- Nie, skąd.
- Okey. Po co dzwonisz?
- Pomyślałem, że tęsknisz za moim seksownym głosem i postanowiłem spełnić twoje marzenie.
- Tęsknię za całym tobą. - wyszeptałam.
Na chwilę zapanowała cisza. Udało mi się usłyszeć jak ciężko odetchnął.
- Jesteś sama w domu?
- Nie. Czemu pytasz?
- Ja... eee... Nie, nic. Ja tak tylko... - motał się.
- Widzimy się jutro?
- Mam wolny wieczór. Przyjadę po ciebie o osiemnastej.
Moje usta rozciągnęły się w jeszcze szerszym uśmiechu. Zależy mu? Jeśli tak to... o Boże!
- Dobrze. - przytaknęłam ochoczo.
- To... do zobaczenia jutro.
- Do zobaczenia, Malik.
Rozłączyłam się z wielkim bólem serca. Mimo śladów łez na policzkach, szczerzyłam się jak głupia. Nie dowierzałam, że to się dzieje. Umawiałam się z chłopakiem, na którego leciałam kilka lat temu.
Czy nadal coś czuje? Tego nie jestem pewna, ale wiem, że nie jest mi obojętny.
Może już najwyższa pora coś z ty zrobić?
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jak wrażenia? Spodziewaliście się takiego obrotu akcji?
:)
Kolejny rozdział w sobotę!
Kocham! xx
Dzisiaj jest TEN dzień.
Dokładnie za dwadzieścia jeden minut zobaczę się z Zaynem. Siedziałam w łazience i przyglądałam się swojemu odbiciu w lustrze. Umalowałam się, uczesałam, ładnie ubrałam, a teraz zastanawiałam się, co ja tak właściwie robię. Przecież miałam odciąć się od przeszłości i zacząć budować nową, lepszą przyszłość. Nowi ludzie, nowe zajęcia, nowe miejsca, być może nowa miłość. Tylko ja potrafię tak sobie życie skomplikować.
- Tylko rozmowa. Dasz radę. - powiedziałam do siebie.
Wróciłam do pokoju po bluzę, po czym zeszłam na dół. W salonie było pusto, ale z kuchni słyszałam
śmiech.
- Co was tak bawi? - zapytałam, kiedy napotkałam dwie roześmiane gęby.
Nie odpowiedzieli, tylko dalej śmiali się jak nienormalni.
- Halo! Ziemia do Nialla i Melanie!
Pomachałam każdemu z nich ręką przed nosem. Nic. Zero reakcji. Postanowiłam ich zostawić i nie mówić gdzie wychodzę. Nie chcieli rozmawiać, to nie. Nie będę się prosiła.
Zawiedziona dziecinnym zachowaniem brata i przyjaciółki, włożyłam buty i wyszłam z domu. Drogę do parku znałam na pamięć, więc nie miałam problemu z trafieniem na miejsce. Po drodze zauważyłam kilka nowo zasadzonych drzewek i kwiatów. Wydawał się czystszy niż kiedy ostatnio tutaj byłam. Może wreszcie zaprzęgli jakieś zdemoralizowane dzieci do pracy.
Usiadłam na mojej ulubionej ławce. To dokładnie ta sama, na której siedziałam podczas spotkania z grupą Malika po moich dwóch latach nieobecności w Bradford. Nim się obejrzałam, minęło dziesięć minut i wybiła osiemnasta. Czekałam, czekałam, czekałam i... czekałam. Już miałam się podnieść i wrócić do domu, ale usłyszałam za sobą ciężkie kroki, po których wywnioskowałam, że ten ktoś biegnie. Nie odwróciłam się od razu, tylko czekałam, żeby sprawdzić czy mam racje.
- Jessy... - wydyszał za mną.
Wiedziałam, że to on. Wróciłam na ławkę i usiadłam. Zmachany Malik zajął ławkę po przeciwnej stronie wąskiej alejki i opierając łokcie na kolanach, zwiesił głowę. Poczekałam aż unormuje oddech. Co spowodowało, że się spóźnił?
- Musiałem zawieźć szefa na gównianą kolację biznesową. Zadzwonił w ostatniej chwili.
- Nie musisz się tłumaczyć. - bąknęłam.
Zayn uniósł głowę i przyjrzał mi się.
- Ładnie ci w nowej fryzurze.
- Dzięki.
Dobrze, że było ciemno, bo wiedziałam, że mam na twarzy buraka. Kręciłam się nerwowo, cisza między nami wcale mi nie pasowała. Odchrząknęłam i przeczesałam palcami rozpuszczone włosy.
- O czym chciałeś porozmawiać? - zapytałam, nie spuszczając z niego wzroku.
- Kto powiedział, że chciałem rozmawiać? - przywołał na twarz cwaniacki uśmiech.
Uśmiech, który śnił mi się każdej nocy... Zmarszczyłam czoło zdezorientowana.
- Co?
- Może chciałem spędzić z tobą trochę czasu... Popatrzeć na twoje gorące ciało... Powspominać.
- Nabijasz się ze mnie?
Nie potrafiłam uwierzyć w jego słowa. Byłam w ukrytej kamerze, czy jak?
- Skądże. - zaśmiał się.
- Słuchaj, może ciebie to bawi, ale ja nie mam ochoty na wygłupy. Spotkałam się z tobą, żeby pogadać, a nie wysłuchiwać twoich żarcików. Poza tym, to ty nalegałeś na to spotkanie.
Wstałam gwałtownie, otrzepałam ubranie, wepchnęłam ręce do kieszeni bluzy i ruszyłam do domu. Niestety, nim postawiłam jeden krok, zostałam zatrzymana. Mulat złapał mnie za łokieć tak mocno, że syknęłam z bólu.
- Puść! - wyrwałam się, stając z nim twarzą w twarz. - Czego ty ode mnie chcesz?! Znowu namieszać mi w głowie i zostawić z tym wszystkim?! Tego chcesz?! Nie mam ochoty na jakieś chore gierki! Pora się ogarnąć, Malik!
Wykrzyczałam to, co leżało mi na sercu. Nie obchodziło mnie czy ruszyły go moje słowa i czy zauważył, że dałam mu do zrozumienia, że coś kiedyś dla mnie znaczył. Może ciągle znaczył ale... Sama nie wiem.
Odetchnęłam głęboko i uspokoiłam buzujące w moim ciele emocje.
- Dzięki za spotkanie. - rzuciłam. - Może raczej próbę spotkania.
Wolnym krokiem zaczęłam odchodzić do wyjścia z parku.
- Zaczekaj. - syknął.
- Wal się. Czekałam na ciebie za długo. - rzuciłam z goryczą w głosie.
- Zaczekaj, kurwa! - krzyknął, więc się zatrzymałam.
Stałam do niego plecami. Chwilę potem poczułam ciepły oddech na karku, po którym pojawił się przyjemny dreszcz podniecenia.
- A gdybym powiedział, że chcę cię pocałować? - wyszeptał wprost do mojego ucha.
Moje ciało momentalnie zareagowało na te słowa, a mózg przestał pracować.
- Jak bardzo chcesz? - spytałam bez tchu.
"Nie! Nie brnij w to!" - krzyczała moja podświadomość. Klatka piersiowa unosiła mi się ciężko i równie ciężko opadała.
- Kurewsko bardzo.
Milczałam przez kilka sekund.
- Zrób to.
Nie wierzyłam we własne słowa. Ja to w ogóle powiedziałam? Ja?
- Powiedz to.
- Pocałuj mnie.
- Nie.
Zamrugałam powiekami kilkakrotnie i odwróciłam się na pięcie. Teraz stałam z nim twarzą w twarz.
- Co?
- Nie pocałuję cię. - powtórzył.
Wymienialiśmy zdania używając szeptu, co było trochę dziwne z racji, ze nikogo więcej tu nie było.
- Przecież powiedziałeś... ale... Jak to?
Czułam się strasznie zdezorientowana.
- Powiedziałem, że chcę, a nie że to zrobię. - puścił mi oczko.
Żadne z nas nie zrobiło nic, żeby zwiększyć dystans, czy przerwać to niewygodne napięcie między nami.
- Jesteś dupkiem. - jęknęłam.
Byłam aż tak zdesperowana? Aż tak bardzo chciałam go pocałować? Nie. Chciałam go mieć. Chciałam go czuć.
- Wiem. - kciukiem potarł mój policzek.
Odwróciłam głowę w bok, żeby nie zagłębić się w tych hipnotyzujących mnie tęczówkach.
- Popatrz na mnie. - mruknął.
- Nie.
- Jessy...
Otrząsnęłam się z własnej głupoty i odepchnęłam go od siebie. Przez odległość kilku kroków, czułam się pewniej i mogłam się bardziej skupić.
- Co my właściwie robimy? - złapałam się za głowę.
- Sam chciałbym to wiedzieć. - westchnął.
- Może lepiej będzie jeśli więcej się nie zobaczymy. - zaproponowałam.
Powiedziałam to takim szeptem, że obawiałam się, się czy w ogóle usłyszał. Mózg wysłał wiązkę słów, do których nie do końca miałam pewność. NIe wiedziałam, czy na pewno chcę to zrobić. Jednak myśląc logicznie, to było najlepszym rozwiązaniem. Nie będziemy sobie wchodzić w drogę i git.
"Pierdolisz farmazony, koleżanko!" - zarechotała moja podświadomość. - "Spójrz na jego twarz. Na te piękne, brązowe oczy. Te słodkie usta, które z taką chęcią całowałaś. A jego ciało? Boskie! Cudowne! Przypomnij sobie jaki był w łóżku. Wiem, że ciągle to pamiętasz i często o tym myślisz. W końcu siedzę w twojej głowie, kochana."
A zamknij się, głupia! Dopiero twierdziła co innego.
Wgapiałam się błagalnym wzrokiem w Malika. Chyba nie zauważył, że intensywnie myślę, bo nie zwrócił mi żadnej uwagi. W zamian za to, obdarował mnie podobnym wzrokiem. Myślałam, że się rozpłaczę. Przytul mnie!
- Więc... chyba już pójdę. - powiedziałam wbrew sobie.
- Pieprzyć to!
Nim się spojrzałam, Zayn pędził w moją stronę, a ja wyszłam mu na spotkanie. Podskoczyłam, dzięki czemu mógł złapać mnie pod uda. Oplotłam jego pas nogami, a rękoma chwyciłam się szyi. Nasze usta złączyliśmy w namiętnym pocałunku. Poczułam w środku coś... coś takiego, jakbym czekała na ten moment latami. Chciałam zatrzymać czas i móc nie rozstawać się z chłopakiem, którego tak pragnęłam. Zdyszani odsunęliśmy się od siebie, ale nie zmieniliśmy pozycji. Ciągle mnie trzymał. Mocno, pewnie i blisko. Dłonią gładziłam jego kark.
- Mmm... - wymruczał.
Jednak ciągle to lubił... Uśmiechnęłam się do siebie na tę myśl, czym zwróciłam uwagę mulata.
- Co? - zapytał, skanując moją twarz.
- Nic. - odchrząknęłam. - Puść mnie.
- Dlaczego?
- Jestem za ciężka.
Prychnął.
- Ta, a ja jestem wróżka zębuszka.
Wybuchłam niekontrolowanym śmiechem. Zayn uniósł brwi w zdziwieniu, a ja rżałam jak stary koń bez zębów. No okey... może z zębami.
Chłopak przeniósł nas na ławkę i posadził mnie w takiej pozycji, że siedziałam na nim okrakiem. Póki co, nie zwracałam na to uwagi.
- Z czego się śmiejesz?
- Z ciebie! - zaśmiałam się jeszcze głośniej.
Wtedy Zayn zamknął mi usta swoimi wargami. Momentalnie zabrakło mi oddechu i bałam się, że Malik chciał mnie w ten sposób pozbawić życia. Ten jednak odsunął się zaraz, jak tylko skończyłam umierać ze śmiechu.
- To wcale nie było śmieszne. - oburzyłam się.
W głębi duszy dziękowałam mu za ten pocałunek.
- Mam takie samo zdanie na ten temat, więc koniec. - powiedział poważnie.
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Żadne z nas się nie wyrywało.
- Cóż, umm... To co teraz? - zapytałam z wahaniem.
- Z czym? - uśmiechnął się cwaniacko.
Pacnęłam go w ramię.
- Głupek.
- Wiem. - puścił mi oczko.
Ale z niego czaruś!
- Czyli, że mamy teraz się spotykać i w ogóle? - zamrugałam szybko skonsternowana.
- Myślę, że randka by się przydała. Tak sądzę.
Popatrzyłam prosto w jego piękne oczy.
- Czyli, że my chcemy spróbować?
Nagle spoważniał.
- Chcesz?
- Chyba tak. Tylko nie wiem, czy to jest właściwe.
- Nie dowiemy się, póki nie spróbujemy.
- Co ty nagle taki pewny, co? - uniosłam brew.
Wzruszył ramionami.
- Chce spróbować.
Ukryłam wielki uśmiech, który nie był odpowiedni w tej chwili. Nie mogłam mu pokazać, że to wszystko coś dla mnie znaczy. Było za wcześnie.
- Malik... - zaczęłam ostrzegawczo.
- Taaak?
Uśmiechnął się słodko.
- Zabieraj te łapy z mojego tyłka! - pisnęłam.
Strąciłam jego ręce i wstałam. Poprawiłam ubranie i sprawdziłam godzinę na telefonie. Zdecydowanie powinnam być już w domu!
- Muszę iść. - przeczesałam nerwowo włosy.
- Spoko. - wstał i wsadził ręce do kieszeni spodni.
Cmoknęłam go szybko w policzek i truchtem rzuciłam się w stronę domu.
- Odezwę się! - krzyknął za mną i odszedł w przeciwną stronę.
***
Przed dwudziestą pierwszą byłam w domu. Zaszłam cicho do kuchni, wzięłam jabłko i raźnym krokiem pomaszerowałam do siebie. Przechodząc obok pokoju Nialla nic nie usłyszałam, więc stwierdziłam, że już śpią. Zdążylam zamknąć za sobą drzwi i rozległo się pukanie.
Co? Ale jak?
- Proszę. - rzuciłam zdezorientowana.
Dopiero tam byłam i nikogo za mną nie było. Dziwne i odrobinę straszne. Blondyn przekroczył próg z kamienną twarzą i oparł się tyłkiem o biurko. Nie wiedząc, o co może mu chodzić o tej godzinie, usiadłam na swoim łóżku.
- Co chcesz? - zapytałam, siadając po turecku.
- Dlaczego to robisz, co? Nudzisz się? Brak ci wrażeń? - rzucał pytaniami takim głosem, którego wcześniej nie słyszałam.
W tym momencie Niall mnie przerażał. Nie mam pojęcia, co mu się stało.
- O co ci chodzi?
- Wiesz o co, kurwa! - krzyknął.
- Nie, nie wiem!
- Dlaczego się z nim spotkałaś?! Straciłaś rozum do końca?!
- Z nikim się nie spotkałam, a to z kim kiedykolwiek wychodzę i się umawiam, to tylko i wyłącznie moja sprawa! Nic ci do tego!
- Kłamiesz! Melanie mi powiedziała!
- Co, kurwa?!
Zawiodłam się... Miała nic mu nie mówić.
- Nie bluźnij!
- Przestań się mnie czepiać i wyjdź stąd! Nie mam ochoty z tobą rozmawiać na ten temat!
Wskazałam ręką na drzwi, a w oczach stanęły mi łzy.
- On nie jest chłopakiem dla ciebie, nie rozumiesz tego? - powiedział już spokojniej, ale tak samo ostro.
- Gówno cie to obchodzi. - syknęłam.
- Jesteś moją siostrą, do cholery.
Prychnęłam sarkastycznie.
- Wtrącam się w życie twoje i Melanie? Nie, więc ty nie wtrącaj się w moje. Melanie możesz podziękować za poufność w stosunku do tego, co jej powiedziałam. Super z niej przyjaciółka. Podziękuj Melanie.
- Przestań. - uciszył mnie. - Ja to od niej wyciągnąłem. Ona nie chciała nic powiedzieć.
- Gdyby nie chciała, to by nie powiedziała. Nie broń jej.
Na chwilę zapanowała cisza.
- Nie rób tego, Jessy. Nie wracaj do przeszłości. Nie zawracaj sobie głowy nim. On nie jest tego wart. Dobrze wiem ile razy cię zranił.
- Wyjdź.
- Jessy posłuchaj mnie. Zayn zrujnuje ci życie, on...
- Ty go nawet, kurwa, nie znasz! Mylisz jego nazwisko, a śmiesz go osądzać?! Jesteś żałosny! Myślałam, że jako brat będziesz mnie wspierał mimo wszystko, ale się myliłam!
- Siostrzyczko ja...
- Wyjdź. - powiedziałam stanowczo, ale on się nie ruszył. - Wyjdź, kurwa, bo nie ręczę za siebie!
Posłuchał i sekundę później już go nie było. Dałam upust emocjom i się rozpłakałam. Krzyczałam w poduszkę i kopałam nogami powietrze. Nikt nie będzie mi mówił, co mam robić! Zamknęłam oczy z myślą, że pogrążę się w odprężający sen, ale wtedy zadzwonił mój telefon. Wygrzebałam go z kieszeni bluzy i odebrałam.
- Tak?
- Cześć.
Zayn. Uśmiechnęłam się przez łzy.
- Cześć.
- Co robisz? Dotarłaś do domu?
- Tak, dotarłam. - zachichotałam. - Siedzę na łóżku i złoszczę się na cały świat.
- Co się stało?
- Ehh... nic takiego. To wszystko jest takie popierdolone...
- Prawda?
Czy on przyznał mi racje?
- Zayn, coś się stało?
- Nie, skąd.
- Okey. Po co dzwonisz?
- Pomyślałem, że tęsknisz za moim seksownym głosem i postanowiłem spełnić twoje marzenie.
- Tęsknię za całym tobą. - wyszeptałam.
Na chwilę zapanowała cisza. Udało mi się usłyszeć jak ciężko odetchnął.
- Jesteś sama w domu?
- Nie. Czemu pytasz?
- Ja... eee... Nie, nic. Ja tak tylko... - motał się.
- Widzimy się jutro?
- Mam wolny wieczór. Przyjadę po ciebie o osiemnastej.
Moje usta rozciągnęły się w jeszcze szerszym uśmiechu. Zależy mu? Jeśli tak to... o Boże!
- Dobrze. - przytaknęłam ochoczo.
- To... do zobaczenia jutro.
- Do zobaczenia, Malik.
Rozłączyłam się z wielkim bólem serca. Mimo śladów łez na policzkach, szczerzyłam się jak głupia. Nie dowierzałam, że to się dzieje. Umawiałam się z chłopakiem, na którego leciałam kilka lat temu.
Czy nadal coś czuje? Tego nie jestem pewna, ale wiem, że nie jest mi obojętny.
Może już najwyższa pora coś z ty zrobić?
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jak wrażenia? Spodziewaliście się takiego obrotu akcji?
:)
Kolejny rozdział w sobotę!
Kocham! xx
niedziela, 25 stycznia 2015
Rozdział 44
Nadchodzę z nowiutkim, świeżutkim posteeeeem!
Miłego czytania :)
P.S Dziękuję za każdy komentarz :*
Kocham! xx
----------------------------------------------------------------------------------------------------
*Zayn*
Chętnie bym sobie teraz zapalił. Szkoda, że rzuciłem to świństwo kilka miesięcy temu. Eh...
Spojrzałem na zegarek w telefonie, później na budynek. Siedzieli tam już półtorej godziny. Nie wiedziałem, co można było robić tyle czasu z tym powalonym gościem, polującym na młode łanie. Szczerze mówiąc, trochę się martwiłem. Nie chciałem, żeby Jessy coś się stało. Pewnie jest silniejsza i jeszcze bardziej zaradna niż była rok czy dwa lata temu...
Chodziłem wokół samochodu i myślałem o głupotach. W końcu wymyśliłem scenkę z wybiegająca z lokalu Jessy, wzywającą mojej pomocy. Wtedy ja uratowałbym ją przed obleśnymi łapami pana Wilsona i odwiózł bym ją bezpiecznie do domu. Ona chciałaby, żebym został, a ja udałbym, że robię to z czystej troski. Później zaczęłaby mi dziękować, pocałowałaby mnie i... no, nieważne!
"Malik! Ogarnij się! O czym ty myślisz?! Jesteś twardym facetem, a nie jakimś lalusiem! Żeby tak się nad sobą rozczulać?! Serio!?" - wrzasnęła moja podświadomość.
Spoliczkowałem się mentalnie. Dla przywrócenia sobie jasności myślenia. Oparłem się o maskę samochodu, skrzyżowałem stopy i włożyłem ręce do kieszeni spodni. Opuściłem głowę i oczyściłem mózg z wszelkich zmartwień i ciężkich myśli. Nie myslałem o niczym.
Czekałem.
*Jessy*
Nareszcie!
Kolacja dobiegła końca po równiutkich dwóch godzinach, a ja powstrzymywałam się, żeby nie zacząć skakać z radości. Wiele wysiłku kosztowało mnie, żeby pohamować mój wykradający się szeroki uśmiech. Nie chciałam dać temu fagasowi myśleć, że mi się podobało czy coś. Przez cały wieczór zwracałam się do niego formalnie, mimo że przekonywał mnie do przejścia na "ty". Nie zgodziłam się, ale on i tak mówił do mnie po imieniu.
Ugh! Nie chcę go więcej widzieć na oczy.
Był strasznie nachalny, a ja tego nie cierpiałam. Jeśli mówiłam, że nie chcę kolejnego spotkania, to
znaczy, że nie chciałam, a nie że się z nim tylko droczyłam. Palant.
Przechodząc obok Zayna,, kiedy ten otwierał mi drzwi od samochodu, poczułam ładny zapach męskich perfum. Ogólnie uwielbiałam męskie perfumy. Zaciągnęłam się niezauważalnie. Udawałam, że wzdycham z ulgą, na co kąciki ust Malika drgnęły minimalnie. Odwróciłam głowę i przewróciłam oczami. Po kilku minutach znowu byłam pod centrum handlowym. Co tam, że była godzina dziesiąta w nocy, a ja nie miałam z kim wrócić. Jakoś sobie poradzę.
Zgrabnie wysiadłam z auta, tym razem bez pomocy Malika, ale niestety wyczłapał się za mną ten stary zboczeniec.
- Na pewno nie dasz się namówić na jeszcze jedno spotkanie? - zapytał, stojąc o krok za blisko mnie.
Odsunęłam się.
- Nie.
- Jessy...
- Miała być jedna kolacja za buty i koniec. Poza tym, dziękuję za buty.
Automatycznie spojrzałam na moją nową zdobycz, która teraz była na moich stopach.
- Przecież tak dobrze nam się rozmawiało. - próbował być przekonujący.
Nie wychodziło mu to. Ewidentnie.
- Żegnam, panie Wilson. - powiedziałam stanowczo.
Naprawdę zaczęłam się złościć. Nienawidziłam go.
- Mam nadzieję, że do zobaczenia. - mrugnął do mnie.
Już miałam zignorować jego zaloty, wyjąć komórkę i zadzwonić po taksówkę, kiedy obok nas zmaterializował się Zayn.
- Tak? - burknął Wilson. - Czego chcesz?
- Chciałem zapytać czy mogę odwieźć pannę Jessy do domu?
- Mamy po drodze? Jestem trochę spóźniony. - nerwowo zerknął na zegarek.
Nie dało się nie zauważyć tego Rolexa na jego nadgarstku.
Pff!
- Niestety nie, proszę pana.
- Ehh... Wezwij mi taksówkę z tej firmy, co zawsze. - westchnął ciężko, tak, jakby robił mi wielką łaskę, że się zgadza.
- Tak jest.
Mulat oddalił się na chwilę z telefonem przy uchu. Dwie minuty później wrócił poinformować swojego szefa, że taksówka będzie za pięć minut, a on zgodził się zaczekać.
Niepewnie podeszłam do samochodu, bo nie wiedziałam czy wsiąść z przodu czy z tyłu. Postanowiłam zaryzykować i zajęłam miejsce pasażera. Zayn chwilę później odpalił silnik i byliśmy w drodze do mojego domu. Byłam strasznie ciekawa, czy pamięta którędy jechać. Okazało się, że jednak wie.
- Więc... - zaczęłam, chcąc przerwać głuchą ciszę. - Teraz jesteś lokajem?
- Osobistym kierowcą. - sprostował.
- Aha.
- A ty, co robisz? Masz pracę?
Uniosłam brew na jego dość normalne pytanie. Zreflektowałam i odpowiedziałam.
- Uczę tańczyć w szkolę tańca w Kalifornii. Teraz mam wakacje, wiesz... urlop.
- Fajnie.
- No.
Kuźwa... coś ta rozmowa nam się nie kleiła.
- Ciągle biegasz? - rzuciłam, przyglądając się profilowi jego doskonałej twarzy.
- Tak. Nie mógłbym tego rzucić. Uzależniłem się. - uśmiechnął się pod nosem.
Udzieliło mi się.
- Nawiązując do uzależnień, palisz jeszcze?
Zbeształam się w myślach za potok pytań, które wytworzyły się w mojej głowie. Co mnie to obchodziło?!
Miałam do niego tyle pytań, a tak mało odpowiedzi. Tak naprawdę chciałam zapytać o coś innego ale nie miałam odwagi.
- Rzuciłem kilka miesięcy temu. - spojrzał na mnie przez sekundę, po czym wrócił wzrokiem na jezdnię.
- Fajnie.
- No.
Kuźwa... znowu to samo. Cholera jasna, Malik! Jesteś taki krępujący!
Skupiłam się na mijanym krajobrazie, a słowa cisnęły mi się na język. Starałam się odpuścić, ale to było poza moją kontrolą.
- Zmiany. - mruknęłam.
Zaczęłam rozpoznawać okolicę, więc wywnioskowałam, że jesteśmy blisko celu.
- Co? - kątem oka widziałam jak marszczy czoło.
- Zaszły zmiany, prawda?
- Nic nie stoi w miejscu, Jessy... - westchnął. - Ludzie się zmieniają, miejsca się zmieniają. Taka jest kolej rzeczy.
- Dobrze wiesz, o co mi chodzi. - jęknęłam.
- O nas?
- Tak. W nas zaszły zmiany. Nie uważasz?
- Zaszły... - powiedział to jakby od niechcenia i skręcił na mój podjazd.
Przez chwilę siedzieliśmy w bezruchu i w kompletnej ciszy. Żadne z nas nie wiedziało, co teraz zrobić czy powiedzieć. Odważyłam się.
- Um, dziękuję za podwózkę. - uśmiechnęłam się delikatnie.
- Nie ma sprawy. Przywykłem do tego. - też się uśmiechnął.
- Pójdę już. - złapałam za klamkę z zamiarem ulotnienia się do domu.
Chłopak złapał mnie za dłoń którą chciałam otworzyć drzwi. Swoim ruchem spowodował nie tylko to, że zamarłam, a serce zerwało się do galopu, ale też nasze twarze były kilka milimetrów od siebie.
Zatopiłam się w głębi jego brązowych tęczówek.
- Umów się ze mną. - wyszeptał.
Jego ciepły oddech poczułam na swoich ustach. Ciągle trzymał mnie za rękę. Nie protestowałam. Nic z tym nie zrobiłam.
- Zayn... nie możemy.
- Umów się ze mną. - powtórzył równie lekko, ale jednak bardziej stanowczo.
W tym momencie wiedziałam, że nie odpuści. Zależało mu na spotkaniu tak samo jak mi, ale nie mogłam pozwolić na powrót do przeszłości. Nie chciałam dać przeszłości zawładnąć moim umysłem i ciałem. Zmieniłam się... Jestem inna, dojrzalsza, myślę racjonalniej.
"Nie oszukuj się, kochana. Nie przy nim." - moja podświadomość popukała się w czoło.
- We wtorek, o osiemnastej, w parku. - szepnęłam bez tchu.
Czułam, ze zaraz stanie się coś, czego będę bardzo żałowała. Malik skinął głową, ale dalej nie zmienił swojej pozycji. Popatrzył mi w oczy, potem na usta. Zrobiłam to samo. Przymknęłam powieki i już chciałam zatopić się w słodkim pocałunku z najlepszym chłopakiem pod słońcem, kiedy wrócił mi rozum. Złożyłam szybki całus na poliku mulata i wywinęłam się z jego objęć, zwinnie wydostając się z pojazdu.
Nie odwróciłam się podczas mojej drogi do drzwi, póki nie usłyszałam warkotu silnika i pisku opon. Dziwnie radosna, weszłam po cichu do domu. Miałam nadzieję, że już śpią i nie zasypią mnie lawiną
pytań na temat tego, gdzie byłam. Niestety...
- Jessy? - usłyszałam cichy głos za plecami.
Odwróciłam się. Na kanapie siedziała Mel, a Niall spał z głową na jej kolanach. W telewizji leciała jakaś komedia, której z pewnością nie znałam. Posłałam jej minę niewiniątka.
- Co tam?
- Pamiętasz, że jutro idziemy na cały dzień do SPA?
- Jasne. - zachichotałam. - A teraz patrz, co mam.
Szybko ściągnęłam buty z nóg i podniosłam tak, żeby ruda dobrze je widziała.
- O ja cię ciociu! - nie mogła ukryć zachwytu. - Cudowne!
Zakrywała sobie ręka usta, żeby nie obudzić swojego ukochanego.
- Mówiłam ci, ze warto będzie się poświęcić ten jeden raz. - uśmiechnęłam się triumfalnie.
- Może chcesz mi je pożyczyć, co? - puściła mi oczko.
- Nigdy. Nawet w twoich najdzikszych snach.
Wystawiłam jej język i uciekłam na górę. Zamknęłam za sobą drzwi pokoju i rzuciłam się na łózko. Przedtem postarałam się, żeby buty zajęły godne siebie miejsce, tuż przy drzwiach. Z głową pełna przystojnego mulata, zasnęłam.
***
- To był wyśmienity pomysł, Melanie. - uśmiechnęłam się błogo. - Cały dzień w ośrodku odnowy. Mmm...
- Wiem. Jestem wspaniałomyślna.
Własnie byłyśmy w trakcie nakładania czekolady na nasze plecy. Nie czułam się zbyt komfortowo, wiedząc że mam tyłek przekryty tylko skąpym ręcznikiem i masuje mnie dość przystojny masażysta. Do tego za chwilę miałam być cała w czekoladzie!
- Musimy robić to częściej.
- Jak tylko będę w Bradford.
Mel zasępiła się, kiedy uświadomiła sobie, że ja mieszkam i pracuję w Kalifornia, a do Bradford przyjeżdżam tylko na wakacje i ewentualnie ferie zimowe.
- Właśnie. - mruknęła.
- Co?
- Nie lubię jak jesteś w Kalifornii.
- Tak, ja tez nie lubię być z daleka od was.
Zapanowała słodka cisza, podczas której delektowałam się znakomitym zapachem czekolady z zamkniętymi oczami. Melanie poruszyła się niespokojnie na swoim łóżku.
- Zastanawiałaś się kiedyś, co u niego słychać? Co robi? - rzuciła obojętnie.
Niechętnie otworzyłam oczy
- U kogo?
- U Malika. - jęknęła, kiedy masażysta rozmasowywał jej kark.
- Ehh... a czy to takie ważne?
Udawałam obojętność. Tak, udawałam. W rzeczywistości bardzo chciałam wiedzieć, co się u niego zmieniło. Chciałabym z nim porozmawiać. Jestem głupia, co? Takie ciacho na wyciągnięcie ręki, a ja chciałam tylko rozmowy?! Pff!
Popieprzyło mnie, co?
- Chyba nie. - odpowiedziała.
Zamknęła oczy i oparła policzek na splecionych dłoniach. W ten sposób widziałam jej twarz.
- Wiesz, tak właściwie... - zaczęłam niepewnie.
- Hm? - mruknęła, poddając się rozkoszy.
- Umówiłam się z nim.
Bąknęłam pod nosem. W myśli zganiłam się za powiedzenie tej okropnej rzeczy, bo teraz nie da mi
spokoju. Melanie zmarszczyła czoło, ale nie otworzyła oczu.
- Co takiego?
- Umówiłam się na spotkanie z Malikiem.
- Ja pierdziele! - krzyknęła, podrywając głowę do góry. - Jak to?!
Masażysta, który ją obsługiwał, zaśmiał się cicho. Obaj słyszeli nasza wymianę zdań, ale sami nie odezwali się nawet słowem.
- Umm... tak jakoś wyszło.
- Czyli się z nim widziałaś.
Ruda posłała mi mordercze spojrzenie typu "nic mi nie powiedziałaś!", a ja już wiedziałam, że mam u niej przechlapane.
- Tak jakoś wyszło... - powtórzyłam ciszej.
- Ugh! Zdenerwowałaś mnie! - zacisnęła mocno powieki. - Nieważne.
Mogłam spodziewać się takiej reakcji. Jednak podejrzewam, że bardziej jest zła o to, że nic jej wcześniej nie powiedziałam i prawdopodobnie bym nie powiedziała, gdyby nie zaczęła tematu o Zaynie. Przyjaciółka wzięła głęboki wdech i ponownie na mnie spojrzała.
- Zapomnijmy i cieszmy się tym wspaniałym dniem, ok?
- Tak, jasne. - posłałam jej niewinny uśmiech, który przyjęła z przymrużeniem oka.
Chwilę potem zatopiłam się w rozkosznym zapachu czekolady i nieziemskich umiejętnościach dłoni
mojego masażysty.
***
*Melanie*
Wróciłyśmy z Jessy do domu w błogim stanie. Nie zdążyłam przekroczyć progu i zostałam oblepiona przez silne ramiona Nialla. Zdezorientowana zdążyłam zauważyć, że moja przyjaciółka z głośnym śmiechem pobiegła na górę, zostawiając mnie na pastwę tego niewyżytego człowieka, którego kochałam nad życie.
- Niall? - zapytałam niepewnie.
Przytulił mnie tak mocno, że nie mogłam nabrać pełnego oddechu. Tkwiłam z głową przyciśniętą do jego torsu (byłam niższa o jakąś głowę on niego). Plusem było to, że słyszałam bicie jego galopującego serca.
- Co się stało?
Chłopak odsunął mnie na odległość swoich ramiona, po czym wpił się w moje usta. Zaskoczona zachłysnęłam się powietrzem. Odepchnęłam go od siebie i przytrzymałam go w bezpiecznej odległości, trzymając dłoń na środku jego klatki piersiowej.
- Melanie, kochanie! - krzyknął uradowany.
Starał się dopaść mnie w swoje ramiona, ale skutecznie się zaparłam.
- Nie pocałuję cię, dopóki nie powiesz mi co jest grane. - oznajmiłam stanowczo.
Miałam kamienną twarz, ale jego radosna i roześmiana, słodka buźka wywoływała we mnie takie rozczulenie, że musiałam użyć całej siły woli, żeby się na niego nie rzucić.
Blondyn przytaknął ochoczo głową, a ja zaprowadziłam go do salonu i posadziłam na kanapie. Sama usiadłam na jej przeciwnym końcu.
- Więc? - zachęciłam go do gadania.
- Nie uwierzysz! - podskoczył.
Zmarszczyłam czoło.
- Co zrobiłeś?
- Wiesz, że uczę grać na gitarze, tak?- uśmiechnął się tajemniczo.
- No tak. I?
- Tydzień temu przez przypadek, zamiast statystyk umiejętności dzieci uczęszczających na moje lekcje, wysłałem komisji jeden z tekstów do mojej piosenki. Chcieli, żebym dostarczył im nagranie. Zrobiłem to dzisiaj osobiście, a oni przy mnie odsłuchali kawałek i powiedzieli, że bez dwóch zdań kogoś takiego szukali. Od razu podstawili mi pod nos roczną umowę, którą starannie prześledziłem i nalegali, żebym podpisał.
- Podpisałeś? - zapytała bez tchu.
- Yyy... no... - zająknął się.
Zacisnęłam mocno zęby. Czy ten pacan zmarnował taką szansę wybicia się?!
- Niall...
- Tak! Podpisałem!
W jednej sekundzie rzuciłam się na niego i zaczęłam obcałowywać jego twarz. Usiadłam mu na kolanach okrakiem tak, że byłam twarzą do niego. Objął mnie w talii, a ja zarzuciłam ręce na jego szyję.
- Wreszcie ktoś docenił mojego kochanego i słodkiego chłopaka. - cmoknęłam z zadowoleniem.
- Mmm... - zamruczał, kiedy bawiłam się włosami na jego karku.
- Nasze dzieci będą z ciebie dumne. - rzuciłam bez namysłu, wpatrując się w błękit jego oczu.
- Co? - uniósł brwi.
Ups.
- Co?
Postanowiłam, ze najlepszym wyjściem będzie udawanie głupiej.
- Co powiedziałaś?
- Nic.
Zaczerwieniłam się, bo wiedziałam, ze doskonale słyszał moje głupie słowa. Niall ze skupieniem obserwował moją twarz.
- Nasze dzieci... - wyszeptał, jakby przyzwyczajał się do tych wyrazów.
- Przepraszam, ja nie powinnam z tym wyskakiwać. To głupie. - zakryłam twarz rękoma w zażenowaniu.
- Spójrz na mnie. - powiedział, chwytając moje nadgarstki.
Jedną moją dłoń przyłożył sobie do serca. Wyczułam szybkie bicie i wywnioskowałam, ze spowodowane jest radością z nowej pracy.
- Nie. Nie bije tak z powodu nowej pracy. - chyba czytał mi w myślach. - Bije tak zawsze, kiedy jesteś blisko mnie. Bije dla ciebie i dzięki tobie.
- Niall... ja... Boże... - motałam się. - Tak bardzo cię kocham.
Chłopak ujął dłonią mój policzek i pogładził go kciukiem. W jego oczach zobaczyłam czułość i miłość.
- Zrobimy sobie piękne dzieci. - powiedział, patrząc prosto w moje zielone oczy.
Pod wpływem uczuć, przyciągnęłam go za koszulkę i pocałowałam. Mocno, zachłannie, namiętnie. Tak, jakby miał się skończyć świat. Oderwaliśmy się od siebie, żeby złapać oddech. Czułam, ze z tych emocji mam rumieńce na twarzy. Niall pochylił się do mojego ucha.
- Kocham cię, skarbie. - wymruczał.
Zachichotałam jak głupia nastolatka, którą nie tak dawno byłam. Przygryzłam wargę i przeniosłam ręce na seksownie zarysowany tors ukochanego. Pogładziłam mięśnie brzucha schowane pod koszulką.
- Mmm... kochanie.
Oblizał wargi w bardzo, bardzo, bardzo seksowny sposób. Tak, podnieciłam się.
Szybkim ruchem, blondyn podniósł się razem ze mną i zaczął zmierzać w stronę naszego pokoju. Miałam nogi owinięte wokół jego pasa. Zapiszczałam, kiedy klepnął mnie w tyłek.
- Co ty robisz? - zaśmiałam się.
- Musimy poćwiczyć robienie dzieci. Muszą być idealne.
Z rozmachem weszliśmy do pokoju, a Niall zakluczył drzwi.
- Do tego daleka droga. - brnęłam w grę Horana.
Ciągle mnie trzymał.
- Ćwiczenie czyni mistrza, kochanie.
Po tych słowach zostałam rzucona na łóżko. Nim się obejrzałam byliśmy nadzy. Dalszą część możecie sobie wyobrazić, ale jedno jest niezaprzeczalne...
Przeżyłam z Niallem najwspanialszy orgazm na świecie.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dobra, dzisiaj mały rzut na relację Nialla i Melanie :)
Już w następnym rozdziale będzie dużo Zayna i Jessy!
Musicie wytrzymać :*
Następny rozdział w środę ;)
Kocham! xx
Miłego czytania :)
P.S Dziękuję za każdy komentarz :*
Kocham! xx
----------------------------------------------------------------------------------------------------
*Zayn*
Chętnie bym sobie teraz zapalił. Szkoda, że rzuciłem to świństwo kilka miesięcy temu. Eh...
Spojrzałem na zegarek w telefonie, później na budynek. Siedzieli tam już półtorej godziny. Nie wiedziałem, co można było robić tyle czasu z tym powalonym gościem, polującym na młode łanie. Szczerze mówiąc, trochę się martwiłem. Nie chciałem, żeby Jessy coś się stało. Pewnie jest silniejsza i jeszcze bardziej zaradna niż była rok czy dwa lata temu...
Chodziłem wokół samochodu i myślałem o głupotach. W końcu wymyśliłem scenkę z wybiegająca z lokalu Jessy, wzywającą mojej pomocy. Wtedy ja uratowałbym ją przed obleśnymi łapami pana Wilsona i odwiózł bym ją bezpiecznie do domu. Ona chciałaby, żebym został, a ja udałbym, że robię to z czystej troski. Później zaczęłaby mi dziękować, pocałowałaby mnie i... no, nieważne!
"Malik! Ogarnij się! O czym ty myślisz?! Jesteś twardym facetem, a nie jakimś lalusiem! Żeby tak się nad sobą rozczulać?! Serio!?" - wrzasnęła moja podświadomość.
Spoliczkowałem się mentalnie. Dla przywrócenia sobie jasności myślenia. Oparłem się o maskę samochodu, skrzyżowałem stopy i włożyłem ręce do kieszeni spodni. Opuściłem głowę i oczyściłem mózg z wszelkich zmartwień i ciężkich myśli. Nie myslałem o niczym.
Czekałem.
*Jessy*
Nareszcie!
Kolacja dobiegła końca po równiutkich dwóch godzinach, a ja powstrzymywałam się, żeby nie zacząć skakać z radości. Wiele wysiłku kosztowało mnie, żeby pohamować mój wykradający się szeroki uśmiech. Nie chciałam dać temu fagasowi myśleć, że mi się podobało czy coś. Przez cały wieczór zwracałam się do niego formalnie, mimo że przekonywał mnie do przejścia na "ty". Nie zgodziłam się, ale on i tak mówił do mnie po imieniu.
Ugh! Nie chcę go więcej widzieć na oczy.
Był strasznie nachalny, a ja tego nie cierpiałam. Jeśli mówiłam, że nie chcę kolejnego spotkania, to
znaczy, że nie chciałam, a nie że się z nim tylko droczyłam. Palant.
Przechodząc obok Zayna,, kiedy ten otwierał mi drzwi od samochodu, poczułam ładny zapach męskich perfum. Ogólnie uwielbiałam męskie perfumy. Zaciągnęłam się niezauważalnie. Udawałam, że wzdycham z ulgą, na co kąciki ust Malika drgnęły minimalnie. Odwróciłam głowę i przewróciłam oczami. Po kilku minutach znowu byłam pod centrum handlowym. Co tam, że była godzina dziesiąta w nocy, a ja nie miałam z kim wrócić. Jakoś sobie poradzę.
Zgrabnie wysiadłam z auta, tym razem bez pomocy Malika, ale niestety wyczłapał się za mną ten stary zboczeniec.
- Na pewno nie dasz się namówić na jeszcze jedno spotkanie? - zapytał, stojąc o krok za blisko mnie.
Odsunęłam się.
- Nie.
- Jessy...
- Miała być jedna kolacja za buty i koniec. Poza tym, dziękuję za buty.
Automatycznie spojrzałam na moją nową zdobycz, która teraz była na moich stopach.
- Przecież tak dobrze nam się rozmawiało. - próbował być przekonujący.
Nie wychodziło mu to. Ewidentnie.
- Żegnam, panie Wilson. - powiedziałam stanowczo.
Naprawdę zaczęłam się złościć. Nienawidziłam go.
- Mam nadzieję, że do zobaczenia. - mrugnął do mnie.
Już miałam zignorować jego zaloty, wyjąć komórkę i zadzwonić po taksówkę, kiedy obok nas zmaterializował się Zayn.
- Tak? - burknął Wilson. - Czego chcesz?
- Chciałem zapytać czy mogę odwieźć pannę Jessy do domu?
- Mamy po drodze? Jestem trochę spóźniony. - nerwowo zerknął na zegarek.
Nie dało się nie zauważyć tego Rolexa na jego nadgarstku.
Pff!
- Niestety nie, proszę pana.
- Ehh... Wezwij mi taksówkę z tej firmy, co zawsze. - westchnął ciężko, tak, jakby robił mi wielką łaskę, że się zgadza.
- Tak jest.
Mulat oddalił się na chwilę z telefonem przy uchu. Dwie minuty później wrócił poinformować swojego szefa, że taksówka będzie za pięć minut, a on zgodził się zaczekać.
Niepewnie podeszłam do samochodu, bo nie wiedziałam czy wsiąść z przodu czy z tyłu. Postanowiłam zaryzykować i zajęłam miejsce pasażera. Zayn chwilę później odpalił silnik i byliśmy w drodze do mojego domu. Byłam strasznie ciekawa, czy pamięta którędy jechać. Okazało się, że jednak wie.
- Więc... - zaczęłam, chcąc przerwać głuchą ciszę. - Teraz jesteś lokajem?
- Osobistym kierowcą. - sprostował.
- Aha.
- A ty, co robisz? Masz pracę?
Uniosłam brew na jego dość normalne pytanie. Zreflektowałam i odpowiedziałam.
- Uczę tańczyć w szkolę tańca w Kalifornii. Teraz mam wakacje, wiesz... urlop.
- Fajnie.
- No.
Kuźwa... coś ta rozmowa nam się nie kleiła.
- Ciągle biegasz? - rzuciłam, przyglądając się profilowi jego doskonałej twarzy.
- Tak. Nie mógłbym tego rzucić. Uzależniłem się. - uśmiechnął się pod nosem.
Udzieliło mi się.
- Nawiązując do uzależnień, palisz jeszcze?
Zbeształam się w myślach za potok pytań, które wytworzyły się w mojej głowie. Co mnie to obchodziło?!
Miałam do niego tyle pytań, a tak mało odpowiedzi. Tak naprawdę chciałam zapytać o coś innego ale nie miałam odwagi.
- Rzuciłem kilka miesięcy temu. - spojrzał na mnie przez sekundę, po czym wrócił wzrokiem na jezdnię.
- Fajnie.
- No.
Kuźwa... znowu to samo. Cholera jasna, Malik! Jesteś taki krępujący!
Skupiłam się na mijanym krajobrazie, a słowa cisnęły mi się na język. Starałam się odpuścić, ale to było poza moją kontrolą.
- Zmiany. - mruknęłam.
Zaczęłam rozpoznawać okolicę, więc wywnioskowałam, że jesteśmy blisko celu.
- Co? - kątem oka widziałam jak marszczy czoło.
- Zaszły zmiany, prawda?
- Nic nie stoi w miejscu, Jessy... - westchnął. - Ludzie się zmieniają, miejsca się zmieniają. Taka jest kolej rzeczy.
- Dobrze wiesz, o co mi chodzi. - jęknęłam.
- O nas?
- Tak. W nas zaszły zmiany. Nie uważasz?
- Zaszły... - powiedział to jakby od niechcenia i skręcił na mój podjazd.
Przez chwilę siedzieliśmy w bezruchu i w kompletnej ciszy. Żadne z nas nie wiedziało, co teraz zrobić czy powiedzieć. Odważyłam się.
- Um, dziękuję za podwózkę. - uśmiechnęłam się delikatnie.
- Nie ma sprawy. Przywykłem do tego. - też się uśmiechnął.
- Pójdę już. - złapałam za klamkę z zamiarem ulotnienia się do domu.
Chłopak złapał mnie za dłoń którą chciałam otworzyć drzwi. Swoim ruchem spowodował nie tylko to, że zamarłam, a serce zerwało się do galopu, ale też nasze twarze były kilka milimetrów od siebie.
Zatopiłam się w głębi jego brązowych tęczówek.
- Umów się ze mną. - wyszeptał.
Jego ciepły oddech poczułam na swoich ustach. Ciągle trzymał mnie za rękę. Nie protestowałam. Nic z tym nie zrobiłam.
- Zayn... nie możemy.
- Umów się ze mną. - powtórzył równie lekko, ale jednak bardziej stanowczo.
W tym momencie wiedziałam, że nie odpuści. Zależało mu na spotkaniu tak samo jak mi, ale nie mogłam pozwolić na powrót do przeszłości. Nie chciałam dać przeszłości zawładnąć moim umysłem i ciałem. Zmieniłam się... Jestem inna, dojrzalsza, myślę racjonalniej.
"Nie oszukuj się, kochana. Nie przy nim." - moja podświadomość popukała się w czoło.
- We wtorek, o osiemnastej, w parku. - szepnęłam bez tchu.
Czułam, ze zaraz stanie się coś, czego będę bardzo żałowała. Malik skinął głową, ale dalej nie zmienił swojej pozycji. Popatrzył mi w oczy, potem na usta. Zrobiłam to samo. Przymknęłam powieki i już chciałam zatopić się w słodkim pocałunku z najlepszym chłopakiem pod słońcem, kiedy wrócił mi rozum. Złożyłam szybki całus na poliku mulata i wywinęłam się z jego objęć, zwinnie wydostając się z pojazdu.
Nie odwróciłam się podczas mojej drogi do drzwi, póki nie usłyszałam warkotu silnika i pisku opon. Dziwnie radosna, weszłam po cichu do domu. Miałam nadzieję, że już śpią i nie zasypią mnie lawiną
pytań na temat tego, gdzie byłam. Niestety...
- Jessy? - usłyszałam cichy głos za plecami.
Odwróciłam się. Na kanapie siedziała Mel, a Niall spał z głową na jej kolanach. W telewizji leciała jakaś komedia, której z pewnością nie znałam. Posłałam jej minę niewiniątka.
- Co tam?
- Pamiętasz, że jutro idziemy na cały dzień do SPA?
- Jasne. - zachichotałam. - A teraz patrz, co mam.
Szybko ściągnęłam buty z nóg i podniosłam tak, żeby ruda dobrze je widziała.
- O ja cię ciociu! - nie mogła ukryć zachwytu. - Cudowne!
Zakrywała sobie ręka usta, żeby nie obudzić swojego ukochanego.
- Mówiłam ci, ze warto będzie się poświęcić ten jeden raz. - uśmiechnęłam się triumfalnie.
- Może chcesz mi je pożyczyć, co? - puściła mi oczko.
- Nigdy. Nawet w twoich najdzikszych snach.
Wystawiłam jej język i uciekłam na górę. Zamknęłam za sobą drzwi pokoju i rzuciłam się na łózko. Przedtem postarałam się, żeby buty zajęły godne siebie miejsce, tuż przy drzwiach. Z głową pełna przystojnego mulata, zasnęłam.
***
- To był wyśmienity pomysł, Melanie. - uśmiechnęłam się błogo. - Cały dzień w ośrodku odnowy. Mmm...
- Wiem. Jestem wspaniałomyślna.
Własnie byłyśmy w trakcie nakładania czekolady na nasze plecy. Nie czułam się zbyt komfortowo, wiedząc że mam tyłek przekryty tylko skąpym ręcznikiem i masuje mnie dość przystojny masażysta. Do tego za chwilę miałam być cała w czekoladzie!
- Musimy robić to częściej.
- Jak tylko będę w Bradford.
Mel zasępiła się, kiedy uświadomiła sobie, że ja mieszkam i pracuję w Kalifornia, a do Bradford przyjeżdżam tylko na wakacje i ewentualnie ferie zimowe.
- Właśnie. - mruknęła.
- Co?
- Nie lubię jak jesteś w Kalifornii.
- Tak, ja tez nie lubię być z daleka od was.
Zapanowała słodka cisza, podczas której delektowałam się znakomitym zapachem czekolady z zamkniętymi oczami. Melanie poruszyła się niespokojnie na swoim łóżku.
- Zastanawiałaś się kiedyś, co u niego słychać? Co robi? - rzuciła obojętnie.
Niechętnie otworzyłam oczy
- U kogo?
- U Malika. - jęknęła, kiedy masażysta rozmasowywał jej kark.
- Ehh... a czy to takie ważne?
Udawałam obojętność. Tak, udawałam. W rzeczywistości bardzo chciałam wiedzieć, co się u niego zmieniło. Chciałabym z nim porozmawiać. Jestem głupia, co? Takie ciacho na wyciągnięcie ręki, a ja chciałam tylko rozmowy?! Pff!
Popieprzyło mnie, co?
- Chyba nie. - odpowiedziała.
Zamknęła oczy i oparła policzek na splecionych dłoniach. W ten sposób widziałam jej twarz.
- Wiesz, tak właściwie... - zaczęłam niepewnie.
- Hm? - mruknęła, poddając się rozkoszy.
- Umówiłam się z nim.
Bąknęłam pod nosem. W myśli zganiłam się za powiedzenie tej okropnej rzeczy, bo teraz nie da mi
spokoju. Melanie zmarszczyła czoło, ale nie otworzyła oczu.
- Co takiego?
- Umówiłam się na spotkanie z Malikiem.
- Ja pierdziele! - krzyknęła, podrywając głowę do góry. - Jak to?!
Masażysta, który ją obsługiwał, zaśmiał się cicho. Obaj słyszeli nasza wymianę zdań, ale sami nie odezwali się nawet słowem.
- Umm... tak jakoś wyszło.
- Czyli się z nim widziałaś.
Ruda posłała mi mordercze spojrzenie typu "nic mi nie powiedziałaś!", a ja już wiedziałam, że mam u niej przechlapane.
- Tak jakoś wyszło... - powtórzyłam ciszej.
- Ugh! Zdenerwowałaś mnie! - zacisnęła mocno powieki. - Nieważne.
Mogłam spodziewać się takiej reakcji. Jednak podejrzewam, że bardziej jest zła o to, że nic jej wcześniej nie powiedziałam i prawdopodobnie bym nie powiedziała, gdyby nie zaczęła tematu o Zaynie. Przyjaciółka wzięła głęboki wdech i ponownie na mnie spojrzała.
- Zapomnijmy i cieszmy się tym wspaniałym dniem, ok?
- Tak, jasne. - posłałam jej niewinny uśmiech, który przyjęła z przymrużeniem oka.
Chwilę potem zatopiłam się w rozkosznym zapachu czekolady i nieziemskich umiejętnościach dłoni
mojego masażysty.
***
*Melanie*
Wróciłyśmy z Jessy do domu w błogim stanie. Nie zdążyłam przekroczyć progu i zostałam oblepiona przez silne ramiona Nialla. Zdezorientowana zdążyłam zauważyć, że moja przyjaciółka z głośnym śmiechem pobiegła na górę, zostawiając mnie na pastwę tego niewyżytego człowieka, którego kochałam nad życie.
- Niall? - zapytałam niepewnie.
Przytulił mnie tak mocno, że nie mogłam nabrać pełnego oddechu. Tkwiłam z głową przyciśniętą do jego torsu (byłam niższa o jakąś głowę on niego). Plusem było to, że słyszałam bicie jego galopującego serca.
- Co się stało?
Chłopak odsunął mnie na odległość swoich ramiona, po czym wpił się w moje usta. Zaskoczona zachłysnęłam się powietrzem. Odepchnęłam go od siebie i przytrzymałam go w bezpiecznej odległości, trzymając dłoń na środku jego klatki piersiowej.
- Melanie, kochanie! - krzyknął uradowany.
Starał się dopaść mnie w swoje ramiona, ale skutecznie się zaparłam.
- Nie pocałuję cię, dopóki nie powiesz mi co jest grane. - oznajmiłam stanowczo.
Miałam kamienną twarz, ale jego radosna i roześmiana, słodka buźka wywoływała we mnie takie rozczulenie, że musiałam użyć całej siły woli, żeby się na niego nie rzucić.
Blondyn przytaknął ochoczo głową, a ja zaprowadziłam go do salonu i posadziłam na kanapie. Sama usiadłam na jej przeciwnym końcu.
- Więc? - zachęciłam go do gadania.
- Nie uwierzysz! - podskoczył.
Zmarszczyłam czoło.
- Co zrobiłeś?
- Wiesz, że uczę grać na gitarze, tak?- uśmiechnął się tajemniczo.
- No tak. I?
- Tydzień temu przez przypadek, zamiast statystyk umiejętności dzieci uczęszczających na moje lekcje, wysłałem komisji jeden z tekstów do mojej piosenki. Chcieli, żebym dostarczył im nagranie. Zrobiłem to dzisiaj osobiście, a oni przy mnie odsłuchali kawałek i powiedzieli, że bez dwóch zdań kogoś takiego szukali. Od razu podstawili mi pod nos roczną umowę, którą starannie prześledziłem i nalegali, żebym podpisał.
- Podpisałeś? - zapytała bez tchu.
- Yyy... no... - zająknął się.
Zacisnęłam mocno zęby. Czy ten pacan zmarnował taką szansę wybicia się?!
- Niall...
- Tak! Podpisałem!
W jednej sekundzie rzuciłam się na niego i zaczęłam obcałowywać jego twarz. Usiadłam mu na kolanach okrakiem tak, że byłam twarzą do niego. Objął mnie w talii, a ja zarzuciłam ręce na jego szyję.
- Wreszcie ktoś docenił mojego kochanego i słodkiego chłopaka. - cmoknęłam z zadowoleniem.
- Mmm... - zamruczał, kiedy bawiłam się włosami na jego karku.
- Nasze dzieci będą z ciebie dumne. - rzuciłam bez namysłu, wpatrując się w błękit jego oczu.
- Co? - uniósł brwi.
Ups.
- Co?
Postanowiłam, ze najlepszym wyjściem będzie udawanie głupiej.
- Co powiedziałaś?
- Nic.
Zaczerwieniłam się, bo wiedziałam, ze doskonale słyszał moje głupie słowa. Niall ze skupieniem obserwował moją twarz.
- Nasze dzieci... - wyszeptał, jakby przyzwyczajał się do tych wyrazów.
- Przepraszam, ja nie powinnam z tym wyskakiwać. To głupie. - zakryłam twarz rękoma w zażenowaniu.
- Spójrz na mnie. - powiedział, chwytając moje nadgarstki.
Jedną moją dłoń przyłożył sobie do serca. Wyczułam szybkie bicie i wywnioskowałam, ze spowodowane jest radością z nowej pracy.
- Nie. Nie bije tak z powodu nowej pracy. - chyba czytał mi w myślach. - Bije tak zawsze, kiedy jesteś blisko mnie. Bije dla ciebie i dzięki tobie.
- Niall... ja... Boże... - motałam się. - Tak bardzo cię kocham.
Chłopak ujął dłonią mój policzek i pogładził go kciukiem. W jego oczach zobaczyłam czułość i miłość.
- Zrobimy sobie piękne dzieci. - powiedział, patrząc prosto w moje zielone oczy.
Pod wpływem uczuć, przyciągnęłam go za koszulkę i pocałowałam. Mocno, zachłannie, namiętnie. Tak, jakby miał się skończyć świat. Oderwaliśmy się od siebie, żeby złapać oddech. Czułam, ze z tych emocji mam rumieńce na twarzy. Niall pochylił się do mojego ucha.
- Kocham cię, skarbie. - wymruczał.
Zachichotałam jak głupia nastolatka, którą nie tak dawno byłam. Przygryzłam wargę i przeniosłam ręce na seksownie zarysowany tors ukochanego. Pogładziłam mięśnie brzucha schowane pod koszulką.
- Mmm... kochanie.
Oblizał wargi w bardzo, bardzo, bardzo seksowny sposób. Tak, podnieciłam się.
Szybkim ruchem, blondyn podniósł się razem ze mną i zaczął zmierzać w stronę naszego pokoju. Miałam nogi owinięte wokół jego pasa. Zapiszczałam, kiedy klepnął mnie w tyłek.
- Co ty robisz? - zaśmiałam się.
- Musimy poćwiczyć robienie dzieci. Muszą być idealne.
Z rozmachem weszliśmy do pokoju, a Niall zakluczył drzwi.
- Do tego daleka droga. - brnęłam w grę Horana.
Ciągle mnie trzymał.
- Ćwiczenie czyni mistrza, kochanie.
Po tych słowach zostałam rzucona na łóżko. Nim się obejrzałam byliśmy nadzy. Dalszą część możecie sobie wyobrazić, ale jedno jest niezaprzeczalne...
Przeżyłam z Niallem najwspanialszy orgazm na świecie.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dobra, dzisiaj mały rzut na relację Nialla i Melanie :)
Już w następnym rozdziale będzie dużo Zayna i Jessy!
Musicie wytrzymać :*
Następny rozdział w środę ;)
Kocham! xx
czwartek, 22 stycznia 2015
Rozdział 43
Przeczytajcie notkę pod rozdziałem ;)
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
*Jessy*
W niedzielę obudziłam się z ogromnym kacem. Na zegarku widniała godzina trzynasta. Nie bardzo pamiętałam, o której wczoraj wróciliśmy. Tak właściwie, najbardziej pamiętałam jedno... Przystojną twarz mulata. Co dziwnego, śnił mi się ostatniej nocy w bardzo intymny sposób.
Moje rozmyślania przerwało pukanie do drzwi.
- Proszę. - jęknęłam.
Nawet nie próbowałam się podnieść, wiedziałam co mnie czeka. Poza tym, bałam się, że puszczę pawia. Do pokoju weszła Melanie z widocznym zmartwieniem na twarzy. Trochę się wczoraj pokłóciłyśmy.
- Jak się czujesz?
- Umieram.
Zachichotała niezręcznie i oparła się o biurko. Nerwowo przestępowała z nogi na nogę.
- Co dzisiaj robisz?
- Jak uporam się z kacem, to idę na spotkanie z takim jednym gościem.
Mel wytrzeszczyła oczy na moje oświadczenie.
- Co? Z kim?
- Nie znasz. - mruknęłam. - Sama go nie znam.
- Jessy, co ty wykombinowałaś? To ktoś z wczoraj?
- Nie. Będziesz się śmiała, jak ci powiem.
- Mów.
- Ehh... no dobra. - mocno zacisnęłam powieki i zaczęłam mówić. - Pamiętasz jak mówiłam ci o tych szpilkach, które tak bardzo chciałam mieć? Wczoraj znalazłam ostatnią parę, ale okazało się, że jest zarezerwowana. Wtedy przyszedł ów właściciel butów. Okazał się być nim podstarzały biznesmen z figurą beczki i brzydką, niezwykle pomarszczoną twarzą. Zaproponował, że odda mi buty, jeśli zjem z nim dzisiaj kolację.
- Zgodziłaś się?
Popatrzyłam na nią wzrokiem, który mówił sam za siebie.
- Niall ci nie pozwoli. - skrzyżowała ramiona na piersi. - Nie zgodzi się, żebyś spotkała się z jakimś starym zboczeńcem.
- Przestań. - rzuciłam z udręką. - Muszę mieć te buty.
- A jeśli będzie się do ciebie dobierał?
- Przeszłam kurs samoobrony, Mel. Dam sobie radę. Po prostu nie mów nic Niallowi.
- A jak będzie pytał?
- Powiedz, że wyszłam spotkać się ze starymi znajomymi.
- Nie będę go okłamywała. - upierała się.
- Melanie, proszę... - podniosłam się do siadu, spuszczając nogi na podłogę.
- Jessy.
- Melanie.
Przyjaciółka przymknęła powieki i westchnęła ciężko.
- Robię to tylko jeden jedyny raz.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się do niej szeroko.
Pokręciła głową z dezaprobatą i wyszła. Przebrałam się z piżamy w wygodne ciuchy po domu. Spotykam się z tym palantem o dwudziestej, więc miałam jeszcze trochę czasu. Kiedy skończyłam odświeżać się w łazience, zeszłam do kuchni. Rozejrzałam się w lodówce i stwierdziłam, że będę zmuszona zjeść jogurt brzoskwiniowy ze świeżą bułeczką.
W trakcie jedzenia dostałam SMS-a.
NADAWCA: Max
Dziwki, koks i wódka. Kocham wakacje!
ODBIORCA: Max
Nie dobijaj mnie, tygrysku.
NADAWCA: Max
Co się stało? Kac morderca nie ma serca? :)
ODBIORCA: Max
Zamknij się :) Tęsknię za wami.
NADAWCA: Max
My za tobą też, tygrysico. Jak wakacje?
ODBIORCA: Max
Powoli się rozkręcam :)
NADAWCA: Max
Z głową, kochana, z głową!
ODBIORCA: Max
Dziękuję! Baw się dobrze :) xx
Na tym skończyła się nasza "rozmowa". Przyglądałam się komórce bez celu, aż wpadł mi do głowy całkowicie głupi pomysł. Chciałam zadzwonić do Malika.
Przeszukałam kontakty i okazało się, że nie miałam jego numeru. Stwierdziłam, że to bardzo dobrze, bo mogłabym zrobić jakieś głupstwo. Na przykład się z nim umówić na spotkanie, czy coś... Zmarszczyłam czoło na swoją chwilową głupotę i zablokowałam telefon. Wyrzuciłam opakowanie po jogurcie, a łyżeczkę włożyłam do zlewu. Pokonałam schody co dwa stopnie i zamknęłam się w swoim pokoju.
*Zayn*
Dzwonienie telefonu zbudziło mnie z popołudniowej drzemki. Zły i rozespany odebrałem.
- Halo?
- Bądź po mnie w pół do dwudziestej.
Pan Wilson. Kogo innego mogłem się spodziewać? Jessy?
Idiota.
- Tak jest, proszę pana.
- U mnie pod domem, jasne?
- Tak.
- Mam randkę. - zarechotał do słuchawki. - Uwierzysz?
Zmarszczyłem czoło na jego słowa. Co mnie obchodziło jego życie uczuciowe?
- Randkę, proszę pana? - dopytywałem z uprzejmości.
- Tak. Z bardzo piękną, młodą kobietą.
Wyobraziłem sobie jego obleśny, obśliniony uśmiech. Ehh... pewnie kolejna zdobycz.
- Mogę tylko panu zazdrościć.
- Mógłbyś zacząć się z kimś spotykać, wiesz? W końcu zostaniesz starym kawalerem. Zobaczysz.
- Przyjmę pańską radę do serca. - udawałem, że jestem zadowolony z jego życiowych mądrości.
- Nie zapomnij po mnie przyjechać. - napomniał.
- Tak jest, proszę pana.
Potem usłyszałem już tylko pojedyncze pikanie. Zakończył rozmowę tak szybko, jak ją rozpoczął. Zadowolony, że nie zaczął mi się za bardzo zwierzać ze swojego życia uczuciowego, rozejrzałem się po pokoju. Wstałem, żeby zobaczyć, że jest już piętnasta. Pijąc wodę w kuchni, zacząłem zastanawiać się nad biedną ofiarą tego starucha. Pewnie ją zaszantażował, albo obiecał kupę pieniędzy. Biedactwo...
Ubrałem się w dresy i koszulkę przeznaczoną na siłownię i chwytając torbę treningową wyszedłem z mieszkania.
***
*Jessy*
O Matko! To już za chwilę. Za kilka minut zobaczę się z tym starym gościem. Miałam nadzieję, że przywiezie buty, bo jak nie, to od razu powalę go na glebę. Nie obchodziło mnie, że jest jakiś tam biznesmenem. Wstrząsnął mną dreszcz obrzydzenia i strachu. Opatuliłam się szczelniej moja dżinsową kurtką i rozejrzałam się dookoła, przestępując nerwowo z nogi na nogę. Ludzie wchodzili i wychodzili z centrum handlowego. Nawet nie wiedzieli, że ja przeżywałam tutaj taką mękę. Już za pięć minut zjawi się ten... ten... ten facet i będę musiała z nim jechać. Nie wiedziałam, gdzie mnie zabierze, ani co będziemy robić. Niby zgodziłam się tylko na kolację i z mojej strony to tylko jedzenie razem, ale on mógł sobie pomyśleć całkowicie inaczej, a tego bardzo nie chciałam.
Nagle usłyszałam warkot silnika i kilka kroków przede mną zaparkował czarny samochód osobowy. Ktoś siedział za kierownicą, ale nie byłam pewna czy to on czy jego kierowca. Wszystko się wyjaśniło, kiedy tylne drzwi się otworzyły i wyszedł z nich gruby facet w garniturze.
- Witam, piękną panią. - uśmiechnął się od ucha do ucha.
Po raz kolejny stwierdziłam, że nie był przystojny ani za grosz. Jego żona pewnie poleciała na jego pieniądze.
- Dobry wieczór.
Postanowiłam odnosić się do niego formalnie. Nie chciałam okazywać jakichkolwiek objawów sympatii, której rzeczywiście nie było. Po co miał sobie robić nadzieję na dłuższą znajomość? Z mojej strony, to tylko jeden wieczór, jedna kolacja, jeden posiłek razem. Kiedy już zdobędę buty, jak najszybciej się ulotnię pod byle pretekstem.
- Proszę wsiądź. - wskazał ręką na samochód, a ja zrobiłam niepewny krok w jego stronę. - Skoczę jeszcze po wino.
Po tych słowach zniknął we wnętrzu budynku. Podeszłam do tylnych drzwi i już miałam złapać za klamkę, kiedy ktoś mnie wyprzedził. Drzwi się otworzyły, a ja z opóźnieniem popatrzyłam na mojego pomocnika. Zlustrowałam go, zaczynając od dołu. Dobrze skrojony garnitur wskazywał na to, że jest to kierowcą. Strój doskonale leżał na jego dobrze zbudowanej, szczuplej sylwetce. Miał szerokie ramiona, a kolor jego szyi wskazywał na to, że ów mężczyzna jest ciemnej karnacji. Nie chcąc, pomyślałam o Zaynie. Wtedy spojrzałam na twarz.
Zawał.
Autentycznie dostałam zawału.
Czy ja jeszcze żyję?
- Jessy? - odezwał się.
W moich uszach dudniła krew, miałam problem ze sformowaniem jednego zdania. Tuż przede mną stał Zayn we własnej osobie. Cholernie gorący Zayn.
- Zayn? - wydusiłam w końcu.
- Co ty tu robisz?
- Yyy... umm, ja... sama nie wiem.
Spuściłam wzrok na buty, które stały się niezwykle interesujące. Malik chwycił mój podbródek między kciuk a palec wskazujący i nakierował moje oczy na jego. W miejscu, gdzie wcześniej miał swoje palce, poczułam przyjemne mrowienie, a w moim środku zapaliła się mała czerwona lampka. Czułam jak się czerwienię. Zayn skanował moją twarz z widocznym przejęciem. Coś zrobiłam? Ubrudziłam się? Może jednak zbrzydłam?
- Czy on zmusił cię do tej kolacji? - zapytał wprost.
- Nie! - pokręciłam zamaszyście głową. - Zgodziłam się na to.
- Co ci obiecał?
Zdziwiło mnie, że aż tak dobrze zna swojego pracodawcę.
- Buty. - bąknęłam pod nosem.
- Buty? - prychnął. - Serio?
- Tak.
- Zajebiste są te buty.
Zmarszczyłam czoło.
- Co?
- Widziałem je, jak odbierałem go spod domu.
- Tak, zajebiste. - przyznałam cicho.
Katem oka zauważyłam zbliżającego się biznesmena. Malik pochylił się delikatnie w moją stronę.
- Gdyby coś się działo, będę czekał przed budynkiem.
Skinęłam tak, jakbym dziękowała mu za otwarcie drzwi i z nikłym uśmiechem wsiadłam do środka. Starałam przygotować się psychicznie na spędzenie około dwóch godzin w obecności tego faceta, mając w myślach obraz moich nóg w tych zajebistych szpilkach. Mężczyzna dołączył do mnie z butelką wina w dłoni.
- Gotowa?
- Tak.
Samochód ruszył. Czułam, ze ktoś mnie obserwuje. Spojrzałam we wsteczne lusterko i spotkałam czujny wzrok Malika, który na zmianę była na mnie i na drodze.
- O Matko! Co ze mnie za dżentelmen! - zaśmiał się, ale mi zabrzmiało to raczej jakby się dusił czy krztusił.
Popatrzyłam na niego z znakiem zapytania wymalowanym na twarzy.
- Nie przedstawiłem się. - wyjaśnił. - Jestem Greg. Greg Wilson.
Wyciągnął do mnie dłoń, którą uścisnęłam.
- Jessy. Po prostu Jessy.
Nie miałam ochoty zdradzać mu za dużo szczegółów, więc skupiłam się tylko na przytakiwaniu i chichotaniu, kiedy on gadał jak najęty. Większość rzeczy, o których mówił, kompletnie mnie nie interesowała. Przy każdym komplemencie, który kierowała do mojej osoby, chciało mi się rzygać. Widziałam minę Zayna, na tą całą, graną przeze mnie szopkę. Domyślał się, że nie mam ochoty tu być, ale tak jak przystało na godnego swojej posady kierowcę, nie odezwał się słowem.
Dojechaliśmy na miejsce, a ja modliłam się o jakąś awarię w restauracji, czy cokolwiek. Pan Wilson wręczył mi buty, jak tylko samochód się zatrzymał. Założyłam je i już wiedziałam, ze są przeznaczone specjalnie dla mnie. Bałam się jednego... Nie chciałam żeby ten stary zbok ślinił się na widok moich nóg w tych butach. Specjalnie nie ubierałam się wyzywająco. Założyłam zwyczajne spodnie, koszulę z długim rękawem i dżinsową kurtkę.
- Jesteśmy. Umieram z głodu. - wyszczerzył się i wysiadł samochodu.
Zayn znowu otworzył dla mnie drzwi, żebym mogła wysiąść. Rozejrzałam się, wnioskując, że w tej części miasta jeszcze nigdy nie byłam. Zdawała się być przeznaczona dla tych najbogatszych. Biznesmen czekał na mnie zniecierpliwiony pod drzwiami lokalu. Przełknęłam ciężko ślinę i uniosłam głowę, żeby zobaczyć twarz mulata. Nie wyrażała żadnych emocji. Jedynie w oczach dostrzegłam coś... coś takiego... umm... cóż... mogło mi się tylko wydawać.
Wzięłam głęboki oddech i wyszeptałam:
- Nie zostawiaj mnie.
Przez twarz Malika przemknęło zdziwienie, ale pojął o co mi chodzi. Skinął formalnie głową, po czym ja obeszłam samochód. Nie chciałam przed sobą przyznać, że te słowa miały ukryte znaczenie...
Przywołałam na twarz wesoły uśmiech i dołączyłam do pana Wilsona.
- Zapraszam. - otworzył mi drzwi.
Skupiłam się, żeby dostosować krok do wysokości nowych butów i nawet nie zauważyłam, jak znaleźliśmy się przy zarezerwowanym stoliku. Mężczyzna podał mi menu.
- Wybierz, co tylko chcesz. Nie mam ograniczeń.
- Jasne. - wyszeptałam i zagłębiłam się w liście wymienionych dań, o nazwach, które pierwszy raz spotkałam.
Czekając na zamówione jedzenie pogrążyliśmy się w rozmowie, w której tak właściwie wcale nie uczestniczyłam. Moje myśli byly zajęte przystojnym mulatem, czekającym na zewnątrz w doskonale opinającym jego doskonałą figurę garniturze. Jedyne na co miałam ochotę, to zanurzyć dłonie w kruczoczarnych, miękkich włosach.
Nim zdałam sobie sprawę, było już po mnie.
Wpadłam w sidła po raz drugi.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tak, wiem...
Zdaję sobie sprawę, że rozdziały póki co są nudne, ale doskonale wiecie, że akcja musi mieć jakiś początek, prawda?
Proszę was o wyrozumiałość :)
P.S Kolejny rozdział już w niedzielę :)
Życzę wam cierpliwości! :) xx
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
*Jessy*
W niedzielę obudziłam się z ogromnym kacem. Na zegarku widniała godzina trzynasta. Nie bardzo pamiętałam, o której wczoraj wróciliśmy. Tak właściwie, najbardziej pamiętałam jedno... Przystojną twarz mulata. Co dziwnego, śnił mi się ostatniej nocy w bardzo intymny sposób.
Moje rozmyślania przerwało pukanie do drzwi.
- Proszę. - jęknęłam.
Nawet nie próbowałam się podnieść, wiedziałam co mnie czeka. Poza tym, bałam się, że puszczę pawia. Do pokoju weszła Melanie z widocznym zmartwieniem na twarzy. Trochę się wczoraj pokłóciłyśmy.
- Jak się czujesz?
- Umieram.
Zachichotała niezręcznie i oparła się o biurko. Nerwowo przestępowała z nogi na nogę.
- Co dzisiaj robisz?
- Jak uporam się z kacem, to idę na spotkanie z takim jednym gościem.
Mel wytrzeszczyła oczy na moje oświadczenie.
- Co? Z kim?
- Nie znasz. - mruknęłam. - Sama go nie znam.
- Jessy, co ty wykombinowałaś? To ktoś z wczoraj?
- Nie. Będziesz się śmiała, jak ci powiem.
- Mów.
- Ehh... no dobra. - mocno zacisnęłam powieki i zaczęłam mówić. - Pamiętasz jak mówiłam ci o tych szpilkach, które tak bardzo chciałam mieć? Wczoraj znalazłam ostatnią parę, ale okazało się, że jest zarezerwowana. Wtedy przyszedł ów właściciel butów. Okazał się być nim podstarzały biznesmen z figurą beczki i brzydką, niezwykle pomarszczoną twarzą. Zaproponował, że odda mi buty, jeśli zjem z nim dzisiaj kolację.
- Zgodziłaś się?
Popatrzyłam na nią wzrokiem, który mówił sam za siebie.
- Niall ci nie pozwoli. - skrzyżowała ramiona na piersi. - Nie zgodzi się, żebyś spotkała się z jakimś starym zboczeńcem.
- Przestań. - rzuciłam z udręką. - Muszę mieć te buty.
- A jeśli będzie się do ciebie dobierał?
- Przeszłam kurs samoobrony, Mel. Dam sobie radę. Po prostu nie mów nic Niallowi.
- A jak będzie pytał?
- Powiedz, że wyszłam spotkać się ze starymi znajomymi.
- Nie będę go okłamywała. - upierała się.
- Melanie, proszę... - podniosłam się do siadu, spuszczając nogi na podłogę.
- Jessy.
- Melanie.
Przyjaciółka przymknęła powieki i westchnęła ciężko.
- Robię to tylko jeden jedyny raz.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się do niej szeroko.
Pokręciła głową z dezaprobatą i wyszła. Przebrałam się z piżamy w wygodne ciuchy po domu. Spotykam się z tym palantem o dwudziestej, więc miałam jeszcze trochę czasu. Kiedy skończyłam odświeżać się w łazience, zeszłam do kuchni. Rozejrzałam się w lodówce i stwierdziłam, że będę zmuszona zjeść jogurt brzoskwiniowy ze świeżą bułeczką.
W trakcie jedzenia dostałam SMS-a.
NADAWCA: Max
Dziwki, koks i wódka. Kocham wakacje!
ODBIORCA: Max
Nie dobijaj mnie, tygrysku.
NADAWCA: Max
Co się stało? Kac morderca nie ma serca? :)
ODBIORCA: Max
Zamknij się :) Tęsknię za wami.
NADAWCA: Max
My za tobą też, tygrysico. Jak wakacje?
ODBIORCA: Max
Powoli się rozkręcam :)
NADAWCA: Max
Z głową, kochana, z głową!
ODBIORCA: Max
Dziękuję! Baw się dobrze :) xx
Na tym skończyła się nasza "rozmowa". Przyglądałam się komórce bez celu, aż wpadł mi do głowy całkowicie głupi pomysł. Chciałam zadzwonić do Malika.
Przeszukałam kontakty i okazało się, że nie miałam jego numeru. Stwierdziłam, że to bardzo dobrze, bo mogłabym zrobić jakieś głupstwo. Na przykład się z nim umówić na spotkanie, czy coś... Zmarszczyłam czoło na swoją chwilową głupotę i zablokowałam telefon. Wyrzuciłam opakowanie po jogurcie, a łyżeczkę włożyłam do zlewu. Pokonałam schody co dwa stopnie i zamknęłam się w swoim pokoju.
*Zayn*
Dzwonienie telefonu zbudziło mnie z popołudniowej drzemki. Zły i rozespany odebrałem.
- Halo?
- Bądź po mnie w pół do dwudziestej.
Pan Wilson. Kogo innego mogłem się spodziewać? Jessy?
Idiota.
- Tak jest, proszę pana.
- U mnie pod domem, jasne?
- Tak.
- Mam randkę. - zarechotał do słuchawki. - Uwierzysz?
Zmarszczyłem czoło na jego słowa. Co mnie obchodziło jego życie uczuciowe?
- Randkę, proszę pana? - dopytywałem z uprzejmości.
- Tak. Z bardzo piękną, młodą kobietą.
Wyobraziłem sobie jego obleśny, obśliniony uśmiech. Ehh... pewnie kolejna zdobycz.
- Mogę tylko panu zazdrościć.
- Mógłbyś zacząć się z kimś spotykać, wiesz? W końcu zostaniesz starym kawalerem. Zobaczysz.
- Przyjmę pańską radę do serca. - udawałem, że jestem zadowolony z jego życiowych mądrości.
- Nie zapomnij po mnie przyjechać. - napomniał.
- Tak jest, proszę pana.
Potem usłyszałem już tylko pojedyncze pikanie. Zakończył rozmowę tak szybko, jak ją rozpoczął. Zadowolony, że nie zaczął mi się za bardzo zwierzać ze swojego życia uczuciowego, rozejrzałem się po pokoju. Wstałem, żeby zobaczyć, że jest już piętnasta. Pijąc wodę w kuchni, zacząłem zastanawiać się nad biedną ofiarą tego starucha. Pewnie ją zaszantażował, albo obiecał kupę pieniędzy. Biedactwo...
Ubrałem się w dresy i koszulkę przeznaczoną na siłownię i chwytając torbę treningową wyszedłem z mieszkania.
***
*Jessy*
O Matko! To już za chwilę. Za kilka minut zobaczę się z tym starym gościem. Miałam nadzieję, że przywiezie buty, bo jak nie, to od razu powalę go na glebę. Nie obchodziło mnie, że jest jakiś tam biznesmenem. Wstrząsnął mną dreszcz obrzydzenia i strachu. Opatuliłam się szczelniej moja dżinsową kurtką i rozejrzałam się dookoła, przestępując nerwowo z nogi na nogę. Ludzie wchodzili i wychodzili z centrum handlowego. Nawet nie wiedzieli, że ja przeżywałam tutaj taką mękę. Już za pięć minut zjawi się ten... ten... ten facet i będę musiała z nim jechać. Nie wiedziałam, gdzie mnie zabierze, ani co będziemy robić. Niby zgodziłam się tylko na kolację i z mojej strony to tylko jedzenie razem, ale on mógł sobie pomyśleć całkowicie inaczej, a tego bardzo nie chciałam.
Nagle usłyszałam warkot silnika i kilka kroków przede mną zaparkował czarny samochód osobowy. Ktoś siedział za kierownicą, ale nie byłam pewna czy to on czy jego kierowca. Wszystko się wyjaśniło, kiedy tylne drzwi się otworzyły i wyszedł z nich gruby facet w garniturze.
- Witam, piękną panią. - uśmiechnął się od ucha do ucha.
Po raz kolejny stwierdziłam, że nie był przystojny ani za grosz. Jego żona pewnie poleciała na jego pieniądze.
- Dobry wieczór.
Postanowiłam odnosić się do niego formalnie. Nie chciałam okazywać jakichkolwiek objawów sympatii, której rzeczywiście nie było. Po co miał sobie robić nadzieję na dłuższą znajomość? Z mojej strony, to tylko jeden wieczór, jedna kolacja, jeden posiłek razem. Kiedy już zdobędę buty, jak najszybciej się ulotnię pod byle pretekstem.
- Proszę wsiądź. - wskazał ręką na samochód, a ja zrobiłam niepewny krok w jego stronę. - Skoczę jeszcze po wino.
Po tych słowach zniknął we wnętrzu budynku. Podeszłam do tylnych drzwi i już miałam złapać za klamkę, kiedy ktoś mnie wyprzedził. Drzwi się otworzyły, a ja z opóźnieniem popatrzyłam na mojego pomocnika. Zlustrowałam go, zaczynając od dołu. Dobrze skrojony garnitur wskazywał na to, że jest to kierowcą. Strój doskonale leżał na jego dobrze zbudowanej, szczuplej sylwetce. Miał szerokie ramiona, a kolor jego szyi wskazywał na to, że ów mężczyzna jest ciemnej karnacji. Nie chcąc, pomyślałam o Zaynie. Wtedy spojrzałam na twarz.
Zawał.
Autentycznie dostałam zawału.
Czy ja jeszcze żyję?
- Jessy? - odezwał się.
W moich uszach dudniła krew, miałam problem ze sformowaniem jednego zdania. Tuż przede mną stał Zayn we własnej osobie. Cholernie gorący Zayn.
- Zayn? - wydusiłam w końcu.
- Co ty tu robisz?
- Yyy... umm, ja... sama nie wiem.
Spuściłam wzrok na buty, które stały się niezwykle interesujące. Malik chwycił mój podbródek między kciuk a palec wskazujący i nakierował moje oczy na jego. W miejscu, gdzie wcześniej miał swoje palce, poczułam przyjemne mrowienie, a w moim środku zapaliła się mała czerwona lampka. Czułam jak się czerwienię. Zayn skanował moją twarz z widocznym przejęciem. Coś zrobiłam? Ubrudziłam się? Może jednak zbrzydłam?
- Czy on zmusił cię do tej kolacji? - zapytał wprost.
- Nie! - pokręciłam zamaszyście głową. - Zgodziłam się na to.
- Co ci obiecał?
Zdziwiło mnie, że aż tak dobrze zna swojego pracodawcę.
- Buty. - bąknęłam pod nosem.
- Buty? - prychnął. - Serio?
- Tak.
- Zajebiste są te buty.
Zmarszczyłam czoło.
- Co?
- Widziałem je, jak odbierałem go spod domu.
- Tak, zajebiste. - przyznałam cicho.
Katem oka zauważyłam zbliżającego się biznesmena. Malik pochylił się delikatnie w moją stronę.
- Gdyby coś się działo, będę czekał przed budynkiem.
Skinęłam tak, jakbym dziękowała mu za otwarcie drzwi i z nikłym uśmiechem wsiadłam do środka. Starałam przygotować się psychicznie na spędzenie około dwóch godzin w obecności tego faceta, mając w myślach obraz moich nóg w tych zajebistych szpilkach. Mężczyzna dołączył do mnie z butelką wina w dłoni.
- Gotowa?
- Tak.
Samochód ruszył. Czułam, ze ktoś mnie obserwuje. Spojrzałam we wsteczne lusterko i spotkałam czujny wzrok Malika, który na zmianę była na mnie i na drodze.
- O Matko! Co ze mnie za dżentelmen! - zaśmiał się, ale mi zabrzmiało to raczej jakby się dusił czy krztusił.
Popatrzyłam na niego z znakiem zapytania wymalowanym na twarzy.
- Nie przedstawiłem się. - wyjaśnił. - Jestem Greg. Greg Wilson.
Wyciągnął do mnie dłoń, którą uścisnęłam.
- Jessy. Po prostu Jessy.
Nie miałam ochoty zdradzać mu za dużo szczegółów, więc skupiłam się tylko na przytakiwaniu i chichotaniu, kiedy on gadał jak najęty. Większość rzeczy, o których mówił, kompletnie mnie nie interesowała. Przy każdym komplemencie, który kierowała do mojej osoby, chciało mi się rzygać. Widziałam minę Zayna, na tą całą, graną przeze mnie szopkę. Domyślał się, że nie mam ochoty tu być, ale tak jak przystało na godnego swojej posady kierowcę, nie odezwał się słowem.
Dojechaliśmy na miejsce, a ja modliłam się o jakąś awarię w restauracji, czy cokolwiek. Pan Wilson wręczył mi buty, jak tylko samochód się zatrzymał. Założyłam je i już wiedziałam, ze są przeznaczone specjalnie dla mnie. Bałam się jednego... Nie chciałam żeby ten stary zbok ślinił się na widok moich nóg w tych butach. Specjalnie nie ubierałam się wyzywająco. Założyłam zwyczajne spodnie, koszulę z długim rękawem i dżinsową kurtkę.
- Jesteśmy. Umieram z głodu. - wyszczerzył się i wysiadł samochodu.
Zayn znowu otworzył dla mnie drzwi, żebym mogła wysiąść. Rozejrzałam się, wnioskując, że w tej części miasta jeszcze nigdy nie byłam. Zdawała się być przeznaczona dla tych najbogatszych. Biznesmen czekał na mnie zniecierpliwiony pod drzwiami lokalu. Przełknęłam ciężko ślinę i uniosłam głowę, żeby zobaczyć twarz mulata. Nie wyrażała żadnych emocji. Jedynie w oczach dostrzegłam coś... coś takiego... umm... cóż... mogło mi się tylko wydawać.
Wzięłam głęboki oddech i wyszeptałam:
- Nie zostawiaj mnie.
Przez twarz Malika przemknęło zdziwienie, ale pojął o co mi chodzi. Skinął formalnie głową, po czym ja obeszłam samochód. Nie chciałam przed sobą przyznać, że te słowa miały ukryte znaczenie...
Przywołałam na twarz wesoły uśmiech i dołączyłam do pana Wilsona.
- Zapraszam. - otworzył mi drzwi.
Skupiłam się, żeby dostosować krok do wysokości nowych butów i nawet nie zauważyłam, jak znaleźliśmy się przy zarezerwowanym stoliku. Mężczyzna podał mi menu.
- Wybierz, co tylko chcesz. Nie mam ograniczeń.
- Jasne. - wyszeptałam i zagłębiłam się w liście wymienionych dań, o nazwach, które pierwszy raz spotkałam.
Czekając na zamówione jedzenie pogrążyliśmy się w rozmowie, w której tak właściwie wcale nie uczestniczyłam. Moje myśli byly zajęte przystojnym mulatem, czekającym na zewnątrz w doskonale opinającym jego doskonałą figurę garniturze. Jedyne na co miałam ochotę, to zanurzyć dłonie w kruczoczarnych, miękkich włosach.
Nim zdałam sobie sprawę, było już po mnie.
Wpadłam w sidła po raz drugi.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tak, wiem...
Zdaję sobie sprawę, że rozdziały póki co są nudne, ale doskonale wiecie, że akcja musi mieć jakiś początek, prawda?
Proszę was o wyrozumiałość :)
P.S Kolejny rozdział już w niedzielę :)
Życzę wam cierpliwości! :) xx
sobota, 17 stycznia 2015
Rozdział 42
*Jessy*
- Przepraszam.
Starałam się zagadnąć jedną z ekspedientek ze sklepu obuwniczego, ale każda wymijała mnie i udawała, że ma coś pilnego do roboty. Wreszcie jedna była łaskawa mi pomóc.
- Słucham, w czym mogę pomóc?
- Chciałabym dostać te buty w rozmiarze 39. - wskazałam palcem na moje wymarzone szpilki.
- Um, tak, zaraz sprawdzę czy są.
Kobieta podreptała na swoich czółenkach do kasy i wbiła coś szybko na klawiaturze. Mrużąc oczy, prześledziła uważnie tekst i z obojętnym wyrazem twarzy spojrzała na mnie.
- Są? - zapytałam, mając nadzieję na pozytywną odpowiedź.
- Przepraszam, ale ostatnia para jest zarezerwowana.
- Zarezerwowana? To tak można? - zdziwiłam się.
- Tak, proszę pani. Mogę pomóc w czymś jeszcze?
- Ale naprawdę nie da się nic zrobić? Mogę złożyć zamówienie?
Desperacko pragnęłam tych butów.
- Niestety nie. Przykro mi.
"Ale ja chce te buty, suko!" - krzyknęła moja podświadomość, która tym razem się ze mną zgadzała.
- Naprawdę? - zrobiłam minę zbitego psiaka. - Kto zarezerwował te buty?
Przecież ta mina działa na każdego.
- Nie mogę udzielić takich informacji.
Jej stanowcza i obojętna twarz zaczęła mnie wkurzać i miałam ochotę zajebać jej gonga.
- Bardzo proszę.
- Są dla mnie. - usłyszałam za plecami gruby głos.
Odwróciłam się gwałtownie. Przed nosem miałam mężczyznę w podeszłym wieku, dla mnie wręcz starego. Miał na sobie garnitur, a jego postawa wyrażała władczość. Pewnie biznesmen. Kiedy spojrzałam na twarz, wyobrażenie które wytworzyłam w głowie pękło jak bańka mydlana. Był brzydki i miał pełno zmarszczek. Miałam wrażenie, że gdzieś go już widziałam...
- Ach, to przepraszam. - bąknęłam pod nosem i skierowałam się do wyjścia.
- Niech pani zaczeka. - zawołał za mną.
Popatrzyłam w jego kierunku. Starałam się nie myśleć, że to może być stary zboczeniec. Na szczęście wokół mnie było pełno ludzi.
- Tak?
- Możemy dojść do porozumienia... - zaczął. - Oddam pani te buty, ale w zamian za coś.
Powstrzymałam wstrząs obrzydzenia i odchrząknęłam.
- Mogę panu zapłacić tyle, ile kosztują te buty.
- Nie. - zaśmiał się. - Nie o to mi chodziło. Mam wystarczająco pieniędzy.
- Przepraszam, myślę że powinnam już iść.
Spanikowałam.
- Proszę się nie bać. Nie jestem jakimś zboczeńcem. Te buty miały być dla mojej żony, ale ona ma setki takich par w szafie. Chciałem zaproponować kolację w zamian za buty.
Zmarszczyłam czoło skonsternowana.
- Słucham? Przecież sam pan powiedział, że ma żonę.
- Jedna kolacja. Chyba, że te buty nie są aż tak ważne.
Zastanowiłam się i stwierdziłam, że muszę mieć te buty za wszelka cenę. Ale czy aż za taką, żeby ślinił się do mnie jakiś facet z kryzysem 50-latka?
Myśl Jessy, myśl!
- Najpierw buty. Założę je na kolacje.
- Przyjadę po panią jutro razem z butami.
- Jutro? Ja ich potrzebuję dzisiaj wieczorem.
- Wtedy mogłaby pani mnie oszukać i nie przyjść na kolację.
- Dobrze. Będę czekała na pana jutro o dwudziestej pod centrum handlowym.
- Tutaj?
- Tak.
- W takim razie, do jutra.
Na odchodne puścił mi oczko, a ja mało nie puściłam pawia. Własnie umówiłam się z jakimś grubym biznesmenem koło pięćdziesiątki, przez jakieś głupie buty.
Wróć! Nie są głupie! Umówiłam się z nim przez zajebiste buty. Dobrą stroną było to, że nie dałam mu numeru telefonu ani adresu, więc byłam bezpieczna.
Pełna wątpliwości poszłam na przystanek, żeby wrócić do domu z pustymi rękoma i kasą "zalegającą" w portfelu.
***
Własnie skończyłam późny obiad i stwierdziłam, ze zacznę szykować się na imprezę. W głowie kołatała mi się myśl o jutrzejszym spotkaniu z tym gościem, które z pewnością nie będzie miłe.
- Jessy! - usłyszałam z góry. - Chodź na chwilę!
Wbiegłam po schodach, po czym weszłam do pokoju brata. Na szczęście Melanie i Niallowi już przeszła chęć miziania się przy każdej możliwej okazji jakoś zaraz po moim powrocie.
- Co chcesz?
Podeszłam do przyjaciółki, siedzącej na łóżku.
- Pomóż mi wybrać ubranie na dziś. - jęknęła.
- Bez problemu.
Zagłębiłam się w ciuchach Mel i znalazłam idealny zestaw. Ciemne szorty z wysokim stanem i luźną, białą koszulka z czarnym sercem, którą wpuści w spodenki.
- Do tego założysz koturny, albo zwyczajne trampki. Jak wolisz?
- Myślę, że koturny. - uśmiechnęła się, patrząc na ubrania. - Jesteś wspaniała.
- Wiem, wiem. - powiedziałam z samozachwytem w głosie. - Powinnaś się przyzwyczaić.
W odpowiedzi cmoknęła mnie w policzek.
- Gdzie masz Nialla? - rzuciłam i rozejrzałam się po pokoju.
- Zajmuje łazienkę już jakieś pół godziny. - mruknęła zła. - Okropnie chce mi się siku.
Zaśmiałam się głośno.
- Teraz ja idę się wyszykować.
- Spadaj.
Minutę później byłam w swoim pokoju. Zdecydowałam się na ciemne, obcisłe rurki, czarny podkoszulek na ramiączka, koszulę w niebiesko-różową kratę, której rękawy podwinęłam do łokci. Na nogi założyłam turkusowe lity z ćwiekami na obcasie.
Kiedy zeszłam na dół, dwójka zakochanych czekała na mnie w salonie. Spojrzeli na mnie jednocześnie i mieli podobną reakcję. Niall zagwizdał, a Mel wytrzeszczyła oczy.
- Wyrobiłaś się siostra. - powiedział blondyn.
- Wyglądasz pięknie. - wydusiła rudowłosa.
- Dziękuję. - zarumieniłam się. - Możemy już iść?
- Tak, jasne. - braciszek chwycił kluczyki od samochodu i wskazał ręką na wyjście.
Po usadowieniu się wygodnie w fotelach, ruszyliśmy do klubu. Z racji, że Niall był kierowcą, nie będzie mógł pić. Ja zamierzałam wypić kulturalnie drinka, albo dwa. Nie wiem jak Melanie.
- Jesteśmy, szanowne panie. - oznajmił Niall tonem szofera. - Zapraszam na zajebistą zabawę w zajebistym gronie.
Mel zachichotała, a ja przewróciłam oczami na jego głupotę. Bez zbędnych ceregieli weszliśmy do środka, tylko dlatego, że ochroniarz nas znał. Swego czasu byliśmy stałymi klientami. Zatopiliśmy się w morzu ludzi i cudem znaleźliśmy wolny stolik pod ścianą. Zajęłyśmy miejsce, a Niall poszedł po napoje.
- Mam ochotę potańczyć. - powiedziałam Melanie na ucho.
Panował tu straszliwy hałas.
- Ja też, ale z miśkiem.
- Z kim? - zmarszczyłam czoło.
Wywróciła oczami i westchnęła.
- Z Niall'em.
Żartobliwie szturchnęłam ją w ramię. Wywracały mi się wnętrzności na słówka, którymi się obdarzali. Takie słodkie, że zęby mogą spróchnieć i wypaść. Prawdziwym powodem, dla którego nie lubiłam słodkich słówek, był Malik. Używał ich często wobec mnie. Słysząc "skarbie" albo "kochanie" widziałam przed oczami jego twarz. W takich momentach miałam ochotę płakać.
- To ja idę. - rzuciłam za siebie, po czym zniknęłam w tłumie skaczących gości.
Znalazłam odrobinę wolnej przestrzeni i wprawiłam ciało w ruch. Bujałam się w rytm wspaniałej muzyki. Odcięłam się od świata i innych ludzi na parkiecie.
Byłam tylko ja, taniec i muzyka.
***
*Zayn*
- Chłopaki, ograniczcie te szoty. - jęknąłem, widząc moich kupli bawiących się w "kto pierwszy odpadnie".
Osobiście wypiłem tylko jednego drinka. Nie miałem ochoty się upijać, a poza tym, jutro wieczorem miałem zawieźć gdzieś tego sukinsyna. Co tam, że powinienem mieć wolny weekend.
Jebać to.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu, ale wiele nie zobaczyłem. Wszędzie było pełno ludzi. Normalnie jak mrówek. Jedni tańczyli inni pili, a jeszcze inni lizali się po kątach. Pojedyncze osoby były trzeźwe. Westchnąłem ciężko i podniosłem tyłek z kanapy. Postanowiłem się rozruszać. Z trudem wepchnąłem się w tańczący tłum, chcąc znaleźć trochę wolnego miejsca. Przesuwałem się na środek, aż ścisk się trochę zluźnił. Wtedy moje oczy napotkały znajomą sylwetkę. Przyjrzałem się bardziej i mogłem przysiąc na serce, że to ona...
Tańczyła sama na środku parkietu. Ubrana w obcisłe rurki wyglądała mega seksownie. Mimo ściętych włosów i bycia odwróconą do mnie plecami, potrafiłem ją rozpoznać. Postanowiłem zaryzykować. Podszedłem do niej i złapałem ją za biodra. Nie pozwoliłem jej się odwrócić. Przycisnąłem klatkę do jej pleców. Zsynchronizowaliśmy swoje ruchy i po chwili byliśmy jak jeden organizm.
Tak dobrze do mnie pasowała. Tak dużo straciłem nic jej nie mówiąc.
Tak idealna...
*Jessy*
Jakiś chłopak dołączył się do mnie. Byliśmy bardzo blisko, stykaliśmy się ciałami. Nie miałam pojęcia, kto to był, ale on nie pozwalał mi się odwrócić. Zgrywaliśmy się idealnie. Przez moment w mojej wyobraźni pojawił się Zayn i to jak do siebie pasowaliśmy. Bylibyśmy razem idealni. Pozwoliłam, żeby nić porozumienia zniknęła. Uciekłam... Czułam się z tym okropnie, ale nie potrafiłam zrobić inaczej. On odbierał mi zdolność logicznego myślenia.
Piosenka się skończyła, a my dalej się przytulaliśmy. Wtedy się odwróciłam.
Zamarłam.
Nie.
To nie mogła być prawda.
Nie teraz.
Nie...
- Zayn? - jęknęłam z grymasem na twarzy.
Nie odpowiedział, tylko wpatrywał się prosto w moje oczy. Nawet mnie nie dotykał. Nie zauważyłam, kiedy zabrał dłonie z moich bioder. Czułam tą przepaść między nami. Ogromną przepaść, która nas dzieliła. Byliśmy blisko siebie, a jednocześnie tak daleko.
Staliśmy tak w centrum parkietu, nic nie mówiąc. Nie potrzebowaliśmy słów, żeby odczytać ze swoich oczu jak bardzo za sobą tęskniliśmy. Jednak żadne z nas tego nie przyznało.
- Jessy. - wyszeptał.
Może i go nie słyszała, ale czytałam z ruchu warg. Tak bardzo chciałam teraz czuć te usta na swoich, co bardzo mnie zaskoczyło. Chciałam znowu poczuć ich smak, ale wiedziałam, że to niemożliwe. To już nie był ten sam Zayn, ani ta sama Jessy.
Zdusiłam pragnienie, żeby go przytulić.
- Cześć. - uśmiechnęłam się, ale z wielkim trudem.
Chciało mi się płakać. Nie miałam pojęcia, dlaczego.
- Cześć. - odpowiedział.
Znowu zapanowała głucha cisza, nie licząc ludzi wokół nas i dudniącej muzyki. Zatopiłam się w głębinie jego czekoladowych oczu, kiedy zostałam szarpnięta za łokieć do tyłu. Nim się obejrzałam, siedziałam przy naszym stoliku.
- Co ty zrobiłaś?! - krzyknęłam na Melanie. - Dlaczego mnie odciągnęłaś?! On tam był! Co ty zrobiłaś?!
- Przestać na mnie krzyczeć! - oburzyła się.
- Dlaczego? - jęknęłam żałośnie. - Czemu to zrobiłaś?
Własnie sobie uświadomiłam, jak bardzo chciałam jego bliskości. Jak bardzo chciałam Zayna...
- Nie mogłam pozwolić, żebyś znowu to przeżywała.
- Mel, jesteśmy starsi! Ja...
Zacięłam się.
- Właśnie. - przewróciła oczami. - Co ty? Znowu byłoby to samo. Chcesz być kolejny raz zraniona. Nie nauczyłaś się nic przez tamtego idiotę Drake'a?
- Zayn mnie przed nim ostrzegał.
Próbowałam załagodzić winę Malika.
- Ostrzegał? - zaśmiała się sarkastycznie. - Chciał, żebyś to w jego łóżku wylądowała.
- Melanie! - wkurzyłam się. - Przecież i tak z nim sypiałam!
Ruda wytrzeszczyła oczy.
- Co ty powiedziałaś?
Zachowałam kamienna twarz, żeby wytrzymać jej twarde spojrzenie.
- Przepraszam, że chciałam pomóc. - powiedziała po chwili. - To twoje życie i to ty zdecydujesz w jaki sposób je sobie zniszczysz.
Zabolało. Nie traktowałam Malika jako kogoś, kto mógłby zniszczyć mi życie. Może i cierpiałam przez niego emocjonalnie, ale nigdy nie oskarżałam go o zniszczenie mi życia. Powinnam?
Jednym łykiem pozbyłam się połowy drinka. Naszykowałam się do odejścia, kiedy zatrzymał mnie głos przyjaciółki.
- Co robisz?
- Idę potańczyć.
- Idziesz do niego. - powiedziała oskarżycielsko.
Nie przytaknęłam ani nie zaprzeczyłam, bo sama nie wiedziałam po co właściwie idę. Odwróciłam się i okrążyłam stolik. Posłałam jej ostatnie, długie spojrzenie i zniknęłam w tłumie. Wcześniej byłam przekonana, że beze mnie nie odjadą, ale teraz nie miałam tej pewności.
Kilka razy przeszłam po całym klubie, posiedziałam chwilę przy barze, ale nie znalazłam Zayna. To tak, jakby się zapadł pod ziemię.
*Zayn*
Kiedy Melanie odciągnęła Jessy ode mnie, wróciłem do kolegów. Siedzieli, a właściwie leżeli, z głowami na stoliku. Przewróciłem oczami i wyciągnąłem telefon. Było po północy, a ja nie miałem kierowcy, gdyż ten który nas przywiózł postanowił sobie wypić.
Nieźle.
Rozejrzałem się wokół siebie, ale nic nie przyciągnęło mojego wzroku. Dosiadłem się do ledwo żyjącego Josha i wybrałem numer taksówki. Znałem się z kierowcą, bo często korzystałem z jego usług. Po skończeniu podawania mu informacji z adresem, schowałem telefon i zacząłem się zastanawiać nad tym, co stało się między mną a Jessy kilka minut temu. Wyraźnie czułem dzieląca nas przepaść, albo mur. To nie było to samo, co przed rokiem.
Czy znalazła kogoś?
Chyba nie powinno mnie to obchodzić. Nie jestem z nią, ani nawet się nie przyjaźnimy. Mam swoje życie, a ona swoje. Ehh... Gdyby to było takie proste jak się mówi. Do tego ta cała małolata Katy...
- Chłopaki zbieramy się! - krzyknąłem tak, żeby każdy z nich mnie usłyszał.
Dodatkowo szturchnąłem każdego po kolei. Miałem nadzieję, że dzięki temu ich ruchy będą szybsze, ale się myliłem. Przez to zaczęli mi jęczeć do ucha, jak to im źle.
"Mówiłem, żeby tyle nie pić" - pomyślałem.
Zapakowałem ich do taksówki, a sam usiadłem z przodu. Wskazałem kierowcy każdy adres po kolei i modliłem się, żeby żaden z nich nie zwymiotował.
Z myśli nie mogłem wyrzucić obrazu tej pięknej dziewczyny, za którą szalałem od tak dawna.
*Jessy*
Zrezygnowana wróciłam do stolika, ale był pusty. Zauważyłam torebkę moja i Mel, więc wiem, że nie odjechali. Pewnie wyskoczyli na parkiet się trochę zabawić. Ja już miałam dość, a założenie litów na dyskotekę było błędem. Stopy mi odpadały.
Opadłam ciężko na siedzenie i jęknęłam. Miałam ochotę wykąpać się i położyć pod mięciutką kołderką. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Do tego ta jutrzejsza kolacja ze staruchem. Ja to miałam życie... Zakochałam się w kolesiu, z którym nie mogłam być, a idę na randkę z facetem za głupie, ale zajebiste buty.
Jestem popierdolona.
Czy ja właśnie powiedziałam, że zakochałam się w Maliku? Tak? Ups. Ja... chyba nie miałam tego na myśli... Yyy... wpadka. Sama nie wiedziałam, co czuję. Chociaż tak naprawdę, to żywiłam do niego więcej niż przyjaźń od jakichś trzech lat.
Nieważne.
Przecież i tak nic nie powiem.
Chcę do domu.
- Przepraszam.
Starałam się zagadnąć jedną z ekspedientek ze sklepu obuwniczego, ale każda wymijała mnie i udawała, że ma coś pilnego do roboty. Wreszcie jedna była łaskawa mi pomóc.
- Słucham, w czym mogę pomóc?
- Chciałabym dostać te buty w rozmiarze 39. - wskazałam palcem na moje wymarzone szpilki.
- Um, tak, zaraz sprawdzę czy są.
Kobieta podreptała na swoich czółenkach do kasy i wbiła coś szybko na klawiaturze. Mrużąc oczy, prześledziła uważnie tekst i z obojętnym wyrazem twarzy spojrzała na mnie.
- Są? - zapytałam, mając nadzieję na pozytywną odpowiedź.
- Przepraszam, ale ostatnia para jest zarezerwowana.
- Zarezerwowana? To tak można? - zdziwiłam się.
- Tak, proszę pani. Mogę pomóc w czymś jeszcze?
- Ale naprawdę nie da się nic zrobić? Mogę złożyć zamówienie?
Desperacko pragnęłam tych butów.
- Niestety nie. Przykro mi.
"Ale ja chce te buty, suko!" - krzyknęła moja podświadomość, która tym razem się ze mną zgadzała.
- Naprawdę? - zrobiłam minę zbitego psiaka. - Kto zarezerwował te buty?
Przecież ta mina działa na każdego.
- Nie mogę udzielić takich informacji.
Jej stanowcza i obojętna twarz zaczęła mnie wkurzać i miałam ochotę zajebać jej gonga.
- Bardzo proszę.
- Są dla mnie. - usłyszałam za plecami gruby głos.
Odwróciłam się gwałtownie. Przed nosem miałam mężczyznę w podeszłym wieku, dla mnie wręcz starego. Miał na sobie garnitur, a jego postawa wyrażała władczość. Pewnie biznesmen. Kiedy spojrzałam na twarz, wyobrażenie które wytworzyłam w głowie pękło jak bańka mydlana. Był brzydki i miał pełno zmarszczek. Miałam wrażenie, że gdzieś go już widziałam...
- Ach, to przepraszam. - bąknęłam pod nosem i skierowałam się do wyjścia.
- Niech pani zaczeka. - zawołał za mną.
Popatrzyłam w jego kierunku. Starałam się nie myśleć, że to może być stary zboczeniec. Na szczęście wokół mnie było pełno ludzi.
- Tak?
- Możemy dojść do porozumienia... - zaczął. - Oddam pani te buty, ale w zamian za coś.
Powstrzymałam wstrząs obrzydzenia i odchrząknęłam.
- Mogę panu zapłacić tyle, ile kosztują te buty.
- Nie. - zaśmiał się. - Nie o to mi chodziło. Mam wystarczająco pieniędzy.
- Przepraszam, myślę że powinnam już iść.
Spanikowałam.
- Proszę się nie bać. Nie jestem jakimś zboczeńcem. Te buty miały być dla mojej żony, ale ona ma setki takich par w szafie. Chciałem zaproponować kolację w zamian za buty.
Zmarszczyłam czoło skonsternowana.
- Słucham? Przecież sam pan powiedział, że ma żonę.
- Jedna kolacja. Chyba, że te buty nie są aż tak ważne.
Zastanowiłam się i stwierdziłam, że muszę mieć te buty za wszelka cenę. Ale czy aż za taką, żeby ślinił się do mnie jakiś facet z kryzysem 50-latka?
Myśl Jessy, myśl!
- Najpierw buty. Założę je na kolacje.
- Przyjadę po panią jutro razem z butami.
- Jutro? Ja ich potrzebuję dzisiaj wieczorem.
- Wtedy mogłaby pani mnie oszukać i nie przyjść na kolację.
- Dobrze. Będę czekała na pana jutro o dwudziestej pod centrum handlowym.
- Tutaj?
- Tak.
- W takim razie, do jutra.
Na odchodne puścił mi oczko, a ja mało nie puściłam pawia. Własnie umówiłam się z jakimś grubym biznesmenem koło pięćdziesiątki, przez jakieś głupie buty.
Wróć! Nie są głupie! Umówiłam się z nim przez zajebiste buty. Dobrą stroną było to, że nie dałam mu numeru telefonu ani adresu, więc byłam bezpieczna.
Pełna wątpliwości poszłam na przystanek, żeby wrócić do domu z pustymi rękoma i kasą "zalegającą" w portfelu.
***
Własnie skończyłam późny obiad i stwierdziłam, ze zacznę szykować się na imprezę. W głowie kołatała mi się myśl o jutrzejszym spotkaniu z tym gościem, które z pewnością nie będzie miłe.
- Jessy! - usłyszałam z góry. - Chodź na chwilę!
Wbiegłam po schodach, po czym weszłam do pokoju brata. Na szczęście Melanie i Niallowi już przeszła chęć miziania się przy każdej możliwej okazji jakoś zaraz po moim powrocie.
- Co chcesz?
Podeszłam do przyjaciółki, siedzącej na łóżku.
- Pomóż mi wybrać ubranie na dziś. - jęknęła.
- Bez problemu.
Zagłębiłam się w ciuchach Mel i znalazłam idealny zestaw. Ciemne szorty z wysokim stanem i luźną, białą koszulka z czarnym sercem, którą wpuści w spodenki.
- Do tego założysz koturny, albo zwyczajne trampki. Jak wolisz?
- Myślę, że koturny. - uśmiechnęła się, patrząc na ubrania. - Jesteś wspaniała.
- Wiem, wiem. - powiedziałam z samozachwytem w głosie. - Powinnaś się przyzwyczaić.
W odpowiedzi cmoknęła mnie w policzek.
- Gdzie masz Nialla? - rzuciłam i rozejrzałam się po pokoju.
- Zajmuje łazienkę już jakieś pół godziny. - mruknęła zła. - Okropnie chce mi się siku.
Zaśmiałam się głośno.
- Teraz ja idę się wyszykować.
- Spadaj.
Minutę później byłam w swoim pokoju. Zdecydowałam się na ciemne, obcisłe rurki, czarny podkoszulek na ramiączka, koszulę w niebiesko-różową kratę, której rękawy podwinęłam do łokci. Na nogi założyłam turkusowe lity z ćwiekami na obcasie.
Kiedy zeszłam na dół, dwójka zakochanych czekała na mnie w salonie. Spojrzeli na mnie jednocześnie i mieli podobną reakcję. Niall zagwizdał, a Mel wytrzeszczyła oczy.
- Wyrobiłaś się siostra. - powiedział blondyn.
- Wyglądasz pięknie. - wydusiła rudowłosa.
- Dziękuję. - zarumieniłam się. - Możemy już iść?
- Tak, jasne. - braciszek chwycił kluczyki od samochodu i wskazał ręką na wyjście.
Po usadowieniu się wygodnie w fotelach, ruszyliśmy do klubu. Z racji, że Niall był kierowcą, nie będzie mógł pić. Ja zamierzałam wypić kulturalnie drinka, albo dwa. Nie wiem jak Melanie.
- Jesteśmy, szanowne panie. - oznajmił Niall tonem szofera. - Zapraszam na zajebistą zabawę w zajebistym gronie.
Mel zachichotała, a ja przewróciłam oczami na jego głupotę. Bez zbędnych ceregieli weszliśmy do środka, tylko dlatego, że ochroniarz nas znał. Swego czasu byliśmy stałymi klientami. Zatopiliśmy się w morzu ludzi i cudem znaleźliśmy wolny stolik pod ścianą. Zajęłyśmy miejsce, a Niall poszedł po napoje.
- Mam ochotę potańczyć. - powiedziałam Melanie na ucho.
Panował tu straszliwy hałas.
- Ja też, ale z miśkiem.
- Z kim? - zmarszczyłam czoło.
Wywróciła oczami i westchnęła.
- Z Niall'em.
Żartobliwie szturchnęłam ją w ramię. Wywracały mi się wnętrzności na słówka, którymi się obdarzali. Takie słodkie, że zęby mogą spróchnieć i wypaść. Prawdziwym powodem, dla którego nie lubiłam słodkich słówek, był Malik. Używał ich często wobec mnie. Słysząc "skarbie" albo "kochanie" widziałam przed oczami jego twarz. W takich momentach miałam ochotę płakać.
- To ja idę. - rzuciłam za siebie, po czym zniknęłam w tłumie skaczących gości.
Znalazłam odrobinę wolnej przestrzeni i wprawiłam ciało w ruch. Bujałam się w rytm wspaniałej muzyki. Odcięłam się od świata i innych ludzi na parkiecie.
Byłam tylko ja, taniec i muzyka.
***
*Zayn*
- Chłopaki, ograniczcie te szoty. - jęknąłem, widząc moich kupli bawiących się w "kto pierwszy odpadnie".
Osobiście wypiłem tylko jednego drinka. Nie miałem ochoty się upijać, a poza tym, jutro wieczorem miałem zawieźć gdzieś tego sukinsyna. Co tam, że powinienem mieć wolny weekend.
Jebać to.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu, ale wiele nie zobaczyłem. Wszędzie było pełno ludzi. Normalnie jak mrówek. Jedni tańczyli inni pili, a jeszcze inni lizali się po kątach. Pojedyncze osoby były trzeźwe. Westchnąłem ciężko i podniosłem tyłek z kanapy. Postanowiłem się rozruszać. Z trudem wepchnąłem się w tańczący tłum, chcąc znaleźć trochę wolnego miejsca. Przesuwałem się na środek, aż ścisk się trochę zluźnił. Wtedy moje oczy napotkały znajomą sylwetkę. Przyjrzałem się bardziej i mogłem przysiąc na serce, że to ona...
Tańczyła sama na środku parkietu. Ubrana w obcisłe rurki wyglądała mega seksownie. Mimo ściętych włosów i bycia odwróconą do mnie plecami, potrafiłem ją rozpoznać. Postanowiłem zaryzykować. Podszedłem do niej i złapałem ją za biodra. Nie pozwoliłem jej się odwrócić. Przycisnąłem klatkę do jej pleców. Zsynchronizowaliśmy swoje ruchy i po chwili byliśmy jak jeden organizm.
Tak dobrze do mnie pasowała. Tak dużo straciłem nic jej nie mówiąc.
Tak idealna...
*Jessy*
Jakiś chłopak dołączył się do mnie. Byliśmy bardzo blisko, stykaliśmy się ciałami. Nie miałam pojęcia, kto to był, ale on nie pozwalał mi się odwrócić. Zgrywaliśmy się idealnie. Przez moment w mojej wyobraźni pojawił się Zayn i to jak do siebie pasowaliśmy. Bylibyśmy razem idealni. Pozwoliłam, żeby nić porozumienia zniknęła. Uciekłam... Czułam się z tym okropnie, ale nie potrafiłam zrobić inaczej. On odbierał mi zdolność logicznego myślenia.
Piosenka się skończyła, a my dalej się przytulaliśmy. Wtedy się odwróciłam.
Zamarłam.
Nie.
To nie mogła być prawda.
Nie teraz.
Nie...
- Zayn? - jęknęłam z grymasem na twarzy.
Nie odpowiedział, tylko wpatrywał się prosto w moje oczy. Nawet mnie nie dotykał. Nie zauważyłam, kiedy zabrał dłonie z moich bioder. Czułam tą przepaść między nami. Ogromną przepaść, która nas dzieliła. Byliśmy blisko siebie, a jednocześnie tak daleko.
Staliśmy tak w centrum parkietu, nic nie mówiąc. Nie potrzebowaliśmy słów, żeby odczytać ze swoich oczu jak bardzo za sobą tęskniliśmy. Jednak żadne z nas tego nie przyznało.
- Jessy. - wyszeptał.
Może i go nie słyszała, ale czytałam z ruchu warg. Tak bardzo chciałam teraz czuć te usta na swoich, co bardzo mnie zaskoczyło. Chciałam znowu poczuć ich smak, ale wiedziałam, że to niemożliwe. To już nie był ten sam Zayn, ani ta sama Jessy.
Zdusiłam pragnienie, żeby go przytulić.
- Cześć. - uśmiechnęłam się, ale z wielkim trudem.
Chciało mi się płakać. Nie miałam pojęcia, dlaczego.
- Cześć. - odpowiedział.
Znowu zapanowała głucha cisza, nie licząc ludzi wokół nas i dudniącej muzyki. Zatopiłam się w głębinie jego czekoladowych oczu, kiedy zostałam szarpnięta za łokieć do tyłu. Nim się obejrzałam, siedziałam przy naszym stoliku.
- Co ty zrobiłaś?! - krzyknęłam na Melanie. - Dlaczego mnie odciągnęłaś?! On tam był! Co ty zrobiłaś?!
- Przestać na mnie krzyczeć! - oburzyła się.
- Dlaczego? - jęknęłam żałośnie. - Czemu to zrobiłaś?
Własnie sobie uświadomiłam, jak bardzo chciałam jego bliskości. Jak bardzo chciałam Zayna...
- Nie mogłam pozwolić, żebyś znowu to przeżywała.
- Mel, jesteśmy starsi! Ja...
Zacięłam się.
- Właśnie. - przewróciła oczami. - Co ty? Znowu byłoby to samo. Chcesz być kolejny raz zraniona. Nie nauczyłaś się nic przez tamtego idiotę Drake'a?
- Zayn mnie przed nim ostrzegał.
Próbowałam załagodzić winę Malika.
- Ostrzegał? - zaśmiała się sarkastycznie. - Chciał, żebyś to w jego łóżku wylądowała.
- Melanie! - wkurzyłam się. - Przecież i tak z nim sypiałam!
Ruda wytrzeszczyła oczy.
- Co ty powiedziałaś?
Zachowałam kamienna twarz, żeby wytrzymać jej twarde spojrzenie.
- Przepraszam, że chciałam pomóc. - powiedziała po chwili. - To twoje życie i to ty zdecydujesz w jaki sposób je sobie zniszczysz.
Zabolało. Nie traktowałam Malika jako kogoś, kto mógłby zniszczyć mi życie. Może i cierpiałam przez niego emocjonalnie, ale nigdy nie oskarżałam go o zniszczenie mi życia. Powinnam?
Jednym łykiem pozbyłam się połowy drinka. Naszykowałam się do odejścia, kiedy zatrzymał mnie głos przyjaciółki.
- Co robisz?
- Idę potańczyć.
- Idziesz do niego. - powiedziała oskarżycielsko.
Nie przytaknęłam ani nie zaprzeczyłam, bo sama nie wiedziałam po co właściwie idę. Odwróciłam się i okrążyłam stolik. Posłałam jej ostatnie, długie spojrzenie i zniknęłam w tłumie. Wcześniej byłam przekonana, że beze mnie nie odjadą, ale teraz nie miałam tej pewności.
Kilka razy przeszłam po całym klubie, posiedziałam chwilę przy barze, ale nie znalazłam Zayna. To tak, jakby się zapadł pod ziemię.
*Zayn*
Kiedy Melanie odciągnęła Jessy ode mnie, wróciłem do kolegów. Siedzieli, a właściwie leżeli, z głowami na stoliku. Przewróciłem oczami i wyciągnąłem telefon. Było po północy, a ja nie miałem kierowcy, gdyż ten który nas przywiózł postanowił sobie wypić.
Nieźle.
Rozejrzałem się wokół siebie, ale nic nie przyciągnęło mojego wzroku. Dosiadłem się do ledwo żyjącego Josha i wybrałem numer taksówki. Znałem się z kierowcą, bo często korzystałem z jego usług. Po skończeniu podawania mu informacji z adresem, schowałem telefon i zacząłem się zastanawiać nad tym, co stało się między mną a Jessy kilka minut temu. Wyraźnie czułem dzieląca nas przepaść, albo mur. To nie było to samo, co przed rokiem.
Czy znalazła kogoś?
Chyba nie powinno mnie to obchodzić. Nie jestem z nią, ani nawet się nie przyjaźnimy. Mam swoje życie, a ona swoje. Ehh... Gdyby to było takie proste jak się mówi. Do tego ta cała małolata Katy...
- Chłopaki zbieramy się! - krzyknąłem tak, żeby każdy z nich mnie usłyszał.
Dodatkowo szturchnąłem każdego po kolei. Miałem nadzieję, że dzięki temu ich ruchy będą szybsze, ale się myliłem. Przez to zaczęli mi jęczeć do ucha, jak to im źle.
"Mówiłem, żeby tyle nie pić" - pomyślałem.
Zapakowałem ich do taksówki, a sam usiadłem z przodu. Wskazałem kierowcy każdy adres po kolei i modliłem się, żeby żaden z nich nie zwymiotował.
Z myśli nie mogłem wyrzucić obrazu tej pięknej dziewczyny, za którą szalałem od tak dawna.
*Jessy*
Zrezygnowana wróciłam do stolika, ale był pusty. Zauważyłam torebkę moja i Mel, więc wiem, że nie odjechali. Pewnie wyskoczyli na parkiet się trochę zabawić. Ja już miałam dość, a założenie litów na dyskotekę było błędem. Stopy mi odpadały.
Opadłam ciężko na siedzenie i jęknęłam. Miałam ochotę wykąpać się i położyć pod mięciutką kołderką. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Do tego ta jutrzejsza kolacja ze staruchem. Ja to miałam życie... Zakochałam się w kolesiu, z którym nie mogłam być, a idę na randkę z facetem za głupie, ale zajebiste buty.
Jestem popierdolona.
Czy ja właśnie powiedziałam, że zakochałam się w Maliku? Tak? Ups. Ja... chyba nie miałam tego na myśli... Yyy... wpadka. Sama nie wiedziałam, co czuję. Chociaż tak naprawdę, to żywiłam do niego więcej niż przyjaźń od jakichś trzech lat.
Nieważne.
Przecież i tak nic nie powiem.
Chcę do domu.
środa, 14 stycznia 2015
Rozdział 41
TUM TUM DUUUUM!
Pierwszy rozdział II części!!!!
Zniecierpliwieni?
Kocham! xx
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
*Zayn*
Szef wystawił w moim kierunku palec wskazujący.
- Widzę cię jutro o szóstej rano pod budynkiem, zrozumiano?
- Oczywiście. - przytaknąłem z poważną miną.
Odwrócił się na pięcie i poszedł do swojej willi. Szczerze nienawidziłem tego skurwysyna, ale płacił mi tyle, że byłem w stanie się poświęcić. W sumie musiałem tylko wozić jego wielkopańskie dupsko, bądź jego kumpli tam, gdzie zachciał. Na szczęście dobrze znałem Bradford, więc nie miałem z tym większego problemu. Wiem, że nie on ma czystego sumienia i lubi się zabawić, ale cóż, to nie moje życie, więc się nie wtrącam.
Zdążyłem wsiąść do auta, kiedy zadzwonił mój telefon.
- Tak? odebrałem bez większej ochoty na rozmowę z kimkolwiek.
- Hej, Zayn. - usłyszałem po drugiej stronie słodziutki głosik.
- Katy. - westchnąłem.
Podrapałem czoło wolną ręką, a potem włożyłem kluczyk do stacyjki.
- Widzimy się dzisiaj, mój najdroższy przyjacielu?
- Nie wiem Katy... Jestem zmęczony. Marzę tylko o spaniu.
- Jesteś pewny, że chcesz spać sam? - zachichotała.
Nie miałem siły się z nią użerać. Pracowałem dzisiaj od piątej rano do dziesiątej wieczorem i dosłownie padałem z nóg. W międzyczasie musiałem odebrać tego gogusia z lotniska, bo nie chciało mu się zadzwonić po taksówkę. Bogacze są idiotami.
- Piękna, dobrze wiesz, że chętnie spędziłbym z tobą trochę czasu, ale dzisiaj naprawdę nie mam siły. Uwierz mi.
Cóż... starałem się jakoś wykręcić.
- Oj słodziaku! - nalegała. - Ja tak bardzo chcę cię zobaczyć. Niekoniecznie ubranego.
Wywróciłem oczami na jej słowa. Widuję się z tą małolatą od roku. Poznałem ją na imprezie Drake'a. To jego siostra. Nic do niej nie czuję. Raczej traktuję ją jak młodszą znajomą, gówniarę, lub dziewczynę do towarzystwa. Pieprzyliśmy się kilka razy, ale jej jest ciągle było mało. Myślę, że ona nie do końca rozumie słowo "przyjaciele".
Postanowiłem być stanowczy.
- Nie, Katy.
- Ale...
- Nie.
- Zayn ja...
- Nie.
- No proszę...
- Katy, kurwa, nie. - warknąłem.
Moje pokłady cierpliwości były na wyczerpaniu. Młoda miała szczęście, że rozmawialiśmy przez telefon, bo gdyby nie to, to już by stała za moimi drzwiami, które zatrzasnąłbym jej przed nosem.
- Dobrze, ale odpuszczam tylko ten jedyny raz. - zachichotała, co w tym momencie jeszcze bardziej mnie rozjuszyło.
Ona sądziła, że to są żart. To, kurwa, nie były żarty!
- Musze kończyć.
- Do zobaczenia, kochany. - cmoknęłam w słuchawkę, a ja się rozłączyłem.
Odetchnąłem z ulgą i w spokoju odpaliłem cacko, które miałem przyjemność prowadzić. Odkąd pracowałem u tego bogacza, było moją własnością. Niestety wiązało się to z tym, że byłem na każde jego zawołanie. Coś za coś...
Wyczerpany doczłapałem się do swojej kawalerki, w której cały czas mieszkam. Wymieniłem tylko meble i pomalowałem ściany. Nic wielkiego, ale to dzięki forsie z nowej pracy.
Opadłem ciężko na kanapę, która służyła mi również za łóżko. Dostałem SMS-a.
NADAWCA: Steve
Jutro sobota. Pamiętaj o porannym treningu. Tam gdzie zawsze.
Odpisałem zwyczajne "Ok". W tym czasie dostałem kolejną wiadomość.
NADAWCA: Josh
Sobota = imprezka :) Jutro w klubie będzie BANG!
Na mojej twarzy pojawił się zmęczony uśmiech. Josh zawsze wiedział jak mnie rozweselić, pewnie dlatego jest moim przyjacielem od czasów szkolnych. Nie odpisałem na jego SMS-a. Telefon odrzuciłem na ławę i przeniosłem się do kuchni. Zerknąłem na zegarek - piętnaście minut do jedenastej. Ziewnąłem, nalewając wody do szklanki. Wypiłem ją jednym chełstem. Przyjemna, zimna
i orzeźwiająca. Całkiem jak ostatnie noce, które zdarzyło mi się spędzać w otwartym oknie. Opierałem wtedy łokcie na parapecie i wychylałem się. Powietrze owiewało moją twarz, a ja
przymykałem oczy pod wpływem tej przyjemności. Wracałem wtedy myślami do ostatnich wakacji. Do niej.
Czasami rozważałem różne kierunki w jakich mogła potoczyć się nasza znajomość. Niestety to były tylko przypuszczenia. Wyleciała z Bradford, wróciła do życia sprzed wakacji, do starych znajomych. Ja zająłem się sobą. Przecież mimo wszystko miałem własne życie, prawda? To, że bez przerwy coś pieprzę, to już inna sprawa... Wypadałoby się ogarnąć, ale po co? Właśnie.
Nigdy nie miałem w życiu łatwo. Szczególnie po śmierci mamy. Musiałem sam się sobą zająć. Dopiero po chwili zauważyłem, że stoję nad zlewem pełnym brudnych naczyń, ze zwieszoną głową i zamkniętymi oczami, a w pamięci przywołuję jej bardzo niewyraźny obraz. Nie może tak być...
Otrząsnąłem się i poszedłem do łazienki. Po odbyciu wieczornej toalety, pościeliłem łóżko i wtuliłem się w mięciutką poduszkę.
***
*Jessy*
Melanie czekała na mnie w domu, w czasie kiedy Niall pojechał po mnie na lotnisko, więc teraz
siedzieliśmy we trójkę i zajadaliśmy się ciastkami i chipsami. W tle słychać włączony telewizor, ale
my byliśmy pochłonięci rozmową. Nie było konkretnego tematu. Mówimy o wszystkim i o niczym.
Tego mi brakowało.
Ruda opowiedziała wszystko, co działo się w mieście podczas mojej nieobecności, a ja zdałam im
relację ze słonecznej Kalifornii, ale to nie było aż tak ważne. Niall i Mel byli ciekawi, dlaczego przyleciałam na wakacje bez reszty "Tigers".
- Każdy z nich miał już inne plany na wakacje. Na przykład Tony zaplanował wyjazd ze swoją świeżą dziewczyną. - wyjaśniłam.
- Dziewczyną? - zdziwił się blondyn.
- Tak. Ma na imię Stella.
- Poznałaś ją? - zaciekawiła się Melanie.
- Jako jego najlepsza przyjaciółka, musiałam to zrobić.
Zaśmialiśmy się na moje słowa.
- Jest w porządku. Sympatyczna i z poczuciem humoru. - dodałam.
- Mam pomysł.
Niall oblizał palce z okruszków i postanowił kontynuować.
- Z okazji twojego przyjazdu, pójdziemy jutro na imprezkę do naszego ulubionego miejsca.
- Brawo braciszku! - zaklaskałam. - Wpadłeś na genialny pomysł.
- Dołączam się. - rudowłosa uniosła rękę.
- Ja stawiam. - rzuciłam i podniosłam się z podłogi salonu, którą zajmowaliśmy już kilka godzin.
Niall prychnął i popatrzył na mnie w górę.
- Chyba sobie żartujesz.
- Nope. - pokręciłam głową. - Mówię całkowicie poważnie.
- Jessy.
- Stać mnie. Uwierz.
- Nie pochwaliłaś się, że masz robotę? - zapytała oburzona przyjaciółka.
- No więc po tych próbnych lekcjach w ferie, kierowniczka uznała, że będą ze mnie ludzie i podpisałyśmy umowę o pracę. Od pół roku zarabiam niezły hajs.
- Ile? - powiedzieli jednocześnie.
Z tego wszystkiego wstali na równe nogi.
- To już moja słodka tajemnica. - mrugnęłam do nich. - Teraz jestem na urlopie, bo w wakacje nie ma zajęć, ale z tego powodu będę musiała wrócić do Kalifornii z końcem sierpnia.
- Mimo wszystko, strasznie się cieszę. - Melanie oplotła mnie ramionami i mocno uścisnęła.
Kiedy mnie puściła, zebrałam wszystkie śmieci i udałam się do kuchni. Zaraz za mną przywędrowała
zakochana para z resztą papierków.
Musze wam zdradzić, że Melanie od pół roku mieszka z Niallem w naszym mieszkaniu. Jej rodzice byli przeciwko, ale brat nie dał za wygraną. Zapewnił Melanie, że przejdą przez to razem i sam pojechał do jej domu, żeby przekonać upartych starszych. Po jego wizycie nawet pomogli spakować rzeczy swojej córki.
Niall umie czynić cuda.
- Idziemy spać, co? - rzuciłam leniwie.
Ziewnęłam, okazując swoje nieziemskie zmęczenie.
- Genialna myśl. - Niall poczochrał moje włosy i łapiąc rudą w pasie, poszedł do swojego, albo raczej ich, pokoju.
Tak przy okazji, ścięłam włosy. Stwierdziłam, że pora zacząć wszystko od nowa i zaraz po przyjeździe do Kalifornii poszłam do fryzjera.
Powstała nowa ja.
Zmieniłam myślenie, ale jednego nie mogłam się pozbyć...
Widoku brązowych tęczówek.
Długo po wylocie z Bradford myślałam "co by było gdyby...". Niestety, to tylko domysły. Może i chciałam zmienić pewne rzeczy, ale teraz było na to za późno. I on, i ja mamy własne życie. Wróciłam tu, bez zamierzenia by poddać się przeszłości. Nie mogę dać jej kontroli nade mną. Nie teraz, kiedy wszystko zaczyna się układać.
Ocknęłam się z zamyślenia i spostrzegłam, że stoję z opuszczoną głową i zamkniętymi oczami, nad pustym zlewem. Przetarłam zmęczone oczy i poczłapałam do swojego pokoju, po drodze zahaczając o łazienkę, gdzie odbyłam wieczorną toaletę. Czyściutka, przebrana i odprężona położyłam się do łóżka i przykryłam ciepłą kołdrą.
***
*Zayn*
Zwlokłem się z wygodnego łóżka i poczłapałem do łazienki. Wziąłem zimny prysznic, żeby się rozbudzić i stwierdziłem, że nie będę się dzisiaj golił. Miałem jechać po tego bogatego debila do jego apartamentowca. Przez niego musiałem wstać o piątej rano.
Nadęty bufon.
Zjadłem szybkie śniadanie, ubrałem się w strój roboczy, czyli garnitur i zamknąłem za sobą drzwi, wychodząc. Nie minęło pół godziny, a byłem na miejscu. Poczekałem cierpliwie pięć minut, a wtedy pojawił się mój szef. Wsiadł, trzaskając ja zwykle, drzwiami. Przewróciłem oczami i odpaliłem silnik.
- Do mojego domu.
- Tak jest.
Tak, ten skurwiel mieszka w normalnym, ale ogromnym domu i nawet ma "szczęśliwą" rodzinkę, którą miałem okazję poznać. Jego żona wmawia sobie, że jej mężulek wcale jej nie zdradza, a on wraca każdego ranka z nowym śladem szminki na koszuli i ciele. Dwoje dzieci, chłopiec i dziewczynka, są wychowywane przez prywatne niańki i raczej nie interesuje ich życie miłosne rodziców. Zależy im na kasie i imponowaniu znajomym w prywatnej szkole.
Eh... Tacy to mają zjebane życie. Po co zakładać rodzinę skoro i tak się na nią nie zasługuje?
Dziwne, co? Ja z takimi przekonaniami? Słynny Zayn Bad Boy Malik? Niestety. To nazywa się dorastaniem. Mam te dwadzieścia dwa lata. Mam swoje głupie zachowania, ale nie brakuje mi inteligencji i rozważnego myślenia. Życie potrafi czegoś człowieka nauczyć. Są lepsze i gorsze dni, ale ogólnie nie mam na co narzekać.
- Możesz szybciej? - warknął tamten.
- Tutaj jest ograniczenie, proszę pana.
- Nie obchodzi mnie to.
- Jeśli zatrzyma nas policja, stracimy więcej czasu.
Facet o nazwisku Wilson zastanowił się chwilę.
- W porządku. - przytaknął z grymasem na twarzy. - Może powinienem dać ci podwyżkę, co?
- Pańska decyzja, proszę pana.
Uszami wychodziła mi ta formalność, ale musiałem się przyzwyczaić. Pracuję dla niego od jakiegoś pół roku, ale do tej pory mam ochotę mu nawrzucać.
- Jesteśmy, proszę pana. - oznajmiłem, zatrzymując się na podjeździe przed bramą.
- Możesz już jechać. Dzisiaj masz wolne. Bądź jutro pod telefonem. - powiedział i wysiadł z samochodu.
- Tak jest, proszę pana.
Skinął do mnie głową na pożegnanie i zniknął za potężną furtką rezydencji. Odetchnąłem z ulgą, że jest dopiero siódma rano i mam jeszcze cały dzień dla siebie.
***
- Malik, co to za spóźnienia?! - krzyknął Steve, kiedy tylko mnie zobaczył.
- Praca... - westchnąłem ciężko.
- Na która miałeś? - zainteresował się Mark.
- Szósta.
- Pierdolisz! - Josh wytrzeszczył oczy.
- Brawo za stawienie się na treningu, kolego.
Steve podszedł i z pocieszającym uśmiechem poklepał mnie po ramieniu.
- Dzięki. - rzuciłem i usiadłem na obręczy odgradzającej nasz "plac zabaw" od ulicy.
Wykupiliśmy na własność plac ze starym placem zabaw dla dzieci i trochę go przerobiliśmy. Tak, żeby można było ćwiczyć naszą dyscyplinę. Park był zaraz za miastem, w odosobnieniu, więc nie było problemu z ewentualnym wpadaniem na ludzi.
Nie moja wina, że się spóźniłem. Przyjechałem od razu po przebraniu się ciuchy wygodne do treningu i złapaniu w przelocie bardzo dojrzałego banana ze stołu. Miałem nieziemską ochotę położyć się spać, ale musieliśmy przećwiczyć najnowsze triki. Ostatnio przez niedopracowanie odpadliśmy z konkursu. To dało nam kopa do działania.
***
*Jessy*
Otworzyłam oczy z utęsknieniem, myśląc o moim śnie. Byłam tak piękny, że nie miałam ochoty się budzić tylko zostać w nim na zawsze. Cóż... to niemożliwe. Eh...
Doprowadziłem się do porządku w łazience i rejestrując godzinę dziesiątą rano na moi zegarku, poszłam do kuchni, żeby zjeść śniadanie. Wstawiłam wodę na kawę i zaczęłam przeszukiwać lodówkę za czymś przydatnym na pierwszy posiłek. Zdecydowałam się na mleko i płatki kukurydziane.
Standardowo.
Zrobiłam sobie kawę rozpuszczalną z mlekiem w moim ulubionym kubku, po czym zasiadłam do stołu. W trakcie mojego konsumowania, do pomieszczenia wszedł Niall.
- Dzień dobry. - rzucił z uśmiechem za milion dolarów.
- Hej. Co taki wesoły?
Przyjrzałam mu się podejrzanie.
- Jakoś tak. - machnął dłonią lekceważąco.
Ej! Mnie się nie zbywa od tak!
- Mów, no.
Blondyn spojrzał na wyświetlacz komórki, napełnił dwie szklanki sokiem jabłkowym i wyszedł. Już wiedziałam, o co chodzi. Niall i Mel spędzili razem cudowną noc i dzisiaj będą cały dzień do siebie ćwierkać. Mam nadzieję, że chociaż na imprezę się ogarną.
Odstawiłam puste naczynia do zlewu i wróciłam do siebie z zamiarem wybrania ciuchów, w których będę mogła pokazać się na mieście. Zamierzam pochodzić po sklepach za nowymi butami. Odłożyłam kasę, żeby kupić sobie przyzwoite szpilki. Zapukałam do drzwi brata, słysząc za nimi szmery i szepty. Następnie w wejściu pojawił się blondyn.
- Co chcesz?
- Idę na miasto. Mówię, żebyście mnie później nie szukali, jak już ockniecie się ze swojej cudownej bajeczki.
- Tak, tak. Dzięki, a teraz spadaj. - rzucił, uśmiechając się głupio.
Zanim zamknął drzwi, wystawił do mnie język. Pokazałam mu środkowy palec i szybko zbiegłam na dół.
Poszłam na przystanek autobusowy, gdyż miałam ochotę trochę się przejść i przypomnieć sobie, jak to było kiedy jeździłam do starego liceum. Z drugiej strony, nie chciało mi się wyciągać z garażu samochodu brata.
Tak, potrafię być niezłym leniem.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dobra...
Może to nie jest to, czego oczekiwaliście, ale druga część musi się jakoś zacząć i musi się trochę rozjaśnić ta cała sytuacja z wyjazdem i w ogóle.
Nie bądźcie źli, bo już niedługo akcja się rozkręci ;)
Miłego czytania! xx
P.S. Nie opuszczajcie mnie :* :* :*
Pierwszy rozdział II części!!!!
Zniecierpliwieni?
Kocham! xx
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
*Zayn*
Szef wystawił w moim kierunku palec wskazujący.
- Widzę cię jutro o szóstej rano pod budynkiem, zrozumiano?
- Oczywiście. - przytaknąłem z poważną miną.
Odwrócił się na pięcie i poszedł do swojej willi. Szczerze nienawidziłem tego skurwysyna, ale płacił mi tyle, że byłem w stanie się poświęcić. W sumie musiałem tylko wozić jego wielkopańskie dupsko, bądź jego kumpli tam, gdzie zachciał. Na szczęście dobrze znałem Bradford, więc nie miałem z tym większego problemu. Wiem, że nie on ma czystego sumienia i lubi się zabawić, ale cóż, to nie moje życie, więc się nie wtrącam.
Zdążyłem wsiąść do auta, kiedy zadzwonił mój telefon.
- Tak? odebrałem bez większej ochoty na rozmowę z kimkolwiek.
- Hej, Zayn. - usłyszałem po drugiej stronie słodziutki głosik.
- Katy. - westchnąłem.
Podrapałem czoło wolną ręką, a potem włożyłem kluczyk do stacyjki.
- Widzimy się dzisiaj, mój najdroższy przyjacielu?
- Nie wiem Katy... Jestem zmęczony. Marzę tylko o spaniu.
- Jesteś pewny, że chcesz spać sam? - zachichotała.
Nie miałem siły się z nią użerać. Pracowałem dzisiaj od piątej rano do dziesiątej wieczorem i dosłownie padałem z nóg. W międzyczasie musiałem odebrać tego gogusia z lotniska, bo nie chciało mu się zadzwonić po taksówkę. Bogacze są idiotami.
- Piękna, dobrze wiesz, że chętnie spędziłbym z tobą trochę czasu, ale dzisiaj naprawdę nie mam siły. Uwierz mi.
Cóż... starałem się jakoś wykręcić.
- Oj słodziaku! - nalegała. - Ja tak bardzo chcę cię zobaczyć. Niekoniecznie ubranego.
Wywróciłem oczami na jej słowa. Widuję się z tą małolatą od roku. Poznałem ją na imprezie Drake'a. To jego siostra. Nic do niej nie czuję. Raczej traktuję ją jak młodszą znajomą, gówniarę, lub dziewczynę do towarzystwa. Pieprzyliśmy się kilka razy, ale jej jest ciągle było mało. Myślę, że ona nie do końca rozumie słowo "przyjaciele".
Postanowiłem być stanowczy.
- Nie, Katy.
- Ale...
- Nie.
- Zayn ja...
- Nie.
- No proszę...
- Katy, kurwa, nie. - warknąłem.
Moje pokłady cierpliwości były na wyczerpaniu. Młoda miała szczęście, że rozmawialiśmy przez telefon, bo gdyby nie to, to już by stała za moimi drzwiami, które zatrzasnąłbym jej przed nosem.
- Dobrze, ale odpuszczam tylko ten jedyny raz. - zachichotała, co w tym momencie jeszcze bardziej mnie rozjuszyło.
Ona sądziła, że to są żart. To, kurwa, nie były żarty!
- Musze kończyć.
- Do zobaczenia, kochany. - cmoknęłam w słuchawkę, a ja się rozłączyłem.
Odetchnąłem z ulgą i w spokoju odpaliłem cacko, które miałem przyjemność prowadzić. Odkąd pracowałem u tego bogacza, było moją własnością. Niestety wiązało się to z tym, że byłem na każde jego zawołanie. Coś za coś...
Wyczerpany doczłapałem się do swojej kawalerki, w której cały czas mieszkam. Wymieniłem tylko meble i pomalowałem ściany. Nic wielkiego, ale to dzięki forsie z nowej pracy.
Opadłem ciężko na kanapę, która służyła mi również za łóżko. Dostałem SMS-a.
NADAWCA: Steve
Jutro sobota. Pamiętaj o porannym treningu. Tam gdzie zawsze.
Odpisałem zwyczajne "Ok". W tym czasie dostałem kolejną wiadomość.
NADAWCA: Josh
Sobota = imprezka :) Jutro w klubie będzie BANG!
Na mojej twarzy pojawił się zmęczony uśmiech. Josh zawsze wiedział jak mnie rozweselić, pewnie dlatego jest moim przyjacielem od czasów szkolnych. Nie odpisałem na jego SMS-a. Telefon odrzuciłem na ławę i przeniosłem się do kuchni. Zerknąłem na zegarek - piętnaście minut do jedenastej. Ziewnąłem, nalewając wody do szklanki. Wypiłem ją jednym chełstem. Przyjemna, zimna
i orzeźwiająca. Całkiem jak ostatnie noce, które zdarzyło mi się spędzać w otwartym oknie. Opierałem wtedy łokcie na parapecie i wychylałem się. Powietrze owiewało moją twarz, a ja
przymykałem oczy pod wpływem tej przyjemności. Wracałem wtedy myślami do ostatnich wakacji. Do niej.
Czasami rozważałem różne kierunki w jakich mogła potoczyć się nasza znajomość. Niestety to były tylko przypuszczenia. Wyleciała z Bradford, wróciła do życia sprzed wakacji, do starych znajomych. Ja zająłem się sobą. Przecież mimo wszystko miałem własne życie, prawda? To, że bez przerwy coś pieprzę, to już inna sprawa... Wypadałoby się ogarnąć, ale po co? Właśnie.
Nigdy nie miałem w życiu łatwo. Szczególnie po śmierci mamy. Musiałem sam się sobą zająć. Dopiero po chwili zauważyłem, że stoję nad zlewem pełnym brudnych naczyń, ze zwieszoną głową i zamkniętymi oczami, a w pamięci przywołuję jej bardzo niewyraźny obraz. Nie może tak być...
Otrząsnąłem się i poszedłem do łazienki. Po odbyciu wieczornej toalety, pościeliłem łóżko i wtuliłem się w mięciutką poduszkę.
***
*Jessy*
Melanie czekała na mnie w domu, w czasie kiedy Niall pojechał po mnie na lotnisko, więc teraz
siedzieliśmy we trójkę i zajadaliśmy się ciastkami i chipsami. W tle słychać włączony telewizor, ale
my byliśmy pochłonięci rozmową. Nie było konkretnego tematu. Mówimy o wszystkim i o niczym.
Tego mi brakowało.
Ruda opowiedziała wszystko, co działo się w mieście podczas mojej nieobecności, a ja zdałam im
relację ze słonecznej Kalifornii, ale to nie było aż tak ważne. Niall i Mel byli ciekawi, dlaczego przyleciałam na wakacje bez reszty "Tigers".
- Każdy z nich miał już inne plany na wakacje. Na przykład Tony zaplanował wyjazd ze swoją świeżą dziewczyną. - wyjaśniłam.
- Dziewczyną? - zdziwił się blondyn.
- Tak. Ma na imię Stella.
- Poznałaś ją? - zaciekawiła się Melanie.
- Jako jego najlepsza przyjaciółka, musiałam to zrobić.
Zaśmialiśmy się na moje słowa.
- Jest w porządku. Sympatyczna i z poczuciem humoru. - dodałam.
- Mam pomysł.
Niall oblizał palce z okruszków i postanowił kontynuować.
- Z okazji twojego przyjazdu, pójdziemy jutro na imprezkę do naszego ulubionego miejsca.
- Brawo braciszku! - zaklaskałam. - Wpadłeś na genialny pomysł.
- Dołączam się. - rudowłosa uniosła rękę.
- Ja stawiam. - rzuciłam i podniosłam się z podłogi salonu, którą zajmowaliśmy już kilka godzin.
Niall prychnął i popatrzył na mnie w górę.
- Chyba sobie żartujesz.
- Nope. - pokręciłam głową. - Mówię całkowicie poważnie.
- Jessy.
- Stać mnie. Uwierz.
- Nie pochwaliłaś się, że masz robotę? - zapytała oburzona przyjaciółka.
- No więc po tych próbnych lekcjach w ferie, kierowniczka uznała, że będą ze mnie ludzie i podpisałyśmy umowę o pracę. Od pół roku zarabiam niezły hajs.
- Ile? - powiedzieli jednocześnie.
Z tego wszystkiego wstali na równe nogi.
- To już moja słodka tajemnica. - mrugnęłam do nich. - Teraz jestem na urlopie, bo w wakacje nie ma zajęć, ale z tego powodu będę musiała wrócić do Kalifornii z końcem sierpnia.
- Mimo wszystko, strasznie się cieszę. - Melanie oplotła mnie ramionami i mocno uścisnęła.
Kiedy mnie puściła, zebrałam wszystkie śmieci i udałam się do kuchni. Zaraz za mną przywędrowała
zakochana para z resztą papierków.
Musze wam zdradzić, że Melanie od pół roku mieszka z Niallem w naszym mieszkaniu. Jej rodzice byli przeciwko, ale brat nie dał za wygraną. Zapewnił Melanie, że przejdą przez to razem i sam pojechał do jej domu, żeby przekonać upartych starszych. Po jego wizycie nawet pomogli spakować rzeczy swojej córki.
Niall umie czynić cuda.
- Idziemy spać, co? - rzuciłam leniwie.
Ziewnęłam, okazując swoje nieziemskie zmęczenie.
- Genialna myśl. - Niall poczochrał moje włosy i łapiąc rudą w pasie, poszedł do swojego, albo raczej ich, pokoju.
Tak przy okazji, ścięłam włosy. Stwierdziłam, że pora zacząć wszystko od nowa i zaraz po przyjeździe do Kalifornii poszłam do fryzjera.
Powstała nowa ja.
Zmieniłam myślenie, ale jednego nie mogłam się pozbyć...
Widoku brązowych tęczówek.
Długo po wylocie z Bradford myślałam "co by było gdyby...". Niestety, to tylko domysły. Może i chciałam zmienić pewne rzeczy, ale teraz było na to za późno. I on, i ja mamy własne życie. Wróciłam tu, bez zamierzenia by poddać się przeszłości. Nie mogę dać jej kontroli nade mną. Nie teraz, kiedy wszystko zaczyna się układać.
Ocknęłam się z zamyślenia i spostrzegłam, że stoję z opuszczoną głową i zamkniętymi oczami, nad pustym zlewem. Przetarłam zmęczone oczy i poczłapałam do swojego pokoju, po drodze zahaczając o łazienkę, gdzie odbyłam wieczorną toaletę. Czyściutka, przebrana i odprężona położyłam się do łóżka i przykryłam ciepłą kołdrą.
***
*Zayn*
Zwlokłem się z wygodnego łóżka i poczłapałem do łazienki. Wziąłem zimny prysznic, żeby się rozbudzić i stwierdziłem, że nie będę się dzisiaj golił. Miałem jechać po tego bogatego debila do jego apartamentowca. Przez niego musiałem wstać o piątej rano.
Nadęty bufon.
Zjadłem szybkie śniadanie, ubrałem się w strój roboczy, czyli garnitur i zamknąłem za sobą drzwi, wychodząc. Nie minęło pół godziny, a byłem na miejscu. Poczekałem cierpliwie pięć minut, a wtedy pojawił się mój szef. Wsiadł, trzaskając ja zwykle, drzwiami. Przewróciłem oczami i odpaliłem silnik.
- Do mojego domu.
- Tak jest.
Tak, ten skurwiel mieszka w normalnym, ale ogromnym domu i nawet ma "szczęśliwą" rodzinkę, którą miałem okazję poznać. Jego żona wmawia sobie, że jej mężulek wcale jej nie zdradza, a on wraca każdego ranka z nowym śladem szminki na koszuli i ciele. Dwoje dzieci, chłopiec i dziewczynka, są wychowywane przez prywatne niańki i raczej nie interesuje ich życie miłosne rodziców. Zależy im na kasie i imponowaniu znajomym w prywatnej szkole.
Eh... Tacy to mają zjebane życie. Po co zakładać rodzinę skoro i tak się na nią nie zasługuje?
Dziwne, co? Ja z takimi przekonaniami? Słynny Zayn Bad Boy Malik? Niestety. To nazywa się dorastaniem. Mam te dwadzieścia dwa lata. Mam swoje głupie zachowania, ale nie brakuje mi inteligencji i rozważnego myślenia. Życie potrafi czegoś człowieka nauczyć. Są lepsze i gorsze dni, ale ogólnie nie mam na co narzekać.
- Możesz szybciej? - warknął tamten.
- Tutaj jest ograniczenie, proszę pana.
- Nie obchodzi mnie to.
- Jeśli zatrzyma nas policja, stracimy więcej czasu.
Facet o nazwisku Wilson zastanowił się chwilę.
- W porządku. - przytaknął z grymasem na twarzy. - Może powinienem dać ci podwyżkę, co?
- Pańska decyzja, proszę pana.
Uszami wychodziła mi ta formalność, ale musiałem się przyzwyczaić. Pracuję dla niego od jakiegoś pół roku, ale do tej pory mam ochotę mu nawrzucać.
- Jesteśmy, proszę pana. - oznajmiłem, zatrzymując się na podjeździe przed bramą.
- Możesz już jechać. Dzisiaj masz wolne. Bądź jutro pod telefonem. - powiedział i wysiadł z samochodu.
- Tak jest, proszę pana.
Skinął do mnie głową na pożegnanie i zniknął za potężną furtką rezydencji. Odetchnąłem z ulgą, że jest dopiero siódma rano i mam jeszcze cały dzień dla siebie.
***
- Malik, co to za spóźnienia?! - krzyknął Steve, kiedy tylko mnie zobaczył.
- Praca... - westchnąłem ciężko.
- Na która miałeś? - zainteresował się Mark.
- Szósta.
- Pierdolisz! - Josh wytrzeszczył oczy.
- Brawo za stawienie się na treningu, kolego.
Steve podszedł i z pocieszającym uśmiechem poklepał mnie po ramieniu.
- Dzięki. - rzuciłem i usiadłem na obręczy odgradzającej nasz "plac zabaw" od ulicy.
Wykupiliśmy na własność plac ze starym placem zabaw dla dzieci i trochę go przerobiliśmy. Tak, żeby można było ćwiczyć naszą dyscyplinę. Park był zaraz za miastem, w odosobnieniu, więc nie było problemu z ewentualnym wpadaniem na ludzi.
Nie moja wina, że się spóźniłem. Przyjechałem od razu po przebraniu się ciuchy wygodne do treningu i złapaniu w przelocie bardzo dojrzałego banana ze stołu. Miałem nieziemską ochotę położyć się spać, ale musieliśmy przećwiczyć najnowsze triki. Ostatnio przez niedopracowanie odpadliśmy z konkursu. To dało nam kopa do działania.
***
*Jessy*
Otworzyłam oczy z utęsknieniem, myśląc o moim śnie. Byłam tak piękny, że nie miałam ochoty się budzić tylko zostać w nim na zawsze. Cóż... to niemożliwe. Eh...
Doprowadziłem się do porządku w łazience i rejestrując godzinę dziesiątą rano na moi zegarku, poszłam do kuchni, żeby zjeść śniadanie. Wstawiłam wodę na kawę i zaczęłam przeszukiwać lodówkę za czymś przydatnym na pierwszy posiłek. Zdecydowałam się na mleko i płatki kukurydziane.
Standardowo.
Zrobiłam sobie kawę rozpuszczalną z mlekiem w moim ulubionym kubku, po czym zasiadłam do stołu. W trakcie mojego konsumowania, do pomieszczenia wszedł Niall.
- Dzień dobry. - rzucił z uśmiechem za milion dolarów.
- Hej. Co taki wesoły?
Przyjrzałam mu się podejrzanie.
- Jakoś tak. - machnął dłonią lekceważąco.
Ej! Mnie się nie zbywa od tak!
- Mów, no.
Blondyn spojrzał na wyświetlacz komórki, napełnił dwie szklanki sokiem jabłkowym i wyszedł. Już wiedziałam, o co chodzi. Niall i Mel spędzili razem cudowną noc i dzisiaj będą cały dzień do siebie ćwierkać. Mam nadzieję, że chociaż na imprezę się ogarną.
Odstawiłam puste naczynia do zlewu i wróciłam do siebie z zamiarem wybrania ciuchów, w których będę mogła pokazać się na mieście. Zamierzam pochodzić po sklepach za nowymi butami. Odłożyłam kasę, żeby kupić sobie przyzwoite szpilki. Zapukałam do drzwi brata, słysząc za nimi szmery i szepty. Następnie w wejściu pojawił się blondyn.
- Co chcesz?
- Idę na miasto. Mówię, żebyście mnie później nie szukali, jak już ockniecie się ze swojej cudownej bajeczki.
- Tak, tak. Dzięki, a teraz spadaj. - rzucił, uśmiechając się głupio.
Zanim zamknął drzwi, wystawił do mnie język. Pokazałam mu środkowy palec i szybko zbiegłam na dół.
Poszłam na przystanek autobusowy, gdyż miałam ochotę trochę się przejść i przypomnieć sobie, jak to było kiedy jeździłam do starego liceum. Z drugiej strony, nie chciało mi się wyciągać z garażu samochodu brata.
Tak, potrafię być niezłym leniem.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dobra...
Może to nie jest to, czego oczekiwaliście, ale druga część musi się jakoś zacząć i musi się trochę rozjaśnić ta cała sytuacja z wyjazdem i w ogóle.
Nie bądźcie źli, bo już niedługo akcja się rozkręci ;)
Miłego czytania! xx
P.S. Nie opuszczajcie mnie :* :* :*
sobota, 10 stycznia 2015
Łącznik
*Jessy*
1. Po tygodniu w Lizbonie.
- Boże, oni są wspaniali! - zachwycałam się. - Tacy wysportowani i sprawni. Też by tak chciała.
- Kochana, wystarczy tylko ciężko trenować. - uszczypnął mnie w policzek.
- Drake, dobrze wiesz, że jestem małym leniem.
- Tak. - westchnął. - Moim malutkim leniuszkiem.
Oparłam głowę o jego ramię, a on owinął ręką moje ramiona. Uśmiechnęłam się do siebie, łudząc się, że tak będzie już zawsze. Co mogło być lepszego od wakacji w Lizbonie z niezwykle przystojnym mężczyzną, z którym właśnie przytulałam się na sofie. Nie powiedziałabym, że jesteśmy razem, ale chyba na to się zbiera. Czasami Drake skrada mi całusy, uśmiechając się przy tym zadziornie. Robiłam się wówczas niesamowicie zawstydzona, a wtedy przychodził mi na myśl Zayn...
Czy o nim zapomniałam? Nie.
Ostatni raz widzieliśmy się na imprezie "Yamakasi", po której wróciłam do domu, a Malik pojechał do Katy. Nie miałam jej za złe tego, że zauroczyła się mulatem. Przecież nie należał do mnie, ani ja do niego.
Proste.
Natomiast ostatni raz słyszeliśmy się, kiedy dzień przed wyjazdem zadzwonił do nie i wypowiedział słowa, które mam w głowie do tej pory:
"Znowu cię straciłem"
Na początku nie wiedziałam jak zrozumieć to zdanie, ale z czasem, minuta po minucie, połączyłam wszystkie wątki. Nie lubiłam do tego wracać... Teraz jestem szczęśliwa z Drake'em.
Niespodziewanie mężczyzna pochylił się nade mną i złączył nasze usta w głębokim pocałunku. Zaskoczona odwzajemniłam go, chwytając tył jego głowy. Z kanapy w salonie, który był częścią domku letniskowego przywódcy "Yamakasi", przeszliśmy do sypialni. Przeżyłam wspaniały orgazm, po którym sądziłam, że to wszystko zostanie już tak na zawsze.
Jeszcze nie wiedziałam jak bardzo się myliłam...
2. Po trzech w tygodniach w Lizbonie.
Ja i Drake spędzaliśmy dużo czasu na pieszczotach i intymnych momentach. Zwiedziliśmy miasto, codziennie okupowaliśmy najbliższą plażę i uczestniczyliśmy w treningach tych niezwykłych ludzi. Ciągle nie mogłam wyjść z podziwu, że spotkał mnie taki zaszczyt. Samo przebywanie w Lizbonie z tym człowiekiem było takie... hmm... wspaniałe.
Jednak moje szczęście nie trwało długo...
Tydzień przed naszym powrotem, podczas którego miałam być podrzucona do Kalifornii, Drake drastycznie się zmienił. Zaczął co wieczór wychodzić na imprezy, nie zabierając mnie. Twierdził, że chce spędzić czas ze swoimi kumplami, których, swoją drogą, miał na co dzień w Londynie. Tolerowałam to, ale w głębi serca zaczęłam czuć niepokój, że Zayn miał rację. Drake'owi chodziło o jedno... Po prostu chciał się ze mną przespać, a ja dałam mu do tego świetną okazję.
Wiem, jestem idiotką.
Teraz nie wrócę do Malika z podkulonym ogonem, żeby przyznać mu rację. Nie mogę.
Wytrzymam.
3. Dzień powrotu.
Spakowałam swoją walizkę i po raz kolejny sprawdziłam, czy wszystko zabrałam.
- Drake. - zwróciłam uwagę krzątającego się po kuchni mężczyzny.
- Hm?
Nawet nie odwrócił się w moja stronę. Stał plecami do mnie. Zacisnęłam pięści, żeby utrzymać emocje na wodzy.
- Mógłbyś spojrzeć na mnie łaskawie?
Z litościwym westchnięciem stanął ze mną twarzą w twarz. Zmierzył mnie obojętnym spojrzeniem
i wrócił do picia wody.
- Coś się stało? - zapytał, kiedy opróżnił butelkę.
- Tak. - stwierdziłam stanowczo. - Nie zachowujesz się względem mnie tak, jak na początku. To nie w porządku.
Prychnął zaskoczony moimi słowami.
- Nie w porządku?
- Tak.
- Przepraszam, ale czy ja się do czegoś zobowiązywałem?
To, co powiedział zbiło mnie z tropu.
- Co?
- Kochanie... - oparł się biodrem o blat. - W łóżku jesteś wspaniała i bawiłem się z tobą naprawdę dobrze, ale wiesz... pewne rzeczy czasami w końcu cię nudzą.
Wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia.
- Żartujesz sobie?
- Mówię całkowicie poważnie.
- Jesteś dupkiem! - krzyknęłam. - Myślałam, że to całe flirtowanie i ta wycieczka do czegoś prowadzą! Myślałam, że miałeś jakieś plany związane z nami!
- Miałem i zdobyłem to czego chciałem.
- Czyli co?
- Ciebie kochanie, ciebie. - mrugnął do mnie. - Miałem twoje ciało przez okrągłe trzy tygodnie. Więcej niż założyłem. Sądziłem, że jesteś bystra i wcześnie się zorientujesz, ale cóż...
- Chuj z ciebie.
- Już to gdzieś słyszałem... Ach tak! Powiedziała mi to laska, z którą spałem jakiś tydzień temu. Też była tak głupia i myślała, że coś z tego będzie.
Zaniemówiłam, a on kontynuował.
- Teraz przyszła kolej na następną foczkę, która nie będzie mogła mi się oprzeć. Szkoda, że nie posłuchałaś Malika i chciałaś zrobić mu na złość. Przykro mi, ale chyba ci nie wyszło.
Podeszłam do niego szybkim krokiem i zamachnęłam się z całej siły uderzając go w twarz.
- Jesteś popierdolony!
- Wszystko tak, jak przewidziałem.
Zachłysnęłam się powietrzem, wpatrując się w jego tak mylne, przystojne oblicze. Teraz te wszystkie jego gesty wydały mi się obleśne i bolące. Nienawidziłam siebie, nienawidziłam swojej głupoty.
- Chcę wrócić do Kalifornii, a później więcej się nie zobaczymy. - oznajmiłam.
Chwyciłam walizkę i wyszłam z domku.
***
Dolecieliśmy na miejsce.
Drake pomógł mi donieść walizkę do taksówki, a ja nie odezwałam się do niego słowem.
- Żegnaj. - powiedział, odstawiając mój bagaż.
Stanęłam z nim twarzą w twarz i zmusiłam się do wypowiedzenia ostatniego zdania. Chciało mi się rzygać na jego widok.
- Żegnaj, Drake. Życzę ci wszystkiego co najgorsze.
Następnie wsiadłam do samochodu i zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Ostatnie, co widziałam, to jego zaskoczone spojrzenie. Teraz pozostało mi tylko wrócić na uczelnię z uczuciem wstydu i porażki.
Nie wspominając już o złamanym sercu.
4. Ferie 2016r.
- Przylatujesz na ferie? - to właśnie te słowa usłyszałam jako pierwsze po odebraniu telefonu.
- Niall... - westchnęłam, siadając na swoim łóżku.
- Jessy wiem, że bardzo chciałabyś odwiedzić mnie i Mel.
Potarłam czoło w geście zdenerwowania.
- Braciszku mój najdroższy...
Musiałam mu jakoś o tym powiedzieć.
- Co się stało?
- Nie mogę przylecieć na ferie do Bradford, mam inne plany.
- Jakie? Coś przeskrobałaś? Nie masz kasy?
- Nie! - zaśmiałam się. - Dostałam pewną propozycję...
- Konkrety poproszę.
- Zadzwoniła do mnie babka ze szkoły tańca i zaproponowała, żebym przez okres próbny przeprowadziła zajęcia z dziećmi. Jeśli dobrze się spiszę, to podpiszemy umowę i będę miała pracę, a jednocześnie będę robiła to, co kocham nad życie.
- Zadzwoniła tak bez powodu?
- Kiedy przyleciałam do Kalifornii, zapisałam się na zajęcia w dość dobrej, ale mało sławnej szkole tańca. Wiesz... początkujący młodzi ludzie i te sprawy. Postanowiłam zobaczyć, czy dalej mam tego kopa co kiedyś. Okazało się, że na szczęście nic nie straciłam, nie tańcząc przez te kilka lat.
- Jessy! To wspaniale! - krzyknął uradowany.
- Wiem Niall... wiem. - uśmiechnęłam się szeroko, chociaż wiedziałam, że on tego nie zobaczy.
- W takim razie, wybaczam ci.
- Wielkie dzięki.
Odetchnęłam z ulgą, że mnie zrozumiał.
- Życzę powodzenia, a ja lecę, bo umówiłem się z moim kociakiem.
- Pozdrów ją. Kocham was. - cmoknęłam do słuchawki się się rozłączyłam.
5. Maj 2016r.
- Już jestem! - krzyknęłam w przestrzeń.
- Tutaj! - usłyszałam z końca placu.
Przebyłam odległość kilku metrów i znalazłam moje małpki odpoczywające na murku. Dorobiliśmy się własnego placu do ćwiczeń. Myśleliście, że zrezygnowałam z biegania po murkach i pokonywania przeszkód? Oczywiście, że nie! Nie mogłabym zostawić moich kochanych chłopaków na lodzie. Przed nami, dokładnie za tydzień, kolejne zawody.
- Hej. - rzuciłam i z każdym przywitałam się buziakiem w policzek. - Co tam?
- Po staremu, kochanie. - Max zarzucił mi rękę na ramiona i przyciągnął do siebie.
Zachichotałam i połaskotałam go, ale to nic nie dało. Nie miał łaskotek.
- Chyba pora zaczynać. - rzucił Tony i przydeptał butem wypalonego papierosa.
- Musimy być najlepsi! - krzyknęłam, unosząc zaciśnięte pięści do góry.
- Tak, tak. - mruknął Alex. - Chodź już.
Chłopak pociągnął mnie za dłoń, dzięki czemu zrównaliśmy się z resztą tygrysów i raźnym krokiem poszliśmy w kierunku pierwszej przeszkody.
- Jessy? - przy moim boku pojawił się Tony.
- No?
- Po zakończeniu roku lecisz do Bradford?
- Tak, a co?
- Nic... Tak pytam.
- Nie chcesz, żebym leciała? Masz coś przeciwko?
- Wiesz, tam będzie ten cały Zayn i ten drugi... ten Drake i nie chcę, żebyś znowu cierpiała.
- Tony, dam sobie radę. W końcu wczoraj skończyłam dwadzieścia jeden lat, więc chyba jestem wystarczająco duża, żeby podejmować decyzję za siebie. Nikt nie powiedział, że wracam tam do Malika czy tego chuja Drake'a...
- Wiem, przepraszam.
- Myślę, że powinniśmy sobie ufać i się wspierać. W końcu przyjaźnimy się naprawdę długo.
- Masz rację, dlatego odwiozę cię na lotnisko.
- My też! - usłyszałam zbiorowy krzyk.
Prawdopodobnie podsłuchiwali naszą rozmowę.
Ehh... jak zwykle.
6. Lot do domu.
- Pamiętaj, że masz być grzeczna, tak?
- Pamiętam, Max. - przytaknęłam ze śmiechem.
Przytuliłam się do chłopaka, a później do reszty. Wyściskali mnie tak, jakbym jechała na Antarktydę i miała nie wrócić, a przecież został mi jeszcze rok studiów.
- Szkoda, że nie lecicie ze mną. - zrobiłam minę smutnego psiaka. - Co ja będę robiła tam bez was?
- Przecież masz tam Nialla i Melanie. - Austin zmarszczył czoło.
- Wiem, ale nie będę miała z kim się wygłupiać. - wytłumaczyłam bezradnie.
- Wytrzymasz. - Max poklepał mnie po ramieniu. - To tylko dwa miesiące.
Odetchnęłam głęboko.
- Tak.
Jeszcze na koniec cmoknęłam każdego w policzek i udałam się do bramki. Chwilę potem, bez problemu znalazłam się w samolocie. Włożyłam słuchawki na uszy, podpięłam do telefonu i ustawiłam playlistę. Przy akompaniamencie moich ulubionych utworów, poszybowałam do miejsc związanych z dzieciństwem, a potem usnęłam.
***
Wypatrzyłam swoją walizkę na taśmie i szybkim ruchem zabrałam ją i odwróciłam się, żeby namierzyć wyjście. Postawiłam bagaż i wyciągnęłam rączkę służącą do ciągnięcia walizki za sobą. Przedostałam się przez tłumy zabieganych ludzi i wreszcie odetchnęłam świeżym powietrzem. Usiadłam na jednej z ławek przed lotniskiem, walizkę stawiając między nogami. Z torebki wyciągnęłam komórkę i wybrałam numer Nialla. Poinformowałam go o przylocie i o tym, że czekam. Powiedział, że będzie za piętnaście albo dwadzieścia minut. Stwierdziłam, że będzie mi się nudziło, więc wygrzebałam książkę i otworzyłam na stronie, którą czytałam jako ostatnią.
- Powiedziałem natychmiast! - ktoś wydarł się obok mnie.
Odwróciłam głowę zdezorientowana nagłym hałasem i zobaczyłam mężczyznę w garniturze około pięćdziesiątki i z teczką w dłoni. Przy uchu trzymał telefon i żywo z kimś konwersował. Raźnym, jakby lekko nerwowym, krokiem skierował się do czarnego samochodu, stojącego tuż przede mną. Wcześniej go nie zauważyłam. Biznesmen, bo na takiego wyglądał, wsiadł do środka z impetem zatrzaskując drzwi. Kierowca wysiadł i przechwycił jego bagaż, wkładając go do bagażnika. Przypatrując mu się, miałam wrażenie, że gdzieś go już widziałam. Kierowca był podobny do... umm... sama nie wiem. Nieważne.
Wróciłam do czytania, ale nawet nie zdążyłam doczytać strony do końca, kiedy zjawił się Niall. Po pięciu minutach uścisków, udało nam się wsiąść do auta i ruszyliśmy do domu. Byłam taka podekscytowana!
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
To taki łącznik, żebyście wiedzieli co działo się podczas rozłąki Zayna i Jessy ;)
Już w środę kolejny rozdział!
xx
1. Po tygodniu w Lizbonie.
- Boże, oni są wspaniali! - zachwycałam się. - Tacy wysportowani i sprawni. Też by tak chciała.
- Kochana, wystarczy tylko ciężko trenować. - uszczypnął mnie w policzek.
- Drake, dobrze wiesz, że jestem małym leniem.
- Tak. - westchnął. - Moim malutkim leniuszkiem.
Oparłam głowę o jego ramię, a on owinął ręką moje ramiona. Uśmiechnęłam się do siebie, łudząc się, że tak będzie już zawsze. Co mogło być lepszego od wakacji w Lizbonie z niezwykle przystojnym mężczyzną, z którym właśnie przytulałam się na sofie. Nie powiedziałabym, że jesteśmy razem, ale chyba na to się zbiera. Czasami Drake skrada mi całusy, uśmiechając się przy tym zadziornie. Robiłam się wówczas niesamowicie zawstydzona, a wtedy przychodził mi na myśl Zayn...
Czy o nim zapomniałam? Nie.
Ostatni raz widzieliśmy się na imprezie "Yamakasi", po której wróciłam do domu, a Malik pojechał do Katy. Nie miałam jej za złe tego, że zauroczyła się mulatem. Przecież nie należał do mnie, ani ja do niego.
Proste.
Natomiast ostatni raz słyszeliśmy się, kiedy dzień przed wyjazdem zadzwonił do nie i wypowiedział słowa, które mam w głowie do tej pory:
"Znowu cię straciłem"
Na początku nie wiedziałam jak zrozumieć to zdanie, ale z czasem, minuta po minucie, połączyłam wszystkie wątki. Nie lubiłam do tego wracać... Teraz jestem szczęśliwa z Drake'em.
Niespodziewanie mężczyzna pochylił się nade mną i złączył nasze usta w głębokim pocałunku. Zaskoczona odwzajemniłam go, chwytając tył jego głowy. Z kanapy w salonie, który był częścią domku letniskowego przywódcy "Yamakasi", przeszliśmy do sypialni. Przeżyłam wspaniały orgazm, po którym sądziłam, że to wszystko zostanie już tak na zawsze.
Jeszcze nie wiedziałam jak bardzo się myliłam...
2. Po trzech w tygodniach w Lizbonie.
Ja i Drake spędzaliśmy dużo czasu na pieszczotach i intymnych momentach. Zwiedziliśmy miasto, codziennie okupowaliśmy najbliższą plażę i uczestniczyliśmy w treningach tych niezwykłych ludzi. Ciągle nie mogłam wyjść z podziwu, że spotkał mnie taki zaszczyt. Samo przebywanie w Lizbonie z tym człowiekiem było takie... hmm... wspaniałe.
Jednak moje szczęście nie trwało długo...
Tydzień przed naszym powrotem, podczas którego miałam być podrzucona do Kalifornii, Drake drastycznie się zmienił. Zaczął co wieczór wychodzić na imprezy, nie zabierając mnie. Twierdził, że chce spędzić czas ze swoimi kumplami, których, swoją drogą, miał na co dzień w Londynie. Tolerowałam to, ale w głębi serca zaczęłam czuć niepokój, że Zayn miał rację. Drake'owi chodziło o jedno... Po prostu chciał się ze mną przespać, a ja dałam mu do tego świetną okazję.
Wiem, jestem idiotką.
Teraz nie wrócę do Malika z podkulonym ogonem, żeby przyznać mu rację. Nie mogę.
Wytrzymam.
3. Dzień powrotu.
Spakowałam swoją walizkę i po raz kolejny sprawdziłam, czy wszystko zabrałam.
- Drake. - zwróciłam uwagę krzątającego się po kuchni mężczyzny.
- Hm?
Nawet nie odwrócił się w moja stronę. Stał plecami do mnie. Zacisnęłam pięści, żeby utrzymać emocje na wodzy.
- Mógłbyś spojrzeć na mnie łaskawie?
Z litościwym westchnięciem stanął ze mną twarzą w twarz. Zmierzył mnie obojętnym spojrzeniem
i wrócił do picia wody.
- Coś się stało? - zapytał, kiedy opróżnił butelkę.
- Tak. - stwierdziłam stanowczo. - Nie zachowujesz się względem mnie tak, jak na początku. To nie w porządku.
Prychnął zaskoczony moimi słowami.
- Nie w porządku?
- Tak.
- Przepraszam, ale czy ja się do czegoś zobowiązywałem?
To, co powiedział zbiło mnie z tropu.
- Co?
- Kochanie... - oparł się biodrem o blat. - W łóżku jesteś wspaniała i bawiłem się z tobą naprawdę dobrze, ale wiesz... pewne rzeczy czasami w końcu cię nudzą.
Wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia.
- Żartujesz sobie?
- Mówię całkowicie poważnie.
- Jesteś dupkiem! - krzyknęłam. - Myślałam, że to całe flirtowanie i ta wycieczka do czegoś prowadzą! Myślałam, że miałeś jakieś plany związane z nami!
- Miałem i zdobyłem to czego chciałem.
- Czyli co?
- Ciebie kochanie, ciebie. - mrugnął do mnie. - Miałem twoje ciało przez okrągłe trzy tygodnie. Więcej niż założyłem. Sądziłem, że jesteś bystra i wcześnie się zorientujesz, ale cóż...
- Chuj z ciebie.
- Już to gdzieś słyszałem... Ach tak! Powiedziała mi to laska, z którą spałem jakiś tydzień temu. Też była tak głupia i myślała, że coś z tego będzie.
Zaniemówiłam, a on kontynuował.
- Teraz przyszła kolej na następną foczkę, która nie będzie mogła mi się oprzeć. Szkoda, że nie posłuchałaś Malika i chciałaś zrobić mu na złość. Przykro mi, ale chyba ci nie wyszło.
Podeszłam do niego szybkim krokiem i zamachnęłam się z całej siły uderzając go w twarz.
- Jesteś popierdolony!
- Wszystko tak, jak przewidziałem.
Zachłysnęłam się powietrzem, wpatrując się w jego tak mylne, przystojne oblicze. Teraz te wszystkie jego gesty wydały mi się obleśne i bolące. Nienawidziłam siebie, nienawidziłam swojej głupoty.
- Chcę wrócić do Kalifornii, a później więcej się nie zobaczymy. - oznajmiłam.
Chwyciłam walizkę i wyszłam z domku.
***
Dolecieliśmy na miejsce.
Drake pomógł mi donieść walizkę do taksówki, a ja nie odezwałam się do niego słowem.
- Żegnaj. - powiedział, odstawiając mój bagaż.
Stanęłam z nim twarzą w twarz i zmusiłam się do wypowiedzenia ostatniego zdania. Chciało mi się rzygać na jego widok.
- Żegnaj, Drake. Życzę ci wszystkiego co najgorsze.
Następnie wsiadłam do samochodu i zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Ostatnie, co widziałam, to jego zaskoczone spojrzenie. Teraz pozostało mi tylko wrócić na uczelnię z uczuciem wstydu i porażki.
Nie wspominając już o złamanym sercu.
4. Ferie 2016r.
- Przylatujesz na ferie? - to właśnie te słowa usłyszałam jako pierwsze po odebraniu telefonu.
- Niall... - westchnęłam, siadając na swoim łóżku.
- Jessy wiem, że bardzo chciałabyś odwiedzić mnie i Mel.
Potarłam czoło w geście zdenerwowania.
- Braciszku mój najdroższy...
Musiałam mu jakoś o tym powiedzieć.
- Co się stało?
- Nie mogę przylecieć na ferie do Bradford, mam inne plany.
- Jakie? Coś przeskrobałaś? Nie masz kasy?
- Nie! - zaśmiałam się. - Dostałam pewną propozycję...
- Konkrety poproszę.
- Zadzwoniła do mnie babka ze szkoły tańca i zaproponowała, żebym przez okres próbny przeprowadziła zajęcia z dziećmi. Jeśli dobrze się spiszę, to podpiszemy umowę i będę miała pracę, a jednocześnie będę robiła to, co kocham nad życie.
- Zadzwoniła tak bez powodu?
- Kiedy przyleciałam do Kalifornii, zapisałam się na zajęcia w dość dobrej, ale mało sławnej szkole tańca. Wiesz... początkujący młodzi ludzie i te sprawy. Postanowiłam zobaczyć, czy dalej mam tego kopa co kiedyś. Okazało się, że na szczęście nic nie straciłam, nie tańcząc przez te kilka lat.
- Jessy! To wspaniale! - krzyknął uradowany.
- Wiem Niall... wiem. - uśmiechnęłam się szeroko, chociaż wiedziałam, że on tego nie zobaczy.
- W takim razie, wybaczam ci.
- Wielkie dzięki.
Odetchnęłam z ulgą, że mnie zrozumiał.
- Życzę powodzenia, a ja lecę, bo umówiłem się z moim kociakiem.
- Pozdrów ją. Kocham was. - cmoknęłam do słuchawki się się rozłączyłam.
5. Maj 2016r.
- Już jestem! - krzyknęłam w przestrzeń.
- Tutaj! - usłyszałam z końca placu.
Przebyłam odległość kilku metrów i znalazłam moje małpki odpoczywające na murku. Dorobiliśmy się własnego placu do ćwiczeń. Myśleliście, że zrezygnowałam z biegania po murkach i pokonywania przeszkód? Oczywiście, że nie! Nie mogłabym zostawić moich kochanych chłopaków na lodzie. Przed nami, dokładnie za tydzień, kolejne zawody.
- Hej. - rzuciłam i z każdym przywitałam się buziakiem w policzek. - Co tam?
- Po staremu, kochanie. - Max zarzucił mi rękę na ramiona i przyciągnął do siebie.
Zachichotałam i połaskotałam go, ale to nic nie dało. Nie miał łaskotek.
- Chyba pora zaczynać. - rzucił Tony i przydeptał butem wypalonego papierosa.
- Musimy być najlepsi! - krzyknęłam, unosząc zaciśnięte pięści do góry.
- Tak, tak. - mruknął Alex. - Chodź już.
Chłopak pociągnął mnie za dłoń, dzięki czemu zrównaliśmy się z resztą tygrysów i raźnym krokiem poszliśmy w kierunku pierwszej przeszkody.
- Jessy? - przy moim boku pojawił się Tony.
- No?
- Po zakończeniu roku lecisz do Bradford?
- Tak, a co?
- Nic... Tak pytam.
- Nie chcesz, żebym leciała? Masz coś przeciwko?
- Wiesz, tam będzie ten cały Zayn i ten drugi... ten Drake i nie chcę, żebyś znowu cierpiała.
- Tony, dam sobie radę. W końcu wczoraj skończyłam dwadzieścia jeden lat, więc chyba jestem wystarczająco duża, żeby podejmować decyzję za siebie. Nikt nie powiedział, że wracam tam do Malika czy tego chuja Drake'a...
- Wiem, przepraszam.
- Myślę, że powinniśmy sobie ufać i się wspierać. W końcu przyjaźnimy się naprawdę długo.
- Masz rację, dlatego odwiozę cię na lotnisko.
- My też! - usłyszałam zbiorowy krzyk.
Prawdopodobnie podsłuchiwali naszą rozmowę.
Ehh... jak zwykle.
6. Lot do domu.
- Pamiętaj, że masz być grzeczna, tak?
- Pamiętam, Max. - przytaknęłam ze śmiechem.
Przytuliłam się do chłopaka, a później do reszty. Wyściskali mnie tak, jakbym jechała na Antarktydę i miała nie wrócić, a przecież został mi jeszcze rok studiów.
- Szkoda, że nie lecicie ze mną. - zrobiłam minę smutnego psiaka. - Co ja będę robiła tam bez was?
- Przecież masz tam Nialla i Melanie. - Austin zmarszczył czoło.
- Wiem, ale nie będę miała z kim się wygłupiać. - wytłumaczyłam bezradnie.
- Wytrzymasz. - Max poklepał mnie po ramieniu. - To tylko dwa miesiące.
Odetchnęłam głęboko.
- Tak.
Jeszcze na koniec cmoknęłam każdego w policzek i udałam się do bramki. Chwilę potem, bez problemu znalazłam się w samolocie. Włożyłam słuchawki na uszy, podpięłam do telefonu i ustawiłam playlistę. Przy akompaniamencie moich ulubionych utworów, poszybowałam do miejsc związanych z dzieciństwem, a potem usnęłam.
***
Wypatrzyłam swoją walizkę na taśmie i szybkim ruchem zabrałam ją i odwróciłam się, żeby namierzyć wyjście. Postawiłam bagaż i wyciągnęłam rączkę służącą do ciągnięcia walizki za sobą. Przedostałam się przez tłumy zabieganych ludzi i wreszcie odetchnęłam świeżym powietrzem. Usiadłam na jednej z ławek przed lotniskiem, walizkę stawiając między nogami. Z torebki wyciągnęłam komórkę i wybrałam numer Nialla. Poinformowałam go o przylocie i o tym, że czekam. Powiedział, że będzie za piętnaście albo dwadzieścia minut. Stwierdziłam, że będzie mi się nudziło, więc wygrzebałam książkę i otworzyłam na stronie, którą czytałam jako ostatnią.
- Powiedziałem natychmiast! - ktoś wydarł się obok mnie.
Odwróciłam głowę zdezorientowana nagłym hałasem i zobaczyłam mężczyznę w garniturze około pięćdziesiątki i z teczką w dłoni. Przy uchu trzymał telefon i żywo z kimś konwersował. Raźnym, jakby lekko nerwowym, krokiem skierował się do czarnego samochodu, stojącego tuż przede mną. Wcześniej go nie zauważyłam. Biznesmen, bo na takiego wyglądał, wsiadł do środka z impetem zatrzaskując drzwi. Kierowca wysiadł i przechwycił jego bagaż, wkładając go do bagażnika. Przypatrując mu się, miałam wrażenie, że gdzieś go już widziałam. Kierowca był podobny do... umm... sama nie wiem. Nieważne.
Wróciłam do czytania, ale nawet nie zdążyłam doczytać strony do końca, kiedy zjawił się Niall. Po pięciu minutach uścisków, udało nam się wsiąść do auta i ruszyliśmy do domu. Byłam taka podekscytowana!
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
To taki łącznik, żebyście wiedzieli co działo się podczas rozłąki Zayna i Jessy ;)
Już w środę kolejny rozdział!
xx
Subskrybuj:
Posty (Atom)