sobota, 17 stycznia 2015

Rozdział 42

*Jessy*

- Przepraszam.
Starałam się zagadnąć jedną z ekspedientek ze sklepu obuwniczego, ale każda wymijała mnie i udawała, że ma coś pilnego do roboty. Wreszcie jedna była łaskawa mi pomóc.
- Słucham, w czym mogę pomóc?
- Chciałabym dostać te buty w rozmiarze 39. - wskazałam palcem na moje wymarzone szpilki.
- Um, tak, zaraz sprawdzę czy są.
Kobieta podreptała na swoich czółenkach do kasy i wbiła coś szybko na klawiaturze. Mrużąc oczy, prześledziła uważnie tekst i z obojętnym wyrazem twarzy spojrzała na mnie.
- Są? - zapytałam, mając nadzieję na pozytywną odpowiedź.
- Przepraszam, ale ostatnia para jest zarezerwowana.
- Zarezerwowana? To tak można? - zdziwiłam się.
- Tak, proszę pani. Mogę pomóc w czymś jeszcze?
- Ale naprawdę nie da się nic zrobić? Mogę złożyć zamówienie?
Desperacko pragnęłam tych butów.
- Niestety nie. Przykro mi.
"Ale ja chce te buty, suko!" - krzyknęła moja podświadomość, która tym razem się ze mną zgadzała.
- Naprawdę? - zrobiłam minę zbitego psiaka. - Kto zarezerwował te buty?
Przecież ta mina działa na każdego.
- Nie mogę udzielić takich informacji.
Jej stanowcza i obojętna twarz zaczęła mnie wkurzać i miałam ochotę zajebać jej gonga.
- Bardzo proszę.
- Są dla mnie. - usłyszałam za plecami gruby głos.
Odwróciłam się gwałtownie. Przed nosem miałam mężczyznę w podeszłym wieku, dla mnie wręcz starego. Miał na sobie garnitur, a jego postawa wyrażała władczość. Pewnie biznesmen. Kiedy spojrzałam na twarz, wyobrażenie które wytworzyłam w głowie pękło jak bańka mydlana. Był brzydki i miał pełno zmarszczek. Miałam wrażenie, że gdzieś go już widziałam...
- Ach, to przepraszam. - bąknęłam pod nosem i skierowałam się do wyjścia.
- Niech pani zaczeka. - zawołał za mną.
Popatrzyłam w jego kierunku. Starałam się nie myśleć, że to może być stary zboczeniec. Na szczęście wokół mnie było pełno ludzi.
- Tak?
- Możemy dojść do porozumienia... - zaczął. - Oddam pani te buty, ale w zamian za coś.
Powstrzymałam wstrząs obrzydzenia i odchrząknęłam.
- Mogę panu zapłacić tyle, ile kosztują te buty.
- Nie. - zaśmiał się. - Nie o to mi chodziło. Mam wystarczająco pieniędzy.
- Przepraszam, myślę że powinnam już iść.
Spanikowałam.
- Proszę się nie bać. Nie jestem jakimś zboczeńcem. Te buty miały być dla mojej żony, ale ona ma setki takich par w szafie. Chciałem zaproponować kolację w zamian za buty.
Zmarszczyłam czoło skonsternowana.
- Słucham? Przecież sam pan powiedział, że ma żonę.
- Jedna kolacja. Chyba, że te buty nie są aż tak ważne.
Zastanowiłam się i stwierdziłam, że muszę mieć te buty za wszelka cenę. Ale czy aż za taką, żeby ślinił się do mnie jakiś facet z kryzysem 50-latka?
Myśl Jessy, myśl!
- Najpierw buty. Założę je na kolacje.
- Przyjadę po panią jutro razem z butami.
- Jutro? Ja ich potrzebuję dzisiaj wieczorem.
- Wtedy mogłaby pani mnie oszukać i nie przyjść na kolację.
- Dobrze. Będę czekała na pana jutro o dwudziestej pod centrum handlowym.
- Tutaj?
- Tak.
- W takim razie, do jutra.
Na odchodne puścił mi oczko, a ja mało nie puściłam pawia. Własnie umówiłam się z jakimś grubym biznesmenem koło pięćdziesiątki, przez jakieś głupie buty.
Wróć! Nie są głupie! Umówiłam się z nim przez zajebiste buty. Dobrą stroną było to, że nie dałam mu numeru telefonu ani adresu, więc byłam bezpieczna.
Pełna wątpliwości poszłam na przystanek, żeby wrócić do domu z pustymi rękoma i kasą "zalegającą" w portfelu.

***

Własnie skończyłam późny obiad i stwierdziłam, ze zacznę szykować się na imprezę. W głowie kołatała mi się myśl o jutrzejszym spotkaniu z tym gościem, które z pewnością nie będzie miłe.
- Jessy! - usłyszałam z góry. - Chodź na chwilę!
Wbiegłam po schodach, po czym weszłam do pokoju brata. Na szczęście Melanie i Niallowi już przeszła chęć miziania się przy każdej możliwej okazji jakoś zaraz po moim powrocie.
- Co chcesz?
Podeszłam do przyjaciółki, siedzącej na łóżku.
- Pomóż mi wybrać ubranie na dziś. - jęknęła.
- Bez problemu.
Zagłębiłam się w ciuchach Mel i znalazłam idealny zestaw. Ciemne szorty z wysokim stanem i luźną, białą koszulka z czarnym sercem, którą wpuści w spodenki.
- Do tego założysz koturny, albo zwyczajne trampki. Jak wolisz?
- Myślę, że koturny. - uśmiechnęła się, patrząc na ubrania. - Jesteś wspaniała.
- Wiem, wiem. - powiedziałam z samozachwytem w głosie. - Powinnaś się przyzwyczaić.
W odpowiedzi cmoknęła mnie w policzek.
- Gdzie masz Nialla? - rzuciłam i rozejrzałam się po pokoju.
- Zajmuje łazienkę już jakieś pół godziny. - mruknęła zła. - Okropnie chce mi się siku.
Zaśmiałam się głośno.
- Teraz ja idę się wyszykować.
- Spadaj.
Minutę później byłam w swoim pokoju. Zdecydowałam się na ciemne, obcisłe rurki, czarny podkoszulek na ramiączka, koszulę w niebiesko-różową kratę, której rękawy podwinęłam do łokci. Na nogi założyłam turkusowe lity z ćwiekami na obcasie.
Kiedy zeszłam na dół, dwójka zakochanych czekała na mnie w salonie. Spojrzeli na mnie jednocześnie i mieli podobną reakcję. Niall zagwizdał, a Mel wytrzeszczyła oczy.
- Wyrobiłaś się siostra. - powiedział blondyn.
- Wyglądasz pięknie. - wydusiła rudowłosa.
- Dziękuję. - zarumieniłam się. - Możemy już iść?
- Tak, jasne. - braciszek chwycił kluczyki od samochodu i wskazał ręką na wyjście.
Po usadowieniu się wygodnie w fotelach, ruszyliśmy do klubu. Z racji, że Niall był kierowcą, nie będzie mógł pić. Ja zamierzałam wypić kulturalnie drinka, albo dwa. Nie wiem jak Melanie.
- Jesteśmy, szanowne panie. - oznajmił Niall tonem szofera. - Zapraszam na zajebistą zabawę w zajebistym gronie.
Mel zachichotała, a ja przewróciłam oczami na jego głupotę. Bez zbędnych ceregieli weszliśmy do środka, tylko dlatego, że ochroniarz nas znał. Swego czasu byliśmy stałymi klientami. Zatopiliśmy się w morzu ludzi i cudem znaleźliśmy wolny stolik pod ścianą. Zajęłyśmy miejsce, a Niall poszedł po napoje.
- Mam ochotę potańczyć. - powiedziałam Melanie na ucho.
Panował tu straszliwy hałas.
- Ja też, ale z miśkiem.
- Z kim? - zmarszczyłam czoło.
Wywróciła oczami i westchnęła.
- Z Niall'em.
Żartobliwie szturchnęłam ją w ramię. Wywracały mi się wnętrzności na słówka, którymi się obdarzali. Takie słodkie, że zęby mogą spróchnieć i wypaść. Prawdziwym powodem, dla którego nie lubiłam słodkich słówek, był Malik. Używał ich często wobec mnie. Słysząc "skarbie" albo "kochanie" widziałam przed oczami jego twarz. W takich momentach miałam ochotę płakać.
- To ja idę. - rzuciłam za siebie, po czym zniknęłam w tłumie skaczących gości.
Znalazłam odrobinę wolnej przestrzeni i wprawiłam ciało w ruch. Bujałam się w rytm wspaniałej muzyki. Odcięłam się od świata i innych ludzi na parkiecie.
Byłam tylko ja, taniec i muzyka.

***

*Zayn*

- Chłopaki, ograniczcie te szoty. - jęknąłem, widząc moich kupli bawiących się w "kto pierwszy odpadnie".
Osobiście wypiłem tylko jednego drinka. Nie miałem ochoty się upijać, a poza tym, jutro wieczorem miałem zawieźć gdzieś tego sukinsyna. Co tam, że powinienem mieć wolny weekend.
Jebać to.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu, ale wiele nie zobaczyłem. Wszędzie było pełno ludzi. Normalnie jak mrówek. Jedni tańczyli inni pili, a jeszcze inni lizali się po kątach. Pojedyncze osoby były trzeźwe. Westchnąłem ciężko i podniosłem tyłek z kanapy. Postanowiłem się rozruszać. Z trudem wepchnąłem się w tańczący tłum, chcąc znaleźć trochę wolnego miejsca. Przesuwałem się na środek, aż ścisk się trochę zluźnił. Wtedy moje oczy napotkały znajomą sylwetkę. Przyjrzałem się bardziej i mogłem przysiąc na serce, że to ona...
Tańczyła sama na środku parkietu. Ubrana w obcisłe rurki wyglądała mega seksownie. Mimo ściętych włosów i bycia odwróconą do mnie plecami, potrafiłem ją rozpoznać. Postanowiłem zaryzykować. Podszedłem do niej i złapałem ją za biodra. Nie pozwoliłem jej się odwrócić. Przycisnąłem klatkę do jej pleców. Zsynchronizowaliśmy swoje ruchy i po chwili byliśmy jak jeden organizm.
Tak dobrze do mnie pasowała. Tak dużo straciłem nic jej nie mówiąc.
Tak idealna...

*Jessy*

Jakiś chłopak dołączył się do mnie. Byliśmy bardzo blisko, stykaliśmy się ciałami. Nie miałam pojęcia, kto to był, ale on nie pozwalał mi się odwrócić. Zgrywaliśmy się idealnie. Przez moment w mojej wyobraźni pojawił się Zayn i to jak do siebie pasowaliśmy. Bylibyśmy razem idealni. Pozwoliłam, żeby nić porozumienia zniknęła. Uciekłam... Czułam się z tym okropnie, ale nie potrafiłam zrobić inaczej. On odbierał mi zdolność logicznego myślenia.
Piosenka się skończyła, a my dalej się przytulaliśmy. Wtedy się odwróciłam.
Zamarłam.
Nie.
To nie mogła być prawda.
Nie teraz.
Nie...
- Zayn? - jęknęłam z grymasem na twarzy.
Nie odpowiedział, tylko wpatrywał się prosto w moje oczy. Nawet mnie nie dotykał. Nie zauważyłam, kiedy zabrał dłonie z moich bioder. Czułam tą przepaść między nami. Ogromną przepaść, która nas dzieliła. Byliśmy blisko siebie, a jednocześnie tak daleko.
Staliśmy tak w centrum parkietu, nic nie mówiąc. Nie potrzebowaliśmy słów, żeby odczytać ze swoich oczu jak bardzo za sobą tęskniliśmy. Jednak żadne z nas tego nie przyznało.
- Jessy. - wyszeptał.
Może i go nie słyszała, ale czytałam z ruchu warg. Tak bardzo chciałam teraz czuć te usta na swoich, co bardzo mnie zaskoczyło. Chciałam znowu poczuć ich smak, ale wiedziałam, że to niemożliwe. To już nie był ten sam Zayn, ani ta sama Jessy.
Zdusiłam pragnienie, żeby go przytulić.
- Cześć. - uśmiechnęłam się, ale z wielkim trudem.
Chciało mi się płakać. Nie miałam pojęcia, dlaczego.
- Cześć. - odpowiedział.
Znowu zapanowała głucha cisza, nie licząc ludzi wokół nas i dudniącej muzyki. Zatopiłam się w głębinie jego czekoladowych oczu, kiedy zostałam szarpnięta za łokieć do tyłu. Nim się obejrzałam, siedziałam przy naszym stoliku.
- Co ty zrobiłaś?! - krzyknęłam na Melanie. - Dlaczego mnie odciągnęłaś?! On tam był! Co ty zrobiłaś?!
- Przestać na mnie krzyczeć! - oburzyła się.
- Dlaczego? - jęknęłam żałośnie. - Czemu to zrobiłaś?
Własnie sobie uświadomiłam, jak bardzo chciałam jego bliskości. Jak bardzo chciałam Zayna...
- Nie mogłam pozwolić, żebyś znowu to przeżywała.
- Mel, jesteśmy starsi! Ja...
Zacięłam się.
- Właśnie. - przewróciła oczami. - Co ty? Znowu byłoby to samo. Chcesz być kolejny raz zraniona. Nie nauczyłaś się nic przez tamtego idiotę Drake'a?
- Zayn mnie przed nim ostrzegał.
Próbowałam załagodzić winę Malika.
- Ostrzegał? - zaśmiała się sarkastycznie. - Chciał, żebyś to w jego łóżku wylądowała.
- Melanie! - wkurzyłam się. - Przecież i tak z nim sypiałam!
Ruda wytrzeszczyła oczy.
- Co ty powiedziałaś?
Zachowałam kamienna twarz, żeby wytrzymać jej twarde spojrzenie.
- Przepraszam, że chciałam pomóc. - powiedziała po chwili. - To twoje życie i to ty zdecydujesz w jaki sposób je sobie zniszczysz.
Zabolało. Nie traktowałam Malika jako kogoś, kto mógłby zniszczyć mi życie. Może i cierpiałam przez niego emocjonalnie, ale nigdy nie oskarżałam go o zniszczenie mi życia. Powinnam?
Jednym łykiem pozbyłam się połowy drinka. Naszykowałam się do odejścia, kiedy zatrzymał mnie głos przyjaciółki.
- Co robisz?
- Idę potańczyć.
- Idziesz do niego. - powiedziała oskarżycielsko.
Nie przytaknęłam ani nie zaprzeczyłam, bo sama nie wiedziałam po co właściwie idę. Odwróciłam się i okrążyłam stolik. Posłałam jej ostatnie, długie spojrzenie i zniknęłam w tłumie. Wcześniej byłam przekonana, że beze mnie nie odjadą, ale teraz nie miałam tej pewności.
Kilka razy przeszłam po całym klubie, posiedziałam chwilę przy barze, ale nie znalazłam Zayna. To tak, jakby się zapadł pod ziemię.

*Zayn*

Kiedy Melanie odciągnęła Jessy ode mnie, wróciłem do kolegów. Siedzieli, a właściwie leżeli, z głowami na stoliku. Przewróciłem oczami i wyciągnąłem telefon. Było po północy, a ja nie miałem kierowcy, gdyż ten który nas przywiózł postanowił sobie wypić.
Nieźle.
Rozejrzałem się wokół siebie, ale nic nie przyciągnęło mojego wzroku. Dosiadłem się do ledwo żyjącego Josha i wybrałem numer taksówki. Znałem się z kierowcą, bo często korzystałem z jego usług. Po skończeniu podawania mu informacji z adresem, schowałem telefon i zacząłem się zastanawiać nad tym, co stało się między mną a Jessy kilka minut temu. Wyraźnie czułem dzieląca nas przepaść, albo mur. To nie było to samo, co przed rokiem.
Czy znalazła kogoś?
Chyba nie powinno mnie to obchodzić. Nie jestem z nią, ani nawet się nie przyjaźnimy. Mam swoje życie, a ona swoje. Ehh... Gdyby to było takie proste jak się mówi. Do tego ta cała małolata Katy...
- Chłopaki zbieramy się! - krzyknąłem tak, żeby każdy z nich mnie usłyszał.
Dodatkowo szturchnąłem każdego po kolei. Miałem nadzieję, że dzięki temu ich ruchy będą szybsze, ale się myliłem. Przez to zaczęli mi jęczeć do ucha, jak to im źle.
"Mówiłem, żeby tyle nie pić" - pomyślałem.
Zapakowałem ich do taksówki, a sam usiadłem z przodu. Wskazałem kierowcy każdy adres po kolei i modliłem się, żeby żaden z nich nie zwymiotował.
Z myśli nie mogłem wyrzucić obrazu tej pięknej dziewczyny, za którą szalałem od tak dawna.

*Jessy*

Zrezygnowana wróciłam do stolika, ale był pusty. Zauważyłam torebkę moja i Mel, więc wiem, że nie odjechali. Pewnie wyskoczyli na parkiet się trochę zabawić. Ja już miałam dość, a założenie litów na dyskotekę było błędem. Stopy mi odpadały.
Opadłam ciężko na siedzenie i jęknęłam. Miałam ochotę wykąpać się i położyć pod mięciutką kołderką. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Do tego ta jutrzejsza kolacja ze staruchem. Ja to miałam życie... Zakochałam się w kolesiu, z którym nie mogłam być, a idę na randkę z facetem za głupie, ale zajebiste buty.
Jestem popierdolona.
Czy ja właśnie powiedziałam, że zakochałam się w Maliku? Tak? Ups. Ja... chyba nie miałam tego na myśli... Yyy... wpadka. Sama nie wiedziałam, co czuję. Chociaż tak naprawdę, to żywiłam do niego więcej niż przyjaźń od jakichś trzech lat.
Nieważne.
Przecież i tak nic nie powiem.
Chcę do domu.

5 komentarzy:

  1. Boski i czekam na nasteony oni muszsaa byc razem bo jak nie to sie poplacze ����

    OdpowiedzUsuń
  2. O niee czy ona ja musiała odciągnąć, Malik glupku czemu pojechales? ale czekam na ta randkę ze staruchem haha na pewno się zdziwi kto go przywiezie :p o ile wgl tam pójdzie.. Czekam na następny Aneta

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie tak to sobie wyobrażałam :<

    OdpowiedzUsuń
  4. Fdhddgdfbf zajebisty! Sffev mój fav rozdział, taki jak z początku bloga, czyli idealny :* @QeenCyrus

    OdpowiedzUsuń
  5. Zajebiste ! Napisałabym więcej ale po całym tygodniu szkoły i dziejszej imprezie ledwo się na nogach trzymam...

    OdpowiedzUsuń