sobota, 3 stycznia 2015

Rozdział 40 cz.1

JESTEM PONOWNIE!

Znowu dziękuję za wiele komentarzy!

Szczególnie podziękowania należą się pewnej milutkiej i kochanej osóbce, która dobrowolnie polecała mój blog na Twitterze. Dziękuję ci bardzo! <jeszcze raz xD>

Wasze komentarze podnoszą mnie na duchu ogromnie i chciałabym żebyście nie przestawali komentować, bo to naprawdę daje kopa do dalszej pracy ;)
Nie rozumiałam tego, póki nie założyłam bloga i nie zaczęłam sama pisać.

Jeśli chodzi o wasze "next", "kolejny rozdział", "kiedy następny?" w komentarzach...
Na blogu znajduje się informacja, ze rozdział teoretycznie powinien pojawiać się raz w tygodniu, ale jak zauważyliście dodaję posty dwa razy w tygodniu i jest to zazwyczaj środa i piątek/sobota (chyba, że nastąpi opóźnienie). Nie musicie pytać pod każdym postem ;)
Staram się dodawać tak, żebym mogła trzymać się terminu.
Naprawdę.

Jak po świętach i sylwestrze? :)

Kocham! xx

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------


*Jessy*

- Jesteś tego pewna? Z tego co wiem, to wszyscy biegną dwójkami. - Austin masował moje ramiona, kiedy ja siedziałam na krześle i starałam się uspokoić zbyt szybkie bicie serca.
Byłam przygotowana, ale mimo wszystko strasznie się stresowałam. Jeszcze do tego miałam biec z Malikiem. Musimy połączyć siły, żeby dostać się do finału.
- Tak, znaczy... um, wydaje mi się, że jestem.  - zawahałam się. - Zrobię to dla Tony'ego.
- Jesteś wspaniała. - cmoknął mnie w czubek głowy. - Zostawię cię, żebyś przygotowała się psychicznie.
- Dzięki. - rzuciłam za nim.
Wyszedł. Zostałam w naszym namiocie razem z pędzącymi myślami. Malik zapodział się gdzieś kilka minut temu i do tej pory go nie widziałam. Przymknęłam oczy i zaczęłam pozbywać się wszystkich niepotrzebnych rzeczy z mojej głowy.
Mój najlepszy przyjaciel leży właśnie w szpitalu, brat i Mel siedzą w domu i trzymają za nas kciuki, muszę zbratać się z Malikiem...
Trochę tego jest.
Mam nadzieję, że sytuacja Tony'ego nie jest poważna i dalej będzie mógł uprawiać swoją pasję. Gdybym to była ja, już bym się załamała, a on najzwyczajniej w świecie zaczął sobie żartować, kiedy ratownicy prowadzili go do karetki. Uśmiechał się, jakby nic się nie stało. Nienormalny człowiek.
Z przemyśleń wyrwał mnie hałas. Otworzyłam oczy i napotkałam w wejściu męską sylwetkę. Ciemne dżinsy, koszulka z logiem Batmana, czarne włosy, lekki zarost i ten cwaniacki uśmieszek.
Cały Zayn.
- Gotowa? - wszedł głębiej. - Za pięć minut startujemy.
Wypuściłam postrzępiony oddech i schowałam twarz w dłoniach.
- Nie mam pojęcia, co robię. - powiedziałam zrezygnowana. - Przecież nie dam rady pokonać najlepszych ludzi. Przy nich jestem gównianym amatorem.
Chłopak wziął krzesło i usiadł na przeciwko mnie. Pochylił się i oparł łokcie na kolanach. Przyglądał mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Popatrz na mnie. - zażądał.
Zrobiłam co kazała, uprzednio pocierając skronie w uspokajającym geście.
- Słuchaj uważnie tego, co powiem. - wpatrywał się prosto w moje oczy. Zrobiłam to samo. - Jesteś jedyną dziewczyną, która będzie startowała w półfinale. To, że tu jesteś, wcale nie jest przypadkiem. Tak po prostu musiało być. Dasz z siebie wszystko i nie ważne czy wygramy wyścig czy go przegramy, ważne, że dasz z siebie to co najlepsze i nie odpuścisz. Jasne?
Wow.
- Myślisz? - zapytałam niepewnie.
- Kochanie, w końcu biegniesz ze mną. - puścił mi oczko.
Przewróciłam oczami. Wstaliśmy z krzeseł równocześnie.
- Zayn?
- Tak?
Zrobiła krok w przód i objęłam go ramionami w pasie. Zamknęłam oczy z obawy, że mnie odsunie. Nie zrobił tego. Zamiast odrzucenia, owinął ręce wokół mnie i ścisnął lekko. Niezauważalnie odetchnęłam z ulgą. Potrzebowałam wsparcia i czułości, a Tony'ego tu nie było. Nie chodziło o to, że pocieszałam się Malikiem... Po prostu uznałam go za odpowiednia osobę.
Odsunęłam się powoli i nieśmiało uniosłam głowę, żeby zobaczyć jego twarz. Miał zaciśniętą szczękę, a dłonie trzymał na moich ramionach. Odchrząknęłam nerwowo. Puścił mnie, a mi zrobiło się dziwnie zimno. Moje ciało chciało jak najszybciej wrócić do poprzedniego stanu. Zdusiłam to pragnienie.
- Yyy... dzięki. - zamrugałam szybko, zdezorientowana swoim zachowaniem.
Oboje czuliśmy to napięcie między nami. To z pewnością nie było napięcie seksualne. Nie czułam wcześniej przy nim czegoś takiego.
Skinął głową i wskazał ręką w stronę wyjścia. Wyszłam, Zayn był tuż za mną. Ze stresu zacisnęłam pięści. Myślałam o słowach Malika, które rzeczywiście trochę mnie uspokoiły. Ustawiliśmy się na linii startu i czekaliśmy na znak do rozpoczęcia.

***

Biegniemy.
Trasa jest o wiele trudniejsza niż te poprzednie. Nie wyobrażałam sobie, że kiedykolwiek spotkam takie przeszkody. Musiałam na poczekaniu wymyślać sposoby do pokonania ich. Mulat wyglądał jakby to był dla niego chleb powszedni. Nie zauważyłam na jego twarzy żadnej oznaki wahania. Albo się nie wahał, albo doskonale to ukrywał.


Zayn nie miał problemu z pokonaniem takiej przerwy, ale ja wybrałam prostszą drogę i obiegłam to dookoła. Wiem, poszłam na łatwiznę. Niestety wiedziała, że nie dam rady tego przeskoczyć i wtedy, albo bym spadła, albo Zayn musiałby mnie ratować, przez co stracilibyśmy cenny czas.
W tej rudzie chodziło o współpracę z partnerem i dobiegnięcie do mety przed drugą parą, która stąpała nam po piętach. Oczywiście efektywność ciągle się liczyła, ale mniej niż czas. Traciłam siły coraz bardziej. Oczy mnie szczypały od łez na myśl, że zawiodę swoją ekipę, a do tego drużynę "Wolfs". Nie wybaczyłabym sobie tego.
Nigdy.

***

Meta pełna wyczekujących ludzi. Gdzieś w tłumie mogę dostrzec znajome twarze. W głowie mi się kręci, ale biegnę dalej. Nie pozwalam osłabnąć organizmowi w takim momencie. Kilka metrów przed metą...
Wiem, że Zayn specjalnie zwalnia, żeby nie dobiec do mety samemu. Niestety wbrew mnie, mam coraz mniej siły. Nienawidzę się za to. Jedyne, co słyszę przed osłabnięciem to słowa sędziego:
- Drodzy Państwo, mamy zwycięzców!
Potem już tylko zderzenie z ziemią i błoga ciemność.

***

Obudziłam się na trawie, nieopodal trasy wyścigu. Ludzie zmienili swoje położenie, na bliższe jakiegoś dużego budynku, którego wcześniej nie zauważałam. Usiadłam ociężale i złapałam się za bolącą głowę. Gdzieś z tyłu wyczułam wielkiego guza.
Dobra, jestem zła.
"Mówiłam, żebyś coś zjadła" - upomniała mnie podświadomość. Nie moja wina, że od rana nie mogłam nic przełknąć. Wstałam przytrzymując się najbliższego drzewa i rozejrzałam wokół siebie. Postanowiłam podejść do grupy wcześniej zauważonych ludzi. Przepchnęłam się na przód, gdzie zobaczyłam moich odpoczywających przeciwników. Zmarszczyłam czoło na ten widok i już miałam się kogoś zapytać, o co chodzi, ale czyjeś ręce chwyciły moje biodra. Pisnęłam wystraszona.
- Spokojnie, kocie. - znajomy głos wyszeptał mi do ucha. - To tylko ja.
- Co się dzieje? - zapytałam.
Popchnął mnie do przodu i zaprowadził na miejsce obok przeciwników. Nie mogłam pojąć co się dzieje i ile czasu byłam nieprzytomna.
- Zemdlałaś, lekarz dał ci zastrzyk witaminowy, masz się napić napoju izotonicznego i najlepiej jakbyś zjadła jakiś batonik. - podał mi butelkę pełną niebieskiego płynu, a sam usiadł obok mnie.
Wzięłam ją, odkręciłam i pociągnęłam duży łyk. Całkiem dobre.
- Co my tu robimy i kto wygrał wyścig?
- Na mecie byliśmy pierwsi, ale sędziowie stwierdzili, że mamy zbliżony czas z nimi i ogłosili dogrywkę jak tylko się obudzisz. Za chwilę powiedzą, co mamy zrobić.
Po tych słowach podszedł do nas grubszy facet i wypowiedział słowa, które zmroziły mi krew w żyłach. Zdawało mi się, że słyszę jakbym miała zatkane uszy i chyba nie wszystko do mnie dotarło. Wiem, że wspomniał coś o "kto pierwszy" i "jedna z pary" i "ten wysoki budynek". Wpatrywałam się w kolesia z miną głupiej kozy, aż w końcu sobie poszedł. Odwróciłam nierozumiejący wzrok do Zayna.
- Co? - zmarszczył czoło. - Co się tak patrzysz?
- Co on powiedział?
- Nie słuchałaś? - wytrzeszczył oczy. - Eh, nieważne. Powiedział, że jedno z nas musi wejść na samą górę budynku stojącego za nami i zdobyć flagę. Kto pierwszy wejdzie ten wygrywa i przechodzi do finału.
Całe życie stanęło mi przed oczami. Chyba oszaleli, że ja wejdę na to coś bez żadnego zabezpieczenia. Nie ma mowy! A jeśli spadnę?
Ze strachu spociły mi się ręce. Nie chciałam dać po sobie poznać, że tchórzę, więc z obojętną miną zwróciłam się do Malika.
- Kto z nas idzie?
Nie ja, nie ja, nie ja!
- Skoro ty jesteś osłabiona, to automatycznie odpadasz. Wygram to dla nas, skarbie.
Zauważyłam, że od jakiegoś czasu, na czułe słówka mulata reaguję dziwnie przyjemnym skurczem w żołądku. Kiedyś były mi obojętne.
- Dasz radę? - zeskanowałam wielkość budynku i jeszcze bardziej się przeraziłam.
Oni chcą nas, kurwa, pozabijać. Wszystko po to, żeby im kasa została na koncie w banku.
- Jessy, ja nie dam rady? Ja? - przyłożył palec wskazujący do swojej klatki. - Dzięki, że we mnie wierzysz. - prychnął.
- Wiem, że wygrasz, ale to jest takie wysokie i co będzie jeśli poślizgnie ci się ręka albo noga i spadniesz? Ja nie wiem czy ty powinie...
Przerwał mi, kładąc dłoń na moim policzku. Wstrzymałam oddech, kiedy pochylił się w moją stronę.
- Po prostu trzymaj kciuki. - wyszeptał.
Był już tak blisko, że mogliśmy się pocałować, ale o dziwo, żadne z nas nie zrobiło nic w tym kierunku. Przypomniałam sobie coś i uśmiechnęłam się zadziornie.
- Chcesz mieć szczęście? - wyszeptałam seksownie.
- Mhm.
Zayn patrzył raz na moje oczy, raz na usta. Dobrze wiedział, co mam na myśli.
- To patrz.
Przycisnęłam moje wargi do jego. Tkwiliśmy w pocałunku kilka sekund. Rozdzielił nas głos sędziego. Kazał ustawić się obok niego. Oblizałam usta tak, żeby zobaczył to Malik. Automatycznie zacisnął szczękę, a jego nozdrza się rozszerzyły. Było mu mało...
Zdecydowanie za mało.
- Idź wygrać. - powiedziałam, ale się nie ruszył.
- Wolę zostać z tobą.
- Zrób to dla mnie, słońce.
Mrugnął do mnie i podbiegł na odpowiednie miejsce. Chwilę potem zakładał rękawiczki potrzebne do chwytania się budynków i rozgrzewał mięśnie. Zapatrzyłam się na mięśnie jego rąk, idealnie pracujących pod skórą z każdym wykonanym przez niego ruchem. Zrobiło mi się gorąco, a na rękach
miałam gęsią skórkę.
What the fuck!?
Mężczyzna dał znak do startu, a chłopaki wyruszyli, jakby mieli w tyłkach rakiety. Obserwowałam całe zdarzenie z zaciekawieniem i obawą. Martwiłam się o Zayna. W sumie, to martwiłabym się o każdego mojego znajomego, który odważyłby się na takie coś.
Może nie aż tak bardzo...
Podświadomie ściskałam kciuki najmocniej jak umiałam. Szli łeb w łeb, ręka w rękę.

WIDOK Z PERSPEKTYWY ZAYNA:











Jeszcze metr.
Kilka chwytów.
Odrobinę szczęścia i...
Jest! Zayn zdobył flagę!
Jak mogłam w niego nie wierzyć? Zrobił to tak perfekcyjnie.

Podbiegł do mnie ze zdobyczą przewiązaną w biodrach. Rzuciłam mu się na szyję i oplotłam jego talię nogami. Podtrzymał moje biodra i cieszył się razem ze mną. Teraz już tylko finał. Zostały dwie drużyny - my i jeszcze jedna, gdzie każda zmierzy się z "Yamakasi" i ta, która lepiej wypadnie, wygra wszystkie pieniądze i pójdzie na imprezę u gospodarzy. Z tego ostatniego nawet bym się ucieszyła, gdyż chętnie poznałabym się z Drake'iem.
- Udało się, Jessy! Udało! - krzyczał mulat.
- Jesteśmy w finale, Zayn! Jesteś wspaniały!
Wiwatowało nam pełno ludzi. Nagle znaleźli się też członkowie "Wolfs" i "Tigers" i wzięli nas w swoje objęcia. Tłum skandował imię moje i Malika.
- Udało wam się. - powiedział do mnie Alex, kiedy stanęłam spokojnie na ziemi. - Wiedziałem, że wam się uda.
- To zasługa Zayna. Trzeba zadzwonić do Tony'ego. - przypomniałam z wielkim uśmiechem na twarzy. - Jesteśmy tak blisko wygranej.
- Steve własnie to robi. - skinął w stronę namiotów.
Krzyk był nie do zniesienia, więc przenieśliśmy się do naszego namiotu, gdzie mogłam spokojnie usiąść.
- Jak się czujesz? - krzesło po mojej prawej zajął Steve.
- Lepiej.
Nie mogłam przestać się uśmiechać.
- To dobrze. Martwiliśmy się o ciebie. - powiedział z troską.
- Co u rannego? - zmieniłam temat na ciekawszy.
- Ma się dobrze i nie może się doczekać, aż do nas wróci. Chce was wyściskać. Kiedy mu powiedziałem, że przeszliśmy do finału, to mało ze szpitalnego łózka nie wyskoczył, a pielęgniarka własnie szyła mu nogę.
- Nie chciałabym wiedzieć, co by się stało, gdyby jednak wyskoczył. - zaśmiałam się.
- Musiałem mu powiedzieć. - przetarł dłonią twarz i wstał. - Idę się przejść.
Skinęłam głowa na znak, że mi to nie przeszkadza. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i zobaczyłam Malika drzemiącego na krześle w rogu. Serce mi zmiękło na ten widok. Reszta małpek zajęła się sobą, a ja mogłam przez chwile odsapnąć.
Piłam właśnie wodę, kiedy przyszedł ktoś, kogo się nie spodziewałam. Automatycznie zamarłam z butelką przy ustach.
- Witam wszystkich. - przywitał się.
Zayn wybudził się w sekundę, wstał i podszedł do niego bliżej.
- Drake. - bąknął, przecierając twarz. - Co tu robisz?
- Kopę lat, Zayn. - uścisnęli sobie dłonie. - Szukam pewnej uroczej osóbki.
- Może o mnie chodzi? - wtrącił się Max.
- Nie, zdecydowanie nie.
Dudnienie swojego serca słyszałam w uszach. Czyżby tak gorący facet szukał mnie? I dlaczego Malik jest do niego wrogo nastawiony?
- O kogo chodzi? - mulat stał w napiętej pozie. Ręce schował do kieszeni spodni, żeby nie było widać, że zaciska pięści.
- Poszukuję niejakiej panny Horan.
W tym momencie zachłysnęłam się wodą i parsknęłam głośno, opluwając Alexa, który siedział niedaleko mnie. Spiorunował mnie wzrokiem, ale go zignorowałam. Doprowadziłam się do porządku i podniosłam się z krzesła, poprawiając ubranie. Byłam spocona jak świnia i nie miałam zamiaru do niego podchodzić. Do tego, przez niejedzenie, byłam blada jak trup.
Świetny moment, Drake. Wprost wspaniały.
- Jessy? O nią ci chodzi? - zdziwił się Max, kiwając na mnie głową.
- Dokładnie o nią. - mężczyzna uśmiechnął się zadziornie, a mi zmiękły kolana.
Ktoś widział chodzący seks? Nie? Ja własnie mam go przed oczami.
- Pan mnie szuka? - wydusiłam.
Przywódca "Yamakasi" podszedł do mnie, zatrzymując się dwa kroki przede mną.
- Mów mi Drake. - puścił mi oczko.
Chwycił moją dłoń, uniósł ją do ust i pocałował delikatnie. Mogłam poczuć jak zalewam się purpurą.
- O co chodzi? - zapytałam speszona.
- Chciałem cię jeszcze raz zobaczyć, bo wtedy w hotelu nie mieliśmy okazji pogadać.
Wiedziałam, że wszyscy nas obserwują. Przez to czułam się jeszcze bardziej skrepowana. Ten człowiek dodatkowo mnie onieśmielał.
- Och.
- Jesteś Jessica, racja?
- Um, wolę Jessy.
Założyłam niesforny kosmyk za ucho.
- W porządku. - zlustrował mnie tak seksownym spojrzeniem, że prawie doszłam.
Co?
Ponownie odwrócił się do chłopaków, a ja oddaliłam się od niego na bezpieczną odległość i dołączyłam do oniemiałego Alexa.
- Co jeszcze cię tu sprowadza? - dopytywał Zayn.
Zauważyłam, że spiął się jeszcze bardziej. Coś musiało być między nimi nie tak...
- Z tobą pogadam później. - rzucił mimochodem. - Chciałem tylko powiedzieć, że widzimy się za tydzień na finałach, które i tak będą formalnością.
- Dlaczego? - Austin zmarszczył czoło zdezorientowany.
- Wasi przeciwnicy wycofali się dobrowolnie i nieoficjalnie jesteście zwycięzcami. Nikomu o tym nie mówcie, tylko dobrze się przygotujcie, żeby nie wyjść na amatorów. Po finale odbędzie się impreza w moim domu, więc wszyscy jesteście zaproszeni - i "Tigers" i "Wolfs".
Może to dziwne, ale w trakcie, kiedy Drake mówił, podziwiałam jego dobrze zbudowane mięśnie pleców i potężną sylwetkę. Miałam nadzieję, że przód bez koszulki wygląda jeszcze lepiej... Nieważne.
- Do zobaczenia, kochanie. - rzucił w moim kierunku i odszedł.
Zanim przyjęłam fakt, że nazwał mnie "kochaniem", już go nie było. Wszyscy patrzyli na mnie w osłupieniu. Potrząsnęłam głową i zabrałam się za zbieranie rzeczy, bo czekał nas powrót do domu. Coś czuję, że odbędzie się w nie najlepszej atmosferze.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

CÓŻ...

A więc <wiem, ze tak nie zaczyna się zdania ale... ups xD>...
Zbliża się koniec tak jakby 1 części opowiadania.

Proszę się nie obawiać, bo kontynuacja jest już gotowa i czeka tylko na opublikowanie ;)

Dzięki, że jesteście!    

7 komentarzy:

  1. No to rozdział jak zawsze zajebisty.. xD Co ja będę sie rozpisywała xD I te
    "Do zobaczenia, kochanie" jak to przeczytalam to zaczęłam się śmiać xD Dlaczego Zayn tak się spinał .. Czyżby czuł coś do Jessy ? A tak swoją drogą to mój pies nazywa się Jessy xD No to tak czekam na następny .. xoxo

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak ty to robisz że wszystkie części są zajebiste?
    Nie mogę się doczekać kiedy dodasz kolejną część.
    Kocham Cię

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow to było takie OMG zajebiste czekam na nexta :)

    OdpowiedzUsuń
  4. zostałaś nominowana do Liebster Award! ;)
    http://reallyiloveyou.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Super! Gtdvgsdvf
    Ily
    Czekam na koleny! :***
    @QeenCyrus

    OdpowiedzUsuń
  6. JESTEM UZALEŻNIONA, tak jestem uzależniona od tego opowiadania. Brakuje mi przymiotników żeby je opisać, bo genialne to stanowczo za mało. To teraz postaw się w sytuacji UZALEŻNIONEJ mnie, która codziennie wchodzi na Twojego bloga z nadzieją na nowy rozdział, na który czasami trzeba sporo poczekać, ale nie ważne, bo jak mają one być takie to ja mogę poczekać, bo warto ! Ale jakby Ci się udało dodawać rozdziały trochę częściej to będzie mega. Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń