TUM TUM DUUUUM!
Pierwszy rozdział II części!!!!
Zniecierpliwieni?
Kocham! xx
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
*Zayn*
Szef wystawił w moim kierunku palec wskazujący.
- Widzę cię jutro o szóstej rano pod budynkiem, zrozumiano?
- Oczywiście. - przytaknąłem z poważną miną.
Odwrócił się na pięcie i poszedł do swojej willi. Szczerze nienawidziłem tego skurwysyna, ale płacił mi tyle, że byłem w stanie się poświęcić. W sumie musiałem tylko wozić jego wielkopańskie dupsko, bądź jego kumpli tam, gdzie zachciał. Na szczęście dobrze znałem Bradford, więc nie miałem z tym większego problemu. Wiem, że nie on ma czystego sumienia i lubi się zabawić, ale cóż, to nie moje życie, więc się nie wtrącam.
Zdążyłem wsiąść do auta, kiedy zadzwonił mój telefon.
- Tak? odebrałem bez większej ochoty na rozmowę z kimkolwiek.
- Hej, Zayn. - usłyszałem po drugiej stronie słodziutki głosik.
- Katy. - westchnąłem.
Podrapałem czoło wolną ręką, a potem włożyłem kluczyk do stacyjki.
- Widzimy się dzisiaj, mój najdroższy przyjacielu?
- Nie wiem Katy... Jestem zmęczony. Marzę tylko o spaniu.
- Jesteś pewny, że chcesz spać sam? - zachichotała.
Nie miałem siły się z nią użerać. Pracowałem dzisiaj od piątej rano do dziesiątej wieczorem i dosłownie padałem z nóg. W międzyczasie musiałem odebrać tego gogusia z lotniska, bo nie chciało mu się zadzwonić po taksówkę. Bogacze są idiotami.
- Piękna, dobrze wiesz, że chętnie spędziłbym z tobą trochę czasu, ale dzisiaj naprawdę nie mam siły. Uwierz mi.
Cóż... starałem się jakoś wykręcić.
- Oj słodziaku! - nalegała. - Ja tak bardzo chcę cię zobaczyć. Niekoniecznie ubranego.
Wywróciłem oczami na jej słowa. Widuję się z tą małolatą od roku. Poznałem ją na imprezie Drake'a. To jego siostra. Nic do niej nie czuję. Raczej traktuję ją jak młodszą znajomą, gówniarę, lub dziewczynę do towarzystwa. Pieprzyliśmy się kilka razy, ale jej jest ciągle było mało. Myślę, że ona nie do końca rozumie słowo "przyjaciele".
Postanowiłem być stanowczy.
- Nie, Katy.
- Ale...
- Nie.
- Zayn ja...
- Nie.
- No proszę...
- Katy, kurwa, nie. - warknąłem.
Moje pokłady cierpliwości były na wyczerpaniu. Młoda miała szczęście, że rozmawialiśmy przez telefon, bo gdyby nie to, to już by stała za moimi drzwiami, które zatrzasnąłbym jej przed nosem.
- Dobrze, ale odpuszczam tylko ten jedyny raz. - zachichotała, co w tym momencie jeszcze bardziej mnie rozjuszyło.
Ona sądziła, że to są żart. To, kurwa, nie były żarty!
- Musze kończyć.
- Do zobaczenia, kochany. - cmoknęłam w słuchawkę, a ja się rozłączyłem.
Odetchnąłem z ulgą i w spokoju odpaliłem cacko, które miałem przyjemność prowadzić. Odkąd pracowałem u tego bogacza, było moją własnością. Niestety wiązało się to z tym, że byłem na każde jego zawołanie. Coś za coś...
Wyczerpany doczłapałem się do swojej kawalerki, w której cały czas mieszkam. Wymieniłem tylko meble i pomalowałem ściany. Nic wielkiego, ale to dzięki forsie z nowej pracy.
Opadłem ciężko na kanapę, która służyła mi również za łóżko. Dostałem SMS-a.
NADAWCA: Steve
Jutro sobota. Pamiętaj o porannym treningu. Tam gdzie zawsze.
Odpisałem zwyczajne "Ok". W tym czasie dostałem kolejną wiadomość.
NADAWCA: Josh
Sobota = imprezka :) Jutro w klubie będzie BANG!
Na mojej twarzy pojawił się zmęczony uśmiech. Josh zawsze wiedział jak mnie rozweselić, pewnie dlatego jest moim przyjacielem od czasów szkolnych. Nie odpisałem na jego SMS-a. Telefon odrzuciłem na ławę i przeniosłem się do kuchni. Zerknąłem na zegarek - piętnaście minut do jedenastej. Ziewnąłem, nalewając wody do szklanki. Wypiłem ją jednym chełstem. Przyjemna, zimna
i orzeźwiająca. Całkiem jak ostatnie noce, które zdarzyło mi się spędzać w otwartym oknie. Opierałem wtedy łokcie na parapecie i wychylałem się. Powietrze owiewało moją twarz, a ja
przymykałem oczy pod wpływem tej przyjemności. Wracałem wtedy myślami do ostatnich wakacji. Do niej.
Czasami rozważałem różne kierunki w jakich mogła potoczyć się nasza znajomość. Niestety to były tylko przypuszczenia. Wyleciała z Bradford, wróciła do życia sprzed wakacji, do starych znajomych. Ja zająłem się sobą. Przecież mimo wszystko miałem własne życie, prawda? To, że bez przerwy coś pieprzę, to już inna sprawa... Wypadałoby się ogarnąć, ale po co? Właśnie.
Nigdy nie miałem w życiu łatwo. Szczególnie po śmierci mamy. Musiałem sam się sobą zająć. Dopiero po chwili zauważyłem, że stoję nad zlewem pełnym brudnych naczyń, ze zwieszoną głową i zamkniętymi oczami, a w pamięci przywołuję jej bardzo niewyraźny obraz. Nie może tak być...
Otrząsnąłem się i poszedłem do łazienki. Po odbyciu wieczornej toalety, pościeliłem łóżko i wtuliłem się w mięciutką poduszkę.
***
*Jessy*
Melanie czekała na mnie w domu, w czasie kiedy Niall pojechał po mnie na lotnisko, więc teraz
siedzieliśmy we trójkę i zajadaliśmy się ciastkami i chipsami. W tle słychać włączony telewizor, ale
my byliśmy pochłonięci rozmową. Nie było konkretnego tematu. Mówimy o wszystkim i o niczym.
Tego mi brakowało.
Ruda opowiedziała wszystko, co działo się w mieście podczas mojej nieobecności, a ja zdałam im
relację ze słonecznej Kalifornii, ale to nie było aż tak ważne. Niall i Mel byli ciekawi, dlaczego przyleciałam na wakacje bez reszty "Tigers".
- Każdy z nich miał już inne plany na wakacje. Na przykład Tony zaplanował wyjazd ze swoją świeżą dziewczyną. - wyjaśniłam.
- Dziewczyną? - zdziwił się blondyn.
- Tak. Ma na imię Stella.
- Poznałaś ją? - zaciekawiła się Melanie.
- Jako jego najlepsza przyjaciółka, musiałam to zrobić.
Zaśmialiśmy się na moje słowa.
- Jest w porządku. Sympatyczna i z poczuciem humoru. - dodałam.
- Mam pomysł.
Niall oblizał palce z okruszków i postanowił kontynuować.
- Z okazji twojego przyjazdu, pójdziemy jutro na imprezkę do naszego ulubionego miejsca.
- Brawo braciszku! - zaklaskałam. - Wpadłeś na genialny pomysł.
- Dołączam się. - rudowłosa uniosła rękę.
- Ja stawiam. - rzuciłam i podniosłam się z podłogi salonu, którą zajmowaliśmy już kilka godzin.
Niall prychnął i popatrzył na mnie w górę.
- Chyba sobie żartujesz.
- Nope. - pokręciłam głową. - Mówię całkowicie poważnie.
- Jessy.
- Stać mnie. Uwierz.
- Nie pochwaliłaś się, że masz robotę? - zapytała oburzona przyjaciółka.
- No więc po tych próbnych lekcjach w ferie, kierowniczka uznała, że będą ze mnie ludzie i podpisałyśmy umowę o pracę. Od pół roku zarabiam niezły hajs.
- Ile? - powiedzieli jednocześnie.
Z tego wszystkiego wstali na równe nogi.
- To już moja słodka tajemnica. - mrugnęłam do nich. - Teraz jestem na urlopie, bo w wakacje nie ma zajęć, ale z tego powodu będę musiała wrócić do Kalifornii z końcem sierpnia.
- Mimo wszystko, strasznie się cieszę. - Melanie oplotła mnie ramionami i mocno uścisnęła.
Kiedy mnie puściła, zebrałam wszystkie śmieci i udałam się do kuchni. Zaraz za mną przywędrowała
zakochana para z resztą papierków.
Musze wam zdradzić, że Melanie od pół roku mieszka z Niallem w naszym mieszkaniu. Jej rodzice byli przeciwko, ale brat nie dał za wygraną. Zapewnił Melanie, że przejdą przez to razem i sam pojechał do jej domu, żeby przekonać upartych starszych. Po jego wizycie nawet pomogli spakować rzeczy swojej córki.
Niall umie czynić cuda.
- Idziemy spać, co? - rzuciłam leniwie.
Ziewnęłam, okazując swoje nieziemskie zmęczenie.
- Genialna myśl. - Niall poczochrał moje włosy i łapiąc rudą w pasie, poszedł do swojego, albo raczej ich, pokoju.
Tak przy okazji, ścięłam włosy. Stwierdziłam, że pora zacząć wszystko od nowa i zaraz po przyjeździe do Kalifornii poszłam do fryzjera.
Powstała nowa ja.
Zmieniłam myślenie, ale jednego nie mogłam się pozbyć...
Widoku brązowych tęczówek.
Długo po wylocie z Bradford myślałam "co by było gdyby...". Niestety, to tylko domysły. Może i chciałam zmienić pewne rzeczy, ale teraz było na to za późno. I on, i ja mamy własne życie. Wróciłam tu, bez zamierzenia by poddać się przeszłości. Nie mogę dać jej kontroli nade mną. Nie teraz, kiedy wszystko zaczyna się układać.
Ocknęłam się z zamyślenia i spostrzegłam, że stoję z opuszczoną głową i zamkniętymi oczami, nad pustym zlewem. Przetarłam zmęczone oczy i poczłapałam do swojego pokoju, po drodze zahaczając o łazienkę, gdzie odbyłam wieczorną toaletę. Czyściutka, przebrana i odprężona położyłam się do łóżka i przykryłam ciepłą kołdrą.
***
*Zayn*
Zwlokłem się z wygodnego łóżka i poczłapałem do łazienki. Wziąłem zimny prysznic, żeby się rozbudzić i stwierdziłem, że nie będę się dzisiaj golił. Miałem jechać po tego bogatego debila do jego apartamentowca. Przez niego musiałem wstać o piątej rano.
Nadęty bufon.
Zjadłem szybkie śniadanie, ubrałem się w strój roboczy, czyli garnitur i zamknąłem za sobą drzwi, wychodząc. Nie minęło pół godziny, a byłem na miejscu. Poczekałem cierpliwie pięć minut, a wtedy pojawił się mój szef. Wsiadł, trzaskając ja zwykle, drzwiami. Przewróciłem oczami i odpaliłem silnik.
- Do mojego domu.
- Tak jest.
Tak, ten skurwiel mieszka w normalnym, ale ogromnym domu i nawet ma "szczęśliwą" rodzinkę, którą miałem okazję poznać. Jego żona wmawia sobie, że jej mężulek wcale jej nie zdradza, a on wraca każdego ranka z nowym śladem szminki na koszuli i ciele. Dwoje dzieci, chłopiec i dziewczynka, są wychowywane przez prywatne niańki i raczej nie interesuje ich życie miłosne rodziców. Zależy im na kasie i imponowaniu znajomym w prywatnej szkole.
Eh... Tacy to mają zjebane życie. Po co zakładać rodzinę skoro i tak się na nią nie zasługuje?
Dziwne, co? Ja z takimi przekonaniami? Słynny Zayn Bad Boy Malik? Niestety. To nazywa się dorastaniem. Mam te dwadzieścia dwa lata. Mam swoje głupie zachowania, ale nie brakuje mi inteligencji i rozważnego myślenia. Życie potrafi czegoś człowieka nauczyć. Są lepsze i gorsze dni, ale ogólnie nie mam na co narzekać.
- Możesz szybciej? - warknął tamten.
- Tutaj jest ograniczenie, proszę pana.
- Nie obchodzi mnie to.
- Jeśli zatrzyma nas policja, stracimy więcej czasu.
Facet o nazwisku Wilson zastanowił się chwilę.
- W porządku. - przytaknął z grymasem na twarzy. - Może powinienem dać ci podwyżkę, co?
- Pańska decyzja, proszę pana.
Uszami wychodziła mi ta formalność, ale musiałem się przyzwyczaić. Pracuję dla niego od jakiegoś pół roku, ale do tej pory mam ochotę mu nawrzucać.
- Jesteśmy, proszę pana. - oznajmiłem, zatrzymując się na podjeździe przed bramą.
- Możesz już jechać. Dzisiaj masz wolne. Bądź jutro pod telefonem. - powiedział i wysiadł z samochodu.
- Tak jest, proszę pana.
Skinął do mnie głową na pożegnanie i zniknął za potężną furtką rezydencji. Odetchnąłem z ulgą, że jest dopiero siódma rano i mam jeszcze cały dzień dla siebie.
***
- Malik, co to za spóźnienia?! - krzyknął Steve, kiedy tylko mnie zobaczył.
- Praca... - westchnąłem ciężko.
- Na która miałeś? - zainteresował się Mark.
- Szósta.
- Pierdolisz! - Josh wytrzeszczył oczy.
- Brawo za stawienie się na treningu, kolego.
Steve podszedł i z pocieszającym uśmiechem poklepał mnie po ramieniu.
- Dzięki. - rzuciłem i usiadłem na obręczy odgradzającej nasz "plac zabaw" od ulicy.
Wykupiliśmy na własność plac ze starym placem zabaw dla dzieci i trochę go przerobiliśmy. Tak, żeby można było ćwiczyć naszą dyscyplinę. Park był zaraz za miastem, w odosobnieniu, więc nie było problemu z ewentualnym wpadaniem na ludzi.
Nie moja wina, że się spóźniłem. Przyjechałem od razu po przebraniu się ciuchy wygodne do treningu i złapaniu w przelocie bardzo dojrzałego banana ze stołu. Miałem nieziemską ochotę położyć się spać, ale musieliśmy przećwiczyć najnowsze triki. Ostatnio przez niedopracowanie odpadliśmy z konkursu. To dało nam kopa do działania.
***
*Jessy*
Otworzyłam oczy z utęsknieniem, myśląc o moim śnie. Byłam tak piękny, że nie miałam ochoty się budzić tylko zostać w nim na zawsze. Cóż... to niemożliwe. Eh...
Doprowadziłem się do porządku w łazience i rejestrując godzinę dziesiątą rano na moi zegarku, poszłam do kuchni, żeby zjeść śniadanie. Wstawiłam wodę na kawę i zaczęłam przeszukiwać lodówkę za czymś przydatnym na pierwszy posiłek. Zdecydowałam się na mleko i płatki kukurydziane.
Standardowo.
Zrobiłam sobie kawę rozpuszczalną z mlekiem w moim ulubionym kubku, po czym zasiadłam do stołu. W trakcie mojego konsumowania, do pomieszczenia wszedł Niall.
- Dzień dobry. - rzucił z uśmiechem za milion dolarów.
- Hej. Co taki wesoły?
Przyjrzałam mu się podejrzanie.
- Jakoś tak. - machnął dłonią lekceważąco.
Ej! Mnie się nie zbywa od tak!
- Mów, no.
Blondyn spojrzał na wyświetlacz komórki, napełnił dwie szklanki sokiem jabłkowym i wyszedł. Już wiedziałam, o co chodzi. Niall i Mel spędzili razem cudowną noc i dzisiaj będą cały dzień do siebie ćwierkać. Mam nadzieję, że chociaż na imprezę się ogarną.
Odstawiłam puste naczynia do zlewu i wróciłam do siebie z zamiarem wybrania ciuchów, w których będę mogła pokazać się na mieście. Zamierzam pochodzić po sklepach za nowymi butami. Odłożyłam kasę, żeby kupić sobie przyzwoite szpilki. Zapukałam do drzwi brata, słysząc za nimi szmery i szepty. Następnie w wejściu pojawił się blondyn.
- Co chcesz?
- Idę na miasto. Mówię, żebyście mnie później nie szukali, jak już ockniecie się ze swojej cudownej bajeczki.
- Tak, tak. Dzięki, a teraz spadaj. - rzucił, uśmiechając się głupio.
Zanim zamknął drzwi, wystawił do mnie język. Pokazałam mu środkowy palec i szybko zbiegłam na dół.
Poszłam na przystanek autobusowy, gdyż miałam ochotę trochę się przejść i przypomnieć sobie, jak to było kiedy jeździłam do starego liceum. Z drugiej strony, nie chciało mi się wyciągać z garażu samochodu brata.
Tak, potrafię być niezłym leniem.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dobra...
Może to nie jest to, czego oczekiwaliście, ale druga część musi się jakoś zacząć i musi się trochę rozjaśnić ta cała sytuacja z wyjazdem i w ogóle.
Nie bądźcie źli, bo już niedługo akcja się rozkręci ;)
Miłego czytania! xx
P.S. Nie opuszczajcie mnie :* :* :*
W końcu !! Cały dzień dzisiaj odświeżałam tego bloga... xD Dostaje jakiejś paranoi xD No ale co ja poradzę? Super super super! Pewnie w piątek znowu będę tylko odswieżała tego bloga xD No cóż... Life is brutal... ZAJEBISTE ! xoxo
OdpowiedzUsuńcudowny! nie mogę doczekać się następnego sfbsafsaaghs ♥
OdpowiedzUsuń@bromalikx
Nie opuszczamy i nie mamy takiwgo zamiwru ;**
OdpowiedzUsuńHaha w życiu Cię nie opuszczę :* super! :*** @QeenCyrus
OdpowiedzUsuń