wtorek, 21 kwietnia 2015

Rozdział 68

NIESPODZIANKA!!!
Rozdział publikuję wcześniej, bo... bo tak mi się podoba xD

Życzę miłego czytania ;)

Kocham! xxx

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dwa tygodnie przerwy zimowej minęły jak z bicza strzelił. Już za kilka minut miałam pożegnać się z Zaynem i zobaczyć go dopiero za pięć i pół miesiąca. W ciągu tych czternastu dni zdążyliśmy pomieszkać w moim mieszkaniu, które należycie ochrzciliśmy, jeśli wiecie co mam na myśli. Teraz stałam jak zagubiona owieczka, patrząc jak mulat pakuje swoją torbę i sprawdza czy na pewno wszytko zabrał.
- Musisz jechać? - zapytałam przygnębiona.
Zarzucił torbę na ramię i odwrócił się w moją stronę. Jego wyraz twarzy był taki sam jak mój.
- Niestety.
Objął mnie w pasie, a ja splotłam dłonie na jego karku. Delikatnie, opuszkami palców, muskałam skórę mulata. Wtuliłam nos w jego szyję.
- Będę tęsknić, wiesz? - wymamrotałam cicho.
- Ja też i to cholernie mocno.
- Zostań ze mną w San Diego.
- Mam pracę tak samo, jak ty.
- Wiem, ale...
- Jessy... - zaczął spokojnie. - Po prostu cieszmy się ostatnią chwilą jaka nam pozostała.
Podniosłam głowę, żeby zagłębić się w jego oczach.
- Nie przestaniesz mnie kochać przez te kilka miesięcy?
Wywrócił oczami.
- Już o tym dyskutowaliśmy.
- No wiem. - jęknęłam żałośnie. - Chcę cię mieć na co dzień, chcę budzić się przy tobie i tak samo zasypiać. Będzie mi brakowało tych wszystkich wspólnych kąpieli czy wygłupów. Nienawidzę cię.
- Co? - zdziwiony uniósł wysoko brwi. - Jak to?
- Nienawidzę cię za to, że mnie od siebie uzależniłeś. - wyjaśniłam.
Zaśmiał się cicho i przytulił policzek do mojej skroni.
- Nawet nie wiesz jak bardzo ja jestem uzależniony od ciebie, skarbie. - wyszeptał.
Moje serce nie mogło przyzwyczaić się do wyznawania uczuć przez Malika. Nigdy nie wierzyłam w to, że ktokolwiek mógłby obdarzyć mnie uczuciem. Zawsze miałam niskie mniemanie o sobie. Z zewnątrz był twardym, poważnym i konsekwentnym facetem, ale wewnątrz... Był delikatny
i wrażliwy na swój wspaniały sposób. Kochałam go za to. Kochałam go za wszystko.
Ze splecionymi dłońmi przeszliśmy na korytarz, czekali tam na nas rodzice.
- Chciałabym cię odprowadzić chociaż na lotnisko. - rzuciłam szybko, zanim mama podeszła.
- Na nieszczęście mam zajebisty samochód, który musi wrócić do Londynu razem ze mną. - wyszeptał mi do ucha.
Uszczypnęłam go w tyłek, za co spiorunował mnie wzrokiem.
- Miło było cię gościć, Zayn. - odezwała się moja rodzicielka. - Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś do nas wpadniesz.
- Też mam taką nadzieję. - odpowiedział grzecznie.
- Trzymaj się, chłopaku. - tata uścisnął mu dłoń i kiwnął z uznaniem, jakby pomyśleli o tym samym.
- Naprawdę dziękuję państwu za gościnę. Ogromną przyjemnością było mieszkanie tutaj przez te trzy tygodnie. Chyba się zadomowiłem.
Wszyscy razem się zaśmialiśmy.
- Nie będziemy cie zatrzymywać. - rzuciła z ciepłym uśmiechem mama. - Do zobaczenia.
Mulat ucałował jej rękę na pożegnanie, po czym wyszłam z nim na zewnątrz. Już przyzwyczaiłam się do widoku tego wspaniałego auta na naszym pojeździe.
- Cóż... - zaczęłam. - Pora się pożegnać.
- Tylko na kilka miesięcy.
- Aż na kilka miesięcy. - poprawiłam go.
- Chodź do mnie.
Przyciągnął mnie do siebie i mocno pocałował. Nie mogłam sobie wyobrazić, że będę musiała wytrwać bez niego tyle czasu. Rozłączyliśmy nasze usta z cichym cmoknięciem. Wtuliłam się w Malika ostatni raz, a on mocno objął mnie ramionami.
- Kocham cię, Zayn. Tak bardzo cię kocham. - powiedziałam ze łzami w oczach. - Nie zepsuj tego.
Podniósł palcem mój podbródek i popatrzył mi głęboko w oczy.
- Kocham cię. Pamiętaj o tym.
Zachłysnęłam się powietrzem, a on starł nieproszone łzy z moich policzków. Wsiadł do samochodu zanim na dobre się rozpłakałam. Wiedziałam, że okres bez Zayna zniosę beznadziejnie. Ze ściśniętym żołądkiem patrzyłam jak auto znika za zakrętem.
Czy wszystko pozostanie takie samo?
Czy powinnam się martwić?

***

*Zayn*

Wyleciałem z Kalifornii z bólem serca. Nie chciałem jej zostawiać na tak długo, ale nie miałem wyboru. Musiałem wrócić do Londynu, żeby zatrzymać prace i samochód. Wierzyłem, że przetrwamy tą rozłąkę, tak samo jak poprzednią.
Po długim locie, który przespałem, zadowolony wróciłem do swojego mieszkania. Od razu położyłem się do łóżka. Na zegarku widniała dziesiąta wieczorem. Zanim zasnąłem usłyszałem dźwięk wiadomości.

NADAWCA: Jessy
Mam nadzieję, że już doleciałeś cały i zdrowy. Pamiętaj, że cię kocham. Odzywaj się często!

Postanowiłem odpisać. W Kalifornii, a dokładnie w San Diego gdzie obecnie przebywała Jessy, była druga po południu.

NADAWCA: Zayn
Doleciałem, jestem w mieszkaniu i padam na twarz. Będę o tobie śnił, księżniczko.

Wiedziałem, że na jej twarzy pojawi się uśmiech jak tylko odczyta SMS-a. Uwielbiałem jej uśmiech, śmiech, oczy i podekscytowanie, kiedy nakręcała się na jakiś temat. Uwielbiałem ją w całości i w duchu dziękowałem Bogu, że postawił ją na mojej wyboistej drodze.

*Jessy*

Po odczytaniu wiadomości zwrotnej od Zayna nie mogłam przestać się uśmiechać. Wiedziałam, że on zawładnie moimi snami. Zawsze tak było ilekroć się rozstawaliśmy na dłuższy okres czasu. Zamyślona siedziałam przy stole z głową wspartą na dłoniach. Różniło mnie od niego osiem godzin.
- Żyjesz? - tata pomachał mi dłonią przed twarzą.
- Tak, tato. - westchnęłam.
- Jak kocha, to poczeka.
- Na co ma czekać? - zdziwiłam się.
- Na ciebie, kochanie, na ciebie. - zaśmiał się.
Zasępiłam się jeszcze bardziej. Mnie nie było do śmiechu. Mój chłopak wyjechał, zostawiając mnie na pięć miesięcy. Jak mogłam znaleźć w tym cokolwiek pozytywnego? Może nie reagowałabym tak gwałtownie, ale po tych wspólnych trzech tygodniach, które tyle wniosły do naszego związku, nie mogło być inaczej. Nie mogłam temu zapobiec...

***
*tydzień później*

*Zayn*

Wytrwałem tydzień, ale to był dopiero początek.
- Stary! - zawołał z kuchni Mark.
- Co?! - odkrzyknąłem, zbyt zajęty naprawą.
- Gdzie masz piwo?!
- W lodówce, idioto!
Reszta chłopaków wybuchnęła śmiechem. Siedzieliśmy w warsztacie Steve'a i naprawialiśmy jego wiekowe auto. Wydał zbyt dużo pieniędzy na nowy dom, żeby móc sobie sprawić nowy samochód. On i Stacy już zamieszkali razem, a niedługo wezmą ślub.  Stacy była dziewczyną Steve'a od roku.
- Zrobimy ci takie kawalerskie, że będziesz tydzień kaca leczył. - zapewnił Josh.
- Uważaj, bo jesteś następny w kolejce. - odpysknął Steve.
- Nie spieszy mi się.
Wybuchła nowa fala śmiechu. Wywróciłem na nich oczami i zająłem się wymianą oleju.
- Zayn, stary. - zaczepił mnie Sam. - Dzisiaj jest impreza u naszego starego przyjaciela.
Nie zaprzestałem wykonywanej czynności, ale dałem znak, że słucham.
- Freaka?
- Dokładnie. Piszesz się?
- Sam nie wiem.
W sumie dawno nie byłem na żadnej luźnej, szalonej imprezie.
- No dawaj! Nie zachowuj się jakbyś był uwiązany na smyczy. - drażnił mnie.
- Nie jestem. - syknąłem.
- W taki razie widzimy się na imprezie.
Klepnął mnie w plecy i wrócił do zmieniania opony. Zapowiadała się ciekawa noc.

***

Grupką przekroczyliśmy próg dużego mieszkania naszego odwiecznego przyjaciela, który dzisiaj obchodził swoje dwudzieste czwarte urodziny.
- Kogo moje oczy widzą?! - najpierw go usłyszeliśmy, dopiero zobaczyliśmy.
Wyłonił się z tłumu ludzi stłoczonych w głównym pomieszczeniu , czyli przestronnym salonie. To tutaj zabrałem Jessy na imprezę po raz pierwszy.
- Co słychać? - zapytał, przytulając mnie po przyjacielsku. - Jak zdrowie?
- W porządku, stary. Jakoś leci. - odpowiedziałem z uśmiechem.
Cieszyłem się, że go widzę. Kiedyś spędzałem z nim większość mojego czasu, co było naprawdę przyjemne. Freak zaczął rozmawiać z resztą chłopaków, więc poszedłem po alkohol. Przy blacie w kuchni krążyło kilku imprezowiczów, ale nikogo nie rozpoznałem. Miałem wrażenie, że wszyscy są ode mnie młodsi. Uśmiechnąłem się pod nosem i nalałem piwa do plastikowego kubka.
- Szukałem cię. - usłyszałem za plecami.
Odwróciłem się i napotkałem uradowany wzrok Freaka.
- Już się za mną stęskniłeś? - zażartowałem.
Zaśmiał się i skinął głową, żebym poszedł za nim. Wiedziałem, że miał za sobą więcej niż jednego skręta, ale to była jego codzienność.
- Gdzie idziemy? - zapytałem zaciekawiony. Wprowadził mnie na schody i piął się ku górze. - Impreza jest na dole.
- Idziemy do pokoju dla szlachty. - wyjaśnił z tajemniczym błyskiem w oku.
Zatrzymaliśmy się przed białymi drzwiami, które zamaszyście otworzył. Moim oczom ukazała się grupa ludzi. Rozpoznałem w nich Steve'a, Marka, Sama, Josha i Katy, a resztę stanowiły jeszcze trzy małoletnie dziewczyny w dość skąpych strojach.
- Przywitajcie szanownego pana Malika! - ogłosił Freak poważnym, operowym głosem.
Wywróciłem na niego oczami i usiadłem na podłodze obok Josha. Ten szturchnął mnie łokciem w żebro i wskazał brodą na Katy, która bacznie mi się przyglądała.
- Więc... - solenizant dosiadł się do koła. - Doszły mnie słuchy, że zostałeś usidlony przez niejaką panienkę Jessy Ślicznotkę Horan.
Milczałem przez chwilę, zastanawiając się czy mam coś do ukrycia. Nie miałem.
- Tak, to prawda. Jesteśmy razem. - potwierdziłem pewny siebie.
- Gdzie ją schowałeś? - zapytała Katy. - Czemu nie ma jej z tobą?
Uniosłem jedną brew zaintrygowany jej nadmierną ciekawością.
- Jest w Kalifornii, pracuje.
- Och. - uśmiechnęła się półgębkiem.
Starałem się właściwie zinterpretować ten gest, ale nie do końca ogarniałem skomplikowane myślenie kobiet.
- Dobra, koniec pierdolenia! - Freak podniósł głos, żeby każdy zwrócił na niego uwagę. - Zdrowie wszystkich tu zebranych!
Uniósł butelkę wódki do ust i pociągnął duży łyk. Alkohol powędrował dookoła tak samo, jak później skręt. Nie hamowałem się. Wiedziałem, że popłynę.
Jak już wszyscy opuściliśmy "pokój dla szlachty", Josh odciągnął mnie na stronę, chcąc porozmawiać.
- Ty tak na serio? - zapytał, marszcząc brwi.
- Ale co?
- No z Jessy. - westchnął i wziął łyk piwa.
Nasze jeżyki odrobinę się plątały, ale na szczęście alkohol i trawka nie zaczęły jeszcze dobrze działać, co umożliwiło nam jakąkolwiek rozmowę.
- Tak. - odpowiedziałem bez chwili zastanowienia. - Masz z tym problem?
- Ja nie. - bąknął wymijająco.
- A kto? - zmrużyłem oczy, przyglądając mu się uważnie.
- Myślę, że ona ma na ciebie ochotę. - wskazał brodą tłum ludzi w salonie.
Powędrowałem za jego wzrokiem, ale nie zobaczyłem nikogo konkretnego.
- O kogo ci chodzi? - zapytałem zdezorientowany.
- No o nią. - kiwnął mocniej. - Nie widzisz jak się do ciebie ślini?
Jeszcze raz omiotłem wzrokiem pomieszczenie i dopiero teraz zauważyłem to, co powinienem. Po przeciwnej stronie stała Katy i usilnie wbijała we mnie wzrok. Nie spuściła go nawet, kiedy skrzyżowałem nasze spojrzenia. O co jej chodziło?
- Mówiła ci coś? - z niby obojętnością upiłem łyk drinka.
- O tobie? Coś bąknęła zanim Freak przyprowadził cię do pokoju, ale to chyba nie było nic konkretnego. - wzruszył ramionami. - Na pewno usłyszałem słowa "mam na niego ochotę".
- Pewnie się przesłyszałeś. - wywróciłem oczami. - Jesteśmy przyjaciółmi, a ona wie, że teraz jestem z Jessy.
- Jestem pewien w stu procentach i nie wydaje mi się, żeby obchodziło ją to, że teraz jesteś zajęty. Przeszła jakąś metamorfozę, sam jej nie poznaję.
- Metamorfozę?
- Ta. - wymamrotał, dopijając alkohol. - Idziesz po więcej?
- Co miałeś na myśli, mówiąc "metamorfoza"?
- Stary, jesteśmy na imprezie. - zaśmiał się już lekko pijany. - Nie mam ochoty dyskutować o laskach i ich chorym myśleniu.
Poklepał mnie po ramieniu i odszedł w stronę kuchni, czyli dzisiejszego baru alkoholowego. Odetchnąłem głęboko i postanowiłem usunąć się z oczu przyjaciółki, której spojrzenie napawało mnie dużymi obawami.
Czyżby Josh miał rację?

----------------------------------------------------------------------------------------------------

Kolejny rozdział JUŻ JUTRO!!!!!!!!

3 komentarze:

  1. OMG! Mam nadzieję że ta impreza nie skończy się tragicznie bo cię ukatrupie!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie nie Zayn, ogarnij sie !

    OdpowiedzUsuń
  3. Super :* oby Zayn nie zdradził Jess. Smutno mi :( ily @ZenFapFap

    OdpowiedzUsuń