poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Rozdział 70

*Zayn*

Wmurowało mnie w ziemię. Nie potrafiłem wydobyć z siebie głosu. Czy ona śmiała robić sobie ze mnie żarty?
- Co ty powiedziałaś? -  wydusiłem.
Zacisnąłem pięści po bokach i czekałem jak na ścięcie. Starałem się trzymać emocje na wodzy, co graniczyło z cudem.
- Jestem w ciąży. - powtórzyła z większym spokojem.
Prychnąłem, przymykając na chwilę oczy.
- I masz czelność sugerować, ze to moje dziecko?
- Nie powiedziałam tego. - oburzyła się.
- Inaczej byś tu nie przyszła.
Wywróciła oczami, co uznałem za przyznanie mi racji.
- To nie jest moje dziecko. - powiedziałem wyraźnie, lekko pochylając w jej stronę. - Teraz możesz już stad wyjść.
Popatrzyła na mnie z otwartą buzią zszokowana.
- Śmiesz twierdzić, ze cię wkręcam? - wstała gwałtownie.
- Wyjdź.
- Jesteś skurwysynem! - zrobiła krok w moim kierunku.
- To nie jest moje dziecko. - wysyczałem przez zęby.
- Po imprezie, miesiąc temu. Nie pamiętasz? - przypomniała, posyłając mi wyzywające spojrzenie.
- To, że nie pamiętam, dlaczego spałaś w moim łóżku nie znaczy, że ze sobą spaliśmy! - uniosłem się. Powoli traciłem cierpliwość.
- Sugerujesz, ze kłamię tak? - pisnęła ze łzami w oczach.
- Zdarzało ci się to już wcześniej. - zironizowałem. - Wyjdź stąd, natychmiast. - wskazałem ręką na drzwi.
Unikałem jej przenikliwego wzroku. Nie chciałem dać się nabrać na tę szopkę. Nie możliwym było, żebym był aż tak pijany. Nie ja i nie na tym etapie życia.
- Jeszcze się zobaczymy, Zayn. Obiecuję ci to. - rzuciła złowrogo, mijając mnie. - Zapamiętaj moje słowa, bo będziesz miło je wspominał po tym, jak cię zniszczę.
Trzasnęła za sobą drzwiami. Dopiero wtedy poczułem ciężar, który spadł na moje barki. Byłem świadomy realności jej zarzutów, ale modliłem się żeby tak nie było. Chciałem cofnąć się do dnia imprezy i na nią nie iść. Mogłem wtedy zostać w mieszkaniu i spędzić ten czas na rozmowie z Jessy przez telefon. Byłem idiotą.
Skończonym idiotą.

***
*kwiecień*

*Jessy*

Podbiegłam do telefonu i odebrałam go zanim ten ktoś się rozłączył.
- Słucham? - wydyszałam.
Właśnie zdążyłam wejść do mieszkania po pracy.
- Cześć, córeczko. - przywitała się mama. - Mogłabyś wpaść do nas wieczorem?
- Mogę przyjść z Max'em?
Planowałam spędzić z nim wieczór, więc nie mogłam go teraz wystawić.
- Tak, jasne.
- W porządku. Na pewno będziemy.
- Super. Do zobaczenia.
Odrzuciła telefon na blat w kuchni i nalałam sobie wody do szklanki. Popijając ją przeszłam do mojego małego pokoiku, w którym sypiałam. Resztę mieszkania stanowił niewielki salon, kuchnia, łazienka i mały korytarz. Zrzuciłam przepocone ubrania, owinęłam się ręcznikiem i poszłam pod prysznic. Ukoiłam nerwy, odprężyłam zmęczone mięśnie i od razu poczułam się lepiej. Gorące prysznice były moim uzależnieniem. Po wtarciu w ciało balsamu, założyłam szlafrok i wysuszyłam włosy. Poczłapałam do szafy w pokoju, żeby wyjąć rurki, koszulkę i bluzę. Gotowa wzięłam kluczyki od samochodu wraz z torebką i wyszłam z mieszkania. Dotarłam pod dom przyjaciela po piętnastu minutach. Niestety, ale o tej godzinie w San Diego panowały niesamowite korki. Automatycznie pomyślałam o Zaynie u którego była teraz dziesiąta w nocy.
- Hej, tygrysico. - przywitał się całusem w policzek. - Co słuchać?
- Rozmawialiśmy pół godziny temu. - westchnęłam.
Zaśmiał się krótko i bardzo chłopięco. Lubiłam to, bo sprawiał że mój humor wskakiwał na wyższy poziom.
- Droczę się. Wiem, że nie lubisz jak ktoś powtarza to pytanie wiele razy.
Wywróciłam oczami i mocno wcisnęłam pedał gazu. Opony zapiszczały  w styczności z nawierzchnią.
- Nie tak ostro, lala! - chłopak udał oburzenie.
Pokręciłam litościwie głową i ruszyłam. Kiedy dotarłam do rodziców, zaparkowałam auto na podjeździe i weszliśmy do środka bez pukania.
- Już jesteśmy! - krzyknęłam w głąb.
Minęliśmy salon, w którym nikogo nie było. Zajrzeliśmy do kuchni. Bingo.
- Cześć, mamo. - przytuliłam rodzicielkę. Max zrobił to samo.
Traktowała go jak swojego syna. Ja traktowałam go jak młodszego brata, o którego niestety Zayn był niemożliwie zazdrosny, ale oczywiście nie miał zamiaru tego zbytnio okazywać.
- Cieszę się, że jesteś. - uśmiechnęła się promiennie, a ja zmarszczyłam czoło.
Widziałam, ze jest czymś mocno podniecona. Normalnie nie miałaby takich wypieków na twarzy.
- Coś się stało? - zapytałam niepewnie.
Max skrzyżował ramiona na klatce piersiowej i czekał na rozwój wydarzeń.
- Mam coś dla ciebie. - powiedziała i zniknęła nam na chwilę z oczu. Wróciła z białą kopertą w dłoni. - Proszę.
- Co to jest?
- Otwórz.
Wzruszyłam ramionami i naderwałam koniec, dzięki czemu miałam dostęp do wnętrza. Wyciągnęłam sztywną kartkę, która okazała się być zaproszeniem.
- Przeczytaj na głos. - poprosił Max.
- Mam zaszczyt zaprosić Jessice Horan na... O mój Boże! Niemożliwe!
Zakryłam usta dłonią i wytrzeszczyłam oczy. Mama zaczęła się śmiać, a chłopak wyrwał mi zaproszenie. Przeczytał treść i gwałtownie wciągnął powietrze.
- Nie wierzę. - wymamrotał pod nosem.
- Naprawdę Niall i Melanie biorą ślub?! - nie dowierzałam w dalszym ciągu.
Mama energicznie przytaknęła głową. Rzuciłam się na nią i mocno uścisnęłam. Czekałam na to wydarzenie odkąd się poznali. Byłam przekonana, że tak to się skończy.
- Jestem taka szczęśliwa. - jęknęłam bliska płaczu.
- Ja też, kochanie, ja też. - wyszeptała mama, głaskając mnie po głowie.

***
*kolejny dzień*

*Zayn*

Pan Wilson zdążył wysiąść pod swoim domem, kiedy moja komórka zadzwoniła. Skrzywiłem się, widząc imię na wyświetlaczu. Męczyła mnie codziennie informacjami o stanie jej i dziecka, którego miałem być ojcem.
Niedorzeczność.
- Co tym razem? - zapytałem na przywitanie.
- Cześć, Zayn. - zaświergotała. - Jak ci mija dzień?
- Dobrze cię czujesz? - zmarszczyłem czoło. - Naćpałaś się czegoś? Przecież jesteś w ciąży.
- Teraz zepsułeś mi humor. - westchnęła. - Przyjedź po mnie i zawieź mnie do szpitala na wizytę u ginekologa.
- Co? - wydusiłem zaskoczony. - Dobrze usłyszałem?
- Tak, Zayn, dobrze usłyszałeś. - wymamrotała zirytowana. - Czekam.
Rozłączyła się, zostawiając mnie zdumionego z telefonem przy uchu. Zawsze dzwoniła, ale jeszcze ani razu nie prosiła mnie o coś takiego. Mogłem zawieźć jej zakupy czy skoczyć do apteki, w końcu kiedyś byliśmy bliskimi przyjaciółmi, ale żeby od razu jechać z nią do lekarza? To nie był dobry pomysł. Jednak postanowiłem się zlitować i pokierowałem auto we właściwym kierunku. Droga zajęła mi czterdzieści minut. Stanąłem na poboczu i wysłałem jej wiadomość. Minutę później zobaczyłem ją wychodzącą z klatki schodowej. Z daleka nikt by nie zauważył, że jest w ciąży, dopiero gdyby podeszła bliżej. Bez ceregieli wgramoliła się na siedzenie pasażera i wbiła we mnie wzrok.
- Podaj adres. - powiedziałem chłodno.
Wyrecytowała nazwę szpitala i ulicę, a ja ponownie włączyłem się do ruchu.
- Cieszysz się? - zapytała radośnie.
- Z czego?
- To nasza pierwsza wspólna wizyta. - klasnęła w dłonie. - Stresuje się.
Zacisnąłem mocno palce na kierownicy, chcąc powstrzymać wybuch złości.
- Czy ty siebie słyszysz? - zapytałem szorstko. - Wygadujesz takie bzdury, że nawet nie mam ochoty cię słuchać.
- Nie sprzeciwiaj się przeznaczeniu, Zayn. Pogódź się z tym. - wzruszyła ramionami.
- Oszalałaś. - pokręciłem głową z niedowierzaniem. - Nie wiem, co ci się stało odkąd powiedziałem ci o związku z Jessy, który sama ratowałaś. Co ci się stało?
- Nic.
- To czemu chcesz zniszczyć to, na czym najbardziej mi zależy?
- Próbuję to naprawić. - tłumaczyła. - Zaniedbałeś naszą relację przez Jessy, więc ja ją teraz ratuję.
- Wmawiając mi dziecko?! - ryknąłem.
Moje hamulce puściły. Miałem tego dość. Nie odpowiedziała. Usłyszałem szloch, przez który poczułem uścisk w sercu.
- Co ty robisz? - spojrzałem na nią na sekundę. - Nie wygłupiaj się, nie płacz.
Szlochała coraz mocniej, a ja zaczynałem panikować. Ona jest w ciąży, idioto!
- Dobrze, przepraszam. - zmiękłem. - Nie powinienem krzyczeć.
Momentalnie przestała płakać i uśmiechnęła się lekko. Byłem świadomy, że udawała, chcąc mnie zmanipulować, ale spanikowałem. Co jeśli zaczęłaby mi tu rodzić? Zawiozłem ją pod placówkę i zamierzałem zostać w samochodzie, póki nie wróci.
- Idziesz? - zapytała. - Chodź ze mną.
Spiąłem się i znieruchomiałem.
- Żartujesz? - prychnąłem. - Nigdzie nie idę.
- Zayn, proszę.
Zrobiła taką minę, że zastanowiłem się głębiej nad jej prośbą. Skapitulowałem i wyciągnąłem kluczyki ze stacyjki..
- Dobrze. - wymamrotałem pod nosem, wysiadając. - Ale nie myśl, że wejdę do gabinetu.
Katy klasnęła z radości, a kiedy zamknąłem samochód, złapała mnie za dłoń i pociągnęła do wejścia. Naszykowałem się na prawdziwe chwile grozy.

***

- Ale widziałeś tą główkę! - zapiszczała Katy. - Taka malutka!
- Tak, Katy, widziałem.
Od wyjścia z gabinetu, do którego zostałem poproszony jako "tatuś", nie mogłem przestać się uśmiechać. Dziwnym uczuciem było zajrzeć do brzucha Katy. Wprawdzie dziecko nie było jeszcze do końca rozwinięte i było malutkie, ale... Sam nie wiem. Czułem się nieswojo, ale miło i póki co, nie wiem do czego to prowadziło...

***

*Jessy*

Dzwoniłam do Zayna wielokrotnie, ale nie odbierał. Sądziłam, że dobrze wyliczyłam, odkąd powiedział mi, żebym zadzwoniła za godzinę. Bardzo chciałam mu przekazać wiadomość o ślubie Nialla i o tym, że zabieram go jako moją osobę towarzyszącą. Od jakichś dwóch miesięcy Zayn brzmiał dziwnie, kiedy ze sobą rozmawialiśmy. Był małomówny jak na jego osobę. Nie chciałam za wcześnie panikować, ale nie podobało mi się to.
Czyżby wydarzyło się coś, o czym mi nie powiedział?

***

Kolejnego dnia wstałam wcześnie rano, żeby złapać Zayna pod telefonem. Zanim zdążyłam się dobrze wybudzić, sięgnęłam po telefon z szafki nocnej i znalazłam numer mulata. Odebrał dopiero po kilku sygnałach.
- Słucham? - odezwał się zaspanym głosem.
O drugiej po południu nie był jeszcze na nogach? Jak to możliwe?
- Obudziłam cię? - zapytałam zdziwiona.
- Jessy? Hej, skarbie. - wymamrotał, starając się brzmieć normalnie. - Co słychać?
- Zadałam ci pytanie.
- Zdrzemnąłem się. - westchnął.
- Och, okey.  - zrobiło mi się niezręcznie.
- Więc co u ciebie?
Usłyszałam w tle odgłos kroków, a później dźwięk podpalanego palnika.
- W porządku. Mam dla ciebie wspaniałą wiadomość. - na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech z podniecenia. - Słuchasz mnie? Słuchaj uważnie.
- Mów.
- Zarezerwuj sobie drugi weekend czerwca.
- Po co? Przyjeżdżasz do mnie?
- Nie, znaczy tak. W pewnym sensie...
- Nie rozumiem. - bąknął. - Możesz jaśniej?
- Niall i Melanie się pobierają! Dostałam zaproszenie na ich ślub! Będę druhną! - podskoczyłam ze szczęścia kilka razy.
- Co? - zapytał zszokowany. - Mówisz poważnie?
- Całkowicie poważnie. - zapewniłam.
- O Matko. - westchnął.
- Co się stało?
- Nie, nic. Cieszę się. - odpowiedział szybko.
- Chciałam, żebyś był moja osobą towarzyszącą.
- Myślałem, że to oczywiste. - prychnął.
Zaśmiałam się i zarumieniłam.
- Jasne że tak, ale chciałam się upewnić.
- Dobrze, w takim razie na pewno będę, ale teraz muszę już kończyć.
- W porządku. - zgodziłam się, ale posmutniałam.
Nie chciałam kończyć rozmowy. Ostatnio mieliśmy coraz mniej czasu dla siebie.
- Kocham cię, skarbie.
- Kocham cię, Zayn.
Rozłączyłam się z rosnącą miłością w sercu. Nie mogłam się doczekać, aż zobaczę go na ślubie mojego kochanego brata i przyjaciółki. Kto by pomyślał, że to wszystko się tak ułoży? Ja i Zayn, Niall i Melanie...

Jak ten los lubi płatać figle.

-----------------------------------------------------------------------------------------------

Kolejny rozdział w środę ;)

5 komentarzy:

  1. Sory ale psujesz mi humor
    Mam nadzieję że między nimi wszystko się ułoży
    I najważniejsze Katy spjer***** wariarko!!!!!!
    Uh mam ochotę walnąć Zayna młotkiem(ogromnym) w łeb!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cooooooo ? �� łamiesz mi sece ale i tak cie kocham �� jestem od początku opowiadania Hahaha i nie moge sie doczekać co będzie dalej całuski ����

    OdpowiedzUsuń
  3. Moje życie legło w gruzach :(

    OdpowiedzUsuń
  4. O nie ! NIE !NIE !! 3xnie ! KATY ! WYPIERDALASZ Z PROGRAMU ! JUŻ !

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam nadzieje ze on nie zerwie z jess dla niej ��

    OdpowiedzUsuń