EDIT: Dodałam obrazki, bo wcześniej zapomniałam.
Czy mi przeszło?
Tak.
Zrozumiałam decyzję Zayna i w pełni go rozumiem.
Jest moim bohaterem i nie obchodzi mnie, co teraz robi. Ważne, że żyje i ma się dobrze. Mam zamiar go wspierać we wszystkim, co zamierza robić.
Zayn's Girl Forever!
<3
Miłego czytania!
P.S. Nie zamierzam zawieszać bloga. Tak łatwo się mnie nie pozbędziecie :)
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
W moim opowiadaniu Zayn nie jest muzułmaninem. Malik daje tylko wygląd postaci, imię i nazwisko. Ja tworzę jego charakter i to kim jest.
*Zayn*
Za dwie godziny uroczysta wigilia, a Jessy jeszcze nie wróciła. Pojechała z tym całym Max'em, a ja nie wiedziałem, co teraz robią. Jak można spędzać tyle czasu w centrum handlowym?
- Zayn! - usłyszałem z dołu.
Poszedłem za głosem, który należał do pani Horan.
- Wołała mnie pani? - zapytałem, stając w drzwiach salonu.
- Pomożesz mi przestawić stół? Mąż wróci za godzinę, a chciałabym już wszystko przygotować.
- Tak, jasne.
Razem przestawiliśmy stół na środek i dostawiliśmy krzesła.
- Przepraszam, że pytam, ale czy będzie jeszcze ktoś oprócz naszej czwórki?
- Dzisiaj nie, ale jutro przyjdą przyjaciele Jessy, a Niall i Melanie przylatują na cały weekend. - odpowiedziała uprzejmie.
Uśmiechnąłem się w podziękowaniu za informację. Mama Jessy powiedziała mi, że dalej sobie poradzi i że mogę iść zacząć się powoli szykować. Bąknęła coś jeszcze na odchodne, żebym się nie martwił o nią, bo wróci na czas. Pewnie chodziło jej o moja ukochaną dziewczynę.
***
*Jessy*
Została mi godzina do kolacji, ale na szczęście miałam już wszystkie prezenty. Odwiozłam Max'a i po zaparkowaniu przed garażem i wyciągnięciu zakupów, wpadłam do domu jak huragan. Mama zapytała mnie o coś, ale nie miałam czasu odpowiedzieć. Rzuciłam jej szybkie "przepraszam" i pobiegłam do siebie. Wybadałam, że Zayn się kąpie i upchałam prezenty do mojej szafki z bielizną. Zdążyłam się odwrócić i zobaczyłam Malika.
- O, wróciłaś. - wymamrotał pod nosem.
Zmrużyłam oczy, nie wiedząc w jakim aktualnie był nastroju. Zezłościł się za ten wypad? Postanowiłam dobrać dobrą minę do złej gry. Nie miałam zamiaru popsuć sobie świąt.
- Cześć. - przywitałam się. - Co robiłeś jak mnie nie było?
- Nic.
- Och. - zaskoczył mnie swoją szybką odpowiedzią.
Nie odezwał się. W milczeniu szukał ciuchów na półce, którą dla niego przeznaczyłam. Miałam dużo miejsca ze względu na to, że resztę rzeczy miałam w mieszkaniu, o którym ciągle nie powiedziałam mulatowi.
Ups?
- Nie zapytasz, co u mnie? - zdziwiłam się.
Nie lubiłam go w takim humorze.
- Widzę, że spędziłaś dobrze czas ze swoim przyjacielem, wiec po co mam pytać?
- O co ci chodzi? - westchnęłam.
- Idę się ubrać. - rzucił i wyszedł.
Myślałam, ze trzaśnie drzwiami, ale o dziwo tak się nie stało. Zachowywał się zbyt spokojnie, żeby zrobić mi na złość, ale też nie był w dobrym nastroju. Chwilę później wrócił w pełni gotowy. Gapiłam się na niego. Ubrał się w dobrze skrojony garnitur, podobny do tych, które nosił w pracy, ale w granatowym odcieniu, nie czarnym. Nie założył krawatu i miał białą, klasyczną koszulę. Był bez butów, a jego stopy pokrywały czarne skarpetki. Do kieszonki włożył białą chusteczkę. Włosy ułożył do góry, czyli jak zazwyczaj. Jego policzki przyozdabiał lekki zarost.
Seksownie.
Chciałam go pochwalić, ale wmówiłam sobie, że i tak mnie zignoruje, więc się nie wysilałam.
- Idę się wykąpać. - powiedziałam luźno i zabierając kosmetyki wyszłam z pokoju.
Stanęłam przed lustrem i odetchnęłam głęboko. Jeśli on będzie obrażał się o wszystko, to nie wiem na jakim etapie znajdzie się nasz związek. Był zazdrosny o Max'a?
Niemożliwe.
- Jessy, kochanie, długo jeszcze? - zapytała mama zza drzwi. - Tata wrócił i chciał się odświeżyć.
- Daj mi piętnaście minut.
Zapomniałam przez chwilę, że jest jedna łazienka i kilku domowników. Eh... Nie to, co w moim mieszkaniu, gdzie mogłam siedzieć w łazience ile mi się podobało. Przygotowałam się szybciej niż robiłam to zazwyczaj i wróciłam do siebie. Malika nie było w pokoju, więc spakowałam jego prezent i dołączyłam go do innych pod choinką w salonie. Przeszłam praktycznie przez cały dom i nigdzie go nie było. Postanowiłam zaryzykować. Zarzuciłam na siebie kurtkę taty i pchnęłam drzwi od tarasu. Były otwarte.
- Co ty tu robisz?
Chłopak odwrócił gwałtownie głowę w moim kierunku i spiorunował mnie wzrokiem.
- Zmarzniesz. - syknął.
Stal przy barierce i trzymał ręce w kieszeni. Widziałam tą mocno zaciśniętą szczękę.
- To ty stoisz tu w samym garniturze. - odpyskowałam.
- Nie musisz się mną przejmować.
- Zayn - jęknęłam. - Co cię ugryzło?
- Mnie? Nic. - wzruszył ramionami nonszalancko.
Wrócił wzrokiem przed siebie.
- Wejdź do środka.
- Nie chcę.
Westchnęłam.
- Zaziębisz się.
- Teraz się martwisz? - uniósł wysoko brwi, patrząc na mnie. - Ciekawe...
Zmarszczyłam czoło zdezorientowana.
- Jesteś zły o to, że wyszłam na zakupy, czy że byłam tam z Max'em?
- Żadna z tych rzeczy. Znaczy... Po części tak, ale nie całkiem.
Obrzydzała mnie obojętność z jaką się do mnie zwracał.
- Więc o co chodzi?
Patrzył na mnie twardo, więc skrzyżowałam ramiona na piersi i czekałam.
- Nieważne.
Wyminął mnie i wszedł do domu. Przewróciłam oczami i poszłam w jego ślady. Nie chciałam dopuścić do złych nastrojów przy stole wigilijnym. Znalazłam chłopaka w moim pokoju, siedzącego na łóżku. Przeglądał telefon i prawdopodobnie właśnie skończył z kimś rozmawiać, bo chwilę wcześniej słyszałam jego podniesiony głos.
- Zayn... - zaczęłam.
- Daruj sobie. - bąknął. - Święta, miła atmosfera i te sprawy.
Zamknęłam na chwilę oczy, żeby się uspokoić. Zapomniałam odwiesić kurtkę ojca i ciągle miałam ją na sobie. Sięgała mi aż do kolan, wiec zakrywała mój strój. Miałam nadzieje, że się nie pogniótł.
- Nie, nie daruję. - powiedziałam twardo. - Jesteś tu, ze mną, są święta i nie zamierzam pozwolić ci strzelać głupich fochów. Albo powiesz mi teraz, o co chodzi, albo sama to z ciebie wyciągnę.
- Spróbuj. - prychnął.
- Malik. - ostrzegłam. - Nie pogrywaj ze mną.
- Ja?
- Zachowujesz się jak dziecko. - warknęłam. - Powiedz mi, o co ci chodzi, słyszysz?
- Nie muszę.
- Do cholery! - uniosłam się. - Masz szczęście, że nie założyłam szpilek, bo już byś dostał jedną z nich w głowę.
Miałam wrażenie, że drgnęły kąciki jego ust, ale rzeczywiście mogło mi się tylko zdawać.
- Jak ja mam wytrzymać z takim bachorem?! Powiedz mi, jak?!
Popatrzył na mnie gniewnie i wstał.
- Ja jestem bachorem? Ja? - mówił powoli. - Przypomnę ci tylko, że zostawiłaś mnie samego w twoim domu i poleciałaś na zakupy ze swoim ukochanym przyjacielem Max'em! Nie chciałaś mnie zabrać i musiałem siedzieć, jak ten idiota, z twoją mamą. Nudziłem się i martwiłem, bo długo nie wracałaś. Nie podoba mi się takie zachowanie z twojej strony. Skoro jesteśmy parą, to czemu coś przede mną ukrywasz, co?! - krzyknął ostatnie zdanie.
Zaniemówiłam. Miał rację...
- Ja... j-ja... - dukałam.
- Co?
- Musiałam wyjść. - powiedziałam cicho. - Nie sądziłam, że tyle mi zejdzie.
- To na pewno Max cię poprosił? - zapytał.
Skłamać, czy nie?
- Nie. - wyszeptałam, spuszczając głowę.
- Rozumiem. - rzucił chłodno. - Zostawiłaś swojego chłopaka, z którym nie widziałaś się praktycznie pół roku, żeby iść na zakupy z pieprzonym przyjacielem, którego widzisz każdego cholernego dnia.
Poczucie winy zalało mnie w ułamku sekundy. Przeszedł mnie dreszcz, a żołądek ścisnął mi się nieprzyjemnie. Mulat stanął przy oknie tyłem do mnie i nie powiedział już ani słowa. Staliśmy tak, ja przy drzwiach on przy oknie, w kompletnej ciszy.
Zmusiłam ciało do ruchu i zbliżyłam się powoli do Zayna. Objęłam go, łącząc dłonie na jego brzuchu. Przygotowałam się na odtrącenie, ale on tylko się spiął.
- Lepiej odejdź. - ostrzegł. - Nie chcę cię odepchnąć.
- Zayn ja...
- Nie tłumacz się. Usłyszałem wystarczająco dużo.
- Nie kłóćmy się, proszę. - jęknęłam żałośnie.
Nie mogłam mu powiedzieć, że pojechałam kupić prezent dla niego.
- Pachniesz papierosami.
- Co? - wytrzeszczyłam oczy. - Przecież ja... A, to kurtka taty! Zapomniałam ja zdjąć.
- W porządku.
- Nie gniewaj się na mnie.
Nie odezwał się.
- Co mam zrobić?
- Nic.
- Zayn... Nie lubię kiedy jesteś taki wobec mnie. Znosiłam to, kiedy nie byliśmy parą, ale teraz mnie tym ranisz.
- Nie zrzucaj winy na mnie, Jessy.
- Nie zrzucam.
- Więc nie wypominaj tego, co było przed naszym związkiem. Wtedy było inaczej.
- Ufasz mi? - zapytałam nagle.
- Tak i tu nie chodzi o Max'a.
- Nie mogę ci powiedzieć wszystkiego. - westchnęłam.
- Rozumiem.
- Zostaw to mnie i po prostu przestań być na mnie zły.
- Nie potrafię. - odwrócił się nagle, przytrzymując moje ramiona. - Czuję w środku coś takiego... To okropne uczucie. Nie umiem opisać tego słowami, ale nie podoba mi się. Nie jestem zazdrosny tylko... Sam nie wiem. Te wszystkie pojęcia związane z miłością są mi obce.
- Spokojnie, nauczymy się wszystkiego z biegiem czasu.
- Myślisz?
- Tak, Zayn. Tak właśnie myślę.
- Dobrze.
Nastała chwila ciszy. Obejmowałam go, a on miał ręce spuszczone po bokach. Chciałam, żeby w końcu mnie dotknął. Wtuliłam głowę w jego pierś, co spowodowało, że oplótł mnie rękoma.
- Przepraszam. - wyszeptałam.
- Wybaczam, ale tylko ten jedyny, ostatni raz. Mnie też można zranić.
- Brakowało mi tego przez cały dzień. - wydusiłam z nosem w jego torsie.
- Mi też.
- Jesteś bardzo zły? Taki zły, że nawet mnie nie pocałujesz?
Jego klatka zawibrowała pod wpływem śmiechu.
- Mogę się poświęcić.
Uniosłam brodę do góry i nadstawiłam usta. Mulat musnął je lekko i uśmiechnął się zadziornie.
- Resztę dostaniesz po kolacji.
Zrobiłam smutną minę.
- No dobrze. - przytaknęłam z porażką.
- W co jesteś ubrana? - poruszył zabawnie brwiami.
- Zobaczysz na dole.
Puściłam mu oczko i skierowałam się do salonu. Posłusznie poczłapał za mną, zupełnie jak mały szczeniaczek.
***
Połamaliśmy się opłatkiem i zasiedliśmy do stołu. Mama z tatą z jednej strony, ja z Zaynem z drugiej. Nie mogłam doczekać się wręczania prezentów. Co chwilę sprawdzałam godzinę. Z zamyślenia wyrwała mnie ciepła dłoń na udzie.
- Wyglądasz tak niewinnie i gorąco. - wyszeptał mulat wprost do mojego ucha.
Zrobiło mi się gorąco. Od kilku dni targały mną różne uczucia. Dobrze wiedziałam, co to oznacza. Za dwa albo trzy dni miałam dostać okresu.
- Jak ci się podoba w San Diego? W Kalifornii? - zapytał mój tata.
Chciałam odpowiedzieć, ale w porę zauważyłam, że to było skierowane do Malika.
- Ciężko stwierdzić, kiedy ciągle siedzę w domu, ale mogę powiedzieć, że jest inaczej niż w Londynie, co nie oznacza, że gorzej. - odpowiedział szczerze.
Upiłam łyk wody, żeby ukryć zmieszanie. Od trzech dni, kiedy Zayn jest ze mną, nie oprowadziłam go po mieście, w którym mieszkam na co dzień. Poczucie winy stało się jeszcze cięższe i miałam wrażenie, że garbię się pod jego ciężarem. Byłam na tyle samolubna, żeby trzymać chłopaka w ukryciu tylko dla własnej przyjemności. Przez ten czas byliśmy nierozłączni, a każdy sen poprzedzał seks. Najważniejsze osoby w moim życiu prowadziły ożywioną konwersację, a ja siedziałam jak ta sierota i nie odezwałam się słowem.
- Myślę, że możemy przejść do prezentów. - powiedziała mama, wstając i prostując sukienkę.
Wyglądała pięknie w eleganckiej, klasycznej czarnej sukience do kolan.
- W pełni się z tym zgadzam. - dodał tata z szerokim uśmiechem.
Przez ten garnitur i wesołe zachowanie miałam wrażenie jakby nagle odmłodniał. Skinęłam głową, a Zayn podał mi dłoń, kiedy podniosłam się z krzesła. Emocje targały moim wnętrzem. A co jeśli mu się nie spodoba?
Usiedliśmy wszyscy na podłodze przy choince.
- Kto pierwszy? - odezwała się podekscytowana mama. - Ja będę rozdawała.
Jednogłośnie się zgodziliśmy, żeby moja DOJRZAŁA rodzicielka robiła za pomocnicę Świętego Mikołaja.
- Pierwszy prezent dla... Davida.
To dla taty. Otworzył z wyczuwalną ekscytacją. Ten upominek był od mamy.
- Zegarek. - rzucił tata na bezdechu. - Idealny.
- Teraz dla... mnie.
Zachichotałam, widząc jej głupawą minę.
Szalona.
- O matko, Jessy! - zawołała, zakrywając usta dłonią. - Zawsze marzyłam o zdjęciu Michael'a Jacksona z autografem!
- Ciężko było, ale się udało. - odpowiedziałam z dumą.
Szukałam go wszędzie i myślałam, że mi się nie uda. Gdyby nie Austin, nie zdobyłabym go.
- Jesteś kochana!
Rzuciła się na mnie i odcisnęła czerwoną szminkę na moim policzku. Skrzywiłam się żartobliwie i lekko ją odepchnęłam.
- Kontynuuj. - upomniał tata.
Z namaszczeniem odłożyła zdjęcie na stolik do kawy i wróciła na swoje poprzednie miejsce.
- Teraz kolej... Jessy.
- Już się boję. - jęknęłam, wiedząc że to prezent od rodziców.
Powoli oderwałam papier z podłużnego, płaskiego pudełka i uchyliłam wieko. Zamurowało mnie. Szybko wyciągnęłam to, o czym marzyłam od dawna. Okey, od jakiegoś miesiąca, ale gdy to zobaczyłam, dosłownie mnie urzekło.
- Sweter z reniferem? - zapytał zdezorientowany Zayn.
- Tak! - pisnęłam. - Jest taki słodki!
Przewrócił oczami, kiedy pomachałam mu nim przed twarzą. Zaśmiał się i wyrwał mi upominek.
- Opanuj się, to ci go oddam.
Przytaknęłam gorączkowo głową i wyciągnęłam ręce. Chłopak dyskretnie pochylił się do mojego ucha.
- Chciałbym cię w nim zobaczyć... Tylko w nim.
Zachłysnęłam się powietrzem, ale mistrzowsko ukryłam to za szerokim uśmiechem w podziękowaniu dla rodziców. Zajrzałam jeszcze raz do pudełka. Na spodzie leżała karta upominkowa do mojego ulubionego sklepu z ciuchami i nowa książka Stephena Kinga.
- Pierwszy egzemplarz. - zwrócił uwagę tata.
Wytrzeszczyłam oczy.
- Co?
- Specjalnie dla ciebie. Zajrzyj na pierwszą stronę.
Zrobiłam to i... Nie wierzyłam własnym oczom. Własnoręczny podpis autora! Z radości nie mogłam wydusić z siebie słowa. Mama oszczędziła mi męki i dalej bawiła się w Śnieżynkę.
- Zayn. - powiedziała, podając mu małe pudełeczko.
Mulat zmarszczył czoło. Nie spodziewał się?
- Um, dziękuję. - wydukał. - Otworzę później.
Patrzyłam na niego bez zrozumienia. Nie chciał zobaczyć, co mu kupiłam? Może nie lubił świąt i spędzał je tylko ze względu na mnie... Czeka nas kolejna poważna rozmowa.
Ehh.
- Jeszcze jeden dla Davida. - oznajmiła z czułym uśmiechem.
Tata otworzył i znieruchomiał.
- Jessy... kupiłaś mi bilety na mecz hokeja?
- Tak, tato.
Zmarszczył czoło, przyglądając się intensywnie podarunkowi.
- Ale...
- Wiem, że bardzo chciałeś zobaczyć BlueBirds w akcji, więc... Proszę bardzo.
- Córeczko... - zaczął, ale głos mu się załamał.
Tata kochał hokej od małego. Niestety nigdy nie stać go było na bilet, a potem zatracił się w roli żywiciela rodziny.
- Wystarczy skromne "dziekuję'. - puściłam mu oczko.
Pochylił się i objął mnie ramieniem w lekkim przytuleniu. Poklepałam go po plecach pocieszająco.
- Ostatni jest dla mnie.
Ostatni? Dobra... Może nie liczyłam, że dostanę coś od Zayna, ale jednak trochę posmutniałam.
- Dziękuję mężu za karnet na aerobik. - prychnęła żartobliwie mama.
- Proszę, skarbie.
Mama spiorunowała go wzrokiem i jeszcze raz spojrzała na podarunek.
- Czy to?
- Tak. - przyznał tata.
- To bilety do opery. Zawsze chciałam iść do opery. Nawet kiedyś kupiłam sukienkę, ale... To dlatego ten aerobik, racja? Chcesz żebym zmieściła się w moją starą sukienkę?
Ojciec przytaknął z szerokim uśmiechem. Mama szybko cmoknęła go w usta, ściskając w dłoni bilet. Czy kiedykolwiek będzie mi dane być z kimś w tak zażyłej relacji jak moi rodzice?
Pragnęłam tego z całych sił.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nie zapowiadam kolejnego, bo być może z uwagi na przerwę świąteczną rozdział pojawi się wcześniej i BYĆ MOŻE na jednym się nie skończy ;)
Mam Cię cholera zabić?!
OdpowiedzUsuńCzemu koniec rozdziału?!
Właśnie teraz?!
Chcę już kolejny, bo tam będzie awww
Jestem pewna, że Zayn ma coś dla Jess, tylko da jej na osobności :D
ciekawe jak Zen zareaguje na wiadomość o domu Jess. Mam nadzieję, że nie spędzą całej wizyty u rodziców, a w domu Jess.
Chcę już next! :*
Rozdział rewelacyjny kocham kocham kocham! :* <3
@ZenFapFap
Cholera no! Dlaczego ty mi to dziewczyno robisz? XD
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że szybko pojawi się kolejny rozdział <3
Zayn's Girls rulezzz!
Agata
Ciekawe co dostal Zayn? ;) super!
OdpowiedzUsuń@AniaSkałkowska plissss daj znać :) Rozdział zadymisty :* Czekam next ^^
OdpowiedzUsuńOooo jejku *.*
OdpowiedzUsuńOooo jejku *.*
OdpowiedzUsuń